Mam nadzieję ,że nie będzie tak jak pisze anderstud i nie zobaczymy się tu za klika miesięcy z gangreną, która powstała z tej rany lecz że rana się zagoi.
[damian87]Ona wie, że nie musi się o Ciebie bać.
jednak nie jest obojętna, a bynajmniej nie była do czasu historii , którą opisuję...w dalszym ciągu widzę zazdrość, lecz teraz już logiczną, dojrzałą a nie taką na wyrost. Wiele razy słyszałem,że to że teraz nie robi mi scen to nie znaczy ,że ma mnie gdzieś, pewne rzeczy ją bolą ale potrafi nad nimi zapanować i powiedzieć co sprawiło jej "przykrość"
Symetryczność związku...tak jak pisałem to raczej ja zawsze ( przyjemniej przez długi czas związku) wyciągałem rękę na zgodę...może tak mi pasowało, mam taki charakter ,że nie umiem się gniewać i pielęgnować "urazy". Teraz się to zmieniło, ona też potrafi przemyśleć, podejść pierwsza. Zawsze też wydawało mi się że ludzie żyją zbyt prosto, lekko, dla siebie, że wystarczy wyjść trzasnąć drzwiami i stworzyć nowy związek...Ale z niego też można wyjść i znowu trzasnąć drzwiami...czy to jest droga ? ... dla mnie raczej nie
[Ela210] Nie sadzę też, by jego żona była osobą z deficytami względem swojej kobiecości i potrzebowała adoracji innych- gdyby tak było- zauważył by to wcześniej i nie byłby to jej pierwszy romans.
Zauważyłem to już wcześniej, i wydaje mi się,ze żadna podobna sytuacja nie miała miejsca, bynajmniej nic o tym nie wiem. Druga sprawa , o której być może nie napisałem do tej pory to to , że zona ma naturę kokietki/flirciary nie stwarza sztucznych barier ale do tej pory zawsze wiedziała , gdzie jest zdrowa granica, co można powiedzieć i zrobić a czego już nie wypada. I potrafiła być stanowczo powiedzieć stop. A mnie to nie przeszkadzało, bo jej ufałem i widziałem,że nigdy nie przekroczy granicy a cała sytuacja sprawia jej przyjemność.
Było kilka rozmów... jestem świadom,że wcześniej też były rozmowy.
Zobaczymy na ile szczere i głębokie...ja uważam ,że głębokie jak dawno nie były, może jak nigdy. Czy szczere...wierzę ,że tak...bo bez wiary chyba nic się nie zbuduje i można dać sobie spokój z próbami.
Usłyszałem ,że może faktycznie, może było zauroczenie nowym człowiekiem, ale żadna miłość bo naprawdę kocha się tylko raz a ona kocha...tajemnica,sytuacja...to nakręcało znajomość...usłyszałem,że to nie było rozsądne,od samego początku niewłaściwe , nie prowadziło do niczego dobrego dla nas...usłyszałem też "nie mierz mnie swoją miarą" bo wiem co to flirt a co zdrada...
Żona wyciąga dłoń, próbuje się uśmiechać...pewnie normalna kolej rzeczy, obrony siebie...
Mówi też, że nie zamierza tego rozpamiętywać w nieskończoność, że chce żyć dalej, za dużo było łez i smutku w jej życiu (fakt było, nie przeze mnie...koleje losu) ,żeby teraz nad tym płakać w nieskończoność. Mamy znaleźć czas dla siebie, zająć się sobą, pielęgnować dobre momenty...
Powiedziała o swoich życiowych obawach, o tym co ją smuci, o czym nie chce myśleć , bo gdyby myślała to by całkiem zgorzkniała i straciła przyjemność życia.
Może to i fakt ,że jak człowiek jest przyparty do muru i nie może już nic odje...to zmienia spojrzenie,lub broni się ze wszystkich sił. Ale uważam też ,że to można sprawdzić tylko w życiu, w codziennym funkcjonowaniu, bo zapewnienia to jedno a rzeczywistość to drugie.
Zobaczymy co będzie z tej naszej szansy...czas pokaże
Co mogę jeszcze napisać... ?
Pociesza mnie fakt, że tematy "okołołóżkowe" faktycznie zajmowały śladową ilość korespondencji, że w miarę upływu czasu robiło się coraz bardziej normalnie,"koleżeńsko" choć jako facet...być może prymitywny...uważam że prawdziwa przyjaźń między facetem i kobietą jeśli się sobie podobają...nie jest możliwa...Pociesza mnie fakt,że jak patrzę w jej oczy to widzę zmianę...głęboką ? to się okaże...a po tylu latach wiem ,że nad spojrzeniem najtrudniej jej zapanować...