Witam
Facet na damskim forum...
Bez zbędnego owijania w bawełnę.
Jesteśmy razem ponad 20lat, dzieci , dom
Żona od zawsze była o mnie bardzo zazdrosna,bywały awantury,choć powodów nie było.
Z racji pracy obracałem się często w damskim towarzystwie,jakoś nie najgorzej tam wyglądam więc żona robiła mi jazdy, że ta ma ochotę na mnie, tamta.
Wystarczyło ,że przyszła do nas jakaś znajoma, która spojrzała na mnie z zainteresowaniem, i była u nas ostatni raz.
Ogólnie wyzbyłem się znajomych żeby nie było podstaw do awantur. Nasi znajomi to jej znajomi, ja w zasadzie swoich nie mam. Dla świętego spokoju.
Imprezy integracyjne czy jakieś wyjścia ze znajomymi z pracy...nie było takiej opcji.
Jakieś 5 lat temu zdarzyła mi się przygoda ze znajomą. Tak naprawdę dla przekory...bo skoro mam słuchać ,ze coś robię nie robiąc nic to może posłucham jednak coś robiąc...
Nie było to nic wielkiego( z mojej perspektywy) trwało 1-1,5 miesiąca, jakieś głupie gadki na GG, później jakieś 3 kawy, jednego razu trochę nas poniosło i zdarzył się pocałunek w aucie.
W sumie nie wiem jak by się to skończyło , choć jak o tym myślę to nie posunąłbym się do pójścia do łóżka ...
Sprawa się skończyła,maż znajomej rozgryzł jej gg i całą sprawę, przekazał mojej żonie, była konfrontacja, łzy i trudne dni.
Okazało się ,że znajoma się zakochała, prosiła po wszystkim o spotkanie kilka razy, mówiła ,że coś czuje i chce o tym porozmawiać...odciąłem się od tego, urwałem kontakt,i nigdy do niego nie wróciłem, choć mieszkaliśmy na tyle blisko,że widywałem czasem i ją i jej męża ( nie życzę tego nikomu choć on zachował się bardzo dyplomatycznie bez żadnych wyzwisk, rękoczynów, zastraszania, pełna kutura).
Mieliśmy cięższe kilka miesięcy ale postanowiłem dać z siebie wszystko, nie robić nic co mogłoby zostać źle odebrane, mówiłem o wszystkim co mogło być podstawą do kłótni, o spotkaniach w interesach, nawet o sprawach o których być może nie powinienem.
Postawiłem wszystko na rodzinę,na żonę
Po tym wszystkim praktycznie zbudowałem jej ołtarz. Bolało mnie bardzo i do tej pory boli,że musiała przez to wszystko przejść,że ją zraniłem, zawiodłem najlepszą przyjaciółkę jaką kiedykolwiek miałem. Cały czas mówiłem sobie,że ona nigdy by czegoś takiego nie zrobiła, że jest dla mnie wyznacznikiem prawdy, miłości, zaufania.
Wszystko wróciło na dobre tory jakieś 3-4 lata temu
Ja staram się bardziej niż kiedykolwiek...jakiś dobry obiad, drink,winko,film,kwiaty bez powodu,żeby było miło.
Czasem uda się gdzieś wyjść, czasem nawet wyjechać , ponieważ dzieci już potrafią się zająć sobą.
Nasi znajomi zazdroszcząc na tego jak blisko jesteśmy po tylu latach małżeństwa, mówią ,że się sobą nie znudziliśmy i nasza miłość jest świeża,młoda,nie wypalona.
Kocham ją bardzo, ona mnie też(tak mówi)
Druga strona
Pozwoliłem jej wyjść kilka razy do klubu z koleżanką
Na jednym z takich wyjść pod koniec wakacji poznała mężczyznę.
Powiedziała mi o tym, choć w zasadzie to trochę sam to odkryłem, ponieważ użyła mojego telefonu do napisania maila do niego.
Tak czy inaczej nie przeczyła,że coś tam napisała...ok szczerość...niech będzie.
Powiedziałem,że jak bardzo musi to niech coś tam napisze, tylko ile ma zamiar to ciągnąć i gdzie to prowadzi, do czego to jest potrzebne i po co to.
Nie wytrzymałem,zrobiłem awanturę, powiedziałem,żeby skończyła...w odwecie dostałem przypomnienie tego co ja zrobiłem.
Przemyślałem, fakt ma dużo racji, mam za swoje...ale przez przypadek dostałem się do konta mailowego.Maile nie ustawały , czasem było ich naprawdę dużo w ciągu dnia. Przeczytałem maila...że mogłaby to skończyć, ale nie chce bo chce zobaczyć co z tego wyjdzie, jak to się rozwinie, że człowiek jest świetny,że się im rozmawia jak by się znali od zawsze...
Nie wytrzymałem,zrobiłem awanturę,powiedziała,że już to kończy, że już się skończyło.
Nic się nie zmieniło, poza tym ,że zmieniła maila...i poza tym ,że ona się zmieniła...mówi,że jak chcę wyjść z kolegami to nie ma problemu, ona też wyjdzie z koleżanką...o ironio
Piszą z sobą ciągle, spotkali się na kawie, raz ,drugi ,trzeci, tak przelotem w drodze do pracy czy z pracy. Żona przyciśnięta odkrywa jakieś tam karty.
Zarys jest taki: facet się jej bardzo podoba;nie jest nachalny,nie mówi ciągle o seksie, twierdzi,że nie jest taki jak inni, ze nie chce jej tylko przelecieć. Ma rodzinę. Rozmawia się im dobrze prawią sobie komplementy...Mówi,że to tylko rozmowy,że jest sympatycznie...ale nie wiem czy nie poczuła "motyli w brzuchu". Padło stwierdzenie "wiesz co ja bym chciała to jedno a co mogę to drugie"
to tylko rozmowy, nikt nikomu krzywdy nie robi, nikt nie zamierza od nikogo odchodzić. Ale był też wieczorny drink w klubie , pocałunek w drodze powrotnej,bliskość...
Nie unika mnie, przytula się,rozmawia,żartuje,jest sex, jest czułość,ogólnie powiedziałbym kwitnie...
Po kolejnym naszym przegadanym weekendzie(że po co to wszystko jak mamy siebie) stwierdziła,że faktycznie, jestem super,dbam o wszystko, że kończy tą znajomość...
......nie skończyła....ciągnie się to dalej,może po tych moich jazdach częstotliwość spadła,ale trwa to dalej i będą koleje kawy na 100%
Czuję się podle, tak jak wtedy gdy ją zraniłem, tylko teraz to ona zraniła mnie. A ja miałem ją za wzór. Najgorzej boli mnie to ,że już tyle razy mnie okłamała, zawiodła zaufanie. Przychodzi i patrzy tymi swoimi ślicznymi oczami i mówi,że faktycznie to głupie, że już kończy...a nie kończy. Nie potrafi tego skończyć. Mówi,że to nic wielkiego,że nic nie robią prócz rozmów. W to jestem jeszcze w stanie uwierzyć tylko po co. Ile to będzie trwało. Kiedy się skończy.
Czuję się taki nic nie warty, skoro musi szukać rozmów z kim innym i potwierdzenia swojej atrakcyjności przez innego faceta. Ja tyle lat jej mówię,że jest świetna, że ją uwielbiam...
Mam wrażenie ,że nic do niej nie dociera. Nie mogę patrzeć jak żyje w dwóch światach. Jak nie ma jej obok mnie to czuję straszną pustkę, nie mogę normalnie funkcjonować.
Czasami myślę,że wolałbym,żeby się z nim przespała i skończyła raz na zawsze tą znajomość i była na 100% moja,że byłoby to lżejsze niż świadomość tego ,iż ciągle z nim rozmawia i spotyka jeśli nadarzy się okazja.
Nie wiem...ma za swoje ? mam się zamknąć i zaakceptować to ? Zwariowałem ? mam się leczyć ?
Jak to wygląda z kobiecego punktu widzenia ? Czego brakuje, czego zabrakło ?
Pozdrawiam
Mat