justam3 napisał/a:Jestem mężatką od 15 lat, razem jesteśmy 16,5 roku. Mamy 13-letnią córkę. Mam 40 lat, mąż 37.
Mój mąż jest dla mnie najdroższą osobą na świecie, bardzo go kocham. Nie wyobrażam sobie życia bez niego. Jest dla mnie wszystkim co mam. Uwielbiam go.
alarm nr 1, zrzucenie odpowiedzialności za swoje szczęście na drugą osobę, oczekiwanie, że ktoś będzie dla ciebie całym światem? Ma-sa-kra.
justam3 napisał/a:Od jakiegoś czasu czuję się odepchnięta, nieważna, nie warta uwagi, wyśmiana za prośby o uwagę… Czuję się zbywana, bo jestem zbywana za każdym razem gdy zaczynam żebrać o uwagę, uczucie… Jest coraz gorzej.
alarm nr 2. Żebrzesz o uczucia? O matko. Po co? W jakim celu? Dobrze się poczujesz, jak pan łaskawie rzuci okruchem litości czy pogłaszcze?
justam3 napisał/a:Na przestrzeni 2 ostatnich lat dużo wydarzyło się w naszym związku, mieliśmy masę problemów z dogadaniem się na różnych płaszczyznach. Opornie, jednak z większymi i mniejszymi sukcesami, metodą małych kroków udało się nam osiągnąć porozumienie w wielu kwestiach. Mam wrażenie, że to dzięki mojej konsekwencji w działaniu dla dobra naszej rodziny, ale też dzięki zrozumieniu przez męża kwestii, o które się ścieraliśmy. Myślałam, że nasz związek jest silniejszy po tych przejściach. Zaczęłam wierzyć, że nic nie jest w stanie zabić wiążącej nas silnej więzi uczuciowej. Cokolwiek by nie było zawsze myślałam , że tyle już przeszliśmy, że dalsza droga będzie już łatwiejsza, bo większość problemów już za nami…
A może za wcześnie spoczęliście na laurach? Nie wiem, rozważam sobie.
justam3 napisał/a:W ostatnim czasie jednak wydarzyło się dużo sytuacji, które całkowicie zaburzyły mój spokój o przyszłość. Mój mąż jest taksówkarzem od 2 lat. Ma etap zarabiania kasy, pracowania ponad siły z niekorzyścią dla naszej rodziny. Nie spędzamy już razem wolnego czasu. Mój mąż po pracy (pracuje od 2 w nocy do 18-tej) bierze prysznic, zjada obiad, beknie i idzie spać. Twierdzi, że i tak ja oglądam te swoje seriale, więc po co on ma za mną siedzieć jak musi wstać o 2 do pracy… Kiedyś chodziliśmy na spacery, mogliśmy wówczas porozmawiać o naszych sprawach, spędzaliśmy więcej czasu razem, skupiając się na naszej relacji. Teraz widzę i czuję, że mężowi na tym nie zależy. Od 2 mcy jest całkowicie obojętny na moje prośby, płacze, nawet groźby.
No gdybym musiała pracować od 2 do 18, a potem jeszcze zamiast mieć czas na odpoczęcie, zajmować się kimś, kto płacze i grozi...? No to chyba bym szybko zwiała.
justam3 napisał/a:Czuję się jak żebrak gdy proszę o uwagę, a on mnie wyśmiewa i przedrzeźnia że zaraz się rozpłaczę… A ja tylko proszę żeby poświęcił mi czas, żeby przytulił, dał troczę siebie, bo za nim bardzo tęsknię…
Ja bym się wkurzyła, a nie płakała. Tu masz konsekwencje alarmu nr 1, to znaczy, że jesteś okropnie zależna od niego, od jego uwagi, stał się całym twoim światem, że nie masz innych zdrowych sposobów na zaspokojenie potrzeb emocjonalnych. Gdybyś miała bliskich, rodzinę, przyjaciół - nie musiałabyś tak rozpaczliwie domagać się jego uwagi. Być może dzięki temu też znalazłabyś w sobie więcej spokoju, równowagi ale i zrozumienia, że raczej dla fantazji nie spędza w pracy, yyy, 16 godzin?! Człowiek powinien przesypiać średnio 8h, więc nie wiem, jak on funkcjonuje, pewnie nie najlepiej, a zamiast snu ma pretensje.
justam3 napisał/a:On za to atakuje mnie głupstwami, że np. nie pojechałam z nim na grób jego brata to dlaczego on ma mi poświęcać uwagę… Ja na to, że nie pojechałam, bo zignorował moje prośby o wspólny czas, że mnie znowu wyśmiał i poniżył słownie, że nie czuję jego miłości i zaangażowania w naszą relację i dlatego nie pojechałam, bo było mi przykro i nie umiem nad takim zachowaniem przejść do porządku oraz udawać, że nic się nie stało. On odbija piłeczkę, że to mnie nie zależy, że gdyby mi zależało to bym pojechała z nim na ten grób… Ale to, że ze mną na groby nie pojechał nie jest ważne, bo on w tym czasie zarabiał kasę i że się czepiam i mam skończyć… Zupełny brak porozumienia.
Mhm. TOTALNY brak. Zero. Bo jak ty narzekasz, to mega ważne, a jak on, to "głupstwa", nie? Z tego co piszesz, to ani ty nie masz ochoty dla niego nic robić, ani on dla ciebie. Zero dawania sobie prezentów w postaci przymknięcia oka, w postaci "ach, zrobię to, bo go kocham" tylko zimna wymiana "ty nie pojechałeś, to i ja nie pojadę", takie zupełnie dziecinne oddawanie komuś, kto mi zrobił przykrość. Mmmm, aż się człowiek rozpływa od tej czułości i miłości...
justam3 napisał/a:W dniu wolnym, gdy jestem w domu, woli wypić kawę na stacji paliw z kolegami taksiarzami niż ze mną w domu, mimo, że mówię, iż jest mi z tego powodu przykro.
Acha, szantaż emocjonalny. Zrezygnuj, bo "mi przykro".
justam3 napisał/a:Codziennie pije z nimi tę kawę i raz nie może zrezygnować aby spędzić te 0,5 godziny ze mną. Nawet na to go nie stać. Oczywiści mówi, że wymyślam, wyolbrzymiam, czepiam się… Na moje płaczliwe prośby o czas dla mnie reaguje nerwami, każe się mi się odczepić i przestać znowu wymyślać. Za każdym razem mnie odrzuca, czuję, że go męczę za każdym razem gdy chcę porozmawiać o naszym związku. Nie dociera do niego powaga sytuacji, w jakiej się znaleźliśmy.
Bo dla niego to nie jest "poważna sytuacja" tylko twoje fochy, błaganie, grożenie, płacz, zakazy i nakazy. Tego co piszesz nie da się traktować poważnie.
justam3 napisał/a:W nerwach rzucił mi, że co prawda obiecał swoim rodzicom że jeszcze ze mną wytrzyma, ale już nie daje rady. Później twierdził, że sobie to wymyśliłam, że tak nie mówił. Był agresywny gdy to mówił, kilka razy mnie odepchnął, popchnął na kanapę, pokazał swoją siłę, szarpnął za rękę.
Na to nie mam słów, mam zerową tolerancję na agresję i przemoc. NIE. Po takiej akcji facet marne, marniutkie miałby u mnie szanse. Ale ty nadal żebrzesz o jego uczucia, mimo że on tak cię traktuje, więc dlaczego on ma cię traktować poważnie?
justam3 napisał/a:Kilka dni temu pojechałam za nim do pracy po 2 w nocy aby zobaczyć co robi i jak wygląda ta jego praca. Nie kryłam się z tym, powiedziałam mu, że będę patrzeć jak pracuje, ponieważ chcę zrozumieć dlaczego opuszcza mnie codziennie o 2 w nocy, dlaczego woli być w pracy niż na spotkaniu rodzinnym w dni świąteczne, dlaczego gdy tylko rozpoczynam rozmowę na nasze tematy to trzaska drzwiami i ucieka do pracy… Jeździłam za nim 3 godziny, większość czasu stał z innymi taksiarzami i rozmawiał… Woli to ode mnie w łóżku.
Rozumiem, że ma leżeć w łóżku i nie zarabiać?
justam3 napisał/a:Zrozumiałam, że już mu na mnie nie zależy, nie jest wstanie się poświęcić dla dobra naszej relacji. Nie chce tego zrobić.
Och, bo związek, to wieczne poświęcenia, nie? Borze, nigdy nie zrozumiem, dlaczego ludzie tak uważają i wręcz OCZEKUJĄ, że ktoś się dla nich "poświęci". Ty chcesz wymusić na nim poświęcenie.
justam3 napisał/a:Zwala winę na mnie, że to ja jestem problemem. Nikt mi nie powie, że to normalne jak małżonek pracuje tyle godzin i zawala relacje w domu. Nie dam sobie powiedzieć, że kasa jest ważniejsza od spotkań rodzinnych, których mamy naprawdę niewiele. Wspomnę jeszcze, że mąż mój nie rekompensuje mi w żaden sposób tego, że non stop pracuje. Nigdy nie wykonał żądnego ruchu (mimo moich ogromnych próśb) by w jakiś sposób mnie „udobruchać” po nieobecności, bo chce zarabiać kasę.
Nie dość, że pracuje, żebyście mieli kasę, to jeszcze ma ciebie przepraszać, że pracuje? Nie rozumiem.
justam3 napisał/a:Finansowo w ogóle nie mam korzyści z tego, nawet ich nie chcę. Ja chcę męża przy sobie, o 2 w nocy chcę go przytulić a nie załamywać się po raz kolejny, że znowu wychodzi z łóżka bo kasa ważniejsza. Zaczęłam sprawdzać jego bilingi telefoniczne, pobór Internetu z telefonu komórkowego i okazało się, że pomiędzy 2 a 3:30 lub 4 w nocy nic nie ma, nawet poboru Internetu.
Zaufanie nawet nie istnieje w twoim słowniku.
justam3 napisał/a:Pojawia się pytanie jak to możliwe i co mój mąż faktycznie robi jeśli po sprawdzeniu paragonów z jego kasy fiskalnej nie ma kursów tych godzinach.., To po co wyjeżdża tak rano? Gdy zadaję mu to pytanie to reaguje agresywnie, atakuje, odwraca na inne tory, zarzucając mi cokolwiek aby odwrócić uwagę od problemu, który drążę. Tak jest ze wszystkim, z czym się do niego zwrócę.
Najwyraźniej ma coś do ukrycia.
justam3 napisał/a:To tylko namiastka innych sytuacji. Zawsze kończy tym , że znowu się czepiam, wymyślam, wyolbrzymiam itd., ale nie robi niczego żeby uspokoić moje podejrzenia, żeby zniwelować moje problemy z jego zachowaniem wręcz przeciwnie atakuje i odrzuca chęć porozumienia bo jak twierdzi nie będę nim rządzić… Natomiast gdy proszę aby odwrócił sytuację i wyobraził sobie, że to ja się tak zachowuję jak on, że ja pracuję od 2 w nocy do 18tej, że ja odrzucam jego prośby o wspólnie spędzony czas, że ja pakuję się w plecak i wyjeżdżam nie informując go, że nie wrócę na noc… Oczywiście znowu atakuje i nie dochodzi do żadnego porozumienia, nie chce pojąć mojego stanu troski i załamania po tych wszystkich sytuacjach. Nie rozumie mojej potrzeby bliskości, mam wrażenie, że wręcz ucieka ode mnie. To postępuje, nie zmienia się, jest coraz gorzej.
Ty jego też nie rozumiesz. Ot, wasza historia, zgniewanych małżonków, co to nic nie rozumieją, i walczą ze sobą o to, czyje na wierzchu.
justam3 napisał/a:Nie mam pojęcia co robić i czy w ogóle coś jeszcze robić. Uważam, że zrobiłam dużo ze swojej strony aby zmienić taki stan rzeczy. Wielokrotnie mówiłam, że kocham i po prostu tęsknię za nim dlatego proszę o uwagę, o nic innego. Zasługuję na to. Jestem dobrą żoną i matką. Dbam o dom, o siebie, jestem atrakcyjną kobietą, szczupłą, zgrabną. Jestem operatywna, praktyczna, nie wydaję kasy na lewo i prawo. Pracuję, szanuję każdy zarobiony grosz, oszczędzam. Potrafię wszystko załatwić, nie ma dla mnie rzeczy, którym nie podołam. Potrafię zmierzyć się ze wszystkim. Jestem szczera, nie oszukuję, nawet gdybym miała z tego tytułu mieć problemy to zawsze jestem prawdomówna. Brzydzę się kłamstwem i oszustwem. Jestem lojalna i oddana. Nidy nie flirtowałam z innym mężczyzną, nawet nie tańczę z innymi tylko z mężem. Przez tyle lat razem nigdy nie zawiodłam go jako żona, gospodyni, kochanka… Zawsze robię wszystko na 100%, staram się aby był zadowolony, a on nie chce mi dać trochę swojej uwagi i szydzi z moich potrzeb… On dla mnie jest najważniejszy i chciałabym czuć to samo: że też jestem dla niego najważniejsza, ale za każdym razem mam potwierdzenie, że tak nie jest. Nie wiem co robić. Odpuścić? Pozwolić na spłaszczenie naszego związku, na codzienną monotonię do wyrzygania? Bo chyba o to chodzi mojemu mężowi, jemu już się chyba nie chce. Czuję, że jego uczucie bardzo osłabło i nie chce dalej inwestować uczuciowo w naszą relację.
Wow twój opis "zalet perfekcyjnej pani domu" pokazuje, że zmieniłaś się z całkowitą myślą o nim i o rodzinie, zero myśli o sobie, oczekując tego samego. a to tak nie działa. Dlaczego? Bo "poświecenie" i "bycie dla kogoś całym życiem" to nie jest marzenie wszystkich ludzi, ba, jest wyjątkowo paskudnie toksyczne.