Czy to już koniec związku? - Netkobiety.pl

Dołącz do Forum Kobiet Netkobiety.pl! To miejsce zostało stworzone dla pełnoletnich, aktywnych i wyjątkowych kobiet, właśnie takich jak Ty! Otrzymasz tutaj wsparcie oraz porady użytkowniczek forum! Zobacz jak wiele nas łączy ...

Szukasz darmowej porady, wsparcia ? Nie zwlekaj zarejestruj się !!!


Forum Kobiet » MIŁOŚĆ , ZWIĄZKI , PARTNERSTWO » Czy to już koniec związku?

Strony Poprzednia 1 2

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Posty [ 66 do 92 z 92 ]

66 Ostatnio edytowany przez EeeTam (2017-11-06 13:56:39)

Odp: Czy to już koniec związku?
Ela210 napisał/a:

Co ciekawe, jesteś na tym forum chyba jedynym facetem uważającym mnie za osobę z definicji nienawidzącą mężczyzn i obarczającą ich zawsze winą

Nawet się nie trzeba naszukać:

Nie wiem czemu link nie działa, więc zacytuję:
underdog
A niestety ze strony części użytkowniczek (delikatny przytyk w stronę Eli210 smile ) widzę nastawienie typu "udowodnię mu, że to on jest wszystkiemu winien. W końcu on jest facetem, wina MUSI być po jego stronie"
.

A co do pani, to proponuję zwrócić uwagę, że irytuje ją nie tylko mąż (pracuje i zarabia mało - źle, pracuje i zarabia dużo - też źle). Autorka nie może pracować w dużej firmie, bo irytują ją współpracownicy ("goniące szczury, podpieprzacze i czopki"). Zatem pracuje w małej, gdzie irytują ją klienci ("niezadowoleni, męczący"). To jest człowiek wiecznie niezadowolony, niezadowolony w pracy, niezadowolony w domu. Są tacy ludzie, wyjątkowo toksyczni, których życiowym celem jest dopasowywanie innych do siebie i irytowanie się, jak ktoś wierzga. A najlepsze jest to, że jak taki człowiek osiągnie to co chciał (jak autorka, zmusiła męża do zmiany pracy), to znajdzie kolejny powód do bycia niezadowolonym. Nie ma bata, z takim człowiekiem nigdy nie będzie spokoju.

Zobacz podobne tematy :

67

Odp: Czy to już koniec związku?

Ja nie czaję, skąd założenie, że pretensja była o jego ówczesne niskie zarobki - ja tam widzę krytykę, że się nie dorzucał, tylko "zarabiam mniej to całe moje". Też by mnie to wkurzało - wiadomo, jak ktoś w związku zarabia mniej, to ciężko oczekiwać, by wrzucał "do skarbonki" tyle samo, ale nawet z najniższej krajowej można dorzucić połowę, a drugą mieć na swoje zachcianki.

68

Odp: Czy to już koniec związku?

Kobieto ocknij się na 99,9 % ma kogoś innego a Ciebie ma już generalnie w d...e. !!!! I połowę czasu który niby pracuje spędza z tamtą kobietą.
Nigdy nie przestanie mnie zadziwiać ludzka naiwność.

69

Odp: Czy to już koniec związku?
EeeTam napisał/a:
Ela210 napisał/a:

Co ciekawe, jesteś na tym forum chyba jedynym facetem uważającym mnie za osobę z definicji nienawidzącą mężczyzn i obarczającą ich zawsze winą

Nawet się nie trzeba naszukać:

Nie wiem czemu link nie działa, więc zacytuję:
underdog
A niestety ze strony części użytkowniczek (delikatny przytyk w stronę Eli210 smile ) widzę nastawienie typu "udowodnię mu, że to on jest wszystkiemu winien. W końcu on jest facetem, wina MUSI być po jego stronie"
.

A co do pani, to proponuję zwrócić uwagę, że irytuje ją nie tylko mąż (pracuje i zarabia mało - źle, pracuje i zarabia dużo - też źle). Autorka nie może pracować w dużej firmie, bo irytują ją współpracownicy ("goniące szczury, podpieprzacze i czopki"). Zatem pracuje w małej, gdzie irytują ją klienci ("niezadowoleni, męczący"). To jest człowiek wiecznie niezadowolony, niezadowolony w pracy, niezadowolony w domu. Są tacy ludzie, wyjątkowo toksyczni, których życiowym celem jest dopasowywanie innych do siebie i irytowanie się, jak ktoś wierzga. A najlepsze jest to, że jak taki człowiek osiągnie to co chciał (jak autorka, zmusiła męża do zmiany pracy), to znajdzie kolejny powód do bycia niezadowolonym. Nie ma bata, z takim człowiekiem nigdy nie będzie spokoju.

To jest Was dwóch.. smile

70

Odp: Czy to już koniec związku?
Ela210 napisał/a:
EeeTam napisał/a:
Ela210 napisał/a:

Co ciekawe, jesteś na tym forum chyba jedynym facetem uważającym mnie za osobę z definicji nienawidzącą mężczyzn i obarczającą ich zawsze winą

Nawet się nie trzeba naszukać:

Nie wiem czemu link nie działa, więc zacytuję:
underdog
A niestety ze strony części użytkowniczek (delikatny przytyk w stronę Eli210 smile ) widzę nastawienie typu "udowodnię mu, że to on jest wszystkiemu winien. W końcu on jest facetem, wina MUSI być po jego stronie"
.

A co do pani, to proponuję zwrócić uwagę, że irytuje ją nie tylko mąż (pracuje i zarabia mało - źle, pracuje i zarabia dużo - też źle). Autorka nie może pracować w dużej firmie, bo irytują ją współpracownicy ("goniące szczury, podpieprzacze i czopki"). Zatem pracuje w małej, gdzie irytują ją klienci ("niezadowoleni, męczący"). To jest człowiek wiecznie niezadowolony, niezadowolony w pracy, niezadowolony w domu. Są tacy ludzie, wyjątkowo toksyczni, których życiowym celem jest dopasowywanie innych do siebie i irytowanie się, jak ktoś wierzga. A najlepsze jest to, że jak taki człowiek osiągnie to co chciał (jak autorka, zmusiła męża do zmiany pracy), to znajdzie kolejny powód do bycia niezadowolonym. Nie ma bata, z takim człowiekiem nigdy nie będzie spokoju.

To jest Was dwóch.. smile

Ela, chyba byłoby gorzej, gdybyś była tak nijaką, żeby w każdym wzbudzać sympatię. Czasami widzę tu na forum osoby, szczególnie te porzucone przez partnerów, które mają tak zjechanie poczucie własnej wartości, że za wszelka cenę pragną być przez WSZYSTKICH lubiani i akceptowani. Wiją się jak piskorze, żeby wpasować się w gusta piszącego, zamiast być sobą. A jak to mówią: "szczerość to jedyna pozytywna cecha, za którą ludzie nie będą cię lubić", więc będąc szczerym trzeba się liczyć, że nie każdemu w gust się wpisujesz big_smile

PS co to za wątek, który EeeTam chciał przywołać?

71

Odp: Czy to już koniec związku?
summerka88 napisał/a:
Ela210 napisał/a:
EeeTam napisał/a:

Nawet się nie trzeba naszukać:

Nie wiem czemu link nie działa, więc zacytuję:
underdog
A niestety ze strony części użytkowniczek (delikatny przytyk w stronę Eli210 smile ) widzę nastawienie typu "udowodnię mu, że to on jest wszystkiemu winien. W końcu on jest facetem, wina MUSI być po jego stronie"
.

A co do pani, to proponuję zwrócić uwagę, że irytuje ją nie tylko mąż (pracuje i zarabia mało - źle, pracuje i zarabia dużo - też źle). Autorka nie może pracować w dużej firmie, bo irytują ją współpracownicy ("goniące szczury, podpieprzacze i czopki"). Zatem pracuje w małej, gdzie irytują ją klienci ("niezadowoleni, męczący"). To jest człowiek wiecznie niezadowolony, niezadowolony w pracy, niezadowolony w domu. Są tacy ludzie, wyjątkowo toksyczni, których życiowym celem jest dopasowywanie innych do siebie i irytowanie się, jak ktoś wierzga. A najlepsze jest to, że jak taki człowiek osiągnie to co chciał (jak autorka, zmusiła męża do zmiany pracy), to znajdzie kolejny powód do bycia niezadowolonym. Nie ma bata, z takim człowiekiem nigdy nie będzie spokoju.

To jest Was dwóch.. smile

Ela, chyba byłoby gorzej, gdybyś była tak nijaką, żeby w każdym wzbudzać sympatię. Czasami widzę tu na forum osoby, szczególnie te porzucone przez partnerów, które mają tak zjechanie poczucie własnej wartości, że za wszelka cenę pragną być przez WSZYSTKICH lubiani i akceptowani. Wiją się jak piskorze, żeby wpasować się w gusta piszącego, zamiast być sobą. A jak to mówią: "szczerość to jedyna pozytywna cecha, za którą ludzie nie będą cię lubić", więc będąc szczerym trzeba się liczyć, że nie każdemu w gust się wpisujesz big_smile

PS co to za wątek, który EeeTam chciał przywołać?

Wątek  netfaceta UNREAL

72

Odp: Czy to już koniec związku?

Pocztalam, przemyslalam wiele wnioskow i rad z waszej strony. Nie jestem idealna, jestem zolza jak ktos tu napisal. Wierzgam, narzekam i wrzeszcze, to prawda. Bywam niezadowolona, czesciej niz rzadzej niestety. Ciezki z tez ze mnie wspolpracownik, jasne to slonce, dlatego pracuje w malej firmie, bo bardziej sie kontroluje i mniej rzeczy mnie rozstraja, co powoduje, ze na30 dni w mcu wypada ok. 6 do bani, czyli ze wowczas jestem.trudna w zniesieniu. Jestem tez profesjonalna, dlatego mimo zlego dnia, gorszego humoru bywam normalna osoba, ktora jest dumna z przezycia nowego dnia bez grymasu na twarzy. Co do mieszkania - jest wspolne.... gdyby bylo moje juz dawno wyprowadziłabym malzonka. Nie wyprowadze sie, bo on mnie nie splaci, bedzie mi wplacal po 10 zl mcznie aby pokazac gdzie mnie ma. Przerabiala to juz jego ex, wiec ja nie mam zamiaru. Gdyby bylo jego juz dawno by mnie wygonil, taka prawda. Uwazam, ze nie dziecko ale mieszkanie nas trzyma. Ja nie mam gdzie pojsc, na wynajem mnie nie stac, bo albo mieszkam albo jem... jestesmy juz po 2 terapiach malzenskich, ktore nie daly oczekiwanego przeze mnie efektu, czyli nie przyznano mi w trakcie trwania racji... moj maz byl bardzo szczesliwy a ja na chwile sie wycofalam i uspokoilam. Chyba przyszedl czas na leczenie swojego ja u specjalisty. Takie mam przemyslenia. Maz moj zapewnia ze kocha i jednoczesnie wielokrotnie prosi.o zapewnienie ze mu wierze w brak zdrady. Mowie, ze wierze, skoro mowi ze kocha i nie chce z nikim innym zyc.... wymyslam, wyolbrzymiam, przesadzam? Za duzo emocji, za malo pewnosci siebie. Nie chce sie wybielac, ani odrzucac kamieni, ktore tu MNIE spadly. Przyjmuje z pokora, jeszcze to przemysle i jak narazie wycisze sie i ppczekam na nowy rozdzial mojej historii. Dziekuje. Bede tu wracac.

73 Ostatnio edytowany przez Monoceros (2017-11-07 02:03:10)

Odp: Czy to już koniec związku?
justam3 napisał/a:

Jestem mężatką od 15 lat, razem jesteśmy 16,5 roku. Mamy 13-letnią córkę. Mam 40 lat, mąż 37.
Mój mąż jest dla mnie najdroższą osobą na świecie, bardzo go kocham. Nie wyobrażam sobie życia bez niego. Jest dla mnie wszystkim co mam. Uwielbiam go.

alarm nr 1, zrzucenie odpowiedzialności za swoje szczęście na drugą osobę, oczekiwanie, że ktoś będzie dla ciebie całym światem? Ma-sa-kra.

justam3 napisał/a:

Od jakiegoś czasu czuję się odepchnięta, nieważna, nie warta uwagi, wyśmiana za prośby o uwagę… Czuję się zbywana, bo jestem zbywana za każdym razem gdy zaczynam żebrać o uwagę, uczucie… Jest coraz gorzej.

alarm nr 2. Żebrzesz o uczucia? O matko. Po co? W jakim celu? Dobrze się poczujesz, jak pan łaskawie rzuci okruchem litości czy pogłaszcze?

justam3 napisał/a:

Na przestrzeni 2 ostatnich lat dużo wydarzyło się w naszym związku, mieliśmy masę problemów z dogadaniem się na różnych płaszczyznach. Opornie, jednak z większymi i mniejszymi sukcesami, metodą małych kroków udało się nam osiągnąć porozumienie w wielu kwestiach. Mam wrażenie, że to dzięki mojej konsekwencji w działaniu dla dobra naszej rodziny, ale też dzięki zrozumieniu przez męża kwestii, o które się ścieraliśmy. Myślałam, że nasz związek jest silniejszy po tych przejściach. Zaczęłam wierzyć, że nic nie jest w stanie zabić wiążącej nas silnej więzi uczuciowej. Cokolwiek by nie było zawsze myślałam , że tyle już przeszliśmy, że dalsza droga będzie już łatwiejsza, bo większość problemów już za nami…

A może za wcześnie spoczęliście na laurach? Nie wiem, rozważam sobie.

justam3 napisał/a:

W ostatnim czasie jednak wydarzyło się dużo sytuacji, które całkowicie zaburzyły mój spokój o przyszłość. Mój mąż jest taksówkarzem od 2 lat. Ma etap zarabiania kasy, pracowania ponad siły z niekorzyścią dla naszej rodziny. Nie spędzamy już razem wolnego czasu. Mój mąż po pracy (pracuje od 2 w nocy do 18-tej) bierze prysznic, zjada obiad, beknie i idzie spać. Twierdzi, że i tak ja oglądam te swoje seriale, więc po co on ma za mną siedzieć jak musi wstać o 2 do pracy… Kiedyś chodziliśmy na spacery, mogliśmy wówczas porozmawiać o naszych sprawach, spędzaliśmy więcej czasu razem, skupiając się na naszej relacji. Teraz widzę i czuję, że mężowi na tym nie zależy. Od 2 mcy jest całkowicie obojętny na moje prośby, płacze, nawet groźby.

No gdybym musiała pracować od 2 do 18, a potem jeszcze zamiast mieć czas na odpoczęcie, zajmować się kimś, kto płacze i grozi...? No to chyba bym szybko zwiała.

justam3 napisał/a:

Czuję się jak żebrak gdy proszę o uwagę, a on mnie wyśmiewa i przedrzeźnia że zaraz się rozpłaczę… A ja tylko proszę żeby poświęcił mi czas, żeby przytulił, dał troczę siebie, bo za nim bardzo tęsknię…

Ja bym się wkurzyła, a nie płakała. Tu masz konsekwencje alarmu nr 1, to znaczy, że jesteś okropnie zależna od niego, od jego uwagi, stał się całym twoim światem, że nie masz innych zdrowych sposobów na zaspokojenie potrzeb emocjonalnych. Gdybyś miała bliskich, rodzinę, przyjaciół - nie musiałabyś tak rozpaczliwie domagać się jego uwagi. Być może dzięki temu też znalazłabyś w sobie więcej spokoju, równowagi ale i zrozumienia, że raczej dla fantazji nie spędza w pracy, yyy, 16 godzin?! Człowiek powinien przesypiać średnio 8h, więc nie wiem, jak on funkcjonuje, pewnie nie najlepiej, a zamiast snu ma pretensje.

justam3 napisał/a:

On za to atakuje mnie głupstwami, że np. nie pojechałam z nim na grób jego brata to dlaczego on ma mi poświęcać uwagę… Ja na to, że nie pojechałam, bo zignorował moje prośby o wspólny czas, że mnie znowu wyśmiał i poniżył słownie, że nie czuję jego miłości i zaangażowania w naszą relację i dlatego nie pojechałam, bo było mi przykro i nie umiem nad takim zachowaniem przejść do porządku oraz udawać, że nic się nie stało. On odbija piłeczkę, że to mnie nie zależy, że gdyby mi zależało to bym pojechała z nim na ten grób… Ale to, że ze mną na groby nie pojechał nie jest ważne, bo on w tym czasie zarabiał kasę i że się czepiam i mam skończyć… Zupełny brak porozumienia.

Mhm. TOTALNY brak. Zero. Bo jak ty narzekasz, to mega ważne, a jak on, to "głupstwa", nie? Z tego co piszesz, to ani ty nie masz ochoty dla niego nic robić, ani on dla ciebie. Zero dawania sobie prezentów w postaci przymknięcia oka, w postaci "ach, zrobię to, bo go kocham" tylko zimna wymiana "ty nie pojechałeś, to i ja nie pojadę", takie zupełnie dziecinne oddawanie komuś, kto mi zrobił przykrość. Mmmm, aż się człowiek rozpływa od tej czułości i miłości...

justam3 napisał/a:

W dniu wolnym, gdy jestem w domu, woli wypić kawę na stacji paliw z kolegami taksiarzami niż ze mną w domu, mimo, że mówię, iż jest mi z tego powodu przykro.

Acha, szantaż emocjonalny. Zrezygnuj, bo "mi przykro".

justam3 napisał/a:

Codziennie pije z nimi tę kawę i raz nie może zrezygnować aby spędzić te 0,5 godziny ze mną. Nawet na to go nie stać. Oczywiści mówi, że wymyślam, wyolbrzymiam, czepiam się… Na moje płaczliwe prośby o czas dla mnie reaguje nerwami, każe się mi się odczepić i przestać znowu wymyślać. Za każdym razem mnie odrzuca, czuję, że go męczę za każdym razem gdy chcę porozmawiać o naszym związku. Nie dociera do niego powaga sytuacji, w jakiej się znaleźliśmy.

Bo dla niego to nie jest "poważna sytuacja" tylko twoje fochy, błaganie, grożenie, płacz, zakazy i nakazy. Tego co piszesz nie da się traktować poważnie.

justam3 napisał/a:

W nerwach rzucił mi, że co prawda obiecał swoim rodzicom że jeszcze ze mną wytrzyma, ale już nie daje rady. Później twierdził, że sobie to wymyśliłam, że tak nie mówił. Był agresywny gdy to mówił, kilka razy mnie odepchnął, popchnął na kanapę, pokazał swoją siłę, szarpnął za rękę.

Na to nie mam słów, mam zerową tolerancję na agresję i przemoc. NIE. Po takiej akcji facet marne, marniutkie miałby u mnie szanse. Ale ty nadal żebrzesz o jego uczucia, mimo że on tak cię traktuje, więc dlaczego on ma cię traktować poważnie?

justam3 napisał/a:

Kilka dni temu pojechałam za nim do pracy po 2 w nocy aby zobaczyć co robi i jak wygląda ta jego praca. Nie kryłam się z tym, powiedziałam mu, że będę patrzeć jak pracuje, ponieważ chcę zrozumieć dlaczego opuszcza mnie codziennie o 2 w nocy, dlaczego woli być w pracy niż na spotkaniu rodzinnym w dni świąteczne, dlaczego gdy tylko rozpoczynam rozmowę na nasze tematy to trzaska drzwiami i ucieka do pracy… Jeździłam za nim 3 godziny, większość czasu stał z innymi taksiarzami i rozmawiał… Woli to ode mnie w łóżku.


Rozumiem, że ma leżeć w łóżku i nie zarabiać?

justam3 napisał/a:

Zrozumiałam, że już mu na mnie nie zależy, nie jest wstanie się poświęcić dla dobra naszej relacji. Nie chce tego zrobić.

Och, bo związek, to wieczne poświęcenia, nie? Borze, nigdy nie zrozumiem, dlaczego ludzie tak uważają i wręcz OCZEKUJĄ, że ktoś się dla nich "poświęci". Ty chcesz wymusić na nim poświęcenie.

justam3 napisał/a:

Zwala winę na mnie, że to ja jestem problemem. Nikt mi nie powie, że to normalne jak małżonek pracuje tyle godzin i zawala relacje w domu. Nie dam sobie powiedzieć, że kasa jest ważniejsza od spotkań rodzinnych, których mamy naprawdę niewiele. Wspomnę jeszcze, że mąż mój nie rekompensuje mi w żaden sposób tego, że non stop pracuje. Nigdy nie wykonał żądnego ruchu (mimo moich ogromnych próśb) by w jakiś sposób mnie „udobruchać”  po nieobecności, bo chce zarabiać kasę.

Nie dość, że pracuje, żebyście mieli kasę, to jeszcze ma ciebie przepraszać, że pracuje? Nie rozumiem.

justam3 napisał/a:

Finansowo w ogóle nie mam korzyści z tego, nawet ich nie chcę. Ja chcę męża przy sobie, o 2 w nocy chcę go przytulić a nie załamywać się po raz kolejny, że znowu wychodzi z łóżka bo kasa ważniejsza. Zaczęłam sprawdzać jego bilingi telefoniczne, pobór Internetu z telefonu komórkowego i okazało się, że pomiędzy 2 a 3:30 lub 4 w nocy nic nie ma, nawet poboru Internetu.

Zaufanie nawet nie istnieje w twoim słowniku.

justam3 napisał/a:

Pojawia się pytanie jak to możliwe i co mój mąż faktycznie robi jeśli po sprawdzeniu paragonów z jego kasy fiskalnej nie ma kursów tych godzinach.., To po co wyjeżdża tak rano? Gdy zadaję mu to pytanie to reaguje agresywnie, atakuje, odwraca na inne tory, zarzucając mi cokolwiek aby odwrócić uwagę od problemu, który drążę. Tak jest ze wszystkim, z czym się do niego zwrócę.

Najwyraźniej ma coś do ukrycia.

justam3 napisał/a:

To tylko namiastka innych sytuacji. Zawsze kończy tym , że znowu się czepiam, wymyślam,  wyolbrzymiam itd., ale nie robi niczego żeby uspokoić moje podejrzenia, żeby  zniwelować moje problemy z jego zachowaniem wręcz przeciwnie atakuje i odrzuca chęć porozumienia bo jak twierdzi nie będę nim rządzić… Natomiast gdy proszę aby odwrócił sytuację i wyobraził sobie, że to ja się tak zachowuję jak on, że ja pracuję od 2 w nocy do 18tej, że ja odrzucam jego prośby o wspólnie spędzony czas, że ja pakuję się w plecak i wyjeżdżam nie informując go, że nie wrócę na noc… Oczywiście znowu atakuje i nie dochodzi do żadnego porozumienia, nie chce pojąć mojego stanu troski i załamania po tych wszystkich sytuacjach. Nie rozumie mojej potrzeby bliskości, mam wrażenie, że wręcz ucieka ode mnie. To postępuje, nie zmienia się, jest coraz gorzej.

Ty jego też nie rozumiesz. Ot, wasza historia, zgniewanych małżonków, co to nic nie rozumieją, i walczą ze sobą o to, czyje na wierzchu.


justam3 napisał/a:

Nie mam pojęcia co robić i czy w ogóle coś jeszcze robić. Uważam, że zrobiłam dużo ze swojej strony aby  zmienić taki stan rzeczy. Wielokrotnie mówiłam, że kocham i po prostu tęsknię za nim dlatego proszę o uwagę, o nic innego. Zasługuję na to. Jestem dobrą żoną i matką. Dbam o dom, o siebie, jestem atrakcyjną kobietą, szczupłą, zgrabną. Jestem operatywna, praktyczna, nie wydaję kasy na lewo i prawo. Pracuję, szanuję każdy zarobiony grosz, oszczędzam. Potrafię wszystko załatwić, nie ma dla mnie rzeczy, którym nie podołam. Potrafię zmierzyć się ze wszystkim. Jestem szczera, nie oszukuję, nawet gdybym miała z tego tytułu mieć problemy to zawsze jestem prawdomówna. Brzydzę się kłamstwem i oszustwem. Jestem lojalna i oddana.  Nidy nie flirtowałam z innym mężczyzną, nawet nie tańczę z innymi tylko z mężem. Przez  tyle  lat razem nigdy nie zawiodłam go jako żona, gospodyni, kochanka… Zawsze robię wszystko na 100%, staram się aby był zadowolony, a on nie chce mi dać trochę swojej uwagi i szydzi z moich potrzeb… On dla mnie jest najważniejszy i chciałabym czuć to samo: że też jestem dla niego najważniejsza, ale za każdym razem mam potwierdzenie, że tak nie jest. Nie wiem co robić. Odpuścić? Pozwolić na spłaszczenie naszego związku, na codzienną monotonię do wyrzygania? Bo chyba o to chodzi mojemu mężowi, jemu już się chyba nie chce. Czuję, że jego uczucie bardzo osłabło i nie chce dalej inwestować uczuciowo w naszą relację.

Wow twój opis "zalet perfekcyjnej pani domu" pokazuje, że zmieniłaś się z całkowitą myślą o nim i o rodzinie, zero myśli o sobie, oczekując tego samego. a to tak nie działa. Dlaczego? Bo "poświecenie" i "bycie dla kogoś całym życiem" to nie jest marzenie wszystkich ludzi, ba, jest wyjątkowo paskudnie toksyczne.

74

Odp: Czy to już koniec związku?

El210 a na jakiej zasadzie chcesz komuś radzić, i to radzić dobrze skoro nie wiesz o sytuacji praktycznie nic. Bo relacja uproszczona i ogólną jednej strony to praktycznie nic. Zreszta dopiero z czasem jak widac możemy zaobserwowac jaka osoba jest autorrka. Ze przytoczone ostatnie stwierdzebie, ze próby ratowania małżeństwa skończyły się źle bo nie zostala jej przyznana racja ! Aa wy ciągle bezkrytycznie lykacie to co ona na poczatku napisala.

75

Odp: Czy to już koniec związku?
justam3 napisał/a:

jestesmy juz po 2 terapiach malzenskich, ktore nie daly oczekiwanego przeze mnie efektu, czyli nie przyznano mi w trakcie trwania racji... .

No własnie, nie dały efektu, bo nie stanęło na twoim. Tylko że terapia nie polega na tym, aby przyznawać rację i osądzać winnych. Założeniem jest raczej uzdrowienie sytuacji i jej gruntowna zmiana. Obraziłaś sie bo terapeuci zamiast jechać z tobą po mężu, zauważyli deficyty także w tobie.

Nie ma nic złego w wyrażaniu własnych potrzeb. Problemem jest natomiast sposób w jaki to robisz. Włącz na chwile myślenie abstrakcyjne i wyobraź sobie dwie sytuacje, w których ludzie proszą o pieniądze. Kogo wesprzesz mając wybór - żebraka na ulicy, który jest słaby, napastliwy i groźny, co do którego nie masz pewności jakie ma intencje i czy jest szczery, czy fundację w stylu WOŚP, która mówi ci - daj jeśli możesz i ile możesz, a jak nie dasz nic, to też spoko, nie złamie nas twój brak hojności. Zakładam , że wybierzesz opcje nr dwa. Mało tego,  na początku żebraka zignorujesz, a potem , gdy zacznie ci się naprzykrzać, będziesz go unikać i przechodzić na druga stronę ulicy, dostrzeżesz bowiem jego podszytą strachem i słabością nieobliczalność i zaczniesz sie go bać.
Ty na razie na polu relacji postrzegasz siebie jako żebraka mimo tego , że oczywiście jesteś WOŚP. Masz w sobie mnóstwo zasobów i możliwości, a to , że ktoś ci czegoś nie da, wcale nie umniejsza twoich mocy. Wszystko czego potrzebujemy, mamy w sobie, moje droga. Fajnie jak ktoś nam coś dołoży od siebie, ale obejdziemy sie i bez tego. Wyjdź więc z roli żebraka i zauważ swoją własną siłę i swoje możliwości.
Jesteś w tym związku bo masz z tego jakieś realne korzyści, lub chciałabyś je mieć. Odkryj te swoje potrzeby i zacznij zaspokajać je sama. Zobaczysz jak wszystko się wówczas odmieni.

76

Odp: Czy to już koniec związku?

Smutne to, ale... Dlaczego mam wrażenie, że "to ja jestem cacy, a on be"? Za bardzo naciskasz, za bardzo chyba chcesz, by wszystko rozumiał... On też ma swe prawa. Jak chce jechać na ten grób brata, to jedź. Ciągłe dopominanie się uwagi jest... Ok, to jest potrzebne, ale bez przesady. Jesteście dorośli.
Piszesz, że jest na etapie "zarabiania kasy". No i? Pieniądze same nie przychodzą, prawda? Rachunki same się nie opłacą... Facet też dba, na swój sposób.

77

Odp: Czy to już koniec związku?

Dla mnie jest oczywiste, że kogoś ma.
Wtedy gdy za nim jeździłaś, gadał z kolegami, bo wiedział że na niego patrzysz.

To po prostu klasyczne zachowanie kogoś, kto kocha już kogoś innego.
Podświadomie przecież wiesz o tym... Nie wystawia paragonów w nocy.

78 Ostatnio edytowany przez MamaMamusia (2017-11-07 15:40:20)

Odp: Czy to już koniec związku?
madoja napisał/a:

Dla mnie jest oczywiste, że kogoś ma.
Wtedy gdy za nim jeździłaś, gadał z kolegami, bo wiedział że na niego patrzysz.

To po prostu klasyczne zachowanie kogoś, kto kocha już kogoś innego.
Podświadomie przecież wiesz o tym... Nie wystawia paragonów w nocy.

Uwielbiam takie komentarze!
Nic nie wiem, nic nie widziałam, ale jestem pewna i dla mnie jest oczywiste! po przeczytaniu kilku, mocno subiektywnych postów...
A co mi tam, niech sie kobieta ponakręca jeszcze bardziej!

Może po prostu on, tak jak już tu ktoś zasugerował, śpi w aucie przez te newralgiczne dwie godziny.Od razu musi być jakaś teoria spiskowa?

No tak, byleby odwlec odpowiedzialność za swoje życie. Wszystko jest lepsze niż przyjrzenie się własnym deficytom. wszytko, nawet zdrada!

Dalej więc Autorko! śledź męża i szukaj dowodów zdrady, a o swojej odpowiedzialności i o pracy nad sobą zapomnij !

79

Odp: Czy to już koniec związku?
ja86 napisał/a:

El210 a na jakiej zasadzie chcesz komuś radzić, i to radzić dobrze skoro nie wiesz o sytuacji praktycznie nic. Bo relacja uproszczona i ogólną jednej strony to praktycznie nic. Zreszta dopiero z czasem jak widac możemy zaobserwowac jaka osoba jest autorrka. Ze przytoczone ostatnie stwierdzebie, ze próby ratowania małżeństwa skończyły się źle bo nie zostala jej przyznana racja ! Aa wy ciągle bezkrytycznie lykacie to co ona na poczatku napisala.

Nie wybielam autorki, a to stwierdzenie faktycznie też mnie uderzyło. Chodzi o to, zeby nie rozstrzygać czyja wina, bo zawsze jest obustronna.

80

Odp: Czy to już koniec związku?
justam3 napisał/a:

Pocztalam, przemyslalam wiele wnioskow i rad z waszej strony. Nie jestem idealna, jestem zolza jak ktos tu napisal. Wierzgam, narzekam i wrzeszcze, to prawda. Bywam niezadowolona, czesciej niz rzadzej niestety. Ciezki z tez ze mnie wspolpracownik, jasne to slonce, dlatego pracuje w malej firmie, bo bardziej sie kontroluje i mniej rzeczy mnie rozstraja, co powoduje, ze na30 dni w mcu wypada ok. 6 do bani, czyli ze wowczas jestem.trudna w zniesieniu. Jestem tez profesjonalna, dlatego mimo zlego dnia, gorszego humoru bywam normalna osoba, ktora jest dumna z przezycia nowego dnia bez grymasu na twarzy. Co do mieszkania - jest wspolne.... gdyby bylo moje juz dawno wyprowadziłabym malzonka. Nie wyprowadze sie, bo on mnie nie splaci, bedzie mi wplacal po 10 zl mcznie aby pokazac gdzie mnie ma. Przerabiala to juz jego ex, wiec ja nie mam zamiaru. Gdyby bylo jego juz dawno by mnie wygonil, taka prawda. Uwazam, ze nie dziecko ale mieszkanie nas trzyma. Ja nie mam gdzie pojsc, na wynajem mnie nie stac, bo albo mieszkam albo jem... jestesmy juz po 2 terapiach malzenskich, ktore nie daly oczekiwanego przeze mnie efektu, czyli nie przyznano mi w trakcie trwania racji... moj maz byl bardzo szczesliwy a ja na chwile sie wycofalam i uspokoilam. Chyba przyszedl czas na leczenie swojego ja u specjalisty. Takie mam przemyslenia. Maz moj zapewnia ze kocha i jednoczesnie wielokrotnie prosi.o zapewnienie ze mu wierze w brak zdrady. Mowie, ze wierze, skoro mowi ze kocha i nie chce z nikim innym zyc.... wymyslam, wyolbrzymiam, przesadzam? Za duzo emocji, za malo pewnosci siebie. Nie chce sie wybielac, ani odrzucac kamieni, ktore tu MNIE spadly. Przyjmuje z pokora, jeszcze to przemysle i jak narazie wycisze sie i ppczekam na nowy rozdzial mojej historii. Dziekuje. Bede tu wracac.

W tej sytuacji, ja bym przeprosiła, że się musiał tyle męczyć i powiedziała: jesteś wolny. 
Poszłabym na terapię dla siebie, zainwestowała w relacje z dzieckiem i kupiła szpilki.
Ja tak zrobiłam, minął rok i czuje się zajeb... Polecam. Mój Piotruś Pan dalej biega (osiąga niemożliwe), dalej mieszka z mamusią (choć bardzo dobrze zarabia) i dalej sądzi, że to moja wina. A ja mam spokój.

81

Odp: Czy to już koniec związku?
Ela210 napisał/a:

(...) Chodzi o to, zeby nie rozstrzygać czyja wina, bo zawsze jest obustronna.

Chodzi o to aby ustalić kto jakie błędy popełnił.
Nie wiem w którym miejscu według Ciebie pisze o ustalaniu winy (od tego jest sąd) ale uczepilas się tego fałszu i się to trzymasz.

82

Odp: Czy to już koniec związku?
ja86 napisał/a:
Ela210 napisał/a:

(...) Chodzi o to, zeby nie rozstrzygać czyja wina, bo zawsze jest obustronna.

Chodzi o to aby ustalić kto jakie błędy popełnił.
Nie wiem w którym miejscu według Ciebie pisze o ustalaniu winy (od tego jest sąd) ale uczepilas się tego fałszu i się to trzymasz.

Ok, to ustalaj, kto jakie błedy popełnił, koniec offtopa.

83

Odp: Czy to już koniec związku?

jak zrozumiałam, pan jest w drugim małżeństwie.  Czemu rozpadło się pierwsze?
pan przedtem nie pracował, teraz pracuje stanowczo za długo, izoluje sie od żony
małżeństwo było na dwukrotnej terapii,  ktora wg. pani nie przyniosła efektow, bo 'nie wyszło na jej"
pani usiluje swoim jojczeniem , mędzeniem i zawracaniem głowy zwrócic  na siebie uwage partnera, jakby miała 5 lat, a nie 40 ści


cos musi byc nie tak, jakieś deficyty musza miec oboje, skoro dwukrotna terapia nie poprawiła sytuacji. Pani ma żal, że terapia nie przyniosła efektow - ale może własnie przyniosła - PAN ZAJĄŁ SIĘ SOBĄ i pracą.  Pani nie wyniosła chyba wiele z tej terapii. Terapia to nie jest " zeby wyszło na moje", a pani chyba tego oczekiwała i ma wielkie pretensje, że dzieje sie nie po jej mysli.
Inna sprawa, że naprawdę nie ma innego wyjscia, jak albo leżenie do góry brzuchem, albo praca po kilkanaście godzin na dobę z przerwą na sen? Nie można wypośrodkować?   

Gdyby mi ktoś ciągle jojczał i miał za złe, tez uciekałabym z domu.
Ale gdyby ktoś mimo moich prósb, olewał je non stop, tez czulabym rozżalenie i rozgoryczenie.
Nie dziwię się ani jednej, ani drugiej stronie, niemniej, komunikacja bardzo kuleje w tym związku, a proby dogadania się, są mało skuteczne.
Gdybym ja byla na miejscu pani i bardzo chciałabym utrzymac małżeństwo, tak, jak ktos już radził, zajęłabym sie sobą i przestała jojczyć nad uchem mężowi.  Ale nie jestem. niemniej pani powinna przemysleć chyba przede wszystkim swój sposób odnoszenia się do meża. I ciągłego " zawracania mu " głowy, skoro on tego nie chce...

84

Odp: Czy to już koniec związku?

Cześć może zacznij się niczym nie przejmować i nie zwracać ma niego uwagi niech on zacznie się o Ciebie starać. Nie pokazuj że ci zależy bo czy bardziej się starasz tym jest gorzej.

85

Odp: Czy to już koniec związku?

Przeczytałem wszystkie posty, Twoje i inych. Konkluzja jest taka wg. mojej opinii : jetes fantastyczną Kobietą która sie poobila i nie jest w stanie odnalezc Siebie. Ja przezylem podobna sytuacje jak chcesz pozbyc sie demonow napisz bo publiczne biczowanie sie nic nie da... Ja prżelknalem erade i inne nie fajne sytuacje. Pzdr tadik

86

Odp: Czy to już koniec związku?

Mija prawie tydzień, a sytuacja nadal nie jest dobra. Mąż mój wymaga poprawy mojego zachowania... nie mogę oglądać tv, bo twierdzi, ze przez to ucieka ode mnie, ponieważ nie poswiecam mu wtedy czasu tylko ogladam jakies seriale... tak wiec przez cały tydzień nie oglądałam tv, on oglądał non stop... ja cichutko usuwalam się, sprzatalam, nie ocenialam, nie jojczylam, nic a nic. Byłam bardzo grzeczna. W poniedziałek i wtorek mąż zrobil obiad, po pracy siadlam do stolu i zjadlam, podziekowalam i posprzatalam w ramach wdziecznosci. Dodatkowo chcialam pojsc na fitnes aby mu nie wisiec nad glowa i dac odpoczac to wymyslil spacer. Musislam zrezygnowac z fitnesu, dla mojego ukochanego wszystko... 2 dni później, zmeczona po pracy polozylam sie na kanapie ale tylem do tv bo zabronione... pohulalam w internecie wiec ok 20 tej byla awantura, ze on chcial spacer ale jak zobaczył ze ja wgapiona w telefon to mu przeszlo... hello o co chodzi???? Dzisiaj sms ze moze pizzeria, ja ok. Wracam, szykuje sie, on zaczyna sie czepiac, ze po co sie stroje, on bedzie w zwyklej koszulce... jestem gotowa w 10 min a on dalej czepliwy, lapue za slowka, generalnie jest najezony... ja rezygnuje z wyjscia, mowie ze nie chce nigdzie isc skoro jest tak nerwowo, bo zaraz mnie zostawi sama nad pizza ( juz tak bywalo) i zaczyna sie zganianie winy na mnie, ze on wspaniale zaprasza a mnie nie pasuje... nie mam sily. Caly tydzien bylam ulegla, nie odzywalam sie niepytana, nie pytalam o nic, niczego nie oczekiwalam, nie planowalam... jestem juz glupia.... za chwile bede milczaca kukla a i tak bedzie zle. Aaaa i oczywiscie gdy tylko cos sie dzieje, w sensie roznicy zdan to chce mnie nagrywac, oczekuje tez ze pojde sie leczyc do psychiatry. Dzisiaj po sytuacji z pizzeria powiedzial, ze nie bedzie ze mna rozmawial jesli nie przedstawie mu zasw o leczeniu psychiatrycznym.... wariatke chce ze mnie zrobic? Ja niedlugo oszaleje naprawde....

87

Odp: Czy to już koniec związku?
justam3 napisał/a:

Mija prawie tydzień, a sytuacja nadal nie jest dobra. Mąż mój wymaga poprawy mojego zachowania... nie mogę oglądać tv, bo twierdzi, ze przez to ucieka ode mnie, ponieważ nie poswiecam mu wtedy czasu tylko ogladam jakies seriale... tak wiec przez cały tydzień nie oglądałam tv, on oglądał non stop... ja cichutko usuwalam się, sprzatalam, nie ocenialam, nie jojczylam, nic a nic. Byłam bardzo grzeczna. W poniedziałek i wtorek mąż zrobil obiad, po pracy siadlam do stolu i zjadlam, podziekowalam i posprzatalam w ramach wdziecznosci. Dodatkowo chcialam pojsc na fitnes aby mu nie wisiec nad glowa i dac odpoczac to wymyslil spacer. Musislam zrezygnowac z fitnesu, dla mojego ukochanego wszystko... 2 dni później, zmeczona po pracy polozylam sie na kanapie ale tylem do tv bo zabronione... pohulalam w internecie wiec ok 20 tej byla awantura, ze on chcial spacer ale jak zobaczył ze ja wgapiona w telefon to mu przeszlo... hello o co chodzi???? Dzisiaj sms ze moze pizzeria, ja ok. Wracam, szykuje sie, on zaczyna sie czepiac, ze po co sie stroje, on bedzie w zwyklej koszulce... jestem gotowa w 10 min a on dalej czepliwy, lapue za slowka, generalnie jest najezony... ja rezygnuje z wyjscia, mowie ze nie chce nigdzie isc skoro jest tak nerwowo, bo zaraz mnie zostawi sama nad pizza ( juz tak bywalo) i zaczyna sie zganianie winy na mnie, ze on wspaniale zaprasza a mnie nie pasuje... nie mam sily. Caly tydzien bylam ulegla, nie odzywalam sie niepytana, nie pytalam o nic, niczego nie oczekiwalam, nie planowalam... jestem juz glupia.... za chwile bede milczaca kukla a i tak bedzie zle. Aaaa i oczywiscie gdy tylko cos sie dzieje, w sensie roznicy zdan to chce mnie nagrywac, oczekuje tez ze pojde sie leczyc do psychiatry. Dzisiaj po sytuacji z pizzeria powiedzial, ze nie bedzie ze mna rozmawial jesli nie przedstawie mu zasw o leczeniu psychiatrycznym.... wariatke chce ze mnie zrobic? Ja niedlugo oszaleje naprawde....



Co to za zycie skoro ty sie meczysz.Sama sobie stan przed lustrem i popatrz na siebie zadajac pytanie czy jestes szczesliwa.Obudz sie bo nie takiego zycia oczekiwalas a masz tylko jedna szanse by dobrze to zycie wykorzystac.Jak dla mnie masz horror a nie romantyczna komedie ze szczesliwym finalem.

88

Odp: Czy to już koniec związku?

Ostani sex nieudany zresztą(on sie w połowie wycofał) byl na początku października tak wiec to kolejna zagadka. Twierdzil ze sex na kanapie w salonie go zaskoczyl ( nie pierwszy raz to miejsce) bo zazwyczaj w sypialni, ja na to ze nie ma corki wiec mozna zaszalec inaczej, ale moje starania poszly w du... nic nie wyszlo bo kanapa, bo nie to miejsce, bo zaskoczony itp itd jak dla mnie tłumaczenia dziwne. Wczesniej lazienka, kuchnia czy kanapa go nie zaskakiwaly a teraz zaskoczenie wyparlo totalnie ochote. Nadmienie ze maz ma temperament i zawsze mogl i chcial kilka razy jak tylko bylismy sami... tak wiec to kolejna kwestia, ktora posunela mnie ku podejrzeniom o kogos innego.

89

Odp: Czy to już koniec związku?

Wpierw masz pretensje o to, ze nie poświęca Ci czasu, teraz masz pretensje o to, ze chce spędzać z Tobą czas. Temat twojego siedzenia przed tv lub zamiast tego w necie pojawia się po raz kolejny. Cala opowieść oczywiście okraszona otoczka niesamowitego cierpienia jaki to mąż jest zły na uzytek forum.

To chyba jednak troll.

90 Ostatnio edytowany przez summerka88 (2017-11-11 10:24:16)

Odp: Czy to już koniec związku?
justam3 napisał/a:

Mija prawie tydzień, a sytuacja nadal nie jest dobra. Mąż mój wymaga poprawy mojego zachowania... nie mogę oglądać tv, bo twierdzi, ze przez to ucieka ode mnie, ponieważ nie poswiecam mu wtedy czasu tylko ogladam jakies seriale... tak wiec przez cały tydzień nie oglądałam tv, on oglądał non stop... ja cichutko usuwalam się, sprzatalam, nie ocenialam, nie jojczylam, nic a nic. Byłam bardzo grzeczna. W poniedziałek i wtorek mąż zrobil obiad, po pracy siadlam do stolu i zjadlam, podziekowalam i posprzatalam w ramach wdziecznosci. Dodatkowo chcialam pojsc na fitnes aby mu nie wisiec nad glowa i dac odpoczac to wymyslil spacer. Musislam zrezygnowac z fitnesu, dla mojego ukochanego wszystko... 2 dni później, zmeczona po pracy polozylam sie na kanapie ale tylem do tv bo zabronione... pohulalam w internecie wiec ok 20 tej byla awantura, ze on chcial spacer ale jak zobaczył ze ja wgapiona w telefon to mu przeszlo... hello o co chodzi???? Dzisiaj sms ze moze pizzeria, ja ok. Wracam, szykuje sie, on zaczyna sie czepiac, ze po co sie stroje, on bedzie w zwyklej koszulce... jestem gotowa w 10 min a on dalej czepliwy, lapue za slowka, generalnie jest najezony... ja rezygnuje z wyjscia, mowie ze nie chce nigdzie isc skoro jest tak nerwowo, bo zaraz mnie zostawi sama nad pizza ( juz tak bywalo) i zaczyna sie zganianie winy na mnie, ze on wspaniale zaprasza a mnie nie pasuje... nie mam sily. Caly tydzien bylam ulegla, nie odzywalam sie niepytana, nie pytalam o nic, niczego nie oczekiwalam, nie planowalam... jestem juz glupia.... za chwile bede milczaca kukla a i tak bedzie zle. Aaaa i oczywiscie gdy tylko cos sie dzieje, w sensie roznicy zdan to chce mnie nagrywac, oczekuje tez ze pojde sie leczyc do psychiatry. Dzisiaj po sytuacji z pizzeria powiedzial, ze nie bedzie ze mna rozmawial jesli nie przedstawie mu zasw o leczeniu psychiatrycznym.... wariatke chce ze mnie zrobic? Ja niedlugo oszaleje naprawde....

Nie bardzo rozumiem cel tych wszystkich twoich zabiegów sprowadzających się do prób spolegliwości.
Komunikacja między wami jest fatalna.
Mam wrażenie, że każde z was kumuluje emocje jak tama wodę i jak one wreszcie znajdą ujście, gdy zapora zostanie uchylona, to zatopią wszystko w okolicy.

EDIT: po namyśle stwierdzam, że metafora z zaporą wodną jest zbyt ładna dla zobrazowania tego przypadku. Lepsze byłoby porównanie do wody zbierającej się w spłuczce w toalecie i następującego jej spuszczenia po naciśnięciu przycisku wink

91 Ostatnio edytowany przez Ela210 (2017-11-11 13:49:52)

Odp: Czy to już koniec związku?

Popadasz w jakieś skrajności.. Chce ogladać TV- a niech ogląda chociażby tydzień..pokażę mu jaki z niego dupek, bo nie daje mi pilota
Miałaś ochotę coś obejrzeć- sama, z nim? To trzeba było to normalnie zakomunikować a nie dusić to w sobie.
Chciałaś iść na fitness to trzeba było pójść bo chciałaś, a nie po to schodzić mu z drogi?
To Twój dom tak samo jak jego.
Seks nie wychodzi, bo to pole rywalizacji i walki..Nie mógł Cię zwalczyć hmmm.. to kanapa mu się nie spodobała.
Teraz przeciwnie do Ciebie zaczynam myśleć, że jednak nie ma nikogo innego, tylko jego frustracje.
Bo gdyby ktoś był to albo nie zwabiłabyś go na tą kanapę, albo jak twierdzą niektórzy, jedzenie w innej knajpce zaostrza apetyt na domowe obiadki..
Obejrzyj Wojnę Państwa Rose- zobacz ile mieli okazji by przestać...

92

Odp: Czy to już koniec związku?

No i przede wszystkim - źle potraktowałaś rady, żeby zająć się sobą. Nie chodzi o to, żeby udawać zajmowanie się sobą i kątem oka podglądać, czy mąż na to patrzy i czy to aprobuje. Jak sama nazwa wskazuje, zająć się SOBĄ można dla SIEBIE. A że przy okazji efektem ubocznym może być wzrost zainteresowania partnera, bo przylga odpadła od niego i robi coś innego - pewnie, fajna sprawa, ale to dodatek do tego, że człowiek uczy się czuć fajnie robiąc to, co lubi i czerpie przyjemność ze swego własnego towarzystwa.

Posty [ 66 do 92 z 92 ]

Strony Poprzednia 1 2

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Forum Kobiet » MIŁOŚĆ , ZWIĄZKI , PARTNERSTWO » Czy to już koniec związku?

Zobacz popularne tematy :

Mapa strony - Archiwum | Regulamin | Polityka Prywatności



© www.netkobiety.pl 2007-2024