I_see_beyond napisał/a:Gary napisał/a:Chyba nie chcę się zakochać... bo potem na poziomie seksu jest trudno to ułożyć, palące pożądanie, marzenie... no chyba że zacznie się od seksu, to wtedy jest naprawdę super. Seks + zauroczenie = mieszanka wybuchowa. Zakochać to duże słowo. Może zauroczyć?
PS. mężczyzna powinien być bardziej inteligentny od kobiety, bo inaczej jest masakra...
Sorki za offtop
Miałam zatem rację (często tak jest, by nie powiedzieć zawsze).
Dobrze. Zatem nie zakochuj się, Gary, gdyż "Love can hurt". W sumie to ja Cię nawet rozumiem w tej chwili. Zauroczenie jest intensywne, ale "bezpieczniejsze", w tym sensie, że wiesz, że to właśnie to. Zauroczenie dość szybko potrafi przeminąć.
Nie, nie -- chyba źle się zrozumieliśmy. Dla mnie zakochać się, nawet na długo i potem jakby miało coś zostać na zawsze w postaci miłości to nie problem. Za młodu nie mogąc być z dziewczyną w której totalnie byłem zakochany musiałem to uczucie zgasić, zabić, i niby to bardzo boli, ale to nieprawda. Jeśli coś boli to egoizm, że ktoś nie może być z daną osobą. Samo zakochanie jest piękne. Tego się nie kupi. Już nie jestem młody, ale do dzisiaj wiem, że to była miłość, zgaszona na siłę.
Spędzamy życie bezemocjonalnie, albo co najwyżej gnębią i dołują nas negatywne uczucia. Zauroczenie, zakochanie i miłość, przyjaźń (damsko-męska) mogą nas wynieść na wyżyny szczęścia. Brak seksu pozostawia niedosyt. Więc gdybym miał się znowu zauroczyć, to tylko w takim przypadku, że ona też by chciała seksu, a najlepiej od seksu zacząć znajomość. Jaka ona musiałaby być? Na pewno inteligentna, bo inaczej zauroczenie nie jest możliwe. I na pewno moralna, czyli nieagresywna, nieegoistyczna, rozumiejąca życie jak ja, bo inaczej zauroczenie nie jest możliwe.
Jak ktoś tutaj na forum się zastanawia czy wchodzić w jakąś relację, czy potem nie będzie cierpiał, to zawsze doradzam, aby wchodzić. Na zasadzie "lepiej kochać i przegrać niż nie kochać nigdy". Jedynym wyjątkiem jest brak dostępności tej drugiej osoby -- np. miłość na odległość, albo wolny chłopak zakochuje się w mężatce, albo młodej dziewczynie żonaty zawrócił w głowie. Ale jak dwoje ludzi, on i ona, są kochankami, każde w swoim małżeństwie i mają czas na romansowanie, to niech romansują o ile im do dodaje do szczęścia.
Ten "PS" przykuł moją uwagę. Możesz to rozwinąć? Może ktoś jeszcze też zechce to zrobić?
Ale zgadzasz się z tym? Dobrze, jeśli dwoje ludzi dobierze się mniej-więcej na tym samym poziomie atrakcyjności, wartości seksualnej. Inteligencja, czy mądrość, albo zaradność w życiu dodaje to tej atrakcyjności. Jeśli kobieta jest ładna, seksowna, to a mężczyzna zazwyczaj nie jest w takich kategoriach postrzegany, to powinien czym innym nadrobić, najlepiej swoją osobowością.
Jeśli ona jest bardziej inteligentna niż on, to w rozmowie jak ona musi mu tłumaczyć co miała na myśli, to jest trochę żenujące, nie sądzisz? Kobieta jak urodzi dziecko, to musi pewien czas siedzieć w domu... w tym czasie głupszy mąż ma zarabiać na całą rodzinę? Co takiego oferuje mało inteligentny mężczyzna bardzo inteligentnej kobiecie? Czy on ją fascynuje?
Chyba lepiej jak ona się mu po prostu podoba, jest kobieca, zaangażowana, nie musi być szalenie mądra, ale niech nie będzie głupia. Z kolei on niech będzie dobrze zorganizowany życiowo, zaradny, mądry. To jest stabilizacja.
Zauroczenie jest intensywne, ale "bezpieczniejsze", w tym sensie, że wiesz, że to właśnie to. Zauroczenie dość szybko potrafi przeminąć.
Zauroczenie + seks to jest skarb, mega wartość. Ludzie jak się powstrzymują od seksu na tym etapie to dużo tracą.
Zauroczenie przemija i zostaje albo pustka, albo zakochanie. Zakochanie też mija, i zostaje pustka, albo coś głębszego -- przyjaźń, miłość. Pomiędzy przyjaźnią a miłością nie ma wyraźnej granicy. Aby powstało coś trwałego, to albo musimy wrócić do osoby którą znaliśmy wiele lat (np. koleżanka z liceum, dawna miłość), albo to musi się zbudować w długim okresie czasu od podstaw. Nie da się moim zdaniem zbudować miłości/przyjaźni szybko. Ja określam te uczucia tak, że czujemy czy druga osoba jest kawałkiem na samych. czy jeśli druga osoba umrze, to część nas też umrze?