Swanen, owszem, z lekka się poczułam zaatakowana za swoje poglądy, ale mniejsza o to, i tak raczej przy nich pozostanę.
Niechce, to o drodze i uczuciach z ust mi wyjąłeś. Właśnie to chciałam wyartykułować, ale nie bardzo potrafiłam. Dzięki
Nie żebym zaraz chciała czekać do ślubu, ale jednak trochę poczekać na rozwój rzeczonego napięcia.
Wilczysko, podejrzewam, że z żoną trafiliście swój na swego bezbłędnie. Według mnie ona po prostu chciała związku i miłości, więc trochę wbrew sobie weszła w Waszą relację. Ja tak właśnie miałam z mężem, choć u mnie sprawa była bardziej złożona. Mimo wszystko pragnęłam jego czułości, inicjowałam przytulanie na przykład, ale gdy on warczał: "Odejdź!", seks był ostatnią rzeczą, której oczekiwałam. To była (cytując kogoś z forum) jeszcze jedna robota w domu, a roboty nikt nie lubi
Na początku był jeszcze entuzjazm, że coś wreszcie drgnęło w moim życiu damsko-męskim i to mnie "niosło". Potem mnóstwo wątpliwości, ale sądziłam, że to ze mną jest jakiś problem i wymyślam sobie sztuczne problemy. Dolewali oliwy do ognia ci, którzy twierdzili, że nie doceniam tego, co mam i że miłość to nie Harlequin. A jednak trzeba wierzyć swoim uczuciom.
I jeszcze jeden aspekt: na pierwszych spotkaniach pojawiał się pachnący i świeży, a potem potrafił cały tydzień, 24 na dobę chodzić w jednym podkoszulku. Brrr!
Co ja tu za rzeczy zdradzam, łomatko! 