Jak analizujesz, to z lęku.. to się pozbądź i lęku i źródła lęku...czyli jego. Jak tak czujesz, to słuchaj siebie, wybór jest Twój. Ale nie da się przewidzieć wszystkiego.
Przypominasz mi troszkę moją znajomą, która bojąc się bliskości wyszukiwała tylko wad. Z Twych postów widzę, jak patrzysz przez pryzmat matki... wciąż.
Porzuć to. Jak coś nie pasuje, zostaw to, nie brnij. Stracisz tylko czas. Gdyby facet był ok, starałby się, rozmawiał, szukał kompromisu, rozwiązania.
Zajmij się sobą, swym życiem, szczęściem.
Mogę o coś zapytać?
Jesteś DDA?
327 2017-09-29 16:51:45 Ostatnio edytowany przez Esthere (2017-09-29 16:54:25)
Jak analizujesz, to z lęku.. to się pozbądź i lęku i źródła lęku...czyli jego. Jak tak czujesz, to słuchaj siebie, wybór jest Twój. Ale nie da się przewidzieć wszystkiego.
Przypominasz mi troszkę moją znajomą, która bojąc się bliskości wyszukiwała tylko wad. Z Twych postów widzę, jak patrzysz przez pryzmat matki... wciąż.
Porzuć to. Jak coś nie pasuje, zostaw to, nie brnij. Stracisz tylko czas. Gdyby facet był ok, starałby się, rozmawiał, szukał kompromisu, rozwiązania.
Zajmij się sobą, swym życiem, szczęściem.
Mogę o coś zapytać?
Jesteś DDA?
Tak.
Pasują moje reakcje do wzorca DDA...To widać.
Ja mam problem taki ze musze zgadywać co jest normalne a co nie. I nie wiem czy to co czuje jest tym co moze mnie prowadzić. Czy temu ufać.
Ps.
Z tym wyszukiwaniem wad...mam też coś.
Plus chaos - bo czy ufać temu co mówi intuicja? A może to lèk przed bliskością tak mnie blokuje i strategia obrony jest szukanie wad? Tego nie wiem. Stąd ten temat.
Oj tam wzorzec. Każdy przypadek jest indywidualny.
Nie musisz już zgadywać. Po to była terapia. Terapia, którą marnujesz na analizy swego faceta, zamiast zmienić swe życie, na lepsze, oczywiście. Ufać możesz jedynie sobie, po to też była terapia. Słuchaj siebie. Terapia tego nie nauczyła?
Napisz na priv. Pomogę.
I spokojnie. Ułoży się. Na pewno;-)
Benita72 napisał/a:Esthere, dobrze wyrazona zlosc nie niszczy. Niszczy bardziej agresja. Moze mylisz zlosc z agresją?
Złość jest przedsionkiem agresji.
Czymś takim niebezpiecznym co może przyjąć nieoczekiwany obrót.
A gdzie przebiega granica?
To czyjaś krzywda pewnie.
Na poziomie werbalnym -
Raniące słowa. Drwina. Umniejszanie.Rozumiem różnice.
Mój partner jak jest zły - posuwa się do drwiny i Umniejszania. I zwalnia winy.
" Ty się zastanów czemu ci z partnerami nie wyszło " , " Moja ex tez miała nieudane związki " ( i szyderczy śmiech).
" To Ty masz problem ze sobą "
Odbijanie piłki.
Widzę, że nie rozróżniasz agresji i złości. Złość jest emocją. Tylko i wyłącznie sygnałem z ciała i umysłu, że coś jest nie tak. Tak samo jak smutek - smutek jest sygnałem, że rozeszły się drogi między oczekiwaniami, a rzeczywistością. Każda emocja jest tylko (i aż) sygnałem. Bać się złości to tak jak bać się smutku albo bać się radości. Dopiero sposoby wyrażania tej złości mogą być okej lub nie okej.
Ale nie akceptując złości u siebie i u innych blokujesz ważną emocję - to musi mieć konsekwencje. Jakie? Nie potrafisz jej rozpoznać, mylisz z innymi emocjami, nie reagujesz na nią odpowiednio, nie rozładowujesz ani nie wyrażasz, nadinterpretujesz ją albo po prostu widzisz wszędzie. (Ja tak miałam).
Te przykłady, które podałaś powyżej. To nie jest złość. To jest agresja. Złość sama w sobie to znak "aha, ktoś narusza moje granice, muszę to powstrzymać!" Złość daje energię (a smutek zabiera).
Podane przez Ciebie przykłady to moim zdaniem zachowania agresywne. to są nieadekwatne sposoby wyrażania tej złości, nastawione na zranienie kogoś, kto naruszył granice.
Granica między złością a agresją nie przebiega tam, gdzie czyjaś krzywda. Emocja nie jest nakierowana na innych, jest neutralna. Dopiero sposoby reagowania na złość mogą być takie, które nie atakują innych oraz takie, które atakują.
Z tego co piszesz, to sposób, w jaki M wyraża złość jest niekonstruktywny. Nastawiony na to, żeby zaatakować, nie żeby postawić granice. I tego słusznie można się obawiać, bo nikt nie chce w związku być atakowany.
Esthere napisał/a:Benita72 napisał/a:Esthere, dobrze wyrazona zlosc nie niszczy. Niszczy bardziej agresja. Moze mylisz zlosc z agresją?
Złość jest przedsionkiem agresji.
Czymś takim niebezpiecznym co może przyjąć nieoczekiwany obrót.
A gdzie przebiega granica?
To czyjaś krzywda pewnie.
Na poziomie werbalnym -
Raniące słowa. Drwina. Umniejszanie.Rozumiem różnice.
Mój partner jak jest zły - posuwa się do drwiny i Umniejszania. I zwalnia winy.
" Ty się zastanów czemu ci z partnerami nie wyszło " , " Moja ex tez miała nieudane związki " ( i szyderczy śmiech).
" To Ty masz problem ze sobą "
Odbijanie piłki.Widzę, że nie rozróżniasz agresji i złości. Złość jest emocją. Tylko i wyłącznie sygnałem z ciała i umysłu, że coś jest nie tak. Tak samo jak smutek - smutek jest sygnałem, że rozeszły się drogi między oczekiwaniami, a rzeczywistością. Każda emocja jest tylko (i aż) sygnałem. Bać się złości to tak jak bać się smutku albo bać się radości. Dopiero sposoby wyrażania tej złości mogą być okej lub nie okej.
Ale nie akceptując złości u siebie i u innych blokujesz ważną emocję - to musi mieć konsekwencje. Jakie? Nie potrafisz jej rozpoznać, mylisz z innymi emocjami, nie reagujesz na nią odpowiednio, nie rozładowujesz ani nie wyrażasz, nadinterpretujesz ją albo po prostu widzisz wszędzie. (Ja tak miałam).Te przykłady, które podałaś powyżej. To nie jest złość. To jest agresja. Złość sama w sobie to znak "aha, ktoś narusza moje granice, muszę to powstrzymać!" Złość daje energię (a smutek zabiera).
Podane przez Ciebie przykłady to moim zdaniem zachowania agresywne. to są nieadekwatne sposoby wyrażania tej złości, nastawione na zranienie kogoś, kto naruszył granice.
Granica między złością a agresją nie przebiega tam, gdzie czyjaś krzywda. Emocja nie jest nakierowana na innych, jest neutralna. Dopiero sposoby reagowania na złość mogą być takie, które nie atakują innych oraz takie, które atakują.Z tego co piszesz, to sposób, w jaki M wyraża złość jest niekonstruktywny. Nastawiony na to, żeby zaatakować, nie żeby postawić granice. I tego słusznie można się obawiać, bo nikt nie chce w związku być atakowany.
Ładnie to opisałas.
Masz wiedzę o naturze emocji.
O tym, że są one informacją.
Czytałam trochę art o agresji i juz wszystko jest jasne.
Jego sposób reagowania jest niekonstruktywny i mój w odpowiedzi na to - również.
332 2017-09-30 10:38:30 Ostatnio edytowany przez summerka88 (2017-09-30 10:39:31)
Z tego co piszesz, to sposób, w jaki M wyraża złość jest niekonstruktywny. Nastawiony na to, żeby zaatakować, nie żeby postawić granice. I tego słusznie można się obawiać, bo nikt nie chce w związku być atakowany.
Może dlatego, że on nie broni swoich granic, ale swoje poczucie własnej wartości, które zapewne jest wysokie, ale także bardzo niestabilne, co oznacza, że bardzo łatwo można (nieświadomie) podważyć jego samoocenę i nią zachwiać.
Monoceros napisał/a:Z tego co piszesz, to sposób, w jaki M wyraża złość jest niekonstruktywny. Nastawiony na to, żeby zaatakować, nie żeby postawić granice. I tego słusznie można się obawiać, bo nikt nie chce w związku być atakowany.
Może dlatego, że on nie broni swoich granic, ale swoje poczucie własnej wartości, które zapewne jest wysokie, ale także bardzo niestabilne, co oznacza, że bardzo łatwo można (nieświadomie) podważyć jego samoocenę i nią zachwiać.
Tak. Na punkcie wartości i samooceny tak szaleje. Masz absokutba racje. Nie o granice chodzi. Tylko to dotykanie wartości go tak przypieka jak węgiel na skórę.
Oj tam wzorzec. Każdy przypadek jest indywidualny.
Nie musisz już zgadywać. Po to była terapia. Terapia, którą marnujesz na analizy swego faceta, zamiast zmienić swe życie, na lepsze, oczywiście. Ufać możesz jedynie sobie, po to też była terapia. Słuchaj siebie. Terapia tego nie nauczyła?
Napisz na priv. Pomogę.
Napisałam maila.
335 2017-09-30 11:06:11 Ostatnio edytowany przez summerka88 (2017-09-30 11:14:02)
summerka88 napisał/a:Monoceros napisał/a:Z tego co piszesz, to sposób, w jaki M wyraża złość jest niekonstruktywny. Nastawiony na to, żeby zaatakować, nie żeby postawić granice. I tego słusznie można się obawiać, bo nikt nie chce w związku być atakowany.
Może dlatego, że on nie broni swoich granic, ale swoje poczucie własnej wartości, które zapewne jest wysokie, ale także bardzo niestabilne, co oznacza, że bardzo łatwo można (nieświadomie) podważyć jego samoocenę i nią zachwiać.
Tak. Na punkcie wartości i samooceny tak szaleje. Masz absokutba racje. Nie o granice chodzi. Tylko to dotykanie wartości go tak przypieka jak węgiel na skórę.
Bo zagrożenie poczucia własnej wartości jest kwintesencją zaburzeń narcystycznych. Osoba narcystyczna stosuje strategie przejawiające się w ciągłym zaabsorbowaniu sobą (co uniemożliwia "widzenie" innych osób) i podejmowaniu działań, których celem jest ukierunkowana na siebie gratyfikacja, właśnie po to, żeby ciągle wzmacniać swoje poczucie własnej wartości. On stałe potrzebuje potwierdzania tego, jaki jest wspaniały. Dlatego też agresywnie reaguje na wszelkie przejawy tego, że może nie być wspaniały. I ty to, Esthere, świetnie czujesz
Esthere napisał/a:summerka88 napisał/a:Może dlatego, że on nie broni swoich granic, ale swoje poczucie własnej wartości, które zapewne jest wysokie, ale także bardzo niestabilne, co oznacza, że bardzo łatwo można (nieświadomie) podważyć jego samoocenę i nią zachwiać.
Tak. Na punkcie wartości i samooceny tak szaleje. Masz absokutba racje. Nie o granice chodzi. Tylko to dotykanie wartości go tak przypieka jak węgiel na skórę.
Bo niskie poczucie własnej wartości jest kwintesencją zaburzeń narcystycznych. Osoba narcystyczna stosuje strategie przejawiające się w ciągłym zaabsorbowaniu sobą (co uniemożliwia "widzenie" innych osób) i podejmowaniu działań, których celem jest ukierunkowana na siebie gratyfikacja, właśnie po to, żeby ciągle wzmacniać swoje poczucie własnej wartości. On stałe potrzebuje potwierdzania tego, jaki jest wspaniały. Dlatego też agresywnie reaguje na wszelkie przejawy tego, że może nie być wspaniały. I ty to, Esthere, świetnie czujesz
Czuje a nawet walnęło mnie to po oczach od razu.
summerka88 napisał/a:Esthere napisał/a:Tak. Na punkcie wartości i samooceny tak szaleje. Masz absokutba racje. Nie o granice chodzi. Tylko to dotykanie wartości go tak przypieka jak węgiel na skórę.
Bo niskie poczucie własnej wartości jest kwintesencją zaburzeń narcystycznych. Osoba narcystyczna stosuje strategie przejawiające się w ciągłym zaabsorbowaniu sobą (co uniemożliwia "widzenie" innych osób) i podejmowaniu działań, których celem jest ukierunkowana na siebie gratyfikacja, właśnie po to, żeby ciągle wzmacniać swoje poczucie własnej wartości. On stałe potrzebuje potwierdzania tego, jaki jest wspaniały. Dlatego też agresywnie reaguje na wszelkie przejawy tego, że może nie być wspaniały. I ty to, Esthere, świetnie czujesz
Czuje a nawet walnęło mnie to po oczach od razu.
I jak teraz do tego dodamy to, że on nie chce nad sobą pracować, to masz pewność, że dla niego będziesz tylko środkiem do realizacji jego celów, wzmacniania jego poczucia wartości. Masz się wpasować w jego potrzeby i oczekiwania.
On jest dobrą partią dla kogoś kto jest przyzwyczajony do bycia tłem, bycia używanym, kto w relacji jest przeźroczystym i widocznym staje się wówczas, gdy jest potrzebny. Gdy zaakceptujesz narzuconą przez niego rolę, gdy "znikniesz", staniesz się tłem, to wybuchów agresji możesz uniknąć.
Esthere napisał/a:summerka88 napisał/a:Bo niskie poczucie własnej wartości jest kwintesencją zaburzeń narcystycznych. Osoba narcystyczna stosuje strategie przejawiające się w ciągłym zaabsorbowaniu sobą (co uniemożliwia "widzenie" innych osób) i podejmowaniu działań, których celem jest ukierunkowana na siebie gratyfikacja, właśnie po to, żeby ciągle wzmacniać swoje poczucie własnej wartości. On stałe potrzebuje potwierdzania tego, jaki jest wspaniały. Dlatego też agresywnie reaguje na wszelkie przejawy tego, że może nie być wspaniały. I ty to, Esthere, świetnie czujesz
Czuje a nawet walnęło mnie to po oczach od razu.
I jak teraz do tego dodamy to, że on nie chce nad sobą pracować, to masz pewność, że dla niego będziesz tylko środkiem do realizacji jego celów, wzmacniania jego poczucia wartości. Masz się wpasować w jego potrzeby i oczekiwania.
On jest dobrą partią dla kogoś kto jest przyzwyczajony do bycia tłem, bycia używanym, kto w relacji jest przeźroczystym i widocznym staje się wówczas, gdy jest potrzebny. Gdy zaakceptujesz narzuconą przez niego rolę, gdy "znikniesz", staniesz się tłem, to wybuchów agresji możesz uniknąć.
Zrozumiałam to. Bardzo dobrze. Świetnie ujęła to Klio.
Jakieś mam szczęście ( choć to nie szczęście - tylko wybór ) do partnerów z którymi jest dobrze o ile tylko nie upomne się o swoje potrzeby, póki nie zgłaszam zastrzeżeń.
Z KAŻDYM TAK BYŁO.
I tu jest zagwozdka.
Albo układ trwa na ich warunkach albo jest źle.
Do pewnego momentu zgadzam się na to. Ulegam. Ale czuje się źle. Coraz więcej dyskomfortu, przekroczony moich granic. Aż do punktu gdy ból jest nie do zniesienia. I czuje ze dalsze trwanie w tym ewidentnie mnie krzywdzi.
Potem jest ewakuacja.
A potem już dobrze. Bo czując jak krzywdzacy jest dla mnie tak układ, jest mi łatwiej z niego wyjść. Wtedy do mnie dociera.
339 2017-09-30 11:58:54 Ostatnio edytowany przez summerka88 (2017-09-30 11:59:49)
summerka88 napisał/a:Esthere napisał/a:Czuje a nawet walnęło mnie to po oczach od razu.
I jak teraz do tego dodamy to, że on nie chce nad sobą pracować, to masz pewność, że dla niego będziesz tylko środkiem do realizacji jego celów, wzmacniania jego poczucia wartości. Masz się wpasować w jego potrzeby i oczekiwania.
On jest dobrą partią dla kogoś kto jest przyzwyczajony do bycia tłem, bycia używanym, kto w relacji jest przeźroczystym i widocznym staje się wówczas, gdy jest potrzebny. Gdy zaakceptujesz narzuconą przez niego rolę, gdy "znikniesz", staniesz się tłem, to wybuchów agresji możesz uniknąć.Zrozumiałam to. Bardzo dobrze. Świetnie ujęła to Klio.
Jakieś mam szczęście ( choć to nie szczęście - tylko wybór ) do partnerów z którymi jest dobrze o ile tylko nie upomne się o swoje potrzeby, póki nie zgłaszam zastrzeżeń.
Z KAŻDYM TAK BYŁO.
I tu jest zagwozdka.
Albo układ trwa na ich warunkach albo jest źle.
Do pewnego momentu zgadzam się na to. Ulegam. Ale czuje się źle. Coraz więcej dyskomfortu, przekroczony moich granic. Aż do punktu gdy ból jest nie do zniesienia. I czuje ze dalsze trwanie w tym ewidentnie mnie krzywdzi.
Potem jest ewakuacja.
A potem już dobrze. Bo czując jak krzywdzacy jest dla mnie tak układ, jest mi łatwiej z niego wyjść. Wtedy do mnie dociera.
Właśńie. Już chyba wszystko zostało powiedziane.
Zostały tylko twoje wahania, brak kropki nad i.
A ja wciąż wracam do swojego pierwszego postu w tym wątku, że jest w tobie cień nadziei, źe TYM RAZEM będzie inaczej i siedzisz w tym tak długo aż nie nabierzesz przekonania, że i tym razem nic z tego nie wyjdzie.
I zgadzam się z tym, że to zawsze chodzi o twoje bliskie relacje, ale niekońiecznie zaczęło się od pierwszej poważnej relacji K-M.
Esthere napisał/a:summerka88 napisał/a:I jak teraz do tego dodamy to, że on nie chce nad sobą pracować, to masz pewność, że dla niego będziesz tylko środkiem do realizacji jego celów, wzmacniania jego poczucia wartości. Masz się wpasować w jego potrzeby i oczekiwania.
On jest dobrą partią dla kogoś kto jest przyzwyczajony do bycia tłem, bycia używanym, kto w relacji jest przeźroczystym i widocznym staje się wówczas, gdy jest potrzebny. Gdy zaakceptujesz narzuconą przez niego rolę, gdy "znikniesz", staniesz się tłem, to wybuchów agresji możesz uniknąć.Zrozumiałam to. Bardzo dobrze. Świetnie ujęła to Klio.
Jakieś mam szczęście ( choć to nie szczęście - tylko wybór ) do partnerów z którymi jest dobrze o ile tylko nie upomne się o swoje potrzeby, póki nie zgłaszam zastrzeżeń.
Z KAŻDYM TAK BYŁO.
I tu jest zagwozdka.
Albo układ trwa na ich warunkach albo jest źle.
Do pewnego momentu zgadzam się na to. Ulegam. Ale czuje się źle. Coraz więcej dyskomfortu, przekroczony moich granic. Aż do punktu gdy ból jest nie do zniesienia. I czuje ze dalsze trwanie w tym ewidentnie mnie krzywdzi.
Potem jest ewakuacja.
A potem już dobrze. Bo czując jak krzywdzacy jest dla mnie tak układ, jest mi łatwiej z niego wyjść. Wtedy do mnie dociera.Właśńie. Już chyba wszystko zostało powiedziane.
Zostały tylko twoje wahania, brak kropki nad i.
A ja wciąż wracam do swojego pierwszego postu w tym wątku, że jest w tobie cień nadziei, źe TYM RAZEM będzie inaczej i siedzisz w tym tak długo aż nie nabierzesz przekonania, że i tym razem nic z tego nie wyjdzie.
I zgadzam się z tym, że to zawsze chodzi o twoje bliskie relacje, ale niekońiecznie zaczęło się od pierwszej poważnej relacji K-M.
Ostatniego zdania nie rozumiem Summerko. Możesz rozwinąć? Jakie bliskie relacje?
Ech. Zajrzalam w to piekne sobotnie poludnie, by zobaczyc, co tam u Esthere, moze jakies zmiany.. , a tu..
Estehe, krecisz sie w kolko. Chcialam pomoc, ale Ty chyba nie chcesz nic zmieniac, albo nie jestes gotowa na zmiane. Chcesz sie moze tylko wygadac, nie wiem.
Ja osobiscie nie widze dalszego sensu udzielania sie w tym watku. Niemniej powodzenia i dziekuje za dyskusje.
Ech. Zajrzalam w to piekne sobotnie poludnie, by zobaczyc, co tam u Esthere, moze jakies zmiany..
, a tu..
Estehe, krecisz sie w kolko. Chcialam pomoc, ale Ty chyba nie chcesz nic zmieniac, albo nie jestes gotowa na zmiane. Chcesz sie moze tylko wygadac, nie wiem.
Ja osobiscie nie widze dalszego sensu udzielania sie w tym watku. Niemniej powodzenia i dziekuje za dyskusje.
Skąd taki pesymizm?
Przeciwnie, ja wiele zrozumiałam dzięki forum.
Przyjrzałam się sobie.
W mojej relacji na razie spokój. Totalny. Ja pracuje on się uczy.
No wiem jaki jest. Przecież widzę.
Mogę się na to godzić, nie protestować, być przezroczysta.
No wiem.
Nie chce być taka.
Pisałam już gdzieś ze jak wyniknie taka sytuacja to się nią zajmę.
O co Ci chodzi?
Ze coś dalej rozkminiam?
No pogadalam sobie z Monoceros i Summerkà trochę o emocjach, o związkach - i to cenne było.
Ktoś pisał żebym jego juz nie analizowala, zostawiła temat jego ex, jego głowy. Zostawiam.
Dobrze mi teraz.
Spokój. Praca.
Miły weekend w domu z dzieckiem spędzam.
Naleśniki z owocami upiekłam.
Bardzo mi jest dobrze.
I super ze trafiłam na forum bo mogłam zajrzeć w siebie.
Pytanie co z tym zrobię.
No zastosuje.
Lżej mi bo przekierowalam uwagę w inną stronę.
Relacji teraz nie kończę bo nie czuje takiej potrzeby. Mamy plany na 2 najbliższe miesiące. Ja się nie czepiam go. Obserwuje co będę czuć. Czy to mnie stłamsi?
Sama musze to poczuć i zdecydować.
Prawda?
Mam teraz swoje na głowie - sprzedaż domu, przeprowadzka, finanse do ogarnięcia. Sytuacja gdzie naprawdę trzeba pomyśleć co dalej ze sobą. Ale trzeba zacząć od podstaw. Od życia. Pracy. Miejsca do życia.
Związkiem się zajmę jak stanę na nogi i to poukładam.
summerka88 napisał/a:Esthere napisał/a:Zrozumiałam to. Bardzo dobrze. Świetnie ujęła to Klio.
Jakieś mam szczęście ( choć to nie szczęście - tylko wybór ) do partnerów z którymi jest dobrze o ile tylko nie upomne się o swoje potrzeby, póki nie zgłaszam zastrzeżeń.
Z KAŻDYM TAK BYŁO.
I tu jest zagwozdka.
Albo układ trwa na ich warunkach albo jest źle.
Do pewnego momentu zgadzam się na to. Ulegam. Ale czuje się źle. Coraz więcej dyskomfortu, przekroczony moich granic. Aż do punktu gdy ból jest nie do zniesienia. I czuje ze dalsze trwanie w tym ewidentnie mnie krzywdzi.
Potem jest ewakuacja.
A potem już dobrze. Bo czując jak krzywdzacy jest dla mnie tak układ, jest mi łatwiej z niego wyjść. Wtedy do mnie dociera.Właśńie. Już chyba wszystko zostało powiedziane.
Zostały tylko twoje wahania, brak kropki nad i.
A ja wciąż wracam do swojego pierwszego postu w tym wątku, że jest w tobie cień nadziei, źe TYM RAZEM będzie inaczej i siedzisz w tym tak długo aż nie nabierzesz przekonania, że i tym razem nic z tego nie wyjdzie.
I zgadzam się z tym, że to zawsze chodzi o twoje bliskie relacje, ale niekońiecznie zaczęło się od pierwszej poważnej relacji K-M.Ostatniego zdania nie rozumiem Summerko. Możesz rozwinąć? Jakie bliskie relacje?
Chidziło mi o to, że piszesz, że twój każdy związek K-M (kobiety i mężczyzny) wygląda podobnie. A ja obstawiam, że wszystko zaczęło się dużo wcześniej. Parafrazując słowa Davida Brooksa, to nieprawda, że ludzie rodzą się a potem budują związki, bo ludzie rodzą się w związkach i te związki ludzi budują.
Myślę Esthere, że weszłaś w dorosłe życie i pierwsze bliskie związki, potem kolejne, już uwarunkowana. Zawsze trafiasz do relacji, w której nie czujesz się dobrze, w której nie ma bliskości, ale jest tak samo boleśnie znajoma.
Esthere napisał/a:summerka88 napisał/a:Właśńie. Już chyba wszystko zostało powiedziane.
Zostały tylko twoje wahania, brak kropki nad i.
A ja wciąż wracam do swojego pierwszego postu w tym wątku, że jest w tobie cień nadziei, źe TYM RAZEM będzie inaczej i siedzisz w tym tak długo aż nie nabierzesz przekonania, że i tym razem nic z tego nie wyjdzie.
I zgadzam się z tym, że to zawsze chodzi o twoje bliskie relacje, ale niekońiecznie zaczęło się od pierwszej poważnej relacji K-M.Ostatniego zdania nie rozumiem Summerko. Możesz rozwinąć? Jakie bliskie relacje?
Chidziło mi o to, że piszesz, że twój każdy związek K-M (kobiety i mężczyzny) wygląda podobnie. A ja obstawiam, że wszystko zaczęło się dużo wcześniej. Parafrazując słowa Davida Brooksa, to nieprawda, że ludzie rodzą się a potem budują związki, bo ludzie rodzą się w związkach i te związki ludzi budują.
Myślę Esthere, że weszłaś w dorosłe życie i pierwsze bliskie związki, potem kolejne, już uwarunkowana. Zawsze trafiasz do relacji, w której nie czujesz się dobrze, w której nie ma bliskości, ale jest tak samo boleśnie znajoma.
David ma rację. Świetnie ujęte.
Sama myślę jak ja to robie ze nie wychodzi.
Po ex mężu, gdzie bliskość nie była możliwa ze względu na różne pochodzenie, środowisko, sposób myślenia, światopogląd - zaczęłam szukać kogoś, kto będzie spełniał to kryterium. Znalazłam. Rozmowy z panem z poprzedniego tematu były bardzo ciekawe, rozwijające. Dużo nas łączyło. Nie mogliśmy się nagadać. Tam był jeden brakujący element - poczucie bezpieczeństwa. Znikał z kontaktu. Prowokowal trudne sytuacje gdy tylko poczuł ze jestem za blisko. Bal się zaangażowania.
No to zaczęłam szukać takiego, który naprawdę chce stworzyć związek i mieć rodzinę. Znalazłam. M chce. No ale są inne kwiatki. Jakoś tak czuję że nie jest mi do końca bliski psychicznie. Nie schodzimy na głębsze poziomy. Jakieś jest tu inne odczuwanie, odbieranie bodźców. Odkąd użył moich zwierzeń o gorszym samopoczuciu jako amunicji przeciwko mnie - tracę ochotę na jakiekolwiek zwierzenia. Przecież tà metoda nie będziemy nigdy dostatecznie blisko.
Z nim jest tak, że łączą nas pewne rzeczy,;robimy je wspólnie, jesteśmy razem, ale nie mogę się pozbyć wrażenia, że w tym wszystkim on jest jakby obok, my jesteśmy obok siebie. Brak takiego dostepu do myśli drugiej osoby, do emocji. A jak dałam swoje - to mi je potem podłożył jak granat.
Innym kryterium szukałam, ale efekt mam ten sam. Brak takiej prawdziwej bliskości.
Zaczynam wątpić czy to jest w ogóle możliwe.
Serio.
Są gdzieś takie pary - bliskie sobie w każdym aspekcie ( nie mowie broń Boże o tworzeniu jakiejś niezdrowe fuzji )- w sensie bliskości emocjonalnej, psychicznej, fizycznej, mentalne, i z poczuciem bezpieczeństwa?
Gdzie to znaleźć? Jak tego szukać? Czy to istnieje?
autorka chyba przyszła tu na darmową terapię
wątek juz dawno w sumie powinien się skończyć,bo już nic wiecej nie ma do dodania
O tak Esthere przekierowalas uwage na zupelnie inne tory. A to ze mielisz kolejna juz strone na forum na temat exa to taki tam incydent przy pracy. I te zapewnienia "jestem bardzo szczesliwa" "jestem bardzo spokojna". Czlowiek ktory ma w sobie rzeczywisty spokoj i szczescie nie musi tego rozglaszac calemu swiatu bo ani nie ma takowej potrzeby ani nie jest to koniecznie bo to z czlowieka bije. Powtorze skoro juz podjelas decyzje i zostajesz przy tym gosciu poki co bo nie czujesz potrzeby by na razie to zmieniac to po co te rozkminy? Masz corke, prace, zmiane mieszkania przed soba i tysiac innych spraw. Moze warto na tym sie skupic faktycznie? No chyba ze chodzi o skupianie na sobie uwagi innych i zycie Twoimi sprawami ( wkoncu misio Ci tego nie daje). Nieladnie tak Esthere byc wampirem energetycznym.
O tak Esthere przekierowalas uwage na zupelnie inne tory. A to ze mielisz kolejna juz strone na forum na temat exa to taki tam incydent przy pracy. I te zapewnienia "jestem bardzo szczesliwa" "jestem bardzo spokojna". Czlowiek ktory ma w sobie rzeczywisty spokoj i szczescie nie musi tego rozglaszac calemu swiatu bo ani nie ma takowej potrzeby ani nie jest to koniecznie bo to z czlowieka bije. Powtorze skoro juz podjelas decyzje i zostajesz przy tym gosciu poki co bo nie czujesz potrzeby by na razie to zmieniac to po co te rozkminy? Masz corke, prace, zmiane mieszkania przed soba i tysiac innych spraw. Moze warto na tym sie skupic faktycznie? No chyba ze chodzi o skupianie na sobie uwagi innych i zycie Twoimi sprawami ( wkoncu misio Ci tego nie daje). Nieladnie tak Esthere byc wampirem energetycznym.
Fenix...ludzie cos piszą, to się do tego odnoszę. Przecież nie tworzę sobie a Muzom. Po prostu się zastanawiam tu pisemnie, odpowiadam. Po to jest forum. Służy dyskusji i różnym punktom widzenia.
Przyczepiasz się. Jeśli gdzieś zlamalam regulamin to napisz do adminów.
Temat nie odbiega tylko nawiązuje bo szukam powiązań między faktami. To mój temat i mi tak pasuje.
Miałaś tu nie wracać zdaje się.
Nie zatrzymywałam . :-)
PS. Dziś wyjątkowo dobrze się czuje, bo ogarnęłam trudny temat w pracy i mam coś ułożone na wiele miesięcy do przodu. Z przyjemnością zajmuje się dziś domem. Dla mnie to celebracja. Ładny dzień poza tym, nie?
Ps. Nikogo nie zmuszam żeby tu odpowiadał. Skoro są komentarze, to są i moje odpowiedzi. Głośno się zastanawiać to nie zbrodnia.
Wyluzuj.
Esthere- ten związek to nie zadanie do wykonania na potem, tylko on cały czas trwa.
Ja nie mam odwagi powiedzieć Ci rzuć go, czy nie, bo decyzja jest Twoja.
Natomiast myślę, że powinnaś pracować nad sobą by poczuć się pewniej w swoich decyzjach i wiedzieć czego chcesz.
Aby Twój partner zaczął nad sobą pracować, musi poczuć Twoja niezgodę, a Ty przestać się bać tej agresji i otwarcie bez strachu wyrazać swoje potrzeby Tu potrzebny Ci terapeuta, wiem że to wydatki, ale może warto z czegoś zrezygnować. I nie uważam, żebyś musiała tłumaczyć się komukolwiek na forum ze swoich decyzji.
Jakieś mam szczęście ( choć to nie szczęście - tylko wybór ) do partnerów z którymi jest dobrze o ile tylko nie upomne się o swoje potrzeby, póki nie zgłaszam zastrzeżeń.
Z KAŻDYM TAK BYŁO.
I tu jest zagwozdka.
Albo układ trwa na ich warunkach albo jest źle.
Do pewnego momentu zgadzam się na to. Ulegam. Ale czuje się źle. Coraz więcej dyskomfortu, przekroczony moich granic. Aż do punktu gdy ból jest nie do zniesienia. I czuje ze dalsze trwanie w tym ewidentnie mnie krzywdzi.
Potem jest ewakuacja.
A potem już dobrze. Bo czując jak krzywdzacy jest dla mnie tak układ, jest mi łatwiej z niego wyjść. Wtedy do mnie dociera.
Odpowiem cytatem:
"Szaleństwem jest robić wciąż to samo i za każdym razem oczekiwać innego rezultatu."
summerka88 napisał/a:Esthere napisał/a:Ostatniego zdania nie rozumiem Summerko. Możesz rozwinąć? Jakie bliskie relacje?
Chidziło mi o to, że piszesz, że twój każdy związek K-M (kobiety i mężczyzny) wygląda podobnie. A ja obstawiam, że wszystko zaczęło się dużo wcześniej. Parafrazując słowa Davida Brooksa, to nieprawda, że ludzie rodzą się a potem budują związki, bo ludzie rodzą się w związkach i te związki ludzi budują.
Myślę Esthere, że weszłaś w dorosłe życie i pierwsze bliskie związki, potem kolejne, już uwarunkowana. Zawsze trafiasz do relacji, w której nie czujesz się dobrze, w której nie ma bliskości, ale jest tak samo boleśnie znajoma.David ma rację. Świetnie ujęte.
Sama myślę jak ja to robie ze nie wychodzi.
Po ex mężu, gdzie bliskość nie była możliwa ze względu na różne pochodzenie, środowisko, sposób myślenia, światopogląd - zaczęłam szukać kogoś, kto będzie spełniał to kryterium. Znalazłam. Rozmowy z panem z poprzedniego tematu były bardzo ciekawe, rozwijające. Dużo nas łączyło. Nie mogliśmy się nagadać. Tam był jeden brakujący element - poczucie bezpieczeństwa. Znikał z kontaktu. Prowokowal trudne sytuacje gdy tylko poczuł ze jestem za blisko. Bal się zaangażowania.
No to zaczęłam szukać takiego, który naprawdę chce stworzyć związek i mieć rodzinę. Znalazłam. M chce. No ale są inne kwiatki. Jakoś tak czuję że nie jest mi do końca bliski psychicznie. Nie schodzimy na głębsze poziomy. Jakieś jest tu inne odczuwanie, odbieranie bodźców. Odkąd użył moich zwierzeń o gorszym samopoczuciu jako amunicji przeciwko mnie - tracę ochotę na jakiekolwiek zwierzenia. Przecież tà metoda nie będziemy nigdy dostatecznie blisko.Z nim jest tak, że łączą nas pewne rzeczy,;robimy je wspólnie, jesteśmy razem, ale nie mogę się pozbyć wrażenia, że w tym wszystkim on jest jakby obok, my jesteśmy obok siebie. Brak takiego dostepu do myśli drugiej osoby, do emocji. A jak dałam swoje - to mi je potem podłożył jak granat.
Innym kryterium szukałam, ale efekt mam ten sam. Brak takiej prawdziwej bliskości.
Zaczynam wątpić czy to jest w ogóle możliwe.
Serio.
Są gdzieś takie pary - bliskie sobie w każdym aspekcie ( nie mowie broń Boże o tworzeniu jakiejś niezdrowe fuzji )- w sensie bliskości emocjonalnej, psychicznej, fizycznej, mentalne, i z poczuciem bezpieczeństwa?
Gdzie to znaleźć? Jak tego szukać? Czy to istnieje?
Błędne założenie, że pomimo różnic w pochodzeniu, myśleniu i tym co wymieniłaś nie jest możliwa bliskość ... kolejna sprawa - użycie wiedzy o partnerze w obronie na zasadzie - popatrz w swój ogródek zanim zaczniesz mnie pouczać... to po prostu brak argumentów i próba odepchnięcia gdy ktoś cię przypiera do muru.
Czytając Twoje wypowiedzi ... myśle że bywasz uciążliwa , nie odpuszczasz i zaganiasz w kąt ..po czym analizujesz psychologicznie pozbawiając kontekstu i robiąc z tego filozofię działania dla "przeciwnika".
Przestań analizować M , bo Ty nie jesteś tu obiektywna w tej relacji, i na tyle zrównoważona by widzieć prawidłowo .
Skup się na sobie .
A testy " do kolejnej akcji " to poza : "czekam aż coś mi nie przypasuje"... i wtedy to ci postawie diagnozę ... dziecinne
Jeśli nie potrafisz czuć i wyluzować - po prostu być - to odejdź kiedy jest ok.
Dla siebie . I może dla niego - skoro ma tyle wartościowych cech, każdy ma szansę i prawo na zdrowe relacje ..a to co robisz to jakieś testy na zwierzętach.
Jest akcja i reakcja - Ty z pewnością bywasz zapalnikiem wielu akcji , sama pisałaś o swoich nie fajnych reakcjach. Więc czemu on nie może popełniać błędów ????
Błędne założenie, że pomimo różnic w pochodzeniu, myśleniu i tym co wymieniłaś nie jest możliwa bliskość ... kolejna sprawa - użycie wiedzy o partnerze w obronie na zasadzie - popatrz w swój ogródek zanim zaczniesz mnie pouczać... to po prostu brak argumentów i próba odepchnięcia gdy ktoś cię przypiera do muru.
Czytając Twoje wypowiedzi ... myśle że bywasz uciążliwa , nie odpuszczasz i zaganiasz w kąt ..po czym analizujesz psychologicznie pozbawiając kontekstu i robiąc z tego filozofię działania dla "przeciwnika".
Przestań analizować M , bo Ty nie jesteś tu obiektywna w tej relacji, i na tyle zrównoważona by widzieć prawidłowo .
Skup się na sobie .
A testy " do kolejnej akcji " to poza : "czekam aż coś mi nie przypasuje"... i wtedy to ci postawie diagnozę ... dziecinne
Jeśli nie potrafisz czuć i wyluzować - po prostu być - to odejdź kiedy jest ok.
Dla siebie . I może dla niego - skoro ma tyle wartościowych cech, każdy ma szansę i prawo na zdrowe relacje ..a to co robisz to jakieś testy na zwierzętach.
Jest akcja i reakcja - Ty z pewnością bywasz zapalnikiem wielu akcji , sama pisałaś o swoich nie fajnych reakcjach. Więc czemu on nie może popełniać błędów ????
W pełni się z tym zgadzam.
Przykład : urodziny. Dopiero po 'przesłuchaniu' Ciebie wyszedł na jaw kontekst jego reakcji.Twoje drążenie jego ex,pomimo jego prostestu.
Drugi : Atak na Blackie.To samo.Wygrzebanie jej tematów przeszłości i ... szarżą.
Z całym szacunkiem Esthere ale bawisz się w psychologa, wyjmując pojedyncze 'puzzle' z całości obrazka i nadając nowe im znaczenie.
Pamiętasz? Napisałem Ci wcześniej że pomijasz 'dynamikę' . Wsadzasz palec w oko - masz reakcję.Na jej podstawie - tworzysz czyjąś charakterystykę. "Obiekt niestabilny i nerwowy.Po wsadzeniu szpilki krzyknął ,wyszedł i sie nie odzywa..."
352 2017-10-02 00:16:37 Ostatnio edytowany przez Beyondblackie (2017-10-02 00:49:39)
Mialam sie nie udzielac, bo uwazam to za kompletna strate czasu, ale trudno mi sie nie zgodzic z powyzszymi komentarzami.
To, ze cytujesz podrzedne pochodzenie, srodowisko i zainteresowania bylego meza, wcale nie wynika z zauwazenia problemow w waszym malzenstwie, ale z tego, ze za wszelka cene chcesz sie dowartosciowac. On byl taki be, to ja jestem lepsza. Dlatego tez jest u Ciebie takie parcie na blichtr, pompe, zawod, podkreslanie pozycji obecnego faceta. No, bo pomimo, ze to taki sam dupek jak poprzedni lowelas, to jakie eleganckie ubrania! jaki postawiony! jaki a e! Wiec chociaz sama czujesz sie malo warta, to cieszy Cie odbijanie tego sztucznego swiatla.
Nie umiesz budowac autentycznej relacji, bo nie potrafisz autentycznie funkcjonowac z SOBA, wiec taki hustawkowy narcyz jawi Ci sie jako idealny partner. Masz jasna historie bycia w rodzinie, gdzie jeden z rodzicow/ albo oboje deprymowali Cie, stawiali nierealistyczne wymagania, oczekiwali bycia dorosla za dziecka i jednoczesnie udowadniali Ci jaka jestes niewazna. I ten bagaz teraz niesiesz, bo jest w Tobie potrzeba postawienia ladnego frontu, bycia na topie, imponowania, a jednoczesnie sama nie czujesz sie na tyle silna by to robic, wiec wybierasz dominujacego narcyza, ktory uzyczy Ci reflektora. Za cene, ktora znasz z domu- usuwanie w cien, brak szacunku, naruszanie granic, olewanie uczuc.
Jak pisalam wczesniej, niewazne, ze goofienko, ale wazne, ze zawiniete w zloty papierek.
fascynująca lektura.
mądra, atrakcyjna i świadoma mechanizmów ludzkiej natury kobieta, którą nawiasem mówiąc bardzo przyjemnie się czyta, perfekcyjnie używa wszystkich znanych sobie mechanizmów, żeby tylko nie dotrzeć do źródła swojego problemu. z godnym podziwu uporem powtarza rodzinne schematy, w których jest małą dziewczynką, złaknioną uwagi i poczucia bycia kimś ważnym.
Esthere, w swoich wędrówkach po kołczowaniu natknęłaś się kiedyś na pracę z wewnętrznym dzieckiem? ta mała dziewczynka w Tobie nie da się ukoić przy pomocy żadnego pana z zewnątrz, choćby był prezesem NBP. Ty sama musisz ją utulić i przekonać, że jest ważna i kochana. kiedy zrobisz to skutecznie, Twoja mapa marzeń ma szansę się ziścić. do tego czasu kolejni partnerzy będą ciągle pokazywać Ci nieprzepracowane dzieciństwo.
zostaw analizy pana doktora, on nie tylko Cię o to nie prosi, ale wręcz sobie tego nie życzy. odstaw ten zastępczy problem i zajmij się sobą.
masz takiego faceta, na jakiego jesteś gotowa.
feniks35 napisał/a:Esthere przeczytalam Twoj nowy watek i mam ciarki. Jak mozesz wogole rozpatrywac bycie z tym czlowiekiem. Przeciez to narcyz manipulant i czlowiek stosujacy bierna agresje wzgledem Ciebie. Ty natomiast zamiast powiedziec stop nie bede z kims kogo sie czasem wrecz BOJĘ probujesz ....nauczyc się zarzadzania sobą w momentach jego agresji i fochow. Masakra jakas! Na czym to zarzadzanie soba ma polegac? Na nauczeniu się spychania swoich uczuc i potrzeb w kąt, na nauce chodzenia po polu minowym bez detonacji ładunku? Naprawdę chcesz tak zyc? W imię czego? I jakim cudem chcesz biorac pod uwagę ze mialas juz nauczki z wczesniejszych relacji?
Dziękuję Ci za tę otrzezwiającà wypowiedź. Tak to właśnie wygląda. Jak wspomniała Klio - " facet mnie wytresował ". Zauważyłam że żadne uwagi negatywne nie mają racji bytu. Zaczęłam się zachowywać nienaturalnie - nie odzywać się albo kombinować jak coś ująć. I ten stan czujności jak na polu minowym.
Znam go krótko i nie będzie chyba trudno się z tego wycofać. Zresztą on może mi to ułatwić. Nie odzywa się od wczoraj. Karanie ciszą.
Próba sił, manifestacja focha albo już mnie odstawił na boczny tor i nie ma zamiaru o tym, urażony Wielki Pan, informować.
Racja, wariat i manipulant ma to do siebie, że jego choroba jest zaraźliwa. Powoli zaczynasz się zachowywać.. jak on. Sznureczki już działają.
I to ma za zadanie ta terapia. Masz czuć siebie, myśleć o sobie i nie marnować czasu na idiotów.
355 2017-10-02 11:59:59 Ostatnio edytowany przez Esthere (2017-10-02 12:20:50)
fascynująca lektura.
mądra, atrakcyjna i świadoma mechanizmów ludzkiej natury kobieta, którą nawiasem mówiąc bardzo przyjemnie się czyta, perfekcyjnie używa wszystkich znanych sobie mechanizmów, żeby tylko nie dotrzeć do źródła swojego problemu. z godnym podziwu uporem powtarza rodzinne schematy, w których jest małą dziewczynką, złaknioną uwagi i poczucia bycia kimś ważnym.Esthere, w swoich wędrówkach po kołczowaniu natknęłaś się kiedyś na pracę z wewnętrznym dzieckiem? ta mała dziewczynka w Tobie nie da się ukoić przy pomocy żadnego pana z zewnątrz, choćby był prezesem NBP. Ty sama musisz ją utulić i przekonać, że jest ważna i kochana. kiedy zrobisz to skutecznie, Twoja mapa marzeń ma szansę się ziścić. do tego czasu kolejni partnerzy będą ciągle pokazywać Ci nieprzepracowane dzieciństwo.
zostaw analizy pana doktora, on nie tylko Cię o to nie prosi, ale wręcz sobie tego nie życzy. odstaw ten zastępczy problem i zajmij się sobą.
masz takiego faceta, na jakiego jesteś gotowa.
Dziękuję Ci Doroya.
Ja mam taką filozofię, że świat jest naszym Lustrem.
Świat jest komplementarny z tym, co Wewnątrz.
I ten zewnętrzny, rozumiany jako otoczenie, sytuacja, nie ma szans się zmienić, dopóki transformacji nie ulegnie to, czym się emanuje od środka.
Ponieważ to, co jest wewnętrzną emanacją, rezonuje ze światem,
i tworzy spójne układy.
Tak. Absolutnie się zgadzam. Trafiam na to, na co jestem gotowa. A to, co jest jeszcze do przepracowania, ujawnia się.
Jest we mnie silne pragnienie, żeby w końcu było dobrze, ale wciąż nie jest, cel przede mną ucieka,
a ucieka dlatego, że istnieje rozdźwięk pomiędzy tym, czego naprawdę bym chciała ( od życia, na zewnątrz siebie ), a tym, czym w istocie jestem.
Nie żałuję jednak żadnego ze swoich związków,
wszystko to wydarzyło się po coś,
mam tu swoje lekcje do przerobienia.
M jest moją nieodrobioną dotąd lekcją.
A mój zeszyt czerwony od błędów.
W nim - zobaczyłam siebie.
Czasem spojrzenie w Lustro przeraża.
Ale może być początkiem zmiany.
Zrozumiałam dzięki temu Forum i dzięki zetknięciu z nim, i poprzez to, co między nami zarezonowało,
co mam do przepracowania. Ja jako Ja.
Zostawiam jego sprawy.
Robię mu tym krzywdę.
Każdy jest jaki jest i taki, w danym momencie jest OK, bo widoczniej inaczej nie potrafi,
na coś nie jest gotowy.
Analizowanie go oddala mnie od sedna, którym jestem ja,
to zasłona dymna, i dopóki będe tak robić,
będę stać w miejscu...
Ps. Czytam Cię Doroya już trzeci raz, to esencja wszystkiego, co się tu zadziało, między mna a nim, i tu na Forum. Wydrukuję sobie chyba te słowa, powieszę gdzieś...
356 2017-10-02 12:13:01 Ostatnio edytowany przez Marvano (2017-10-02 12:16:01)
I powtarzam... zajmij się sobą. Zajmij się swoim życiem. Po co terapia? "Zmiana przekonań na własny temat". I to sobie powtarzaj... do znudzenia. Jak nam sor z biochemii mówił - "będziecie umieć wtedy, gdy zbudzę was w środku nocy, a wy z pamięci powiecie "cykl Krebsa" i wzory aminokwasów!".
Więc... "zmiana przekonań na własny temat". Nie zmieniaj jego, zmieniaj siebie.
No widac, ze Twoje przekonania na wlasny temat i samoswiadomosc wogole nie ruszyly do przodu.
Teraz tylko recami i nogami sie bronisz by tkwic w toksycznej sytuacji, wymyslajac kolejne newageowe i pseudopsychologiczne powody. Nie, ten dupek to nie lekcja do przerobienia, tylko skutek tego, ze zamiast pracowac nad soba w terapii, zainfekowalas sie slowotokiem psychologicznym i robilas terapeute w bambuko.
Zatrzymaj sie na chwile i pomysl co robisz swojej corce tymi ciaglymi dupkami, ktorzy przewijaja sie przez Twoje zycie. Czy ona mysli, ze jest dla mamy najwazniejsza, czy ma przekonanie, ze dla mamy najwazniejsze sa emocje z jakims fraglesem? Sama sobie odpowiedz.
No widac, ze Twoje przekonania na wlasny temat i samoswiadomosc wogole nie ruszyly do przodu.
Teraz tylko recami i nogami sie bronisz by tkwic w toksycznej sytuacji, wymyslajac kolejne newageowe i pseudopsychologiczne powody. Nie, ten dupek to nie lekcja do przerobienia, tylko skutek tego, ze zamiast pracowac nad soba w terapii, zainfekowalas sie slowotokiem psychologicznym i robilas terapeute w bambuko.
Zatrzymaj sie na chwile i pomysl co robisz swojej corce tymi ciaglymi dupkami, ktorzy przewijaja sie przez Twoje zycie. Czy ona mysli, ze jest dla mamy najwazniejsza, czy ma przekonanie, ze dla mamy najwazniejsze sa emocje z jakims fraglesem? Sama sobie odpowiedz.
Nigdy nie wprowadzałam w życie córki facetów w sposób, który byłby dominujący,
związek z M to trzeci związek w życiu, ( drugi po małżeństwie ),
poprzedniego ex- moja córka widziała RAZ przez jedno popołudnie,
z M spotkaliśmy się dwa razy wspólnie z dziećmi.
Moja córka ma ojca, którego bardzo kocha, jest połowę czasu z nim, połowę ze mną, mamy bardzo przyjazną relację.
Moja córka ogląda swojego TATĘ a nie "fraglesów".
I to w stopniu, w jakim rzadko które dziecko doświadcza po rozwodzie.
Bo jest z nim kiedy chce, ile chce.
Zejdź już ze mnie.
Nie pisze tych postow by Ci przywalic. Pisze by Ci pomoc sobie uswiadomic w jakim bagnie jestes.
I co najwazniejsze, COS ZMIENIC, a nie powtarzac tego samego schematu.
Nie pisze tych postow by Ci przywalic. Pisze by Ci pomoc sobie uswiadomic w jakim bagnie jestes.
I co najwazniejsze, COS ZMIENIC, a nie powtarzac tego samego schematu.
I robisz to, wciskając mi, że jestem matką, która tylko przewija "fraglesów" przez dom, a córka na to patrzy?
NIC nie wiesz o moim życiu.
Ja nie chce takiej Twojej pomocy.
Ani żadnej.
Doroya napisał/a:fascynująca lektura.
mądra, atrakcyjna i świadoma mechanizmów ludzkiej natury kobieta, którą nawiasem mówiąc bardzo przyjemnie się czyta, perfekcyjnie używa wszystkich znanych sobie mechanizmów, żeby tylko nie dotrzeć do źródła swojego problemu. z godnym podziwu uporem powtarza rodzinne schematy, w których jest małą dziewczynką, złaknioną uwagi i poczucia bycia kimś ważnym.Esthere, w swoich wędrówkach po kołczowaniu natknęłaś się kiedyś na pracę z wewnętrznym dzieckiem? ta mała dziewczynka w Tobie nie da się ukoić przy pomocy żadnego pana z zewnątrz, choćby był prezesem NBP. Ty sama musisz ją utulić i przekonać, że jest ważna i kochana. kiedy zrobisz to skutecznie, Twoja mapa marzeń ma szansę się ziścić. do tego czasu kolejni partnerzy będą ciągle pokazywać Ci nieprzepracowane dzieciństwo.
zostaw analizy pana doktora, on nie tylko Cię o to nie prosi, ale wręcz sobie tego nie życzy. odstaw ten zastępczy problem i zajmij się sobą.
masz takiego faceta, na jakiego jesteś gotowa.Dziękuję Ci Doroya.
Ja mam taką filozofię, że świat jest naszym Lustrem.
Świat jest komplementarny z tym, co Wewnątrz.
I ten zewnętrzny, rozumiany jako otoczenie, sytuacja, nie ma szans się zmienić, dopóki transformacji nie ulegnie to, czym się emanuje od środka.
Ponieważ to, co jest wewnętrzną emanacją, rezonuje ze światem,
i tworzy spójne układy.Tak. Absolutnie się zgadzam. Trafiam na to, na co jestem gotowa. A to, co jest jeszcze do przepracowania, ujawnia się.
Jest we mnie silne pragnienie, żeby w końcu było dobrze, ale wciąż nie jest, cel przede mną ucieka,
a ucieka dlatego, że istnieje rozdźwięk pomiędzy tym, czego naprawdę bym chciała ( od życia, na zewnątrz siebie ), a tym, czym w istocie jestem.Nie żałuję jednak żadnego ze swoich związków,
wszystko to wydarzyło się po coś,
mam tu swoje lekcje do przerobienia.M jest moją nieodrobioną dotąd lekcją.
A mój zeszyt czerwony od błędów.W nim - zobaczyłam siebie.
Czasem spojrzenie w Lustro przeraża.
Ale może być początkiem zmiany.Zrozumiałam dzięki temu Forum i dzięki zetknięciu z nim, i poprzez to, co między nami zarezonowało,
co mam do przepracowania. Ja jako Ja.Zostawiam jego sprawy.
Robię mu tym krzywdę.Każdy jest jaki jest i taki, w danym momencie jest OK, bo widoczniej inaczej nie potrafi,
na coś nie jest gotowy.
Analizowanie go oddala mnie od sedna, którym jestem ja,
to zasłona dymna, i dopóki będe tak robić,
będę stać w miejscu...Ps. Czytam Cię Doroya już trzeci raz, to esencja wszystkiego, co się tu zadziało, między mna a nim, i tu na Forum. Wydrukuję sobie chyba te słowa, powieszę gdzieś...
tak, właśnie - lustro. wszędzie to lustro :-)
jeśli to wiesz, wiesz już właściwie wszystko.
przeczytaj koniecznie "Radykalne wybaczanie" Colina Tippinga.
napisz listy do rodziców.
patrz, co się będzie działo.
a dzieją się często cuda.
i koniecznie tul i kochaj małą siebie.
trzymam kciuki :-)