Powracam na to forum, ponieważ kiedyś bardzo mi pomogliście. Obecnie spotkałam się z pewnym facetem. Nazwijmy go M.
Ponieważ na psychoterapii zdiagnozowano mój problem z bliskością, wzięłam się za siebie i postanowiłam, że teraz moim wyborem będzie facet, który jest dostępny. Przyjęłam kryteria, że musi być nastawiony na poważny związek, zaangażowany w relację, dostępny terytorialnie (aby mieszkał w rozsądnej odległości umożliwiającej częste spotkania). Znalazłam te cechy w M. Spotykaliśmy się często, to były świetne randki, spędzone w plenerze, czułam się z nim super, mamy podobne poczucie humoru, zwiedzaliśmy skanseny, łaziliśmy po lasach i rzekach, ruinach, łąkach ( lubimy oboje te klimaty ),niesamowicie zaiskrzyło też od strony fizycznej. Widziałam i cały czas widzę jego zaangażowanie. Dążył do tego, by poznały się nasze dzieci, szybko o mnie powiedział swojej rodzinie, czuję się z nim stabilnie w sensie takim, że nie muszę się zastanawiać czy i kiedy się spotkamy, nasze plany wyjazdowe sięgają aż do grudnia ( znamy się od maja ). Niewątpliwie jest to facet nastawiony na poważną relację a nie na przelotny romans. Spotykamy się 2-3 razy w tygodniu, zawsze wtedy, gdy możemy ( dzieli nas odległość kilkudziesięciu km, ale jeździmy do siebie i mamy też możliwość pobytu w połowie drogi, z czego korzystamy ).
Jednak kilka szczegółów mocno mnie zastanawia i nie wiem, co mam robić, jak to interpretować.
Pierwsza czerwona lampka pojawiła się gdy kiedyś sobie opisywaliśmy jakie wrażenie na sobie wywarliśmy na pierwszej randce. Zagadałam po krótkim przywitaniu słowami, że miło go poznać, ale nigdy jeszcze mi się nie zdarzyło umówić się z facetem, z którym nie miałam okazji rozmawiać przez telefon. Było to z mojej strony stwierdzenie faktu. Tak po prostu było w mojej historii. I zwyczajnie, informacyjnie to mu powiedziałam. Nie zareagował na to, chyba powiedział, że on ma inaczej niż ja, nie lubi rozmawiać przez tel z osobą, której nigdy nie widział. Gadaliśmy dalej, potem były super randki, otworzyliśmy się na siebie, w życiu się z kimś tak nie wyśmiałam jak z nim, było genialnie.
Ale po jakimś czasie wróciliśmy do tego i tu mnie zmroziło. Powiedział, że tamta uwaga wtedy była z mojej strony niegrzeczna, że poczuł się jak ktoś, kto nawet nie umie wykonać telefonu do kobiety (!). Przedstawił to tak,jakby to nie wiem jaką było obrazą czy afrontem ( był na mnie zły, tak go odbieram ). Odpowiedziałam łagodnie, że nic takiego nie miałam na myśli, że nie chciałam go urazić wtedy, że moje słowa to była tylko informacja o tym, co mi się do tej pory zdarzało w relacjach. Tylko suchy fakt. On przyjął to wyjaśnienie mam wrażenie z trudem, oporowo, cały czas powtarzając " Ale zgodzisz się, że to nie było najbardziej fortunne powitanie z twojej strony".
Powiem Wam, że poczułam się wtedy dziwnie. Facet próbował mi wmówić coś, co nie miało miejsca. Bo mój komunikat nie był moim zdaniem w najmniejszym stopniu mu urągający. Przecież to zwykła informacja! Jak mógł to wziąć do siebie?
Z czasem okazało się, że mój facet potrafi zareagować impulsywnie także na inne moje słowa. Schemat się powtarza. Ja coś mówię informacyjnie, on to bierze do siebie, bardzo się tym denerwuje i zwala winę na mnie. Kolejny przykład:
Poruszył temat ex. Skomentowałam to tak, że skoro odeszła tak nagle, to może w grę wchodziła trzecia osoba, może po prostu kogoś poznała czy romansowała już wcześniej (przez internet, itp ). To był tylko luźna hipoteza. A on niesamowicie emocjonalnie zareagował. Oburzył się i ze złością powiedział" No jak ty coś powiesz!!!". Zarzucił mi, że w ogóle nie znam się na ludziach, że co ja sobie myślę, jak ja mogę insynuować, że ona odeszła do kogoś innego, i cytuję " ja jestem (tu padła nazwa jego prestiżowego zawodu, który wykonuje) - a nie jakimś śmieciem" i zadał pytanie, jak ja bym się czuła gdyby mi ktoś powiedział, że mąż mnie zostawił, bo mnie zdradzał.
Musiałam się tłumaczyć mu, że moje słowa nie były informacją o nim, że jest taki kiepski, tylko informacją o tej dziewczynie, że może była nieuczciwa. Do niego to nie trafia. Odwraca neutralne komunikaty, zarzuca mi złe intencje, męczy mnie to. Reaguje moim zdaniem nieadekwatnie. Dodam, że sytuacja miała miejsce w restauracji, w moje urodziny. Chciałam go uspokoić, powiedziałam, że ma nieprzepracowaną przeszłość ( na co on się usprawiedliwia, że emocje te biorą się tylko z faktu, że ex mu utrudnia kontakty z dzieckiem) i żeby mi już o tym nie gadał, żeby to omówił ze swoją psycholog ( chodził na jakieś wizyty ). Był tą uwagą mega wkurzony. I wiecie co? Powiedział, że on mnie przeprasza, ale musi wyjść. Że on tu nie będzie rozmawiał. Rzucił " smacznego" i wyszedł. Normalnie zdębiałam. Zostawił mnie w restauracji w moje urodziny. I się nie odzywał. Bo foch. Było mi strasznie przykro. Potem przepraszał, że nie umiał się zachować inaczej, że już mnie nigdy tak nie zostawi, że miał duże wyrzuty sumienia, że było mu źle beze mnie, że liczył, że ja za nim wyjdę czy zadzwonię itp. Była obietnica, że już się tak nie zachowa, ale jednoczesnie jakby trzymał się wersji, że to ja się źle odezwałam, a jego zachowanie to była tylko reakcja na to.
Inna dziwna sytuacja. Umówiliśmy się, ja dojeżdzałam, ale rozmawiał z kimś przez tel. Zadzwonił. Już kończyłam rozmowę, bo widze, ze dzwoni, a on kolejny raz. Troche mnie to zirytowało, przeciez po skonczonej rozmowie bym oddzwoniła. Poczułam się kontrolowana. W głosie moim było czuć lekką irytacje i to mu się oczywiście bardzo nie spodobało. Ja spokojnym głosem mówię" Jak dzwonisz i jest zajęte, to nie dzwon drugi raz po paru sekundach, bo to bez sensu, jak skończę gadać to oddzwonie". A on do mnie " No to przepraszam, że ci przerwałem jakąś bardzo ważną rozmowę" ( strasznie się uniósł ). Dla mnie to paranoja. O co mu chodzi? Wytłumaczy mi ktoś? Co ciekawe, nie zareagował źle od razu, normalnie po 5 minutach się spotkaliśmy, było namiętnie, a on już po wszystkim, widzę, zmienia mu się twarz, pochmurnieje i wybucha. Czuję się jak na polu minowym.
Tamta sytuacja o mało się nie skończyła rozstaniem. Dla mnie takie wybuchy irytacji, pretensji, zwalania na mnie są mega dziwne. Jego nadreakcja mnie niepokoi. Zepsuł mi wieczór. Po namiętnych chwilach taka jazda. Jestem skołowana. Zaczęłam się wtedy pakować, powiedziałam, że chyba się nie dobraliśmy i nic na siłę. To się ogarnął w parę minut i przeprosił, z tekstem, że ok, nie będziemy się kłócić o głupoty, szkoda życia. Mówię mu- " gdybym miała faktyczne problem, że jestem nieelegancka w słowach, że kogoś obrażam, inni partnerzy by mi to mówili." Tłumacze mu, że nikt się tak nigdy nie przypieprzał do moich słów, tylko on. Na co on ironicznie " to dlaczego ci dotąd nie wychodzi życie osobiste? "
Usłyszałam to i na chłodno zaczęłam się pakować do wyjścia. Wtedy przeprosił. Że słowa ostatnie wymazuje.
Takie sytuacje są coraz częściej. Stawiam mu jakieś granice, ale mam wrażenie, że on ze mną walczy, że chce sobie mnie podporządkować. Nie wiem, o co chodzi.
M jest partnerem, który się angażuje, pomaga, wspiera, można na niego liczyć, on chce wspólnej przyszłości. Ale jak żyć z takim charakterem? Na takim polu minowym? Dojdzie do kuriozalnej sytuacji, że będe musiała uważać na każde słowo. Chore.