dzis mialem spotkanie teraoii pogleboiną terapeutka.. ,prosila nie patrzec na zone i dzieci a na siebie..bo skonczy sie zapiciem ,,mam czytac i probowac dalej przechodzic na tryb normalnosci ,,jak mam doly dzwonic do przyjaciol sponsora i nie myslec ..zanioslem dzieciom slodycze zostawilem na oknie poinformowalem core by wziela ,,niewchodzilem i nie rozm z zona,,choc mnie korcilo,,trudno musze sam to przejsc by wyisc z dna ..moze pozniej z czasem bedzie lzej
Słuchaj terapeutki.
Jedyne, co ja mogę powiedzieć, to że z czasem będzie coraz lepiej, coraz łatwiej, tylko wytrwaj i nie pij.
133 2017-10-07 14:09:37 Ostatnio edytowany przez rafa111 (2017-10-07 14:23:46)
daj czas czasowi /łatwo powiedziec ..trudniej zrozumiec.przetrawic i zyc wedlug zalecen to dziwne ale moje niezwracanie uwagi na osoby naiblizsze moze spowodowac ,,powrot do normalnego zycia z nimi..tylko kiedy..obym wyczymal moje nerwy i cierpliwosc a z tym slabo..bo chyba juz nic niemoge zadosuczynic ..choc sie staralem na prozno..moze te bole z czasem zmienia sie w szczescie,,choc troche wotpie.
odpuscilem i sie poddaje w kontaktach z iza i z dziecmi .glowa muru nieprzebije..moze z czasem zobaczy ze jest we mnie cos za co mnie kochala //a jak nie bede sobie inaczej ukladal zycie ..bo stary nie jestem..tylko niewiem jaki jej dac czas na ..pelna decyzje 3 mies ,,,wystarczy chyba niewiem /niemozna zyc w pacie caly czas i bolu
ciezko bez rodziny i smutno ale to jest ..jedyna droga by ktos zrozumial ze komus jednak zalezy ,czas daj czasowi ..zero kontaktu ..k,,,,a to trzezwienie i uswiadamiania sobie rzeczy i strat wstydu ..zaluje ale niewiem czy dam rade ich odzyskac,,zastanawiam sie dzien w dzien ..teraz ponosze konsekwencje,,picia..moze kiedys iza i dzieci zauwaza ze maja ojca i meza..niewiem..
Z czasem będzie coraz łatwiej.
Co robisz na codzień? Pracujesz? Co robisz w wolnych chwilach? Jeśli nic, to spróbuj znaleźć zajecie, czytaj książki, póki ładna pogoda idź na rower albo spacer - co tam lubisz, byle zająć czymś głowe, nie spędzać czasu na zamartwianiu się, dostarczyć sobie jakichś przyjemności, oderwać się.
niestety na nic niemam ochoty pracuje jem spie pracuje nuda,,nieraz rozmowy z przyjaciolka z terapii iwona ...ona czuje co przechodzimy ogladajac zycie bez procentow .inne..nieraz mamy doly a wtedy nikt ci nie jest wstanie pomoc duzo bym dal by czas sie cofnol ale niestety niemoge do dzieci i izy niedzwonie niechodze,,..choc chce isc ale postanowilem milczec i czekac..prosby nic niedaja ,,jest przestawiona jak komputer,,,zero wniej milosci i ciepla ..niewiem tylko jaki czas jest potrzebny jej by zrozumiala ze juz sie odbilem
138 2017-10-12 18:07:21 Ostatnio edytowany przez CatLady (2017-10-12 18:09:40)
No właśnie nie jestem taka pewna, czy już się odbiłes... I Ty też nie powinieneś być. To jest bezpodstawna pewność, na niczym nie oparta. Jak Ci stuknie rok abstynencji, to wtedy możesz zacząć mówić, że się odbiłeś. Teraz za wcześnie. A nawet alkoholicy, którzy nie piją od lat mówią o sobie "niepijący alkoholik" - bo alkoholikiem jest sie już na zawsze i trzeba zachować kontrolę i ostrożność.
A co do tego, że Ci sie nie chce nic robić - tak już jest, gdy jesteśmy w dołku, w depresji, ale trzeba cos robić, choćby małe rzeczy, spacer, poczytać chociaż 10 minut, posprzątać, by zająć czymś myśli, ale też by poczuć się lepiej.
Dobrze, że masz wsparcie w tej koleżance z AA. Jak to działa? Czy ona jest kims w rodzaju mentora, kto już wyszedł z alkoholizmu i teraz pomaga Tobie?
z iwona bylismy razem na terapii ..dla siebie..oboje rozumiemy sie i podobnie myslimy i sie wspieramy nawzajem ,ja wedlug siebie sie odbilem moze nie tak jakby ktos chcial by sie calkowicie zmienic bo sie nieda a niechce byc dla zony pantoflarzem..a oparciem ..oalkohol sie niemartwie ,,z reka na sercu,,dosc,zaduzo mi zabral i przez niego i siebie teraz cierpie niestety,,,a wiec niewroce do niego ale zachowuje czuinosc na glody noszenie i tp .wiem ze alkoh sie jest do konca zycia ale zycie niekreci sie tylko wobec alkoholu.jak myslisz jaki okres jest zonie ootrzebny by przebaczyla i wrocila znasz jakies mozliwosci w moim polozeniu
Ja widzę to tak - jeśli odejście żony było tym impulsem, który zmusił Cię do podjęcia walki z chorobą, to cokolwiek dalej stanie się z Twoim małżeństwem, Ty i tak wygrałeś. Pod warunkiem, rzecz jasna, że będziesz twardy w swoim postanowieniu życia w trzeźwości.
wiem ze wygrywam ale to niezmienia mego zycia ktore pragne..z alkoholem wygrywam przegrywam z rodzina i samym soba w pewnych kwestiach.zycie bez izy i dzieci jest ,,,smutne i pozbawione sensu,,niepotrafie ich zapomniec a nic niemoge ,,,tragiczny pat
Ciagle mowisz o robieniu z siebie pantoflarza, a to nieprawda. Jestes tylko czlowiekiem. Odejscie zony sprawilo ze cos sie zaczelo dziac, zaczales myslec trzezwo, zaczales walczyc i zaczales "zdrowiec". Przechodzisz najgorszy okres, ale kiedys bedzie lepiej. Nie wiadomo kiedy. To juz zalezy od cb. Rob dalej to co robisz, naprawde znajdz hobby-zmus sie do tego. Przebywaj z ludzmi rowniez niepijacymi. Wszytsko sie ulozy...
niepottrafie sie z niczego juz cieszyc,,bo mam rodzine na 1 miejscu a nic niemoge,,niechce mi sie nic robic i tylko praca rozm z terapeutka z kolezanka z terapii,a tak wstajac niepotrafie ich zapomniec,,wiem jak mi ich brakuje ale nicc niemoge dzieci niewpadaja ,,zapomnialy mnie cora mowi ze kocha a niewidzialem jej ze 3 tygodnie,,pojsc do nich niemoge bo iza nieotworzy.czekam i zyje ale to wszystko juz mnie dociska do ziemi..myslalem ze niepijac naprawie wszystko ale widze ze to niema sensui nikt procz mnie i terapeutki tego niedostrzega..niewiem juz co zrobic by jakos zyc,,bezsens zycia i zal do siebie samego ..paranoja mnie zabija od srodka .utopia zycia bez celu.
Rafał wez ty juz nie przesadzaj bo naprawde...cel masz tylko zamiast myslec pozytywnie i samego siebie szanowac ze to co robisz to ty takim czyms sie pograzasz i w kolko to samo. Do tej pory robiles swojej rodzinie krzywde, postaraj sie zeby np. te Swieta Bozego Narodzenia byly inne niz dotychczas. Cały czas mowisz ze nikt nie widzi, nie zauwaza, uzalasz sie strasznie. Czasu nikt ci nie poda: ile co jak. Mozesz sam sobie rok w rok wydluzac ten czas trzezwosci jesli tego potrzebujesz. Swoje rob, mysl pozytywnie a zobaczysz ze wszystko sie ułozy.
Dokładnie. To są całe lata picia i całe lata robienia sobie niczego z próśb i oczekiwań rodziny, nie da się w ciągu kilku tygodni wymazać tego, co było i co w podświadomości może się powtórzyć. Żeby żona mogła zaufać i zmienić nastawienie, o ile w ogóle jest to możliwe, będą musiały minąć długie miesiące, może lata, bo dziś - zresztą sam to odczuwasz - kojarzysz jej się głównie z czymś złym, stąd ta niechęć. Ja jej się zresztą wcale nie dziwię, to zupełnie ludzki, naturalny odruch.
swieta jak niewroca spedze sam nie bede prosil by byc na wigilii,,niepoczebuje izy laski,, wkurza mnie to odejscie i zimnosc to zabije mnie ..niewiem co ona czuje .ale jest zadumna by wrocic ,,ja jej powiem zeby do swiat zdecydowala ,,bo nie chce zyc w czekaniu i bolu,,ja swoje robie a iza ma to w du,,,ie.. niechce jej zdradzac ale jestem tylko czlowiekiem i mam swoje poczeby.to jej powiem .ona zdecyduje..by wiedziala odemnie a nie od,,,obcych ..mysle ze to sprawiedliwe miala i ma czas ..niech zdecyduje
Wybacz, ale odnoszę wrażenie, że Ty w ogóle nie czytasz tego, co do Ciebie piszemy. W kółko wklejasz te samą formułkę i nic z tego nie wynika. Taka dyskusja, choć nie wiem czy to w ogóle można nazwać dyskusją, nie ma najmniejszego sensu.
czytam ale brak mi cierpliwosci i chcialbym by wrocili do innego trzezwego domu..boje sie ze kazdy pojdzie w swoja strone a ucierpi rodzina i dzieci,,oraz ja .zaluje tego co bylo ,,ale czasu niecofne ..a hobbi ciezko sobie znalezc i sie zmusic do czegokolwiek .to nie jest proste zyc ze swiadomoscia tego co bylo a konsekwencjami trzezwienia..czy ma ktos pomysl jak dotrzec do izy by ja przekonac zmianie i dania szansy .co jeszcze mam zrobic ,,jak zagluszyc glosy w srodku o ,nich i myslenia ..nieda sie,,zostaje czekac..aczekanie to dolowanie i powolne umieranie od srodka..co sprawic by rodzina widziala ze trzezwe zycie moze sie udac razem
Witaj. Ja odeszłam z dzieckiem od męża alkoholika prawie pół roku temu. Z tym, że mój mąż nie podjął się terapii, uważa, ze nie ma problemu, a nawet jak ma, to sam sobie z nim poradzi. Ty przeszedłeś terapię, ale nie widzę byś sobie radził na trzeźwo. Czy chodzisz na mitingi AA? Tam są ludzie, którzy stracili rodziny, domu, a mimo to są radośni i cieszą się życiem, bo trzeźwieją dla siebie. Jeśli terapia była spowodowana tylko strachem przed utratą rodziny, to prędzej czy później wrócisz do alkoholu. Zajmij się sobą. Ja tez chodzę na Al Anon i odcięłam się od męża, u mnie jest dużo gorsza sytuacja, bo mąż nie chce si leczyć. Współuzależnionym jest równie ciężko jak nie bardziej i żal straconych lat. Powodzenia.
150 2017-10-14 11:31:40 Ostatnio edytowany przez Leśny_owoc (2017-10-14 11:32:45)
czytam ale brak mi cierpliwosci i chcialbym by wrocili do innego trzezwego domu..boje sie ze kazdy pojdzie w swoja strone a ucierpi rodzina i dzieci,,oraz ja .zaluje tego co bylo ,,ale czasu niecofne ..a hobbi ciezko sobie znalezc i sie zmusic do czegokolwiek .to nie jest proste zyc ze swiadomoscia tego co bylo a konsekwencjami trzezwienia..czy ma ktos pomysl jak dotrzec do izy by ja przekonac zmianie i dania szansy .co jeszcze mam zrobic ,,jak zagluszyc glosy w srodku o ,nich i myslenia ..nieda sie,,zostaje czekac..aczekanie to dolowanie i powolne umieranie od srodka..co sprawic by rodzina widziala ze trzezwe zycie moze sie udac razem
Rafał właśnie o to chodzi, abyś nie zagłuszał, a zmierzył się z tymi głosami - bo to Twoje sumienie, które zagłuszałeś alkoholem prze tyle lat. Nie wspominając, że rodzina nie ucierpi, bo jeśli jeden rodzić będąc alkoholikiem, a drugi współuzależnionym nie jest w stanie utworzyć rodziny dla siebie i swoich dzieci. To nie było życie rodzinne, a chore odgrywanie ról, aby przetrwać. Pomyśl tak - zmienię się dla siebie, aby udowodnić że potrafię się zmobilizować. O to właśnie chodzi o pozostawieniu alkoholika samemu sobie, ma on udowodnić, że jest dorosły i można na nim polegać. Zrozum Iza ma dość brania odpowiedzialności za Ciebie, a niestety swój ciężar emocjonalny będziesz zwalał na Jej głowę jak było to dotychczas. Właśnie Ciebie branie odpowiedzialności dzięki piciu ominęło i jak widać nie wykształciło się u Ciebie branie się w garść.
Jak wcześniej Olinka napisała musisz się nauczyć, że na wiele kwestii wpływają też inni ludzie. Roszczenia można mieć, ale ktoś inny nie musi ich spełniać szczególnie jeśli uzna je za krzywdzące dla własnej osoby. Nie tylko Ty się leczysz, również Iza i dzieci. Nie bądź egoistą - pozwól Im wybrać czego chcą, oddaj Im wolność. Chyba lepiej, aby sami z siebie chcieli wrócić, niż z litości?
Polecam Ci porozmawiać z terapeutą nad Twoimi cechami związanymi z nadużywaniem alkoholu - niecierpliwość, egoizm, nerwowość, zmiany nastrojów. Jak możesz to zmienić, do którego udać się specjalisty zajmującego się tego typu zmianami.
nikole123 do alko nie wroce .chodze na terapie pogleb na aa na razie nie,brak czasu praca.zona niedaje szansy na zycie razem ..jest zimna i zatraca siebie niemam na nia wplywu.ciezej mam ja poniewarz niemam mozliwosci wychowywac dzieci i pokazaz ze nie jestem tylko,,alkoholikiem ,walcze ze soba by sie od izy odciac .a nie potrafie ,ciagnie mnie mimo ze ona mnie ignoruje i lekcewazy..dzieci niechca odwiedzic niewiem czy ich nie nastawia ,to niesprawiedliwe, bardzo bardzo ciezko znalesc szczescie bez rodziny..niepotrafie udawac ze jest ok a w srodku .zal smutet rozgoryczenie.zaluje lat gdy pilem ,,ale nie cofne czasu ..musze isc do przodu mimo ciezaru ktory niose iza odchodzac .rozbija w nas to co bezcenne rodzine i nas ,,wiem ze to moja wina ,ale oprocz trzezwienia .niemoge nic ,,zycie bez nich jest bezcelowe,,niewiem juz co robic,,masz pomysl
Żona Cię ignoruje i lekceważy, bo sama musi się zmierzyć ze sobą, z własnymi potrzebami. Też staram się odciąć emocjonalnie od mężą, by poznać siebie, swoje potrzeby, róznie mi to wychodzi. Najpierw trzeba pokochac siebie, by móc dawać miłość innej osobie. Mój mąż siebie nie kocha, dlatego nasz związek był juz tylko na wymarciu. Ja myslę, że nadal go kocham, ale siebie kocham bardziej i muszę walczyć o lepsze zycie dla siebie i córki. Tylko spokój nas może uratować.
zona pol roku temu sie wyprowadzila,wie ze niepije chodze na poglebiona na aa inic..kaze sie zmieniac,,niebede dla niej pantoflarzem ,,charakteru nieda sie zmienic,,moge sie jedynie starac,,,ja mysle ze przygotowuje sie do calkowitego rozstania,,rozm 10 min temu z corka ,,pow ze niemamy wspolnych tematow,,chore nastawienie zony ,dzieci na nie,,jak mam ich odzyskac skoro rzucaja klody pod nogi i udaja ze jest ok..duma niepozwala jej widziec zmiany..a cierpie ja i dzieci,,,musze sie poddac bo strace resztki godnosci do samego siebie..ale gdy rozumiesz bledy i kochasz masz nadzieje,,choc ciezko zobaczyc pozytywy dzialan zony niewspiera a dobija...bic jej brawo w al anon powinni,,,moze al anon tez wychowa dzieci ipokocha fizycznie ...niewiem co robic
Daj sobie czas, nie podejmuj pochopnych decyzji. Gdyby moj maz dojrzal do leczenia bylaby polowa sukcesu, ale on nie chce isc na terapie, nadal pije. To przykre bo mamy 7 letnia corke, ktora bardzo cierpi. Nie poddawaj sie, walcz o rodzine.
ile czasu mam dac sobie i izie,jak walczyc o rodzine,co jeszcze robic by uwierzyla .pow ze do swiat niewroci,,ja juz nic niemoge,,a przerasta mnie to wszystko,,moja milosc walczy z glowa tto straszny ciezar,,naprawde mam juz doscc,,walczyc o kogos kto cie lekcewazy i duma sie unosi,,niewiem w ogole czy jak zyc bez nich nieumiem ich skreslic niepotrafie,,,tesknota i bezsens mnie rozwala od srodka ...pustka i zal
Nie skupiaj sie na tym ile czasu. Im bardziej naciskasz, tym bardziej ona sie odsuwa. Niech przemysli na spokojnie, daj im czas.
czy wy na al anon zapominacie o milosci i mezu.partnerze bo tak to wyglada ,,czas dziala na niekorzysc obu stron ..zatraca sens milosci oddala a w koncu dusi oboje zone i meza,al anon to przygotowanie na rozwod w 99 proc ,sprawdzenie czy sie podobam komus oprocz mezowi czy dam rade.moja zona zapomniala o naiwazniejszych wartosciach a to zabija od srodka ,,niewiem choc kocham czy bede jej jeszcze zaufac naprawde czy bede obok jak cien..twarda miloscia zabija uczucia milosc i w koncu zwiazek niemozna czekac na kogos kogo juz niebede znal i ufal w 100 ..taka rzeczywistosc,,im dluzej jestes arogancki i lekcewarzysz,,tak bedziesz traktowany ..niewiem czy warto walczyc,,,to ,,ciezkie do zaakceptowania..umieramy oboje zyjac
158 2017-10-15 11:02:15 Ostatnio edytowany przez santapietruszka (2017-10-15 11:08:31)
im dluzej jestes arogancki i lekcewarzysz,,tak bedziesz traktowany ..
A teraz włącz myślenie i zastanów się, jaki wpływ na to ma Twoje 20 lat picia... zamiast użalać się w kółko nad sobą, sobą, sobą...
Jak na razie, to Ty nic nie wyniosłeś z tej terapii - oprócz może tego, że na razie nie pijesz. Zero zrozumienia swoich błędów.
bardzo duzy zgadzam sie..a co jesli sie odbilem od dna i zrozumialem...poddac sie i zaczac od nowa bez ropdziny czy ..blagac i prosic ponizajac sie.by duma ja rozw,,,,,cierpiec w mysleniu i zyc w nadziej czy odejsc niech zobacza ze wybralem nowa droge bez nich..tylko ze pozniej ...ktos,,,bedzie zalowal a moze byc za pozno
bardzo duzy zgadzam sie..a co jesli sie odbilem od dna i zrozumialem...poddac sie i zaczac od nowa bez ropdziny czy ..blagac i prosic ponizajac sie.by duma ja rozw,,,,,cierpiec w mysleniu i zyc w nadziej czy odejsc niech zobacza ze wybralem nowa droge bez nich..tylko ze pozniej ...ktos,,,bedzie zalowal a moze byc za pozno
Ty piłeś 20 lat. Niestety, teraz parę miesięcy nie wystarczy, żeby żona uwierzyła w Twoją zmianę. Użalanie się nad sobą nic Ci nie pomoże. Powinieneś bardziej skupić się na tym, co terapeuta przekazuje Ci podczas terapii - no i zacząć chodzić na mityngi.
Jak zmienisz swój sposób widzenia świata z alkoholowego na trzeźwy - to i żona na Ciebie spojrzy inaczej. Samo powstrzymywanie się od picia nie wystarczy.
A wiem, co mówię, bo mąż mojej koleżanki jest alkoholikiem. Niepijącym, po terapii. Nie pije 10 lat. Różnica między Wami jest taka, że on nie użalał się nad sobą, trzeźwiejąc... tylko poszedł w kierunku udowodnienia naprawdę swojej żonie, że się zmienił. Nie słowami. On nadal chodzi na mityngi, zdaje sobie sprawę z tego, że nic nie jest na zawsze - i z tego, że żona nie ma obowiązku trwać przy nim wiecznie, jeśli on jej będzie robił krzywdę, nawet, gdyby go kochała wielką nieskończoną miłością. Zdał sobie sprawę po prostu, że nie on jest pępkiem świata. Ty sobie jeszcze nie zdajesz z tego sprawy i dopóki tego nie przetrawisz, nie posuniesz się naprzód.
Ich drugie dziecko ma w tej chwili 6 lat, ona dała mu szansę, ale warto było. Są dziś jedną ze szczęśliwszych rodzin, jakie znam.
ja niemam szansy
A wiem, co mówię, bo mąż mojej koleżanki jest alkoholikiem. Niepijącym, po terapii. Nie pije 10 lat. Różnica między Wami jest taka, że on nie użalał się nad sobą, trzeźwiejąc... tylko poszedł w kierunku udowodnienia naprawdę swojej żonie, że się zmienił. Nie słowami. On nadal chodzi na mityngi, zdaje sobie sprawę z tego, że nic nie jest na zawsze - i z tego, że żona nie ma obowiązku trwać przy nim wiecznie, jeśli on jej będzie robił krzywdę, nawet, gdyby go kochała wielką nieskończoną miłością. Zdał sobie sprawę po prostu, że nie on jest pępkiem świata. Ty sobie jeszcze nie zdajesz z tego sprawy i dopóki tego nie przetrawisz, nie posuniesz się naprzód.
Ich drugie dziecko ma w tej chwili 6 lat, ona dała mu szansę, ale warto było. Są dziś jedną ze szczęśliwszych rodzin, jakie znam.
Różnica zapewne jest jeszcze taka, że mąż koleżanki nie twierdził, że się poniża i robi z siebie pantoflarza, bo to przecież on miał tu najwięcej do stracenia, a wtedy taką wyimaginowaną dumę trzeba po prostu schować do kieszeni. Nie wspominając, że brzmi to po prostu zabawnie.
Znam podobną parę, chłopak w dzieciństwie był moim przyjacielem, zdarzyło mi się nawet odwiedzić go na odwyku w zakładzie zamkniętym. Przestał pić, kiedy urodziło mu się dziecko i poczuł, że bez ówczesnej partnerki, a dziś żony, nie ma po co żyć. Dostał szansę i ją wykorzystał, do dziś nie pije, ale - podobnie jak mąż Twojej, Pietruszko, koleżanki - nadal nie czuje się zbyt pewny i chodzi na spotkania AA. Dążę jednak do tego, że kiedy z nim w tamtym czasie rozmawiałam, to nie miał do partnerki pretensji, ale doskonale zdawał sobie sprawę, że to on nawalił i to on musi teraz pokazać i udowodnić jej, że warto mu zaufać. Tymczasem Rafał wspomina, że to on nie wie czy będzie potrafił zaufać żonie. Ja z kolei nawet nie wiem jak mam to komentować. To jest pijane myślenie, kiedy twierdzi się, że cały świat powinien kręcić się wokół pijącego, bo inaczej jest płacz, zgrzytanie zębami i pretensje do tego świata.
To jest pijane myślenie, kiedy twierdzi się, że cały świat powinien kręcić się wokół pijącego, bo inaczej jest płacz, zgrzytanie zębami i pretensje do tego świata.
Olinko, dokładnie to miałam na myśli. Trzeźwienie Autora nawet się jeszcze nie zaczęło, niestety. Nie wystarczy nie pić.
.twarda miloscia zabija uczucia milosc i w koncu zwiazek
To Twoje picie przez 20 lat zabiło uczucia i związek, nie AA, nie twarda miłość.
Kobieta i tak dużo wytrzymała. Przestań patrzeć na nią i ją obwiniać, że zimna, że twarda. Popatrz na siebie, zastanów się, jak Ty się przyłozyłeś do obecnej sytuacji. Miała kobieta trwać u boku pijaka w imię miłości i wartości rodzinnych? Trwała 20 lat. Kobiety są cierpliwe, aż nadto, ale jak już się namyślą, podejmą decyzję, to często jest ona ostateczna. Olinka Ci napisała wcześniej, że nawet jak żona nie wróci, ale przez jej odejście przestaniesz pić, to i tak wygrałeś. Wygrałeś zdrowie.
Może nie będziecie już razem, ale ojcem jeszcze masz szansę być. Tylko się ogarnij,zrozum swoje błędy, bo na razie to piszesz jak pokrzywdzone niewiniątko.
165 2017-10-15 13:39:48 Ostatnio edytowany przez santapietruszka (2017-10-15 15:33:38)
Znam podobną parę, chłopak w dzieciństwie był moim przyjacielem, zdarzyło mi się nawet odwiedzić go na odwyku w zakładzie zamkniętym. Przestał pić, kiedy urodziło mu się dziecko i poczuł, że bez ówczesnej partnerki, a dziś żony, nie ma po co żyć. Dostał szansę i ją wykorzystał, do dziś nie pije, ale - podobnie jak mąż Twojej, Pietruszko, koleżanki - nadal nie czuje się zbyt pewny i chodzi na spotkania AA. Dążę jednak do tego, że kiedy z nim w tamtym czasie rozmawiałam, to nie miał do partnerki pretensji, ale doskonale zdawał sobie sprawę, że to on nawalił i to on musi teraz pokazać i udowodnić jej, że warto mu zaufać. Tymczasem Rafał wspomina, że to on nie wie czy będzie potrafił zaufać żonie. Ja z kolei nawet nie wiem jak mam to komentować. To jest pijane myślenie, kiedy twierdzi się, że cały świat powinien kręcić się wokół pijącego, bo inaczej jest płacz, zgrzytanie zębami i pretensje do tego świata.
Tak może nie całkiem na temat, ale mi się skojarzyło.
Parę lat temu, mniej więcej w okresie świetności portalu nasza-klasa nawiązał ze mną kontakt kolega ze szkoły. Umówiliśmy się nawet "na flaszkę", żeby pogadać o tzw. starych karabinach. Przy tej flaszce wyszły różne ciekawostki - a konkretnie to, że kolega jest alkoholikiem, po odwyku za granicą (nawet zdjęcia mi pokazywał), odwyk nie pomógł, żona się z nim rozwiodła, więc wrócił do Polski... (uprzedzając ewentualne przycinki - nie miałam pojęcia, że to alkoholik, więc bezproblemowo przyjęłam zaproszenie na tą przysłowiową flaszkę...). Nie miałam jakoś wielkiego kontaktu z nim później, kolega staczał się coraz bardziej, obracał w nieciekawym towarzystwie, nawet przez jakiś czas był bezdomny. Do czasu. Do czasu, aż jednorazowa partnerka z kolejnej libacji nie urodziła mu syna z FAS (dla niezorientowanych - alkoholowy zespół płodowy, oznacza mniejsze lub większe uszkodzenie mózgu, objawy są różne).
Od tego momentu (5 lat temu) to jest nie ten człowiek. Odwyk, terapia, totalny odwrót od poprzedniego życia. Do tego stopnia, że sąd przyznał mu wyłączną opiekę nad dzieckiem, odbierając matce prawa rodzicielskie (a generalnie w takich przypadkach raczej dzieci wędrują do rodziny zastępczej, prawda?). Jakieś dwa tygodnie temu się ożenił. Z kobietą, która jego syna pokochała jak własne dziecko, bez nałogów. I tak, wiem to wszystko na pewno, bo jego syn obecnie chodzi wraz z moim do przedszkola, więc siłą rzeczy, znów kontakt mamy bliższy, a i własne obserwacje potrafię przeprowadzać
Nigdy nie jest za późno. Tylko chcieć trzeba. Nie wystarczy zwalać winę na ten niedobry świat.
z zona jestem 14 lat .ato trzezwienie to nic innego jak radzenie sobie fizycznie to pikus,,gorzej z glowa i psychika..niemozna nikogo zmusic do niczego ,,oboje musza chciec ,,,zaznaczam,,,ja,,,ja,,,oilem ja ponosze teraz konsekwencje
Moim zdaniem, Pietruszko, to było całkiem na temat , bo im więcej przykładów, tym większa świadomość, że w przypadku Autora coś nie działa.
Nie wystarczy zwalać winę na ten niedobry świat.
Alkoholicy w ogóle mają tendencję do szukania usprawiedliwienia dla swojego postępowania, bo żona nie rozumie, dzieci są nie takie, praca stresująca, szef nie docenia, ogólnie życie jest do bani i tak dalej. Odnoszę zresztą wrażenie, że Rafał przygotowuje sobie grunt, który w razie złamania się (życzę, aby ono nigdy nie nastąpiło) daje mu "alibi", że to nie on okazał się słaby, ale zła Iza nie dała mu szansy, dlatego nie było dla kogo się starać.
Ja sama mam w swoim otoczeniu kilka przykładów, które wyraźnie pokazują, że decyzja, bez względu na wszystko, należy wyłącznie do alkoholika i albo naprawdę chce z nałogiem zerwać i robi to dla siebie, a tylko pośrednio, by zawalczyć o rodzinę, albo nawet pomimo możliwości powrotu do normalności, czyli sprzed czasu, gdy alkohol i koledzy stali ponad wszystkim, nie podejmuje takiej próby lub też po jej podjęciu szybko rezygnuje. I trzeba sobie jasno powiedzieć - w tym drugim przypadku nikt inny, jak tylko sam alkoholik, ponosi za to odpowiedzialność.
olinka w pewnym stopniu kazdy probuje zgonic na 2wine,powtarzam ,,jaaaa.jaaaaaa,jestem winny ze niemam rodziny ,,niechce bi niezamierzac pic..i nieobwiniam izy..mam pewien zallllll....i ockniecie,niepije dla siebie ,,nieszukaj podtekstow i usprawiedliwien ,gdy ktos pije bo to jego zycie i wybor ani ja ani ty ,,nieprzemowisz,,,,alko,,jak chce pic i upadacc,,ja probuje wytrzezwiec ale ani ty ani wiekszosc nierozumiecie co przezywam to nie rozpiska w ksiazce ...to spojrzenie wglab duszy i odpow na pytania ktore niewidzialem lub niechcialem..wiem ze wiele przedemna pracy ,,probuje co dzien jak jedna ,,przyj,z forum.miec nadzieje i sile,,ale nieraz mamy doly i swoje wybuchy newy,zale ,,nieda sie zmieniac charakteru i zachowan trzeba starac sie jedynie byc dobrym ,,bo kszywd popelnionych niecofne
169 2017-10-15 15:49:50 Ostatnio edytowany przez santapietruszka (2017-10-15 15:53:22)
Alkoholicy w ogóle mają tendencję do szukania usprawiedliwienia dla swojego postępowania, bo żona nie rozumie, dzieci są nie takie, praca stresująca, szef nie docenia, ogólnie życie jest do bani i tak dalej. Odnoszę zresztą wrażenie, że Rafał przygotowuje sobie grunt, który w razie złamania się (życzę, aby ono nigdy nie nastąpiło) daje mu "alibi", że to nie on okazał się słaby, ale zła Iza nie dała mu szansy, dlatego nie było dla kogo się starać.
Tak, Olinko, ja również odnoszę takie wrażenie w przypadku Autora. Dopóki Rafał nie ogarnie, że ma nie pić wyłącznie dla siebie, a nie dlatego, żeby Izie coś udowodnić, to cianko to widzę... aczkolwiek nie życzę Autorowi źle
Ja sama mam w swoim otoczeniu kilka przykładów, które wyraźnie pokazują, że decyzja, bez względu na wszystko, należy wyłącznie do alkoholika i albo naprawdę chce z nałogiem zerwać i robi to dla siebie, a tylko pośrednio, by zawalczyć o rodzinę, albo nawet pomimo możliwości powrotu do normalności, czyli sprzed czasu, gdy alkohol i koledzy stali ponad wszystkim, nie podejmuje takiej próby lub też po jej podjęciu szybko rezygnuje. I trzeba sobie jasno powiedzieć - w tym drugim przypadku nikt inny, jak tylko sam alkoholik, ponosi za to odpowiedzialność.
W swoim otoczeniu mam również akurat znajomego, któremu obecnie kibicuję w trzeźwieniu. Co ciekawe, większość z nas dowiedziała się o jego problemach w momencie, kiedy zniknął na tydzień (mniej więcej, tyle chyba trwa zakaz kontaktu ze światem zewnętrznym podczas terapii odwykowej) z FB Po tych paru dniach "zlokalizował się" w ośrodku terapeutycznym (o ile dobrze pamiętam, to było z 300 "lajków" i tyleż samo słów wsparcia), obecnie jest już w domu, wrócił również do pracy. Nie pije od kwietnia. Wspiera go nawet była żona, była partnerka, wspierają dzieci z obu związków, wnuki, jakby były większe, to pewnie też by wspierały
Mimo tego, że tak naprawdę nikomu nie zalazł za skórę, rozwód był dawno, z innych powodów, z kolejną partnerką rozstał się też dawno temu... Podziwiam to, że gość ogarnął się właśnie dla siebie, a nie dlatego, że żona nie chce go widzieć...
Dopóki Rafał nie ogarnie, że ma nie pić wyłącznie dla siebie, a nie dlatego, żeby Izie coś udowodnić, to cianko to widzę... aczkolwiek nie życzę Autorowi źle
Już wcześniej gdzieś napisałam, że Rafałowi współczuję, tak po ludzku jest mi go żal. Wiem, że łatwo na pewno nie jest. Równocześnie mam pewność, że klepanie po pleckach i dawanie tak zwanej fałszywej nadziei, czyli karmienie słowami "na pewno będzie dobrze", niczego dobrego tutaj nie wniesie.
I żeby nie było - wiem, że Ty też to wiesz, to jest wyłącznie luźna myśl .
olinka w pewnym stopniu kazdy probuje zgonic na 2wine,powtarzam ,,jaaaa.jaaaaaa,jestem winny ze niemam rodziny ,,niechce bi niezamierzac pic..i nieobwiniam izy..mam pewien zallllll....i ockniecie,niepije dla siebie ,,nieszukaj podtekstow i usprawiedliwien ,gdy ktos pije bo to jego zycie i wybor ani ja ani ty ,,nieprzemowisz,,,,alko,,jak chce pic i upadacc,,ja probuje wytrzezwiec ale ani ty ani wiekszosc nierozumiecie co przezywam to nie rozpiska w ksiazce ...to spojrzenie wglab duszy i odpow na pytania ktore niewidzialem lub niechcialem..wiem ze wiele przedemna pracy ,,probuje co dzien jak jedna ,,przyj,z forum.miec nadzieje i sile,,ale nieraz mamy doly i swoje wybuchy newy,zale ,,nieda sie zmieniac charakteru i zachowan trzeba starac sie jedynie byc dobrym ,,bo kszywd popelnionych niecofne
Powyższy post ogólnie brzmi całkiem rozsądnie, niemniej nie zgodzę się, że każdy w jakimś stopniu usiłuje winą za swoje czyny obciążyć osoby trzecie. Moim zdaniem ludzie dorośli, a równocześnie dojrzali (jedno z drugiem nie zawsze idzie w parze), mają świadomość zależności przyczynowo-skutkowych, tym samym biorą na siebie konsekwencje własnych wyborów i decyzji. Napisałeś też, że nie rozumiemy tego, co przeżywasz, być może, ale jeśli tak, to ja się cieszę, że tego nie rozumiem - jeśli wiesz, co mam na myśli. Z drugiej strony być może dzięki temu lepiej rozumiemy Twoją żonę i tak jak my mamy prawo mieć swoje spojrzenie na temat, to takie samo prawo ma Iza i ona naprawdę nie musi nawet próbować rozumieć tego, co Ty teraz przeżywasz.
Mam świadomość, że jest to dla Ciebie trudne do przyjęcia, ale ona nie tylko swoją decyzję na pewno starannie przemyślała, ale też niewątpliwie jest już takim życiem, jakie miała przy Tobie, bardzo mocno zmęczona. Uwierz, ma jej się prawo nie chcieć.
macje racje w wiekszosci sie zgadzam.choc ciezko przetrawia sie prawde o sobie i ciezko zyc z samym soba w nowej rzeczywistosci,,winy nieda sie z resetowac czeba robic tak by je zadoscuczynic starac si naprawic co moge reszta pozostawic woli wyzszej.niechce medalu za cos co jest norma wsrod nieuzaleznionych ..bo za co ,ciezar moj i konsekwencje sa sprawiedliwe dla mnie ale iza idzieci cierpia cierpialy za mnie za darmo to boli podwojnie ..rozm z iza dzis udaje ze niewidzi poprawy jej wola ,,i czeka na ,,,jak pow ,,,efekty...a wiec po mojemu kontakty z dziecmi i proba by zaufaly i czuly ze jestem i im pomoge dalsze terapie i byc soba ,,nowym.brzmi dobrze ale ciezko wszystko zmieniac cieszyc sie skoro ten bagaz mam non stop na plecach..alkohol zabral mi cos czego niewidzialem a teraz widze.uczucia zaufanie szczescie i w konsekwencii rodzine..teraz sam to niose probuja jarzmo ciezaru z rzucic ale na raz niemoge ,wszystko przychodzi mi zaj,,,,,e ciezko ciezko patrzec na to co robilem izie i dzieciom oni sa niewinni ,,a kare odbywaja za mnie,,zagladam w glob siebie i uswiadamiiam sobie co robilemm,,zenada i wstyd...ale trudno niewymarze tego alko trzeba znim zyc niesiegajac a swoje zycie dalsze niezmarnic a dac to co mamy dla innych ,za co nas kochali
rozm z iza dzis udaje ze niewidzi poprawy jej wola ,,i czeka na ,,,jak pow ,,,efekty...
I tego się trzymaj. Jeśli powiedziała, że czeka na jakieś efekty, to znaczy, że w ogóle na coś jeszcze czeka, że coś można zrobić, zmienić, poprawić. Być może chodzi tylko o czas, aby była w stanie uwierzyć, że zmiana nie jest chwilowym zwrotem, a czymś, co pozwala mieć nadzieję, że będzie trwała. To oczywiście nadal nie musi znaczyć, że wtedy być może do Ciebie wróci, ale na przykład, że nie skreśli Cię zupełnie, pozwoli do siebie i do dzieci zbliżyć. To też coś, tym bardziej, że metodą małych kroków zwykle można osiągnąć najwięcej.
Warto też pamiętać, że życie z alkoholikiem to życie jak na bombie zegarowej, muszą upłynąć całe lata, aby poczuć względną nadzieję i wynikające z niej poczucie bezpieczeństwa, że nałóg już się w nim nie pojawi.
WIEM ZDAJE SOBIE sobie sprawe,,i proboje paczec jej oczami,,i slabo sie widze,,teraz gdy trzezwieje wszystko ,inaczej wyglada ,miala male wsparcie na co dzien a teraz sama oprocz dzieci pracy ma dylematy,,po moim piciu..musze czekac ,,,i zyc bez niej ,,choc z,,,,,eciezko ,,a zglowa i uczuciami sam sobie radzic ,,bo sam przez lata krzywdzilem siebie ,,ale iza dzieci,za co ,,za mnie,,wiem ze niepowinnem stawiac ultimatow i wymagan,,,nad tym i nerwami i cierpliwoscia musze pracowac,,wstawac rano i szukac siebie i poznawac zycie od nowa,,,proste,,,,nieeeee.tak proste ale ...tak ciezko
musle ze malutkimi kroczkami w strone dzieci male pomoce odpro na trening tanca zabranie na pizze rozmowy o szkole ,,,nie o izie,,,problemach zblize sie tez do izy i zobaczy ze mi zalezy i sie zmieniam,,choc w srodku czuje sam do siebie zal za te lata..pokaze ze sie da z tego ,,,wyjsc ,,bylo by latwiej z zona wsparciem ale gdy sam z tego wyjde ,,,sam dla siebie bede zwyciezca ...i napewno nieweide drugi raz w ta gowno
proboje z corka sie umowic spotkac ..niestety chce lae to tance to nauka .sprzatanie zbywa mnie jak moze syn zero kontaktow nieodbiera telefonu..pat..musze czekac i byc cierpliwy nic niemoge zrobic ,,kupilbym im cos ale,,,niechce by za to mnie kochali,,nadal kontynouje terapie poglebiona raz w tygodniu plusy to ..kontakty telefoniczne z kolegami z terapii oraz ..wspoluzalezniona...z forum..wymieniamy sie swoimi doswiadczeniami,,i wiemy jak i co ta druga strona czuje ,,,,kolega po terapii sie udalo odzyskac rodziny prace i to mi daje kopa ze warto,,choc czasami brakuje mi zony ..chcialbym lezec i paczec jak spi,,jak dzieci rozrabiaja w domuu...trudno ..czekam i poznaje siebie coraz bardziej ,,widze moje uzaleznienie i krzywdy wyrzadzone..moze ten ciezki okres kiedys minie bym mogl oddychac pelna piersia,,,chcialbym by zona miala oparcie a nie 3 dziecko..
nadal corka i syn unikaja spotkan i przestalem ..naciskac nikogo nie zmusze,probuje mieokazywac jak mi na nich zalezy,,by zatesknili,tesknie ale probuje normalnie funkcionowac,,choc co bym nie robil,,mam ich za soba i mysle.szkoda ze tego nie widzialem wczesniej,nieumie sam sobie ,cos,znalezc czyms zajac czas niechce mi sie nic ,taka wegetacja ,we wtorek jade do tesciowej pomoc przy dzewie by miala na zime..non stop placze i pzrezywa smierc tescia ,sprobuje ja jakos ,pocieszyc, ale wiem ze ,to tylko na chwile ,bo pozniej znowu traume odejscia przezywa..ciagne ten wozek ze swiadomoscia swoich bledow ,,musze mimo ze taki ciezki lecz sam wrzucilem ten ciezar igo niesc musze moze z czasem sie wszystko wyjasni i ulorzy
Rafał, żyjesz tam?
Pamiętaj, że musisz przede wszystkim dać im czas, by zagoiły się rany, by odbudować zaufanie - a to trwa cholernie długo.
Dbaj o siebie, utrzymuj motywację, nie pij, lecz się. Warto.
niepotrafie bez nich zyc...mimo staran na nic wszystko,,poddam sie niech ..sobie uklada zycie be ze mnie..niechce by wracala bez uczuc to bezsensu.tak bedzie nailepiej dla izy i dzieci ,,skoro mnie nie potrzebuja//odchodze .koniec
rozmaw z iza pow ze poczebuje czasu i niewie czy wroci czy nie..wie ze sie leczylem ...lecze terapeuta co tydzien.ale jest w niej cos dziwnego,,szuka czegos co ma ...ale nieufa..czy ona stracila uczucia skad w niej tyle obojetnosci braku wsparcia zrozumienia...czy ona niepotrzebuje milosci przytulenia sexu,,jak kazdy...niewiem co jeszcze moglbym zrobic by zaufala moze ktos doradzi czego ona teraz potrzebuje i co moglbym zrobic,,tesknota moja przybiera juz niewyobrazalny wymiar boje sie ,jutra i zycia bez rodziny..to boli
180 2017-10-31 16:38:32 Ostatnio edytowany przez rafa111 (2017-10-31 16:39:25)
prosze o rady
rozmaw z iza pow ze poczebuje czasu i niewie czy wroci czy nie..wie ze sie leczylem ...lecze terapeuta co tydzien.ale jest w niej cos dziwnego,,szuka czegos co ma ...ale nieufa..czy ona stracila uczucia skad w niej tyle obojetnosci braku wsparcia zrozumienia...czy ona niepotrzebuje milosci przytulenia sexu,,jak kazdy...niewiem co jeszcze moglbym zrobic by zaufala moze ktos doradzi czego ona teraz potrzebuje i co moglbym zrobic,,tesknota moja przybiera juz niewyobrazalny wymiar boje sie ,jutra i zycia bez rodziny..to boli
Czas. Ona potrzebuje czasu.
Wyobraź sobie, że to Ciebie ktoś wielokrotnie zawiódł, że mimo to ufałeś, chciałeś wierzyć, wybaczałeś, ufałeś znowu, a ktoś zawiódł znowu. W końcu powiedziałeś dość. Jednak ta osoba chce odzyskać zaufanie. Czego byś potrzebował? Czasu. Ta osoba musiałaby Ci też wielokrotnie, krok po kroku udowodnić, że można jej znów zaufać.
To nie jest obojętność, co u niej widzisz, to jest nieufność - tak myślę.
Jeszcze za wcześnie gadać o powrocie.
ja rozumie ..kiedy ona zrozumie .jak moge na nia wplynac by wiedeziala ze mi zalezy ..mam tylko ize i dzieci
Sęk w tym, że nie możesz na nią wpłynąć. Ona sama musi dojść do pewnych wniosków i podjąć decyzję.
zdaje sobie sprawe z mojej .bezsilnosci.musze czekac na zone i dzieci..tesknie za normalnoscia ..brakuje mi ich,,jestem ..w poczekalni..i niewiem kiedy ..bede cos wiedzial,,brak mi cierpliwosci ..
spotkalismy sie tydzien temu w niedziele u izy na kawie ,,bylo nerwowo z dziecmi rozmowy ogladanie tw ,zapyt czy nie teskni wybuchla awantura wyprosila z domuu,,,,,za godzine dzwonila i przeprosila ok,,,w pon chcialem porozmawiac na spokoju niestety,,,pow ze juz niechce bym przychodzil i ze zaluje ,,,dziwnie sie zachowuje ida swieta chcialbym je z rodzina spedzic ale watpie czego ona jeszcze chce niewiem czasu pewnie,,,nierozumie jej ignorancii duzo mowila o bogu i wierze ,,ale czy bog chce rozbitej rodziny? niewiem jak mam teraz sie wobec niej zachowac,,,,tesknie
Bądź w pobliżu i bądź w porządku. Nic więcej raczej nie możesz zrobić, ale może się uda
mimo ze nie pije dla siebie i nawet nie mysle o alko\jest niewidoczny dla mnie przyzwyczailem sie nawet niemyslec o nim\w zyciu osobistym trace ize jest niewzruszona ,na zadne sugestie rozmow ,spotkan. niewiem jak mam do niej dotrzec co zrobic..zycie bez niej i dzieci jest motrdeka dzien w dzien.mysle o niej i chce by bylo ,,normalnie.ale ona niechce dac szansy ..wedlug mnie troche to niesprawiedliwe ale nic nieporadze..duma i pycha ja r....ala ..traca dzieci i my oboje..to jest zycie na ciaglych dolach smutkui bolu...bezsensu niestety .chyba nic niemoge zrobic bo co
To nie jest duma i pycha, co widzisz u Izy. To jest reakcja samoobronna, chęć ochrony siebie.
Zaufanie cieżko jest odbudować. Nie możesz oczekiwać, ze po latach Twojego alkoholizmu wystarczy kilka miesięcy, by ona Ci wybaczyła i ponownie zaufała.
Sam powiedz - na ile jesteś pewny, że już się nie napijesz, że nałóg masz za sobą?
Ty nadal nie dostrzegasz najważniejszego - niestety, ale dla niej nie jesteś już tym samym człowiekiem, za którego wychodziła, którego zapewne kochała i któremu ufała. Zachwiałeś jej poczuciem bezpieczeństwa i za nic miałeś miłość, dlatego dziś ona już nie rozpatruje tego w kategoriach, że coś traci, ale że właśnie zyskała. Od nowa stanęła na nogi nie po to, aby teraz na powrót wracać do tego, co już jest poza nią, a prosto na pewno nie było. Popatrz wreszcie na tę sytuację jej, nie swoimi, oczami.
mysle ze to za mna ...picie.. ale zdaje sobie ze to choroba i musze sie pilnowac i kontrolowac na 90 proc ..mysle ze przestala kochac gdy podnioslem sie z dna ..to niesprawiedliwe ..wiem ze sie gryzie ze mi nic niepomogla ,,sam doszlem do tego ze niepije ale walka z nia jej zimnem to wyzwanie uwierz ,,zabrala mi radosc zy cia i dzieci to boli ..i momo ze ja kocham mam do niej zal i zlosc ..tak jest niestety .niewiem jak dlugo bez niej wyczymam trzeba cos zdecydowac iza niechce ..mowi rob co chcesz niezalezy jej tak sie zachowuje,,,w kur,,,a mnie to i nic niemoge zrobic
olinka chcesz pow by odpuscic malzenstwo i rodzine ..nie bede prosil o milosc i powrot ..co robic ....znalezc sobie kogos czy walczyc nawet jak iza jest zimna
192 2017-11-15 23:12:28 Ostatnio edytowany przez Leśny_owoc (2017-11-15 23:14:30)
olinka chcesz pow by odpuscic malzenstwo i rodzine ..nie bede prosil o milosc i powrot ..co robic ....znalezc sobie kogos czy walczyc nawet jak iza jest zimna
Wczytaj się w to co napisała Olinka.
Zauważyłam, że ani razu nie rozmawiałeś z dziećmi/Izą o tym jak widzą całą sytuację. Wiem nie masz możliwości, ale bez problemu dopowiadasz sobie wiele rzeczy. Usprawiedliwiasz się i tym samym szukasz przyzwolenia na zrzucenie odpowiedzialności na innych, bo nie potrafisz winny sposób radzić sobie z trudnymi emocjami - robiłeś to pijąc i nadal to robisz. Gdzie tu te postępy? Mentalne wyjście z alkoholizmu zajmie Ci dobre lata. Z aktualnymi małymi postępami oczekujesz za dużo od otoczenia. Napiszę Ci tak - strach przed ponownym przyjęciem alkoholika jest podobny do strachu związanego z zaufaniem zdrajcy. Mniej więcej w tych dwóch stanach mamy podobne spektrum emocji. Słowa nic nie kosztują, a ryzyko "powtórki z rozrywki" zbyt przerażające. Co innego dać szansę, gdy ktoś nas jednokrotnie okłamał, a co innego gdy przez długie lata odtrącał. Sam alkohol jako środek uzależniający jest najłatwiej pozbyć się z życia, gorzej z innymi aspektami. Chodzisz do jakiegoś dobrego specjalisty od uzależnień, który nie owija w bawełnę? Wytłumaczył Ci jak długo trwa leczenie? Mówi jakie robisz postępy?
Wszyscy Ci tutaj piszą naucz się żyć sam. Nie w aspekcie finansowej samowystarczalności tylko jako podejmowanie własnych decyzji. Naucz się siebie kochać. Jeśli chcesz czekać to czekaj, jeśli już nie możesz to podejmij inną decyzję. Niestety z każdym wyborem wiążą się konsekwencje. Będąc nauczonym, że nie bierzesz odpowiedzialności za życie nadal oczekujesz tego od innych - inni najpierw mają myśleć o tym jak Ty się czujesz, a później są inni. Nadal jesteś bez worka pokutnego.
olinka chcesz pow by odpuscic malzenstwo i rodzine ..nie bede prosil o milosc i powrot ..co robic ....znalezc sobie kogos czy walczyc nawet jak iza jest zimna
Nie napisałam, że masz odpuścić, ale że masz w końcu spojrzeć na całą tę sytuację Izy oczami, bo jej perspektywa jest diametralnie inna od Twojej.
I nie, Ty nie masz prosić o miłość i powrót, bo tu nie da się niczego wyprosić, tutaj trzeba zmian, które pozwolą żonie spojrzeć na Ciebie jak na przyzwoitego człowieka, któremu można po prostu ufać. Już wcześniej napisałam, że ona być może nigdy nie pozwoli Ci wrócić do swojego życia, ma takie prawo, które Ty możesz jedynie uszanować, niemniej jeśli zależy Ci przynajmniej na poprawnych relacjach z rodziną, to tak jak latami je niszczyłeś, tak teraz powolutku, krok po kroku i bardzo, bardzo cierpliwie, musisz je naprawić. Ty jednak przyjąłeś metodę małego, rozkapryszonego chłopca, który tupie nóżką i krzyczy "ja chcę!", w dodatku chcesz już, zaraz, natychmiast, a przy tym zupełnie nie bierzesz pod uwagę czego chcą inni. Wyrzuć z siebie ten egoizm, wówczas będzie Ci znacznie łatwiej.
dzieci rzadko przychodza ,i mowia...ze to mamy i taty sprawy .i sie niemoga wtracac mowia ze beda mieszkac tam gdzie mama choc chcialyby w domu rodzinnym.macie racje ze brak mi cierpliwosci..niestety,do terapeutki co tydz chodze rozm ouczuciach piciu wytrwalosci pomocy zonie na ile mozliwe ..oklamywalem gdy pilem zgadza sie,,ale teraz chce normalnosci rodziny..niechce po pracy wracac do pustego domu to smutne,i boli.latwo sie pisze zyj sam ,ja mysle o izie i dzieciach non stop ..chyba naprawde ich mam w sercu i kocham ..gdyby bylo inaczej ..zaczolbym od nowa bez nich..lecz niepotrafie ich zostawic zapomniec wymazac/pozegnalem sie z alko ...lecz to nic zyc bez rodziny codziennych wyzwan obowiazkow smutkow i radosci,,zmienic sie zmienilem lecz charakteru nieda sie wymazac z dna ..tesknota i samotnosc ,,to mam na co dzien..czy wy myslicie ze jestem bez uczuc i nie przezywam i niemysle///niewiem jak to zona znosi samotnosc brak bliskosci ...zawsze sie przytulala///czy tak sie zmienila i tego niepotrzebuje i duma i wywyzszanie ja zjadlo,,mysle ze ja wiele zrobilem i nalezy mi sie szansa na probe zycia w normalnej rodzinie ale iza boi sie choc widzi zmiany ,,,wiem ze niezranie juz jej bo wiele ,,zniosla ,,nalezy sie jej odemnie juz zycie normalne i dzieciom..lecz ona nieslucha co sie do niej mowi prosi,,,jest jak w amoku to dziwne i odtracajace 2 czlowieka,,niemoge nic zrobic bo mnie blokuje i odpycha
195 2017-11-16 11:13:59 Ostatnio edytowany przez Amethis (2017-11-16 11:15:41)
hmmm
szkoda czasu na próby analizowania co żoną powoduje, warto natomiast się skupić co powoduje Tobą
już wspomniane tutaj, że odstawić alkohol jest prosto w zasadzie, wystarczy dość mocno spotkać się z ziemią
wyzwaniem natomiast jest zrozumieć, że nie tylko pod wpływem ale i też nie będąc pod wpływem, życiem swoim się nie kierowało
a wyobrażenie kierowania często, jeśli nie zawsze było destrukcyjne
czy to że się mówi, że chodzę do terapeuty, coś robię, świadczy o zmianie?
świadczy o ewentualnej motywacji, o chęci, a równie dobrze może świadczyć o strachu, lęku przed konsekwencjami, zagrożonym komforcie i dobrze, po coś to jest
a chyba żaden uzależniony nie trafił na terapię, do psychoterapeuty, ot tak
zmiana rozumienia, znaczenia "wyzwan obowiazkow smutkow i radosci", "mam w sercu i kocham"
a wiać będzie w oczy, a deszcz będzie lał na głowę, a ziemia będzie się spod nóg usuwać, a będzie pod górę
gdyby to było łatwe i lekkie, nikt by tego nie doceniał, nie bronił, nie walczył o to, nie był wstanie oddać wszystko i w zamian nic nie żądać
gdyby jeszcze doszło do tego wyciąganie wniosków z tych "upadków"
piszesz o wyzwaniach, tęsknisz za iluzją tego co było, a całokształt opisywany dla mnie osobiście świadczy
że jeszcze za wcześnie
że "chyba naprawdę", że "nie da się wymazać" trochę takie targowanie się ze sobą, dalej marzeniówka "uda się albo nie uda"
to że czegoś sobie nie wyobrażasz, nie znaczy że nie jest, nie może być, jak i to co widzisz, czy jest tym co czujesz w środku, nikt tu nie mówi że nie czujesz nie przeżywasz
nikt też nie mówi że będzie lekko, alkohol wiele lat zabierał, drążył, wyjałowiał nie tylko "środek"
emocjonalno-psychiczna pustynia po latach picia swoim zasięgiem wykracza poza to co się "widzi/czuje"
z własnej drogi mam świadomość, jak wielkie oddziaływanie na mnie miały bardzo małe tak naprawdę "sprawy"
masz mega szansę poznać siebie, odkłamać swoje myślenie/bycie, błądzeniem na oślep będzie doszukiwanie się jak sobie żona radzi, co nią powoduje, tłumaczenie jej zachowań
być może próbujesz znaleźć odpowiedź, dlaczego nie dzieje się tak jakbyś chciał, pragnął
odpowiedź jest cały czas w Tobie, zacznij ją odkrywać
tu się kryję "żyj sam"
naucz się żyć ze sobą sam, będziesz gotowy do życia z innymi,
otworzą się drzwi do budowania/wchodzenia w świadomy sposób w relacje, świadomej odpowiedzialności
nikt też Ci nie zagwarantuje że rzeczywiście zmieniając siebie, docierając do tego czegoś, co spało w środku
po zrozumieniu czym miłość jest, bo czym nie jest masz przed własnym "nosem"
ten związek może trwać, może odrodzić się na nowo, może upaść, i nikt nie ma prawa przymuszać do trwania w czymś, no chyba że alkohol przymuszał do relacji z nim
"mysle ze ja wiele zrobilem i nalezy mi sie szansa na probe zycia w normalnej rodzinie"
wiele zrobiłeś żeby się dołożyć, do tego żeby zepsuć?, żeby to padło?, żeby teraz prosić o szansę? to miej świadomość że wiele przed Tobą,
"wiara(słowa/myśli) bez uczynków jest martwa" pamiętaj
warto korzystać z takich darów losu, nie którym dane nie jest, na takie prezenty się doczekać