Czytam niektóre komentarze i tak się zastanawiam jakby niektórzy odnaleźli się w sytuacji "właśnie straciłem pracę + idę na operację = ciekawe z czego i jak będę przez dłuższy czas żył, czy oby wszystko będzie ok, więc hip hip hurrra, jest super, wcale nie jestem przewrażliwiony, lecę zmienię mojej pannie olej w samochodzie"
Wiesz co, ja byłam w takiej sytuacji. Mój były mąż nadźwigał się czegoś, wyszła mu przepuklina, którą "kazano mu" operować. W związku z tym musiał zapomnieć o dotychczasowej pracy i zaczął szukać innej. Ja w tym czasie zarabiałam gorzej od niego i utrzymanie domu z takiej pensji było nierealne. Ale to nie o tym...
Moja reakcja - strach. Sama miałam problemy ze zdrowiem, więc wiem że wizja operacji to niemiłe doznanie. Tylko mój mąż też był niezłym manipulatorem. Kiedy wysyłałam go do lekarza, to już mu przechodziło. Nie chciał się badać. Albo okłamywał mnie, że był na wizycie , gdzie potem dowiadywałam się, że jednak tam nie dotarł. Minęło od tamtego czasu kilka ładnych lat, a on nadal nic z tą przepukliną nie zrobił, pracuje znów w branży w jakiej pracował.