Wiem, że mam rację.
Po pierwszym cytacie zadałam pytanie: "(...) a Ty dalej będziesz trzymała się tego, żeś winną?". Kolejne zacytowane przeze mnie zdanie rozwiało wątpliwości, stąd odpowiedź "Jednak będziesz.".
Szukasz darmowej porady, wsparcia ? Nie zwlekaj zarejestruj się !!!
Forum Kobiet » RELACJE Z PRZYJACIÓŁMI, RELACJE W RODZINIE » toksyczny ojciec?
Strony Poprzednia 1 2 3
Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź
Wiem, że mam rację.
Po pierwszym cytacie zadałam pytanie: "(...) a Ty dalej będziesz trzymała się tego, żeś winną?". Kolejne zacytowane przeze mnie zdanie rozwiało wątpliwości, stąd odpowiedź "Jednak będziesz.".
Jakoś nie widzę tej Twojej wyprowadzki, usamodzielnienia się. Dajesz się urabiać ojcu aż strach.
On świetnie Tobą manipuluje. Póki tego nie zrozumiesz, nic się nie zmieni.
Terapia wskazana.
Dopóty autorka nie zmieni swego sposobu myślenia, dopóty będzie zależna od ojca niezależnie od tego, z kim i gdzie będzie mieszkała. Ba, nawet po śmierci ojca niezależną nie będzie, bo cały czas w swej głowie będzie miała słowa ojca i do nich będzie się odwoływała.
monicaCo, proponujesz (i słusznie) autorce, psychoterapię. Jej zdanie na ten temat?
(...) Kiedyś o tym myślałam nawet, ale ja wiem w czym jest problem. Jak jest, a jak być powinno. Psychoterapia by mi pomogła, gdyby owy psychoterapeuta wziął mnie za kragiel i przerzucił na to inne mieszkanie. Wiem, że jak się odetnę trochę to mi będzie lepiej. Przestanę się zastanawiać jak ojciec zareaguje, bo nawet nie musi wiedzieć o czymkolwiek. Potrzebuję tylko tego kopa.
A jak mnie będzie "zdalnie" terroryzował to bym musiała na ta terapię do końca życia chyba chodzić. (...)
Dopóty autorka nie zmieni swego sposobu myślenia, dopóty będzie zależna od ojca niezależnie od tego, z kim i gdzie będzie mieszkała. Ba, nawet po śmierci ojca niezależną nie będzie, bo cały czas w swej głowie będzie miała słowa ojca i do nich będzie się odwoływała.
monicaCo, proponujesz (i słusznie) autorce, psychoterapię. Jej zdanie na ten temat?
corka z piekla rodem napisał/a:(...) Kiedyś o tym myślałam nawet, ale ja wiem w czym jest problem. Jak jest, a jak być powinno. Psychoterapia by mi pomogła, gdyby owy psychoterapeuta wziął mnie za kragiel i przerzucił na to inne mieszkanie. Wiem, że jak się odetnę trochę to mi będzie lepiej. Przestanę się zastanawiać jak ojciec zareaguje, bo nawet nie musi wiedzieć o czymkolwiek. Potrzebuję tylko tego kopa.
A jak mnie będzie "zdalnie" terroryzował to bym musiała na ta terapię do końca życia chyba chodzić. (...)
No dobra tylko powyższe zdanie odnosi się do sytuacji czy ojciec mnie i moje wybory akceptuje czy nie, czy we mnie wierzy i czy da mi żyć moim życiem. Czy nie. Doszłam już do momentu, w którym wiem, że nie. I do momentu w którym mówię "szkoda. Ale trudno. Mimo to chcę spróbować, bo jak tego nie zrobię to równie dobrze już się mogę w trumnie umościć".
Ale doszłam też do momentu, w którym widzę, że on ma naprawdę problem. Może rzeczywiście ma depresję. Na siłę go do specjalisty nie wyślę, a COŚ jednak chciałabym zrobić.
No nie mówicie, że Wam by nie przeszkadzało jakby Wasi rodzice na Waszych oczach się staczali..
(...) No nie mówicie, że Wam by nie przeszkadzało jakby Wasi rodzice na Waszych oczach się staczali..
Ot, argument.
I jak zgrabnie przeszłaś od swej osoby do osoby ojca - taki zabieg utrudnia zajęcie się tym, na co masz wpływ. Ale przecież o to chodzi.
Ale doszłam też do momentu, w którym widzę, że on ma naprawdę problem. Może rzeczywiście ma depresję. Na siłę go do specjalisty nie wyślę, a COŚ jednak chciałabym zrobić.
No nie mówicie, że Wam by nie przeszkadzało jakby Wasi rodzice na Waszych oczach się staczali..
Na pewne rzeczy nie masz wpływu. Ojciec jest dorosły i w pełni odpowiedzialny za swoje życie. Jeśli będzie chciał dać sobie pomóc, to mu pomożesz, ale jeśli nie, no to takie jest życie. Nie możesz brać odpowiedzialności za jego wybory.
Ja straciłam dość wcześnie ojca, niestety nie mogliśmy mu pomóc bo nie chciał dać sobie pomóc. Jest mi przykro, że nie ma go już wśród nas, ale nie czuję się odpowiedzialna za to jak żył i jakich dokonał wyborów. Na ile się dało, pomagaliśmy, ale ostateczny krok powinien podjąć sam, ale tego nie zrobił. Mogliśmy ewentualnie sądownie go ubezwłasnowolnić i zmusić do leczenia (alkoholizm). Pytanie tylko, czy nie znienawidziłby nas za to i za chwile nie wrócił do swoich nawyków.
Na te pytania już nie poznam odpowiedzi.
Ty masz przede wszystkim zacząć wreszcie żyć na własną rękę, a dla ojca, jeśli będzie tego chciał, możesz być podporą.
Dziękuję.
Dobrze, że zdecydowałam się założyć ten temat
Poczytaj ten wątek. Założony jakiś czas temu przez dziewczyne w podobnym wieku, z bardzo podobnym problemem, tylko dotyczącym matki (poczytaj więcej niż pierwszy post, aż dojdziesz do wulgaryzmów w reakcji na perspektywę opuszczenia).
Co bys jej poradziła?
http://www.netkobiety.pl/t80622.html
A Ty, Ago, co bys poradziła autorce tego wątku?
. Jak się wyprowadzę, to on się pewnie powiesi a ja za to jak on teraz prowadzi swoje życie będę odpowiadać...
A w jaki sposób Ty będziesz odpowiadać za jego styl życia? Za jego samobójstwo? Dajesz się wodzić za nos, nabierasz się na prostą manipulację.
ON ON ON ON
On myśli o sobie, ale i Ty myślisz tylko o nim. Nie ma się co dziwić, że sytuacja jest jaka jest. Sama nie chcesz pomyśleć o sobie. Odmawiasz konsekwentnie, mówiąc: "ojciec zrobi to, ojciec powie tamto, ojciec coś sobie zrobi". Dajesz się wodzić za nos. Próbujesz zmienić jego zachowanie, jego postępowanie zamiast zmienić swoje. Nie wiem, czy wiesz, ale tego nie da się zrobić - odpowiadać i kontrolować możesz tylko swoje zachowanie, nie możesz kontrolować jego zachowania, więc nie czekaj aż on Ci wreszcie pozwoli, aż on się wreszcie zachowa tak, jak Ty byś chciała.
on nie ruszy się nawet o krok.. wie, że idzie na dno i ciągnie mnie za sobą.
On Cię nie ciągnie. sama się za nim wleczesz. Trzymasz go za nogę i wleczesz się za nim.
Ja będę winna. Znowu.
Pozwalasz, by ojciec Ci to wmawiał i sama sobie tez to wmawiasz.
Ale to Twoja sprawa, rób, dziewczyno, co chcesz. Ale jak już pisałam wcześniej: pamiętaj, że cokolwiek zrobisz, z jakichkolwiek powodów, że to była Twoja decyzja. Nie wiń za swoje decyzje swojego ojca.
Ojciec wcale nie ciagnie Cie za soba, ale Ty mu pozwalasz sie manipulowac i sama za nogawke go trzymasz, bo w taki sposob mozesz w nieskonczonosc unikac odpowiedzialnosci za wlasne zycie. Zamiast podejmowac decyzje jak dorosla baba, masz zawsze wymowke: bo on mowi, ze sie zapije, bo beze mnie sie stoczy, bo jak moge go samego sobie zostawic? Przepraszam, ile lat ma Twoj ojciec? Piec? Twoj ojciec jest dorosly i zrobi ze swoim zyciem co bedzie chcial, niezaleznie od tego czy zostaniesz mieszkajaca permanentnie w domu stara panna- popychadlem czy sie wyprowadzisz. Nie masz wplywu na to co on mysli i robi, ale masz za to wplyw na to co SAMA czynisz z wlasnym nastawieniem i zyciem.
(...) pamiętaj, że cokolwiek zrobisz, z jakichkolwiek powodów, że to była Twoja decyzja. (...)
Ależ od bardzo dawna wszystko, co robi autorka jest efektem jej decyzji (jest tak nawet wtedy, gdy uważa, że jest inaczej). Gdyby wreszcie przyznała się sama przed sobą do odpowiedzialności za siebie i swoje decyzje (bez przerzucania jej na ojca albo kogokolwiek innego), to zaczęłaby rosnąć w silę. Gdyby... . No właśnie.
Fakty nie przestają istnieć z powodu ich ignorowania.
Pierwszym krokiem w każdej zmianie jest przyjęcie odpowiedzialności za swoje życie. Jak bowiem możemy je zmieniać, jeśli w ogóle nie czujemy się za nie odpowiedzialni?
Poczytaj ten wątek. Założony jakiś czas temu przez dziewczyne w podobnym wieku, z bardzo podobnym problemem, tylko dotyczącym matki (poczytaj więcej niż pierwszy post, aż dojdziesz do wulgaryzmów w reakcji na perspektywę opuszczenia).
Co bys jej poradziła?
http://www.netkobiety.pl/t80622.html
A Ty, Ago, co bys poradziła autorce tego wątku?
Przeczytałam kilka początkowych i ostatnich postów na razie i.. uhhh..nie wiem. Wiele informacji jest zbieżnych, ale i sporo różnych. W jej przypadku dochodzi jeszcze poświęcenie się dla córki bo chorowała, a więc poczucie wdzięczności tej dziewczyny. Ale ona ma ojca jeszcze, który wydaje się normalny.
Z pewnością jestem w stanie ją zrozumieć. Wiem, dlaczego boi się odciąć, dlaczego się miota. Bo "matka wariatka", ale jednak matka. I przecież kiedyś "było dobrze". U mnie kiedyś też było winne towarzystwo "bo on ci nagadał", i mogłam mówić tygodniami, że to była moja decyzja. Albo lepiej. Odgórna. Ale on wiedział lepiej i już. No i ojciec. Szkoda go, bo jej "niesubordynacja" na nim się też odbija.
Co bym jej poradziła? Nie znam jeszcze całej historii. Oczywiście pewnie będzie to: spróbuj żyć własnym życiem bo masz je jedno. A matka nie może go za Ciebie przeżyć. Nie odwracaj się od niej, spróbuj ją przekonać, że jej nie zostawiasz/opuszczasz/porzucasz i zawsze będzie Twoją matką i zawsze będzie mogła na Ciebie liczyć. Bo taka jest prawda, też to tak widzę. I tak chcę to zrobić. Ale wiem, że jak ktoś Cię ciągle wpędza w poczucie winy, to będąc osobą uczuciową i wrażliwą NIE DA się przejść obok tego obojętnie. Matka dostanie w końcu jakiegoś udaru i to będzie "wina" dziewczyny, bo matce trosk przysporzyła. Będzie jej to tłukła do głowy. Jak i to że jest brzydka i głupia. Wszystko fajnie, każdy mówi o pewności siebie i wierze we własne możliwości, tylko że my tego uczymy się głównie w domu. Skoro rodzice, osoby najbliższe, kochające ponoć bezwarunkowo, mówią, że jesteś głupia, to naprawdę ciężko jest w to nie uwierzyć... w każdym razie, na jej miejscu - mając obecny obraz sytuacji, wiedząc, że ma wsparcie narzeczonego i ojca - "zaryzykowałabym" wyprowadzkę.
I ja też ją "zaryzykuję"
Natomiast nie wyprowadzałabym się bez pracy do chłopaka. Mnie by to zamęczyło nawet gdyby nigdy nie dał mi odczuć, że jestem zdana wyłącznie na niego. Najpierw znalazłabym pracę.
Poczytaj ten wątek. Założony jakiś czas temu przez dziewczyne w podobnym wieku, z bardzo podobnym problemem, tylko dotyczącym matki (poczytaj więcej niż pierwszy post, aż dojdziesz do wulgaryzmów w reakcji na perspektywę opuszczenia).
Co bys jej poradziła?
http://www.netkobiety.pl/t80622.html
A Ty, Ago, co bys poradziła autorce tego wątku?
No nie, to są jednak historie rożnego kalibru. Mój ojciec przy tej chorej kobiecie jest aniołem. Raz że NIGDY mnie nie uderzył, a dwa, że aż tak chorych akcji nie robi.
Autorka tamtego wątku ma zdecydowanie bardziej przegwizdane jak ja.
Aczkolwiek mechanizm myślenia mojego i autorki jest rzeczywiście podobny..
Kochana, czego się boisz? Jeżeli masz możliwość wyprowadzki to z niej korzystaj! Co z tego, że nie będzie chciał mieć z tobą nic wspólnego, skoro i tak cię nie akceptuje i nie szanuje? Z takim sku*wielem chcesz utrzymywać stosunki? relacje? On cię nie uważa za córkę, doskonale to widzisz. Takie zachowanie rodziców powoduje u dziecka poczucie winy, która jest...FAŁSZYWA! Uzależnia od rodzica... powoduje, że masz poczucie że jesteś im coś winna, że powinnaś z nimi być i się nimi zajmować - nie ma takiego obowiązku i przymusu. Jesteś zniewoloną osobą przez swojego ojca. Zostaw go bo będziesz żyła jego życiem do jego śmierci, a ty doprowadzisz się do stanu śmierci psychicznej (wszystko będzie cię męczyło, nudziło, przestaniesz lubić rzeczy które lubiłaś robić, będziesz miała wrażenie że nie kochasz, itp.)...
Widzę, że jesteś na prawdę mądrą kobietą, która radzi sobie w życiu SAMA. Ojciec jak widać nie jest twoim ojcem, nie masz za co go przepraszać ani się mu kłaniać! Więc relacje z takim ch*jem powinny być ci w ogóle obojętnie - to jest dla ciebie obcy człowiek. Nie współczuj mu, bo żałoba po śmierci matki nie jest usprawiedliwieniem nieakceptowania swojej córki. On wybrał sobie takie życie i w ramach "szacunku" powinnaś go zostawić. Nie wiem czy wiesz, ale on się już nie zmieni i nawet lata po wyprowadzce może ci się narzucać i wtrącać w twoje życie. Zapewne dalej będzie rozpowiadał ludziom, że nie jesteś jego córką. Nie przejmuj się tym, bo tak na pewno będzie. On wrzuca ciebie w rolę "kozła ofiarnego", którą się czujesz (to zachowanie to powoduje). Nie jesteś ofiarą losu i nie wierz mu, bo on pier*oli same kłamstwa a ty w to wierzysz.
Także wyprowadzaj się bez mrugnięcia okiem. Jak mu się takie życie podoba, to niech sobie żyje. Najlepiej jak zmienisz nazwisko, nadasz sobie nową wartość i nikt nie będzie cię z tym człowiekiem kojarzył. Skoro on się ciebie wypiera, to dobrze, możesz nie uznawać go za ojca - bo nie powinnaś. Nie marnuj się by zadowolić kogoś, kto cię uważa za zdzi*ę i ma gdzieś to co myślisz, robisz, czujesz. On nie zasługuje na twoją pomoc i współczucie. Nie masz co oczekiwać na jego dobre słowo, które już nigdy nie padnie w twoją stronę. Poproś narzeczonego o pomoc w znalezieniu pracy u niego w mieście i wyprowadzaj się jak najdalej, by odciąć się od patologii. Udowodniłaś, że sama sobie poradzisz, więc spier*alaj stamtąd jak najszybciej! Nie daj sobą pomiatać toksycznemu ojcu, bo ON JUŻ SIĘ NIE ZMIENI.
Piszesz "to jednak mój ojciec" - łączą cię z nim tylko i wyłącznie więzy krwi, macie podobne DNA - TYLKO TYLE! Nie masz z nim żadnej więzi emocjonalnej! Nie radzi ci, nie wspiera... NIC NIE ROBI! Zrobił w życiu tylko tyle że cię spłodził, a dalej miał cię w dupie! Jesteś kochana niechcianym dzieckiem, ojciec nigdy cię nie zaakceptował, NIGDY WCZEŚNIEJ ani nigdy później! Nie jesteś odpowiedzialna za życie twojego ojca, bo? BO NIE JESTEŚ JEGO RODZICEM, TYLKO DZIECKIEM. Przestań go usprawiedliwiać, bo to tak, jakbyś usprawiedliwiała mordercę.
On był za ciebie odpowiedzialny. Jego zadanie życiowe jako ojca polegało na tym, byś czuła się w życiu kochana, potrzebna, byś myślała o sobie że jesteś piękną i wartościową kobietą - on tego nie zrobił! Nie spełnił swojej roli więc nie jest twoim ojcem. Olewasz go i się wynosisz. Nie ma dyskusji nawet. On ma cię w dupie więc i ty miej go w dupie. Nic nie usprawiedliwia tego, że cię zaniedbał, a tym bardziej że cię niszczy!!!
Nie musi cię bić by cię zniszczyć psychicznie. Jesteś w głębokim poczuciu winy, które jest nie prawdziwe. Z tego powodu usprawiedliwiasz czyny ojca, mimo że doskonale wiesz że cię niszczy i nie chce. Rozumiesz, że twój ojciec to patologia i nie możesz swojej sytuacji porównywać z czyjąś sytuacją? Za kilka lat, jak się od niego nie uwolnisz, popełnisz samobója albo cię zamkną bo zwariujesz. Wybieraj.
----
PS: Pierwsze co powinnaś zrobić to poszukać dobrego psychologa, by szybko wywalił na wierzch twoje rany serca zadane przez ojca i wtedy będziesz wiedziała nad czym pracować. Da się to zrobić kochana, DA SIĘ! Panuje błędne przekonanie, że psycholog oznacza już jakąś chorobę psychiczną - nie. Psycholog jest od tego, by pokazał szybko to co podświadomie widzisz w sobie, ale się nad tym nie zastanawiasz. Więc szybko zapisz się na wizyty póki do końca cię ojciec nie zrównał z g*wnem!
Dyskusja jest bezcelowa. Ona ma syndrom sztokholmski. To jest bardzo trudne do wyleczenia i spowoduje również, że zerwie z chłopakiem nie mając dobrych wzorców okazywania uczuć.
Cześć.
Wyprowadziłam się dzisiaj.
Mój narzeczony pojechał do siebie a ja jestem przerażona. Nie wiem, miałam się cieszyć itd. a jestem po prostu przerażona. Boję się wszystkiego. Począwszy od tego, że nie dam sobie rady, przez to, że jest mi strasznie smutno i samotnie. Tata niby ok, chociaż słyszałam jak wczoraj gadał do babki, że go zrobiłam w chuja i w ogóle. Dzisiaj jak sie wynosiłam to go nie było w domu. Babka, że popełniam błąd i ich lekceważę i w ogóle jestem beznadziejna.
A ja się czuję fatalnie.
Boże jestem nienormalna..
Brawo! Bardzo dobrze.
Złe samopoczucie jest, bo rodzina mówi i robi wszystko, żebyś tak się czuła. Ale to przejdzie z czasem.
Pamiętaj, nie robisz nic złego. Wyprowadzka dorosłych dzieci to jest najnormalniejsza rzecz pod Słońcem.
Może i zrobiłaś go w chu**, bo zabrałaś mu możliwość manipulowania Tobą i kontrolowania Cię. Uciekła mu służąca, którą chciał mieć na stare lata.
Dasz sobie radę!
Przeczekaj to. Oni przyzwyczają się do nowego stanu rzeczy, to i będziecie mogli próbować rozmawiać normalnie i ustalić prawidłowe relacje.
Cześć.
Wyprowadziłam się dzisiaj. (...)
Gratuluję!
(...) jestem przerażona. Nie wiem, miałam się cieszyć itd. a jestem po prostu przerażona. Boję się wszystkiego. Począwszy od tego, że nie dam sobie rady, przez to, że jest mi strasznie smutno i samotnie. (...)
Nie dasz sobie rady? Z czym? Pomyśl, co możesz zrobić, by 'dać sobie radę'.
(...) Tata niby ok, chociaż słyszałam jak wczoraj gadał do babki, że go zrobiłam w chuja i w ogóle. (...) Babka, że popełniam błąd i ich lekceważę i w ogóle jestem beznadziejna. (...)
Jeszcze się przejmujesz tym chorym gadaniem? Wyrzucają z siebie swą bezsilność: nie dałaś się upupić.
(...) jestem nienormalna..
Bo wyprowadziłaś się od ludzi, którzy mieli Ciebie za nic?
Nie no, właśnie nie było tak źle...on nie jest taki zły. Przecież nie był taki jak mama była. A ja teraz siedzę tutaj sama jak palec. Tak chciałam, miało być dobrze. Ale teraz sama już nie wiem..
Takie wyprowadzki są normalne. No niby są, i niby normalne też jest, że rodzice nie skaczą z radości pod sufit. Ale nie wiem, boję się, boję się że zrobiłam rzeczywiście źle.
Babka się ostatnio też rozchorowała. Lekarze uważają, że nic jej nie jest, no ale już kolejny powód do tego, że "najlepiej się odwrócić i mieć wszystko w dupie".
Kurde no...nie tego się spodziewałam. No czuję się jak jakiś wyrzutek.
A mój chłop to ma świętą cierpliwość do mnie... mieszkałam tam - wyłam, wyprowadziłam się - wyję. Ja się nie nadaję do niczego...
Ja niby i tak z nimi nie gadałam. Ale zawsze ktoś tam był. A teraz siedzę jak palec i nie wiem co mam zrobić ze sobą.
Ja niby i tak z nimi nie gadałam. Ale zawsze ktoś tam był. A teraz siedzę jak palec i nie wiem co mam zrobić ze sobą.
To jest naturalne - jak sama piszesz, do tej pory zawsze ktoś był w domu. Teraz jesteś sama - to nowa, nieznana sytuacja. Rodzina próbuje wpędzić Cię w poczucie winy, więc dodatkowe negatywne emocje Cię atakują. Zupełnie zrozumiałe, że w tych okolicznościach czujesz się źle. A jak czujesz się źle, to zaczynasz mieć wątpliwości.
Włącz sobie film, pogrzeb w internecie, poczytaj plotki albo jakąś fajną książkę. Zrób coś przyjemnego. Weź długą kąpiel. Albo idź na spacer. Zajmij się sobą w miły sposób.
I daj sobie czas. Wątpliwości Ci w końcu przejdą, jak nauczysz się żyć samodzielnie, jak przyzwyczaisz się do nowej sytuacji, jak odczujesz na dobre wszystkie plusy zmiany. Ja trzymam za Ciebie kciuki.
Zamiast komentarza:
Ptaki urodzone w klatce myślą, że latanie to choroba.
corka z piekla rodem napisał/a:Ja niby i tak z nimi nie gadałam. Ale zawsze ktoś tam był. A teraz siedzę jak palec i nie wiem co mam zrobić ze sobą.
To jest naturalne - jak sama piszesz, do tej pory zawsze ktoś był w domu. Teraz jesteś sama - to nowa, nieznana sytuacja. Rodzina próbuje wpędzić Cię w poczucie winy, więc dodatkowe negatywne emocje Cię atakują. Zupełnie zrozumiałe, że w tych okolicznościach czujesz się źle. A jak czujesz się źle, to zaczynasz mieć wątpliwości.
Włącz sobie film, pogrzeb w internecie, poczytaj plotki albo jakąś fajną książkę. Zrób coś przyjemnego. Weź długą kąpiel. Albo idź na spacer. Zajmij się sobą w miły sposób.
I daj sobie czas. Wątpliwości Ci w końcu przejdą, jak nauczysz się żyć samodzielnie, jak przyzwyczaisz się do nowej sytuacji, jak odczujesz na dobre wszystkie plusy zmiany. Ja trzymam za Ciebie kciuki.
Dziękuję panicznie boję się samotności i tego, że faktycznie robię im krzywdę i jestem samolubna.
A tu wcale nie jest tak fajnie..
Zamiast komentarza:
Alejandro Jodorowsky napisał/a:Ptaki urodzone w klatce myślą, że latanie to choroba.
Może rzeczywiście tak jest. Ale jak tak to sama sobie nie poradzę przecież..
To kolejny cytat:
Pierwszym krokiem w każdej zmianie jest przyjęcie odpowiedzialności za swoje życie. Jak bowiem możemy je zmieniać, jeśli w ogóle nie czujemy się za nie odpowiedzialni?
To kolejny cytat:
Irvin D. Yalom napisał/a:Pierwszym krokiem w każdej zmianie jest przyjęcie odpowiedzialności za swoje życie. Jak bowiem możemy je zmieniać, jeśli w ogóle nie czujemy się za nie odpowiedzialni?
No tak. I pierwsza samodzielna decyzja jaką podjęłam wygląda na falstart...
Gubię się w tym wszystkim...
Pierwsza samodzielna decyzja w wieku 29 lat jest falstartem?
Odpowiedz sobie sama (nie na forum, bo odpowiedź nie jest nikomu poza Tobą potrzebna): chcesz być niezależną psychicznie osobą, czy też wolisz żyć tak jak dotąd, w klatce?
Pierwsza samodzielna decyzja w wieku 29 lat jest falstartem?
Odpowiedz sobie sama (nie na forum, bo odpowiedź nie jest nikomu poza Tobą potrzebna): chcesz być niezależną psychicznie osobą, czy też wolisz żyć tak jak dotąd, w klatce?
Falstartem, bo zamiast być zadowolona jestem znowu niezadowolona.. może tak, może nie potrafię żyć poza klatką.
Może jutro, jak pójdę do pracy będzie lepiej?
A najlepiej by było gdyby tata nie miał do mnie żalu. Ale będzie miał i ciężko mu się dziwić.
Boże gdyby nie ta cholerna praca! Gdybym mogła być z moim narzeczonym...wiem, ze magicznie nie przestałabym się tatą przejmować, ale przynajmniej nie siedziałabym sama i wałkowała to na wszystkie strony. Nie mam jak zająć mózgu.
Falstartem, bo zamiast być zadowolona jestem znowu niezadowolona.. (...)
Tylko od Ciebie zależy to, czy stojącą przed Tobą szklankę z wodą określisz jako do połowy pełną, czy do połowy pustą. Twój wybór.
(...) może tak, może nie potrafię żyć poza klatką. (...)
Wszystko zależy od tego, czy zdecydowałaś się nauczyć żyć poza klatką.
(...) A najlepiej by było gdyby tata nie miał do mnie żalu. (...)
Biedna 29-letnia córeczka.
(...) Ale będzie miał i ciężko mu się dziwić. (...)
(...) Gdybym mogła być z moim narzeczonym... (...)
Niech żyje bycie zależnym!
(...) Nie mam jak zająć mózgu.
Śmiem wątpić.
Jesteś chwilowo niezadowolona, bo to jest nowa dla Ciebie sytuacja, brak kogokolwiek w pobliżu, nowe miejsce, kiepskie myśli... ale falstart to to nie jest, bardziej opóźnienie przy starcie
Jutro pójdziesz do znajomej pracy, do której teraz masz bliżej, ogarniesz sobie trasę tam i z powrotem, zalicz po drodze jakiś sklep z wyposażeniem mieszkań, kup sobie coś ładnego, tylko Twojego, do postawienia na półce czy powieszenia na ścianie, czy choćby ręcznik A myśli zajmij koniecznie czymś innym niż użalaniem się nad sobą - może rozpakuj się, kurze zetrzyj, łazienkę sprzątnij - już Ci teraz nikt w niej nie będzie brudził oprócz Ciebie samej?
I będzie lepiej
(...) A najlepiej by było gdyby tata nie miał do mnie żalu. (...) Biedna 29-letnia córeczka.
Wiem. Ale wiem też, że został ze swoją teściową która też jest upierdliwą babą. Że ze mną by mu było lepiej. Żal mi go i szkoda mi go po prostu.
Tak, byłoby lepiej gdyby to zaakceptował i dał mi zielone światło. Tak, całe życie potrzebuję aprobaty moich czynów. Jak się z tego wyleczyć?
(...) Gdybym mogła być z moim narzeczonym... (...)Niech żyje bycie zależnym!
Tak. Z jednego uzależnienia mówię o pójściu w drugie. Nawet mówiłam to mojemu N. Że wolałabym spróbować sama najpierw, żeby nauczyć się żyć.
(...) Nie mam jak zająć mózgu.Śmiem wątpić.
Po prostu jest mi źle. I nie wiem czy dlatego, że dręczą mnie wyrzuty sumienia i wiem, że zrobiłam źle, bo raz zostawiłam ojca, dwa nie jest mi tu lepiej. Czy dlatego, że to nowa sytuacja siedzę sama i wymyślam.
Jesteś chwilowo niezadowolona, bo to jest nowa dla Ciebie sytuacja, brak kogokolwiek w pobliżu, nowe miejsce, kiepskie myśli... ale falstart to to nie jest, bardziej opóźnienie przy starcie
Jutro pójdziesz do znajomej pracy, do której teraz masz bliżej, ogarniesz sobie trasę tam i z powrotem, zalicz po drodze jakiś sklep z wyposażeniem mieszkań, kup sobie coś ładnego, tylko Twojego, do postawienia na półce czy powieszenia na ścianie, czy choćby ręcznik
A myśli zajmij koniecznie czymś innym niż użalaniem się nad sobą - może rozpakuj się, kurze zetrzyj, łazienkę sprzątnij - już Ci teraz nikt w niej nie będzie brudził oprócz Ciebie samej?
I będzie lepiej
Dziękuję mam taką nadzieję. Zajrzę do sklepu a posprzątać już sprzątałam...;)
(...)Tak, byłoby lepiej gdyby to zaakceptował i dał mi zielone światło. (...)
Uzależnienie by trwało w najlepsze.
(...) Jak się z tego wyleczyć? (...)
Podjąć decyzję o życiu niezależnym. Pracować nad zmianą swego sposobu myślenia albo samodzielnie, albo pod okiem psychoterapeuty.
(...) Nawet mówiłam to mojemu N. Że wolałabym spróbować sama najpierw, żeby nauczyć się żyć.
To słowa zmień w działanie.
(...) wiem, że zrobiłam źle (...)
Wiesz, że zrobiłaś źle?
Skoro tak, to posyp głowę popiołem, wróć na kolanach do ojca, błagając go o wybaczenie.
(...) wiem, że zrobiłam źle (...):O Wiesz, że zrobiłaś źle?
Skoro tak, to posyp głowę popiołem, wróć na kolanach do ojca, błagając go o wybaczenie.
Ale to niczego nie zmieni wtedy. Jeśli będę chciała mieć męża i dzieci to i tak nie będę mogła tam mieszkać. Ale może trzeba było poczekać aż będę mogła mieszkać z narzeczonym.
Tata nie odbiera telefonu ode mnie. Specjalnie m to robi? Nie chce ze mną gadać?
Ja się wykończę nerwowo...
Tata nie odbiera telefonu ode mnie. Specjalnie m to robi?
Tak, specjalnie. Nie dzwoń. Włącz sobie jakiś film albo posłuchaj muzyki.
Jutro sam zadzwoni.
Kup sobie coś - coś drogiego, coś do mieszkania, cokolwiek. A potem pomyśl, jak to fajnie, że nikt Ci nie wypomina, że na głupoty wydajesz.
Pomaluj ściany na ulubiony kolor. Idź na imprezę, wróć późno. Ciesz się, że nikt Ci dupy nie truje, nikt nie wyzywa od gówien i głąbów.
Odetchnij.
Odetchnij.
Problem w tym, że nie mogę.
Na imprezę nie pójdę bo z reguły nie chodzę. Pieniędzy nie wydam bo i tak mam mało i nie wiem czy mi styknie.
Ten nie odbiera i znowu się denerwuję.
Faktycznie powinnam tam wrócić i zerwać z moim narzeczonym i być tam z nimi aż będę już tak miała serdecznie dość życia i tego że mi to wypominają cały czas, że się zabiję.
Faktycznie powinnam tam wrócić i zerwać z moim narzeczonym i być tam z nimi aż będę już tak miała serdecznie dość życia i tego że mi to wypominają cały czas, że się zabiję.
Ej, droga koleżanko, było sympatycznie, ale teraz to mnie zdenerwowałaś. Przestań gadać głupoty, wyłącz telefon. Nie masz 12 lat czy 15, tylko na tyle, żeby umieć się ogarnąć.
W jakimś większym mieście teraz mieszkasz? Wyjdź z domu na zakupy, sklepy pewnie czynne. Kup tą rzecz do mieszkania - ramka na fotki czy pierdółka w formie aniołka lub jelonka do postawienia na meblach, ewentualnie doniczka albo haczyk na ręczniki nie kosztuje dużo, nie wymawiaj się kasą. Od biedy może być szklanka albo solniczka. Serwetka papierowa. Widelec.
Jak kupisz doniczkę, to przesadź do niej od razu kwiatka jakiegoś. Wyrwij po drodze z klombu, jak nie masz w mieszkaniu. Od biedy kup wazonik i nazrywaj mleczy czy czegoś, mleczy już chyba nie ma, ale koniczyna kwitnie, znajdziesz na trawniku...
I nie rób z siebie mamałygi, co?
corka z piekla rodem napisał/a:Faktycznie powinnam tam wrócić i zerwać z moim narzeczonym i być tam z nimi aż będę już tak miała serdecznie dość życia i tego że mi to wypominają cały czas, że się zabiję.
Ej, droga koleżanko, było sympatycznie, ale teraz to mnie zdenerwowałaś. Przestań gadać głupoty, wyłącz telefon. Nie masz 12 lat czy 15, tylko na tyle, żeby umieć się ogarnąć.
W jakimś większym mieście teraz mieszkasz? Wyjdź z domu na zakupy, sklepy pewnie czynne. Kup tą rzecz do mieszkania - ramka na fotki czy pierdółka w formie aniołka lub jelonka do postawienia na meblach, ewentualnie doniczka albo haczyk na ręczniki nie kosztuje dużo, nie wymawiaj się kasą. Od biedy może być szklanka albo solniczka. Serwetka papierowa. Widelec.
Jak kupisz doniczkę, to przesadź do niej od razu kwiatka jakiegoś. Wyrwij po drodze z klombu, jak nie masz w mieszkaniu. Od biedy kup wazonik i nazrywaj mleczy czy czegoś, mleczy już chyba nie ma, ale koniczyna kwitnie, znajdziesz na trawniku...I nie rób z siebie mamałygi, co?
Kiedy ja jestem mamałyga...:/
Jak on mnie tak będzie karał? Ja się martwię przecież, skąd mam wiedzieć czemu nie odbiera. Dlaczego uważając że mam go gdzieś on ma gdzieś mnie?
Boże nie rozumiem tego wszystkiego..
To jak to jest z nim? On się nie martwi, że dzwonię bo coś mi się stało?
Kiedy ja jestem mamałyga...:/ (...)
POLAM i wszystko jasne!
POLAM i wszystko jasne!
POLAM? Nie rozumiem
Polam – nazwa byłego Zjednoczenia Sprzętu Oświetleniowego i Elektromechanicznego "Polam" skupiające zakłady produkcyjne.
Zjednoczenie Polam, powołane do życia 31 grudnia 1971 wzięło swą nazwę od wiodącego zakładu Fabryki Żarówek Polam w Pabianicach, a formalnie wywodzi się z funkcjonującego od 1970 w strukturach Zjednoczenia Przemysłu Elektronicznego UNITRA Kombinatu Źródeł Światła UNITRA-Polam, który w nowym zjednoczeniu nosił nazwę Kombinatu Techniki Świetlnej Polam. Przed nazwami zakładów, wchodzących w skład Zjednoczenia umieszczano nazwę Polam, oraz logo. W 1989 Zjednoczenie Polam zostało rozwiązane, a zakłady wchodzące w jego skład zaczęły produkcję pod własnymi markami handlowymi.
Wikipedia napisał/a:Polam – nazwa byłego Zjednoczenia Sprzętu Oświetleniowego i Elektromechanicznego "Polam" skupiające zakłady produkcyjne.
Zjednoczenie Polam, powołane do życia 31 grudnia 1971 wzięło swą nazwę od wiodącego zakładu Fabryki Żarówek Polam w Pabianicach, a formalnie wywodzi się z funkcjonującego od 1970 w strukturach Zjednoczenia Przemysłu Elektronicznego UNITRA Kombinatu Źródeł Światła UNITRA-Polam, który w nowym zjednoczeniu nosił nazwę Kombinatu Techniki Świetlnej Polam. Przed nazwami zakładów, wchodzących w skład Zjednoczenia umieszczano nazwę Polam, oraz logo. W 1989 Zjednoczenie Polam zostało rozwiązane, a zakłady wchodzące w jego skład zaczęły produkcję pod własnymi markami handlowymi.
Za głupia jestem na Twoje metafory
Nie przywiązuj się do nazwy firmy produkującej żarówki. Istotnym w mym poście była konkluzja, iż zacytowane niżej zdanie
Kiedy ja jestem mamałyga...:/ (...)
wszystko wyjaśnia.
Nie przywiązuj się do nazwy firmy produkującej żarówki. Istotnym w mym poście była konkluzja, iż zacytowane niżej zdanie
corka z piekla rodem napisał/a:Kiedy ja jestem mamałyga...:/ (...)
wszystko wyjaśnia.
Heh, ok. Rozumiem. Myślałam, że to jakaś bardziej zbudowana odnośna.
No i tak. Taka jestem i nie wiem jak się zmienić i ogarnąć. Pewnie idąc za Twoimi "stopkami" nie chcę. Bo gdybym chciała... chciałam, ale sobie nie radzę.
Wrócę do domu i wszystko wróci do "normy", poza tym, że będą mi wypominać mój kolejny "mądry" pomysł. Będę tam siedzieć na dupie, słuchać tego pierdolenia, patrzeć na ten syf, sprzątać kibel. Jedyne co zrobię, to zamontuję zamek w drzwiach od kibla. I zerwę z moim narzeczonym bo nie ma sensu, żeby i on zmarnował sobie życie.
Ja swoje przegrałam.
Tak, na własne życzenie.
Przeczytaj uważnie wszystkie posty napisane w Twym wątku, znajdziesz w nich wiele pomocnych wskazówek. Skorzystasz - dobrze, nie skorzystasz - drugie dobrze. Wszak nie ma obowiązku bycia szczęśliwym i niezależnym psychicznie.
Walczyć z Tobą o Ciebie (i wbrew Tobie) nie będę.
Twoje życie, Twoje decyzje, Twoje konsekwencje.
Edycja:
Coraz bardziej myślę, że poruszany tu problem jest fikcją.
Przeczytaj uważnie wszystkie posty napisane w Twym wątku, znajdziesz w nich wiele pomocnych wskazówek. Skorzystasz - dobrze, nie skorzystasz - drugie dobrze. Wszak nie ma obowiązku bycia szczęśliwym i niezależnym psychicznie.
Walczyć z Tobą o Ciebie (i wbrew Tobie) nie będę.
Twoje życie, Twoje decyzje, Twoje konsekwencje.Edycja:
Coraz bardziej myślę, że poruszany tu problem jest fikcją.
Gdzieś, kiedyś, komuś napisałaś podobny post pamiętam z innego wątku.
Wiem, że jest tu pełno wskazówek, wiem, że są pomocne. Wiem, że patrząc z zewnątrz dziwiła bym się niepomiernie na takie (moje) zachowanie. Bo już nie raz się dziwiłam!
Nie potrafię sobie z tym psychicznie radzić. Ciągle o tym wszystkim myślę, ciągle płaczę, nie widzę żadnego, cholernego światełka w tunelu. Wolę ich chyba znienawidzić do końca niż żyć z takim odrzuceniem i poczuciem winy. No po prostu nie wytrzymuję i nie chce mi się żyć.
Wrócę do tego gnoju, pójdę do psychiatry, dostanę jakieś psychotropy i może wtedy faktycznie będzie fikcją
Zrobisz jak zechcesz. To twoja decyzja.
Marnujesz ludziom czas.
Marnujesz ludziom czas.
No wiem..
Dobry żart, tynfa wart.
Gratuluję!
Dobry żart, tynfa wart.
Gratuluję!
No nie tak, bo wychodzi na to, że robię z Was wariatów..wszystko co tu napisałam jest prawdą. Tak wygląda moje życie.
A myślicie, że mu przejdzie kiedyś..?
Trochę się znowu wypłakałam i powymyślałam na niego i ciut mi lepiej. Wiem, że jak odpuszczę i wrócę to to będzie mój koniec, ale po prosu sobie nie radzę psychicznie. Z wszystkiego zdaję sobie sprawę, wiem, że ojciec zachowuje się nie w porządku. Nie pamiętam kiedy mnie zapytał jak się czuję. Teraz odwala szopkę. On nie jest taki strasznie zły. Kocha mnie wiem to, ale tak jak wtedy ta historia od której zaczęłam to forum ("ja nie zadzwonię bo mi honor nie pozwala, a jak ty nie dzwonisz to ja uznaję że nie żyjesz") no normalne to jest? Jak ja się przestanę odzywać na siłę to też nie zadzwoni, nie zapyta czy żyję, tylko uzna że nie i się zapije? Łatwiej, niż zapytać co u mnie? Przyjechać? Zaprosić? Przej***ny człowiek.
Bo mu honor nie pozwala.
Ale jak ja dzwonię to może odebrać, albo mnie nie zbywać chyba?
Ochhhh...mam takie nerwy!
Na niego, na siebie.. fuck
Dziecko drogie, idź na terapię, wylecz się z tej chorej zależności od toksycznego ojca - bo jak nie, to się wykończysz. Miejże minimum instynktu przetrwania.
I wyrób sobie twardą dupę, bo życie to nie jest bajka i nieraz jeszcze będziesz "wysiadać psychicznie". Jak nie nauczysz się radzić sobie z negatywnymi emocjami, to wykitujesz w kwiecie wieku, a byłaby szkoda.
Dziecko drogie, idź na terapię, wylecz się z tej chorej zależności od toksycznego ojca - bo jak nie, to się wykończysz. Miejże minimum instynktu przetrwania.
I wyrób sobie twardą dupę, bo życie to nie jest bajka i nieraz jeszcze będziesz "wysiadać psychicznie". Jak nie nauczysz się radzić sobie z negatywnymi emocjami, to wykitujesz w kwiecie wieku, a byłaby szkoda.
Bo niechby on jeszcze po prostu był obrażony. Ale on nie odbiera moich telefonów w ogóle. I ja nie wiem czy żyje czy nie żyje.
ruda102 napisał/a:Dziecko drogie, idź na terapię, wylecz się z tej chorej zależności od toksycznego ojca - bo jak nie, to się wykończysz. Miejże minimum instynktu przetrwania.
I wyrób sobie twardą dupę, bo życie to nie jest bajka i nieraz jeszcze będziesz "wysiadać psychicznie". Jak nie nauczysz się radzić sobie z negatywnymi emocjami, to wykitujesz w kwiecie wieku, a byłaby szkoda.
Bo niechby on jeszcze po prostu był obrażony. Ale on nie odbiera moich telefonów w ogóle. I ja nie wiem czy żyje czy nie żyje.
Na bank umarl z tesknoty przez weekend.
Sorry za sarkazm ale jak czytam takie histeryczne i niedojrzale posty doroslej kobiety to mi sie slabo robi.
Twoj tata ma sie dobrze a ze sie nie odzywa i nie odbiera to sama doskonale wiesz dlaczego. Masz kare ze smialas sie usamodzielnic i zostawic go. Proponuje przejechac sie tam z wizyta za 2 tygodnie i zobaczysz ze ma sie calkiem dobrze, jest tylko ofochany. Moze wtedy dotrze do Ciebie dla jakiego egoisty i toksyka chcesz spieprzyc swoje zycie. Ty rwiesz wlosy z glowy co u niego czy nie smutny, nie zly i czy zdrowy a on ma w du...e ze cierpisz i nie interesuje go jak sobie radzisz.
Wez sie dziewczyno ogarnij wreszcie bo zal czytac co piszesz albo wracaj do tatusia w podskokach. Tylko nie pisz potem ze to on Ciebie doprowadzil do tego bo to bedzie Twoja i tylko Twoja decyzja. Normalny czlowiek jak ktos chce go krzywdzic to robi krok w tyl i mowi stop a Ty leziesz prosto w lapy krzywdzacego. Jestes idealna partnerka dla przemocowca ktory w imie "milosci" lalby Cie codziennie a Ty bys i tak trwala bo w sumie to on jest dobrym czlowiekiem i Cie kocha wiec nie mozesz go zostawic..bo kogo bedzie prał
I ja nie wiem czy żyje czy nie żyje.
Jakby nie żył albo coś by się stało, to ktoś by Cię o tym powiadomił. Skoro mu się telefon nie rozładował od Twojego ciągłego wydzwaniania, to znaczy, że jego właściciel ma się dobrze i używa ładowarki. I pewnie patrzy się z dzikim uśmieszkiem, ile ma już nieodebranych połączeń. Jesteś dorosłą kobietą ponoć, a zachowujesz się gorzej niż 5-letnie dziecko...
Ano..ja wiem, że sama jestem i będę sobie winna. I że mam kretyński charakter. Raz mi go żal, że tak tam siedzi i że go zostawiłam, a raz mnie szlag trafia o to jego zachowanie. Ja mam robić wszystko jak on chce a on się nie posunie nawet o milimetr.
Ja chyba naprawdę mam coś z głową. Tak bardzo chciałam się wynieść i być niezależna, a prawda jest taka, że ja chyba potrzebuje kogoś kto będzie mi mówił co mam robić. Może dlatego, że sama nie wiem, a może dlatego, żebym miała na kogo zrzucić moje porażki. A może jedno i drugie.
Tak, to też tu padło.
Ale mój narzeczony teraz mówi, że wcale aż tak źle nie było u mnie w domu. I ok, mogłam się wyprowadzić ze względu na chęć usamodzielnienia się, ale demonizuję sytuację w domu i jest to nadużyciem. Tak że tak..
Nie wiem czego chcę, nie wiem co mam robić, mam dość już wszystkich z sobą na czele
Ja chyba naprawdę mam coś z głową. Tak bardzo chciałam się wynieść i być niezależna, a prawda jest taka, że ja chyba potrzebuje kogoś kto będzie mi mówił co mam robić. Może dlatego, że sama nie wiem, a może dlatego, żebym miała na kogo zrzucić moje porażki. A może jedno i drugie.
Tak, to też tu padło.
Ale mój narzeczony teraz mówi, że wcale aż tak źle nie było u mnie w domu. I ok, mogłam się wyprowadzić ze względu na chęć usamodzielnienia się, ale demonizuję sytuację w domu i jest to nadużyciem. Tak że tak..
Nie wiem czego chcę, nie wiem co mam robić, mam dość już wszystkich z sobą na czele
Ja pierdziele 29 lat i zero samodzielnego myslenia tylko co powiedzial tata, co powiedzial narzeczony. Nie mecz sie dluzej dziecko (bo mimo metryki nim wciaz jestes) i wracaj do tatusia zeby Ci mowil ktora bluzke masz zalozyc i co zjesc na sniadsnie. Wszak o to chodzi w tych wszystkich wypocinach ktore piszesz, zeby uzasadnic sobie i reszcie swiata dlaczego nie mozesz zyc samodzielnie. Mnie przekonalas. Wracaj do taty a temu biednemu chlopakowi daj spokoj i szanse na zycie z kobieta a nie 5 letnia dziewczynka. Koncze tym samym udzial w tym watku. Trzymaj sie.
corko z piekla rodem- bardzo źle o sobie myślisz jeżeli wymysliłaś sobie tą nazwę,i chyba nie kochasz siebie jeśli w wieku 29 lat (???) chcesz żyć z ojcem a nie żyć własnym życiem np. posiadać swoją rodzinę. Twój tato nie odierając połączeń od ciebie stosuje bierną przemoc, to manipulator nr 1 który wpędza ciebie w poczucie winy. Twój tato jest dorosłym facetem, a nie malutkim dzieckiem, poradzi sobie. On już przeżył swoje dorosłe życie "po swojemu", a ciebie chce ubezwłasnowolnić.
Za złość swojego ojca nie możesz odpowiadać- to jego emocje.
"Normalni" rodzice dorosłym dzieciom pozwalają odejść z domu, są dumni z tego że ich dzieci są samodzielne i mieszkaja "na swoim".
Przemyśl wszystko sobie i zastanów się nad tym "kto" dla ciebie jest najważniejszy (będzie bardzo dobrze jeśli to ty), bo to twoje życie i twój "sen" a nie kogoś innego. Wolność jest piękna i wyzwala wspaniałe emocje.
corko z piekla rodem- bardzo źle o sobie myślisz jeżeli wymysliłaś sobie tą nazwę,i chyba nie kochasz siebie jeśli w wieku 29 lat (???) chcesz żyć z ojcem a nie żyć własnym życiem np. posiadać swoją rodzinę. Twój tato nie odierając połączeń od ciebie stosuje bierną przemoc, to manipulator nr 1 który wpędza ciebie w poczucie winy. Twój tato jest dorosłym facetem, a nie malutkim dzieckiem, poradzi sobie. On już przeżył swoje dorosłe życie "po swojemu", a ciebie chce ubezwłasnowolnić.
Za złość swojego ojca nie możesz odpowiadać- to jego emocje."Normalni" rodzice dorosłym dzieciom pozwalają odejść z domu, są dumni z tego że ich dzieci są samodzielne i mieszkaja "na swoim".
Przemyśl wszystko sobie i zastanów się nad tym "kto" dla ciebie jest najważniejszy (będzie bardzo dobrze jeśli to ty), bo to twoje życie i twój "sen" a nie kogoś innego. Wolność jest piękna i wyzwala wspaniałe emocje.
Chcę posiadać własną rodzinę. Ale ze względów logistycznych do tej pory nie mogłam. Teraz uważam, że mając dziecko tylko bym je skrzywdziła. Noo...może bym się ogarnęła magicznie. Ale trochę za duże ryzyko, nie?
Odebrał, nawet oddzwonił. Gadaliśmy normalnie w zasadzie. Powiedziałam, że bym przyjechała jutro, ale powiedział, że to bez sensu, byłam w niedzielę przecież, szkoda benzyny. Teraz jest niby ok z nim, potem się okaże. Prawda jest taka, że to ze mną jest problem a nie z "nimi wszystkimi".
Pani powyżej ma rację. Powinnam przede wszystkim puścić tego mojego chłopaka wolno. Bo to naprawdę fantastyczny facet a przy mnie tylko traci czas i energię i też mu psychikę psuję.
Znowu biadolę, znowu robię z siebie ofiarę, może nie potrafię żyć inaczej, może nie chcę, nie wiem sama. Nic już nie wiem i sama tego nie ogarniam i nie ogarnę.
Powinnam wrócić do domu, zamknąć gębę, nic nie komentować nic się nie odzywać i niczego nie chcieć. Wtedy tata nie będzie mi wypominał mojego kolejnego "wybryku", a mój facet niech jego prosi o pozwolenie czy mogę przyjechać czy nie. Szybciej mu się znudzi może.
Nie wiem, nie wiem czemu nie potrafię po prostu wziąć dupy w garść. Że jak już tu siedzę to siedzę, zająć się czymś. Zawsze umiałam znaleźć sobie zajęcie, bo w zasadzie zawsze byłam trochę aspołeczna, a tu nie umiem. Wszystko, dosłownie wszystko mi nie pasuję. Tak źle i tak niedobrze. Jedynie przy moim narzeczonym jestem szczęśliwa
Chciałabym już się poddać. Przyjąć stan rzeczy takim jaki jest i tak to zostawić. Przestać się miotać, analizować, miotać i miotać. Chciałabym żeby to już stało mi się obojętne.
Strony Poprzednia 1 2 3
Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź
Forum Kobiet » RELACJE Z PRZYJACIÓŁMI, RELACJE W RODZINIE » toksyczny ojciec?
Mapa strony - Archiwum | Regulamin | Polityka Prywatności
© www.netkobiety.pl 2007-2024