Mam problem z rodzicami - pomocy - Netkobiety.pl

Dołącz do Forum Kobiet Netkobiety.pl! To miejsce zostało stworzone dla pełnoletnich, aktywnych i wyjątkowych kobiet, właśnie takich jak Ty! Otrzymasz tutaj wsparcie oraz porady użytkowniczek forum! Zobacz jak wiele nas łączy ...

Szukasz darmowej porady, wsparcia ? Nie zwlekaj zarejestruj się !!!


Forum Kobiet » RELACJE Z PRZYJACIÓŁMI, RELACJE W RODZINIE » Mam problem z rodzicami - pomocy

Strony 1 2 3 10 Następna

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Posty [ 1 do 65 z 637 ]

Temat: Mam problem z rodzicami - pomocy

Dzień dobry, mam do opisania swoją historię, bardzo długą historię (za co przepraszam). Nie mam się komu wyżalić, nie mam gdzie szukać pomocy i wsparcia, a na psychologa mnie nie stać (w moim małym mieście tylko prywatnie). Mam problem natury psychologicznej, to pewne, a może po prostu jestem głupia i ktoś mi to tutaj napisze? Przeczuwam ostre słowa, ale może to i lepiej... Jeśli ktoś się zdecyduje przeczytać, ogromnie już teraz dziękuję...

Mam 29 lat. Ale czuję się jak 9-latka. Jestem też jedynaczką. Kochaną córeczką rodziców. Trzymaną zawsze pod kloszem, częściowo z racji tego, że od dziecka choruję na serce. Uczyłam się wzorowo, zawsze grzeczna, ułożona. Żadnych imprez, wyjść ze znajomymi. Taki odludek... Nigdy oficjalnie żadnego chłopaka. Pięć lat temu poznałam przypadkowo przez internet pewnego chłopaka. Brzmi banalnie. Nie, nie szukałam nikogo, przypadkowo nawiązaliśmy dyskusję. Po 2 miesiącach już się spotkaliśmy, bo rozmawiało nam się świetnie. Nie było to proste, on mieszka 500 km dalej. Ja, pomimo tego, że właśnie broniłam pracę magisterską, nie potrafiłam powiedzieć rodzicom "poznałam kogoś, umówiłam się". Żałosne, wiem. W wielkiej konspiracji, okłamałam, że wychodzę na spotkanie z koleżanką. Wróciłam do domu, on do hotelu... Tak to się zaczęło. Spotykaliśmy się rzadko, z racji tej odległości. Przyjeżdżał do mnie, a ja czułam się naprawdę kochana, pierwszy raz w życiu. Musiałam powiedzieć prawdę rodzicom, że to nie było spotkanie z koleżanką. Skończyło się ogromną awanturą... że okłamałam, że nie można mi ufać, że on ma na mnie zły wpływ w takim razie (to nieprawda, cały czas mnie wspierał i doradzał jak pokojowo przekonać rodziców do tego związku, ale bezskutecznie). Do tej pory mam wypominane, że już ufać mi nie można. No może i tak. Nigdy nie spotkaliśmy się u mnie w domu... Przyjeżdżał, spał w hotelu, nie zaprosiłam nawet na kawę do siebie. Nie mogłam. Rodzice się nie zgadzali, głównie mama. Bo: ma ponoć na mnie zły wpływ, zmieniłam się przez niego (bo poczułam się dorosła i kochana?), bo to za daleko etc. Wysłuchiwałam jaka to najgorsza córka jestem, że wręcz to zdrada rodziców, coś w stylu, że jestem puszczalska (bo wychodziłam z domu na cały dzień na miasto, do kawiarni itp.). Nigdy też do niego nie pojechałam. Może gdybym się zbuntowała... i postawiła na swoim, ale po 1 - nigdy otwarcie nie powiedziałam im: "kocham go, chcę z nim być" - nie wiem dlaczego, mam totalną blokadę, nie umiem się otworzyć, nie umiem przyznać, że jestem już dorosłą kobietą. To chyba mój główny problem. Częściowo to oni mnie wpychają w schemat małego dziecka, ale częściowo robię to też sama i na pewno nie z wygody czy czegoś podobnego. Nie wiem czemu, bo myślę sobie, to głupie, ale... "mamie będzie przykro, że jestem już duża i poczuje, że ją opuszczam". A ja nie chcę by jej było smutno przeze mnie. Ech. Wychodzę z założenia, że już lepiej, żeby było mi smutno. Tylko wcale nie jest mi z tym lepiej, jestem psychicznie wykończona... Nasz związek wytrwał 8 miesięcy. "Związek", bo wyglądało to jak wyglądało. Może gdyby mu bardziej zależało to by się starał dalej? Takie myśli miałam, ale w sumie go rozumiem, to było żałosne, chciałam "randkować jak pensjonarka", jak to ktoś mnie kiedyś podsumował.

Nie mogłam tego przeboleć, bo czułam się winna. Ciągle kochałam, szukałam z nim kontaktu. Zaczęłam się wykłócać z rodzicami, głównie z mamą, że to jej wina. Nasze relacje trochę się pogorszyły od tego czasu, mam do niej żal, a ona ciągle wypomina, że się zmieniłam przez niego, choć to krzywdząca dla niego opinia.

To nie jest tak, że chcę obgadywać moich rodziców. Ja ich bardzo kocham. Może aż za bardzo. Nieprzecięta pępowinka. Moja mama... jest porywcza i niesprawiedliwa w swoich osądach, ale myślę, że to wynika z kolei z jej problemów. Nie mogę powiedzieć, żeby była zła matką. Była i jest najlepszą mamą, naprawdę. Choć dostrzegam też jej wady... Ale próba rozmowy na ten temat, zwrócenia uwagi, kończy się awanturą i tym, że jestem najgorszą córką na świecie... Tata, jak to tata, nie przejmował się mną zbytnio, więc całe wychowywanie mnie spadło na nią. Zawsze się mną opiekowała, wiele dla mnie zrobiła, poświęciła. Trochę tak jest po dziś dzień, bo dla niej jestem nadal małą dziewczynką... Moi rodzice... Mój tata został oddany przez swoich rodziców, gdy miał roczek, bo jego siostra bliźniaczka była bardziej kochana. Mama... wychowywała się u rodziców, ale po 17 latach urodziła się młodsza córka i... już nigdy nie było tak jak być powinno. Jesteśmy zupełnie sami. Młodsza siostra mamy, dziadkowie... spiskują przeciwko nam, obgadują, źle życzą, niszczą moją mamę, nas. Mama bardzo źle to znosi psychicznie, dlatego rozumiem też ją trochę... Ponadto rodzice mają ogromne problemy finansowe, zdrowotne... i przez to też ciągle się kłócą, do tego stopnia, że boję się wychodzić z domu, zostawić ich samych, bo boję się, że sobie coś zrobią...

Ale to jeszcze nie koniec. Zerwał ze mną 4 lata temu. Rodzice tak naprawdę chyba się nie dowiedzieli, że byliśmy w związku, bo nigdy tego wprost nie powiedziałam. Myślą, że od tamtego czasu nie mamy kontaktu. To jednak nieprawda... Od 4 lat, ciągle się przyjaźnimy, utrzymujemy kontakt... Ba, średnio raz do roku nawet mnie do siebie zaprasza, tak na kilka dni, spędzamy miło czas - filmy, kino, wspólne gotowanie - zero związku. No i jednak nie można mi ufać... Ja nigdy nie oszukiwałam rodziców, nawet jako dziecko. Nigdy nie zapaliłam nawet jednego papierosa jako szczeniak, dla spróbowania (!), bo myślałam sobie "mamie by było przykro, że taka jestem". Nie zapaliłam do dziś dnia zresztą. smile Jak dostawałam złą ocenę w szkole, nie ukrywałam, od razu użalałam się mamie. Naprawdę byłyśmy blisko. Ale w tym temacie nie potrafiłam. Zresztą nie przeszłoby, że jeżdżę do chłopaka... sam na sam, mimo że jestem dorosła. Moi rodzice są jeszcze młodzi, dopiero 50 lat, ale... zasady mają gorsze niż moi dziadkowie. Zamieszkać bez ślubu? Wyjechać z chłopakiem? Mimo że 30 lat - nie wolno, bo to ladacznica! Więc musiałam kłamać... W tym samym mieście mieszka mój przyjaciel, też facet, ale wiecie w czym lepszy? W tym, że ma dziewczynę smile więc mnie nie zbałamuci, ani im mnie nie odbierze. Tych wyjazdów było raptem kilka, na 2-5 dni zawsze. Zawsze kończyło się i tak awanturą, że nie powinnam, bo "oni nie lubią jeździć po obcych, to ja też nie powinnam". Zawsze się boję jechać, bo boję się ich zostawić samych, że będą się kłócić, albo coś gorszego (choć niby nie jesteśmy patologią, nie ma pijaństwa, ale epitety i szarpania się zdarzają - są takim bardzo wybuchowym małżeństwem...kiedyś tak nie było, jak nie mieli tylu problemów. My wszyscy potrzebujemy psychoterapii - ja to widzę, ale mnie nie stać, ich też nie stać, ale tego też nie widzą u siebie). Jednocześnie mój były chłopak nie wie, że rodziców okłamuję, bo by chyba nie chciał mieć ze mną do czynienia więcej, skoro u mnie się w tym temacie nic nie zmieniło... Myśli, że rodzice wiedzą. Tak, TAK jestem beznadziejną kretynką, krętaczką, debilką, obłudną kłamczuchą. Mi też jest z tym źle, bardzo źle, bo nie jestem typem fałszywej osoby, która manipuluje wszystkim, kręci, oszukuje... choć wychodzi na to, że taka jednak się stałam. Ale tylko w tym jednym temacie. Nie jest mi też łatwo i nie widziałam żadnego innego wyjścia... chciałam jechać, zależało mi, nie chciałam tracić z nim kontaktu, musiałam coś wymyślić...

To nadal jeszcze nie wszystko. Ostatni raz byłam u niego 3 tygodnie temu. Było miło jak zawsze, choć odnosiłam wrażenie, że jakby trochę bardziej oschle. Tydzień po moim powrocie zdarzyło się coś dziwnego... zaproponował, żebym szukała u niego w mieście pracy i żebym się do niego wprowadziła. Tak, odkąd skończyłam studia, pracuję na umowy o dzieło, w domu, nie miałam jeszcze stałej pracy, bo w tej małej dziurze nic dla mnie nie ma, to też jest żałosne. Na początku traktowałam to z przymrużeniem oka, może żartuje, może tylko tak mówi, choć oczywiście wyraziłam swoją aprobatę (ja naprawdę bym tego chciała, ja mam nerwicę, stany depresyjne - tu w domu, choć jak rodzice się akurat nie kłócą to w domu jest fajnie i miło, ale mimo wszystko jestem nieszczęśliwa, bo czuję się samotna, niekochana i nie widzę dla siebie przyszłości, nie dbam o dobra materialne, chciałabym być po prostu kochana. U niego... wszystko sprawia mi radość, wspólne gotowanie, wspólne oglądanie filmu, spacer z psem, wszystko jest cudowne i piękne i wiem, że żyję - mimo że non stop myślę, czy rodzice się nie kłócą i średnio raz na godzinę jest od nich lub ode mnie do nich sms...). Tak więc... CHCĘ! Nie chcę roztrząsać tego, czy mnie kochał naprawdę, czy teraz mnie pokochał, albo czy pokocha. Nie wiem. Też się boję, bardzo się boję, choć robię sobie nadzieję, że skoro składa taką propozycję, skoro będą wiedzieć o tym jego rodzice, moi rodzice, to może coś z tego będzie... może jednak coś dla niego znaczę... ale nie o tym teraz najwięcej myślę. No bo jak? Jak to zrobić? Jak mogłabym zrobić to rodzicom? A jeśli coś im się stanie, jak zostaną sami? Jestem tak strasznie rozdarta...

I teraz już prawie koniec. Zaproponował termin (jeśli wcześniej nie znajdę pracy) - początek kwietnia. Że się pakuję, przyjeżdża po mnie i się wyprowadzam. No tak, bo on myśli, że rodzice wiedzą o jego istnieniu i nie będzie problemu... Nie mogę się przyznać, że go kolejny raz ukrywałam i kręciłam. Nie mogę powiedzieć też rodzicom, że ich oszukiwałam. Tak... jestem zakłamaną małą mendą, jestem debilem, który za swoje krętactwa poniesie teraz najwidoczniej brutalne konsekwencje. Nie mogę, bo stracę ich wszystkich, choć wiem, że powinnam się przyznać, ale ani on tego nie zrozumie, a rodzice... chyba wyklną. Nie wiem, czego oczekuję pisząc to tutaj, że ktoś wymyśli tutaj za mnie kłamstwo? No chyba nie, bo nikt mnie za to nie pochwali. Tak, chciałabym coś wykombinować dalej, jeszcze poukrywać, ale to bez sensu. No i też się nie da. Może po prostu chciałabym ten proces przeprowadzki, wydłużyć, jako proces, tak by było lżej rodzicom i mnie, a nie, tak jak on chce, że już i od razu. Przecież mogłabym pojechać do niego na 2 tygodnie, załóżmy, szukać pracy, potem wrócić tutaj, może nawet z nim, żeby rodzice w końcu go poznali.. Może gdyby wyznał mi miłość, miałabym więcej siły... Ale... on chce wszystko albo nic, od razu albo wcale, zawsze tak było, taki charakter, nieco trudny. On już też mi nie ufa i ja mu się nie dziwię. Do wszystkiego podchodzi sceptycznie, nawet dziś powiedział: "o ile serio myślisz o przeprowadzce...". Odbiegłam od tematu jednak, bo na to już akurat nikt wpływu nie ma. Mogę przyznać rodzicom, że kłamałam, mogę kombinować dalej i powiedzieć to później, mogę różne rzeczy... ale ja się chyba po prostu nie odważę przyznać, że jestem dorosła, że mogę kochać kogoś innego niż ich, że chce się wyprowadzić tak daleko, opuścić ich.. ani też nie odważę się, by byli sami... Tak, jestem na najlepszej drodze by przegrać swoje życie. Ja wszystko rozumiem, że jestem dorosła, oni też. Że mam prawo, a oni muszą się pogodzić. Że mogę trzasnąć drzwiami i nie muszę się prosić. Ale... nie umiem, nie umiem ich zranić, nie umiem się przyznać, wstydzę się, boję się, cierpię, trzęsę się, chyba jestem chora psychicznie po prostu.

Dlatego nie wiem, po co to wszystko napisałam i być może kogoś, kto dobrnął do tego momentu, zanudziłam, skoro ja z góry wiem, że nic nie zrobię, wiem, że to popsuję, zniszczę kolejny raz, ostatecznie, na zawsze, na własne życzenie i to będzie moja, a nie rodziców wina. Modlę się o jakiś cud, o sprzyjające okoliczności, cokolwiek. Ale po prostu to czuję, wiem, znam siebie, nie zbiorę w sobie tej odwagi, znów przegram swoje życie, bo kolejny raz mi tego nie wybaczy, to będzie koniec tej znajomości, koniec mojej szansy na lepsze życie, być może na miłość... Źle przeżyłam nasze rozstanie, pogłębienie nerwicy (biorę antydepresanty, tzn. właśnie odstawiam) i choroby serca, jeśli kolejny raz to popsuję wiem, że się załamię, nie wybaczę rodzicom, ani przede wszystkim sobie, zabiję się albo zwariuję i odejdę od zmysłów, jeśli ktoś mi nie pomoże, to tak to się skończy, a przecież nikt mi pomóc nie może i to mnie właśnie przeraża... Bo przecież wszystko w moich rękach i ode mnie wszystko zależy... Mogę mieć wszystko, czekałam na to 5 lat, a wszystko stracę...

Dziękuję każdej osobie, która przeczytała. To była żałosna historia, wiem, ale jak widać, nawet tacy głupi ludzie chodzą po tej planecie...

Zobacz podobne tematy :

2

Odp: Mam problem z rodzicami - pomocy

Dobrze, że kochasz swoich rodziców, że ich rozumiesz i solidaryzujesz się z nimi, ale  nie jesteś odpowiedzialna za nich i za ich problemy. Ty masz do przeżycia swoje własne życie. Masz typowe problemy jedynaczki, cała uwaga rodziców, zwłaszcza mamy, jak piszesz, jest skupiona na Tobie, obserwują każdy Twój krok, wyręczają w wielu sprawach, doradzają. Z jednej strony to może być męczące, a z drugiej wygodne. Na pewno robią to w dobrej wierze, ale decyzje o swoim życiu Ty musisz sama podejmować.
Czy uważasz, że dobrze znasz tego chłopaka? Czy przez te 4 lata nie miał innej dziewczyny? Wyjazd do niego może być ryzykowny, bo nie powiedział Ci jasno jakie ma plany wobec Ciebie, a Ty byłabyś zależna od niego.

3

Odp: Mam problem z rodzicami - pomocy

Nie radze uciekac od rodzicow w ramiona mezczyzny.obawiam sie tego ze nie jestes niezalezna albo ze on wykorzysta twoja sytuacje ze nie masz gdzie wrocic.
Wiem ze ciezko o prace ale dopoki jej nie masz to bedziesz dzieckiem i u faceta.
Pozdr

4

Odp: Mam problem z rodzicami - pomocy

Tobie chyba najbardziej brakuje akceptacji "własnych" decyzji przez swoich rodziców. Dorosła jesteś ale wiekiem - powiedz, czy zdarzało Ci się podejmować jakieś  ważniejsze decyzje - bez uprzedniej konsultacji z rodzicami?
Brak Ci samodzielności - szukać pracy, możesz w swoim domu, jest internet są telefony - do tej pory sama napisałaś wykonujesz zlecenia, a uważasz że wybierając się do tego chłopaka na 2 tygodnie - znajdziesz pracę tak od razu? To bardzo naiwne myślenie. Zresztą to też wygląda jak z deszczu pod rynnę - z wózka od rodziców próbujesz się przesiąść na balkonik u tego chłopaka. Czy Ty kiedykolwiek siadłaś z rodzicami i porozmawiałaś na temat Twojego życia? Zapytałaś się wprost jak wygląda ich wizja Twojego życia i przedstawiłaś im swoje oczekiwania?  Oboje wyrządzacie sobie krzywdę , z drugiej strony jeśli nigdy rodzice nie usłyszeli od Ciebie słowa sprzeciwu, Twojego własnego zdania - skąd mają wiedzieć, że obecny stan jest zły?

5

Odp: Mam problem z rodzicami - pomocy

Matka chce Cię zatrzymać przy sobie i karze Cię poczuciem winy za każdą "niesubordynację", którą jest w jej mniemaniu posiadanie normalnego, w Twoim wieku, życia.
To nie jest normalne, że Ty się czujesz odpowiedzialna za to jak ona się czuje. Ona też ma wolny wybór i jeśli jesteś dla niej ważna, powinna umieć zaakceptować to, że nie jesteś już dzieckiem i masz potrzeby dorosłej osoby.
Spójrz na to z tej strony: to ona dłużej żyła na tym świecie, ona jest rodzicem i ona powinna być wsparciem dla Ciebie, a nie na odwrót.
Nie jest Twoją odpowiedzialnością jak rodzice odnoszą się do siebie. Nie jest i nigdy nie było. Masz typowy problem dziecka kochanego warunkowo: jest dobrze jak robisz to, czego się od Ciebie oczekuje, ale jeśli wychodzisz poza schemat, próbując np. zwyczajnie być szczęśliwą i nawiązać całkiem normalną relację z chłopakiem, zaczyna się jazda buldożerem po Tobie, po całości, po poczuciu własnej wartości, po podejmowanych wyborach i dostajesz taką dawkę poczucia winy, że odpuszczasz, byle już tylko się skończyło.
Jeśli chcesz normalnego życia, musisz odpuścić sobie odpowiedzialność za mamę i za rodziców ogólnie. To jest ich życie i to oni ponoszą odpowiedzialność za jego jakość. Ty masz swoje i odpowiedzialność za swoje.

Przyjrzałabym się tez obiektywnie Waszej dalszej rodzinie. Czy nie jest przypadkiem tak, że o tych wszystkich podłych knowaniach i spiskach wiesz tylko od mamy, bo Ci opowiadała, ale niczego sama nie widziałaś? Czy nie jesteś osobą nastawianą przez matkę przeciwko rodzinie?

6 Ostatnio edytowany przez lena812 (2015-01-26 13:30:23)

Odp: Mam problem z rodzicami - pomocy

autorko czy to nie twój poprzedni wątek?
http://www.netkobiety.pl/t79358.html

7 Ostatnio edytowany przez moje_glupie_ja (2015-01-26 13:40:16)

Odp: Mam problem z rodzicami - pomocy

Dziękuję pięknie wszystkim za odpowiedzi, że chciało się Wam w ogóle przeczytać. Każda opinia jest dla mnie ważna. Choć myślę sobie, że po co truję obcym ludziom, skoro i tak wiadomo, że się nie przełamię. Chyba że zdarzy się cud i gdy nadejdzie ten magiczny kwiecień, gdy zobaczę, że stawiam wszystko na jedną kartę i że stracę kolejny raz coś, na czym tak bardzo mi zależy... to może się odważę? Czytałam już kilka razy Wasze odpowiedzi i jeszcze trochę je poczytam, żeby wbijać sobie do głowy...

takiwiatr: nie miał dziewczyny, nie był w związku. Przez pewien okres czasu spotykał się z koleżanką z pracy, na gruncie koleżeńskim, chyba się wtedy zadłużył, ale ona go nie chciała. Wiem... też się tego boję. Ale jak nie zaryzykuję, to się nie przekonam i mogę kolejny raz żałować do końca życia. Znamy się chyba aż za dobrze. My mamy naprawdę od 5 lat intensywny kontakt internetowy. Intensywny i stały, od rana i do nocy, wiemy już o sobie chyba wszystko lub prawie wszystko. Kilka tych wypadów do niego też już było...

Mrok: zaczęłam nad tym myśleć intensywnie, po Twoim pytaniu, czy podejmowałam jakieś decyzje sama. No chyba faktycznie nie... Kierunek studiów wybrałam sama, uczelnię oraz to, że będę studiować dziennie i codziennie dojeżdżać do miasta obok. Ale w sumie to akceptowali. A co by było gdyby mieli inne zdanie? Fakt, robię zawsze to, co aprobują... Nigdy nie rozmawialiśmy szczerze na temat mojego życia. Oni traktują to tak jakbym była tu od zawsze i na zawsze. Ja nie mam też odwagi powiedzieć, co czuję i myślę, by nie sprawić im przykrości, szczególnie mamie. Czuję się jak mała dziewczynka, w taki schemat mnie wcielają i wcielam się też sama, zachowuję się jak nieporadne dziecko. Dopiero jak wyjeżdżam do niego, to tam czuję się w pełni dorosła, niezależna, odpowiadająca sama za siebie. Nie liczę też, że znajdę pracę w przeciągu 2 tygodni, źle się wyraziłam. To duże miasto, przeglądam już ogłoszenia, wysyłam CV, ale zero odzewu, nie będzie łatwo. Dlatego też pomyślałam, że można ułatwić to wszystkim... Dlaczego mam z dnia na dzień się spakować, zabrać wszystkie rzeczy i zniknąć definitywnie z chłopakiem, którego oni zobaczą pierwszy raz na oczy... Dlatego też pomyślałam, że mogłabym tam jeździć na jakiś czas, wówczas szukać intensywnie pracy, potem wrócić trochę do rodziców i on mógłby przyjechać, żeby lepiej go poznali. Tak mogłoby to wyglądać, póki nie znajdę tam stałej pracy, a pewnie takie szybkie to nie będzie... W międzyczasie, czy tutaj, czy u niego, mogłabym dorabiać swoimi zleceniami. Jestem w stanie się za nie utrzymać, płacę też kredyt studencki, nie byłabym na utrzymaniu tego chłopaka. Prawdę mówiąc, nawet pomagam trochę finansowo rodzicom... To naprawdę dość daleko, nie ma żadnego bezpośredniego połączenia, a podróż zajmuje 7-8h, gdy znajdę stałą pracę, nie będę mogła nawet często odwiedzić rodziców, więc na pewno byłoby im z tym ciężko....i rozumiem, i jest mi źle, że chcę im coś takiego zrobić.

Czarna Kotka: masz rację, to nie jest normalne, czuję się jak nienormalna... "Jazda buldożerem" - dokładnie. Straszne to było, co wtedy przechodziłam 5 lat temu, gdy on do mnie przyjeżdżał i byłam skłonna z tego wszystkiego rezygnować, byle w domu był spokój. Więc co by się działo teraz... To wszystko ważne decyzje życiowe, chciałabym mieć w tym wsparcie, porozmawiać otwarcie o tym, ale mam tylko kłody pod nogi. Dlatego jeżdżąc do niego, musiałam kłamać, że jeżdżę do przyjaciela i jego dziewczyny. Nie musiałam, ale robiłam to z wygody, żeby nie przechodzić tej potwornej jazdy. Moje poczucie wartości jest poniżej zera, czuję się za wszystko odpowiedzialna i winna. Z jednym tylko nie mogę się zgodzić, co do dziadków... Ja też to widzę, niestety tacy są. Takie drobne przykłady: nie jesteśmy zamożni, ale gdy już sobie coś kupimy (np. 10letni samochód), to jesteśmy krytykowani, obgadywani przez nich. Wszystkiego zazdroszczą, choć nie ma czego. Miałam 19 lat, gdy rodzice kupili mi pierwsze meble do mojego pokoju (miałam stare, jeszcze po mamie), dziadek robił nam awanturę, po co to kupiliśmy. Nic nie pomogą finansowo rodzicom, którzy mają naprawdę duże problemy, bo mama zrezygnowała z pracy, gdy zachorowałam na serce, wszystko utrzymuje tata, a wydajemy też dużo na lekarzy, na leki... Jednocześnie bardzo dużo pieniędzy dają swojej drugiej córce, która co by nie mówić, jest bogata. Zresztą, w rodzinie nie powinno chodzić o pieniądze. Nigdy nas nie zaprosili na święta, choć mieszkamy kilometr drogi od siebie. Mam 29 lat, a nigdy nie byłam u dziadków na wigilii... Ich młodsza córka, wraz ze swoim mężem, ciągle z nimi mieszka, niestety ona ma duży wpływ na to wszystko i buntuje dziadków... Za wszystko krytykują mamę i tatę, choć rodzice zawsze im pomagali, tata jeszcze przed ślubem pomagał budować dziadkowi dom. Są naprawdę wrogo do nas nastawieni, są po prostu toksyczni. I ja wiem, że to wszystko też ma wpływ na moją mamę. Ona jest z tym sama, ma tylko mnie, bo z tatą to raczej dobrze się nie układa też. Gdyby dziadkowie byli inni, gdyby relacje w rodzinie były inne, może mnie by też było lepiej. Kiedyś było inaczej. Mamy siostra jest ode mnie starsza o jedynie 7 lat. Gdy była dzieckiem jeszcze, moja mama miała fantastyczne relacje ze swoimi rodzicami. Niestety gdy siostra jej dorosła, była już nastolatką, wszystko zaczęło się psuć...

Przepraszam za rozpisanie się...

8 Ostatnio edytowany przez moje_glupie_ja (2015-01-26 13:51:28)

Odp: Mam problem z rodzicami - pomocy

lena812: tak, to mój smile nie mogłam go znaleźć i przypomnieć sobie na jaki adres mailowy założyłam konto, więc założyłam wczoraj nowe - przepraszam. Nawet miałam dopowiedzieć, że już się tu wpisywałam. Wtedy opisałam to w skrócie, nie chciałam się rozpisywać i napomniałam tylko o wyjeździe do "przyjaciela", czyli o takiej wersji jaka była dla rodziców. Bardzo mi pomogliście wtedy, bo jednak pojechałam, choć nie obyło się bez rozterek, płaczu, awantur, wyrzutów sumienia. Dziś nie żałuję, że pojechałam. Nie spodziewałam się, że ta historia będzie mieć taki ciąg dalszy, bardzo mnie on zaskoczył swoją propozycją... Może dlatego chciałabym też tę przeprowadzkę zrobić "na raty", by będąc tam na miejscu, przekonać się, jakie ma wobec mnie zamiary i jak to wszystko miałoby wyglądać. Tylko z nim nie będzie to takie proste, w myśl zasady: albo wszystko, albo nic; albo od razu, albo wcale. Ale z tym tematem to już musiałabym się wpisać w dziale porad sercowych... Co tu dużo mówić, boję się, ale też go kocham i jak nie spróbuję, nie przekonam się...

PS. uwielbiam to forum i ludzi za ich życzliwość i obiektywne spojrzenie z boku, dlatego wpisywałam się też tutaj 4 lata temu, gdy mnie rzucił... ale tego już kompletnie nie pamiętam pod jakim nickiem smile Wtedy padły pod moim adresem naprawdę ostre słowa, które ciężko było przyjąć, ale wiem, że usłyszałam całą prawdę i może przejrzałam na oczy. Ale było już za późno niestety. Dlatego tak bardzo bym chciała, żeby ktoś mnie postawił do pionu, nim znów będzie za późno... Nie mam żadnej przyjaciółki. Mam tylko tego jednego przyjaciela, ale on już o tej sprawie nie chce słuchać za bardzo. Na rodziców liczyć nie mogę... I jestem z tym sama... Tylko, co z tego, że czytam Wasze mądre wypowiedzi, które naprawdę rozumiem, ale nie umiem wcielić w życie.. Blokada całkowita - względem moich rodziców mam max 7 lat: "chłopaki są beee, ja będę zawsze z mamusią"... Żenada. Ale mama mi nie ułatwia, jak wyjeżdżam, nawet teraz ostatnio, to pisze mi w smsach, że pusto beze mnie w domu, że jej smutno, że trochę płacze. Ja wiem, że robi to uczciwie, nie manipuluje w tym momencie chyba, bo pisze to po fakcie, jak już jestem w pociągu, przed wyjazdem udaje nawet, że zachęca mnie do tej wyprawy. Ale mi też jest wtedy jeszcze bardziej smutno... sad

9 Ostatnio edytowany przez Nektarynka53 (2015-01-26 15:04:40)

Odp: Mam problem z rodzicami - pomocy

No oczywiście, że masz blokadę. To nic dziwnego, bo moim zdaniem nie masz WYRAŹNYCH planów/oczekiwań na przyszłość. Po prostu Twoje oczekiwania nie są tak silne, że z małymi problemami mogą iść na drugi plan. Twoją motywacją powinno być to, że Twoi rodzice niestety nie będą żyć wiecznie. Co zrobisz gdy odejdą, a Ty pozostaniesz z mentalnością małej dziewczynki?
A do chłopaka nie wyjeżdżaj w żadnym wypadku! Usamodzielnij się, to powinno być dla Ciebie teraz najważniejsze, bo tak ZAWSZE będziesz od kogoś zależna.

A i jeszcze jedno. Jeśli nabędziesz pewności Siebie oraz będziesz potrafiła przyjąć konsekwencje własnych czynów/wyborów to praktycznie każda wizja Twojej przyszłości będzie dla Ciebie osiągalna.

10

Odp: Mam problem z rodzicami - pomocy

Dziękuję Nektarynko za odpowiedź. Dałaś mi do myślenia... że nie mam wyraźnych oczekiwań, co do przyszłości? Zawsze mi się wydawało, że mam... założyć rodzinę, mieć męża, dzieci, pracę. No i on. Nikt inny tylko on. Nie chcę się wyprowadzić do niego tylko dlatego żeby uciec od rodziców. I nie wyprowadziłabym się też do nikogo innego. Tylko on. Wydawało mi się, że moje oczekiwania są bardzo konkretne... ale skoro tak łatwo się poddaję i rezygnuję, to może jednak nie są? sad

Pewności siebie i poczucia własnej wartości brakuje mi od dziecka, jest coraz gorzej z każdym kolejnym rokiem w sumie. Tutaj jej nie nabiorę w sumie...

11

Odp: Mam problem z rodzicami - pomocy
moje_glupie_ja napisał/a:

Dziękuję pięknie wszystkim za odpowiedzi, że chciało się Wam w ogóle przeczytać. Każda opinia jest dla mnie ważna. Choć myślę sobie, że po co truję obcym ludziom, skoro i tak wiadomo, że się nie przełamię. Chyba że zdarzy się cud i gdy nadejdzie ten magiczny kwiecień, gdy zobaczę, że stawiam wszystko na jedną kartę i że stracę kolejny raz coś, na czym tak bardzo mi zależy... to może się odważę? Czytałam już kilka razy Wasze odpowiedzi i jeszcze trochę je poczytam, żeby wbijać sobie do głowy...

takiwiatr: nie miał dziewczyny, nie był w związku. Przez pewien okres czasu spotykał się z koleżanką z pracy, na gruncie koleżeńskim, chyba się wtedy zadłużył, ale ona go nie chciała. Wiem... też się tego boję. Ale jak nie zaryzykuję, to się nie przekonam i mogę kolejny raz żałować do końca życia. Znamy się chyba aż za dobrze. My mamy naprawdę od 5 lat intensywny kontakt internetowy. Intensywny i stały, od rana i do nocy, wiemy już o sobie chyba wszystko lub prawie wszystko. Kilka tych wypadów do niego też już było...

Mrok: zaczęłam nad tym myśleć intensywnie, po Twoim pytaniu, czy podejmowałam jakieś decyzje sama. No chyba faktycznie nie... Kierunek studiów wybrałam sama, uczelnię oraz to, że będę studiować dziennie i codziennie dojeżdżać do miasta obok. Ale w sumie to akceptowali. A co by było gdyby mieli inne zdanie? Fakt, robię zawsze to, co aprobują... Nigdy nie rozmawialiśmy szczerze na temat mojego życia. Oni traktują to tak jakbym była tu od zawsze i na zawsze. Ja nie mam też odwagi powiedzieć, co czuję i myślę, by nie sprawić im przykrości, szczególnie mamie. Czuję się jak mała dziewczynka, w taki schemat mnie wcielają i wcielam się też sama, zachowuję się jak nieporadne dziecko. Dopiero jak wyjeżdżam do niego, to tam czuję się w pełni dorosła, niezależna, odpowiadająca sama za siebie. Nie liczę też, że znajdę pracę w przeciągu 2 tygodni, źle się wyraziłam. To duże miasto, przeglądam już ogłoszenia, wysyłam CV, ale zero odzewu, nie będzie łatwo. Dlatego też pomyślałam, że można ułatwić to wszystkim... Dlaczego mam z dnia na dzień się spakować, zabrać wszystkie rzeczy i zniknąć definitywnie z chłopakiem, którego oni zobaczą pierwszy raz na oczy... Dlatego też pomyślałam, że mogłabym tam jeździć na jakiś czas, wówczas szukać intensywnie pracy, potem wrócić trochę do rodziców i on mógłby przyjechać, żeby lepiej go poznali. Tak mogłoby to wyglądać, póki nie znajdę tam stałej pracy, a pewnie takie szybkie to nie będzie... W międzyczasie, czy tutaj, czy u niego, mogłabym dorabiać swoimi zleceniami. Jestem w stanie się za nie utrzymać, płacę też kredyt studencki, nie byłabym na utrzymaniu tego chłopaka. Prawdę mówiąc, nawet pomagam trochę finansowo rodzicom... To naprawdę dość daleko, nie ma żadnego bezpośredniego połączenia, a podróż zajmuje 7-8h, gdy znajdę stałą pracę, nie będę mogła nawet często odwiedzić rodziców, więc na pewno byłoby im z tym ciężko....i rozumiem, i jest mi źle, że chcę im coś takiego zrobić.

Czarna Kotka: masz rację, to nie jest normalne, czuję się jak nienormalna... "Jazda buldożerem" - dokładnie. Straszne to było, co wtedy przechodziłam 5 lat temu, gdy on do mnie przyjeżdżał i byłam skłonna z tego wszystkiego rezygnować, byle w domu był spokój. Więc co by się działo teraz... To wszystko ważne decyzje życiowe, chciałabym mieć w tym wsparcie, porozmawiać otwarcie o tym, ale mam tylko kłody pod nogi. Dlatego jeżdżąc do niego, musiałam kłamać, że jeżdżę do przyjaciela i jego dziewczyny. Nie musiałam, ale robiłam to z wygody, żeby nie przechodzić tej potwornej jazdy. Moje poczucie wartości jest poniżej zera, czuję się za wszystko odpowiedzialna i winna. Z jednym tylko nie mogę się zgodzić, co do dziadków... Ja też to widzę, niestety tacy są. Takie drobne przykłady: nie jesteśmy zamożni, ale gdy już sobie coś kupimy (np. 10letni samochód), to jesteśmy krytykowani, obgadywani przez nich. Wszystkiego zazdroszczą, choć nie ma czego. Miałam 19 lat, gdy rodzice kupili mi pierwsze meble do mojego pokoju (miałam stare, jeszcze po mamie), dziadek robił nam awanturę, po co to kupiliśmy. Nic nie pomogą finansowo rodzicom, którzy mają naprawdę duże problemy, bo mama zrezygnowała z pracy, gdy zachorowałam na serce, wszystko utrzymuje tata, a wydajemy też dużo na lekarzy, na leki... Jednocześnie bardzo dużo pieniędzy dają swojej drugiej córce, która co by nie mówić, jest bogata. Zresztą, w rodzinie nie powinno chodzić o pieniądze. Nigdy nas nie zaprosili na święta, choć mieszkamy kilometr drogi od siebie. Mam 29 lat, a nigdy nie byłam u dziadków na wigilii... Ich młodsza córka, wraz ze swoim mężem, ciągle z nimi mieszka, niestety ona ma duży wpływ na to wszystko i buntuje dziadków... Za wszystko krytykują mamę i tatę, choć rodzice zawsze im pomagali, tata jeszcze przed ślubem pomagał budować dziadkowi dom. Są naprawdę wrogo do nas nastawieni, są po prostu toksyczni. I ja wiem, że to wszystko też ma wpływ na moją mamę. Ona jest z tym sama, ma tylko mnie, bo z tatą to raczej dobrze się nie układa też. Gdyby dziadkowie byli inni, gdyby relacje w rodzinie były inne, może mnie by też było lepiej. Kiedyś było inaczej. Mamy siostra jest ode mnie starsza o jedynie 7 lat. Gdy była dzieckiem jeszcze, moja mama miała fantastyczne relacje ze swoimi rodzicami. Niestety gdy siostra jej dorosła, była już nastolatką, wszystko zaczęło się psuć...

Przepraszam za rozpisanie się...

Ogólną sytuację rodzinną, jak jest między Wami a dziadkami i stryjami etc to nie ładowałbym do tego samego worka - bo to temat bez dna... i może ma znaczny wpływ na wszystko a może tak na prawdę znikomy.
Też jestem jedynakiem w dodatku pochodzącym z konserwatywnej rodziny katolickiej - czy to źle? Bynajmniej tak nie uważam, jednak wiem i sam doznałem na skórze co to znaczy być tym dzieckiem rodziców, być dzieckiem idealnym.
Zapewniam Cię, mieć własne zdanie i własne poglądy na daną sytuacje - nie jest równoznaczne, z rozgniewaniem czy zawiedzeniem rodziców - w mojej rodzinie, miałem podobne problemy jak u Ciebie i wynikały one przede wszystkim z nieumiejętnej komunikacji, obawiałem się że i tak nie zostanę zrozumiany/wysłuchany, nie przystępowałem do rozmowy bo i tak wiedziałem co mi na dany temat powiedzą jakie jest ich zdanie i dużo rzeczy robiłem za ich plecami - jednak po latach widzę, jak bardzo się myliłem, jak bardzo nie potrafiłem nawiązać komunikacji ani panować nad emocjami.
Wierz mi Twój problem nie jest wielkim problemem i nie jest nie do przeskoczenia - musisz tylko rozmawiać, mówić wprost o Twoich marzeniach, poglądach, oczekiwaniach, bez względu na to jak bardzo to odbiega od wizji Twoich rodziców - zapytaj się też wprost jak Oni widza Twoja przyszłość - pracę mieszkanie, męża, dzieci i kiedy?
Zwyczajnie musisz się nieco zbuntować i pokazać, że masz swoje zdanie, własne potrzeby i plany. Mając 29 lat to ciut późno, ale jeśli nie teraz to kiedy? Na tym forum jestem przekonany, ze nie dostaniesz złotej rady - gdzie Tobie uda się zrobić to co chcesz a rodzice nie będą o niczym wiedzieć. O swoje wszędzie trzeba walczyć, nawet w domu rodzinnym. Powiedz mi jeśli zakomunikujesz, że pakujesz się i jedziesz to co sie stanie?

12 Ostatnio edytowany przez moje_glupie_ja (2015-01-26 22:54:52)

Odp: Mam problem z rodzicami - pomocy

Mrok, masz wiele racji w tym, co piszesz (i tak na marginesie, nie znajdę złotej rady... niestety, ale jednak te odpowiedzi wszystkich dają do myślenia i dodają trochę siły, stąd szukam tutaj pomocy i za to DZIĘKUJĘ). Z tą komunikacją... z perspektywy czasu widzę, że popełniłam błąd, właśnie ja, nie rodzice. Gdybym wtedy 5 lat temu umiała powiedzieć prawdę i potrafiła przyznać, że jestem dorosła i kogoś pokochałam, dziś pewnie byłabym w innym punkcie. Nie wiem, czy nam by się wtedy udało. Może tak, a może też nie. Ale przez te 5 lat, rodzice mieliby szansę oswoić się z moją dorosłością, z tym, że z kimś się spotykam, do kogoś wyjeżdżam (bo przecież od razu wtedy bym się nie wyprowadzała). A tak... jeszcze bardziej przyzwyczaiłam ich do swojej stałej obecności, do mojego "bycia małym dzieckiem". Pogrążyłam się w kłamstwach, z których teraz nie wiem, jak wybrnąć sad

Teraz to bardzo nie w porządku, z dnia na dzień rzucić: "żegnajcie, wyprowadzam się daleko, dalekoooo". Co będzie, jeśli tak powiem... awantura? wyzwiska? wyrzucanie mnie z domu? (przy jakiejś awanturze mam zawsze mówione, że mam się już wyprowadzić, że ile można siedzieć z rodzicami, że stara panna już jestem itp. - tylko że to taka gadka w nerwach). To na pewno ze strony mamy... "jazda buldożerem". Nie wiem jak tata, na ogół się nie włącza, ale w tym przypadku jak będę miała się wyprowadzić, może się jednak włączyć i może być ostro... Mogą być rękoczyny... bo niestety jak już się nakręcę, to nie potrafię spokojnie i... pyskuję, albo raczej po prostu bronię swoich racji, a że inaczej w tym domu nie można... Ja bym bardzo chciała porozmawiać szczerze, uczciwie i otwarcie. Jak spytam jak to widzę, to stwierdzą, że ja się do tego nie nadaję, że jestem niezaradna, że sobie nie poradzę, że nie dam rady (ciągle to słyszę), że się na mnie zawiedli, że nie tak mnie wychowywali, żebym mieszkała bez ślubu z facetem, że się do mnie nie przyznają, wyrzekają itp. - tylko że to wszystko nie mówione na spokojnie, tylko wywrzeszczane. Tak więc... słabo to widzę, żeby mogło mi się to udać sad to chyba nie do przeskoczenia...

edit: ale jak przeczytałam jeszcze raz Twoją wypowiedź to znów poczułam siłę by...chociaż spróbować... rozmawiać... może tak za miesiąc... choć skończy się jak powyżej, w tym domu każdy potrzebuje psychoterapii, ech.
Dziękuję!

13

Odp: Mam problem z rodzicami - pomocy

Ciągle się nie wyprowadziłam sad najchętniej założyłabym nowy wątek, ale nie chcę zaśmiecać...

Bo tu już nie chodzi do kogo, choć chłopak, o którym pisałam cudownie się stara i nie wycofał się. Ale gdybym nawet miała się wyprowadzić do miasta obok, żeby podjąć stałą pracę, to nie wiem jak. sad Rodzice... kłócą się coraz mocniej, nie mogą na siebie patrzeć, a raczej mama na tatę. Tata prowokuje, bywa nieobliczalny i wygląda na niebezpiecznego. Wyzwiska, rękoczyny niemalże... ostatnio chyba by go udusiła, gdyby nie ja sad Wpadają w taki szał... Później mama płakała, że tego nie kontroluje już nawet, że tak ją wyprowadza z równowagi. Ale zrobić z tym nic nie zrobią, chociażby ze względów finansowych... A na co dzień tacy fajni ludzie... mama zawsze elegancka, tata dusza towarzystwa w pracy, uśmiechnięty do kolegów...

Ja tego nie przeskoczę, nie potrafię, wiem, że tak przegram swoje życie, ale co mam zrobić? sad Podczytuję forum, szukam podobnych historii... Ja wszystko rozumiem: oni mają swoje życie, a ja swoje; nie mogę za nich odpowiadać itp. Ale ja się panicznie boję, że stanie się nieszczęście, jak mnie nie będzie i mam przesłanki ku temu by tak myśleć sad Fakt, jak wyjeżdżałam na 3-5 dni to nic się nie stało, ale na stałe? No mogę, ale czy to uciszy moje sumienie w razie czego? Zresztą to nie chodzi o sumienie, ja ich kocham i nie chcę, żeby coś im się stało, w takim układzie czuję i chcę siedzieć w domu sad choć naprawdę marzę o normalnych rodzicach i normalnej swojej rodzinie... ale chyba nie będzie mi dane...

14

Odp: Mam problem z rodzicami - pomocy

Nadopiekuńcza córka? Chyba już najwyższy czas, żeby Twoi rodzice wydorośleli. A może właśnie Twoja obecność powoduje że nie mają hamulców, bo wiedzą, że w krytycznym momencie Ty wkroczysz do akcji? Weź swój los w swoje ręce, a rodzice muszą się usamodzielnić.

15

Odp: Mam problem z rodzicami - pomocy

Coś w tym jest. Tzn. nigdy tak na to nie patrzyłam, ale obiła mi się o uszy taka opinia przyjaciela, że jak wyjeżdżam i mnie nie ma w domu, to wtedy bardziej skupiają się myślami na tym co u mnie i jest w domu spokój. Z kolei mama raz powiedziała, że jak jest z tatą sama w domu to wtedy bardziej się kontroluje i się nie kłóci tak... Tylko martwi mnie jedno, że jak nie ma mnie krótko, to tak może być względnie lepiej między nimi. Ale jeśli się wyprowadzę naprawdę, to w końcu ten stan im spowszechnieje i wrócą do swoich awantur...

Dzięki za opinię smile

16

Odp: Mam problem z rodzicami - pomocy

Autorko!
Po pierwsze - nie przepraszaj wszystkich i za wszystko. Masz w sobie ogromna potrzebę kajania się i błagania o wybaczenie,  nienawidzisz siebie nawet za zbyt długi post. Uwierz mi - większość osób na tej planecie nie oczekuje od ciebie nieustannych przeprosin.

Twoje poczucie winy jest monstrualnych rozmiarów. Wzięłaś na siebie tak potężną odpowiedzialność (a raczej została ci ona włożona na plecy), że nie podejrzewam, abyś mogła ją unieść. Masz prawie 30 lat, ale emocjonalnie jesteś dzieckiem. Nie pozwolono ci dorosnąć, usamodzielnić się. Nie masz prawa podejmować własnych decyzji, rozwijać się, nawiązywać relacji. Rządzi tobą strach i poczucie winy. Gdybyś nie podała swojego wieku, to czytając twój pierwszy post, byłabym przekonana, że jest on autorstwa szesnastolatki, która trzęsie się ze strachu przed mamą, bo umówiła się z chłopakiem zamiast uczyć się z koleżanką.
Trzydziestoletnia kobieta nie musi pytać sie mamy, czy może wyjść z chłopakiem, nie boi się , że jej podłe kłamstwa wyjdą na jaw i stanie się tragedia, nie musi nikogo oszukiwać, ani nikomu sie tłumaczyć. Twoje ciało ma 30 lat, ale twoja emocjonalność jest na etapie dziecka.

Obserwujesz patologiczne, agresywne zachowania swoich rodziców i jesteś przekonana, że od ciebie zależy ich los. Uważasz, że jeśli będziesz niegrzeczna (celowo używam słowa charakterystycznego dla wieku dziecięcego) to stanie sie nieszczęście. Wpadasz w pułapkę nieustannego kontrolowania rzeczywistości. To ci ciąży, ale tez cię uspokaja, bo masz poczucie wpływu na sytuację. Tylko , że jest to fałszywe spostrzeżenie. Na tym etapie nie masz żadnego wpływu niestety. Jesteś jak dziecko alkoholika, które myśli, że tata pije przez niego i bardzo chciałoby się poprawić, ulepszyć, ogarnąć sytuacje, posprzątać po słabym i chorym rodzicu. Jeśli to nieszczęście, o którym tak intensywnie myślisz ma sie wydarzyć, to sie wydarzy bez względu na to czy będziesz  wtedy w domu, czy na potajemnej schadzce z chłopakiem. 

Moja droga, sytuacja twoja jest nie do pozazdroszczenia, to fakt ,ale pamiętaj, że możesz odzyskać kontrolę nad swoim życiem (swoim, nie rodziców). Proszę, pomyśl o zorganizowaniu dla siebie jakiejkolwiek fachowej pomocy. Nie dasz rady sama. Absolutnie potrzebujesz terapii. Wiem, że to nie jest tania impreza, ale może NFZ? Spróbuj, powalcz. Zapisz się, nawet jeśli terminy będą odległe. Nie szukaj wymówek, szukaj rozwiązań, możliwości. Zobaczysz jak piękne jest życie, kiedy zaczniesz je obserwować stojąc na własnych nogach.

17

Odp: Mam problem z rodzicami - pomocy

Ehhh, ja nawet tych "obrzydliwych kłamstw" bym kłamstwami nie tytułowała... To są uniki. Nie obrzydliwe, ale zupełnie nie na miejscu, niepotrzebne, nieprzystające do rzeczywistości. 30-letnia kobieta te wszystkie rzeczy powinna po prostu, z czystym sumieniem, komunikować rodzicom - zamiast kręcić, kombinować, robić uniki jak kilkuletnie dziecko.

Czytałaś może książkę pt. "Toksyczni rodzice"? Przy tak wypaczonym światopoglądzie cudów ona nie zdziała, ale może jakieś światełko Ci się zaświeci?

18 Ostatnio edytowany przez moje_glupie_ja (2015-04-30 09:36:16)

Odp: Mam problem z rodzicami - pomocy

Dziękuję Wam za odpowiedzi smile to takie trochę rzucanie grochem o ścianę, bo teraz przyznaję im całkowitą słuszność, a gdy wyłączę komputer, wrócą moje lęki i stanowisko: "nie, ja im tego zrobić nie mogę". Teraz nie mogę faktycznie, bo za kilka dni będę mieć pewien zabieg, ale w połowie maja będę musiała podnieść próbę tej wyprowadzki, choć wiem, jakim zmieszaniem z błotem się to skończy... jaką awanturą, szantażami, czasem myślę, że łatwiej byłoby nie doczekać tego momentu sad

MamaMamusia,
podpisuję się pod każdym Twoim słowem. Ja to wszystko wiem i rozumiem chyba nawet, ale gdy dopada mnie ten lęk, przeważają jednak myśli, że nie powinnam, że moja wina, że jestem niewdzięczna. Bo to ciągle słyszę... Czuję się jak 16latka, sama się tak czuję i tak postępuję, wszyscy mnie tak też traktują. Nie wiem, z czego to wynika, ale to się chyba też przekłada na moją zewnętrzność. Fakt, maluję się zawsze, ale dość delikatnie, jestem chudzielcem, więc o kształtach kobiecych mogę pomarzyć, ale bez przesady, mimo wszystko mam 29 lat, a jednak ciągle u lekarzy, w urzędach wszyscy odnoszą się do mnie "na Ty", ludzie w kolejce mówią "ta dziewczynka jest ostatnia w kolejce" itp. itd. Już chyba sama nie wiem, kim jestem sad Dorosła się tylko czuję, gdy jadę do niego. Wtedy jestem zdana sama na siebie i czuję się dorosła.

Na kilka miesięcy przed Jego poznaniem, jeszcze na studiach, z powodu silnej nerwicy lękowej trafiłam do psychologa (na skierowanie, na NFZ), do pobliskiego miasta, u nas nie było i nie ma. Byłam tylko na jednej wizycie i choć jeszcze nie było mowy o żadnym chłopaku, pani psycholog stwierdziła, że wszystko wina rodziców, że trzymają mnie pod kloszem i będziemy nad tym pracować. Niestety wizyty miały być raz w tygodniu i rodziców nie było stać na dojazdy... Teraz ta przychodnia już nie ma kontraktu z NFZ. Gdybym się wyprowadziła... To duże miasto, może tam...


vinnga,
uniki... to prawda, a mama przy każdej sytuacji mi wyrzuca, że jestem kłamczuchą (a tak naprawdę na razie wie tylko o tym jednym kłamstwie, 5 lat temu), że nie można mi ufać, że jestem krętacz, że jestem niewdzięczna, bo ona wszystko dla mnie zawsze, a ja okłamuję i że przez tego chłopaka się zmieniłam. Ehh. Nie czytałam tej książki jeszcze, choć była mi polecana. Chyba będę musiała się za nią wziąć.

Dziękuję Wam bardzo i znów mam ochotę przeprosić za rozpisanie się. smile

19

Odp: Mam problem z rodzicami - pomocy
moje_glupie_ja napisał/a:

( Dorosła się tylko czuję, gdy jadę do niego. Wtedy jestem zdana sama na siebie i czuję się dorosła.

no jasne, bo to jest jedyna relacja, która stworzyłaś sama. Pachnie od niej samodzielnością, za którą tęsknisz. Nie wiem co tak naprawdę jest między wami, bo piszesz o tym trochę enigmatycznie. Wydaje mi sie jednak, że pociąga cie w tej sytuacji przede wszystkim możliwość odkrycia nowego świata. to jest świat ludzi dorosłych, pełny odpowiedzialności za siebie, błędów, konsekwencji, niezależności, świat w którym nie musisz tłumaczyć się mamie z każdej randki i nie jesteś traktowana jak kilkulatek. chciałabyś tam wejść, ale jednocześnie jako emocjonalne dziecko boisz się, że nie poradzisz sobie bez maminej spódnicy . Myślisz sobie - co to będzie , jak ja sobie dam radę, no i ...kto poniesie ma plecach moich biednych rodziców..
to pewnie nie wiele zmieni, ale powiem ci coś - twoja mam cie oszukuje, manipuluje tobą, wykorzystuje cię. Uzależniła cie od siebie i nie chce cie puścić. Poczucie winy i strach zostały ci zaszczepione, tylko że to nie jest prawda ani o tobie ani o życiu w ogóle.

proponuje ci takie małe ćwiczenie na początek, żebyś zobaczyła, że świat nie zawali sie gdy nie będziesz zawsze taka grzeczna. Kiedy następnym razem urzędnik lub lekarz zwróci się do ciebie po imieniu spróbuj powiedzieć takie zdanie - "przepraszam, ale nie przypominam sobie żebyśmy przechodzili na ty". Masz 29 lat, nie jesteś juz dzieckiem. zostałaś bardzo skrzywdzona i musisz nad soba pracować, ale masz prawo być kobietą (nie dziewczynką), trzydziestoletnią babą , marudną i z fochami, z zespołem napięcia przedmiesiączkowego i z ochota na seks. Mimo tego, że twoja mam traktuje cie jak krnąbrną nastolatkę i że tak się własnie czujesz, to prawda jest taka, że masz prawo dorosnąć.

nie zrezygnuje z namawiania cie na terapię. Znajdź w sobie odrobinę determinacji do walki. Poszukaj możliwości. Może sama możesz zarobić trochę pieniędzy, choćby na te dojazdy. nie pytaj o zdanie mamy i nie proś jej o pomoc.Spróbuj, zasługujesz na to.

Miałaś ochotę przeprosić za rozpisanie się, ale jednak tego nie zrobiłaś...może to malutki kroczek do przodu smile

20

Odp: Mam problem z rodzicami - pomocy

Uzmyslow sobie Autorko, co sie z Toba stanie, kiedy rodzicow nie bedzie. Chcesz byc stara, zgorzkniala kobieta, ktora cale zycie bala sie... zyc?

21 Ostatnio edytowany przez Czarna Kotka (2015-04-30 16:02:20)

Odp: Mam problem z rodzicami - pomocy

Napisałaś:
"Nie mogę powiedzieć, żeby była zła matką. Była i jest najlepszą mamą, naprawdę"
Tylko że właśnie nie jest dobrą matką.
JEST złą matką. Nie piszę na razie o ojcu, bo i Ty o nim piszesz mało, podejrzewam że jest pod pantoflem matki i ma niewiele do gadania.
Jest złą matką, bo zablokowała Twój rozwój emocjonalny - w tej chwili jesteś jakieś 15 lat do tyłu w stosunku do rówieśników.

1 5   l a t.

Jest złą matką, bo traktuje swoje dziecko - Ciebie - jak maszynkę do spełniania własnych potrzeb emocjonalnych.
Ty nie masz mieć własnego życia i być szczęśliwa, Ty masz robić co mamusia każe, bo inaczej mamusia będzie nieszczęśliwa.
A mamusia potrzebuje mieć Cię pod kontrolą, bo inaczej nie czuje się bezpieczna. Twoja niezależność JEJ zagraża. Nie wiem czy dociera do Ciebie jak chora to jest sytuacja - zdrowy człowiek czerpie poczucie bezpieczeństwa w życiu z samego siebie, z wiary we własne możliwości, a nie z podporządkowywania sobie innych.
Twoja matka zabiera Ci to, co najcenniejsze w życiu. Bez najmniejszej refleksji. Jej się należy. Ona ma dostać to, czego potrzebuje (Twoje podporządkowanie) Ty masz się dostosować do tego, że jej się należy, bo tak naprawdę Ty się nie liczysz. Ona się liczy.
Walcz o siebie, dziewczyno, kobieto!, bez walki tylko zwiększysz swój 15-letni debet.

22

Odp: Mam problem z rodzicami - pomocy

Dziękuję za odpowiedzi! Chciałabym coś więcej odpisać, ale ciężko mi zebrać myśli, bo w domu toczy się właśnie awantura sad

MamaMamusia,
trafiasz zawsze w samo sedno. Tzn. ja wiem, że kierują mną uczucia. Mam przyjaciela, chłopak, znamy się od dzieciaka, żadnych podtekstów, ja ciągle zakochana w swoim smile on już kilka związków. Pomaga mi zawsze jak starszy brat. Od 2 lat już oferuje, żebyśmy się wyprowadzili do innego miasta i poszukali pracy, w sensie razem wynajęli mieszkanie, każdy swój pokój + jeszcze jakaś trzecia osoba z ogłoszenia. Gdybym chciała się tylko stąd wyrwać, to bym mogła już z tej propozycji skorzystać. Ale nie chcę. Chcę do TAMTEGO smile ale oczywiście skłamałabym, gdybym powiedziała, że nie imponuje mi (jak to 16-latce) wizja dorosłego życia, w dużym mieście. Dla mnie marzeniem jest wszystko, wyobrażam sobie jak gotuję ukochanemu mężczyźnie obiad, jak sprzątam, jak jedziemy w sobotę na zakupy do marketu. Ot, taka proza życia. Wiem, głupie marzenia smile Tak bardzo bym chciała...
A z ćwiczeniem spróbuję smile choć jestem nieśmiała i bez odwagi, będzie ciężko...

Beyondblackie,
dosadnie... ale często właśnie o tym myślę sad

Czarna Kotka,
aż mi przykro, że to, co piszesz, może być prawdą sad Mam nadzieję, że może mama chociaż nie do końca to świadomie robi? Myślę, że za jej postępowanie odpowiadają częściowo dziadkowie... i właśnie tata. Mama nie ma z nim łatwego życia. Cóż tata, niby spokojnie siedzi, niby mama zaczyna awantury, ale on je prowokuje najczęściej. Bywa niesympatyczny dla nas, a dla kolegów zawsze uśmiechnięty. Narobił długów i nic sobie z tego nie robi, ode mnie wyciąga kasę, zero odpowiedzialności. Myślę, że duża przyczyna tkwi też w nim, ale co zrobimy? Nie zmieni się go sad Taki jest, to mój ojciec, kocham go i przykro mi jak mama go bluzga, ale równie często przykro mi jak mama płacze przez niego i wcale nie bez powodu.
Ale ogólnie z całą wypowiedzią się zgadzam, na to wygląda... Mnie też boli, że mama patrzy tylko na siebie, że 5 lat temu, choć skończyłam już studia i wychodziłam tylko na miasto z chłopakiem, ona mówiła: "ja Ci tak nie robię! co jak bym ja sobie z facetem jakimś wychodziła na miasto i zostawiała na cały dzień?". Dla mnie ten typ rozumowania jest niepojęty, nie potrafię nawet skomentować...
Nie chcę już powiększać tego debetu, naprawdę pod koniec maja chciałam próbować z wyprowadzką, ale na chwilę obecną, ta sytuacja finansowa, choroby, problemy, nic mi nie pomaga... sad

Jednak się rozpisałam, eh...

23 Ostatnio edytowany przez MamaMamusia (2015-05-01 13:50:17)

Odp: Mam problem z rodzicami - pomocy
moje_glupie_ja napisał/a:

Dla mnie marzeniem jest wszystko, wyobrażam sobie jak gotuję ukochanemu mężczyźnie obiad, jak sprzątam, jak jedziemy w sobotę na zakupy do marketu. Ot, taka proza życia. Wiem, głupie marzenia smile

Dlaczego głupie? normalne raczej...Większość ludzi marzy o tym, żeby mieć poukładane życie osobiste, spokojną rzeczywistość wokół siebie. Tylko, że ty myślisz o sobie jak o kimś beznadziejnym , nie widzisz w sobie wartości, więc nawet twoje własne marzenia ci sie nie podobają

W ostatnim poście wpadasz mocno w ton usprawiedliwiający. znalazłaś winnego, jest nim ojciec. Matka jest ok, wszystko przez tatę. Powiedz mi tylko, czy twoja mama była w jakikolwiek sposób zmuszana do bycia z ojcem?Czy ktoś ją przywiązał do niego łańcuchem?
Twoja mama jest słaba i dlatego uwiesiła się na tobie. nie umie sama kierować swoim życiem więc nie na rękę jest jej twoja niezależność. Manipuluje tobą, niszczy cię, bo twoja słabość dodaje jej sił, sprawia że sprawuje kontrolę, ma wpływ na czyjeś życie, bo nad swoim nigdy nie panowała. nie pomożesz jej pozwalając na kontynuacje tej relacji w ten patologiczny sposób. Paradoksalnie - zostawiając ją samej sobie dasz jej szansę na stanięcie na własnych nogach, na zmianę. Powtarzam jednak - jest to SZANSA,  a nie pewność że tak się stanie.

Zastanawiam sie tylko, na ile twoja ewentualna wyprowadzka jest świadomą decyzją, a na ile chęcią ucieczki. Obawiam się, że jeśli z marszu i bez uporzadkowania swoich emocji, wejdziesz w związek, to postawisz siebie w takiej samej pozycji jaką masz teraz i będziesz w relacji tą słabszą, winną, odpowiedzialną...będziesz nadal dzieckiem. Pomyśl, na razie tylko taki model stosunków międzyludzkich znasz, nie umiesz inaczej. Jeszcze raz apeluję do ciebie - rozważ podjęcie terapii.

24 Ostatnio edytowany przez moje_glupie_ja (2015-05-01 17:25:51)

Odp: Mam problem z rodzicami - pomocy

MamaMamusia,
wg Twojej "metryczki" z boku wynika, że jesteś tylko 4 lata ode mnie starsza... a czuję się jakby mówiła do mnie osoba 20 lat starsza (no ale w końcu mam te swoje 16 lat, wszystko się zgadza). Podziwiam mądrość życiową i dojrzałość! Coraz bardziej trafiasz w samo sedno. Prawda jest taka, że jak byłam z tym chłopakiem 5 lat temu w związku, to właśnie byłam na tej gorszej pozycji... ta, która zawsze była winna, ta, która przepraszała i pierwsza odzywała się po kłótni, ta, która po rozstaniu prosiła się o jeszcze jedną szansę. I tak to wyglądało przez całe 5 lat, on robił co chciał, szukał innej... a ja czułam się tą gorszą i czekałam. Teraz wyszedł z taką propozycją, ale nadal pozostaję tą gorszą i nie oszukujmy się - jeśli się do niego wprowadzę, na takiej pozycji będę już zawsze. Posmutniało mi się jeszcze bardziej, jak to sobie uświadomiłam, moje życie jest chyba przegrane na wszelkich frontach. Na terapię chętnie bym się udała, nie mam problemu z mówieniem o sobie... ale nie w tym mieście, naprawdę. A prywatnie... ja nie mam niestety stałego dochodu obecnie, jestem totalnie przegranym nieudacznikiem i taka jest prawda. sad

Nie chcę też zwalać winy tylko na tatę. Ja myślę, że każdy jest tu winien na swój sposób. I ja także. Też nie potrafiłam się nigdy postawić i odgrywam wiecznie pozę małego dziecka przed rodzicami. Mama, za każdym razem, gdy wyjeżdżałam, formułowała swój zarzut tak: "w domu odgrywasz dziecko bezradne, a tam jedziesz i jesteś dorosła i chyba całkiem dobrze sobie radzisz. To w końcu jesteś dzieckiem czy dorosła?". No właśnie. Ale jakoś nie umiem okazywać swojej dorosłości przy nich i wcale nie chodzi tylko o relacje damsko-męskie. Ja np. nie odbiorę przy nich telefonu, nie lubię w towarzystwie się przy nich się odzywać. Krępuje mnie to, wstydzę się przy nich, nie umiem tego wyjaśnić, ale tak jest... Już zaczynam przynudzać. wink Gdybym 5 lat temu odważyła się powiedzieć "mam chłopaka", moje życie dziś mogłoby wyglądać inaczej. Nie wprowadzałabym się wtedy od razu do niego, on jeszcze studiował przecież. Wszystko odbywałoby się stopniowo. Minęło 5 lat, a ja dalej tkwię w tym samym miejscu i dalej nie potrafię tego przyznać, ale jakimś cudem wyobrażam sobie, że z dnia na dzień poinformuję o wyprowadzce. To się nie uda... A chciałabym spróbować, po prostu. Nie biorę z nim ślubu, zawsze mogę po miesiącu tu wrócić, przecież by mnie przyjęli, no ale z moją cywilną odwagą...

25

Odp: Mam problem z rodzicami - pomocy
moje_glupie_ja napisał/a:

Czarna Kotka,
aż mi przykro, że to, co piszesz, może być prawdą sad Mam nadzieję, że może mama chociaż nie do końca to świadomie robi? Myślę, że za jej postępowanie odpowiadają częściowo dziadkowie... i właśnie tata. Mama nie ma z nim łatwego życia. Cóż tata, niby spokojnie siedzi, niby mama zaczyna awantury, ale on je prowokuje najczęściej. Bywa niesympatyczny dla nas, a dla kolegów zawsze uśmiechnięty. Narobił długów i nic sobie z tego nie robi, ode mnie wyciąga kasę, zero odpowiedzialności. Myślę, że duża przyczyna tkwi też w nim, ale co zrobimy? Nie zmieni się go sad Taki jest, to mój ojciec, kocham go i przykro mi jak mama go bluzga, ale równie często przykro mi jak mama płacze przez niego i wcale nie bez powodu.
Ale ogólnie z całą wypowiedzią się zgadzam, na to wygląda... Mnie też boli, że mama patrzy tylko na siebie, że 5 lat temu, choć skończyłam już studia i wychodziłam tylko na miasto z chłopakiem, ona mówiła: "ja Ci tak nie robię! co jak bym ja sobie z facetem jakimś wychodziła na miasto i zostawiała na cały dzień?". Dla mnie ten typ rozumowania jest niepojęty, nie potrafię nawet skomentować...
Nie chcę już powiększać tego debetu, naprawdę pod koniec maja chciałam próbować z wyprowadzką, ale na chwilę obecną, ta sytuacja finansowa, choroby, problemy, nic mi nie pomaga... sad

Nie sądzę żeby robiła to wszystko z premedytacją, ona też jest czyjąś ofiarą, ale mimo to Cię krzywdzi.
Jeśli utniesz komuś palec przez przypadek, a nie z premedytacją, to nie będzie znaczyć, ze palec będzie mniej ucięty.
Twoja matka nie dostaje wsparcia od ojca, więc Ty jesteś dla niej protezą partnera, którym powinien być ojciec.
Jesteś nią od lat. Tego się nie robi dziecku.
Odpowiedzialność za życie twojej matki należy do Twojej matki.  Powtórz trzy razy smile
Wyprowadzka jak najszybciej, oraz terapia.
Wpisz do wyszukiwarki hasło "wyuczona bezradność".

26

Odp: Mam problem z rodzicami - pomocy

Ja mam podobnie jak autorka postu, czuję się dzieckiem, bo mieszkam z rodzicami, oni nie chcą żebym miała dzieci, chcą tylko, żebym miała pracę i całe życie poświęciła karierze zawodowej, ale ja jestem wycofana społecznie i nawet nie szukam pracy, bo wiem że do niczego się nie nadaję i jestem nieudacznikiem.

27

Odp: Mam problem z rodzicami - pomocy

Nie jesteś. Z pewnością szczerze w to wierzysz, ale nie jesteś.
Praca byłaby dla Ciebie jednym z najlepszych rozwiązań.
Ty też poczytaj o wyuczonej bezradności.

28 Ostatnio edytowany przez moje_glupie_ja (2015-05-03 12:50:20)

Odp: Mam problem z rodzicami - pomocy

Czarna Kotka,
dziękuję, będę powtarzać aż do skutku. Ale niestety wszystko się zapętla jeszcze bardziej. sad

Wczoraj mama nawtykała tacie, tak że się popłakał. Obroniłam go, to wykłóciła się ze mną, ehh... nie, nie będę tego wszystkiego opisywać, ale to jest koszmar. sad I po takiej błahej kwestii już sobie wyobrażam jak straszna szopka będzie jak będę chciała się wyprowadzić. To się nie uda sad Jeszcze na domiar wszystkiego mam milion chorób. Czasami wolałabym się zabić, ale nie będę robić też szopki z tego na forum, bo wiadomo, że tego nie zrobię, bo jestem tchórzem. Lubię życie, tylko chciałabym by było inne...

nika05,
ja Cię rozumiem, mam gorzej tylko o tyle, że rodzice nawet nie chcą bym pracowała. Jak mówię, że chciałabym mieć stałą pracę (pracuję w domu jako freelancer), to mama krytykuje, że tylko kasa się dla mnie liczy, a powinna rodzina (czyli oni, bo przecież nie moja własna). Nie mam żadnych znajomych/przyjaciół. Jedynie "wirtualnych", z którymi często piszę. Poza wyjazdami raz na rok do tego chłopaka, od 5 lat ANI RAZU nie wyszłam z domu. Ani na kawę, ani do koleżanki, ani NIC. Nie mam koleżanek zresztą. Nawet nie jest mi z tym jakoś bardzo ciężko, nie jestem duszą towarzystwa. Ale chciałabym mieć partnera, kochać i być kochaną, chciałabym być z tym chłopakiem, ale jak wychodziłam 5 lat temu z domu, na cały dzień (bo jechał 600 km do mnie, więc inaczej nie wypadało), to byłam wyzywana od ladacznic, puszczalskich itp. Nie wiem, może ze mną jest coś nie tak, a z rodziców robię potworów. Tak poza tym jedynym aspektem przecież są dla mnie dobrzy, gdzie trzeba to zawiozą, co trzeba to zrobią itp.

Wiem, że powinnam się spakować i wyprowadzić, ale ze stanem konta 100 zł, 600 km... bez stałej pracy, ciężko. W dodatku mam milion chorób, z czego najgorszą jest poważna arytmia serca i to wszystko nie jest takie proste, że pakuję walizkę i w godzinę mnie nie ma... sad A rozmowa racjonalna, o moich potrzebach, że jestem dorosła, absolutnie nie wchodzi w grę, jak widać. Głupio wyszło, że opisuję to wszystko na forum i się żalę jak nastolatka...

29

Odp: Mam problem z rodzicami - pomocy

"Poza wyjazdami raz na rok do tego chłopaka, od 5 lat ANI RAZU nie wyszłam z domu. Ani na kawę, ani do koleżanki, ani NIC." Czy mamy rozumieć to zdanie dosłownie? Nie wychodzisz na zakupy, na spacery? Zmień najpierw to zanim zaczniesz planować coś radykalnego. A zwłaszcza, gdy rodzice się kłócą to może spacer dobrze by Ci zrobił. Niech oni wykrzyczą sobie wszystko sami, a jak skończą mogą dać Ci znać, że możesz już wracać. Może odnów jakieś dawne znajomości, pewnie masz jakieś koleżanki, tylko się z nimi nie spotykasz.

30

Odp: Mam problem z rodzicami - pomocy

To nie jest Twoja rola, żeby bronić ojca przed matką. Jest dorosły, ma język, niech się broni sam.
To nie jest Twój konflikt.
"Nie wiem, może ze mną jest coś nie tak, a z rodziców robię potworów". Owszem, jest z Tobą coś nie tak, ale nie dlatego, że krytykujesz rodziców, tylko dlatego, że jesteś przez nich aż tak bardzo spacyfikowana. Większość osób na Twoim miejscu, wychowywana przez takich rodziców, miałaby takie same problemy, więc nie obwiniaj siebie. Najlepiej w ogóle przestać myśleć o tym w kontekście winy, bo Twoi rodzice są jacy są też nie bez przyczyny, ich też ktoś skrzywił, podobnie pewnie jak dziadków itd. Toksyczne relacje są przekazywane z pokolenia na pokolenie razem z genami. Tylko Ty masz prawo, a nawet obowiązek bronic się przed tym. Nikt tego za Ciebie nie zrobi.
"Jak mówię, że chciałabym mieć stałą pracę (pracuję w domu jako freelancer), to mama krytykuje, że tylko kasa się dla mnie liczy, a powinna rodzina" - chore. Ona nie ma prawa żądać od Ciebie czegoś takiego. Znajdź tę pracę choćby nie wiem co, to jedna z najważniejszych rzeczy dla Ciebie teraz. Oprócz wyprowadzki i terapii.
Owszem, nie ma co ukrywać, że przy wyprowadzce będziesz musiała przejść swoje, ale pomyśl o tym, że po wyprowadzce, kiedy już emocje opadają, relacje rodziców z dziećmi są często o wiele lepsze niż przed. Tak było u mnie. Też miałam kontrolującą matkę (i nieodpowiedzialnego ojca), chociaż nie do tego stopnia, nigdy nie robiła mi wymówek o pracę itd. Też do któregoś momentu czułam się odpowiedzialna za to, żeby był spokój w domu i starałam się wyciszać kłótnie. Nie było tak, że któregoś dnia obudziłam się i stwierdziłam że to nie moja sprawa, raczej docierało to do mnie stopniowo. Ale dziś, po ponad 12 latach od wyprowadzki, widzę już to wszystko w szerszej perspektywie. Wyprowadzka i emocjonalne odcięcie się od toksycznych relacji moich rodziców (to nie to samo co zerwanie kontaktów, nigdy ich nie zerwałam) była najlepszą rzeczą, która mogłam zrobić.
Wiem jak trudne jest wyjście z tej wyuczonej bezradności, z tego utartego schematu polegania na innych i niewiary we własne siły. Ale kiedy to już zrobisz, będziesz sobie dziękować codziennie. Potraktuj te trudności, które spodziewasz się napotkać, jako coś przejściowego, nie jako punkt końcowy. Będziesz się z nimi borykać przez tylko przez jakiś czas. Wydają się straszniejsze niż naprawdę są, jak każdy lęk, który codziennie rozpracowujemy w naszych głowach. Najtrudniej jest w ogóle podejść i się za nie zabrać, natomiast kiedy już zaczniesz coś robić, będziesz w trakcie, wtedy okaże się, że jest coraz łatwiej.
Nawet jeśli matka nigdy nie przejrzy na oczy i cały czas będzie mieć pretensje o Twoją wyprowadzkę, to samodzielne życie da Ci inna perspektywę i będziesz na nią i na te jej pretensje patrzeć inaczej niż teraz. Będą budzić coraz mniej bólu, lęku i wyrzutów sumienia.
Walcz o siebie.

31

Odp: Mam problem z rodzicami - pomocy

Czarna Kotka,
dziękuję Ci i innym za zaangażowanie w temat. Słowa dodają siły smile Wszystko, co piszesz jest 100% prawdą. Moi rodzice, a zwłaszcza mama, zostali skrzywdzeni przez swoich rodziców. Zawsze mi się wydawało, że kobieta w jej wieku, mogłaby sobie odpuścić i nie przeżywać tak relacji z własnymi rodzicami. No ale jednak. W sumie dziś ją rozumiem. Dziadkowie poniżają ją na każdym kroku, faworyzując dużo młodszą córkę na każdym kroku. Chciałabym w tym pomóc mamie, ale przecież dziadków nie zmienię ani oni się już nie zmienią... Smutne to wszystko w gruncie rzeczy.

Jako ciekawostka, mama wczoraj, w całkowicie dobrym humorze, najpierw rzuciła (bo kilka dni temu i w każdej wcześniejszej kłótni, od jakiegoś czasu, mówię, że mam ich dość i się wyprowadzę), że "przecież chcesz się wyprowadzić". Później całkowicie na luzie mówiła, że to niezdrowe siedzieć ciągle z rodzicami. Że rodzic to zawsze rodzic i mimo że dziecko dorosłe, to będzie próbować się rządzić i wtrącać, a trzeba zobaczyć, jak to jest pożyć samemu, być odpowiedzialnym. Dosłownie WOW! Mama ma czasem takie przebłyski, zastanawiam się tylko, czy gdzieś jest haczyk. Mówi pewnie tylko tak, dlatego że zakłada, że nie mam dokąd i za co się wyprowadzić... Pięknie by było, gdyby miała taką postawę, jak mówi. Mnie się wydaje, że ona wszystko rozumie, ale emocje, ta miłość do mnie i chęć mnie zatrzymania biorą górę i woli zachować się nawet nieracjonalnie, byle mnie zatrzymać.

Jestem już praktycznie zdecydowana (z Waszą pomocą!), że powinnam to zrobić. Chłopak ten już poinformował o mojej przeprowadzce swoich rodziców, więc robi się niebezpiecznie poważnie... A ja, no... ja próbuję sobie wyobrazić jak mówię "mamo, tato, mam chłopaka". Mnie to przez usta nie przejdzie, prędzej wolałabym chyba zginąć. Pięć lat temu, spotykałam się z nim 8 miesięcy i przez usta mi nie przeszło, że to mój chłopak. Całkowita blokada. Jestem bardziej nienormalna niż relacje z moimi rodzicami. Taka prawda, że częściowo to wszystko ja robię. sad

takiwiatr,
wiem, że to brzmi strasznie, ale tak właśnie jest. Do sklepu wychodzę z mamą albo z tatą, albo z obojgiem. Jak się kłócą, nie potrafię wyjść, bo się boję, że coś się stanie...

32 Ostatnio edytowany przez MamaMamusia (2015-05-05 11:50:19)

Odp: Mam problem z rodzicami - pomocy
moje_glupie_ja napisał/a:

Dosłownie WOW! Mama ma czasem takie przebłyski, zastanawiam się tylko, czy gdzieś jest haczyk. Mówi pewnie tylko tak, dlatego że zakłada, że nie mam dokąd i za co się wyprowadzić... Pięknie by było, gdyby miała taką postawę, jak mówi.

Dlaczego byłoby pięknie? I co to realnie zmienia w twoim położeniu? Po co ci ten haczyk?
Wiesz o co chodzi...ty potrzebujesz błogosławieństwa, aprobaty. Wszystko uzależniasz od innych. Nie zrobisz nic, jeśli mama sie nie zgodzi. Od twojego ostatniego postu powiało optymizmem , bo mama miała "przebłysk" i być może wszystko się ułoży. Niestety (albo stety smile )tylko ty możesz dokonać pozytywnych zmian w swoim życiu. "Przebłysk" mamy nie ma nic do rzeczy bo wasza relacja jest chora. Jeśli nie oduczysz sie takiego sposobu myślenia, to przeniesiesz ten schemat do związku, który zamierzasz zbudować. Będziesz nieustannie wypatrywać aprobaty dla każdego swojego kroku, modlić sie o błogosławieństwo partnera w najdrobniejszej sprawie i drżeć ze strachu, że zaraz wybuchnie z twojej winy awantura. On stanie się twoją mamą, a ty nigdy nie dorośniesz...

Nie piszę ci tego aby cie zdołować, ale by zachęcić cię do pracy nad sobą. Nie jesteś nieudacznikiem. Masz ogromny potencjał i jesteś bardzo inteligentna. Jak już pisała moja przedmówczyni, schematy toksycznych relacji sa przekazywane z pokolenia na pokolenie, sa "prezentem " od przodków. Zobacz - prawdopodobnie jako pierwsza  z całego swojego rodu byłaś w stanie zauważyć problem.
Jesteś w rozsypce, co jest oczywiste, ale wyciągasz wnioski, obserwujesz, widzisz, a nie tylko patrzysz i to jest najważniejsze. Twój obecny stan , w którym pełno jest poczucie krzywdy i bezsilności, jest absolutnie normalny, jest ci wręcz potrzebny, to jest brama prowadząca do zmian. Jedyne czego ci brakuje, to narzędzie...którym jest terapia.
Bez względu na to co mówi mama, bez względu na to czy sie wyprowadzisz czy nie, bez względu na wszystko -  ZNAJDŹ PRACE!!! Nawet byle jaką, nawet poniżej swoich kompetencji...byleby tylko mieć pieniądze na prywatnego terapeutę, lub na dojazdy do terapeuty z NFZ.

I spróbuj raz jeden sie przełamać i podczas awantury rodziców WYJŚĆ Z DOMU. Zostaw ich na chwilę. Zobaczysz jak przyjemnie będzie się przekonać, że wszystkie ich nieszczęścia nie leżą w twoich rękach i że spacer lub samodzielne zakupy nie stanowią punktu zapalnego katastrofy.

33 Ostatnio edytowany przez Czarna Kotka (2015-05-06 16:35:06)

Odp: Mam problem z rodzicami - pomocy

Nie bardzo zrozumiałam, chcesz mieszkać z tym przyjacielem, czy z chłopakiem z którym wcześniej byłaś (i byłaś tam tą przepraszającą stroną)?
Z przyjacielem może Ci się udać, natomiast jeśli wyprowadzisz się z chłopakiem, zwłaszcza w sytuacji kiedy nie masz pracy i będziesz na jego utrzymaniu, to zamienisz mamę na chłopaka i tyle. Wciąż będziesz w pozycji osoby, która musi się poddawać, dostosowywać i przepraszać, zależnej od kogoś.

34 Ostatnio edytowany przez moje_glupie_ja (2015-05-11 12:10:39)

Odp: Mam problem z rodzicami - pomocy

Dziewczyny, DZIĘKUJĘ za Wasze odpowiedzi i przepraszam, że nie odpisałam, ale miałam ten zabieg, o którym wspominałam i dopiero dzisiaj jestem względnie do życia.

MamaMamusia,
chyba bym nawet chciała, żeby było tak, jak piszesz. Teraz miałam kilka dni cierpień fizycznych, mama była cały czas przy mnie i pomagała (tata olewał sprawę równo). Trochę nasze relacje się poprawiły, tym bardziej łapię wyrzuty sumienia, że tak oczerniałam... Wydaje mi się, że w tym jest wiele mojej winy, że to ja robię z siebie przed rodzicami małą, zagubioną dziewczynkę. Zachowuję się jak taka 16latka. Nie wiem, z czego to wynika, czy z wygody, czy z czegoś innego... Jestem coraz bardziej w tym wszystkim zagubiona. Ja jestem bardzo chorowitą osobą, wiele moi rodzice mieli i mają ze mną kłopotu. Kocham ich bardzo, jestem przywiązana, już sama nie wiem, czy chcę się wyprowadzać. Część mnie chce się wyprowadzić, bo go kocham, ale druga część chce tu zostać. Trzeba by mnie sklonować. sad

Czarna Kotka,
Przyjaciela szanuję, ale to zbyt mało, by było dla mnie bodźcem do wyprowadzki. Kocham tamtego chłopaka i to jedyny motyw może być. Pracuję jako freelancer, na podstawowe moje utrzymanie i swoje wydatki zarobiłabym, nie chcę być na jego utrzymaniu.


Zaś mam inny problem, z tą sytuacją, może ktoś mi coś doradzi? Bardzo proszę.
On już naciska coraz bardziej. Wczoraj ustalił ze mną wstępną datę, że za 3 tygodnie się przeprowadzam. Jest tylko taki problem, że chce po mnie przyjechać. Ja sobie wyobrażałam to trochę inaczej. Że najpierw pojadę do niego sama (na początek wystarczy przecież mi trochę ubrań), pobędę tam trochę, zobaczę jak nam się układa (do tej pory nie było żadnej deklaracji, żadnych wyznań, po prostu mam mieszkać na zasadach "współlokatorki", nie jesteśmy parą). Dopiero potem chciałam wrócić i ew. powiedzieć rodzicom o nim i o planowanej przeprowadzce. Wtedy też mógłby przyjechać. Nie wyobrażam sobie tego na chwilę obecną. Rodzice nie wiedzą, że mam z nim kontakt, nie znają go, przyjedzie jako kto? Kolega? I po prostu się do niego wyprowadzę? Naprawdę to dla mnie trudne. sad Poza tym wiem, że rodzicom będzie bardzo smutno, więc może powinniśmy to sami, w gronie najbliższych załatwić, po co dokładać im stresu. sad Próbowałam go wczoraj przekonać, że może tak by było lepiej, ale upiera się, że po mnie przyjedzie. Wyczuł chyba, że coś kręcę. Później zaczął drążyć temat mówiąc: "no chyba że już po 2-3 tygodniach będziesz tak tęsknić, że znów chcesz jechać" - jakby to było coś dziwnego? Mieszkam tu od 29 lat, to całe moje życie i będę za nim tęsknić, nie wyobrażam sobie nie jeździć często, zarówno dla mnie, jak i dla moich rodziców. Niestety, nie mogę liczyć na zrozumienie z jego strony w tym temacie, on ma całkiem wyluzowanych rodziców, choć sam jak się wyprowadzał z domu (raptem 3 ulice dalej), to mówił, że jego mama przeżywa to. Odwiedza rodziców codziennie, najdłużej co 2 dni. On ma strasznie nadwrażliwy charakter. Wszystko musi być od razu albo wcale; wszystko albo nic. Wiem, że to wszystko źle rokuje, że nie potrafię postawić na swoim jak zwykle. Chciałabym kiedyś popracować nad tym jak z nim postępować. Tymczasem, może ktoś doradzi jak załatwić tę przeprowadzkę po swojemu? Przepraszam, że tak truję, ale czuję się już strasznie z tym wszystkim, prędzej wyląduję na kardiologii. Czuję się tak podle wobec mamy, że to wszystko ukrywam, że najchętniej bym to wykrzyczała, wyrzuciła z siebie, a potem to już chyba wolałabym sobie palnąć w głowę. Co nie zrobię - kogoś skrzywdzę i ja sama też będę cierpieć. sad

35

Odp: Mam problem z rodzicami - pomocy

Przecież odpisałaś smile Nie ma obowiązku odpisywania natychmiast, każdy pisze kiedy ma czas, sposobność i ochotę.

Bardzo dobrze, że masz swoje pieniądze, to podstawa.
Widzisz teraz jesteś w pułapce, którą sama na siebie zastawiłaś ukrywając przed rodzicami i chłopakiem niektóre ważne fakty.
Nie potępiam Cię, rozumiem Twój lęk i szczerze powiedziawszy jest mi trudno doradzić cokolwiek, bo obawiam się, że bez terapii w związku z tym chłopakiem nie będziesz szczęśliwa.

36 Ostatnio edytowany przez moje_glupie_ja (2015-05-11 17:50:50)

Odp: Mam problem z rodzicami - pomocy

Wiem, czuję się jak w potrzasku, w pułapce, w matni, koszmar sad Powiedzenie każdemu, że jestem kłamczuchą to słabe rozwiązanie w obecnej sytuacji, bo nikt nie zrozumie mojego położenia, dlaczego to robiłam... Choć robiłam to z premedytacją, to jednak może nie jestem taka najgorsza, bo dręczą mnie wyrzuty... Już teraz przechodzę apogeum, jestem tak nerwowo nakręcona, że moje serce przeżywa już różne cuda, to się źle skończy dla mojego zdrowia i sama sobie będę winna.

Przyjaciel mi powiedział, że łatwiej będzie mi odkręcić to wszystko po niż teraz przed... Sama nie wiem... Ciągle błądzę myślami przy tym, żeby pociągnąć tak jak myślałam od początku, ale zupełnie nie wiem jak to zrobić, bo on upiera się na przyjazd, co też jest dla mnie niezrozumiałe, bo nic nie mamy między sobą wyjaśnione, jest to takie "nie wiadomo co" i on chce poznawać moich rodziców. Myślę, czy w ostateczności, jak nie pójdzie na udry, nie powiedzieć: "wprowadzam się do Ciebie na Twoich warunkach, bo to Twój dom, ale ze swojego domu wyprowadzam się na moich warunkach". Ale myślę, że się obrazi. Tylko czy tak nie powinno być? W końcu ja sama znam swoją rodzinę i wiem, jak będzie lepiej...

Chyba tego po prostu nie zrobię. Zostanę z rodzicami i będzie fajnie. Na razie, a co dalej z moim życiem to nie wiem. Z nim już będzie spalone, to oczywiste. Potem palnę sobie w głupie łeb, co ja narobiłam. Jestem beznadziejnym przypadkiem, powinni mnie zamknąć.

37

Odp: Mam problem z rodzicami - pomocy

Przyznanie się do błędów jest oczyszczające.
Czy przeprowadzisz się czy nie, pomyśl o terapii. Pomoże Ci, z kimkolwiek będziesz mieszkać.
I nie, nie jesteś beznadziejnym przypadkiem, daj sobie po prostu szansę. Postaw swoje dobro powyżej dobra innych - dla odmiany.

38

Odp: Mam problem z rodzicami - pomocy

Ja bym się chętnie przyznała, bo po prostu mnie to już przerasta... Ale on się na mnie obrazi i zerwie kontakt, rodzice... nie wiem, aż boję sobie wyobrazić ich reakcji. Będę próbować z tą terapią... bo tu nie chodzi tylko chyba o moje relacje z innymi, ale sama ze sobą też mam jakieś problemy, jak widać. Wypłakuję się na forum jakby ktoś miał się za mnie wyprowadzić albo ułożyć mi plan działania, ehh... Ale i tak bardzo mi pomagacie, dziękuję!

39

Odp: Mam problem z rodzicami - pomocy

nie uciekaj do chlopaka wszystko albo nic. bo moze cie z torbami wysadzic za drzwi.jak powie ze wy to "nic"
moze to taki typ,ktory lapie same słabe kobiety i wie ze cie moze omamic.
pora walczyc o wlasna dojrzalosc, moze zacznij wyjezdzac na biwaki, wracac o 23-1-3 w nocy i oswajaj z dorosloscia rodzicow.
potem poznasz kogos normalnego.
dla mnie to przesiadka z łódki na krę.
a nie na zaden statek.
pozdrawiam

40

Odp: Mam problem z rodzicami - pomocy

Dzięki nokiaaa za opinię. Trochę nie buduje to... myślałam, że go znam, ale w sumie... sad

41

Odp: Mam problem z rodzicami - pomocy

Ja bym nie poszla.
Lepiej stan na wlasne nogi.sama.

42 Ostatnio edytowany przez MamaMamusia (2015-05-12 10:57:26)

Odp: Mam problem z rodzicami - pomocy
moje_glupie_ja napisał/a:

Ale on się na mnie obrazi i zerwie kontakt, rodzice... nie wiem, aż boję sobie wyobrazić ich reakcji. !

Sama w świetny sposób opisujesz swoje schematy myślenia i działania. Najważniejsza jest dla ciebie reakcja innych. Musisz postępować tak żeby wszyscy byli zadowoleni, albo żeby chociaż nie było awantury. Dlaczego uważasz, że nie masz prawa do błędu? Czy naprawdę myślisz, że jesteś pierwsza osobą na tym świecie, która kogoś okłamała? choć to dla ciebie pewnie abstrakcja to powiem ci , że wcale nie musisz zostać rozgrzeszona i że bez wybaczenia też da się żyć. Tak, mama może zrobić ci niezłą jazdę. Tak, chłopak może sie obrazić i zerwać kontakt. Dorosły człowiek jest w stanie sobie z tym poradzić, przestraszone dziecko już nie...

Popatrz na to wszystko na chłodno, spróbuj na chwile stanąć z boku, bez emocji, bez szukania winnych. Uświadom sobie w pełni swoje położenie , stań w prawdzie i zaakceptuj ją .Twoja relacja z rodzicami jest chora, jesteś dorosłą kobietą z emocjonalnością dziecka, nie potrafisz na dzień dzisiejszy stworzyć zdrowego związku z kimkolwiek, nie masz takich możliwości. Uznaj, że w tej sytuacji NIE MA WINNYCH, że tak się po prostu czasem zdarza. Przygotuj się na zmiany i zacznij je realizować w sobie i tylko w sobie. Oczywiście , że nie dasz rady sama, ale zaczynasz już na szczęście rozważać terapię. Nie porzucaj tej myśli, pielęgnuj ją . Pomyśl a tym jak o priorytecie na chwile obecną.

Pisanie na forum jest dobre  ale nie zastąpi profesjonalnej pomocy. Sama widzisz, że w twoim wątku zaczyna działać efekt błędnego koła. Niby z wszystkimi sie zgadzasz, niby wszystko widzisz, ale bardzo sprawnie sabotujesz samą siebie. Ukrywasz sie za swoją wyuczona bezsilnością i rozkładasz ręce. Wygadanie się jest potrzebne podobnie jak wsparcie, ale to  niestety nie leczy. Jeśli ktoś choruje na cukrzycę to bardzo dobrze jeśli ma sie komu wygadać, popłakać na swoja chorobę, dostać wsparcie, tylko że to wszystko nie zastąpi zastrzyków z insuliny. Tobie tez samo pisanie  nie pomoże.

43 Ostatnio edytowany przez nokiaaa (2015-05-12 13:07:03)

Odp: Mam problem z rodzicami - pomocy

gdy mialam 18 lat i chcialam wyjsc z domu to wpierw:
-chodzilam na miasto z kolezanka i wracalam o 22
-poszlam na dyskoteke i wrocilam o 2 w nocy
-potem znalazlam chlopaka u ktorego zanocowalam
stopniowo ich oswajaj, nie wynos sie do jakiegos gagatka.
co rodzice zrobią?
beda krzyczec,plakac,obwiniac sie.
dziewczyno ja mam zwiazek w ktorym ktos tak robil 3 lata i postawilam sciane, nie mam nawet na podpaski. i zaczelam palic.ale bron samej siebie bo szkoda zycia.nie daj sie obwinic.
"mamo nie urodzilam po to, aby towarzyszyc ci az do smierci, mam wyjsc za maz, urodzic dziecko i zestarzec sie przy mezczyznie a nie przy tobie"
"jestem mloda, chce oddychac i zyc, pozwól mi u was w domu zyc bo bede musiala wyprowadzic sie a tego nie chce"
przypomina mi sie temat "mama i ja" na tym forum. pisala wyrodna corka, jak to mama 70 lat trzymala 50 latke w domu i gdy zjawił sie jakiś żigolak to ona od razu zostawila mame i do niego poleciala. i nie wypaliło i  tak. skonczyla z mamą w domu.temat wart lektury polecam.

44

Odp: Mam problem z rodzicami - pomocy

http://www.netkobiety.pl/t30490.html

proszę o niekasowanie tego linku, może autorka coś wyniesie z tego tematu. ze szkoda życia.
pozdrawiam

45

Odp: Mam problem z rodzicami - pomocy

MamaMamusia,
ale ja nie chcę, żeby się obraził i zerwał kontakt... Zależy mi na nim. Rozumiem, że źle postąpiłam, ale to były uniki, tak jak ktoś tutaj to określił. Nie robiłam czegoś przeciwko, nie zdradzałam etc. Ehhh. Nie chcę tego popsuć, zależy mi, kocham go, 5 lat na to czekałam. sad
Terapia - myślę, że łatwiej byłoby mi po przeprowadzce, w dużym mieście. Pisanie tutaj bardzo mi pomaga. Tzn. błędne koło, tak jak napisałaś. Wszystko rozumiem, przyznaję rację, ale strach nadal mnie paraliżuje. Choć wierzę, że te wszystkie słowa, które tu padły, nie pójdą na marne. Dlatego jeszcze raz DZIĘKUJĘ! Bardzo wstyd mi tak truć, bo mam wrażenie, że pewnie wszyscy mają już mnie dość, że mała dziewczynka, wokół której kręci się świat...
MamaMamusia, tak niesamowicie celnie trafiasz we wszystko, czy mogłabyś mi może podpowiedzieć jeszcze, co zrobić z tym wyjazdem do Niego? Nie chciałabym, by po mnie przyjeżdżał. Nie teraz. Tak, chodzi o kłamstwa, że się wydadzą, ale nie tylko to. Nie mam go nawet jak przedstawić. "Mamo, tato, to jest X. mój były, ale nie obecny, z którym będę mieszkać". Liczyłam, że jak pojadę do niego, to padną jakieś deklaracje, ustalenia. Bardzo na to liczę. Dopiero wtedy mogłabym z nim przyjechać. Jak ze swoim chłopakiem (mam nadzieję). Poza tym chciałabym to w bardziej "rodzinnym kręgu" załatwić, im będzie przecież po ludzku smutno, będą łzy i ja to rozumiem... Fajnie by było gdybym mogła mu to powiedzieć, tak jak opisuje to tutaj, ale to niemożliwe, głównie z mojego powodu. Pięć lat temu wyglądało to tak, że planowaliśmy jego przyjazd, zapewniałam, że rodzice zapraszają, przyjeżdżał i mówiłam: "niestety, nie mogę, miałam awanturę" sad Zaufanie w tym temacie mam całkowicie nadwyrężone. I ja mu się nie dziwię. Jest jeszcze jednak kwestia. Za każdym razem jak do niego jechałam, w pociągu jadę i płaczę "co ja robię, zostawiam rodziców". Zaś jak wracam od niego, to też płaczę w pociągu, ale że wracam smile Jak tam jestem łapię trochę dystansu, jestem doroślejsza. Wolałabym tam najpierw pojechać sama, może minimalnie łatwiej byłoby mi wrócić i oznajmić, że się z nim spotykam... Dopiero wtedy go przedstawić... MamaMamusiu, czy miałabyś jakiś pomysł jak to mądrze zrobić, by pojechać samemu na razie do niego i żeby się nie obraził? Spędza mi to sen z powiek sad Wiem, że to głupie i dalej realizuję schemat, że patrzę na reakcje innych...


nokiaaa,
jejku, ogromnie Ci dziękuję za tego linka. Przeczytałam post i odpowiedzi z pierwszej strony na razie (do wieczora resztę, jestem ciekawa, jaki finał miała ta historia, choć już się domyślam, bo zdradziłaś), poraziło mnie... Zobaczyłam w tym siebie za kilka lat. Nie chcę tak sad Kocham moich rodziców, moja emocjonalność dziecka podpowiada mi, że chcę tu zostać, ale nie chcę też skończyć za kilka lat jak ta Pani. sad Myślę, że u mnie najgorsze jest to, że to tak daleko... 500 km... gdyby to było blisko, byłoby mi łatwiej, a tak czuje się nie fair wobec rodziców, że opuszczam aż tak daleko i że będę rzadko odwiedzać. Gdzieś blisko na pewno częściej bym podjechała i to mnie hamuje okrutnie i sprawia, że czuje się właśnie jak wyrodna córka. sad
Wiesz, ja nie mam żadnych koleżanek, nie miałabym z kim wyjść nawet... A czy on jest gagatkiem? Chyba ja większym, no i nie mam gwarancji, że następny poznany facet byłby lepszy... Dlatego chciałabym stopniowo oswajać wyjazdami do niego, a nie nagłą brutalną przeprowadzką... Współczuję też Twojej sytuacji, kojarzę, że czytałam Twój wątek kiedyś...

46 Ostatnio edytowany przez nokiaaa (2015-05-12 15:51:45)

Odp: Mam problem z rodzicami - pomocy

tak wyrodna corka skonczyla jako towarzyszka mamusi. razem pielą, razem chodza do kosciola i na zakupy.
wiesz jezeli mama i corka czuja sie razem dobrze, to takie towarzystwo jest ok. moja ciocia owdowiala i babcia z nią teraz przesiaduje. 80latka i 58latka.i im razem dobrze. to samo ja i moja mama.w kryzysach, rozwodach, smierci takie staruszki są niezastapione. ale nie wtedy gdy dokuczaja, niewolą i wymagaja wyłacznosci.jak u ciebie czy u 'wyrodnej corki"
ja tez nie mam kolezanek, poszukalam jednak i jakas sie znalazla. zainwestowalam w obce towarzystwo, bo w domu zawsze bylo zle.
moj wątek to "partner mnie nie szanuje" i pisze tez na "przeprowadzka z miasta na wies".

47

Odp: Mam problem z rodzicami - pomocy

"partner mnie nie szanuje" czytałam smile w chwilach, gdy czułam się też nie szanowana (dużo się jednak okazało moją wyobraźnią). Nie udzielałam się jednak, bo co może mądrego powiedzieć i doradzić dziecko, które ma 16 lat... Czytam właśnie wątek "wyrodnej" dalej. Facet okazał się draniem, to fakt, ale boję się, że też mogę, tak jak Ona, usłyszeć "jesteś uzależniona od matki". Ja się z mamą bardzo dobrze czuję (gdy nie ma nerwa, gdy nie kłócą się z tatą), problem się zaczął, gdy zaczęłam wychodzić na miasto, gdy on do mnie przyjeżdżał... Fakt, kłóciłyśmy się, ale wszystko wracało względnie do normy. Zastanawiam się, ile w tym wszystkim mojej winy. Mogłam już 5 lat temu przyprowadzić go do domu i przedstawić jako swojego chłopaka. Byłoby trochę zrzędzenia, marudzenia, ale oswoiłaby się z tą myślą, a tak? Oswajam i utwierdzam w przekonaniu, że mam dalej 5 lat i zawsze będę z nimi. Nie umiem się przed nimi przyznać, że jestem dorosła... Ktoś napisał wyrodnej w odpowiedzi (tak, poszukuję takich analogii do siebie): "Ty nie masz problemu z matką, tylko z samą sobą". U mnie jest chyba tak samo. Ciężko to wszystko pogodzić sad Ta odległość... myślę, że z tym im najtrudniej. Gdyby to było miasto, w którym studiowałam, 50 km, to nie problem. Mogę podjechać w każdej chwili. A tak... oni nikogo nie mają, ani rodziny ze strony taty, ani z mamy... tzn. rodzina jest, ale kładzie kłody pod nogi. Mam 3 tygodnie na decyzję, naprawdę wolałabym, żeby czas się zatrzymał... MamaMamusia podkreśla, że ja ciągle chce akceptacji innych. Wiem, że to nieistotne, ale ile łatwiej byłoby mi, gdyby rodzice cieszyli się moim szczęściem i wspierali, od tego powinni być rodzice przecież. Tylko jak mają się cieszyć, jak mnie stracą...

48 Ostatnio edytowany przez nokiaaa (2015-05-12 19:46:42)

Odp: Mam problem z rodzicami - pomocy

no tak jestesmy na innym etapie zyciowym. ja jednak wolalabym znalezc prace i wyniesc sie do innego miasta. a potem kogos poznac.
jezeli jestes syndromem ofiary to mozesz przyciagac niewlasciwych mezczyzn. a tacy szukaja cichej, niepewnej siebie bo moga ja urobic, zdominować itd.
poczytaj ten temat, ja oczywiscie nie zycze ci skonczyc jak wyrodna corka. masz 18lat do przodu, ale czy ona tez nie miala 30lat?
a kuzyni?kuzynka?
"zły wpływ na ciebie"-zbuntowal cie znaczy, ze zaczelas inaczej myslec.
ja bym zaczela gadac:
mamo ja chce miec rodzine, meza i dzieci. byc szczesliwa jak wy, mielibyscie wnuki.
moze cos do nich dotrze i odpuszczą ci?
skąd jestes?
ja Mazury:)
ja mam 33 lata i tez nie mam znajomych, byly ale wyszly za maz a jak mialam szanse kogos poznac to nie bylo czasu bo mam rodzine.byl jeszcze inny temat, autorka monache chyba poszukam i dam link.tez bylo cos z wyprowadzka.

49

Odp: Mam problem z rodzicami - pomocy

http://www.netkobiety.pl/t65528.html

http://www.netkobiety.pl/t57870.html

kurde znowu linki.zaraz mnie tu zjadą moderatorzy.
kurde tak kombinuje, bo wiesz ile czlowiek moze tkwic w jednym miejscu.moze cos wymyslisz.

50 Ostatnio edytowany przez moje_glupie_ja (2015-05-12 20:11:15)

Odp: Mam problem z rodzicami - pomocy

Właśnie z Nim jest tak, że zawsze gustował w silnych i niezależnych kobietach. Pięć lat temu, gdy się rozstawaliśmy, powiedział mi: "myślałem, że jesteś bardziej niezależna". Jejku, minęło 5 lat, a ja się chyba cofnęłam w rozwoju. Jestem jednak na dobrej drodze, by skończyć jak użytkowniczka Wyrodna... Znajomych nie mam, kuzynów też nie, bo z rodziną bardzo źle żyjemy. Ja jestem trochę typem samotniczki, było kilka koleżanek, które dobrze rokowały na przyjaciółki, ale ja to brzydko mówiąc "olałam"... Nie wiem dlaczego, tak samo z siebie wychodziło, później często żałowałam i było mi wstyd. sad

Jestem z samego centrum Polski smile a on północ... I myślę, że o to chodzi. Mama czasem mówi, choć raczej żartem, że chciałaby mieć KIEDYŚ wnuki... To ta odległość. Gdybym znalazła kogoś tutaj, to nie byłoby takich problemów. No i moja choroba... Sama już nie wiem, może powinnam znaleźć kogoś tutaj. sad Ale serce nie sługa.

Na razie jestem na etapie, że chciałabym mieć normalną pracę i robić karierę, mówić, że chcę męża i dzieci... (bardzo chcę), tylko nie wiem, czy przejdzie mi przez usta. Jestem taka dziwna. hmm No bo tak na logikę, to współczesne 16latki mają już chłopaków, randkują i rodzicom nic do tego raczej. To ja chyba jestem na jeszcze wcześniejszym etapie emocjonalnie.

Dziękuję bardzo bardzo bardzo za linki! Mam nadzieję, że żaden moderator nie będzie miał pretensji (proszę o to!) smile Zabieram się za lekturę.

51

Odp: Mam problem z rodzicami - pomocy

poczytaj.znajdz sile. od tego sie zaczyna. ja tez bylam bierna i powiedzialam koniec.

52 Ostatnio edytowany przez moje_glupie_ja (2015-05-13 09:32:47)

Odp: Mam problem z rodzicami - pomocy

Poczytałam, wszędzie szukałam analogii smile odpowiedzi się pokrywają, że trzeba stanąć na własne nogi. No bo tutaj innej odpowiedzi być chyba nie może. Choć ciągle dopowiadam sobie, że moja sytuacja gorsza, bo wyprowadzka dużo, dużo dalej od domu rodzinnego...

Tymczasem, zwątpiłam... Opowiadałam mu wczoraj pewien żart, że pierniki to mężczyźni, w których wsiąkł miód z miesiąca miodowego. Odpowiedział: "aaa, to luz. to mi to nie grozi". Nie drążyłam tematu, ale wywnioskowałam, że chyba jednak to, że padną jakieś słowa i deklaracje, sobie dośpiewałam. Najwidoczniej jednak dalej do mnie nic nie czuje i faktycznie mam mieszkać na zasadach współlokatorki, która jednocześnie ugotuje, wypierze i się z nią śpi. Pięknie. sad Tym bardziej nie rozumiem, jak sobie wyobraża przyjazd do mnie i spotkanie z rodzicami. Ale to nie o Nim wątek, tylko o relacjach z moimi rodzicami. Poradzę sobie, ugruntowało mnie to w tym, że niepotrzebnie się spinam i napinam z tą przeprowadzką. Muszę pojechać tylko na trochę i się zorientować w sytuacji. Jak nie będzie żadnych deklaracji to naprawdę nie ma sensu. Najwyżej terapia tutaj gdzieś, może jakaś praca, może mieszkanie tu gdzieś na miejscu... Może tak będzie lepiej... Zaczynam myśleć o zabiegu na sercu, który pozwoliłby mi normalnie żyć (w tym właśnie pracować). Może powinnam myśleć o sobie samej...

53

Odp: Mam problem z rodzicami - pomocy
moje_glupie_ja napisał/a:

MamaMamusia,
ale ja nie chcę, żeby się obraził i zerwał kontakt...

No jasne, że nie chcesz, nikt by nie chciał. Tylko że niestety nie masz wpływu na reakcje innych. Musisz zrozumieć, że on  zareaguje w sobie wiadomy sposób i ty nie możesz nic zrobić. Mamy wpływ na siebie, na swoje życie, decyzje, wybory i reakcje, ale nie na innych ludzi. U ciebie jest to zaburzone, bo rozumujesz na odwrót - uważasz, że odpowiadasz za innych a z kolei oni odpowiadają za ciebie. Myślisz, że musisz postępować tak aby inni byli zadowoleni, jesteś przekonana, że masz decydujący wpływ na samopoczucie otoczenia natomiast na siebie nie masz żadnego. Tymczasem jest dokładnie na odwrót.

Co do wyprowadzki...Sprawa nie jest łatwa, bo robisz sobie nadzieję na głębsza relację z tym mężczyzną, a to wcale nie musi sie wydarzyć . Moim zdaniem  dla ciebie nawet lepiej gdyby się nie wydarzyło od razu.  Nie sądzę abyś na dzień dzisiejszy była w stanie stworzyć partnerski związek. Proponuję - stań najpierw na swoich nogach. Na jakich zasadach w ogóle będziesz tam mieszkać? Jeśli na przyjacielskich i z własnym pokojem to w sumie może się udać, ale jeśli dojdzie do tego np jakiś seks bez zobowiązań, to już gorzej, bo ty zaangażujesz się o wiele szybciej i o wiele bardziej będziesz cierpieć. Pomyśl o tym w takich kategoriach - na razie nie jesteś w stanie się wiązać bo masz do przepracowania sporo na swoim emocjonalnym podwórku (terapia, z której mam nadzieję nie zrezygnujesz) ale czas pokaże co będzie dalej. Daj sobie ten czas właśnie, ulecz siebie, a zobaczysz jak wspaniałe relacje można tworzyć z drugim człowiekiem. Najpierw odnajdź samą siebie , a potem poszukaj towarzysza.
Jeśli nie chcesz, żeby po ciebie przyjeżdżał, to mu to powiedz i tyle. Weź jednak pod uwagę, że on nie demonizuje spotkania z rodzicami tak jak ty i być może nie zrozumie tej całej otoczki , która chcesz zrobić podczas tych wszystkich oficjalnych przedstawień. Naprawdę dla większości ludzi trzydziestoletnich wyprowadzka z domu jest czymś zwyczajnym i nikomu nie przychodzi do głowy, że ktoś w tym wieku musi robić takie podchody. On po prostu nie przezywa tego tak jak ty.

A może powiedz rodzicom prawdę. Zakomunikuj, że jedziesz do przyjaciela i że chcesz rozpocząć dorosłe życie. Wiem , że to niełatwe, ale pamiętaj - strach ma wielkie oczy, a za nimi najczęściej kryje się polna mysz, a nie żaden lew. Znasz jakieś techniki świadomego oddechu? Jeśli tylko zechcesz to chętnie opowiem ci o jednej, która mi bardzo pomaga  radzić sobie z lękiem. To powinno ci ułatwić przeprowadzenie rozmowy z rodzicami.

Nie przynudzasz i nie trujesz smile Naprawdę ni musisz czuć się ciągle winna...Ja na przykład bardzo cię lubię wink

54

Odp: Mam problem z rodzicami - pomocy

tak masz juz dwie kolezanki.
dasz sie lubic.
pozdrawiam

55

Odp: Mam problem z rodzicami - pomocy

MamaMamusia, nokiaaa smile)) sprawiłyście u mnie szczery uśmiech na twarzy! A ja wychodzę z założenia, że takiego dziwoląga się nie da lubić... Dzięki dziewczyny, ja również Was bardzo lubię i Wasze odpowiedzi, które starają się trzymać mnie w pionie smile

Wychodzi na to, że na wszystko już za późno. Obudziłam się nieco z ręką w nocniku, jak to się mawia. Już teraz nie zdążę się przed tą planowaną wyprowadzką poddać terapii, a jednak chciałabym spróbować... Naprawdę mi na nim zależy sad Wiem, że MamaMamusia tego nie pochwali (znów liczę na akceptację i pochwałę innych, ech). Jak jestem tam u niego to jest całkiem nieźle, dogadujemy się, nie mam problemu z byciem dorosłą. Do mamy dzwonię tylko jak on gdzieś wychodzi, a smsy piszę ukradkiem smile)) ech. No i jest jeden problem. To mieszkanie jednopokojowe, z jednym łóżkiem. Dlatego bym pojechała najpierw na trochę (oczywiście nie informując go, że to jedynie na "trochę", w końcu on mnie też nie informuje o swoich zamiarach, jakie ma względem mnie) i zobaczyła, jak to będzie. Jeśli mam być dalej tylko "koleżanką", to do domu i już do niego nie wrócę. No będę musiała to przecierpieć, nie chcę na takich warunkach, jeśli ma nic do mnie nie czuć. Rodzice mnie przynajmniej kochają. smile

Ja wiem, że on nie przywiązuje do tego takiej wagi. Niby 30 lat i nie muszę się tłumaczyć rodzicom (co już się tak wyraził kilka dni temu), no ale jakaś przyzwoitość? Przecież rodzice mogą spytać: "to Wy jesteście razem?" albo "jakie ma Pan zamiary?". Rodzice tacy przecież bywają. smile Tak samo nie wiem, jak jego rodzice do tego podejdą... Dziwne to dla mnie strasznie.

Postanowiłam (chyba postanowiłam, bo ja co godzinę zmieniam zdanie, tak mną miota, raz sobie myślę, że będę dzielna i to zrobię, a za chwilę uważam, że wolę być z mamą i żyć sobie spokojnie), że oznajmię na spokojnie (i spróbuję być pewną siebie), że wolę to zrobić po swojemu (zawsze jest jak on chce) i nie chcę stresować rodziców tak drastyczną przeprowadzką. Kocham ich, nie chcę dla nich źle, to chyba nie wstyd się do tego przyznać? Jak zabiorę od razu wszystko, to odczują to bardzo boleśnie. Ja bym wolała im to dawkować powoli (już sama nie wiem, czy dla ich dobra, czy dla swojego własnego tak chcę). Tak czy inaczej wolę tak. Gdyby miał jakieś obiekcje, to przypomnę mu, jak się chwalił, że jego mama przeżywała wyprowadzkę. Mógłby wykazać odrobinę empatii. Nie wiem, czy mam rację... Na pewno nie zrozumie i się na mnie obrazi. Ale w końcu tak powinno być, wprowadzam się do jego domu, więc na jego warunkach, ale wyprowadzka z MOJEGO domu powinna być na MOICH zasadach. Ech, ja już o niczym innym nie potrafię myśleć tylko jak ten jeden temat załatwić. Tymczasem postraszyłam go podczas tamtej rozmowy, tzn. rzuciłam żartem, że mój tata może spytać, jakie ma względem mnie zamiary wink Póki co, że po mnie przyjedzie, więcej nie odezwał się. Przynudzam jednak.

MamaMamusia, bardzo chętnie poznam techniki świadomego oddechu! Jeśli tylko będziesz miała czas i ochotę, to poproszę smile Jestem nerwus (5 lat na antydepresantach za mną, bez efektów). Może się odważę powiedzieć rodzicom, ale to chyba w ostateczności jak mi się grunt zacznie palić pod nogami. Byliśmy razem 8 miesięcy, przyjeżdżał, a ja udawałam, że to tylko kolega. Dopiero jak mnie rzucił to odkryłam wszystkie karty i pokazałam, że mi zależało.... Taki ze mnie typek, nic się z tym nie da zrobić. Tymczasem czas ucieka, a ja bym chciała, żeby zatrzymał się w miejscu...

56

Odp: Mam problem z rodzicami - pomocy

Tak na szybko, bo teraz nie mam czasu - rodzice zawsze cierpią gdy dzieci wyprowadzają sie z domu. Nie ważne jak im to będziesz dawkować. Jeśli chcesz się wyprowadzić to musisz to ich cierpienie zaakceptować, pogodzić się z tym.  Nie ma innej drogi do samodzielności. Wszystko rodzi się w bólach niestety...

Terapia jest niezbędna, ale przed rozmową z rodzicami powinno wystarczyć uspokojenie się, oswojenie strachu. Będzie ci po prostu łatwiej, ale to nie rozwiąże twoich problemów. Opisze ci tą technikę, ale jutro, bo dziś naprawdę nie mam czasu.

57

Odp: Mam problem z rodzicami - pomocy

Dobrze, dobrze, mam nadzieję, że do tej rozmowy jeszcze trochę czasu... Cokolwiek im powiem, zawsze się boję. Nawet jak jechałam na kilka dni. Więc ta technika bardzo mi się przyda, mam nadzieję. Z góry dziękuję całym sercem! smile

Fakt, tak jak pomyślałam teraz, to nawet wyluzowani rodzice, muszą odczuwać jakiś smutek i żal jak dziecko się wyprowadza. Mniejszy lub większy... Tylko też tak myślę, że ich zestresuję, a potem po 2 tygodniach od niego z płaczem wrócę... No już nie wiem...

Odp: Mam problem z rodzicami - pomocy

Witaj.

Podobno, "nie ma domku, bez łomku". Twoja rodzina funkcjonuje jak pralka ustawiona na wysokie obroty podczas wirowania, łożyska już odpadają.

Rodzice, dali Ci życie, ale nie mogą odbierać Ci jego piękna, podejmowania własnych decyzji, doświadczania wzlotów i upadków.

Zamknęli Cię w klatce, dusisz się. Czujesz się odpowiedzialna za ludzi, którzy są egoistami i jawnie Tobą manipulują, wzbudzając poczucie winy.

Sama dla siebie żyjesz, nie dla innych. Rodzicom jesteś winna szacunek, a nie pseudo-lojalność.

Co do chłopaka. Sprawia wrażenie uczciwego. Chciał to ustabilizować, co świadczy o poważnych zamiarach.

Działaj, mimo lęku. Szanse są po to, by korzystać zeń. Miłość, ta prawdziwa, nie pyta o czas, miejsce, Twe wykształcenie.

59

Odp: Mam problem z rodzicami - pomocy

Metoda, o której ci mówiłam nazywa sie "oddech ziemi".
Najpierw przyswój sobie 5 warstw ziemi - 1.piasek, gleba, ziemia; 2. skały; 3.woda; 4.minerały, kamienie szlachetne; 5.ogień, lawa...(sorry, jeśli coś się nie zgadza dokładnie pod względem geologicznym, nie o to tu chodzi wink )
żeby zacząć ćwiczenie potrzebujesz chwili spokoju, ciszy. Usiądź wygodnie ale tak żeby twoje stopy mocno dotykały podłogi, . Zamknij oczy i wyobraź sobie, że oddychasz ziemią, która jest matką nas wszystkich i na której masz prawo być skoro żyjesz. Wyobraź sobie, że oddychasz nogami, że przez stopy wdychasz powietrze wprost z ziemi. Zacznij od pierwszej warstwy. Weź bardzo głęboki oddech z pierwszej warstwy ziemi, zobacz jak powietrze przepływa przez twoje nogi, przytrzymaj oddech na wysokości brzucha i bardzo powoli zrób wydech. Powtórz kilka razy. Potem dołóż kolejna warstwę i zacznij oddychać przez skały i glebę, kilka razy. dokładaj kolejne warstwy a na końcu weź kilka oddechów z wszystkich warstw ziemi.
Założenie jest takie, że powinnaś poczuć się nieco cięższa, luźniejsza taka...uziemiona smile To ci pozwoli na pewne poczucie bezpieczeństwa, pogłębi kontakt z rzeczywistością. W tej bezpiecznej sytuacji zacznij wyobrażać sobie swój strach, ale nie przechodź od razu do sedna. Boisz się awantury i histerii mamy podczas rozmowy, tak? więc pierwszego dnia zobacz w swoich myślach mamę na przykład z nadąsana mina beż humoru itp, następnego dnia być może dołożysz do tej wizji siebie zagadująca mamę i widzącą jej niezadowolenie. Oswajaj to wszystko powoli, w swoim tempie, w końcu dojdziesz do tej awantury i też ja oswoisz.  Może pomóc ci muzyka relaksacyjna jesli lubisz takie bodźce.
Ja uwielbiam ten oddech i stosuję go bardzo często. Bardzo boje sie latać, a czasem muszę. Oswajam ten strach odpowiednio wcześnie. Najpierw biorę oddech ziemi (wszystko tak jak opisałam wyżej) potem (słuchając muzyki) wyobrażam sobie tylko stojący na płycie lotniska samolot i przyglądam się mu,oswajam ten widok. Następnym razem po oddechu wyobrażam już sobie siebie wchodzącą do samolotu, potem siebie siedzącą w samolocie, potem start, turbulencje, i w końcu lądowanie wink to nie jest tak, że w momencie realnego lotu po takich ćwiczeniach przestaję się bać zupełnie, ale jestem w stanie wsiąść do samolotu bez zawrotów głowy i wymiotów ( a tak było kiedyś), dam rade poczytać książkę podczas lotu, raz nawet się zdrzemnęłam wink jestem spokojna, nie wpadam w panikę gdy zdarzy się jakiś wstrząs
Myślę, że i tobie może pomóc ta metoda, bo paraliżujący strach zabiera na możliwość realnej oceny sytuacji. spróbuj, nie tracisz nic oprócz jakichś 10  minut relaksu smile

Postaraj się tez czasem  zapanować nad swoim oddechem i w codziennym życiu oddychać w sposób świadomy, czyli - głęboki wdech przez nos, krótkie przytrzymanie i spokojny wydech ustami. To bardzo uspokaja. Oddychaj tak powiedzmy przez kilka  minut i przywołaj swój strach najmocniej jak potrafisz. Zauważ gdzie on jest w twoim ciele? Czy to jest ucisk w klatce piersiowej? czy kluska w gardle? a może czujesz to w brzuch, albo jeszcze gdzie indziej? nadaj mu kształt, kolor zapach, temperaturę. Przyjrzyj się mu, oswój go. Zwróć uwagę, że on nie może ci zrobić krzywdy, bo to ty jesteś jego panią wink

60

Odp: Mam problem z rodzicami - pomocy

Droga Autorko,

Przyznam ze nie chcialem nic pisac, ale nie wiem czemu, po przeczytaniu Twoich postow cos mnie meczy zeby jednak napisac.  Na ogol nie mieszam sie w sprawy kobiet, ale temat ktory poruszasz jest uniwersalny, wiec postanowilem zabrac glos.

Otrzymalas wiele bardzo celnych porad od forumowiczek, nic dodac nic ujac - na prawde masz wysokiej klasy wsparcie na tym forum.  Dlatego zamiast udzielic Ci szybkiej porady chcialbym Ci uswiadomic powage Twojej sytuacji.  Jestem mezczyzna, mezem i ojcem.  Powiem Ci jak jest z perspektywy ojca.

Rola rodzicow jest przygotowanie dziecka do zycia doroslego.  Dotyczy to wszystkich sfer zycia.  Obowiazkiem rodzicow jest odkrywanie i pielegnowanie talentow dziecka, uczenie samodzielnosci, uczenie o zyciu spolecznym, rozwijanie zdrowej psychiki dziecka, budowanie pewnosci siebie itp. itd.  W momencie kiedy dziecko osiaga wiek dojrzaly, powinno ono byc gotowe do zycia samodzielnego i niezaleznego od rodzicow.  Takie dziecko powinno byc dzieckiem tylko w sensie biologicznym, natomiast w sensie spolecznym powinno stanac na rownym poziomie z rodzicami.  Niestety, zarowno w Polsce jak i innych krajach socjalistycznych, rozwoj dzieci jest kompletnie zaniedbany.  Wiekszosc rodzicow nie widzi w wychowaniu dzieci nic poza prostym "nakarmic, ubrac, zapewnic dach nad glowa i wypchnac do przedszkola i szkoly".  W Twoim przypadku wyglada na to ze jest gorzej, bo nie dosc ze Twoi rodzice nie wypelnili swojego obowiazku, to jeszcze aktywnie rzucaja Ci klody pod nogi i podminowuja Twoje wszelkie proby usamodzielnienia.  To jest niestety "abuse" ze strony Twoich rodzicow.  Musisz sobie zdac sprwawe z tego ze oni nie graja w Twojej druzynie i nie mozesz na nich liczyc.  To niekoniecznie oznacza ze Twoi rodzice sa zlymi ludzmi.  Prawdopodobnie nie maja pojecia jak byc dobrymi rodzicami.  Sa tacy jacy sa, nie beda juz inni.  Nie ma sensu z nimi walczyc.  Po prostu musisz zrozumiec ze jestes zdana na sama siebie.  Wiem ze to jest niesprawiedliwe, ale takie jest Twoje zycie.

Twoja sytuacja przypomina mi o takim ukladzie, gdzie jeden z rodzicow jest narcyzem lub socjopata, ale nie potrafie Ci powiedziec czy na pewno.  Twoi dziadkowie bardziej pasuja do takiego szablonu.  Poczytaj sobie na internecie na temat narcystycznych rodzicow zebys wiedziala o co chodzi.  Tak czy inaczej, bylas i jestes traktowana jak dziecko-ofiara takiego narcystycznego rodzica.  Twoim jedynym ratunkiem jest uniezaleznienie sie od rodzicow we wszystkich sferach zycia.  Jesli rzeczywiscie masz do czynienia z narcystycznym rodzicem, to niestety taki rodzic nigdy sie nie zmieni.  W takiej sytuacji nie masz wyboru i musisz sie odciac.  Niektorzy sa w tak zlej sytuacji, ze musza kompletnie zerwac kontakt, ale nie zawsze jest to konieczne.  Po prostu musisz doprowadzic do takiego ukladu gdzie nie rozmawiasz z rodzicami o niczym wazniejszym niz pogoda.  Wtedy bedziesz miala spokoj i jako taka normalnosc.

Samo usamodzielnienie sie to tylko pierwszy krok.  Niektorzy forumowicze zasugerowali, ze musisz po prostu dorosnac.  To nie jest takie proste.  Twoi rodzice wyrzadzili Ci bardzo powazne szkody.  Musisz to naprawic, bo inaczej te szkody beda dalej niszczyc Twoje zycie i wszystkich wokol Ciebie.  Napisalas ze chcesz wyjsc za maz i miec dzieci.  W obecnym stanie musisz bardzo uwazac bo latwo padniesz ofiara narcyzow i socjopatow.  Nawet jesli znajdziesz dobrego meza, to Twoje problemy psychologiczne beda bardzo ciazyc na malzenstwie i moga prowadzic do jego rozpadu.  Poza tym, jak sobie wyobrazasz bycie rodzicem dla Twoich dzieci?  Otrzymalas tylko negatywne wzorce zachowan ze strony swoich rodzicow.  Jesli nie bedziesz nad soba pracowac, to najprawdopodobniej wyrzadzisz podobne szkody swoim wlasym dzieciom.

Koniecznie musisz zaczac nad soba pracowac.  W dzisiejszych czasach bardzo latwy jest dostep do masy dobrych materialow w internecie.  Zacznij czytac nt. jak byc dobrym rodzicem, jak radzic sobie z narcystycznym rodzicem, o psychologii dzieci, itp.  Ogladaj materialy na YouTube.  Jesli nie dajesz rady sama, to szukaj pomocy u psychologa.  Nie idz do pierwszego lepszego.  Poszukaj takiego ktory specjalizuje sie w sprawach rodzinnych, a w szczegolnosci takiego ktory ma doswiadczenie z ofiarami narcystycznych rodzicow.  Tak czy inaczej, pamietaj ze psycholog tak na prawde nie leczy nikogo.  Psycholog jedynie pomaga w uswiadomieniu w jakim szambie plywasz.  Cala prace nad wyplynieciem z tego szamba musisz zrobic sama.  Pamietaj rowniez ze mozesz zmienic jedynie sama siebie.  Nie trac energii i czasu probujac zmienic swoich rodzicow.  To jest jak z alkoholikiem: nie da sie mu pomoc jak dlugo on twierdzi ze nie ma problemu i nie prosi o pomoc.  Masz przed soba ogrom pracy.  Mowi sie, ze dokonanie jakiejkolwiek trwalej zmainy we wlasnym charakterze wymaga okolo 5 lat pracy.  Dlatego nie zwlekaj.

Mam szczera nadzieje ze pokonasz swoje trudnosci i wyjdziesz na prosta.  Pozdrawiam!

61 Ostatnio edytowany przez nokiaaa (2015-05-14 19:03:19)

Odp: Mam problem z rodzicami - pomocy

Ja uwazam ze autorka moze pasc ofiara jakiegoś zlego faceta.bo jest slaba i nie ma wlasnego zdania.a nawet gdy trafisz dobrze to moze ci wejsc na glowe.jak u mnie  nie mam charakteru i jest jak jest.

62

Odp: Mam problem z rodzicami - pomocy

Dziękuję wszystkim za wszystkie odpowiedzi smile i przepraszam, że dopiero teraz odpisuję, ale wczoraj miałam kontrolę po zabiegu. No właśnie, trochę się wszystko skomplikowało, bo na początku czerwca okazało się, czeka mnie drugi, już mniej drastyczny zabieg. Ale tym samym wyprowadzka oddala się o kolejne 2 tygodnie. Fakt, niby mogę być spokojniejsza, że jeszcze mam chwilę czasu, ale w takich okolicznościach zaczynam się bać, że szansa zostanie zmarnowana. On oczywiście twierdzi, że nic się nie stało, ale czuję, że jest zły i chyba zaczyna myśleć, że kombinuję... sad Wysłałam mu zdjęcie z karteczką terminu, ale taką karteczkę to można sobie samemu napisać. A skoro ze mną zawsze wychodzą jakieś problemy, to wiadomo, że myśli, że znów coś kombinuję... Skwitował: "skoro przez tyle czasu się nie rozmyśliłem, to przez kolejny miesiąc może też nie". I czuć złość.


lasonrisadetuboca,
gdybym szukała porównania dla mojego domu rodzinnego, nie znalazłabym chyba trafniejszego. Pralka na wysokich obrotach. Dokładnie tak! Na dodatek wiruje ona już dość długo i z wszystkiego, co w niej było, pozostają strzępki. Bardzo bym chciała, żeby Twoje spostrzeżenie było słuszne i żeby miał On wobec mnie poważniejsze zamiary smile Tylko ileż byłoby mi może łatwiej gdybym o tym wiedziała na pewno. Na razie działam trochę na ślepo. Mam rzucić tutaj wszystko, wejść w konflikt z rodzicami, nie wiedząc, tak naprawdę, co mnie czeka. A w imię miłości byłoby łatwiej. Ciągle się jednak boję, że to miłość jednostronna...


MamaMamusia,
bardzo dziękuję za opis smile przyznam, że wyobrażałam sobie to zupełnie inaczej. Dziś wieczorem spróbuję już pierwszy raz. Jeśli faktycznie będę mieć jeszcze miesiąc czasu, to może coś wyćwiczę? (btw. też się boję latać!). Nie wiem, czy przezwycięży to mój lęk w tej kwestii, bo jest przeogromny, ale ja się tak naprawdę boję wszystkiego (mniej lub bardziej), mam silną nerwicę, więc jeśli wpłynęłoby to na chociaż inne aspekty to też byłoby świetnie. Ja wiem, że mój strach to taki ucisk w klatce piersiowej, często go czuję, gdy się czegoś bardzo boje, gdy nie wiem, co zrobić. Czuję go w tej sytuacji. Czasem mam wrażenie, że mogłabym go chwycić i wyrwać... Czuję to już od minimum 6-7 lat, kiedy moja nerwica mocno się nasiliła na ostatnim roku studiów. Kiedyś w moim domu było naprawdę dobrze (wszystko się popsuło wraz z kłopotami finansowymi i jak dziadkowie zaczęli nam mieszać), a mimo to od dziecka byłam znerwicowana. Niestety choroba serca dużo tutaj złego dołożyła. sad Byłam zawsze nieśmiała też i choć zawsze uczyłam się wzorowo, panicznie się bałam szkoły. Właśnie porażek, że mogłabym nie znać odpowiedzi na jakieś pytanie i byłby wstyd, albo że dostanę trójkę zamiast piątki. hmm


KaktusTX,
bardzo mi miło, że do dyskusji włączył się mężczyzna, dziękuję bardzo bardzo za Twoją opinię. smile To prawda, że otrzymałam wiele porad, wiem, że wszystkie są słuszne, trafiają samo sedno sprawy. Przykro mi tylko, że zawodzę i ciągle do mnie niewiele dociera. Tzn. dociera, ale mój strach jest silniejszy. Moi rodzice są jeszcze młodzi, ale jakby nie było urodziłam się w czasach komuny smile kiedy to nie przykładało się faktycznie takiej uwagi do wychowywania dzieci. Mam na myśli te aspekty, nazwijmy, psychologiczne. O tym się chyba po prostu nie mówiło wówczas. Nigdy mi niczego nie brakowało. Tzn. tata był zawsze wycofany i z boku, w ogóle nie pomagał mamie w moim wychowaniu. Mama zaś była bardzo zaangażowana, pomagała mi w lekcjach itp. Niestety, teraz przyznaje, że jest tak do mnie przywiązana, iż nie wyobraża sobie życia beze mnie i tym właśnie tłumaczy swoje reakcje (gdy już emocje opadną). Ale zgadzam się ze wszystkim, co napisałeś. Nie potrafię na chwilę obecną określić obiektywnie, czy moi rodzice są narcystyczni. Są nimi na pewno jednak moi dziadkowie i najlepiej się dzieje, gdy możemy się od nich zwyczajnie odciąć. Bywały lata, że nie mieliśmy kontaktu z nimi, ale i tak docierały do nas ich plotki na nasz temat, krytyka itp. Niestety oni dla całej reszty rodziny są bardzo mili i to my wychodzimy na czarne owce.

5 lat pracy... to brzmi przerażająco... Aż z takiej powagi problemu nie zdawałam sobie sprawy. Dziękuję za pomysł z szukaniem materiałów w sieci. Spędzam większość czasu w sieci, a na ten pomysł, by o tym poszukać i poczytać, nie wpadłam. Zupełnie jak dziecko we mgle. Dziękuję za Twoje słowa! smile


nokiaaa,
zawsze się zastanawiałam, czemu był dla mnie dobry na początku, a potem przestał. Fakt, zawiodłam, ale później próbowałam to naprawić, jeździłam do niego. I nic. Później dziwiłam się dlaczego dla innych dziewczyn (które próbował poderwać), był taki idealny... Czułam się od nich gorsza. I czuję się nadal. No właśnie taka jedna kwestia mnie dręczy. Przedwczoraj wpuścił mnie na chwile zdalnie na swój komputer. Nieopacznie na chwile włączył skype'a, na którym pokazały się osoby, z którymi tego dnia rozmawiał. Wśród nich była dziewczyna, w której się zakochał kiedyś... To było 2 lata temu. Robił mi nadzieję, ale jednocześnie z nią pracował. Coraz więcej, mieli wspólne projekty. Zaczęłam coś podejrzewać, ale jasność miałam w momencie, gdy moja znajoma ich razem zobaczyła. Nie wyparł się, przyznał, że dobrze spędza mu się z nią czas, że chyba się zauroczył i że chciał z nią być. To był cios, zerwaliśmy kontakt na 3 tygodnie. Może by się to zakończyło, ale po 3 tygodniach wymusiłam kontakt na nim, "jako przyjaciółka". Jeszcze chwile się z nią spotykał, jak z koleżanką ponoć, trwało to ok. 2 miesięcy, ale gdy złożył jej propozycję, ona oznajmiła, że nie chce się angażować. Wiem, że potem nie rozmawiali. Potem zaczęli, bo pracowali dalej, ale już się nie spotykali na żadne kawy. (jejku, jak ja czuję się od niej gorsza, on był dla niej taki wspaniały, ehh). Rzecz w tym, że ona prawie od roku już z nim nie pracuje i wyglądało, że nie mają kontaktu. Zastanowiło mnie jednak, gdy miesiąc temu coś zalajkował u niej na fb. No ale przecież to jeszcze nic, więc nie robiłam dramatu. Teraz ta rozmowa z nią i czuję, że to nie było jednorazowo, tylko rozmawiają codziennie. Też niby nic, ale się martwię. Ona jest ciągle samotna. sad Mój humor bardzo się popsuł, chyba to zauważył, więc chwilę później rzucił, że "mama się dopytuje kiedy przyjedziesz". Teraz, gdy przez zabieg, wszystko się przedłuża, boję się, że jeszcze się z nią zbliży, że się umówią na jakąś kawę... No, ale nie tego dotyczył wątek.

Przepraszam za ew. literówki, ale jestem jak zwykle trochę roztrzęsiona.

63 Ostatnio edytowany przez MamaMamusia (2015-05-15 11:34:32)

Odp: Mam problem z rodzicami - pomocy
moje_glupie_ja napisał/a:

Nie wiem, czy przezwycięży to mój lęk w tej kwestii, bo jest przeogromny, ale ja się tak naprawdę boję wszystkiego (mniej lub bardziej), mam silną nerwicę, więc jeśli wpłynęłoby to na chociaż inne aspekty to też byłoby świetnie.

Właśnie nie chodzi o to żeby lęk przezwyciężać, ale żeby go oswajać. Kiedy ja myślę o tym samolocie, którym mam lecieć, to nie chcę żeby zniknął, nie podkładam bomb po niego ale przyglądam się mu, obserwuję go, przyzwyczajam się . Strach jest naszym sprzymierzeńcem, każdy się boi. Gdyby było inaczej , to ginęlibyśmy pod kołami pierwszego lepszego samochodu bo nie balibyśmy się  chodzić po autostradzie pełnej pędzących aut.Chodzi o to , żeby przejrzeć się temu lękowi, poznać go , popatrzyć mu w oczy i powiedzieć - oooo...nie jesteś aż taki straszny smile Dlatego namawiam cię właśnie do pracy nad swoimi emocjami a nie do walki z nimi. Uświadomienie sobie, że panujesz nad strachem, że ty nim rządzisz a nie on tobą, pomoże ci dostrzec , że masz wpływ na swoje życie. Powtarzam jednak - jest to pomoc doraźna, na teraz, żeby było ci łatwiej przeprowadzić te trudne rozmowy, ale nie zastąpi to terapii.

Ja też cierpię na nerwicę i wszelkiego typu uciski w klatce piersiowej znam doskonale (choć teraz już tylko jako wspomnienia). Uwierz mi - można normalnie żyć i być szczęśliwym człowiekiem nawet po bardzo kiepskim wychowaniu. Ja miałam koszmarne dzieciństwo, bo moi rodzice są alkoholikami, w dorosłość weszłam z zerowym poczuciem własnej wartości, a jednak dziś jestem szczęśliwą i spełniona osobą. Chodzę na terapię (stąd znam techniki, o których ci pisałam )nie zażywam żadnych leków, pracuję nad sobą i cieszę się życiem smile Ty też dasz radę, tylko daj sobie pomóc. Nieważne ile będzie trwać twoja terapia, daj sobie ten czas, bo na to zasługujesz.

Zgodzę się z tym co napisała nokiaaa...niestety w twoim obecnym stanie (a jesteś dość słaba psychicznie w chwili obecnej ) będzie bardzo łatwo cię skrzywdzić. Dlatego teraz odradzam  ci angażowanie się w związek. Najpierw terapia i stanięcie na własnych nogach. Na świecie jest bardzo wielu mężczyzn, z którymi masz szansę stworzyć zdrową relację (tylko sama musisz być zdrowa). To nie jest tak , że jak przegapisz jednego, to następny już sie nie pojawi (znowu kłania się myślenie nastolatki zakochanej w koledze ze starszej klasy wink ). wyzdrowiej, a zobaczysz ile masz możliwości również na tym polu i jaki ogromny potencjał w tobie drzemie.

64

Odp: Mam problem z rodzicami - pomocy

dziewczyno droga to jest twoje zycie masz PRAWO przezyc je po swojemu musisz popelniac bledy to jest z gory wpisane w zycie jak sie nie poparzysz nie bedziesz wiedziala ze gorace a rodzicami sie nie mart co by sie nie stalo rodzice i tak wybacza ja widze ze to oni maja problem a nie ty musisz stanac na wlasnych nogach musisz podejmowac wlasne decyzje czy beda dobre czy zle to poniesiesz ich konsekwencje ale beda to twoje decyzje a rodzince powiedz ze chcesz zaryzykowac i zyc tak jak chcesz i tak jek umiesz przeciez nawet jak sie wyprowadzisz to nie na marsa w jedna strone a pomyslalas nad tym co zrobisz i kto ci bedzie zycie ukladal jak rodzicow zabraknie zostaniesz sama zagubiona jak dziecko we mgle i wdedy zaczniesz zalowac tego czego sie tak bardzo balas SAMODZIELNOSCI

Odp: Mam problem z rodzicami - pomocy

Powiem Ci tak Moja Droga

Miłość, dla każdego z ludzi znaczy coś innego. Mężczyźni są inni z natury i w odmienny sposób wyrażają uczucia.

Przeprowadzka w tym wypadku jawi mi się jako chęć pomocy Tobie, odcięcia od rodzinnych bolączek. "Twój luby" podświadomie wyczuł, że coś jest nie tak, choć Mu nie mówisz i podjął działanie. Nie karz czekać Mu jednak wiecznie.

Gdyby chciał mieć Cię tylko dla Ciebie, byłabyś zachcianką- już dawno by
odpuścił.

Ważne, byś odbudowała siebie. Stworzyła swe ja, na nowo. Solidne, pewne. Tak, by nic, nie powodowało u Ciebie niepewności, co do Twojej osoby.
Stwórz sobie takie solidne zasady i się ich trzymaj.

Kochaj, świadomie.

Posty [ 1 do 65 z 637 ]

Strony 1 2 3 10 Następna

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Forum Kobiet » RELACJE Z PRZYJACIÓŁMI, RELACJE W RODZINIE » Mam problem z rodzicami - pomocy

Zobacz popularne tematy :

Mapa strony - Archiwum | Regulamin | Polityka Prywatności



© www.netkobiety.pl 2007-2024