Witajcie Kochane,
Potrzebuję rady osób,dotkniętych tym samym problemem i również tych,które patrzą na to z boku i z dystansem.
Tak w skrócie...
Od ponad roku,jestem w związku z mężczyzną który jest odemnie starszy o 18 lat. Ja 26,a on 44.
On mieszka w Niemczech,ja w Łodzi(chce wrócić za rok)ale z powodu swoich zadłużeń,gdyż interes mu padł,musi tam jeszcze być. Zaznaczam,że pojawiłam się w jego życiu,w dość ciężkim dla niego okresie,bo wiecie jak to jest,kiedy biznes się kręci i są pieniążki,są również kobietki,imprezki i koledzy. Gdy czar pryska,człowiek zostaje sam i jak na lekarstwo,ma ludzi do których może wyciągnąć dłoń. Mam w sobie mnóstwo empatii i staram się pomagać ludziom,jak tylko mogę. Los chciał,że zakochaliśmy się w sobie. Od początku związek był wielkim wyzwaniem,bo w końcu na odległość,rożnica wieku,choć dogadywaliśmy się,miewałam wrażenie,że jest despotą i chcę podporządkować sobię kobietę,jednak nie ze mną takie numery,później odliczanie do spotkania (widujemy się raz na miesiąc) przygotowania itp. Mój partner zapewnia mnie o swoich uczuciach,był w długich związkach,nie podejrzewam go o zdradę,ma już tyle lat,że chcę stały związek (nie miał ani żony,ani nie ma dzieci) tylko powiedzcie mi proszę,czy to ze mną jest coś nie tak? Jak można tworzyć ZWIĄZEK,odzywając się do swojej partnerki raz na jakiś czas,raz na dwa dni,być wiecznie zajętym pracą(pracuje na budowie) za każdym spotkaniem wygląda coraz gorzej,leci mu krew z nosa staje się coraz bardziej nerwowy i jest ciągle śpiacy i zmęczony. Skoro ja pomogłam mu przejść przez jego samotność,bo jest tam sam, jestem mu wierna,wszystko załatwiam,wspieram.....ale mam równieżswoje zdanie do tego by decydować o wspólnej przyszłości (miesiąc temu mierzyłam rozmiar do pierścionka zaręczynowego) proszę,by ograniczył pracę,by poświecił NAM więcej czasu,by częściej się widywać,rozmawiać ze sobą o swoich problemach,to przez wszystko przechodzę sama i w dodatku jestem wiecznie obwiniana o swoje zachowanie. Jak facet mając młodą,inteligentą atrakcyjna babkę,woli harować jak wół,nie liczyć się z jej zdaniem i uważać,że wszystko jest ok i zwracać uwagę,na swoje potrzeby.
Miała któraś z Was lub ma,związek z egoistą i pracoholikiem...? Kocham go,ponieważ wiele mu dałam. Jestem osobą religijną i nie zostawię człowieka w potrzebie,bo mam potem wyrzuty sumienia,ale z drugiej strony nie jestem szczęśliwa w tym związku, czuje się wykorzystywana, Poświęciłam wiele czasu i byłam kiedy tego potrzebował,ale widzę że działa to tylko w jedną stronę. Przecież ja nie jestem jego opiekunką,tylko partnerką... Rozmowy nie pomagały... nic nie docierało, Facet dorosły,ale nie dojrzały.
Rozstaliśmy się wczoraj,prosił żebym nie odchodziła,jednak ja przestałam się już odzywać....ja mam już dość....
Jest mi strasznie przykro z tego powodu,że staram się być lojalnym człowiekiem,w ciągu roku człowiek zdąży się zakochać w drugiej połowie,ale moje zaufanie jest dosłownie zdeptane,jestem wykończona ciągłymi rozmowami i proszeniem się o uwagę...
Dodam,że leczyłam się na nerwice lękową i wyszłam z leków antydepresyjnych,pomimo olewki partnera na mój problem zdrowotny...