Jestem jedynaczką i mam 29 lat. Przez całe życie mieszkałam w jednym domu z rodzicami i babcią (mamą mamy). Babcia była upierdliwa odkąd pamiętam, a tata trochę despotyczny, ale generalnie uważałam, że mam cudownych rodziców i super mi się z nimi mieszka.
Trzy lata temu moja mama zmarła.
Jakoś to ciągnęliśmy, ja byłam na studiach doktoranckich z których raz miałam jakąś kasę a raz nie, nadal nie myślałam o tym, że mogłabym mieszkać osobno, ale powoli to wszystko zaczęło się zmieniać. Teraz studiuję i pracuję na pełny etat dojeżdżając do pracy 40 km w jedną stronę (samochodem, który został kupiony na spółkę przez tatę i babcię. Doceniam naprawdę, ale mimo, że niby jest mój to co chwilę słyszę, że niekoniecznie. Gdybym wiedziała, że tak będzie to zostałabym przy moim starym. Ale wtedy nawet przez myśl mi nie przeszło, że tam mi się wszystko zrujnuje...)
Najpierw coraz bardziej zaczęło mi przeszkadzać zachowanie babci, która całymi dniami siedzi i odmawia pacierze, nie robi w domu w zasadzie nic poza gotowaniem obiadów dla siebie. Nie sprząta, nie chodzi na zakupy, nie robi zupełnie nic, a jak jej np. zwracałam uwagę, że przed chwilą tu wytarłam a ona rozlała i nic sobie z tego nie robi to mi mówiła, że jak mi przeszkadza o mogę sobie wytrzeć, g****o mam do roboty. To cytat. Usilnie uważa, że to on prowadzi ten dom, a to ja nic nie robię. Nie słucha moich próśb wcale. Robi po swojemu nawet te rzeczy, które dotyczą tylko mnie. Nie wiem, czasem mam wrażenie, że któraś z nas żyje w alternatywnej rzeczywistości..Jest ciężka, ale jednak jest najmniejszym problemem.
Poważny problem jest z moim ojcem. Nigdy nie był wylewny, nigdy nic dobrego od niego ni usłyszałam, ale była mama i dla niej zawsze byłam piękna i mądra a tata niby stał na straży, żebym za bardzo w piórka nie obrosła. Nie obrosłam, wręcz przeciwnie. Kiedy zabrakło mamy w domu słyszałam już tylko, że jestem głupia i g****o warta (to też cytaty). Jak chciałam gdzieś jechać czy coś kupić to oczywiście pierwsze pytanie czy mam pieniądze (ale przy tym powtarzał, że póki studiuję to do pracy iść nie muszę). Do pracy w końcu poszłam, raz żeby nie zwariować, a dwa że wydawało mi się, że się trochę uniezależnię. Ale wtedy zamiast "czy mam za co" słyszałam, że wydaję pieniądze na pierdoły (człowiek przepalający 1000 zł miesięcznie), że po co, na co, po cholerę, to chłop ma do ciebie jeździć.
Stosunki z moim ojcem mam coraz gorsze. Już nie jestem głupia, tylko jestem głupią dziwką. P******a. Ze mama brzydziła mi się zmieniać pieluchy i on to musiał robić. Moje poczucie własnej wartości leżało i kwiczało. Gdyby nie mój narzeczony, to chyba już dawno bym sobie żyły podcięła. Chciałam się wyprowadzić, ale tata mi nie pozwala. Manipuluję mną, bo to jest mój dom przecież (w którym nie mam nic do powiedzenia), że mam zacząć myśleć, że sama niczego się nie dorobiłam i nie szanuję, że to że mnie męczą dojazdy to żaden argument bo jego by nie męczyły (on ma do pracy 3 km). Że chce się wyprowadzić do gacha, do obcych, im kasę nabijać, że jestem głupia i naiwna bo tak wierzyć nie wolno (mój narzeczony mieszka 300 km ode mnie, nie mogę się na razie do niego wyprowadzić, bo nie mam tam pracy, ale chce się wyprowadzić do jego mieszkania, które obecnie wynajmuje, bliżej mojej pracy)
W niedziele miałam urodziny. Wybuchła kolejna awantura, bo pojechałam do mojego narzeczonego na kilka dni i nie zadzwoniłam. On nie mógł zadzwonić, bo honor mu nie pozwolił. Dowiedziałam się, że jestem zdzirą, a on nie jest moim ojcem. W moje urodziny. Jest mi tak cholernie źle, że naprawdę nie wiem co mam ze sobą zrobić.
Z jednej strony rozumiem, że nie chce zostać sam, z teściową, że ja jestem jedynaczką, że on cierpi po śmierci mamy, ale z drugiej ja przecież też cierpię, a on mnie kompletnie nie szanuje (nie zasługuję), nie wspiera, wszelkie moje "porażki" życiowe mi wypomina od lat. Czuję się jak zero, jak zostanę w tym domu to umrę, a jak się wyprowadzę to on się pewnie nigdy do mnie nie odezwie. Mam dość życia. Naprawdę.
Żeby nie było, wszystkie opłaty dzielę na 3 części i 1/3 płacę. Całkowicie ponoszę wszelkie koszty związane z samochodem, więc to nie jest tak, że on mnie utrzymuje, a ja jeszcze narzekam. Tym bardziej, że ja wcale nie chce tu mieszkać. Chcę się odciąć. Ale on mi robi wodę z mózgu...nie chcę potem wyjść na wyrodną córkę..
Wiem, że się rozpisałam, ale mam nadzieję, że jednak ktoś to przeczyta i może jakoś mi pomoże. Nie mam z kim o tym porozmawiać. Narzeczonego też już nie chcę tym męczyć i tak ma świętą cierpliwość. A poza tym jednak nie chciałabym, żeby patrzył na mojego ojca przez pryzmat tego jak mnie traktuje. A komuś innemu byłoby mi po prostu wstyd powiedzieć, że mój tata traktuje mnie jak g****o.
Boże..wyszło mi jeszcze dłużej niż myślałam... ale chciałam dodać jeszcze parę rzeczy.
Po pierwsze, nigdy nie usłyszałam "przepraszam", albo "nie powinienem tak mówić" itp. Zawsze po prostu po kilku, kilkunastu dniach ciszy zaczynamy ze sobie rozmawiać. Ale ja już od dawna mu nic nie mówię co słychać, co robiłam, co zamierzam, czy jakieś zabawne historie, bo on ma to gdzieś. I tak mnie nie słuchał, albo zmieniał temat na ulubiony, czyli narzekanie na babkę i kościół.
A po drugie, co się łączy z pierwszym trochę, on jest doskonały, nieomylny i fajny, to ja jestem zła. I to, że tak mówi na mnie no to cóż, zasłużyłam i że wyjątkowo go w*****a jak widzi takie fałszywe łezki u mnie....
Potrafi się na mnie obrazić w dowolnym czasie z dowolnego powodu (np. jak mu zwróciłam uwagę, żeby nie macał wszystkich placków ziemniaczanych bo wybiera, który mniej gorący tylko wziął sobie widelec. J**nał tymi plackami i wyszedł.)
On np. nie dziwi się moim kuzynom, którzy chcą "iść na swoje" i nie chcą mieszkać ze starymi, dziwi się innym, że mieszkają na kupie (ale my możemy w tej chwili trzy dorosłe osoby, każda z innego pokolenia, a potem mój mąż i dziecko. Cztery pokolenia pod jednym dachem! Ale ja oczywiście nigdy w takich warunkach się na dziecko nie zdecyduje, ani nie sprowadzę tu narzeczonego. Wolę zgnić tu sama jak niszczyć mu życie). Natomiast ja MAM tu zostać, jak mój facet by nie chciał to trudno, mam go zmienić.
Boże jak już teraz jest tak źle, już teraz słyszę, że dom nie jest mój (chyba, że do mycia okien, to wtedy mam dbać, bo moje), to co by było, gdybym swoją rodzinę w tą patologię wprowadziła??
Aha, ten doktorat to mi nie jest do niczego potrzebny, mierzi mnie i nawet go nie chciałam zaczynać. Ale on chciał. A ja miałam nadzieję, że może usłyszę, że jest zadowolony ze mnie... usmiech.gif teraz już wiem, że nie doczekam tego nigdy i tym bardziej nie mam ochoty tego kończyć.
Może lepiej, żebym książkę napisała, tyle tego jest..
Nie wyprowadzasz się z domu, w którym dla osób tam mieszkających jesteś - delikatnie rzecz nazywając - nikim, bo:
(...) tata mi nie pozwala. (...)
Na wszelki wypadek sprawdź swą metrykę, może faktycznie jesteś kilkuletnią dziewczynką. Jeśli nie, wstań z klęczek i stań się niezależną psychicznie.
3 2017-05-15 13:18:47 Ostatnio edytowany przez corka z piekla rodem (2017-05-15 13:25:26)
Tak, boję się.
Boję się, że nie będzie chciał mieć ze mną nic wspólnego, że zostanę sama, albo będzie mnie szantażował, albo zapije się na śmierć.
Z jednej strony jestem kompletnie pozbawiona możliwości decydowania o sobie i o tym gdzie i jak chcę mieszkać, a z drugiej czuję się za niego odpowiedzialna. Kto będzie winny jak się zapije?
Tak, boję się.
Boję się, że nie będzie chciał mieć ze mną nic wspólnego, że zostanę sama, albo będzie mnie szantażował, albo zapije się na śmierć.
Z jednej strony jestem kompletnie pozbawiona możliwości decydowania o sobie i o tym gdzie i jak chcę mieszkać, a z drugiej czuję się za niego odpowiedzialna. Kto będzie winny jak się zapije?
Dziewczyno sama sobie przypinasz tą "kulę" do nogi. Jakie to ma znaczenie, czy po wyprowadzce ojciec będzie chciał mieć coś z Tobą wspólnego, czy nie ? Wybacz, ale to jest człowiek po prostu podły i nic mu nie jesteś winna. Tym bardziej, że portafi się nawet odżegnywać od tego, że jest Twoim ojcem. Ty masz zacząć żyć swoim życiem, a nie być służącą. Niech się zapije. Jeśli będzie chciał to zrobić to i tak to zrobi. Nie powstrzymasz go.
Pakuj się i wyprowadzaj do narzeczonego, póki go jeszcze w ogóle masz. Bo z takim nastawieniem to nawet jego anielska cierpliwość może się w końcu skończyć. Ojciec i babka nie są niedołężni. Dadzą sobie radę.
Kto będzie winny jak się zapije?
Przecież nie Ty.
Wyprowadzką przecież nie musisz się całkiem odciąć od niego. Kto wie, może po Twoim wyprowadzeniu się, Wasze relacje się poprawią. Natomiast jeżeli zostaniesz, to może być tylko gorzej (dla Ciebie).
Swoją drogą, co to za ojciec, który potrafi takie rzeczy córce powiedzieć
6 2017-05-15 13:40:37 Ostatnio edytowany przez Wielokropek (2017-05-15 13:42:58)
Masz 29 lat. Wbrew temu co napisałaś, dojrzała osoba nie potrzebuje mieć u swego boku tatusia, bo sama może zadbać o siebie. Od Ciebie zależy to, czy ulegać będziesz jego manipulacjom, czy też zobaczysz rzeczywistość: to, że ojciec jest dorosłym człowiekiem podejmującym samodzielne decyzje. On nie jest ani niepełnosprawnym intelektualnie, ani wymagającym opieki, ani Twym niepełnoletnim dzieckiem. Jeśli się zapije, zrobi to na własną odpowiedzialność. Kto będzie 'winnym' (to nieadekwatne słowo)? On.
(...) Swoją drogą, co to za ojciec, który potrafi takie rzeczy córce powiedzieć
Toksyczny. Manipulant.
No trochę jednak ma znaczenie, w końcu to mój ojciec.
Jak była awantura jakaś to już wielokrotnie mi mówił, że jak chce iść to mogę iść w cholerę. Ale jak z nim później rozmawiam no to wysnuwa argumenty jak powyżej.
Za każdym razem mam mocne postanowienie, że pójdę w tą cholerę, bo po co mi taki ojciec. Nawet jak będę potrzebowała w życiu pomocy to on niego jej nie dostanę, a nawet jeśli to swoim wypominaniem doprowadzi mnie na stryczek. Ale wiadomo z marszu się nie wyniosę. A po 2, 3 czy 4 tygodniach robi się w miarę ok, a ja znowu zaczynam mieć wyrzuty sumienia, że przecież nie mogę go tak zostawić. Co będzie jak będzie starszy? Z drugiej strony jak pomyślę, że moje życie ma tak już zawsze wyglądać to mam ochotę iść na ten styczek teraz.
Na dziś, mam zamiar się wyprowadzić w czerwcu. Ojciec oczywiście o tym nie wie jeszcze. Mam zamiar mu powiedzieć o tym tuż przed faktem. Ale ja już mięknę i boję się, że on znowu wpędzi mnie w poczucie winy, zmanipuluje i ja znowu zostanę.
Nie wiem jak to zrobić, żeby to przeszło możliwie najmniej boleśnie.
Nie wiem jak mam przekonać samą siebie, że mam prawo do tego, żeby się wyprowadzić i nie mieszkać z nimi. Że to nie robi ze mnie złego człowieka.
luc napisał/a:(...) Swoją drogą, co to za ojciec, który potrafi takie rzeczy córce powiedzieć
Toksyczny. Manipulant.
Wiem.
Ja po prostu nigdy nie mogę takich sytuacji przyjąć do wiadomości (niedosłownie ).
corka z piekla rodem napisał/a:Kto będzie winny jak się zapije?
Przecież nie Ty.
Wyprowadzką przecież nie musisz się całkiem odciąć od niego. Kto wie, może po Twoim wyprowadzeniu się, Wasze relacje się poprawią. Natomiast jeżeli zostaniesz, to może być tylko gorzej (dla Ciebie).Swoją drogą, co to za ojciec, który potrafi takie rzeczy córce powiedzieć
Też mi się wydaję, że mogłyby nam się relacje poprawić. Kiedy nie widzielibyśmy się codziennie, kiedy nie wracałabym do domu z chęcią zginięcia w wypadku, kiedy nie musiałabym znosić jego niezadowolonej miny, grymasów i wiecznych komentarzy, że wszystko jest nie tak.
Noo...mój ojciec właśnie.
Jesteś ofiarą przemocy domowej. Wyszukaj w internecie hasła 'cykl przemocy', 'uzależnienie psychiczne od drugiej osoby', 'Niebieska Linia' - znajdziesz kopalnię informacji, także o pomocy prawnej i psychologicznej.
Nie wiem jak mam przekonać samą siebie, że mam prawo do tego, żeby się wyprowadzić i nie mieszkać z nimi. Że to nie robi ze mnie złego człowieka.
Pomijając wszystko inne co napisałaś.
Chyba chcesz aby Ci to napisać wiele razy: tak, masz prawo się wyprowadzić.
Każdy normalny rodzic oczekuje, że jego dziecko zacznie żyć samodzielnie.
Wyprowadzką nie musisz zrywać z nim kontaktu.
Rzeczywiście nie mów o wyprowadzce wcześniej skoro znów będziesz wpędzana w poczucie winy (powinnaś się z tego wyzwolić).
No trochę jednak ma znaczenie, w końcu to mój ojciec.
Jak była awantura jakaś to już wielokrotnie mi mówił, że jak chce iść to mogę iść w cholerę. Ale jak z nim później rozmawiam no to wysnuwa argumenty jak powyżej.Za każdym razem mam mocne postanowienie, że pójdę w tą cholerę, bo po co mi taki ojciec. Nawet jak będę potrzebowała w życiu pomocy to on niego jej nie dostanę, a nawet jeśli to swoim wypominaniem doprowadzi mnie na stryczek. Ale wiadomo z marszu się nie wyniosę. A po 2, 3 czy 4 tygodniach robi się w miarę ok, a ja znowu zaczynam mieć wyrzuty sumienia, że przecież nie mogę go tak zostawić. Co będzie jak będzie starszy? Z drugiej strony jak pomyślę, że moje życie ma tak już zawsze wyglądać to mam ochotę iść na ten styczek teraz.
Na dziś, mam zamiar się wyprowadzić w czerwcu. Ojciec oczywiście o tym nie wie jeszcze. Mam zamiar mu powiedzieć o tym tuż przed faktem. Ale ja już mięknę i boję się, że on znowu wpędzi mnie w poczucie winy, zmanipuluje i ja znowu zostanę.
Nie wiem jak to zrobić, żeby to przeszło możliwie najmniej boleśnie.
Nie wiem jak mam przekonać samą siebie, że mam prawo do tego, żeby się wyprowadzić i nie mieszkać z nimi. Że to nie robi ze mnie złego człowieka.
Masz 29 lat !!!! Po prostu się spakuj i wyprowadź. Bez żadnego wdawania w dyskusje. Oczywiście, że wyprowadzka nie robi z Ciebie złego człowieka. Na całym świecie jest tak, że dzieci się wyprowadzają i zaczynają żyć samodzielnie. To jest normalna kolej rzeczy. Patologią jest to co Ty masz w domu. Niech ojciec pomieszka sam z babką. Może to mu trochę przemówi do rozumu. Choć i w to wątpię, bo to chyba beznadziejny przypadek. Jeśli ojciec zachoruje, wyląduje w szpitalu to wtedy mu pomożesz, ale póki co jest zdrowy (poza umysłem) i niech się sam o siebie troszczy.
Inaczej by też było, gdyby on był taki zawsze. A nie był. Zawsze był szorstki, nigdy mi chyba nic miłego nie powiedział i był bardziej kolegą. Ale nie było takich akcji. Ciągle to tłumaczę śmiercią mamy, że się pogubił, że nie daje rady, ale...no właśnie. To tak już będzie zawsze? Wiem, że jeśli zostanę to tak.
A jak odejdę to mogę go mieć na sumieniu.
A mój narzeczony to rzeczywiście święty człowiek ale tak, też mi przeszło przez myśl, że tego nie wytrzyma. Dlatego po 1 staram się już mu o tym nie mówić, a po 2 też dla niego chcę się wyprowadzić, bo niedługo nie będę się nadawała do niczego i będzie się musiał uganiać z taką ofiarą losu...
(...) Ciągle to tłumaczę śmiercią mamy, że się pogubił, że nie daje rady, ale...no właśnie. To tak już będzie zawsze? Wiem, że jeśli zostanę to tak. (...)
Jasne. Pogubił się. Zamiast powiedzieć, że Cię kocha, ubliża Ci.
Przeczytaj ze zrozumieniem zdania z mej sygnatury.
A jak odejdę to mogę go mieć na sumieniu.
A w jaki sposób? Że się zapije?
To z innej strony. Jeżeli zostaniesz, to przestanie pić?
corka z piekla rodem napisał/a:
Nie wiem jak mam przekonać samą siebie, że mam prawo do tego, żeby się wyprowadzić i nie mieszkać z nimi. Że to nie robi ze mnie złego człowieka.Pomijając wszystko inne co napisałaś.
Chyba chcesz aby Ci to napisać wiele razy: tak, masz prawo się wyprowadzić.
Każdy normalny rodzic oczekuje, że jego dziecko zacznie żyć samodzielnie.
Wyprowadzką nie musisz zrywać z nim kontaktu.
Rzeczywiście nie mów o wyprowadzce wcześniej skoro znów będziesz wpędzana w poczucie winy (powinnaś się z tego wyzwolić).
Tak, tego właśnie chcę. Nie wiem ile osób musi mi to powiedzieć, jaka jest ta magiczna liczba. Ale to prawda..
17 2017-05-15 14:07:37 Ostatnio edytowany przez Wielokropek (2017-05-15 14:08:18)
Masz prawo wyprowadzić się z domu rodzinnego.
Masz prawo zamieszkać gdzie chcesz i z kim chcesz.
Masz prawo żyć tak, jak chcesz.
Masz prawo spotykać się z kim chcesz.
Masz prawo.
Skorzystasz ze swych praw?
Właśnie kto jak kto, ale człowiek mieszkający 30 lat z teściową na którą cały czas psioczył powinien mnie zrozumieć. Tylko, że on wychodzi z założenia, że on jest "spoko". Fajny, zabawny, "luzacki" i w ogóle spoko. Babka wredna i złośliwa, ale on spoko.
WIELOKROPEK
Czytałam i wiem, że masz rację. I ja chcę. Tylko nie wiem czy to słuszne czy egoistyczne.
LUC
Nie, nie przestanie. W końcu teraz pije, prawda? Powiedziałabym, że może rzadziej, ale biorąc pod uwagę to, że unikam go jak ognia i siedzę w zasadzie cały czas zamknięta w pokoju jak jestem w domu to nie wiem czy rzadziej.
Masz prawo wyprowadzić się z domu rodzinnego.
Masz prawo zamieszkać gdzie chcesz i z kim chcesz.
Masz prawo żyć tak, jak chcesz.
Masz prawo spotykać się z kim chcesz.
Masz prawo.Skorzystasz ze swych praw?
Chcę z nich skorzystać. Cały czas próbuję się przełamać. Mój narzeczony mówi, że nie wie dlaczego słucham ojca jak mówi że jestem taka zła i beznadziejna, a nie słucham jego kiedy mówi, że jestem ładna i mądra.
Bo jestem zakompleksiona i mam zryty beret. Bo ojciec jest na miejscu i ma na mnie największy wpływ. Bo całe życie staram się go zadowolić a nie mogę/nie umiem.
20 2017-05-15 14:14:55 Ostatnio edytowany przez Wielokropek (2017-05-15 14:16:54)
Kobieto!
To, że chcesz żyć 'po swojemu' jest rzeczą naturalną. Zwiewaj od tych toksycznych osób w tempie światła. Masz prawo być niezależną osobą. Masz też prawo ze swej niezależności zrezygnować. W końcu nie ma obowiązku być zadowolonym i szczęśliwym człowiekiem.
(...) Bo jestem zakompleksiona i mam zryty beret. Bo ojciec jest na miejscu i ma na mnie największy wpływ. Bo całe życie staram się go zadowolić a nie mogę/nie umiem.
Może więc skorzystasz z profesjonalniej pomocy i zdecydujesz się na psychoterapię?
LUC
Nie, nie przestanie.
Właśnie.
Odpowiedź była oczywista. Chodziło o uświadomienie jej Tobie.
WIELOKROPEK
Kiedyś o tym myślałam nawet, ale ja wiem w czym jest problem. Jak jest, a jak być powinno. Psychoterapia by mi pomogła, gdyby owy psychoterapeuta wziął mnie za kragiel i przerzucił na to inne mieszkanie. Wiem, że jak się odetnę trochę to mi będzie lepiej. Przestanę się zastanawiać jak ojciec zareaguje, bo nawet nie musi wiedzieć o czymkolwiek. Potrzebuję tylko tego kopa.
A jak mnie będzie "zdalnie" terroryzował to bym musiała na ta terapię do końca życia chyba chodzić.
LUC
No tak tylko, że teraz jakoś tam funkcjonuje.
Generalnie chodzi o to, że ja się boję, że on się na mnie "obrazi" i w ogóle nie będzie chciał mieć ze mną nic wspólnego. A wiem, że tak potrafi, bo z własną matką nie chce gadać
23 2017-05-15 14:36:04 Ostatnio edytowany przez Wielokropek (2017-05-15 14:39:25)
(...) Psychoterapia by mi pomogła, gdyby owy psychoterapeuta wziął mnie za kragiel i przerzucił na to inne mieszkanie. Wiem, że jak się odetnę trochę to mi będzie lepiej. Przestanę się zastanawiać jak ojciec zareaguje, bo nawet nie musi wiedzieć o czymkolwiek. Potrzebuję tylko tego kopa. (...)
Zamienił stryjek siekierkę na kijek.Teraz odpowiedzialnym za Twe życie jest ojciec, marzysz, by tę odpowiedzialność przejął psychoterapeuta.
(...) A jak mnie będzie "zdalnie" terroryzował to bym musiała na ta terapię do końca życia chyba chodzić. (...)
Tylko wtedy, gdy zdecydujesz być zależną do końca życia. Ale wtedy terapeuta zakończy terapię, bo nie będzie walczył z Twoimi decyzjami.
corka z piekla rodem napisał/a:(...) Psychoterapia by mi pomogła, gdyby owy psychoterapeuta wziął mnie za kragiel i przerzucił na to inne mieszkanie. Wiem, że jak się odetnę trochę to mi będzie lepiej. Przestanę się zastanawiać jak ojciec zareaguje, bo nawet nie musi wiedzieć o czymkolwiek. Potrzebuję tylko tego kopa. (...)
Zamienił stryjek siekierkę na kijek.Teraz odpowiedzialnym za Twe życie jest ojciec, marzysz, by tą odpowiedzialność przejął psychoterapeuta.
(...) A jak mnie będzie "zdalnie" terroryzował to bym musiała na ta terapię do końca życia chyba chodzić. (...)
Tylko wtedy, gdy zdecydujesz być zależną do końca życia. Ale wtedy terapeuta zakończy terapię, bo nie będzie walczył z Twoimi decyzjami.
No więc właśnie. Ja sobie doskonale zdaję sprawę, że ostateczny krok i tak muszę zrobić ja. Widzę też to, że chcę się od ojca uniezależnić, ale potrzebuję do tego zezwolenia. Widzę jak patologiczna jest ta sytuacja. Widzę, że ciągle szukam akceptacji. Wiem, że boję się złej oceny mnie przez ojca, ale i przez obcych ludzi. Wiem, że kiedy będę dążyła do uszczęśliwienia wszystkich to raz, że i tak mi się to nie uda, a dwa sama nie będę szczęśliwa. Wszystko to wiem i to jest chyba najgorsze.
Po prostu boje się, że jestem za słaba, żeby ten krok zrobić.
Chcę, ale się boję
Kilka słów sprostowania.
Nie musisz niczego robić. Możesz. Wbrew pozorom to istotna różnica. Możesz (ale nie musisz) też żyć tak, jak do tej pory, będąc zależną od ojca i innych osób.
Możesz różne rzeczy (w tym wyprowadzka z domu, podjęcie terapii) zrobić mimo lęku. Możesz też ulec lękowi i żyć tak, jak dotąd, patrząc z zazdrością na innych, którzy podjęli decyzję o psychicznym uniezależnieniu się.
Stwierdzenie
(...) jestem za słaba, żeby ten krok zrobić. (...)
jest decyzją. Nikomu nic do niej.
Kilka słów sprostowania.
Nie musisz niczego robić. Możesz. Wbrew pozorom to istotna różnica. Możesz (ale nie musisz) też żyć tak, jak do tej pory, będąc zależną od ojca i innych osób.Możesz różne rzeczy (w tym wyprowadzka z domu, podjęcie terapii) zrobić mimo lęku. Możesz też ulec lękowi i żyć tak, jak dotąd, patrząc z zazdrością na innych, którzy podjęli decyzję o psychicznym uniezależnieniu się.
Stwierdzenie
(...) jestem za słaba, żeby ten krok zrobić. (...)
jest decyzją. Nikomu nic do niej.
Ale to zdanie jest wyrwane z kontekstu
Rzecz w tym, że ja już co najmniej dwa razy się "wyprowadzałam" i dwa razy zrobił mi wodę z mózgu. Teraz chcę to zrobić po raz trzeci. Naprawdę. Tylko, że boję się, że on znowu mną zmanipuluję. Nie potrzebuję argumentów jakie mam mu przedstawić bo on je ma w du*ie. Wiem, że jedynym argumentem jaki mogę mu przedstawić to po prostu ten, że chcę żyć na własny rachunek. I to powinno wystarczyć.
Może wywołanie kłótni tuż przed byłoby najlepsze, bo wtedy mam najwięcej energii, żalu i nienawiści (tak, nienawiści).
A im dłużej czekam, tym bardziej się boję że znowu stchórzę i dam mu się stłamsić. I uwierzę, że jestem nikim, że nie dam sobie rady. Że jestem egoistką, że go zostawiam. Że jestem niewdzięczna, bo mam tu dom, kupił mi samochód a ja nie szanuję.
Dlatego to piszę. Dlatego się upewniam..
Oczywiście, że wyrwane z kontekstu.
Nikt nie może sprawić byś poczuł się gorszy bez twojego przyzwolenia.
Jeśli zdecydujesz, by nie ulec manipulacji, nie ulegniesz.
Nie wiem, po co ten znak zapytania w tytule wątku, bo to jest jasne jak słońce...
Jesteś dorosła, masz 29 lat i większość ludzi w Twoim wieku wyprowadza się z domu - niezależnie jaka panuje w nim sytuacja. To po prostu jest naturalna kolej rzeczy i tak o tym myśl - a nie, że porzucasz ojca. Porzucić, to można małe dziecko, albo psa w lesie, a nie dorosłego faceta, który może sam o siebie się zatroszczyć i sam za siebie być odpowiedzialny.
Ty za jego picie nie odpowiadasz, chce, to pije, Twoja wyprowadzka nijak ma sie do tego. Szukasz wymówki.
Odpowiedz sobie na pytanie: gdyby się nawet na Ciebie obraził za tą wyprowadzkę, to co z tego? Co najgorszego może się stać, jak już się obrazi? Będziesz mieć wreszcie spokój?
Myśl lepiej o narzeczonym, bo w końcu straci cierpliwość i uzna, że nie ma z Tobą przyszłości, bo boisz się wyprowadzić od tatusia...
Nie wiem, po co ten znak zapytania w tytule wątku, bo to jest jasne jak słońce...
Jesteś dorosła, masz 29 lat i większość ludzi w Twoim wieku wyprowadza się z domu - niezależnie jaka panuje w nim sytuacja. To po prostu jest naturalna kolej rzeczy i tak o tym myśl - a nie, że porzucasz ojca. Porzucić, to można małe dziecko, albo psa w lesie, a nie dorosłego faceta, który może sam o siebie się zatroszczyć i sam za siebie być odpowiedzialny.
Ty za jego picie nie odpowiadasz, chce, to pije, Twoja wyprowadzka nijak ma sie do tego. Szukasz wymówki.
Odpowiedz sobie na pytanie: gdyby się nawet na Ciebie obraził za tą wyprowadzkę, to co z tego? Co najgorszego może się stać, jak już się obrazi? Będziesz mieć wreszcie spokój?
Myśl lepiej o narzeczonym, bo w końcu straci cierpliwość i uzna, że nie ma z Tobą przyszłości, bo boisz się wyprowadzić od tatusia...
Stracę ojca? Jedyną rodzinę jaką mam? Babki nie liczę bo ona jest chyba jeszcze gorsza od niego. Lata co chwilę do kościoła, słucha radia Maryja, modli się całymi dniami, a jak ją spytałam czy uważa, że ojciec ma prawo mnie od dziw** wyzywać to mi się kazała ojcu nie dziwić bo przecież "sypiasz z tym chłopakiem". Z rodziną ojca kontaktu nie mam, bo ojciec się z nimi pokłócił i nie chce. Oni zdaje się też nie bardzo (stąd wiem, że może się zdarzyć, że ojciec się na mnie "śmiertelnie" obrazi). Rodzeństwa nie mam ani ja, ani nie miała mama.
Nie chce być najgorsza. Że właśnie ich zostawiam, wypinam się i idę.
Jeszcze jedno. W pierwszym poście napisałam, że ostatnia awantura była w niedzielę. I owszem ale w marcu wybaczcie mi to. Teraz już ojciec normalnie ze mną rozmawia i normalnie się zachowuje. I mówi mi, że on już się nie nadaje, że jemu się już nie chce po prostu, że nie ma co ze sobą zrobić.. co ja mam zrobić? Najlepsze jest to, że on uważa mnie za skrajną egoistkę a prawda jest taka, że gdybym nią była to już dwa lata temu bym się wyniosła w cholerę.
Nie wiem jak to rozegrać, żeby polało się jak najmniej krwi.
Mam powiedzieć "tato, w piątek się wyprowadzam. Chcę pożyć trochę na własny rachunek". I co dalej? Bo tak gładko to to nie pójdzie
Mam powiedzieć "tato, w piątek się wyprowadzam.
Tak.
Chcę pożyć trochę na własny rachunek".
Nie.
Jakie "trochę"?
"wyprowadzam się. Zaczynam samodzielne życie."
Możesz dodać (w zależności od rozwoju sytuacji), że nie porzucasz go (Bogiem a prawdą, zasłużył na to), będziesz z nim kontakcie.
Moim zdaniem, w sytuacji jaką opisałaś, to wystarczy.
Stracę ojca? Jedyną rodzinę jaką mam?
Nie chce być najgorsza. Że właśnie ich zostawiam, wypinam się i idę.on uważa mnie za skrajną egoistkę a prawda jest taka, że gdybym nią była to już dwa lata temu bym się wyniosła w cholerę.
Niewłaściwie na to patrzysz. Nie stracisz ojca ani nie będziesz egoistką przez to, że sie wyprowadzisz. Wyprowadzka jest w pewnym wieku normalna. To jest naturalna kolej rzeczy. Rozejrzyj się dookoła: popatrz na koleżanki, współpracowników, kuzynki, sąsiadki. Normalna sprawa, że ludzie się w pewnym wieku wyprowadzają. Jesteś tuż przed 30-ką, więc to dobry czas, by iść na swoje. Gdzie tu egoizm?
Druga sprawa jest taka: ile lat zamierzasz to ciągnąć? Jeśli Twój ojciec pożyje jeszcze 10, może 20 lat - nie wiem w jakim jest wieku, to co, też się nie wyprowadzisz, bo nie chcesz go "porzucać", nie chcesz być egoistką? Będziesz mieć 40 lat i mieszkać z ojcem? Bo on Ci zabrania wyprowadzki? No nie żartuj...
Pomyślałaś też, że Twoja wyprowadzka może na dłuższą metę dobrze wpłynąć na Waszą relację? Nawet jak na poczatku się sfochuje i obrazi, to z czasem mu przejdzie i będzie musiał to zaakceptować. Będziecie mieć kontakt telefoniczny, będziesz wpadać od czasu do czasu. I jeśli w tym momencie on zacznie Cię wyzywać jak to on lubi, to wtedy mówisz: skończ albo wychodzę. Jak nie skończy to wychodzisz. Informujesz go, ze albo rozmawiacie normalnie, z szacunkiem, albo nie rozmawiacie - będzie musiał się nauczyć. wyprowadzka da Ci szansę na postawienie granic.
corka z piekla rodem napisał/a:Mam powiedzieć "tato, w piątek się wyprowadzam.
Tak.
corka z piekla rodem napisał/a:Chcę pożyć trochę na własny rachunek".
Nie.
Jakie "trochę"?
"wyprowadzam się. Zaczynam samodzielne życie."
Możesz dodać (w zależności od rozwoju sytuacji), że nie porzucasz go (Bogiem a prawdą, zasłużył na to), będziesz z nim kontakcie.
Moim zdaniem, w sytuacji jaką opisałaś, to wystarczy.
No właśnie chciałam mu powiedzieć, że wyprowadzam się tylko na 3 miesiące (wolne mieszkanie bez studentów, którzy teraz je zajmują), żeby nie myślał, że na zawsze, bo może będzie łatwiej. Bo jak już wyjdę, to będzie mnie łatwiej potem po prostu nie wracać..
No właśnie chciałam mu powiedzieć, że wyprowadzam się tylko na 3 miesiące (wolne mieszkanie bez studentów, którzy teraz je zajmują), żeby nie myślał, że na zawsze, bo może będzie łatwiej. Bo jak już wyjdę, to będzie mnie łatwiej potem po prostu nie wracać..
Nie mam przekonania czy to dobry pomysł.
Pewne cięcia lepiej zrobić jednym ruchem. Ojciec też ma szansę się oswoić z myślą, że ma już dorosłą córkę, która zaczyna własne życie, że wyprowadzasz się na stałe.
Bo przecież tak chcesz zrobić? Czy nie?
corka z piekla rodem napisał/a:Stracę ojca? Jedyną rodzinę jaką mam?
Nie chce być najgorsza. Że właśnie ich zostawiam, wypinam się i idę.on uważa mnie za skrajną egoistkę a prawda jest taka, że gdybym nią była to już dwa lata temu bym się wyniosła w cholerę.
Niewłaściwie na to patrzysz. Nie stracisz ojca ani nie będziesz egoistką przez to, że sie wyprowadzisz. Wyprowadzka jest w pewnym wieku normalna. To jest naturalna kolej rzeczy. Rozejrzyj się dookoła: popatrz na koleżanki, współpracowników, kuzynki, sąsiadki. Normalna sprawa, że ludzie się w pewnym wieku wyprowadzają. Jesteś tuż przed 30-ką, więc to dobry czas, by iść na swoje. Gdzie tu egoizm?
Druga sprawa jest taka: ile lat zamierzasz to ciągnąć? Jeśli Twój ojciec pożyje jeszcze 10, może 20 lat - nie wiem w jakim jest wieku, to co, też się nie wyprowadzisz, bo nie chcesz go "porzucać", nie chcesz być egoistką? Będziesz mieć 40 lat i mieszkać z ojcem? Bo on Ci zabrania wyprowadzki? No nie żartuj...
Pomyślałaś też, że Twoja wyprowadzka może na dłuższą metę dobrze wpłynąć na Waszą relację? Nawet jak na poczatku się sfochuje i obrazi, to z czasem mu przejdzie i będzie musiał to zaakceptować. Będziecie mieć kontakt telefoniczny, będziesz wpadać od czasu do czasu. I jeśli w tym momencie on zacznie Cię wyzywać jak to on lubi, to wtedy mówisz: skończ albo wychodzę. Jak nie skończy to wychodzisz. Informujesz go, ze albo rozmawiacie normalnie, z szacunkiem, albo nie rozmawiacie - będzie musiał się nauczyć. wyprowadzka da Ci szansę na postawienie granic.
Ehhh no właśnie dla niego naturalną koleją rzeczy jest, że będę tu mieszkała do końca życia. Z nim, z babką, z mężem i dziećmi. Że się NIGDY nie przeprowadzę. I zdaję się z moje dzieci mają słuchać jak mnie wyzywa od kur*w..
Wyprowadzają się owszem, ale mają oboje rodziców jeszcze. Nie zostawiają jednego samego. Tak, pomyślałam o tym, że mogłyby nam się polepszyć relacje. Pomyślałam nawet, że skoro nie chce być sam to jeszcze sobie ułoży życie, znajdzie kogoś (ma 57 lat).
On tez mówi, że sobie po prostu nie dam rady. Że idę na łaskę chłopa (jego mieszkanie więc będę robić tylko opłaty bez wynajmu). No i niby ma rację, ale...to przecież mój narzeczony.
Szkoda, że nie mogę od razu zamieszkać z narzeczonym, ale mieszkamy 300 km od siebie, a pracy nie rzucę
corka z piekla rodem napisał/a:No właśnie chciałam mu powiedzieć, że wyprowadzam się tylko na 3 miesiące (wolne mieszkanie bez studentów, którzy teraz je zajmują), żeby nie myślał, że na zawsze, bo może będzie łatwiej. Bo jak już wyjdę, to będzie mnie łatwiej potem po prostu nie wracać..
Nie mam przekonania czy to dobry pomysł.
Pewne cięcia lepiej zrobić jednym ruchem. Ojciec też ma szansę się oswoić z myślą, że ma już dorosłą córkę, która zaczyna własne życie, że wyprowadzasz się na stałe.
Bo przecież tak chcesz zrobić? Czy nie?
Tak. Jeżeli wyjdę z tego domu to już nie wrócę. Ale może się przyzwyczai, że mnie nie ma? Z resztą nie sądzę, żeby mi uwierzył, że wrócę
(...) Jeżeli wyjdę z tego domu (...)
Ten fragment jest symptomatyczny.
corka z piekla rodem napisał/a:(...) Jeżeli wyjdę z tego domu (...)
Ten fragment jest symptomatyczny.
Pewnie masz rację.. Ale proszę, nie udowadniaj mi, że mi się nie uda..
Pewnie masz rację.. Ale proszę, nie udowadniaj mi, że mi się nie uda..
Udowadniam, że Ci się nie uda? Hm... .
Znikam z Twego wątku.
Wielokropek napisał/a:corka z piekla rodem napisał/a:(...) Jeżeli wyjdę z tego domu (...)
Ten fragment jest symptomatyczny.
Pewnie masz rację.. Ale proszę, nie udowadniaj mi, że mi się nie uda..
Ta reakcja też jest symptomatyczna.
Wygląda bowiem na to, że ciągle jeszcze nie podjęłaś decyzji.
Uwierz, że to czy Ci się uda zależy już tylko od Ciebie.
corka z piekla rodem napisał/a:Pewnie masz rację.. Ale proszę, nie udowadniaj mi, że mi się nie uda..
Udowadniam, że Ci się nie uda? Hm... .
Znikam z Twego wątku.
Jeżeli jest symptomatyczne. Używam jeżeli zamiast np. kiedy, bo podświadomie wiem, że nic z tego nie będzie i do mojej wyprowadzki nigdy nie dojdzie.
Gdybym nie miała problemu z decyzją to nie zakładałabym tego wątku. Chcę się wyprowadzić, ale boję się, że ojciec mnie zablokuje. Zmanipuluje, udowodni, że nie dam sobie rady, że jestem zła i jestem nikim. I się wycofam. Bo uwierzę.
Nie chciałam Cię w żaden sposób urazić.
Nie czuję się urażona. Zrezygnowałam (bo ten post jest jedynie odpowiedzią na Twe wyjaśnienia) z pisania w Twym wątku, bo walczyć z Tobą, o Ciebie, wbrew Tobie, nie będę.
Mimo zapewnień nie przekonałaś mnie (ale też nie wymagam tego), że podjęłaś decyzję (lub jesteś w trakcie jej podejmowania) o opuszczeniu domu rodzinnego i uniezależnieniu się psychicznym od toksycznych domowników. Ba, wbrew swym zapewnieniom, udowadniasz (tak, Ty; posądzanie mnie o to jest projekcją - znanym mechanizmem obronnym), że Twe wysiłki będą bezowocne. Gry "tak, ale..." nie podejmuję.
Rozumiem. I dziękuję, że w ogóle chciało Ci się to czytać
No cóż, może widocznie rzeczywiście wszyscy macie racje i ja po prostu jestem niedojdą i przegrańcem
i ja po prostu jestem niedojdą i przegrańcem
Skąd taki pomysł?
Ani niedojda, ani przegraniec. Masz po prostu pewien balast psychiczny i wpędzającego Cię w poczucie winy ojca.
To ładnie z Twojej strony (piszę bez ironii), że mimo paskudnego zachowania ojca, nie chcesz z nim zrywać kontaktów, ale czas już na własne życie.
Życzę powodzenia i siły.
Polska kadra naukowa. Jam można robić doktorat nie potrafiąc samodzielnie myśleć???????????????????????????? ?????????????? ????????????????????? ????????? ??????????????????????????????????????????????????????????????????
corka z piekla rodem napisał/a:i ja po prostu jestem niedojdą i przegrańcem
Skąd taki pomysł?
Ani niedojda, ani przegraniec. Masz po prostu pewien balast psychiczny i wpędzającego Cię w poczucie winy ojca.
To ładnie z Twojej strony (piszę bez ironii), że mimo paskudnego zachowania ojca, nie chcesz z nim zrywać kontaktów, ale czas już na własne życie.
Życzę powodzenia i siły.
No właśnie wpędza mnie w poczucie winy. On mi nie mówi, że zabrania mi się wyprowadzić, ale przedstawi to wszystko tak, że jak pójdę to będzie nie dość że głupie bo nie dam sobie rady, a chłopak mnie tylko wykorzysta i zostawi, to jeszcze zostawię ich samych na pastwę losu. I boję się, że jak już pójdę to on się stoczy (specjalnie, mi na złość czy nie), a ja do końca życia będę miała poczucie winy...:/ Jak chcę gdzieś jechać to niby też mi nie zabrania tylko "radzi". Wszystko tak przedstawia, że się odechciewa.
Boże ja już mam taką nerwicę, że byle co mnie doprowadza do histerii. Wczoraj ojciec zjadł mi jedzenie które przygotowałam sobie do pracy. Nie wpadnie przecież na pomysł, żeby zapytać czy może mimo że już się to zdarzało wielokrotnie i wielokrotnie była awantura o to, bo jak mu coś powiem to on od razu"to trzeba było mówić! Dobra, więcej NIC nie będę jadł". I foch. Więc zaś się poryczałam.
Jest źle to jest źle bo się do mnie nie odzywa, traktuje jak powietrze. Jak jest dobrze to też źle, bo zaczynają mi na głowę wchodzić.
Żyć mi się odechciewa po prostu
Polska kadra naukowa. Jam można robić doktorat nie potrafiąc samodzielnie myśleć???????????????????????????? ?????????????? ????????????????????? ????????? ??????????????????????????????????????????????????????????????????
Bez obaw. Małe prawdopodobieństwo, że to skończę
luc napisał/a:corka z piekla rodem napisał/a:i ja po prostu jestem niedojdą i przegrańcem
Skąd taki pomysł?
Ani niedojda, ani przegraniec. Masz po prostu pewien balast psychiczny i wpędzającego Cię w poczucie winy ojca.
To ładnie z Twojej strony (piszę bez ironii), że mimo paskudnego zachowania ojca, nie chcesz z nim zrywać kontaktów, ale czas już na własne życie.
Życzę powodzenia i siły.No właśnie wpędza mnie w poczucie winy. On mi nie mówi, że zabrania mi się wyprowadzić, ale przedstawi to wszystko tak, że jak pójdę to będzie nie dość że głupie bo nie dam sobie rady, a chłopak mnie tylko wykorzysta i zostawi, to jeszcze zostawię ich samych na pastwę losu. I boję się, że jak już pójdę to on się stoczy (specjalnie, mi na złość czy nie), a ja do końca życia będę miała poczucie winy...:/ Jak chcę gdzieś jechać to niby też mi nie zabrania tylko "radzi". Wszystko tak przedstawia, że się odechciewa.
Boże ja już mam taką nerwicę, że byle co mnie doprowadza do histerii. Wczoraj ojciec zjadł mi jedzenie które przygotowałam sobie do pracy. Nie wpadnie przecież na pomysł, żeby zapytać czy może mimo że już się to zdarzało wielokrotnie i wielokrotnie była awantura o to, bo jak mu coś powiem to on od razu"to trzeba było mówić! Dobra, więcej NIC nie będę jadł". I foch. Więc zaś się poryczałam.
Jest źle to jest źle bo się do mnie nie odzywa, traktuje jak powietrze. Jak jest dobrze to też źle, bo zaczynają mi na głowę wchodzić.
Żyć mi się odechciewa po prostu
Trudno uwierzyć, że masz 29 lat, bo zachowujesz się jak dziecko, które święcie wierzy w każde słowo taty, choćby nie wiem jakim był idiotą. Jak możesz ciągle gadać, że on Cię zmanipuluje, że Ci coś udowodni? On Ci niczego nie udowadnia, a manipuluje Tobą, bo mu na to pozwalasz. Przestań wreszcie wierzyć w te debilizmy, które Ci wygaduje! To nie jest żadna prawda objawiona. Niech sobie gada co chce. Jak Ci mówi, że jesteś dziwką i chcesz żyć na utrzymaniu narzeczonego to się zaśmiej i powiedz mu, że uwielbiasz być dziwką narzeczonego i dlatego się wyprowadzasz. Zrozum, z tym facetem nie rozmawia się na poważnie. To nie ma sensu.
corka z piekla rodem napisał/a:luc napisał/a:Skąd taki pomysł?
Ani niedojda, ani przegraniec. Masz po prostu pewien balast psychiczny i wpędzającego Cię w poczucie winy ojca.
To ładnie z Twojej strony (piszę bez ironii), że mimo paskudnego zachowania ojca, nie chcesz z nim zrywać kontaktów, ale czas już na własne życie.
Życzę powodzenia i siły.No właśnie wpędza mnie w poczucie winy. On mi nie mówi, że zabrania mi się wyprowadzić, ale przedstawi to wszystko tak, że jak pójdę to będzie nie dość że głupie bo nie dam sobie rady, a chłopak mnie tylko wykorzysta i zostawi, to jeszcze zostawię ich samych na pastwę losu. I boję się, że jak już pójdę to on się stoczy (specjalnie, mi na złość czy nie), a ja do końca życia będę miała poczucie winy...:/ Jak chcę gdzieś jechać to niby też mi nie zabrania tylko "radzi". Wszystko tak przedstawia, że się odechciewa.
Boże ja już mam taką nerwicę, że byle co mnie doprowadza do histerii. Wczoraj ojciec zjadł mi jedzenie które przygotowałam sobie do pracy. Nie wpadnie przecież na pomysł, żeby zapytać czy może mimo że już się to zdarzało wielokrotnie i wielokrotnie była awantura o to, bo jak mu coś powiem to on od razu"to trzeba było mówić! Dobra, więcej NIC nie będę jadł". I foch. Więc zaś się poryczałam.
Jest źle to jest źle bo się do mnie nie odzywa, traktuje jak powietrze. Jak jest dobrze to też źle, bo zaczynają mi na głowę wchodzić.
Żyć mi się odechciewa po prostuTrudno uwierzyć, że masz 29 lat, bo zachowujesz się jak dziecko, które święcie wierzy w każde słowo taty, choćby nie wiem jakim był idiotą. Jak możesz ciągle gadać, że on Cię zmanipuluje, że Ci coś udowodni? On Ci niczego nie udowadnia, a manipuluje Tobą, bo mu na to pozwalasz. Przestań wreszcie wierzyć w te debilizmy, które Ci wygaduje! To nie jest żadna prawda objawiona. Niech sobie gada co chce. Jak Ci mówi, że jesteś dziwką i chcesz żyć na utrzymaniu narzeczonego to się zaśmiej i powiedz mu, że uwielbiasz być dziwką narzeczonego i dlatego się wyprowadzasz. Zrozum, z tym facetem nie rozmawia się na poważnie. To nie ma sensu.
Bo jestem strasznie zakompleksiona.
Wiem, że nie da się z nim pogadać na poważnie, bo zachowuje się nielogicznie dlatego tłumaczenie mu dlaczego chcę się wynieść nie ma sensu. Np sprawa sprzętu sportowego, który kosztował ok. 900 zł i który kupił mój narzeczony. Nawet nie ja. Ojciec się drze, że jak można tyle kasy wydać. Mówię, że to przecież nie jego kasa, o co mu chodzi. Nieważne, jesteśmy oboje durni. Tyle kasy na pierdoły. Mówię mu, że sam taką kasę, jak nie lepiej przepala miesięcznie. To się wydarł na mnie ale TO SĄ MOJE PIENIĄDZE!! No właśnie, Twoje, a te są mojego narzeczonego, który też ma prawo robić z nim co chce. Nie, nie może. Ten może, ten nie może. To już jest jakiś level wyżej niż podwójny standard. Po prostu się nie da. A jak na to ja już nie mam argumentu, no to ojciec zadowolony, że wygrał, że ma racje, no bo ja nie wiem co mam powiedzieć..Tak że tak. Żadne merytoryczne dyskusje sensu nie mają chyba, że się z nim zgadzasz. A sprzęt musiałam oddać, bo nie dość że debilizm za kupę kasy to jeszcze chałupę zniszczę, sufity, podłogę. Pewnie dach i okna też (montując rurę rozporową...)
Ale jak zaś mi zacznie sadzić te dyrdymały co zwykle, to mimo szczerej chęci milczenia pewnie nie wytrzymam i zaś się popłaczę. A mój płacz go nakręca, bo go wkur**a.
Chciałabym po prostu znaleźć sposób na jak łagodniejsze załatwienie tej wyprowadzki. Żeby nie było awantury, obrazy i zrywania kontaktów. Normalnie pewnie bym to olała, bo przecież mój ojciec, pofocha się ale mu przejdzie. Ale ja wiem, że potrafi być strasznie uparty, z własną matką nie chce mieć kontaktów to na mnie też może się śmiertelnie obrazić. A ja jednak chciałabym mieć rodzinę mimo wszystko. I nie być w niej czarną owca.
Zdaję sobie sprawę z tego, że pewnie nie ma takiej możliwości, skoro dla niego to debilizm i egoizm i każdy mój argument jest z dupy. Dojeżdżam codziennie do pracy 80 km, ale jemu by to nie przeszkadzało podobno i już. Wymyślam problemy.
Cóż muszę przyjąć do wiadomości, że to gładko nie pójdzie. Ale muszę się wyprowadzić, bo naprawdę się po prostu zabiję jak ma tak być przez następne 20-30 lat. Nie chcę żyć z tymi ludźmi w tym syfie, ani wiecznie po nich sprzątać i jeszcze słuchać wyzwisk.
wilczysko napisał/a:corka z piekla rodem napisał/a:No właśnie wpędza mnie w poczucie winy. On mi nie mówi, że zabrania mi się wyprowadzić, ale przedstawi to wszystko tak, że jak pójdę to będzie nie dość że głupie bo nie dam sobie rady, a chłopak mnie tylko wykorzysta i zostawi, to jeszcze zostawię ich samych na pastwę losu. I boję się, że jak już pójdę to on się stoczy (specjalnie, mi na złość czy nie), a ja do końca życia będę miała poczucie winy...:/ Jak chcę gdzieś jechać to niby też mi nie zabrania tylko "radzi". Wszystko tak przedstawia, że się odechciewa.
Boże ja już mam taką nerwicę, że byle co mnie doprowadza do histerii. Wczoraj ojciec zjadł mi jedzenie które przygotowałam sobie do pracy. Nie wpadnie przecież na pomysł, żeby zapytać czy może mimo że już się to zdarzało wielokrotnie i wielokrotnie była awantura o to, bo jak mu coś powiem to on od razu"to trzeba było mówić! Dobra, więcej NIC nie będę jadł". I foch. Więc zaś się poryczałam.
Jest źle to jest źle bo się do mnie nie odzywa, traktuje jak powietrze. Jak jest dobrze to też źle, bo zaczynają mi na głowę wchodzić.
Żyć mi się odechciewa po prostuTrudno uwierzyć, że masz 29 lat, bo zachowujesz się jak dziecko, które święcie wierzy w każde słowo taty, choćby nie wiem jakim był idiotą. Jak możesz ciągle gadać, że on Cię zmanipuluje, że Ci coś udowodni? On Ci niczego nie udowadnia, a manipuluje Tobą, bo mu na to pozwalasz. Przestań wreszcie wierzyć w te debilizmy, które Ci wygaduje! To nie jest żadna prawda objawiona. Niech sobie gada co chce. Jak Ci mówi, że jesteś dziwką i chcesz żyć na utrzymaniu narzeczonego to się zaśmiej i powiedz mu, że uwielbiasz być dziwką narzeczonego i dlatego się wyprowadzasz. Zrozum, z tym facetem nie rozmawia się na poważnie. To nie ma sensu.
Bo jestem strasznie zakompleksiona.
Wiem, że nie da się z nim pogadać na poważnie, bo zachowuje się nielogicznie dlatego tłumaczenie mu dlaczego chcę się wynieść nie ma sensu. Np sprawa sprzętu sportowego, który kosztował ok. 900 zł i który kupił mój narzeczony. Nawet nie ja. Ojciec się drze, że jak można tyle kasy wydać. Mówię, że to przecież nie jego kasa, o co mu chodzi. Nieważne, jesteśmy oboje durni. Tyle kasy na pierdoły. Mówię mu, że sam taką kasę, jak nie lepiej przepala miesięcznie. To się wydarł na mnie ale TO SĄ MOJE PIENIĄDZE!! No właśnie, Twoje, a te są mojego narzeczonego, który też ma prawo robić z nim co chce. Nie, nie może. Ten może, ten nie może. To już jest jakiś level wyżej niż podwójny standard. Po prostu się nie da. A jak na to ja już nie mam argumentu, no to ojciec zadowolony, że wygrał, że ma racje, no bo ja nie wiem co mam powiedzieć..Tak że tak. Żadne merytoryczne dyskusje sensu nie mają chyba, że się z nim zgadzasz. A sprzęt musiałam oddać, bo nie dość że debilizm za kupę kasy to jeszcze chałupę zniszczę, sufity, podłogę. Pewnie dach i okna też (montując rurę rozporową...)
Ale jak zaś mi zacznie sadzić te dyrdymały co zwykle, to mimo szczerej chęci milczenia pewnie nie wytrzymam i zaś się popłaczę. A mój płacz go nakręca, bo go wkur**a.
Chciałabym po prostu znaleźć sposób na jak łagodniejsze załatwienie tej wyprowadzki. Żeby nie było awantury, obrazy i zrywania kontaktów. Normalnie pewnie bym to olała, bo przecież mój ojciec, pofocha się ale mu przejdzie. Ale ja wiem, że potrafi być strasznie uparty, z własną matką nie chce mieć kontaktów to na mnie też może się śmiertelnie obrazić. A ja jednak chciałabym mieć rodzinę mimo wszystko. I nie być w niej czarną owca.
Zdaję sobie sprawę z tego, że pewnie nie ma takiej możliwości, skoro dla niego to debilizm i egoizm i każdy mój argument jest z dupy. Dojeżdżam codziennie do pracy 80 km, ale jemu by to nie przeszkadzało podobno i już. Wymyślam problemy.
Cóż muszę przyjąć do wiadomości, że to gładko nie pójdzie. Ale muszę się wyprowadzić, bo naprawdę się po prostu zabiję jak ma tak być przez następne 20-30 lat. Nie chcę żyć z tymi ludźmi w tym syfie, ani wiecznie po nich sprzątać i jeszcze słuchać wyzwisk.
Po jaką cholerę Ty się wdajesz w jakiekolwiek dyskusje z tym człowiekiem, skoro ich scenariusz znasz już na wylot ? To jest miód dla jego uszu, kiedy on Ci powie coś głupiego, a Ty się zaczynasz bronić. Wtedy on przechodzi do ataku i Tobie w końcu brakuje argumentów, no bo z głupotą po prostu ciężko jest wygrać. To tak jakbyś chciała z kimś grać w szachy, a ktoś ciągle przewracałby pionki. Kompletnie bez sensu. Naucz się kompletnego ignorowania tego co on mówi. Kiedy będzie widział brak Twojej reakcji to sam sobie odpuści.
Co Ty tak ciągle wyjeżdżasz z tym, że nie chcesz być czarną owcą ? A jakie to ma znaczenie ? Dla niego i tak już jesteś. Myślisz, że reszta rodziny, z którą jest skłócony nie zdaje sobie sprawy, że on jest idiotą ? Pewnie się nawet cieszą, że mają święty spokój. No i co z tego, że jest uparty ? Na głupotę lekarstwa nie ma. Zastanów się, czy chcesz być męczennicą, czy żyć swoim życiem. Dobiegasz do 30-tki. Najwyższy czas, żeby wreszcie wyfrunąć z gniazda. I przestań się wreszcie cackać z człowiekiem, który nie cacka się z Tobą. Jest dorosły i niech ponosi konsekwencje swoich czynów. To nie prawda, że rodzicom należy się bezwzględny szacunek. Oni też muszą na to zapracować.
corka z piekla rodem napisał/a:wilczysko napisał/a:Trudno uwierzyć, że masz 29 lat, bo zachowujesz się jak dziecko, które święcie wierzy w każde słowo taty, choćby nie wiem jakim był idiotą. Jak możesz ciągle gadać, że on Cię zmanipuluje, że Ci coś udowodni? On Ci niczego nie udowadnia, a manipuluje Tobą, bo mu na to pozwalasz. Przestań wreszcie wierzyć w te debilizmy, które Ci wygaduje! To nie jest żadna prawda objawiona. Niech sobie gada co chce. Jak Ci mówi, że jesteś dziwką i chcesz żyć na utrzymaniu narzeczonego to się zaśmiej i powiedz mu, że uwielbiasz być dziwką narzeczonego i dlatego się wyprowadzasz. Zrozum, z tym facetem nie rozmawia się na poważnie. To nie ma sensu.
Bo jestem strasznie zakompleksiona.
Wiem, że nie da się z nim pogadać na poważnie, bo zachowuje się nielogicznie dlatego tłumaczenie mu dlaczego chcę się wynieść nie ma sensu. Np sprawa sprzętu sportowego, który kosztował ok. 900 zł i który kupił mój narzeczony. Nawet nie ja. Ojciec się drze, że jak można tyle kasy wydać. Mówię, że to przecież nie jego kasa, o co mu chodzi. Nieważne, jesteśmy oboje durni. Tyle kasy na pierdoły. Mówię mu, że sam taką kasę, jak nie lepiej przepala miesięcznie. To się wydarł na mnie ale TO SĄ MOJE PIENIĄDZE!! No właśnie, Twoje, a te są mojego narzeczonego, który też ma prawo robić z nim co chce. Nie, nie może. Ten może, ten nie może. To już jest jakiś level wyżej niż podwójny standard. Po prostu się nie da. A jak na to ja już nie mam argumentu, no to ojciec zadowolony, że wygrał, że ma racje, no bo ja nie wiem co mam powiedzieć..Tak że tak. Żadne merytoryczne dyskusje sensu nie mają chyba, że się z nim zgadzasz. A sprzęt musiałam oddać, bo nie dość że debilizm za kupę kasy to jeszcze chałupę zniszczę, sufity, podłogę. Pewnie dach i okna też (montując rurę rozporową...)
Ale jak zaś mi zacznie sadzić te dyrdymały co zwykle, to mimo szczerej chęci milczenia pewnie nie wytrzymam i zaś się popłaczę. A mój płacz go nakręca, bo go wkur**a.
Chciałabym po prostu znaleźć sposób na jak łagodniejsze załatwienie tej wyprowadzki. Żeby nie było awantury, obrazy i zrywania kontaktów. Normalnie pewnie bym to olała, bo przecież mój ojciec, pofocha się ale mu przejdzie. Ale ja wiem, że potrafi być strasznie uparty, z własną matką nie chce mieć kontaktów to na mnie też może się śmiertelnie obrazić. A ja jednak chciałabym mieć rodzinę mimo wszystko. I nie być w niej czarną owca.
Zdaję sobie sprawę z tego, że pewnie nie ma takiej możliwości, skoro dla niego to debilizm i egoizm i każdy mój argument jest z dupy. Dojeżdżam codziennie do pracy 80 km, ale jemu by to nie przeszkadzało podobno i już. Wymyślam problemy.
Cóż muszę przyjąć do wiadomości, że to gładko nie pójdzie. Ale muszę się wyprowadzić, bo naprawdę się po prostu zabiję jak ma tak być przez następne 20-30 lat. Nie chcę żyć z tymi ludźmi w tym syfie, ani wiecznie po nich sprzątać i jeszcze słuchać wyzwisk.Po jaką cholerę Ty się wdajesz w jakiekolwiek dyskusje z tym człowiekiem, skoro ich scenariusz znasz już na wylot ? To jest miód dla jego uszu, kiedy on Ci powie coś głupiego, a Ty się zaczynasz bronić. Wtedy on przechodzi do ataku i Tobie w końcu brakuje argumentów, no bo z głupotą po prostu ciężko jest wygrać. To tak jakbyś chciała z kimś grać w szachy, a ktoś ciągle przewracałby pionki. Kompletnie bez sensu. Naucz się kompletnego ignorowania tego co on mówi. Kiedy będzie widział brak Twojej reakcji to sam sobie odpuści.
Co Ty tak ciągle wyjeżdżasz z tym, że nie chcesz być czarną owcą ? A jakie to ma znaczenie ? Dla niego i tak już jesteś. Myślisz, że reszta rodziny, z którą jest skłócony nie zdaje sobie sprawy, że on jest idiotą ? Pewnie się nawet cieszą, że mają święty spokój. No i co z tego, że jest uparty ? Na głupotę lekarstwa nie ma. Zastanów się, czy chcesz być męczennicą, czy żyć swoim życiem. Dobiegasz do 30-tki. Najwyższy czas, żeby wreszcie wyfrunąć z gniazda. I przestań się wreszcie cackać z człowiekiem, który nie cacka się z Tobą. Jest dorosły i niech ponosi konsekwencje swoich czynów. To nie prawda, że rodzicom należy się bezwzględny szacunek. Oni też muszą na to zapracować.
Ano.. jak ja mu powiedziałam, że mnie nie szanuje to mnie wyśmiał, że co ty, szacunku chciałaś?
Ale jego rodzina ma też swoje za uszami. To nie jest tak, że on jest idiotą, bo oni wszyscy są siebie warci, tylko żadne z nich nie widzi u siebie nic złego..
No i w zasadzie tak. Powinnam przestać się z nim cackać. Szczególnie, że jemu wisi to co czuję. Tzn owszem obchodzę, go wielce się martwi, żeby mnie nikt nie skrzywdził itd. Ale najbardziej to mnie rani on, a to ma w dup**
Żeby tylko udało mi się wytrwać!
Kiedyś się zastanawiałam jak to jest możliwe, że kobiety żyją w jakichś patologicznych związkach. Dlaczego nie odejdą? Jak można być tak słabą osobą i sobie na to pozwalać? No właśnie, jak można...
Ps. Jak cytować fragmenty wypowiedzi, żebym nie powielała całych stronic za każdym razem?
wilczysko napisał/a:corka z piekla rodem napisał/a:Bo jestem strasznie zakompleksiona.
Wiem, że nie da się z nim pogadać na poważnie, bo zachowuje się nielogicznie dlatego tłumaczenie mu dlaczego chcę się wynieść nie ma sensu. Np sprawa sprzętu sportowego, który kosztował ok. 900 zł i który kupił mój narzeczony. Nawet nie ja. Ojciec się drze, że jak można tyle kasy wydać. Mówię, że to przecież nie jego kasa, o co mu chodzi. Nieważne, jesteśmy oboje durni. Tyle kasy na pierdoły. Mówię mu, że sam taką kasę, jak nie lepiej przepala miesięcznie. To się wydarł na mnie ale TO SĄ MOJE PIENIĄDZE!! No właśnie, Twoje, a te są mojego narzeczonego, który też ma prawo robić z nim co chce. Nie, nie może. Ten może, ten nie może. To już jest jakiś level wyżej niż podwójny standard. Po prostu się nie da. A jak na to ja już nie mam argumentu, no to ojciec zadowolony, że wygrał, że ma racje, no bo ja nie wiem co mam powiedzieć..Tak że tak. Żadne merytoryczne dyskusje sensu nie mają chyba, że się z nim zgadzasz. A sprzęt musiałam oddać, bo nie dość że debilizm za kupę kasy to jeszcze chałupę zniszczę, sufity, podłogę. Pewnie dach i okna też (montując rurę rozporową...)
Ale jak zaś mi zacznie sadzić te dyrdymały co zwykle, to mimo szczerej chęci milczenia pewnie nie wytrzymam i zaś się popłaczę. A mój płacz go nakręca, bo go wkur**a.
Chciałabym po prostu znaleźć sposób na jak łagodniejsze załatwienie tej wyprowadzki. Żeby nie było awantury, obrazy i zrywania kontaktów. Normalnie pewnie bym to olała, bo przecież mój ojciec, pofocha się ale mu przejdzie. Ale ja wiem, że potrafi być strasznie uparty, z własną matką nie chce mieć kontaktów to na mnie też może się śmiertelnie obrazić. A ja jednak chciałabym mieć rodzinę mimo wszystko. I nie być w niej czarną owca.
Zdaję sobie sprawę z tego, że pewnie nie ma takiej możliwości, skoro dla niego to debilizm i egoizm i każdy mój argument jest z dupy. Dojeżdżam codziennie do pracy 80 km, ale jemu by to nie przeszkadzało podobno i już. Wymyślam problemy.
Cóż muszę przyjąć do wiadomości, że to gładko nie pójdzie. Ale muszę się wyprowadzić, bo naprawdę się po prostu zabiję jak ma tak być przez następne 20-30 lat. Nie chcę żyć z tymi ludźmi w tym syfie, ani wiecznie po nich sprzątać i jeszcze słuchać wyzwisk.Po jaką cholerę Ty się wdajesz w jakiekolwiek dyskusje z tym człowiekiem, skoro ich scenariusz znasz już na wylot ? To jest miód dla jego uszu, kiedy on Ci powie coś głupiego, a Ty się zaczynasz bronić. Wtedy on przechodzi do ataku i Tobie w końcu brakuje argumentów, no bo z głupotą po prostu ciężko jest wygrać. To tak jakbyś chciała z kimś grać w szachy, a ktoś ciągle przewracałby pionki. Kompletnie bez sensu. Naucz się kompletnego ignorowania tego co on mówi. Kiedy będzie widział brak Twojej reakcji to sam sobie odpuści.
Co Ty tak ciągle wyjeżdżasz z tym, że nie chcesz być czarną owcą ? A jakie to ma znaczenie ? Dla niego i tak już jesteś. Myślisz, że reszta rodziny, z którą jest skłócony nie zdaje sobie sprawy, że on jest idiotą ? Pewnie się nawet cieszą, że mają święty spokój. No i co z tego, że jest uparty ? Na głupotę lekarstwa nie ma. Zastanów się, czy chcesz być męczennicą, czy żyć swoim życiem. Dobiegasz do 30-tki. Najwyższy czas, żeby wreszcie wyfrunąć z gniazda. I przestań się wreszcie cackać z człowiekiem, który nie cacka się z Tobą. Jest dorosły i niech ponosi konsekwencje swoich czynów. To nie prawda, że rodzicom należy się bezwzględny szacunek. Oni też muszą na to zapracować.
Ano.. jak ja mu powiedziałam, że mnie nie szanuje to mnie wyśmiał, że co ty, szacunku chciałaś?
Ale jego rodzina ma też swoje za uszami. To nie jest tak, że on jest idiotą, bo oni wszyscy są siebie warci, tylko żadne z nich nie widzi u siebie nic złego..
No i w zasadzie tak. Powinnam przestać się z nim cackać. Szczególnie, że jemu wisi to co czuję. Tzn owszem obchodzę, go wielce się martwi, żeby mnie nikt nie skrzywdził itd. Ale najbardziej to mnie rani on, a to ma w dup**
Żeby tylko udało mi się wytrwać!
Kiedyś się zastanawiałam jak to jest możliwe, że kobiety żyją w jakichś patologicznych związkach. Dlaczego nie odejdą? Jak można być tak słabą osobą i sobie na to pozwalać? No właśnie, jak można...
Ps. Jak cytować fragmenty wypowiedzi, żebym nie powielała całych stronic za każdym razem?
Cytat musi się zawsze zamykać na początku "quote" w [] nawiasach, a kończyć "/qoute" w [] nawiasach. Treść cytowaną możesz kasować i modyfikować do woli.
Jeśli będziesz chciała wytrwać, to wytrwasz. To nie jest więzienie, ani pokój bez klamek. Zaopiekuj się sobą, tak jak nikt się do tej pory nie zaopiekował.
Cytat musi się zawsze zamykać na początku "quote" w [] nawiasach, a kończyć "/qoute" w [] nawiasach. Treść cytowaną możesz kasować i modyfikować do woli.
Jeśli będziesz chciała wytrwać, to wytrwasz. To nie jest więzienie, ani pokój bez klamek. Zaopiekuj się sobą, tak jak nikt się do tej pory nie zaopiekował.
Dziękuję
Opiekowała się mama. Ale jej już nie ma i nie będzie. Zatem tak, muszę sama i muszę pozwolić na to mojemu narzeczonemu.
Już niedługo...tyle wytrzymałam to jeszcze te parę tygodni wytrzymam
Ehhh no właśnie dla niego naturalną koleją rzeczy jest, że będę tu mieszkała do końca życia. Z nim, z babką, z mężem i dziećmi. Że się NIGDY nie przeprowadzę. I zdaję się z moje dzieci mają słuchać jak mnie wyzywa od kur*w..
Wyprowadzają się owszem, ale mają oboje rodziców jeszcze. Nie zostawiają jednego samego. Tak, pomyślałam o tym, że mogłyby nam się polepszyć relacje. Pomyślałam nawet, że skoro nie chce być sam to jeszcze sobie ułoży życie, znajdzie kogoś (ma 57 lat).
On tez mówi, że sobie po prostu nie dam rady. Że idę na łaskę chłopa (jego mieszkanie więc będę robić tylko opłaty bez wynajmu). No i niby ma rację, ale...to przecież mój narzeczony.
Szkoda, że nie mogę od razu zamieszkać z narzeczonym, ale mieszkamy 300 km od siebie, a pracy nie rzucę
Dla niego może i jest to naturalne, że dorosła córka do końca życia mieszka z rodzicem - ale tylko dla niego, dla nikogo innego to naturalne nie jest. A jak jest dla Ciebie? Jak Ty się z tym czujesz? Co myślisz, gdy wyobrażasz sobie, że miałabyś tam zostać? Obstawiam, że nie są to miłe myśli...
Czasem zdarza się i tak, że trzeba się wyprowadzić mając jednego rodzica. Moja koleżanka tak zrobiła - jej mama zmarła jak miałyśmy wczesne 20 lat, ale potem dziewczyna zaręczyła się ze swoim facetem, wyszła za niego za mąż i wyjechali razem. To jest normalne. Normalny rodzic to rozumie i nie próbuje przy sobie uwiązywać dziecka. Jeśli Twój ojciec tego nie rozumie, to to jest najlepszy dowód na jego toksyczność i najlepszy powód, by się wyprowadzić i żyć normalnie, jak normalna młoda kobieta powinna. Po drugie ojciec jest fizycznie zdrowy - poradzi sobie.
I Ty też sobie poradzisz, znajdź pracę tylko.
JEśli będziesz czekać na zgodę ojca na wyprowadzkę, to się możesz nie doczekać - albo będziesz czekać do jego śmierci, a to trochę długo i możesz już nie mieć do kogo się wyprowadzić, bo narzeczony też wiecznie czekał nie będzie. Przecież on - i Ty pewnie też chcecie ułożyć sobie życie, prawda? Nie ma się co oglądać na ojca, który nie pozwala, bo to już nie te czasy są, to raz, dwa - on na opiekę i tak nie zasłużył, trzy - jesteś dorosła i masz prawo do swojego życia, do szczęścia. Nie daj sobie tego odebrać.
Wspominałaś o wyprowadzce na trzy miesiące. Pojawiły się głosy krytykujące ten pomysł, a ja uważam, ze nie jest zły - jak nabierzesz fizycznego dystansu od ojca, to odpoczniesz, uspokoisz się, nabierzesz dystansu psychicznego i łatwiej Ci będzie podjąć właściwą decyzję. Zrelaksowany mózg myśli lepiej.
Dla niego może i jest to naturalne, że dorosła córka do końca życia mieszka z rodzicem - ale tylko dla niego, dla nikogo innego to naturalne nie jest. A jak jest dla Ciebie? Jak Ty się z tym czujesz? Co myślisz, gdy wyobrażasz sobie, że miałabyś tam zostać? Obstawiam, że nie są to miłe myśli...
Jak pomyśle, że mam jego wyzwiska znosić, to że mnie nie szanuje ani on ani babka, mnie i mojej pracy, że mam sprowadzić tu narzeczonego, który i tak się ze mną rozwiedzie bo przecież nie wytrzyma z nimi, że mam wychowywać tu dzieci, które będą tych wyzwisk słuchać i turlać się w brudzie to palnęłabym sobie w łeb już teraz gdybym miała czym...
Czasem zdarza się i tak, że trzeba się wyprowadzić mając jednego rodzica. Moja koleżanka tak zrobiła - jej mama zmarła jak miałyśmy wczesne 20 lat, ale potem dziewczyna zaręczyła się ze swoim facetem, wyszła za niego za mąż i wyjechali razem. To jest normalne. Normalny rodzic to rozumie i nie próbuje przy sobie uwiązywać dziecka. Jeśli Twój ojciec tego nie rozumie, to to jest najlepszy dowód na jego toksyczność i najlepszy powód, by się wyprowadzić i żyć normalnie, jak normalna młoda kobieta powinna. Po drugie ojciec jest fizycznie zdrowy - poradzi sobie.
No właśnie też mi się tak wydaje. Że powinien mi pozwolić żyć po swojemu. Tylko on mi nie mówi, że nie mogę. Tylko że to zły pomysł i źle się to skończy, że jestem taka siaka i owaka i on tego nie zaakceptuje bo jest to głupie i egoistyczne z mojej strony. A w ogóle to lecę na zawołanie gacha (mimo że, przypominam, nie chce rzucać pracy i przeprowadzać się do niego tylko przeprowadzić się do jego mieszkania, bliżej mojej pracy)
Wspominałaś o wyprowadzce na trzy miesiące. Pojawiły się głosy krytykujące ten pomysł, a ja uważam, ze nie jest zły - jak nabierzesz fizycznego dystansu od ojca, to odpoczniesz, uspokoisz się, nabierzesz dystansu psychicznego i łatwiej Ci będzie podjąć właściwą decyzję. Zrelaksowany mózg myśli lepiej.
Wyprowadzka "na 3 miesiące" ma być dla picu dla ojca, żeby myślał że wrócę. Bo wiem, że nie wrócę, nawet jakbym miała wylądować na ulicy.
Chociaż on i tak mi powie to po co na 3 miesiące, bez sensu. Ale na zawsze też nie, bo to to już w ogóle kretyńskie. No...no nie da się
56 2017-05-16 16:04:08 Ostatnio edytowany przez nemezis21 (2017-05-16 16:06:31)
No trochę jednak ma znaczenie, w końcu to mój ojciec.
Jak była awantura jakaś to już wielokrotnie mi mówił, że jak chce iść to mogę iść w cholerę. Ale jak z nim później rozmawiam no to wysnuwa argumenty jak powyżej.Za każdym razem mam mocne postanowienie, że pójdę w tą cholerę, bo po co mi taki ojciec. Nawet jak będę potrzebowała w życiu pomocy to on niego jej nie dostanę, a nawet jeśli to swoim wypominaniem doprowadzi mnie na stryczek. Ale wiadomo z marszu się nie wyniosę. A po 2, 3 czy 4 tygodniach robi się w miarę ok, a ja znowu zaczynam mieć wyrzuty sumienia, że przecież nie mogę go tak zostawić. Co będzie jak będzie starszy? Z drugiej strony jak pomyślę, że moje życie ma tak już zawsze wyglądać to mam ochotę iść na ten styczek teraz.
Na dziś, mam zamiar się wyprowadzić w czerwcu. Ojciec oczywiście o tym nie wie jeszcze. Mam zamiar mu powiedzieć o tym tuż przed faktem. Ale ja już mięknę i boję się, że on znowu wpędzi mnie w poczucie winy, zmanipuluje i ja znowu zostanę.
Nie wiem jak to zrobić, żeby to przeszło możliwie najmniej boleśnie.
Nie wiem jak mam przekonać samą siebie, że mam prawo do tego, żeby się wyprowadzić i nie mieszkać z nimi. Że to nie robi ze mnie złego człowieka.
Rozumiem Cię. To jest ojciec. To ze faktycznie prowadzi was prosto do patologicznego piekła. Ale jednak ojciec. Zadaj sobie tylko pytanie. Czy chcesz dokonać żywota w tak chorej relacji czy żyć normalnie. Życie normalne oczywiście wiąże się z ryzykiem wyklecia z rodziny. Ale tak na dobrą sprawę to już się dokonało. Kochana idź po swoje życie. Do ojca dzwoń i pytaj co u niego ale nie marnuj go na wieczne cierpienie
Rozumiem Cię. To jest ojciec. To ze faktycznie prowadzi was prosto do patologicznego piekła. Ale jednak ojciec. Zadaj sobie tylko pytanie. Czy chcesz dokonać żywota w tak chorej relacji czy żyć normalnie. Życie normalne oczywiście wiąże się z ryzykiem wyklecia z rodziny. Ale tak na dobrą sprawę to już się dokonało. Kochana idź po swoje życie. Do ojca dzwoń i pytaj co u niego ale nie marnuj go na wieczne cierpienie
Cieszę się, że mnie rozumiesz
W zasadzie wszystko się zgadza. Bo ja boje się odrzucenia i tego że zostanę sama bez wsparcia. Tylko że ja żadnego wsparcia nie mam, no i co mi po rodzinie co mnie tak traktuje. Tak bym chciała: dzwonić, przyjeżdżać, powiedzieć mu że przecież zawsze on może mnie odwiedzić. Mam nadzieję, że jak już zadzwonię czy przyjadę to nie każe mi wypier***
Tak, trochę marnuje życie. Jak tu zostanę to nic się nie zmieni.
Ja nawet nie mogę wymusić/wyprosić tego, żeby mi do łazienki nie wchodził. Od 20 lat. Nie mamy zamka w drzwiach bo "się nie da" i włazi kiedy mu się podoba. Stoję przy kiblu, z gaciami na kolanach a ten włazi. Mówię że zajęte ale co go to obchodzi. On czegoś szuka i ma mnie w dupie!
kur wa..
Bosz... jak przeczytałam o tym wchodzeniu do toalety to mi ręce opadły... Granice w Twojej rodzinie zostały bardzo mocno przekroczone - o ile w ogóle są u Was jakieś granice... Jak Ty możesz sobie na to pozwalać??? Co Ty jeszcze robisz w tym domu? Żeby stary chłop dorosłej kobiecie, własnej córce do toalety wchodził???? To już jest patologia...
Jak pomyśle, że mam jego wyzwiska znosić, to że mnie nie szanuje ani on ani babka, mnie i mojej pracy, że mam sprowadzić tu narzeczonego, który i tak się ze mną rozwiedzie bo przecież nie wytrzyma z nimi, że mam wychowywać tu dzieci, które będą tych wyzwisk słuchać i turlać się w brudzie to palnęłabym sobie w łeb już teraz gdybym miała czym...
No czyli jest Ci źle, wiesz jakby było, gdybyś tam została. Jednym słowem wiesz, co masz robić. Zanim ojciec zniszczy Ci życie.
No właśnie też mi się tak wydaje. Że powinien mi pozwolić żyć po swojemu. Tylko on mi nie mówi, że nie mogę. Tylko że to zły pomysł i źle się to skończy, że jestem taka siaka i owaka i on tego nie zaakceptuje bo jest to głupie i egoistyczne z mojej strony. A w ogóle to lecę na zawołanie gacha (mimo że, przypominam, nie chce rzucać pracy i przeprowadzać się do niego tylko przeprowadzić się do jego mieszkania, bliżej mojej pracy)
On podburza Twoją pewność siebie, sprawia, że czujesz, że nie dasz rady. Ale pomyśl? Dlaczego miałabyś nie dać rady? Jesteś młoda, dorosła, wykształcona... w dodatku masz pomoc w postaci narzeczonego. Nie wierz ojcu w to co mówi, bo on ma jeden cel: kontrola Ciebie, zatrzymanie Cię w domu. On tego nie robi z miłości, tylko z chęci podporządkowania sobie Ciebie.
Weź to na logikę. Zostać w domu nie możesz. Musisz się wyprowadzić. Zgody ani błogosławieństwa od tatusia nie dostaniesz - ale też nie możesz na nie czekać, bo zwariujesz, więc musisz się wyprowadzić. Musisz to zrobić teraz. Masz wybór: zostać i zwariować, zmarnować sobie życie, albo się wyprowadzić, zacząć nowe życie z narzeczonym, moze wziąć ślub...
Bosz... jak przeczytałam o tym wchodzeniu do toalety to mi ręce opadły... Granice w Twojej rodzinie zostały bardzo mocno przekroczone - o ile w ogóle są u Was jakieś granice... Jak Ty możesz sobie na to pozwalać??? Co Ty jeszcze robisz w tym domu? Żeby stary chłop dorosłej kobiecie, własnej córce do toalety wchodził???? To już jest patologia...
Cóż..ojciec kompletnie się ze mną nie liczy. Nie respektuje nawet mojego prawa do prywatności i intymności. Nie rozumiem dlaczego nie może po prostu przestać tego robić skoro o to proszę. Ale mam wrażenie, że uleganie moim prośbom odnośnie jego zachowania w jakiś sposób urąga jemu i jego honorowi. Nawet babka to ogarnęła bo ona też zawsze właziła. Nadal rzadko kiedy puka po prostu włazi, ale na hasło "zajęte" się wycofuje już bez zbędnej dyskusji ("a bo ja tylko chciałam.."). Ojciec nie. Czasem mam wrażenie, że jest takim niewychowanym bachorem. On chce tak i tak i już. Tylko dziecko zaczyna wyć i płakać, a on ma władzę, więc nikt mi już nic nie przetłumaczy..tylko z mamą się liczył. Tu nie mogę powiedzieć, że było coś nie tak. Chociaż tyle..
On podburza Twoją pewność siebie, sprawia, że czujesz, że nie dasz rady. Ale pomyśl? Dlaczego miałabyś nie dać rady? Jesteś młoda, dorosła, wykształcona... w dodatku masz pomoc w postaci narzeczonego. Nie wierz ojcu w to co mówi, bo on ma jeden cel: kontrola Ciebie, zatrzymanie Cię w domu. On tego nie robi z miłości, tylko z chęci podporządkowania sobie Ciebie.
Wiem i wielokrotnie mu o tym mówiłam. Że wiecznie coś mu się nie podoba, wiecznie mnie krytykuje i wiecznie mówi, że jestem głupia. Co by nie było to jestem głupia. To mi powiedział, że tylko głupek się obraża jak mi się mówi że jest głupi ale jakoś to kiedyś zajarzył nawet i niby tak już nie mówi (ale w ogóle rzadko gadamy), ale jak jakiś mój pomysł mu się nie podoba to tylko na mnie patrzy z takim politowaniem zmieszanym z pogardą. No strasznie...
Wiem że ojciec pozbawił mnie całkowicie pewności siebie. Jak zaczęłam być z moim narzeczonym i poszłam do pracy to trochę mi się ego odbudowało. Ale siła rażenia ojca i chęć przypodobania mu się była i nadal jeszcze jest dość silna przez co idzie to dosyć opornie. Ale idzie, widzę to
Weź to na logikę. Zostać w domu nie możesz. Musisz się wyprowadzić. Zgody ani błogosławieństwa od tatusia nie dostaniesz - ale też nie możesz na nie czekać, bo zwariujesz, więc musisz się wyprowadzić. Musisz to zrobić teraz. Masz wybór: zostać i zwariować, zmarnować sobie życie, albo się wyprowadzić, zacząć nowe życie z narzeczonym, moze wziąć ślub...
Logika swoje a emocje i empatia swoje ale wiem. I wyprowadzę się. Prawdopodobnie w drugiej połowie czerwca bo wcześniej to niemożliwe. Tylko nie wiem jak ten miesiąc z hakiem jeszcze wytrzymam..On jest dorosły ja też. Mam prawo trochę chociaż "pożyć". Nie odwracam się od niego, nie wyrzucam ze swojego życia. Chcę przyjeżdżać i dzwonić i tak robić będę. A jeżeli on to będzie miał w nosie i każe mi się wypchać no to już jego sprawa. Latać za nim przecież nie będę. Też mam honor. Po tatusiu
Bosz... jak przeczytałam o tym wchodzeniu do toalety to mi ręce opadły... Granice w Twojej rodzinie zostały bardzo mocno przekroczone - o ile w ogóle są u Was jakieś granice... Jak Ty możesz sobie na to pozwalać??? Co Ty jeszcze robisz w tym domu? Żeby stary chłop dorosłej kobiecie, własnej córce do toalety wchodził???? To już jest patologia...
Cóż..ojciec kompletnie się ze mną nie liczy. Nie respektuje nawet mojego prawa do prywatności i intymności. Nie rozumiem dlaczego nie może po prostu przestać tego robić skoro o to proszę. Ale mam wrażenie, że uleganie moim prośbom odnośnie jego zachowania w jakiś sposób urąga jemu i jego honorowi. Nawet babka to ogarnęła bo ona też zawsze właziła. Nadal rzadko kiedy puka po prostu włazi, ale na hasło "zajęte" się wycofuje już bez zbędnej dyskusji ("a bo ja tylko chciałam.."). Ojciec nie. Czasem mam wrażenie, że jest takim niewychowanym bachorem. On chce tak i tak i już. Tylko dziecko zaczyna wyć i płakać, a on ma władzę, więc nikt mi już nic nie przetłumaczy..tylko z mamą się liczył. Tu nie mogę powiedzieć, że było coś nie tak. Chociaż tyle..
On podburza Twoją pewność siebie, sprawia, że czujesz, że nie dasz rady. Ale pomyśl? Dlaczego miałabyś nie dać rady? Jesteś młoda, dorosła, wykształcona... w dodatku masz pomoc w postaci narzeczonego. Nie wierz ojcu w to co mówi, bo on ma jeden cel: kontrola Ciebie, zatrzymanie Cię w domu. On tego nie robi z miłości, tylko z chęci podporządkowania sobie Ciebie.
Wiem i wielokrotnie mu o tym mówiłam. Że wiecznie coś mu się nie podoba, wiecznie mnie krytykuje i wiecznie mówi, że jestem głupia. Co by nie było to jestem głupia. To mi powiedział, że tylko głupek się obraża jak mi się mówi że jest głupi
ale jakoś to kiedyś zajarzył nawet i niby tak już nie mówi (ale w ogóle rzadko gadamy), ale jak jakiś mój pomysł mu się nie podoba to tylko na mnie patrzy z takim politowaniem zmieszanym z pogardą. No strasznie...
Wiem że ojciec pozbawił mnie całkowicie pewności siebie. Jak zaczęłam być z moim narzeczonym i poszłam do pracy to trochę mi się ego odbudowało. Ale siła rażenia ojca i chęć przypodobania mu się była i nadal jeszcze jest dość silna przez co idzie to dosyć opornie. Ale idzie, widzę toWeź to na logikę. Zostać w domu nie możesz. Musisz się wyprowadzić. Zgody ani błogosławieństwa od tatusia nie dostaniesz - ale też nie możesz na nie czekać, bo zwariujesz, więc musisz się wyprowadzić. Musisz to zrobić teraz. Masz wybór: zostać i zwariować, zmarnować sobie życie, albo się wyprowadzić, zacząć nowe życie z narzeczonym, moze wziąć ślub...
Logika swoje a emocje i empatia swoje
ale wiem. I wyprowadzę się. Prawdopodobnie w drugiej połowie czerwca bo wcześniej to niemożliwe. Tylko nie wiem jak ten miesiąc z hakiem jeszcze wytrzymam..On jest dorosły ja też. Mam prawo trochę chociaż "pożyć". Nie odwracam się od niego, nie wyrzucam ze swojego życia. Chcę przyjeżdżać i dzwonić i tak robić będę. A jeżeli on to będzie miał w nosie i każe mi się wypchać no to już jego sprawa. Latać za nim przecież nie będę. Też mam honor. Po tatusiu
Jak się nie wyprowadzisz to jak bum cykcyk zbierzemy się, przyjedziemy do Ciebie i tak Ci skopiemy dupsko, że Jezu....
No taka duża dziewczynka....
Jak się nie wyprowadzisz to jak bum cykcyk
zbierzemy się, przyjedziemy do Ciebie i tak Ci skopiemy dupsko, że Jezu....
No taka duża dziewczynka....
Trzymam za słowo Aczkolwiek liczę na to, że nie będzie takiej konieczności.
Noo stara baba a taka pipa grochowa. Sama mam nerwy i żal do siebie.
(...) Sama mam nerwy i żal do siebie.
Żal osłabia. Skorzystaj ze złości - ona niesie energię i siłę.
Przeczytałam kolejne treści i zastanawia mnie czy zachowanie Twojego ojca nie ma innego podloza. Kiedyś mężczyzna najpierw się oswiadczal, ślub, wspólne mieszkanie itd. Może to co boli ze nie robisz tego po kolei ( Tak jak kiedyś się robilo) tylko jako Panna chcesz zamieszkać z chłopakiem. Jeśli jest taki s tereotypowy to nie zrozumie Twojego punktu widzenia. I nie będzie potrafil Ci tego wytłumaczyć bo obydwoje macie swoje perspektywy. Myślę ze jak zrobisz swoje i zobaczy że krzywda ci się nie dzieje to przynajmniej mniej więcej wszystko wróci do normy.
65 2017-05-17 09:58:08 Ostatnio edytowany przez corka z piekla rodem (2017-05-17 10:01:51)
Żal osłabia. Skorzystaj ze złości - ona niesie energię i siłę.
Dlatego tak mnie wkurza, że on później udaje, że nic się nie stało, że jest w porządku i gada ze mną jakby nigdy nic. Bo jak się mogę złościć jak on mi i mojemu narzeczonemu jak u mnie był kupił rano świeże bułki ? Albo zatankował mi samochód? No przecież super ojciec a ja narzekam.
Po każdej awanturze jestem wściekła i naprawdę go wtedy nienawidzę i gdybym mogła to wyszłabym i poszła w cholerę. Ale muszę czekać na mieszkanie, sytuacja się uspokaja i tak w kółko.
Tylko że ja już jestem na takim etapie, że u mnie w domu nie funkcjonuje "dobrze". Wybaczałam mu różne głupie ci*y, ale tego, że w moje urodziny wyzwał mnie od zdzir i dziw ek, i powiedział, że nie jest moim ojcem już nie. No i podstawowa różnica jest taka, że kiedyś wyzywał mnie jak był pijany. Ten ostatni raz był trzeźwy, więc już nawet alkoholem tego nie mogę tłumaczyć. Wtedy mi pękło serce i nigdy mu tego nie wybaczę. Tym bardziej, że on to ma w dupie, winny się nie czuje, bo winna jestem sobie ja