Hej, co u was? U mnie było już całkiem dobrze, ale to już chyba tradycja, że kiedy zaczynam stabilniej stać na swoich nogach, coś znowu musi mnie przewrócić..
11 zmarł mój dziadek. Pogrzeb był we wtorek, a ja wciąż czuję się źle. Pierwszy raz trafił do szpitala w grudniu, potem pod koniec stycznia i już nie wyszedł.. Mama nie chciała mnie martwić podczas egzaminów, czasem tylko wspomniała, że jest słaby. Wróciłam w czwartek do domu i dowiedziałam się wszystkiego. Od tygodnia bardzo mało jadł i dużo spał. Lekarze źle go traktowali, zbywali całą moją rodzinę, długo kłamali, że jego stan jest dobrym, następnego dnia nagle inna śpiewka.. Do niego trzeba było mieć wiele cierpliwości, był strasznym nerwusem, mieli go już dosyć.. Można powiedzieć, że przyczynili się do tego.
My zresztą też. On wymagał wiele uwagi, miał taki charakterek, że często ranił dzieci. Dla jego dzieci opieka stawała się ciężarem, często pewnie odczuwał, że jest niechciany. Mama wyrzuca sobie, że przed śmiercią nie okazała mu odpowiednio, że jej zależy, nawet wujek dzień wcześniej płakał, jedna ciocia żegnała się odpowiednio, a mama wypłakała się wcześniej i wtedy już nie mogła. Dopiero kiedy odchodził wpadła w rozpacz.
Ja byłam w odwiedziny w piątek i sobotę. Wieczorem już przeczuwałam, dwie godziny ryczałam tak, że głowa bolała mnie do nocy i przez godzinę wzięłam dwie mocne tabletki. W niedzielę, dzień śmierci, również chciałam rano jechać, ale byłam jeszcze niegotowa, więc miałam dojechać mzk-ą. Ja wsiadłam jednymi drzwiami, tata wysiadł drugimi (pojechał po drugi samochód, ale mechanika nie było, więc wrócił tak samo). Minęliśmy się. W środku spotkałam kolegę, pogadaliśmy, powiedziałam, że jadę odwiedzić dziadka w szpitalu, zaraz wysiadł. Telefon od taty, gdzie ja jestem, "No jadę do dziadka do szpitala", "To ty nic nie wiesz? Nie powiedzieli ci jeszcze? Dziadek już umarł godzinę temu, wracaj!". Grunt osunął mi się pod nogami, płakałam w mzc-e jak tego dnia, kiedy jechałam do siostry po zerwaniu. Do domu odwiózł mnie kolega, bo nie miałam jak wrócić, dopiero po południu dojechałam do babci, do wszystkich, nigdy nie było w tym domu tak smutno..
Nikt z nas nie wiedział, że będziemy to tak przeżywać. To zawsze było dla mnie takie oczywiste, że mam czwórkę dziadków, komplet, jakby mieli być wieczni. Niby nie byłam zżyta z dziadkami, myślałam, że popłaczę na pogrzebie i mi przejdzie, zawsze ceniłam bardziej więź niż więzy krwi. Ale w dzieciństwie często ich odwiedzaliśmy, wyjazdy zwykle na minimum dwa dni. Na święta zawsze 25-40 osób, i to głównie najbliższa rodzina, dziadkowie, ich dzieci, wnuki i prawnuki. Dwa dni przed śmiercią urodził się dziesiąty prawnuk.. Ten dom zawsze był pełen, 6 łóżek, mnóstwo gości, dzieci. Zabawy w piratów za stodołą, w dom w lesie obok, chowany na podwórku. To była piękna część mojego dzieciństwa, mało kto w dzisiejszych czasach ma taką możliwość. Dziadkowie biedni, bo w ogromnej rodzinie wkoło wesela, pogrzeby, drobne prezenty. Jednak nigdy nam nie żałowali, babcia często podchodziła z czekoladą i banknotem dziesięciozłotowym. Wyczekiwanie i telefony, kiedy się do nich wybieraliśmy, za ile będziemy. Przy pożegnaniach łzy radości, że mogli nas zobaczyć, prośba, żebym może jeszcze została. Buziaki na do widzenia, wyrywanie się i wycieranie twarzy, bo tak się nie lubiło, jak dziadziuś przytrzymywał i jeszcze na siłę obcałowywał. Potem machał na pożegnanie z uśmiechem i zamykał za nami bramę. A tego już nie będzie. Moje dzieciństwo, cudowny okres dorastania z kuzynostwem odszedł. Ciocia przyjechała zaopiekować się babcią na trochę, ale staruszka zamieszka wkrótce u jednego z dzieci. Dom był niedawno remontowany powoli, a teraz to nie ma znaczenia. W tamtą niedzielę odprowadziliśmy babcię do cioci, która mieszka obok i zamknęliśmy pusty dom. Przy tym łzy, bo niedługo najbardziej gościnny dom będzie stał opuszczony. Naprawdę miałam za co dziękować Bogu, a nie wykorzystałam tego do końca, zawsze śpieszyło mi się do miasta, sztucznych znajomych. Dziadkowi nigdy nie powiedziałam, że kocham, w życiu by pewnie nie pomyślał, że będę tak rozpaczać po nim. W sercu została tylko pustka i żal, bo to już nie wróci 