To jeszcze dodam że pierwszy związek zakończył się po 13 latach, po wspólnym mieszkaniu, jeszcze dwa dni wcześniej jak jechała na imprezę integracyjną to sobie miśkowaliśmy, pocałowała mnie na pożegnanie bo ją odwiozłem do pracy, po powrocie poważna rozmowa że musimy się rozstać, miała się zastanowić, poszła do rodziców po poradę, a naprawdę poszła do niego na seks (kolega z pracy, dodatkowo w związku). Wróciła wieczorem, powiedziała, że się zastanowiła, że koniec. Kolejnego dnia wstałem, jak wyszła z psem pierwszy raz w życiu sprawdziłem jej komórkę, to mi rozjaśniło sytuację - wiedziałem że mnie zdradziła poprzedniego dnia (a może już na integracji). Powiedziałem jej co o niej myślę, spakowałem parę ciuchów i od razu się wyprowadziłem. Rzeczy zabrałem po dłuższym czasie bo nie mogłem na nią patrzeć. Też przez miesiąc było ciężko, ale któregoś dnia doszedłem do wniosku że k..a jestem wartościowym człowiekiem i że nie mogę się użalać nad sobą. Swój podły nastrój, negatywną energię która mną władała przekułem w kierunku pracy nad sobą, nad swoim ciałem, nad umysłem, ćwiczyłem codziennie, czytałem dużo, starałem się żeby dzień był wypełniony różnymi rzeczami. Po jakimś czasie stała mi się obojętna, bo po prostu w końcu zrozumiałem, że nie była mnie warta. Postawiła na karierę, na romans z facetem z pracy, który dodatkowo był w związku, wystawiła sobie świadectwo. Nie była mnie warta. Teraz są małżeństwem, mają dziecko, pewnie są szczęśliwi, ale naprawdę mi to wisi całkowicie, jedyny nasz kontakt to sms na urodziny raz do roku. Nie można uzależniać swojego szczęścia od drugiej osoby. Można z kimś być szczęśliwym ale nie można swojego szczęścia od niego uzależniać.