Usunęłam właśnie byłego ze znajomych na fb.Zrobiłam,to wbrew sobie,ale póki poczułam odrobinę siły,żeby to zrobić,to wykorzystałam ten moment,bo wiedziałam,że jak ta chwila minie,to znów tego nie dam rady zrobić.Oczywiście chwilę po usunięciu zaczęłam tego żałować i ryczeć mi się zachciało,no wiecie - to definitywne odcięcie.No ale wiem że to było słuszne.Chyba...
Edyszka skoro poczułaś w sobie tą siłę tzn. Że zapewne był to dobry krok choć wyobrażam sobie, że w danym momencie tego żałujesz ...
Macie racje co do tych listów - tutaj mamy : akcja reakcja i szybciej pisząc na forum idzie się "naprostować"
Co do mojej "klątwy" nie wiem czy któraś z Was zagarniała się trochę w prawo przyciągania itp ... mam wrażenie, że często im bardziej się czegoś boimy tym bardziej to przyciągamy. Interesująca kwestia i ostatnio staram się ogólnie zgłębić tajniki i możliwości naszej podświadomości
Edyszka skoro poczułaś w sobie tą siłę tzn. Że zapewne był to dobry krok choć wyobrażam sobie, że w danym momencie tego żałujesz ...
Macie racje co do tych listów - tutaj mamy : akcja reakcja i szybciej pisząc na forum idzie się "naprostować"
![]()
Co do mojej "klątwy" nie wiem czy któraś z Was zagarniała się trochę w prawo przyciągania itp ... mam wrażenie, że często im bardziej się czegoś boimy tym bardziej to przyciągamy. Interesująca kwestia i ostatnio staram się ogólnie zgłębić tajniki i możliwości naszej podświadomości
Hej
pora na mnie żeby się udzielić trochę bo coś ostatnio zamilkłam Odnośnie przyciągania i powtarzania się pewnego schematu w relacjach.. Już jakiś czas temu odkryłam, że przyciągam jeden i ten sam rodzaj ludzi. Są to osoby wycofane, niedostępne, takie które nie tworzą trwałych więzi, o chłodnym usposobieniu, z zawyżonym ego, egoistyczne. Albo takie, które się po jakimś czasie odwracają ode mnie/kończą znajomość lub tak jak ponad dwa tygodnie temu - związek. Długo nad tym myślę i dochodzę do wniosku, że prawdopodobnie robię to podświadomie. Problem może być we mnie niestety ;( Coś w tym jest. Zaczęłam pracę nad sobą. Nad tym żeby zmienić siebie, żeby móc w przyszłości poznawać odpowiednich ludzi.
Usunęłam właśnie byłego ze znajomych na fb.Zrobiłam,to wbrew sobie,ale póki poczułam odrobinę siły,żeby to zrobić,to wykorzystałam ten moment,bo wiedziałam,że jak ta chwila minie,to znów tego nie dam rady zrobić.Oczywiście chwilę po usunięciu zaczęłam tego żałować i ryczeć mi się zachciało,no wiecie - to definitywne odcięcie.No ale wiem że to było słuszne.Chyba...
Myślę, że to dobry krok i słuszny. Fajnie, że zebrałaś siłę na to I tak masz pod górkę, a takie doglądanie exa to tylko dokładanie sobie niepotrzebnego balastu (że tak to nazwę).
Usunęłam właśnie byłego ze znajomych na fb.Zrobiłam,to wbrew sobie,ale póki poczułam odrobinę siły,żeby to zrobić,to wykorzystałam ten moment,bo wiedziałam,że jak ta chwila minie,to znów tego nie dam rady zrobić.Oczywiście chwilę po usunięciu zaczęłam tego żałować i ryczeć mi się zachciało,no wiecie - to definitywne odcięcie.No ale wiem że to było słuszne.Chyba...
O proszę, ta wiadomość to dla mnie prawdziwe zaskoczenie.
Edyszka pamiętasz, jak pisałam Ci, że po usunięciu exa ze znajomych będziesz czuć się gorzej? Więc teraz przygotuj się, bo będzie emocjonalny zjazd rollercoasterem w dół. Przede wszystkim odczucia jakie masz (lub przyjdą) będą wywołane pozbawieniem się możliwości kontroli jego życia. Możesz być sfrustrowana, żałować tego, zapewne poczujesz się bezradna. To wszystko minie. Przetrwaj ten okres spokojnie. Nie wiem jak często zaglądałaś na profil exa, ale postaraj się oddalać od siebie chęć sprawdzenia co u niego. Podjęłaś bardzo dobrą decyzję, która przyniesie Ci korzyści, tylko zachowaj spokój w ciągu najbliższych dni. Niebawem przyjdzie ulga, nie będziesz wiedziała jak jemu się żyje, czy ma już kogoś. W nawyk wejdzie Ci nieinteresowanie się nim, a to przyspieszy Twoją regenerację.
(dodam jeszcze myśl, która krąży mi z tyłu głowy: nie zdziw się, jeśli on skontaktuje się z Tobą w celu wyjaśnienia, dlaczego usunęłaś go ze znajomych. Jest to prawdopodobne, ponieważ nie zrobiłaś tego zaraz po rozstaniu, a odłożyłaś w czasie. Nie powinnaś wgl reagować jeśli taka sytuacja będzie miała miejsce. Pamiętaj: robisz coś dla siebie, nikomu nie musisz się z tego tłumaczyć a zwłaszcza jemu. On, jeśli napisze/ zadzwoni to tylko dlatego, że jest ciekawy - a nie dlatego, że chciałby coś naprawiać. A taki ruch z jego strony może Cię rozhuśtać).
916 2017-06-17 15:04:45 Ostatnio edytowany przez Karina.Julia.8 (2017-06-17 15:10:12)
Co do mojej "klątwy" nie wiem czy któraś z Was zagarniała się trochę w prawo przyciągania itp ... mam wrażenie, że często im bardziej się czegoś boimy tym bardziej to przyciągamy. Interesująca kwestia i ostatnio staram się ogólnie zgłębić tajniki i możliwości naszej podświadomości
Wybacz, nie wierzę w żadne prawo przyciągania. Natomiast jestem pewna, że życie stawia przed nami trudności, które musimy przezwyciężyć. Jeśli nie wyciągniemy z tego żadnych wniosków to niestety - sytuacja się powtarza. Niektórzy wierzą w prawo przyciągania, tłumacząc tymi regułami coś co jest naturalne. Jeśli intensywnie myślisz np. o sukcesie zawodowym to zaczynasz działać, aby dojść do celu. I to działanie jest kluczem, nie samo myślenie i wyobrażanie sobie siebie na kierowniczym stanowisku.
W Twoim przypadku to nie klątwa, ani przyciąganie. Po prostu spotkałaś kilka razy osoby, które nie wyleczyły się z poprzednich związków i Ty świadomie wchodzisz w takie relacje, pomijając stan emocjonalny partnera. Tworzy się sytuacja, w której on (krótko po rozstaniu) ma nową kobietę. A jak jego ex jeszcze zależy na nim to się uaktywnia i zaczyna walczyć, aby go odbić. Stary związek musi być zamknięty - bez tego ani rusz do przodu. A to trwa czasami długo. Popatrz ile z nas analizuje/ lub analizowało poprzednie relacje nawet przez kilka miesięcy po rozstaniu. Różnie to w życiu bywa, podejrzewam, że gdybym ja teraz znalazła sobie kogoś a mój ex byłby wolny to też obudziłby się w nim syndrom "psa ogrodnika". I przyznam, że na początku (czyli jak dowiedziałam się, że trzy tygodnie po rozstaniu ze mną on ma inną) również miałam taką chęć odbicia go, ale rozsądek wziął górę nad głupimi emocjami. Samo życie...
EDIT:
@Olive - moja odp również na Twój post. "Przyciągasz" taki typ, ponieważ czegoś nie przepracowałaś. Pora na zmiany, ponieważ coś Tobą/ Wami kieruje, że z całego męskiego grona Twoja/ Wasza uwaga skupia się właśnie na takich facetach. W przypadku @aLeja może to być zbyt duża chęć "uzdrowienia/ pocieszenia/ wynagrodzenia całego zła takiemu mężczyźnie.
917 2017-06-17 15:33:25 Ostatnio edytowany przez aLeja (2017-06-17 15:34:37)
Wybacz, nie wierzę w żadne prawo przyciągania. Natomiast jestem pewna, że życie stawia przed nami trudności, które musimy przezwyciężyć. Jeśli nie wyciągniemy z tego żadnych wniosków to niestety - sytuacja się powtarza. Niektórzy wierzą w prawo przyciągania, tłumacząc tymi regułami coś co jest naturalne. Jeśli intensywnie myślisz np. o sukcesie zawodowym to zaczynasz działać, aby dojść do celu. I to działanie jest kluczem, nie samo myślenie i wyobrażanie sobie siebie na kierowniczym stanowisku.
W Twoim przypadku to nie klątwa, ani przyciąganie. Po prostu spotkałaś kilka razy osoby, które nie wyleczyły się z poprzednich związków i Ty świadomie wchodzisz w takie relacje, pomijając stan emocjonalny partnera. Tworzy się sytuacja, w której on (krótko po rozstaniu) ma nową kobietę. A jak jego ex jeszcze zależy na nim to się uaktywnia i zaczyna walczyć, aby go odbić. Stary związek musi być zamknięty - bez tego ani rusz do przodu. A to trwa czasami długo. Popatrz ile z nas analizuje/ lub analizowało poprzednie relacje nawet przez kilka miesięcy po rozstaniu. Różnie to w życiu bywa, podejrzewam, że gdybym ja teraz znalazła sobie kogoś a mój ex byłby wolny to też obudziłby się w nim syndrom "psa ogrodnika". I przyznam, że na początku (czyli jak dowiedziałam się, że trzy tygodnie po rozstaniu ze mną on ma inną) również miałam taką chęć odbicia go, ale rozsądek wziął górę nad głupimi emocjami. Samo życie...EDIT:
@Olive - moja odp również na Twój post. "Przyciągasz" taki typ, ponieważ czegoś nie przepracowałaś. Pora na zmiany, ponieważ coś Tobą/ Wami kieruje, że z całego męskiego grona Twoja/ Wasza uwaga skupia się właśnie na takich facetach. W przypadku @aLeja może to być zbyt duża chęć "uzdrowienia/ pocieszenia/ wynagrodzenia całego zła takiemu mężczyźnie.
Wybaczam ilu ludzi tyle teorii na świat i wydarzenia. Ze swoich wypowiedzi wydajesz się być moja Droga osobą twardo stąpającą po ziemi, bardzo racjonalną i trzeźwo myślącą. Tak myślałam, że prawo przyciągania nie będzie miało u Ciebie racji bytu
ale rozumiem
Od pewnego czasu zauważyłam, że niestety moja chęć dogadzania innym odbija się na mnie ... takie wampiry energetyczne i ludzie potrzebujący potrzymania za rączkę i pogłaskania po główce zawsze byli gdzieś blisko mnie. Muszę wysyłać jakieś sygnały, że jestem właśnie taką matką Teresą i to jest mój pierwszy punkt pracy nad sobą. Chce przyciągnąć partnera godnego sobie, który dotrzyma mi tempa, a nie kuli u nogi która całe życie będę musiała nieść na swoich plecach ...
Ty też taka silna, wiedząca czego chce kobieta przyciągnąłeś niedojrzałego chłopaczka - paradoks, że niby wiemy kogo chcemy, a jednak najpierw przerabiamy x pomyłek.
918 2017-06-17 16:00:21 Ostatnio edytowany przez Karina.Julia.8 (2017-06-17 16:01:32)
Wybaczam
ilu ludzi tyle teorii na świat i wydarzenia. Ze swoich wypowiedzi wydajesz się być moja Droga osobą twardo stąpającą po ziemi, bardzo racjonalną i trzeźwo myślącą. Tak myślałam, że prawo przyciągania nie będzie miało u Ciebie racji bytu
ale rozumiem
popieram system: działanie -> skutek.
Od pewnego czasu zauważyłam, że niestety moja chęć dogadzania innym odbija się na mnie ... takie wampiry energetyczne i ludzie potrzebujący potrzymania za rączkę i pogłaskania po główce zawsze byli gdzieś blisko mnie. Muszę wysyłać jakieś sygnały, że jestem właśnie taką matką Teresą i to jest mój pierwszy punkt pracy nad sobą. Chce przyciągnąć partnera godnego sobie, który dotrzyma mi tempa, a nie kuli u nogi która całe życie będę musiała nieść na swoich plecach ...
Skoro wychodzisz do ludzi z nastawieniem "możecie brać" to nie dziw się, że tacy ludzie będą brali. Pomyśl sobie tak: ile razy Ty skorzystałaś, kiedy pojawiła się jakaś okazja? Ja bez winy nie jestem, zdarzyło się, że widząc okazję wykorzystałam ją kosztem jakiejś osoby. Wiem, że to było złe, jednak w tamtym momencie szala przeważyła na własną korzyść pomijając uczucia kogoś innego. Tak jest, nie da się przejść przez życie oglądając się na innych i z nastawieniem, że zrezygnuję z czegoś, ponieważ kogoś mogę swoim działaniem urazić. Ludzie nadużywający takich okazji, wykorzystujący innych nie mają problemu aby znaleźć "dawcę". Dlatego warto jest stawiać granice, jasno i wyraźnie.
Podoba mi się powiedzenie, że mogę mieć w życiu wszystko na co się zgodzę, więc nie zamierzam zgadzać się na mniej niż na to zasługuję.
Ty też taka silna, wiedząca czego chce kobieta przyciągnąłeś niedojrzałego chłopaczka - paradoks, że niby wiemy kogo chcemy, a jednak najpierw przerabiamy x pomyłek.
To opisywałam w wątku @Eiko. Właśnie ja, walcząca od zawsze i o wszystko, wiedząca czego chcę, odpowiedzialna, wybrałam (nie przyciągnęłam a WYBRAŁAM) na swojego partnera osobę z zupełnie inną osobowością. Podobał mi się bo był spontaniczny, beztroski, pełen radości z życia. Jednocześnie on starając się o mnie pokazał się jako osoba odpowiedzialna, taka, na którą mogę liczyć, wierny i oddany. Sprawiał wrażenie jakbym była jego całym światem, a ja ucieszyłam się, że mój radosny i zawsze uśmiechnięty partner zdejmie ze mnie choć część odpowiedzialności i nauczy mnie dystansu. Czyli moje nieodrobione zadanie domowe - DYSTANS. Zobacz, jak to jest w życiu, że nasze wady tak szybko wychodzą na wierzch a ignorowanie czerwonych lampek, które zapalają się na początku znajomości nigdy nie przyniesie niczego dobrego...
Nauczona gorzką lekcją ze swojego życia dobrze Ci radzę - szukaj błędu w sobie. Mój system obronny nie zadziałał gdy poznałam exa. On okazał się być idealnym lustrem moich wszystkich lęków, wad.
P.s. moje twarde stąpanie po ziemi dezaktywuje się w pobliżu exa, więc paradoksalnie widujemy się minimum pięć razy w tygodniu taki trening mam
Pierwszy chłopak, pierwszy związek i to długoletni. Teraz rozumiem dlaczego definiowałaś siebie przez pryzmat jego osoby. Wspólnie dorastaliście, każde we własnym tempie. Od momentu poznania zmieniliście się bardzo. Oboje. Wykształtował się charakter i oczekiwania względem partnera. To, że pasowaliście do siebie w momencie poznania, czyli mając 18 lat wcale nie oznacza, że będziecie pasować do siebie mając 30. Właśnie dlatego nie dziwi mnie fakt, że dużo związków, które powstają ok. 16-18 roku życia rozpadają się przed 30stką. Dobrze, że nie zdecydowaliście się na małżeństwo. Patrząc na dzisiejszy stan rozwoju człowieka, to dużo osób w wieku 22-23 lata to jeszcze "mentalni nastolatkowie". Przesunął się wiek, w którym ludzie są świadomi na tyle, aby założyć własną rodzinę.
Zabrzmi to okrutnie, ale dobrze się stało, że on zdecydował się odejść od Ciebie. Możesz poznawać nowych mężczyzn, zobaczyć jacy są różnorodni pod względem zachowania, kultury, sposobu bycia i oczekiwań co do związku, by wreszcie wybrać osobę, która będzie do Ciebie pasować. Pisałaś wcześniej, że ex stał się tłem w Twoim życiu, na co odpowiedziałam Ci, że zasługujesz na kogoś, kto dotrzyma Ci kroku. Podtrzymuje swoje zdanie.
Usłyszałaś na koniec całą litanię rzekomych Twoich wad, które przeszkadzały Twojemu exowi. Słuchaj: jesteś sobą i taką masz siebie zaakceptować. Nie przepraszaj nigdy nikogo, że nie spełniasz jego oczekiwań. To są TYLKO jego oczekiwania a nie Twoje obietnice. Powiedział, co jemu nie pasuje w Tobie, co nie jest równoznaczne z tym, że akurat są to Twoje wady. Załóżmy, że powiedział, że jesteś zbyt ambitna lub zbyt zapracowana - może jemu przeszkadza ambitna kobieta, ponieważ ma wyższe aspiracje niż on sam. Jednak ambicja to nie jest wada, bo na innych płaszczyznach jest bardzo pomocną cechą, dzięki której m.in. możesz zapewnić stabilną sytuację finansową swojej rodzinie. W efekcie to zaleta, bo fajnie jest być niezależną kobietą
Karino, nie zabrzmiało to okrutnie Po opadnięciu najintensywniejszych emocji, gdy do głosu zaczyna dochodzić już rozum, gdzieś tam kiełkują w głowie myśli, że może faktycznie dobrze się stało, że odszedł. Może nawet zazdroszczę mu odwagi, że umiał powiedzieć stop związkowi i iść szukać swojego szczęścia gdzie indziej. Póki co nadal ciężko to znoszę, tłumaczę sobie wiele kwestii cierpliwie.
Dawna Ty nigdzie się nie zgubiła. Tylko postaraj się rozdzielić siebie od jego zdania na Twój temat. W tym momencie to akurat jego opinia Cię przygniotła i potrzaskała Twoje poczucie własnej wartości. To co czujesz jest konsekwencją wszelkich prób dopasowania Twojej osobowości aby stać się kimś, kto będzie jemu odpowiadał. Nie można być kimś kim się nie jest. Nie można udawać, robić czegoś wbrew sobie, bo to nie wyjdzie, nigdy nie wychodzi. Po rozstaniu zostałaś ty i "ty, jaka powinnaś być w jego mniemaniu" - czyli masz podwójny obraz. I to "jaka powinnaś być, co mogłaś zmienić" - to Cię zgniata. Ma to swoje korzenie w przeszłości, bo uaktywnił się mechanizm dobrze Ci znany: próba zasłużenia na miłość ojca. I tutaj chciałaś zasłużyć na miłość exa, więc analizę porażki zaczęłaś od wyszukania swoich błędów.
A teraz się zastanów: czy to rzeczywiście były błędy czy raczej naturalna kolej rzeczy? Dorastałaś, pojawiły się nowe obowiązki, plany, marzenia. To normalne, że idziemy do przodu, każde w swoim tempie. I jeszcze co do zasługiwania na miłość: ona akurat powinna być bezwarunkowa. Partner nie kocha, jeśli każe Ci zasłużyć na czułość, szacunek czy wsparcie. Będąc w związku nie przestanę przecież szanować swojego partnera, bo jego zdanie na jakiś temat jest odmienne od mojego, nie każę mu zasługiwać na uznanie w moich oczach, czy też na moje wsparcie. Nastawienie, że trzeba zasłużyć na coś to przejaw toksycznej relacji.
(Akurat znam to z autopsji, mój ex twierdził, że ja nie zasłużyłam na szacunek czy dobre traktowanie)
Bardzo trafnie to opisałaś, zwłaszcza z tym podwójnym obrazem. Czuję się jakby moje JA jechało teraz na deskorolce, każda noga na oddzielnej i zupełnie nie ma w tym balansu. Masz rację z tym, że analizę zaczęłam od wyszukania swoich błędów. Niby znam tego przyczynę, ale nie umiem tego wyłączyć ot tak, automatycznie. Nigdy nie poczułam złości czy gniewu do niego. Bardziej złość na samą siebie, że nie byłam na tyle dojrzała, że czując pod skórą, że ja kocham bezwarunkowo, a nie dostaję tego w zamian, nie potrafiłam odejść. My na codzień byliśmy zgodną parą, mogę nawet napisać że pomimo temperamentnej natury mało gderałam Ale jak patrzę z perspketywy, to chyba z jego strony zabrakło tej nieuchwytnej istoty rzeczy. Tego jego przekonania, że ma przy sobie kobietę jaką chce mieć i ja to chyba też gdzieś czułam wewnątrz. Mogłam odejść, zrobiłabym tym przysługę i jemu i sobie. A jakoś tak łudziłam się i chyba odwlekałam nieuchronne w czasie. Z drugiej strony, on się starał, rozmawialiśmy dużo o związku, używał zdań o przyszłości jakoś tak naturalnie, ja nie naciskałam na nic. Sam powiedział, że jeśli urodziłabym mu dziecko byłby najszczęśliwszy na świecie. Ciężko to wygonić z głowy, z drugiej strony to tylko słowa i koniec końców dobrze, że nie cierpi nikt poza mną.
Co do zasługiwania, on chyba tego nie wymagał, żebym zasłuzyła na jego uczucia. Chciał odejść wcześniej. To ja wymagałam tego od siebie. "Zobacz, będę taka dobra jak tylko potrafię, kochaj mnie, kochaj." Po tym rozstaniu nie boli mnie nawet jego zachowanie, bolą mnie tylko moje zachowania. Przede mną jeszcze duża lekcja do odrobienia. A ciężko się pozbierać
Wiesz Karina, ja też jestem wojownikiem, też umiem zarządzać ludźmi, przewodzić w grupie. Jak mam problem, to w zależności od jego kalibru, albo poużalam się nad sobą albo nie, a w głowie już szukam kilku rozwiązań. Wychodzę z założenia, że nie ma co rozpamiętywać porażek. Stało się to się stało, jeśli trzeba to należy przeprosić, naprawić co można i nie robić tego w przyszłości. Ale jak już przychodzi do uczuć i do mojego serca to taka mądra nie jestem Nie podejrzewałam że taka sytuacja może doprowadzić do stwierdzenia depresji. Póki co radzę sobie bez leków, ale jest mocno ciężko, chociaż staram się nie tracić jakiegoś zdrowego podejścia.
Tłumaczę sobie, że może nie byłam idealną dziewczyną, ale byłam dobra. Wspierałam go jak tylko umiałam, pomagałam mu realizować jego pomysły, szukałam rozwiązań, pomagałam kończyć studia i motywowałam do działania. My byliśmy z trochę innych światów. Ja techniczne studia związane z geodezją i budownictwem, on sztuka. Ale pomimo tego angażowałam się jak mogłam, nie brakuje mi kreatywności. Znałam wszystkie jego pomysły, próbowalam pomagac, wcielać je w życie. Wiele razy mówił, że bardzo mu pomogłam. Szkoda, że na koniec okazałam się taka beznadziejna, w jego oczach. To zdanie, że nigdy nie był ze mną szczęśliwy potrafi mnie jeszcze obudzić nad ranem. Dobrze, że ogarnięcie się zajmuje już 20 minut a nie pół dnia
Słuchaj, ja nie mam już problemu z tym, że on ma inną, choć początki ich związku były dla mnie prawdziwym ciosem. Nie będę się spuszczać w klozecie, aby skorzystać z rur kanalizacyjnych i wypłynąć gdzieś na środku Atlantyku, bo mój ex ma inną.
![]()
Wolałabym uniknąć analizy jego charakteru, ale aż nie mogę się powstrzymać od tego aby wygłosić mój osąd sytuacji. Ma inną, tak, po 3 tygodniach od rozstania. Czy uważam, że taka osoba poradziła sobie po rozstaniu w tak krótkim czasie -NIE. Może uczuciowo szybko odciął się ode mnie, może chciał mi coś udowodnić - nie ważne. Ich związek trwa, bo są bardzo podobni do siebie. Oboje to typy imprezowiczów, dusze towarzystwa, lubią alkohol, zabawę, mają podobną sytuację materialną swoich rodzin. Ich obecny styl życia jest taki sam. To taki związek, gdzie nie myślą o przyszłości, liczy się tylko tu i teraz. A co będzie jak rozpoczną życie razem z całą odpowiedzialnością, bez wsparcia finansowego ze strony rodziny? Jak to będzie funkcjonować, gdy trzeba będzie zacząć planować coś? Gdy obowiązki będą przewyższać przyjemności? - to będzie dla niech prawdziwy sprawdzian. Wiadomo, że kobiety trochę szybciej dojrzewają, więc współczuje obecnej dziewczynie mojego exa, bo on nie dość, że jest niedojrzałym człowiekiem z całą masą absurdalnych wymagań wobec partnerki, to w dodatku jest niesamowicie zaborczy, egoistyczny i zawsze dąży do tego, aby postawić na swoim. On potrzebuje bodźców zewnętrznych do tego aby łechtać swoje ego - np. portale społecznościowe. W dodatku nic się nie nauczył po rozstaniu. Więc teraz niech się bawią w "dom" a później to życie ich rozliczy...
I to jest zdrowy osąd sytuacji. Fajnie się czyta tak trzeźwe podejście. Zostawiasz ten związek już daleko w tyle i dobrze przyjmować od Ciebie rady. Lubię wymieniać z Tobą myśli, pomaga się otrząsnąć W ogóle dziewczyny pisanie z Wami tutaj, to jakieś niesamowicie oczyszczające doświadczenie
Szczerze nie spodziewałam się tego. Jednak nikt nie zrozumie Cię lepiej niż osoby w tym samym położeniu, nawet jak "leżą" po drugiej stronie światłowodu
To opisywałam w wątku @Eiko. Właśnie ja, walcząca od zawsze i o wszystko, wiedząca czego chcę, odpowiedzialna, wybrałam (nie przyciągnęłam a WYBRAŁAM) na swojego partnera osobę z zupełnie inną osobowością. Podobał mi się bo był spontaniczny, beztroski, pełen radości z życia. Jednocześnie on starając się o mnie pokazał się jako osoba odpowiedzialna, taka, na którą mogę liczyć, wierny i oddany. Sprawiał wrażenie jakbym była jego całym światem, a ja ucieszyłam się, że mój radosny i zawsze uśmiechnięty partner zdejmie ze mnie choć część odpowiedzialności i nauczy mnie dystansu. Czyli moje nieodrobione zadanie domowe - DYSTANS. Zobacz, jak to jest w życiu, że nasze wady tak szybko wychodzą na wierzch a ignorowanie czerwonych lampek, które zapalają się na początku znajomości nigdy nie przyniesie niczego dobrego...
Nauczona gorzką lekcją ze swojego życia dobrze Ci radzę - szukaj błędu w sobie. Mój system obronny nie zadziałał gdy poznałam exa. On okazał się być idealnym lustrem moich wszystkich lęków, wad.
Ulala i kolejny raz mam wrażenie, że czytam o sobie. Ja wojowniczka, z twarzą niemalże wymalowaną w moro, coby zawsze być gotowa do walki I spokojny, opanowany on. Moje braki, jego zalety. Moja odpowiedzialność i jego spontaniczność. Karina! Chyba jesteś moją zaginioną starszą siostrą ^^ Zadania domowe niewątpliwie mamy do odrobienia.
@Edyszka, też usunełam wczoraj byłego ze znajomych z fejsa. I jestem niemalże pewna, że nawet tego nie zauważy. Zjazd pewnie będzie, ale i chyba na to jestem gotowa. I tak szybciutko to zrobiłaś, ja się zbierałam niemalże pół roku, bo jeszcze czasami mi się tam weszło. Dobrze, że odcinamy kolejne niteczki, jestem z nas dumna
921 2017-06-17 16:50:02 Ostatnio edytowany przez Karina.Julia.8 (2017-06-17 16:50:42)
@Edyszka, też usunełam wczoraj byłego ze znajomych z fejsa. I jestem niemalże pewna, że nawet tego nie zauważy. Zjazd pewnie będzie, ale i chyba na to jestem gotowa. I tak szybciutko to zrobiłaś, ja się zbierałam niemalże pół roku, bo jeszcze czasami mi się tam weszło. Dobrze, że odcinamy kolejne niteczki, jestem z nas dumna
@qaqa zauważy uwierz mi.
Ja to jestem ciekawa ile razy nasi ex wchodzili na nasze profile, aby nas poszpiegować. Znając mojego exa to będzie się bronił rękami i nogami aby nie zaglądać na mój profil, bo on dobrze wie, że nie siedzę i nie płaczę w kącie - przynajmniej tak sobie myśli. Tak całkiem serio to umieram z ciekawości (
), czy on szpieguje mnie od czasu do czasu
To zaskakujące, że potrafimy tak trzeźwo ocenić sytuacje innych, znamy mechanizmy, w teorii poziom wysoki. A jak w grę wchodzą nasze uczucia i emocje to i radar wysiada ... i czerwone światełko szwankuje
Też jestem ciekawa jak to wygląda ze szpiegowaniem z ich strony taka gra pozorów - nikt nic nie przeżywa, a ogólnie w głowach i sercach chaos
O proszę, ta wiadomość to dla mnie prawdziwe zaskoczenie.
Edyszka pamiętasz, jak pisałam Ci, że po usunięciu exa ze znajomych będziesz czuć się gorzej? Więc teraz przygotuj się, bo będzie emocjonalny zjazd rollercoasterem w dół. Przede wszystkim odczucia jakie masz (lub przyjdą) będą wywołane pozbawieniem się możliwości kontroli jego życia. Możesz być sfrustrowana, żałować tego, zapewne poczujesz się bezradna. To wszystko minie. Przetrwaj ten okres spokojnie. Nie wiem jak często zaglądałaś na profil exa, ale postaraj się oddalać od siebie chęć sprawdzenia co u niego. Podjęłaś bardzo dobrą decyzję, która przyniesie Ci korzyści, tylko zachowaj spokój w ciągu najbliższych dni. Niebawem przyjdzie ulga, nie będziesz wiedziała jak jemu się żyje, czy ma już kogoś. W nawyk wejdzie Ci nieinteresowanie się nim, a to przyspieszy Twoją regenerację.(dodam jeszcze myśl, która krąży mi z tyłu głowy: nie zdziw się, jeśli on skontaktuje się z Tobą w celu wyjaśnienia, dlaczego usunęłaś go ze znajomych. Jest to prawdopodobne, ponieważ nie zrobiłaś tego zaraz po rozstaniu, a odłożyłaś w czasie. Nie powinnaś wgl reagować jeśli taka sytuacja będzie miała miejsce. Pamiętaj: robisz coś dla siebie, nikomu nie musisz się z tego tłumaczyć a zwłaszcza jemu. On, jeśli napisze/ zadzwoni to tylko dlatego, że jest ciekawy - a nie dlatego, że chciałby coś naprawiać. A taki ruch z jego strony może Cię rozhuśtać).
Ja codziennie zaglądałam na jego profil...tzn.później już nie zaglądałam tylko miałam go w historii wyszukiwania i codziennie sprawdzałam czy pod jego nazwiskiem jest tekst NOWY POST,czy nie.Jeśli nie,to nie wchodziłam,a jeśli tak,to nie było bata żebym nie zajrzała.Wcześniej nawet nie wyobrażałam sobie wyrzucić go ze znajomych.Później robiłam ku temu podchody,ale coś mnie powstrzymywało,a ostatnio poczułam może nie tyle siłę żeby to zrobić,co poczucie że powinnam to zrobić dla własnego dobra i jak dziś poczułam ten impuls żeby to zrobić,to z automatu pobiegłam go usunąć,bo wiedziałam że jak impuls minie,to znów tego nie zrobię.Chyba sekundę po tym jak go usunęłam wybucham płaczem.Płacz bardzo krótki,ale intensywny.No wiesz,on nie mieszka w moich stronach i fb było jedyną możliwością "uczestniczenia w jego życiu".Dlatego tak ciężko mi było zdobyć się na ten krok usunięcia go.To definitywne odcięcie się.Po tym płaczu poczułam się trochę lepiej,ale wiem że za jakiś czas będę szaleć,że go wyrzuciłam i będę zaglądać na jego profil mimo,że w znajomych już go nie mam.Nie,on się do mnie nie odezwie żeby zapytać dlaczego go usunęłam.To dość stanowczy facet więc jak skończył związek,to skończył i nie będzie wnikać czemu go usunęłam.Zresztą on o ile zobaczy że nie ma mnie w znajomych,to nastąpi to za ruski rok.
@Edyszka, też usunełam wczoraj byłego ze znajomych z fejsa. I jestem niemalże pewna, że nawet tego nie zauważy. Zjazd pewnie będzie, ale i chyba na to jestem gotowa. I tak szybciutko to zrobiłaś, ja się zbierałam niemalże pół roku, bo jeszcze czasami mi się tam weszło. Dobrze, że odcinamy kolejne niteczki, jestem z nas dumna
O kurcze,to długo go trzymałaś w znajomych.Chyba bym tyle nie wytrzymała czując ten lęk,że wchodząc na fb zobaczę coś czego bym nie chciała zobaczyć.
Edyszka napisał/a:Usunęłam właśnie byłego ze znajomych na fb.Zrobiłam,to wbrew sobie,ale póki poczułam odrobinę siły,żeby to zrobić,to wykorzystałam ten moment,bo wiedziałam,że jak ta chwila minie,to znów tego nie dam rady zrobić.Oczywiście chwilę po usunięciu zaczęłam tego żałować i ryczeć mi się zachciało,no wiecie - to definitywne odcięcie.No ale wiem że to było słuszne.Chyba...
Myślę, że to dobry krok i słuszny. Fajnie, że zebrałaś siłę na to
I tak masz pod górkę, a takie doglądanie exa to tylko dokładanie sobie niepotrzebnego balastu (że tak to nazwę).
Mam nadzieję,że to kolejny mały krok na drodze leczenia się z tego człowieka.
@aLeja,ja nie wierzę w prawo przyciągania.Jeśli,np.kobieta gustuje w danym typie faceta,to będzie na takich zwracać uwagę,takim będzie pozwalała się do siebie zbliżać i z takimi będzie wchodziła w relacje.Jeśli to jest nieodpowiedni typ faceta,to systematycznie będzie powtarzany ten sam schemat kończący się masakrą i w tym momencie można uznać,że to prawo przyciągania,albo stwierdzić że notorycznie popełnia się ten sam błąd i dokonuje złych wyborów.
To zaskakujące, że potrafimy tak trzeźwo ocenić sytuacje innych, znamy mechanizmy, w teorii poziom wysoki. A jak w grę wchodzą nasze uczucia i emocje to i radar wysiada ... i czerwone światełko szwankuje
![]()
Też jestem ciekawa jak to wygląda ze szpiegowaniem z ich strony
taka gra pozorów - nikt nic nie przeżywa, a ogólnie w głowach i sercach chaos
Ale to wcale nie jest zaskakujące To życie. Z reguły łatwiej radzić komuś niż sobie samemu. Powiesz komuś radę i być może się do niej zastosuje, a samu sobie to można tłumaczyć i tłumaczyć, a w głowie pojawi się milion wymówek, trudno nad tym zapanować. Znamy mechanizmy, poziom teoretyczny wysoki a konsekwentne podejmowanie decyzji swoją drogą. Gdyby każdy umiał w jakiś taki "oświecony" sposób spoglądać na życie, siebie i inne osoby, wyłamywać się schematom własnej psychiki i wyuczonych zachowań oraz wzorców to byśmy tutaj nie uprawiały sztuki literackiej
928 2017-06-17 18:30:08 Ostatnio edytowany przez aLeja (2017-06-17 18:50:13)
mogę mieć w życiu wszystko na co się zgodzę, więc nie zamierzam zgadzać się na mniej niż na to zasługuję.- Karina - bardzo fajne słowa warte zapamiętania
Co do wchodzenia w relacje z facetami po ich rozstaniu i to po długoletnim związku,to kiedyś umówiłam się z chłopakiem,który był po rozstaniu z dziewczyną,z którą spędził 6 lat (związek zakończył on).Umówiłam się z nim w momencie kiedy od jego rozstania minęło już półtora roku.Byłam pewna,że po takim czasie już się pozbierał.Tym bardziej,że twierdził że przestało im się układać i że to widocznie nie było to.Na spotkaniu dotarło do mnie,że jednak to rozstanie,to jeszcze dość świeża sprawa dla niego mimo upływu półtora roku.Co chwilę z jego strony padało słowo "była".Co prawda nie rozpaczał i nie użalał się nad sobą z powodu rozpadu tego związku,ale co zaczęliśmy jakiś temat,to on do byłej nawiązywał,np.ja mówię coś o zwierzętach,a ten zaczyna o psie byłej i cały czas tylko była i była.To mi włączyło czerwoną lampkę w głowie.Na jednym spotkaniu skończyłam,bo wiedziałam że w przeciwnym razie zostanę pocieszanką.
Co do wchodzenia w relacje z facetami po ich rozstaniu i to po długoletnim związku,to kiedyś umówiłam się z chłopakiem,który był po rozstaniu z dziewczyną,z którą spędził 6 lat (związek zakończył on).Umówiłam się z nim w momencie kiedy od jego rozstania minęło już półtora roku.Byłam pewna,że po takim czasie już się pozbierał.Tym bardziej,że twierdził że przestało im się układać i że to widocznie nie było to.Na spotkaniu dotarło do mnie,że jednak to rozstanie,to jeszcze dość świeża sprawa dla niego mimo upływu półtora roku.Co chwilę z jego strony padało słowo "była".Co prawda nie rozpaczał i nie użalał się nad sobą z powodu rozpadu tego związku,ale co zaczęliśmy jakiś temat,to on do byłej nawiązywał,np.ja mówię coś o zwierzętach,a ten zaczyna o psie byłej i cały czas tylko była i była.To mi włączyło czerwoną lampkę w głowie.Na jednym spotkaniu skończyłam,bo wiedziałam że w przeciwnym razie zostanę pocieszanką.
Co za wtopa. Też kiedyś miałam randkę z porzuconym po kilkuletnim związku. Minęło u niego kilka ładnych lat a on ciągle powtarzał, że jego ex to do tej restauracji nie chodziła, bo .... itp. Również oznajmilam że nic z tego nie będzie. Z grzeczności zaproponowałam koleżeństwo. To później dodawałam smsy że widział swoją ex z innym i się wypłakiwał mi. Żenada...
qaqa napisał/a:@Edyszka, też usunełam wczoraj byłego ze znajomych z fejsa. I jestem niemalże pewna, że nawet tego nie zauważy. Zjazd pewnie będzie, ale i chyba na to jestem gotowa. I tak szybciutko to zrobiłaś, ja się zbierałam niemalże pół roku, bo jeszcze czasami mi się tam weszło. Dobrze, że odcinamy kolejne niteczki, jestem z nas dumna
O kurcze,to długo go trzymałaś w znajomych.Chyba bym tyle nie wytrzymała czując ten lęk,że wchodząc na fb zobaczę coś czego bym nie chciała zobaczyć.
Długo, bo nie zwracałam uwagi na fejsbukowe życie. Wrzucam czasami jakieś fotki, ale nie jestem aktywna. On praktycznie nigdy nie wrzucił swojego zdjęcia. Więc nawet jakby miał harem nowych dziewczyn to i tak pewnie bym tego nie wiedziała, chyba że harem by się o to postarał
Cholernie boję się momentu jak i tak dotrze do mnie jakakolwiek informacja jakiej bym nie chciała się dowiedzieć. Ale staram się sobie tłumaczyć, że no do zakonu nie odszedł i będzie sobie układać życie na nowo beze mnie.
Edyszka napisał/a:qaqa napisał/a:@Edyszka, też usunełam wczoraj byłego ze znajomych z fejsa. I jestem niemalże pewna, że nawet tego nie zauważy. Zjazd pewnie będzie, ale i chyba na to jestem gotowa. I tak szybciutko to zrobiłaś, ja się zbierałam niemalże pół roku, bo jeszcze czasami mi się tam weszło. Dobrze, że odcinamy kolejne niteczki, jestem z nas dumna
O kurcze,to długo go trzymałaś w znajomych.Chyba bym tyle nie wytrzymała czując ten lęk,że wchodząc na fb zobaczę coś czego bym nie chciała zobaczyć.
Długo, bo nie zwracałam uwagi na fejsbukowe życie. Wrzucam czasami jakieś fotki, ale nie jestem aktywna. On praktycznie nigdy nie wrzucił swojego zdjęcia. Więc nawet jakby miał harem nowych dziewczyn to i tak pewnie bym tego nie wiedziała, chyba że harem by się o to postarał
![]()
Cholernie boję się momentu jak i tak dotrze do mnie jakakolwiek informacja jakiej bym nie chciała się dowiedzieć. Ale staram się sobie tłumaczyć, że no do zakonu nie odszedł i będzie sobie układać życie na nowo beze mnie.
Też się boję tego momentu kiedy dowiem się,że on kogoś ma,a przecież wiadomo,że ten moment nastąpi.Sex z jakąś,to może już był,a jeśli nie,to lada dzień,tydzień,miesiąc będzie.To też jest oczywiste,a mnie ta myśl przeraża,mimo że przecież ma do tego prawo.W końcu wolny człowiek.Mój ex też jakoś intensywnie nie dzielił się na fb tym co działo się w jego życiu.Głównie udostępniał jakieś piosenki czy filmiki,a zdjęcia pojawiały się czasem.No ale...po rozstaniu rozwaliło mnie nawet jego zdjęcie na którym był z siostrą i komentarze pod zdjęciem,a co dopiero gdyby wrzucił zdjęcie z nową dziewczyną bądź pokazujące jak się gdzieś tam świetnie bawi.Oczywiście jeśli wrzuci takie zdjęcie i będzie ono publiczne,to wcześniej czy później (mam nadzieję że później)je zobaczę.Nie będę się oszukiwać,że jak go ze znajomych wyrzuciłam,to już w ogóle od tej pory nie będę na jego profil zaglądać,bo wiadomo,że nie wytrzymam.Po prostu ograniczyłam sobie możliwości.
@Edyszka nie wiem po co to robisz - śledzisz jego życie. Uwierz, że gdybym miała wybór to z pewnością nie chciałabym wiedzieć, że ex kogoś ma. Ja zareagowałam histerycznie, bo bardzo szybko to nastąpiło. Jeśli jednak masz możliwość nie wiedzieć to z niej skorzystaj. Po co Ci ten dodatkowy ból i stres?
Łatwiej jest żyć nie interesując się co on robi i z kim.
Czytając Twój post odniosłam wrażenie że pojawił się kryzys w związku z wyrzuceniem go z fb... ?
aLeja napisał/a:To zaskakujące, że potrafimy tak trzeźwo ocenić sytuacje innych, znamy mechanizmy, w teorii poziom wysoki. A jak w grę wchodzą nasze uczucia i emocje to i radar wysiada ... i czerwone światełko szwankuje
![]()
Też jestem ciekawa jak to wygląda ze szpiegowaniem z ich strony
taka gra pozorów - nikt nic nie przeżywa, a ogólnie w głowach i sercach chaos
Ale to wcale nie jest zaskakujące
To życie. Z reguły łatwiej radzić komuś niż sobie samemu. Powiesz komuś radę i być może się do niej zastosuje, a samu sobie to można tłumaczyć i tłumaczyć, a w głowie pojawi się milion wymówek, trudno nad tym zapanować. Znamy mechanizmy, poziom teoretyczny wysoki a konsekwentne podejmowanie decyzji swoją drogą. Gdyby każdy umiał w jakiś taki "oświecony" sposób spoglądać na życie, siebie i inne osoby, wyłamywać się schematom własnej psychiki i wyuczonych zachowań oraz wzorców to byśmy tutaj nie uprawiały sztuki literackiej
Potrafimy trzeźwo ocenić innych - tutaj się zgodzę. Wynika to z faktu, że mamy za sobą podobne doświadczenia i po refleksji nad popełnionymi błędami możemy uświadomić drugiej osobie, coś, czego nie widzi będąc pod wpływem emocji.
Nie zgodzę się jednak, że poziom w teorii wysoki. Ja mam doświadczenia typu: zdarzenie - skutek - wniosek. Każdy mój ex był inny i za każdym razem inne błędy popełniałam. Gdybym w momencie poznania mojego exa miała ten rozum, jak mam dziś to wierzcie mi dziewczyny, że nawet bym na niego nie spojrzała.
(...) wiem że za jakiś czas będę szaleć,że go wyrzuciłam i będę zaglądać na jego profil mimo,że w znajomych już go nie mam.Nie,on się do mnie nie odezwie żeby zapytać dlaczego go usunęłam.To dość stanowczy facet więc jak skończył związek,to skończył i nie będzie wnikać czemu go usunęłam.Zresztą on o ile zobaczy że nie ma mnie w znajomych,to nastąpi to za ruski rok.
1. Zrozum, że dopóki będziesz zaglądać na jego profil dopóty będziesz szaleć. To trochę jak z dietą, jeśli wytrzymasz ten pierwszy okres (tydzień, może dwa tygodnie) to później wejdzie Ci w nawyk, aby nie zaglądać i żadnego szaleństwa nie będzie. Wypróbowany sposób przeze mnie, działa w 100%. Teraz na samą myśl, że miałabym podglądać exa to mam stan przedzawałowy i w żadnym wypadku nie chcę tego robić. Szkoda mi nerwów na to.
2. Jeśli jest dość stanowczy i się nie odezwie - to dobrze dla Ciebie. A co do zorientowania się, że go usunęłaś to będzie szybciej niż za ruski rok
936 2017-06-18 09:57:36 Ostatnio edytowany przez Karina.Julia.8 (2017-06-18 10:01:43)
Po opadnięciu najintensywniejszych emocji, gdy do głosu zaczyna dochodzić już rozum, gdzieś tam kiełkują w głowie myśli, że może faktycznie dobrze się stało, że odszedł. Może nawet zazdroszczę mu odwagi, że umiał powiedzieć stop związkowi i iść szukać swojego szczęścia gdzie indziej. Póki co nadal ciężko to znoszę, tłumaczę sobie wiele kwestii cierpliwie.
Tu raczej nie chodzi o odwagę. Ja zerwałam swój związek, ale czy byłam wtedy odważna? Nieee, prędzej zdeterminowana, bo zachowanie exa stało się na tyle niedopuszczalne, że trzeba było coś z tym zrobić. Wierz mi, osoba, która kończy związek wcale nie ma łatwo. Z jednej strony jest takie uczucie przytłoczenia i rezygnacji a z drugiej strony są uczucia do partnera. Nie umiem tego tak obrazowo opisać, bo już dużo czasu minęło i wybieliły mi się te negatywne emocje, które wtedy czułam.
Czuję się jakby moje JA jechało teraz na deskorolce, każda noga na oddzielnej i zupełnie nie ma w tym balansu. Masz rację z tym, że analizę zaczęłam od wyszukania swoich błędów. Niby znam tego przyczynę, ale nie umiem tego wyłączyć ot tak, automatycznie. Nigdy nie poczułam złości czy gniewu do niego. Bardziej złość na samą siebie, że nie byłam na tyle dojrzała, że czując pod skórą, że ja kocham bezwarunkowo, a nie dostaję tego w zamian, nie potrafiłam odejść.
1. Przeszłości nie zmienisz, więc się nią już nie zadręczaj. Żeby ruszyć do przodu musisz patrzeć na przód a nie wstecz. Wyciągnij wnioski i żyj dalej. Czas dla nikogo się nie zatrzyma, później możesz żałować, że tyle go zmarnowałaś rozbierając WSPOMNIENIA na czynniki pierwsze.
2. Złość na siebie, że nie byłaś dojrzała? Każdemu się zdarza - i co z tego? Słuchaj, związek to nie czarne i białe. Codzienność, obowiązki, to wszystko wpływa na postrzeganie zachowania partnera. Ty go kochałaś bezwarunkowo, jemu coś się wypaliło/ odwidziało, więc podjął decyzję. Nie możesz brać na siebie odpowiedzialności za podejmowanie wszystkich decyzji w związku. Ta akurat należała do niego. I tutaj koniec analizy.
My na codzień byliśmy zgodną parą, mogę nawet napisać że pomimo temperamentnej natury mało gderałam
Ale jak patrzę z perspketywy, to chyba z jego strony zabrakło tej nieuchwytnej istoty rzeczy. Tego jego przekonania, że ma przy sobie kobietę jaką chce mieć i ja to chyba też gdzieś czułam wewnątrz. Mogłam odejść, zrobiłabym tym przysługę i jemu i sobie. A jakoś tak łudziłam się i chyba odwlekałam nieuchronne w czasie. Z drugiej strony, on się starał, rozmawialiśmy dużo o związku, używał zdań o przyszłości jakoś tak naturalnie, ja nie naciskałam na nic. Sam powiedział, że jeśli urodziłabym mu dziecko byłby najszczęśliwszy na świecie. Ciężko to wygonić z głowy, z drugiej strony to tylko słowa i koniec końców dobrze, że nie cierpi nikt poza mną.
Co do zasługiwania, on chyba tego nie wymagał, żebym zasłuzyła na jego uczucia. Chciał odejść wcześniej. To ja wymagałam tego od siebie. "Zobacz, będę taka dobra jak tylko potrafię, kochaj mnie, kochaj." Po tym rozstaniu nie boli mnie nawet jego zachowanie, bolą mnie tylko moje zachowania. Przede mną jeszcze duża lekcja do odrobienia. A ciężko się pozbierać
Jak opisałam to wyżej w pkt. 2: nie możesz brać całej odpowiedzialności na siebie. Jeśli on czuł, że czegoś mu brakowało (W ZWIĄZKU nie w Tobie) i Ty też podświadomie to czułaś - to jesteście zgodni. Więc dobrze się stało. A fakt, że nie była to Twoja decyzja - no i co z tego? Twoja, nie Twoja - na jedno i na dobre Wam wyjdzie.
Wiesz Karina, ja też jestem wojownikiem, też umiem zarządzać ludźmi, przewodzić w grupie. Jak mam problem, to w zależności od jego kalibru, albo poużalam się nad sobą albo nie, a w głowie już szukam kilku rozwiązań. Wychodzę z założenia, że nie ma co rozpamiętywać porażek. Stało się to się stało, jeśli trzeba to należy przeprosić, naprawić co można i nie robić tego w przyszłości.
To znaczy, że jesteś świetną kobietą Takie właśnie osoby lubię, wiesz trzeba mieć tą petardę a jednocześnie umieć się zatrzymać i zastanowić nad błędami. Jeszcze fajniej jest przekuć porażkę w sukces - nad tym ja właśnie pracuję. Chciałabym, aby mój ex kiedyś pomyślał sobie, że rzucił mnie wilkom na pożarcie a ja wróciłam dowodząc watahą. Muszę się jednak pilnować, aby pozostać niezależną bez względu na jego zdanie na temat mojej osoby. Póki co jest on osobą, z której opinią czuję się związana. Nie wiem czy do końca wyleczyłam w sobie chęć udowadniania mu czegokolwiek - czytając poprzednie zdania to chyba nie.
Ale jak już przychodzi do uczuć i do mojego serca to taka mądra nie jestem
Nie podejrzewałam że taka sytuacja może doprowadzić do stwierdzenia depresji. Póki co radzę sobie bez leków, ale jest mocno ciężko, chociaż staram się nie tracić jakiegoś zdrowego podejścia.
Tłumaczę sobie, że może nie byłam idealną dziewczyną, ale byłam dobra. Wspierałam go jak tylko umiałam, pomagałam mu realizować jego pomysły, szukałam rozwiązań, pomagałam kończyć studia i motywowałam do działania. My byliśmy z trochę innych światów. Ja techniczne studia związane z geodezją i budownictwem, on sztuka. Ale pomimo tego angażowałam się jak mogłam, nie brakuje mi kreatywności. Znałam wszystkie jego pomysły, próbowalam pomagac, wcielać je w życie. Wiele razy mówił, że bardzo mu pomogłam. Szkoda, że na koniec okazałam się taka beznadziejna, w jego oczach. To zdanie, że nigdy nie był ze mną szczęśliwy potrafi mnie jeszcze obudzić nad ranem. Dobrze, że ogarnięcie się zajmuje już 20 minut a nie pół dnia
1. Nie jesteś sama z takim problemem. Zauważyłaś, że większość z nas dobrze radzi i dobrze myśli, ale w swoim życiu już takie mądre nie jesteśmy. Dlatego fajnie, że jest to forum - pozwala szybko otrzeźwieć, usłyszeć zdanie innych, sprowadzić na ziemię.
2. Dolegliwości fizyczne, jakie masz mogą być skutkiem rozstania. U mnie wystąpiły, u @Edyszki też. Suplementuj magnez, wit B6, wit. D, potas - mają dobry wpływ na ośrodek nerwowy. Najlepiej wybierz się do przychodni i zrób badania - jonogram. Uzupełnienie niedoborów może okazać się zbawienne w walce z nastrojami
3. Byłaś dobrą partnerką, a jeśli masz jakieś zastrzeżenia to wyciągnij wnioski a nie zadręczaj się tym. Zawsze można być "bardziej..." lub "mniej...", a najlepiej to wiemy, kiedy już coś się wydarzyło i pojawiają się myśli: "mogłam zrobić to inaczej...".
4. To co usłyszałaś na koniec od niego to było wypowiedziane pod wpływem negatywnych emocji i świadczy o nim, nie o Tobie. Nie zastanawiaj się, czy on był szczęśliwy z Tobą - nie bądź typem Matki Teresy, która dba tylko i wyłącznie o szczęście innych a nie swoje. Ty masz swoje życie, żyj tak, abyś nie żałowała, że zrezygnowałaś z własnego szczęścia. Każdy ma swoje życie, swoją odpowiedzialność i swoje decyzje do podjęcia. Świata nie zbawisz - nie nastawiaj celownika na szczęście partnera tylko na własne. - to akurat jest bardzo trudnym zadaniem. Trochę egoizmu nikomu jeszcze nie zaszkodziło
@Edyszka nie wiem po co to robisz - śledzisz jego życie. Uwierz, że gdybym miała wybór to z pewnością nie chciałabym wiedzieć, że ex kogoś ma. Ja zareagowałam histerycznie, bo bardzo szybko to nastąpiło. Jeśli jednak masz możliwość nie wiedzieć to z niej skorzystaj. Po co Ci ten dodatkowy ból i stres?
Łatwiej jest żyć nie interesując się co on robi i z kim.
Czytając Twój post odniosłam wrażenie że pojawił się kryzys w związku z wyrzuceniem go z fb... ?
Śnił mi się dziś...Kryzys w związku z wyrzuceniem go chyba jeszcze nie nastąpił(wszystko przede mną).Miałam wczoraj kilka słabszych chwil w związku z usunięciem go,ale zawsze jakoś udawało mi się przetłumaczyć samej sobie,że tak należało zdobić.Z tym podglądaniem jego profilu,to nie jest tak,że ja chcę to robić.Wręcz przeciwnie.Nie chcę tego,boję się co tam mogę zobaczyć i za każdym razem jak po rozstaniu wchodziłam na jego profil,to miałam prawie zawał,ale to jest tak jak swego czasu z tym usunięciem go ze znajomych - chciałam to zrobić,ale coś było silniejsze ode mnie i mi na to nie pozwalało.Tak samo jest z tym śledzeniem.Nie chcę tego,ale czasem coś jest silniejsze i mimo,że nie chcę i boję się,to i tak tam lezę.Mam nadzieję,że z biegiem czasu wypracuję nawyk omijania jego profilu szerokim łukiem.
2. Jeśli jest dość stanowczy i się nie odezwie - to dobrze dla Ciebie. A co do zorientowania się, że go usunęłaś to będzie szybciej niż za ruski rok
Też wczoraj o tym pomyślałam,że lepiej dla mojej głowy,że przynajmniej po rozstaniu nie będzie mi w niej mącił.Dość mi w niej w trakcie związku namieszał sam nie wiedząc czego chce.Jednym z powodów usunięcia go ze znajomych był też fakt,że zaczęłam myśleć,że jak od czasu do czasu wrzucę jakieś zdjęcie na którym będę odstrzelona,to wbiję mu tym szpileczę jeśli je zobaczy.To myślenie mnie przeraziło,bo nie chodzi o to żeby koncentrować się na ex i myśleć jakie by tu mu się zdjęcie spodobało i jak na nie zareaguje,bo wtedy myśli cały czas są na nim skupione.Rzecz w tym żeby odciąć ten sznurek i przyzwyczajać się do życia bez niego.Także wiedziałam,że trzymanie go w znajomych do niczego dobrego nie prowadzi.A nawet czysto teoretycznie zakładając wersję,że któreś zdjęcie zrobiłby na nim takie wrażenie,że odezwałby się do mnie,to przecież i tak bym nie mogła wejść znów w relację z kimś kto mi walnął,że związku nie będzie i odszedł.To by było bardziej niż głupie z mojej strony.Gdyby kochał i by mu zależało na mnie,to by zrobił wszystko żeby ze mną być,a stało się wręcz przeciwnie - przez ostatnie miesiące zrobił wszystko żeby ze mną nie być i żadne zdjęcia na fb tego nie zmienią.
Wierz mi, osoba, która kończy związek wcale nie ma łatwo. Z jednej strony jest takie uczucie przytłoczenia i rezygnacji a z drugiej strony są uczucia do partnera. Nie umiem tego tak obrazowo opisać, bo już dużo czasu minęło i wybieliły mi się te negatywne emocje, które wtedy czułam.
To już kwestia charakteru i powodów z jakich dana osoba kończy związek.Jeśli ktoś kończy,bo już nic nie czuje,albo poznał/poznała kogoś innego,to zapewne uczucie przytloczenia towarzyszy w związku ze świadomością,że właśnie się kogoś rani,ale poczucia rezygnacji czy uczuć do partnera raczej nie ma.No,to już indywidualna kwestia i bardzo duże znaczenie ma powód z jakiego się odchodzi.
Karina.Julia.8 napisał/a:Wierz mi, osoba, która kończy związek wcale nie ma łatwo. Z jednej strony jest takie uczucie przytłoczenia i rezygnacji a z drugiej strony są uczucia do partnera. Nie umiem tego tak obrazowo opisać, bo już dużo czasu minęło i wybieliły mi się te negatywne emocje, które wtedy czułam.
To już kwestia charakteru i powodów z jakich dana osoba kończy związek.Jeśli ktoś kończy,bo już nic nie czuje,albo poznał/poznała kogoś innego,to zapewne uczucie przytloczenia towarzyszy w związku ze świadomością,że właśnie się kogoś rani,ale poczucia rezygnacji czy uczuć do partnera raczej nie ma.No,to już indywidualna kwestia i bardzo duże znaczenie ma powód z jakiego się odchodzi.
Ja mam odmienne zdanie - wypalone uczucie do partnera nie jest jednoznaczne gdy stoisz przed nim i chcesz mu zakomunikować, że to koniec. Pojawiają się wątpliwości, sentyment, szkoda tych wspólnych chwil. Stoisz przed osobą, do której uczucie się wypaliło a jednak masz wątpliwości, czy nie można tego na nowo rozpalić. Łatwiej jest zerwać, gdy partner wyrządził Ci krzywdę niż wtedy, gdy Tobie przestało zależeć.
Nie miałam jeszcze sytuacji, w której zerwałabym z zimną krwią i poszła do przodu bez ani chwili zastanowienia, żalu, smutku. Nawet jak pożegnałam zdradzacza to bolało, z toksykiem było tak samo. Po prostu gdy oni wyrządzili mi krzywdę to łatwiej podjęłam decyzję, że to koniec. A boleć - boli
941 2017-06-18 13:02:21 Ostatnio edytowany przez Edyszka (2017-06-18 13:46:09)
Edyszka napisał/a:Karina.Julia.8 napisał/a:Wierz mi, osoba, która kończy związek wcale nie ma łatwo. Z jednej strony jest takie uczucie przytłoczenia i rezygnacji a z drugiej strony są uczucia do partnera. Nie umiem tego tak obrazowo opisać, bo już dużo czasu minęło i wybieliły mi się te negatywne emocje, które wtedy czułam.
To już kwestia charakteru i powodów z jakich dana osoba kończy związek.Jeśli ktoś kończy,bo już nic nie czuje,albo poznał/poznała kogoś innego,to zapewne uczucie przytloczenia towarzyszy w związku ze świadomością,że właśnie się kogoś rani,ale poczucia rezygnacji czy uczuć do partnera raczej nie ma.No,to już indywidualna kwestia i bardzo duże znaczenie ma powód z jakiego się odchodzi.
Ja mam odmienne zdanie - wypalone uczucie do partnera nie jest jednoznaczne gdy stoisz przed nim i chcesz mu zakomunikować, że to koniec. Pojawiają się wątpliwości, sentyment, szkoda tych wspólnych chwil. Stoisz przed osobą, do której uczucie się wypaliło a jednak masz wątpliwości, czy nie można tego na nowo rozpalić. Łatwiej jest zerwać, gdy partner wyrządził Ci krzywdę niż wtedy, gdy Tobie przestało zależeć.
Nie miałam jeszcze sytuacji, w której zerwałabym z zimną krwią i poszła do przodu bez ani chwili zastanowienia, żalu, smutku. Nawet jak pożegnałam zdradzacza to bolało, z toksykiem było tak samo. Po prostu gdy oni wyrządzili mi krzywdę to łatwiej podjęłam decyzję, że to koniec. A boleć - boli
Oczywiście,że łatwiej powiedzieć komuś koniec gdy ta osoba nas rani,niż w momencie kiedy odchodzimy,bo czujemy wypalanie.Ja jeśli kończyłam związek(a kończyłam dwa razy),to zawsze mając ku temu poważny powód.Jeszcze mi się nie zdarzyło odejść od faceta tak po prostu,dlatego że mi się przejadł,także nie wiem na sto procent jakie uczucia wtedy by mi towarzyszyły,ale domyślam się.Kilka razy w życiu miałam sytuację kiedy facet chciał się ze mną dalej spotykać,kontynuować znajomość,chciał coś na poważnie,a ja mimo że zdawałam sobie sprawę,że to do rzeczy facet,to jednak nie czułam tego i wiedziałam,że jak w to wejdę to siebie będę męczyć,a kogoś oszukiwać.To były sytuacje w których chciał,nie chciał musiałam najdelikatniej jak umiałam,ale odmówić.Było to cholernie nieprzyjemne takie sprawianie komuś zawodu.Sytuacja inna niż kończenie związku,ale ciut,ciut porównywalna i wskazująca częściowo na to jakbym się czuła kończąc związek z powodu wypalenia.Mimo wszystko wydaje mi się,że te odczucia towarzyszące nam przy zrywaniu są indywidualne i bardzo zależne od tego jaki mamy charakter,na ile jesteśmy wrażliwi,ckliwi,sentymentalni.Jedni latami nie mogą się pozbierać,a inni machną ręką i powiedzą COŚ SIĘ SKOŃCZYŁO,COŚ ZACZYNA i idą dalej ciesząc się życiem.U ciebie niewątpliwie zrywanie było bolesne,mimo że to ty odeszłaś,bo kończąc związek byłaś jeszcze bardzo emocjonalnie uzależniona od tego faceta,a na dodatek nie wierzyłaś że to faktycznie koniec.Chciałaś tylko dać mu nauczkę.
(...)U ciebie niewątpliwie zrywanie było bolesne,mimo że to ty odeszłaś,bo kończąc związek byłaś jeszcze bardzo emocjonalnie uzależniona od tego faceta,a na dodatek nie wierzyłaś że to faktycznie koniec.Chciałaś tylko dać mu nauczkę.
Nie do końca nauczkę - to bardzo uproszczony obraz.
Opisując trzy ostatnie miesiące związku to był czas kiedy u mojej siostry zdiagnozowano nowotwór, mój ex zaczął mnie poniżać jeszcze bardziej z tego tytułu twierdząc, że jestem "upośledzona genetycznie", odsunął się ode mnie gdy ja szalałam z rozpaczy, nie pojechał nawet ze mną do szpitala. Gdy się widywaliśmy to tylko się kłóciliśmy. Ja zarzucałam mu brak wsparcia, miałam dość jego poniżeń, tego, że nie mogłam na niego liczyć. Widziałam po nim, że się odsuwa ode mnie, ale nie podejmował decyzji o rozstaniu. Zaczął mi zarzucać, że go ograniczam, że on potrzebuje kontaktu z innymi dziewczynami, chce imprezować. Edyszka ja wówczas czułam, że muszę się ratować, bo jeśli dalej będzie mnie tak poniżał, upokarzał, olewał to psychicznie wykończę się. To tak bardzo bolało, bardziej niż całe rozstanie. Ta świadomość, że mogę stracić siostrę, ten strach i całe upokorzenia z jego strony. Chłód zamiast wsparcia, stwierdzenie, że jestem upośledzona, że dobrze się stało bo w sumie on mojej siostry nigdy nie tolerował, bo niby mnie nastawiała przeciwko niemu. Takie słowa padły. On życzył jej śmierci, a jednocześnie ja czułam jakby mi serce wyrwał. Ja ze strachu umierałam a on chciał poznawać nowe koleżanki, które były "bez kompleksów, lepsze, uśmiechnięte itp itp".
Zerwałam z nim, ale wcześniej powiedziałam, że nie byłoby tej sytuacji, gdyby się starał. Nie oczekiwałam cudów, tylko podstaw: szacunku, wsparcia, wierności. Miałam trudny okres w życiu na co on stwierdził, że ze mną wiążą się tylko problemy. Więc, gdy powtórzył, że chce mieć kontakt z innymi dziewczynami, imprezować to oddałam mu wolność, powiedziałam dobrze idź i baw się.
Nie wierzyłam w rozstanie, bo pamiętałam to jaki był na początku. Jak "szalał" za mną. Liczyłam, że znikając na kilka dni z jego życia uświadomi sobie co/kogo stracił. Nawet w ciężkich chwilach starałam się zapewnić mu wsparcie, dbałam o niego, byłam czuła. Myślałam, że będzie mu brakować mnie.
Ja nie pomyliłam się co do decyzji, wiedziałam, że dalej nie może być tak jak było. Pomyliłam się, bo miałam nadzieję, że on się zmieni. Nigdy tego nikomu nie powiedziałam, tego, że był taki podły aby życzyć śmierci. Nawet pisząc na forum decyzję o rozstaniu motywowałam chyba bardziej chęcią dania mu nauczki, może tak czułam się po rozstaniu. Życzyłam mu aby nowy związek się nie udał, aby życie dało mu nauczkę, żeby odczuł na własnej skórze co stracił. Moje nadzieje okazały się złudne. Ani on się nie zmienił, ani "karma nie wróciła". Myślę, że gdybym nie podjęła decyzji o rozstaniu to on mógłby sam odejść niedługo później. Widziałam, że się odsuwał, zwłaszcza po tej wiadomości o nowotworze mojej siostry. Przeraziło go widmo obowiązków, mojego stanu "płacząco-jęczącej", a on chciał się bawić. Mniej więcej w tamtym okresie skończyła się też jego agresja fizyczna wobec mnie i przejawy zazdrości.
@KARINA,wiem o co chodzi,wiem.Może użyłam niewłaściwego słowa,określając to nauczką.Nie tyle miałam na myśli,że wtedy miałaś tylko i wyłącznie na celu,żeby zderzył się z rzeczywistością,w której cię nie ma.I następnie wrócił na kolanach prosząc o wybaczenie,tak żebyś poczuła satysfakcję,co fakt,że kończyłaś ten związek z rozsądku będąc dalej uzależniona emocjonalnie,a co za tym idzie w pewien sposób w fazie zaprzeczenia.Także śmiem twierdzić,że pewnie w momencie kiedy zrywałaś miałaś z tyłu głowy nadzieję,że on coś zrozumie,przeprosi,zmieni się.Gdy w naszym życiu pojawia się sytuacja tak straszna,że ścina nas z nóg,a osoba od której pragniemy wsparcia zawodzi,to jesteśmy ścięci z nóg do kwadratu.A w twojej sytuacji kiedy nie dość,że ta osoba zawiodła pod względem wsparcia,to jeszcze potrafiła rzucać tak okropne teksty,to ciężkie jest nawet do wyobrażenia sobie.Chyba każdy wtedy na twoim miejscu zakończyłby związek.To było już takie przyparcie do muru pod względem psychicznym,że inaczej się nie dało.No chyba,że ktoś uwielbiałby uprawiać masochizm nad masochizmy.A co z siostrą?Jak jej zdrowie?
@KARINA,wiem o co chodzi,wiem.Może użyłam niewłaściwego słowa,określając to nauczką.Nie tyle miałam na myśli,że wtedy miałaś tylko i wyłącznie na celu,żeby zderzył się z rzeczywistością,w której cię nie ma.I następnie wrócił na kolanach prosząc o wybaczenie,tak żebyś poczuła satysfakcję,co fakt,że kończyłaś ten związek z rozsądku będąc dalej uzależniona emocjonalnie,a co za tym idzie w pewien sposób w fazie zaprzeczenia.Także śmiem twierdzić,że pewnie w momencie kiedy zrywałaś miałaś z tyłu głowy nadzieję,że on coś zrozumie,przeprosi,zmieni się.Gdy w naszym życiu pojawia się sytuacja tak straszna,że ścina nas z nóg,a osoba od której pragniemy wsparcia zawodzi,to jesteśmy ścięci z nóg do kwadratu.A w twojej sytuacji kiedy nie dość,że ta osoba zawiodła pod względem wsparcia,to jeszcze potrafiła rzucać tak okropne teksty,to ciężkie jest nawet do wyobrażenia sobie.Chyba każdy wtedy na twoim miejscu zakończyłby związek.To było już takie przyparcie do muru pod względem psychicznym,że inaczej się nie dało.No chyba,że ktoś uwielbiałby uprawiać masochizm nad masochizmy.A co z siostrą?Jak jej zdrowie?
Nowotwór był wykryty we wczesnym stadium, jednak jego rozległość wymagała przeprowadzenia mastektomii.
Chyba jestem masochistką, bo znosiłam wszystkie jego obelgi, agresję, ubliżanie a ocknęłam się gdy skala tych zachowań przeniosła się na moją rodzinę. Miałam nadzieję, że zrozumie, przeprosi, zmieni się, dlatego sposób w jaki traktuje obecną dziewczynę boleśnie mnie poraził, bo takiego traktowania właśnie oczekiwałam od niego. Czasami zastanawiam się ile w tym prawdy a ile pozorów? Odpowiedzi jednak nie znajdę na to pytanie. Zdarzają się jeszcze dni, kiedy mam ochotę mu życzyć wszystkiego co najgorsze. Ale szybko stawiam się do pionu. Nie ma sensu go nienawidzić. Jeśli życie kiedyś sprzeda mu kopa to i tak nie wpłynie to na moje życie. Jednego jestem pewna, on nigdy nie zrozumie co mi zrobił i nigdy za to nie przeprosi. Nie ma na co czekać - ruszyłam więc dalej.
Edyszka napisał/a:@KARINA,wiem o co chodzi,wiem.Może użyłam niewłaściwego słowa,określając to nauczką.Nie tyle miałam na myśli,że wtedy miałaś tylko i wyłącznie na celu,żeby zderzył się z rzeczywistością,w której cię nie ma.I następnie wrócił na kolanach prosząc o wybaczenie,tak żebyś poczuła satysfakcję,co fakt,że kończyłaś ten związek z rozsądku będąc dalej uzależniona emocjonalnie,a co za tym idzie w pewien sposób w fazie zaprzeczenia.Także śmiem twierdzić,że pewnie w momencie kiedy zrywałaś miałaś z tyłu głowy nadzieję,że on coś zrozumie,przeprosi,zmieni się.Gdy w naszym życiu pojawia się sytuacja tak straszna,że ścina nas z nóg,a osoba od której pragniemy wsparcia zawodzi,to jesteśmy ścięci z nóg do kwadratu.A w twojej sytuacji kiedy nie dość,że ta osoba zawiodła pod względem wsparcia,to jeszcze potrafiła rzucać tak okropne teksty,to ciężkie jest nawet do wyobrażenia sobie.Chyba każdy wtedy na twoim miejscu zakończyłby związek.To było już takie przyparcie do muru pod względem psychicznym,że inaczej się nie dało.No chyba,że ktoś uwielbiałby uprawiać masochizm nad masochizmy.A co z siostrą?Jak jej zdrowie?
Nowotwór był wykryty we wczesnym stadium, jednak jego rozległość wymagała przeprowadzenia mastektomii.
Chyba jestem masochistką, bo znosiłam wszystkie jego obelgi, agresję, ubliżanie a ocknęłam się gdy skala tych zachowań przeniosła się na moją rodzinę. Miałam nadzieję, że zrozumie, przeprosi, zmieni się, dlatego sposób w jaki traktuje obecną dziewczynę boleśnie mnie poraził, bo takiego traktowania właśnie oczekiwałam od niego. Czasami zastanawiam się ile w tym prawdy a ile pozorów? Odpowiedzi jednak nie znajdę na to pytanie. Zdarzają się jeszcze dni, kiedy mam ochotę mu życzyć wszystkiego co najgorsze. Ale szybko stawiam się do pionu. Nie ma sensu go nienawidzić. Jeśli życie kiedyś sprzeda mu kopa to i tak nie wpłynie to na moje życie. Jednego jestem pewna, on nigdy nie zrozumie co mi zrobił i nigdy za to nie przeprosi. Nie ma na co czekać - ruszyłam więc dalej.
Niestety miłość ogłupia.Wiem to z własnego doświadczenia.Niby mówi się,że miłość,to takie podniosłe uczucie,wzmacnia,uszczęśliwia,dodaje sił.Faktycznie,jeśli jesteśmy zakochane i wszystko jest ładnie,pięknie,kolorowo,to czujemy się jakbyśmy fruwały,siła i energia nas rozpiera.A do tego szczęście wszechobecne,jakbyśmy znajdowały się w innym wymiarze,w krainie szczęśliwości.Życie na pełnym haju,ale...to bardzo zgubne uczucie,bo ten haj jest wywołany narkotykiem,jakim jest druga osoba.Paradoksalnie mimo,że czujemy się tak silne,to jesteśmy bezbronne i uzależnione jak dziecko od drugiej osoby.Wystarczy,że ten nasz "narkotyk"zniknie,albo zacznie nas ranić,a my z krainy szczęśliwości wpadamy do piekiełka i idziemy przez to piekło cierpiąc i robiąc masę głupstw,których nigdy byśmy nie zrobiły mając trzeźwy mózg.
946 2017-06-19 00:43:23 Ostatnio edytowany przez Eiko (2017-06-19 01:04:25)
Edyszka napisał/a:@KARINA,wiem o co chodzi,wiem.Może użyłam niewłaściwego słowa,określając to nauczką.Nie tyle miałam na myśli,że wtedy miałaś tylko i wyłącznie na celu,żeby zderzył się z rzeczywistością,w której cię nie ma.I następnie wrócił na kolanach prosząc o wybaczenie,tak żebyś poczuła satysfakcję,co fakt,że kończyłaś ten związek z rozsądku będąc dalej uzależniona emocjonalnie,a co za tym idzie w pewien sposób w fazie zaprzeczenia.Także śmiem twierdzić,że pewnie w momencie kiedy zrywałaś miałaś z tyłu głowy nadzieję,że on coś zrozumie,przeprosi,zmieni się.Gdy w naszym życiu pojawia się sytuacja tak straszna,że ścina nas z nóg,a osoba od której pragniemy wsparcia zawodzi,to jesteśmy ścięci z nóg do kwadratu.A w twojej sytuacji kiedy nie dość,że ta osoba zawiodła pod względem wsparcia,to jeszcze potrafiła rzucać tak okropne teksty,to ciężkie jest nawet do wyobrażenia sobie.Chyba każdy wtedy na twoim miejscu zakończyłby związek.To było już takie przyparcie do muru pod względem psychicznym,że inaczej się nie dało.No chyba,że ktoś uwielbiałby uprawiać masochizm nad masochizmy.A co z siostrą?Jak jej zdrowie?
Nowotwór był wykryty we wczesnym stadium, jednak jego rozległość wymagała przeprowadzenia mastektomii.
Chyba jestem masochistką, bo znosiłam wszystkie jego obelgi, agresję, ubliżanie a ocknęłam się gdy skala tych zachowań przeniosła się na moją rodzinę. Miałam nadzieję, że zrozumie, przeprosi, zmieni się, dlatego sposób w jaki traktuje obecną dziewczynę boleśnie mnie poraził, bo takiego traktowania właśnie oczekiwałam od niego. Czasami zastanawiam się ile w tym prawdy a ile pozorów? Odpowiedzi jednak nie znajdę na to pytanie. Zdarzają się jeszcze dni, kiedy mam ochotę mu życzyć wszystkiego co najgorsze. Ale szybko stawiam się do pionu. Nie ma sensu go nienawidzić. Jeśli życie kiedyś sprzeda mu kopa to i tak nie wpłynie to na moje życie. Jednego jestem pewna, on nigdy nie zrozumie co mi zrobił i nigdy za to nie przeprosi. Nie ma na co czekać - ruszyłam więc dalej.
Lepiej bym tego nie opisała. Tez juz ide do przodu, bez czekania na zemste czy te nagly ruch z jego strony.
Mam nauczke na cale zycie. Wybor nowego partnera w dalekiej przyszlosci na pewno nie bedzie na podstawie "motylkow w bruszchu", jaki to on dobry , sympatyczny i zdolny.
Od dzis wazna jestem ja
Miejmy nadzieje ze takie nastawienie bede miała jak najdluzej , boje sie ze jak tylko wroce do Polski na stare smieci odwidzi mi sie
Dziewczynie nie ma mnie zaledwie kilka dni a jak sie rozpisalyscie
Lepiej bym tego nie opisała. Tez juz ide do przodu, bez czekania na zemste czy te nagly ruch z jego strony.
Mam nauczke na cale zycie. Wybor nowego partnera w dalekiej przyszlosci na pewno nie bedzie na podstawie "motylkow w bruszchu", jaki to on dobry , sympatyczny i zdolny.
Od dzis wazna jestem ja
Miejmy nadzieje ze takie nastawienie bede miała jak najdluzej , boje sie ze jak tylko wroce do Polski na stare smieci odwidzi mi sieDziewczynie nie ma mnie zaledwie kilka dni a jak sie rozpisalyscie
Żebyś miała co czytać jak wrócisz Widziałaś,że byłego ze znajomych wyrzuciłam?Pochwal mnie,pochwal mnie
"Wybór partnera nie będzie na zasadzie motylków w brzuchu" - może to jest właśnie metoda.Walić motylki i wybierać kierując się głową,a nie emocjami.Kiedy wracasz do Polski?
Eiko napisał/a:Lepiej bym tego nie opisała. Tez juz ide do przodu, bez czekania na zemste czy te nagly ruch z jego strony.
Mam nauczke na cale zycie. Wybor nowego partnera w dalekiej przyszlosci na pewno nie bedzie na podstawie "motylkow w bruszchu", jaki to on dobry , sympatyczny i zdolny.
Od dzis wazna jestem ja
Miejmy nadzieje ze takie nastawienie bede miała jak najdluzej , boje sie ze jak tylko wroce do Polski na stare smieci odwidzi mi sieDziewczynie nie ma mnie zaledwie kilka dni a jak sie rozpisalyscie
Żebyś miała co czytać jak wrócisz
Widziałaś,że byłego ze znajomych wyrzuciłam?Pochwal mnie,pochwal mnie
"Wybór partnera nie będzie na zasadzie motylków w brzuchu" - może to jest właśnie metoda.Walić motylki i wybierać kierując się głową,a nie emocjami.Kiedy wracasz do Polski?
Widzialam wlasnie jestem z Cb dumna
jak sie trzymasz? Ja z poczatku wchodziłam mimo blokady ex z konta siostry ;D teraz nie zagladam, nie chce sobie humoru psuć byle kim
Wyjezdzam w sobote, ze wzgledu na ciaze musze robic dluzsze przerwy wiec w domu bede w niedziele
Widzialam wlasnie
jestem z Cb dumna
jak sie trzymasz? Ja z poczatku wchodziłam mimo blokady ex z konta siostry ;D teraz nie zagladam, nie chce sobie humoru psuć byle kim
Wyjezdzam w sobote, ze wzgledu na ciaze musze robic dluzsze przerwy wiec w domu bede w niedziele
Jasne,nie ma co się przemęczać będąc w ciąży,bo później byś się źle czuła.Byłego póki co nie brakuje mi w znajomych,ale dopiero dwa dni temu go wyrzuciłam więc podejrzewam,że jeszcze nastąpi kryzys z tym związany,a na jego profil spojrzę(w ramach masochistycznych).Minęło półtora miesiąca od rozstania.Już nie jestem w takim szoku jak na początku,że jego już nie ma,ale wiadomo,że jeszcze jest trudno i bardzo emocjonalnie na niego reaguję.Zresztą wczoraj profil jego siostry na fb mi się wyświetlił i ryk u mnie,to wywołało(nie,nie mam jej w znajomych).
Hej Kochane dziewczyny !
Wasze posty uratowały mi wczoraj życie. Moje wątki przechodzą jakoś obojętnie, tak, że to jeszcze ja czuje się winna.
Czytam wszystko co przeżywacie i jestem dokładnie w tym samym punkcie, a raczej
na samym początku góry lodowej.
Nie wiem co mam ze sobą zrobić, moje życie się skończyło z powodu mojego zaniedbania. Potrzebuje wsparcia a czytając
Wasze posty byłam w szoku jak obcy ludzie mogą sobie pomóc. Chciałabym przeskoczyć ten etap, zasnąć i obudzić się
za pół roku lub rok jak już będzie po wszystkim.
Jestem już 2 miesiące po rozstaniu a mimo to dopiero od wczoraj... Przez ten cały czas byłam łudzona na różne sposoby,
że coś się jeszcze może zmienić. Jak sobie radzić w momencie kiedy Wasz facet nie był draniem czy toksycznym dupkiem?
Kiedy jego dobroć aż cieknie i nie piszę tego w procesie idealizacji. Jak sobie radzić, kiedy wiecie, że to Wy nawaliłyście
i wiecie, że czasu nie można cofnąć ?
951 2017-06-19 17:22:41 Ostatnio edytowany przez Eiko (2017-06-19 17:23:40)
Eiko napisał/a:Widzialam wlasnie
jestem z Cb dumna
jak sie trzymasz? Ja z poczatku wchodziłam mimo blokady ex z konta siostry ;D teraz nie zagladam, nie chce sobie humoru psuć byle kim
Wyjezdzam w sobote, ze wzgledu na ciaze musze robic dluzsze przerwy wiec w domu bede w niedzieleJasne,nie ma co się przemęczać będąc w ciąży,bo później byś się źle czuła.Byłego póki co nie brakuje mi w znajomych,ale dopiero dwa dni temu go wyrzuciłam więc podejrzewam,że jeszcze nastąpi kryzys z tym związany,a na jego profil spojrzę(w ramach masochistycznych).Minęło półtora miesiąca od rozstania.Już nie jestem w takim szoku jak na początku,że jego już nie ma,ale wiadomo,że jeszcze jest trudno i bardzo emocjonalnie na niego reaguję.Zresztą wczoraj profil jego siostry na fb mi się wyświetlił i ryk u mnie,to wywołało(nie,nie mam jej w znajomych).
Edyszka Twoja reakcja jest normalna.
W moim przypadku leci 5 mc...mimo to kiedy odezwie sie tesciowa z pytaniem jak sie czuje, pobolewa mnie brzuch i robi mi sie nie dobrze
Trzymasz sie i tak bardzo dobrze, ja po tak krotkim czasie jak Ty wychodzilam tylko z pokoju do łazienki...
Hej Kochane dziewczyny !
Wasze posty uratowały mi wczoraj życie. Moje wątki przechodzą jakoś obojętnie, tak, że to jeszcze ja czuje się winna.
Czytam wszystko co przeżywacie i jestem dokładnie w tym samym punkcie, a raczej
na samym początku góry lodowej.Nie wiem co mam ze sobą zrobić, moje życie się skończyło z powodu mojego zaniedbania. Potrzebuje wsparcia a czytając
Wasze posty byłam w szoku jak obcy ludzie mogą sobie pomóc. Chciałabym przeskoczyć ten etap, zasnąć i obudzić się
za pół roku lub rok jak już będzie po wszystkim.Jestem już 2 miesiące po rozstaniu a mimo to dopiero od wczoraj... Przez ten cały czas byłam łudzona na różne sposoby,
że coś się jeszcze może zmienić. Jak sobie radzić w momencie kiedy Wasz facet nie był draniem czy toksycznym dupkiem?
Kiedy jego dobroć aż cieknie i nie piszę tego w procesie idealizacji. Jak sobie radzić, kiedy wiecie, że to Wy nawaliłyście
i wiecie, że czasu nie można cofnąć ?
Uwazam za duze szczescie, ze moglam poznac tutaj wszystkie dziewczyny
Taniejedyna nie da rady jeszcze wszystkiego u was naprawic?
Hej Kochane dziewczyny !
Wasze posty uratowały mi wczoraj życie. Moje wątki przechodzą jakoś obojętnie, tak, że to jeszcze ja czuje się winna.
Czytam wszystko co przeżywacie i jestem dokładnie w tym samym punkcie, a raczej
na samym początku góry lodowej.Nie wiem co mam ze sobą zrobić, moje życie się skończyło z powodu mojego zaniedbania. Potrzebuje wsparcia a czytając
Wasze posty byłam w szoku jak obcy ludzie mogą sobie pomóc. Chciałabym przeskoczyć ten etap, zasnąć i obudzić się
za pół roku lub rok jak już będzie po wszystkim.Jestem już 2 miesiące po rozstaniu a mimo to dopiero od wczoraj... Przez ten cały czas byłam łudzona na różne sposoby,
że coś się jeszcze może zmienić. Jak sobie radzić w momencie kiedy Wasz facet nie był draniem czy toksycznym dupkiem?
Kiedy jego dobroć aż cieknie i nie piszę tego w procesie idealizacji. Jak sobie radzić, kiedy wiecie, że to Wy nawaliłyście
i wiecie, że czasu nie można cofnąć ?
Czy na pewno nie piszesz tego w momencie idealizacji?... Przeczytałam właśnie twój temat i wszystko wskazuje na to,że on nie był aż taki święty jak to opisałaś teraz używając zwrotu "cieknąca dobroć".Wydaje mi się,że twoja historia jest standardowa,jakich wiele,czyli jedna osoba poczuła,że to jednak nie to,a druga kocha i cierpi.Nie pozostaje ci nic innego jak przyjąć za fakt dokonany,że tego związku już nie ma.Nie wiem tylko jak potoczą się sprawy waszego wspólnego biznesu.Mam nadzieję,że nie wyjdziesz na tym jak Zabłocki na mydle.Faktycznie miłości nie należy łączyć z biznesem,a tym bardziej jeśli nie łączy dwójki ludzi małżeństwo.Jesteś dwa miesiące po rozstaniu,ale tylko w teorii.W praktyce od wczoraj,bo dopiero wczoraj twoje nadzieje legły w gruzach.Źle zrobiłaś,że z nim sypiałaś po rozstaniu.Dla faceta sex,to tylko sex,a nie coś podniosłego(a przynajmniej w większości przypadków).Jak wiedział,że dostanie,to brał.Nie znaczyło,to jednak,że coś do ciebie czuł i rozważał kontynuowanie związku.Po prostu zaspokajał swoje potrzeby.Mój ex kiedy kiedy widzieliśmy się ostatni raz też ze mną spał.Ja wtedy jeszcze nie wiedziałam,że to nasze ostatnie spotkanie i że za chwilę nastąpi koniec związku,ale on zapewne wtedy to już wiedział.
taniejedyna napisał/a:Hej Kochane dziewczyny !
Wasze posty uratowały mi wczoraj życie. Moje wątki przechodzą jakoś obojętnie, tak, że to jeszcze ja czuje się winna.
Czytam wszystko co przeżywacie i jestem dokładnie w tym samym punkcie, a raczej
na samym początku góry lodowej.Nie wiem co mam ze sobą zrobić, moje życie się skończyło z powodu mojego zaniedbania. Potrzebuje wsparcia a czytając
Wasze posty byłam w szoku jak obcy ludzie mogą sobie pomóc. Chciałabym przeskoczyć ten etap, zasnąć i obudzić się
za pół roku lub rok jak już będzie po wszystkim.Jestem już 2 miesiące po rozstaniu a mimo to dopiero od wczoraj... Przez ten cały czas byłam łudzona na różne sposoby,
że coś się jeszcze może zmienić. Jak sobie radzić w momencie kiedy Wasz facet nie był draniem czy toksycznym dupkiem?
Kiedy jego dobroć aż cieknie i nie piszę tego w procesie idealizacji. Jak sobie radzić, kiedy wiecie, że to Wy nawaliłyście
i wiecie, że czasu nie można cofnąć ?Czy na pewno nie piszesz tego w momencie idealizacji?...
Przeczytałam właśnie twój temat i wszystko wskazuje na to,że on nie był aż taki święty jak to opisałaś teraz używając zwrotu "cieknąca dobroć".Wydaje mi się,że twoja historia jest standardowa,jakich wiele,czyli jedna osoba poczuła,że to jednak nie to,a druga kocha i cierpi.Nie pozostaje ci nic innego jak przyjąć za fakt dokonany,że tego związku już nie ma.Nie wiem tylko jak potoczą się sprawy waszego wspólnego biznesu.Mam nadzieję,że nie wyjdziesz na tym jak Zabłocki na mydle.Faktycznie miłości nie należy łączyć z biznesem,a tym bardziej jeśli nie łączy dwójki ludzi małżeństwo.Jesteś dwa miesiące po rozstaniu,ale tylko w teorii.W praktyce od wczoraj,bo dopiero wczoraj twoje nadzieje legły w gruzach.Źle zrobiłaś,że z nim sypiałaś po rozstaniu.Dla faceta sex,to tylko sex,a nie coś podniosłego(a przynajmniej w większości przypadków).Jak wiedział,że dostanie,to brał.Nie znaczyło,to jednak,że coś do ciebie czuł i rozważał kontynuowanie związku.Po prostu zaspokajał swoje potrzeby.Mój ex kiedy kiedy widzieliśmy się ostatni raz też ze mną spał.Ja wtedy jeszcze nie wiedziałam,że to nasze ostatnie spotkanie i że za chwilę nastąpi koniec związku,ale on zapewne wtedy to już wiedział.
Na wstępie dziękuje Ci, że chciałaś zagłębić się w mój temat.
Jak to jest, że dla nich to nic nie znaczy... gdyby jeszcze to był TYLKO sex to może by mnie to teraz tak nie bolało.
Ale były też wieczory bez, wino, film. Słuchaliśmy NASZYCH piosenek, tańczyliśmy, spacerowaliśmy.
Potrafił objąć mnie ramieniem i powiedzieć, że najważniejsze to mieć odpowiednią osobę przy sobie.
Może i trochę go idealizuje - ale wiem, że ten człowiek nie ma nic za uszami. Jest dobry i szczery.
Ale dzisiaj zrozumiałam dwie rzeczy.
1. Miał wszystkie "profity", które przynosił mu ten związek. Mnie, rozmowy, pociechę, sex, docenienie,
pocieszenie, przedsiębiorcze plany, rozmowy, pomysły, spotkania firmowe. Gdybym tego nie urwała
( kazałam mu obiecać, że nigdy więcej nie spotkamy się w sprawach poza firmowymi ) to on nigdy nie odczułby
mojego braku. To coś co wiele osób próbowało mi powiedzieć, lecz ja nie rozumiałam.
Jak to mi ktoś powiedział, że jeśli kiedykolwiek coś by miało z tego być i jeśli pary się schodzą to musi minąć
co najmniej kilka miesięcy. Ty swoją lekcję masz teraz, on dopiero będzie ją miał - kiedy zacznie spotykać na swojej
drodze dziewczyny, które nigdy nie dorównają naszej relacji psychicznej, która była budowana długo ale z powodzeniem.
2. On od początku związku chciał mnie przerobić na swoją matkę. Zostało to nawet głośno powiedziane, o czym dowiedziałam
się nie dawno. Wywodzi się z domu, który prowadzi Pani idealna. Czyli nie akceptował MNIE tylko swoje wyobrażenie,
że mogę się stać taka jak ona. On chciał tylko ciepłego, rodzinnego, posprzątanego domu. Mnie nikt wcześniej
tego nie nauczył, musiałam budować wszystko od podstaw. Czy to nie jest tak, że każdy ma wyobrażenie swojego związku
ale zakochujemy się, akceptujemy drugą osobę i ten obraz nie jedna osoba musiała zburzyć ? Skoro kochamy kogoś
to nie chcemy go zmieniać, czyż nie ? Na każdym kroku czułam, że nie podołam, że mogę to zrobić ale nie w takim stopniu.
No bo jak można być kurą domową, dziwką w łóżku i panią prezes jednocześnie ? Co najmniej jedno tutaj odpada.
Może to z góry było stracone, tylko ja tego nie widziałam ? Zawsze czułam, że tam nie pasuje, że jestem za słaba, że jestem
z beznadziejnego domu a trafiam w miejsce, gdzie wszyscy są szczęśliwi, ciężko pracują, nie ma problemów, rozwodów,
zawsze jest idealnie nakryte do stołu a z podłogi można jeść... Może przez własne myśli " nie jestem OK" chciał to udowodnić ?
Dlaczego spotykając kogoś kto ma wszystkie cechy, które Wam odpowiadają, których szukałyście zwyczajnie się tego nie docenia ?
Tylko dlaczego ja ciągle doszukiwałam się defektów. A bo mogłabym mieć przystojniejszego, a bo robi to źle, dużo gada mało robi
i tak w kółko.
I dlaczego mając go na wyciągniecie ręki nie chciałam go a teraz oddałabym i zrobiłabym wszystko, żeby mieć to z powrotem ?
Dużo pracy nad samą sobą przede mną...
Edyszka napisał/a:Eiko napisał/a:Widzialam wlasnie
jestem z Cb dumna
jak sie trzymasz? Ja z poczatku wchodziłam mimo blokady ex z konta siostry ;D teraz nie zagladam, nie chce sobie humoru psuć byle kim
Wyjezdzam w sobote, ze wzgledu na ciaze musze robic dluzsze przerwy wiec w domu bede w niedzieleJasne,nie ma co się przemęczać będąc w ciąży,bo później byś się źle czuła.Byłego póki co nie brakuje mi w znajomych,ale dopiero dwa dni temu go wyrzuciłam więc podejrzewam,że jeszcze nastąpi kryzys z tym związany,a na jego profil spojrzę(w ramach masochistycznych).Minęło półtora miesiąca od rozstania.Już nie jestem w takim szoku jak na początku,że jego już nie ma,ale wiadomo,że jeszcze jest trudno i bardzo emocjonalnie na niego reaguję.Zresztą wczoraj profil jego siostry na fb mi się wyświetlił i ryk u mnie,to wywołało(nie,nie mam jej w znajomych).
Edyszka Twoja reakcja jest normalna.
W moim przypadku leci 5 mc...mimo to kiedy odezwie sie tesciowa z pytaniem jak sie czuje, pobolewa mnie brzuch i robi mi sie nie dobrze
Trzymasz sie i tak bardzo dobrze, ja po tak krotkim czasie jak Ty wychodzilam tylko z pokoju do łazienki...
Cieszę się,że udaje mi się pokonywać nieco dalsze trasy No cóż,niestety wszystko co nam się z nimi kojarzy boli i przyprawia o palpitacje serca,a jakby nie patrzeć ich najbliższa rodzina,to silne skojarzenie.
956 2017-06-19 19:01:28 Ostatnio edytowany przez Edyszka (2017-06-19 19:02:42)
Na wstępie dziękuje Ci, że chciałaś zagłębić się w mój temat.
Nie ma za co
Jak to jest, że dla nich to nic nie znaczy... gdyby jeszcze to był TYLKO sex to może by mnie to teraz tak nie bolało.
Ale były też wieczory bez, wino, film. Słuchaliśmy NASZYCH piosenek, tańczyliśmy, spacerowaliśmy.
Potrafił objąć mnie ramieniem i powiedzieć, że najważniejsze to mieć odpowiednią osobę przy sobie.
Mój ex też wiele powiedział i wykonał wiele gestów.W przypadku niektórych facetów podniósłe słowa i gesty nic nie znaczą.
Może i trochę go idealizuje - ale wiem, że ten człowiek nie ma nic za uszami. Jest dobry i szczery.
Bez wątpienia idealizujesz
Ale dzisiaj zrozumiałam dwie rzeczy.
1. Miał wszystkie "profity", które przynosił mu ten związek. Mnie, rozmowy, pociechę, sex, docenienie,
pocieszenie, przedsiębiorcze plany, rozmowy, pomysły, spotkania firmowe. Gdybym tego nie urwała
( kazałam mu obiecać, że nigdy więcej nie spotkamy się w sprawach poza firmowymi ) to on nigdy nie odczułby
mojego braku. To coś co wiele osób próbowało mi powiedzieć, lecz ja nie rozumiałam.
Jak to mi ktoś powiedział, że jeśli kiedykolwiek coś by miało z tego być i jeśli pary się schodzą to musi minąć
co najmniej kilka miesięcy. Ty swoją lekcję masz teraz, on dopiero będzie ją miał - kiedy zacznie spotykać na swojej
drodze dziewczyny, które nigdy nie dorównają naszej relacji psychicznej, która była budowana długo ale z powodzeniem.
Dla własnego dobra nie żyj nadzieją,że zejdziecie się za kilka miesięcy,a on nigdy nie spotka kogoś z kim by zbudował coś trwałego.
2. On od początku związku chciał mnie przerobić na swoją matkę. Zostało to nawet głośno powiedziane, o czym dowiedziałam
się nie dawno. Wywodzi się z domu, który prowadzi Pani idealna. Czyli nie akceptował MNIE tylko swoje wyobrażenie,
że mogę się stać taka jak ona.
No widzisz,nie kochał ciebie tylko swoje wyobrażenie.Ty to ty.Ani ty,ani nikt inny nie będzie jego matką.
On chciał tylko ciepłego, rodzinnego, posprzątanego domu. Mnie nikt wcześniej
tego nie nauczył, musiałam budować wszystko od podstaw. Czy to nie jest tak, że każdy ma wyobrażenie swojego związku
ale zakochujemy się, akceptujemy drugą osobę i ten obraz nie jedna osoba musiała zburzyć ? Skoro kochamy kogoś
to nie chcemy go zmieniać, czyż nie ? Na każdym kroku czułam, że nie podołam, że mogę to zrobić ale nie w takim stopniu.
No bo jak można być kurą domową, dziwką w łóżku i panią prezes jednocześnie ? Co najmniej jedno tutaj odpada.
Może to z góry było stracone, tylko ja tego nie widziałam ? Zawsze czułam, że tam nie pasuje, że jestem za słaba, że jestem
z beznadziejnego domu a trafiam w miejsce, gdzie wszyscy są szczęśliwi, ciężko pracują, nie ma problemów, rozwodów,
zawsze jest idealnie nakryte do stołu a z podłogi można jeść... Może przez własne myśli " nie jestem OK" chciał to udowodnić ?
Sama twierdzisz,że tam nie pasowałaś,czyli jak my wszystkie bagatelizowałaś sygnały świadczące o tym,że to się nie uda.
Dlaczego spotykając kogoś kto ma wszystkie cechy, które Wam odpowiadają, których szukałyście zwyczajnie się tego nie docenia ?
Tylko dlaczego ja ciągle doszukiwałam się defektów. A bo mogłabym mieć przystojniejszego, a bo robi to źle, dużo gada mało robi
i tak w kółko.I dlaczego mając go na wyciągniecie ręki nie chciałam go a teraz oddałabym i zrobiłabym wszystko, żeby mieć to z powrotem ?
Dużo pracy nad samą sobą przede mną...
Bo tak działa ludzki umysł.Bardziej chcemy czegoś czego mieć nie możemy
Jestem już 2 miesiące po rozstaniu a mimo to dopiero od wczoraj... Przez ten cały czas byłam łudzona na różne sposoby,
że coś się jeszcze może zmienić. Jak sobie radzić w momencie kiedy Wasz facet nie był draniem czy toksycznym dupkiem?
Kiedy jego dobroć aż cieknie i nie piszę tego w procesie idealizacji. Jak sobie radzić, kiedy wiecie, że to Wy nawaliłyście
i wiecie, że czasu nie można cofnąć ?
Hej Czytałaś nasz wątek, więc pewnie moją historię też poznałaś. Jestem po toksycznym związku, początkowo obwiniałam tylko partnera. Teraz wiem, że wina też leżała po mojej stronie. Jak sobie radzić, gdy wiemy, że coś się skończyło i miałyśmy w tym czynny udział? Moja rada jest taka: zrozum co zrobiłaś źle, postaraj się zmienić siebie i idź dalej. Trudno, trzeba zapomnieć. Boli to jak cholera, ale słuchaj... najlepsze lekcje wyciągamy z tych najboleśniejszych sytuacji.
Trzymam za Ciebie kciuki, dwa miesiące to u mnie był to dopiero początek męki..
Dziewczyny, dziwnie się czuję. Wiecie co? Ciężko mi iść do przodu nie patrząc jednocześnie na rozwój związku mojego exa. Ja nadal sama, leczę się i próbuję ustawić do pionu. On - trzy lata świetlne przede mną. Mieszka już ze swoją obecną dziewczyną, miłość kwitnie. Coś mnie podkusiło i weszłam na jego fb - (brawo ja!) udostępnił publicznie zdjęcia z uroczych romantycznych kolacji, które on przygotował, zdjęcia z wesela, na które przecież mieliśmy wybrać się razem i zdjęcia z 25 rocznicy ślubu u jej rodziców. Cała jej rodzina, wystawne przyjęcie i on taki uśmiechnięty - zawsze o tym marzył. Przygniotło mnie to wszystko, choć jestem pewna, że do niego nic nie czuję, nie jestem zazdrosna o obecną dziewczynę. Boli mnie to, że moja rodzina nie była odpowiednia, przy mnie nie trwał, gdy go potrzebowałam. Ja nie mogłam zapewnić mu bogatego życia rodzinnego z mojej strony. Moi rodzice nie urządzają imprez, jedna siostra chora, druga za granicą. Widziałam komentarze u niego na fb, ma bardzo dobre stosunki z siostrą obecnej dziewczyny. Mojej siostrze życzył śmierci. Boli mnie to wszystko, bo czuję, że nie mogłam mu dać tego, czego oczekiwał. Znowu czuję się gorsza. Że on ma satysfakcję, że dobrze zrobił, że nawet mnie nie przeprosił.
Boli mnie ta sielanka w jego życiu, podczas gdy ja czuję się jakbym dopiero skończyła bieg po polu minowym. Czuję się tak, jakbym była z niższych warstw społecznych niż jego obecna ( w sensie majątkowym to pochodzę z ubogiej rodziny a ona z jednej z bogatszych w mieście). Gdzieś tam z tyłu głowy liczyłam, że może mu się nie uda ten związek, bo był takim popapranym deklem a tu cud, miód i fajerwerki. I gdzie ta sprawiedliwość? Jak ja mam walczyć z tymi emocjami?
Dziewczyny, dziwnie się czuję. Wiecie co? Ciężko mi iść do przodu nie patrząc jednocześnie na rozwój związku mojego exa. Ja nadal sama, leczę się i próbuję ustawić do pionu. On - trzy lata świetlne przede mną. Mieszka już ze swoją obecną dziewczyną, miłość kwitnie. Coś mnie podkusiło i weszłam na jego fb - (brawo ja!) udostępnił publicznie zdjęcia z uroczych romantycznych kolacji, które on przygotował, zdjęcia z wesela, na które przecież mieliśmy wybrać się razem i zdjęcia z 25 rocznicy ślubu u jej rodziców. Cała jej rodzina, wystawne przyjęcie i on taki uśmiechnięty - zawsze o tym marzył. Przygniotło mnie to wszystko, choć jestem pewna, że do niego nic nie czuję, nie jestem zazdrosna o obecną dziewczynę. Boli mnie to, że moja rodzina nie była odpowiednia, przy mnie nie trwał, gdy go potrzebowałam. Ja nie mogłam zapewnić mu bogatego życia rodzinnego z mojej strony. Moi rodzice nie urządzają imprez, jedna siostra chora, druga za granicą. Widziałam komentarze u niego na fb, ma bardzo dobre stosunki z siostrą obecnej dziewczyny. Mojej siostrze życzył śmierci. Boli mnie to wszystko, bo czuję, że nie mogłam mu dać tego, czego oczekiwał. Znowu czuję się gorsza. Że on ma satysfakcję, że dobrze zrobił, że nawet mnie nie przeprosił.
Boli mnie ta sielanka w jego życiu, podczas gdy ja czuję się jakbym dopiero skończyła bieg po polu minowym. Czuję się tak, jakbym była z niższych warstw społecznych niż jego obecna ( w sensie majątkowym to pochodzę z ubogiej rodziny a ona z jednej z bogatszych w mieście). Gdzieś tam z tyłu głowy liczyłam, że może mu się nie uda ten związek, bo był takim popapranym deklem a tu cud, miód i fajerwerki. I gdzie ta sprawiedliwość? Jak ja mam walczyć z tymi emocjami?
O proszę,a jeszcze niedawno pewna Karina.Julia.8 napisała niejakiej Edyszce,że nie należy wchodzić na profil byłego - Ty szewcu w dziurawych butach Twój związek wyglądał jak wyglądał.Byłaś źle traktowana,a do tego ku twojemu zaskoczeniu,ex tuż po rozstaniu związał się z inną,jest z nią nadal i wszystko wskazuje na to,że im się układa.Ty czujesz niesprawiedliwość i masz odczucie,że wyprzedził cię o lata świetlne.To w twojej sytuacji normalne uczucie i nie ma w nim nic dziwnego,a przede wszystkim nie należy z nim walczyć.Także odpowiedź na twoje pytanie - "Jak ja mam walczyć z tymi emocjami",brzmi:NIE WALCZ Z NIMI.Jesteś pół roku,czy nieco ponad pół po rozstaniu.Czas spowodował,że twoja głowa z pewnymi rzeczami się już uporałam,a z innymi jeszcze nie do końca,ale upora się za jakiś czas.Nie walcz z tym.To nastąpi samoistnie.Wszystko w swoim czasie.
Dziewczyny, dziwnie się czuję. Wiecie co? Ciężko mi iść do przodu nie patrząc jednocześnie na rozwój związku mojego exa. Ja nadal sama, leczę się i próbuję ustawić do pionu. On - trzy lata świetlne przede mną. Mieszka już ze swoją obecną dziewczyną, miłość kwitnie. Coś mnie podkusiło i weszłam na jego fb - (brawo ja!) udostępnił publicznie zdjęcia z uroczych romantycznych kolacji, które on przygotował, zdjęcia z wesela, na które przecież mieliśmy wybrać się razem i zdjęcia z 25 rocznicy ślubu u jej rodziców. Cała jej rodzina, wystawne przyjęcie i on taki uśmiechnięty - zawsze o tym marzył. Przygniotło mnie to wszystko, choć jestem pewna, że do niego nic nie czuję, nie jestem zazdrosna o obecną dziewczynę. Boli mnie to, że moja rodzina nie była odpowiednia, przy mnie nie trwał, gdy go potrzebowałam. Ja nie mogłam zapewnić mu bogatego życia rodzinnego z mojej strony. Moi rodzice nie urządzają imprez, jedna siostra chora, druga za granicą. Widziałam komentarze u niego na fb, ma bardzo dobre stosunki z siostrą obecnej dziewczyny. Mojej siostrze życzył śmierci. Boli mnie to wszystko, bo czuję, że nie mogłam mu dać tego, czego oczekiwał. Znowu czuję się gorsza. Że on ma satysfakcję, że dobrze zrobił, że nawet mnie nie przeprosił.
Boli mnie ta sielanka w jego życiu, podczas gdy ja czuję się jakbym dopiero skończyła bieg po polu minowym. Czuję się tak, jakbym była z niższych warstw społecznych niż jego obecna ( w sensie majątkowym to pochodzę z ubogiej rodziny a ona z jednej z bogatszych w mieście). Gdzieś tam z tyłu głowy liczyłam, że może mu się nie uda ten związek, bo był takim popapranym deklem a tu cud, miód i fajerwerki. I gdzie ta sprawiedliwość? Jak ja mam walczyć z tymi emocjami?
Mnie za chwile czeka to samo... za 2 tygodnie jest wesele, na które zabierze pewnie swoją nową koleżankę.
Zabierze ją do rodziny, która jeszcze przed chwilą była moja. Albo nigdy nie była...
Z rodzinnością wiem co czujesz Kochana. Ja pochodzę z rozbitego domu, on zaś ma idealną rodzinkę
od pokoleń. U mnie nie ma mowy o imprezach rodzinnach, uroczystościach. Każde święta to parodia.
Dziękuje tylko za cudowne rodzeństwo, z którym staram się stworzyć rodzinę na nowo.
U niego ? Co sobota rodzinny grill, święta tak odstawione, że głowa mała. Cudowna, trzymająca się razem
rodzina. Ciągle czułam, że tam nie pasuje... Że będą patrzeć na mnie przez pryzmat mojej.
Będzie dobrze dziewczyny ! To oni wybrali życie bez nas lub chcieli wejść w nową relację. Ponad to,
my też dla swoich ex robiłyśmy rzeczy, których nie zrobiłybyśmy dla swoich exex, czyż nie ?
Każdy związek nas czegoś uczy, czego innego wymaga i wnosi nas na wyższy level. Pomyśl, że minie trochę
czasu i będziesz przygotowywała cudowną kolację dla swojego przyszłego męża
Uwielbiam chwile przypływu takich mądrych myśli... za chwilę będę wyć w poduszkę.
A największym błędem jaki zrobiłam ja to zamieszkanie kilka pięter niżej. Nie rozumiałam wcześniej,
że jedyną drogą ratunku jest całkowite odcięcie. Całkowicie nie dam rady bo razem pracujemy, ale mogłam
chociaż przeprowadzić się kilka bloków dalej, ale nie. Głupia i uparta, zakochana po uszy kretynka...
Musimy dać radę !!!
O proszę,a jeszcze niedawno pewna Karina.Julia.8 napisała niejakiej Edyszce,że nie należy wchodzić na profil byłego - Ty szewcu w dziurawych butach
Twój związek wyglądał jak wyglądał.Byłaś źle traktowana,a do tego ku twojemu zaskoczeniu,ex tuż po rozstaniu związał się z inną,jest z nią nadal i wszystko wskazuje na to,że im się układa.Ty czujesz niesprawiedliwość i masz odczucie,że wyprzedził cię o lata świetlne.To w twojej sytuacji normalne uczucie i nie ma w nim nic dziwnego,a przede wszystkim nie należy z nim walczyć.Także odpowiedź na twoje pytanie - "Jak ja mam walczyć z tymi emocjami",brzmi:NIE WALCZ Z NIMI.Jesteś pół roku,czy nieco ponad pół po rozstaniu.Czas spowodował,że twoja głowa z pewnymi rzeczami się już uporałam,a z innymi jeszcze nie do końca,ale upora się za jakiś czas.Nie walcz z tym.To nastąpi samoistnie.Wszystko w swoim czasie.
Bierz przykład ze mnie, bo to lekcja pt.: "dlaczego nie warto wchodzić na profil exa"...
Przeczytałam to co sama napisałam i gdybym miała komuś odpowiedzieć na taki post, to powiedziałabym, że: nie mamy wpływu na to z jakiej rodziny pochodzimy, jeśli ktoś wybiera partnera m.in. dlatego, że jego rodzina jest cudowna, tzn. że ten ktoś jest powierzchowny.
Może i nie mam zamożnej rodziny, ale nauczyłam się jak pracować, zarządzać pieniędzmi i nie przyjmować postawy roszczeniowej.
Chciałabym, aby mi ktoś powiedział, że ex to dupek, bo ja czuję się po prostu skrzywdzona, niedoceniona. Ex najprawdopodobniej nigdy nie zrozumie mojego systemu wartości. Niepotrzebnie przyglądam się życiu obecnej partnerki exa. W ten sposób nie ominę porównywania się z nią. A dlaczego się porównuje? Może dlatego, że chciałabym, aby było mi łatwiej w życiu (jej beztroskie i cudowne życie), po trochu pamiętam teraz wyidealizowany obraz exa (momenty kiedy się starał o mnie).
I taki wniosek mam do przedyskutowania: Jak uważacie, związek partnerów pochodzących z różnych rodzin (pod względem majątkowym) może okazać się szczęśliwy? Ja twierdzę, że nie. Różnice w wychowaniu dzieci w rodzinie ubogiej i tej majętnej są bardzo istotne, m.in są nauczone innego system wartości, sposobu bycia, pewności siebie. Jako dorosła kobieta mam stabilną sytuację finansową, jednak wciąż postrzegam siebie jako osobę ubogą. Zarobione pieniądze mnie nie uszczęśliwiają. Mam też świadomość, że poniekąd wprowadziłam w błąd mojego exa, który widząc moje ubrania, auto, gadżety najprawdopodobniej stwierdził, że reprezentuje zamożną rodzinę. Nigdy nie ukrywałam jak było w rzeczywistości, pamiętam nawet, że po pierwszym spotkaniu z moimi rodzicami on przyznał, że to bez znaczenia. A jednak miało to wpływ na nasz związek.
Mnie za chwile czeka to samo... za 2 tygodnie jest wesele, na które zabierze pewnie swoją nową koleżankę.
Zabierze ją do rodziny, która jeszcze przed chwilą była moja. Albo nigdy nie była...
Nie zazdroszczę... z doświadczenia wiem, że takie momenty bolą najbardziej.
Z rodzinnością wiem co czujesz Kochana. Ja pochodzę z rozbitego domu, on zaś ma idealną rodzinkę
od pokoleń. U mnie nie ma mowy o imprezach rodzinnach, uroczystościach. Każde święta to parodia.
Dziękuje tylko za cudowne rodzeństwo, z którym staram się stworzyć rodzinę na nowo.
U niego ? Co sobota rodzinny grill, święta tak odstawione, że głowa mała. Cudowna, trzymająca się razem
rodzina. Ciągle czułam, że tam nie pasuje... Że będą patrzeć na mnie przez pryzmat mojej.
Rodzina mojego ex nie patrzyła na mnie przez pryzmat mojej rodziny. Tylko mój ex miał z tym problem. Jego rodzice raczej byli zachwyceni, że wybrał taką partnerkę, która sama na wszystko zapracowała. Zresztą nie jestem typem księżniczki i jak trzeba było wykonać jakąś pracę u niego w domu to chętnie to robiłam razem z jego mamą i jego siostrą. Tak jakbym robiła to sama dla siebie. Mimo postawy "służę pomocą" nigdy nie czułam się tam jak "u siebie", jeśli miałam z czegoś skorzystać. Krępował mnie ten cały splendor. Nie byłam też nigdy typem "duszy towarzystwa" na imprezach rodzinnych, wstydziłam się, nie byłam tego nauczona.
Będzie dobrze dziewczyny ! To oni wybrali życie bez nas lub chcieli wejść w nową relację. Ponad to,
my też dla swoich ex robiłyśmy rzeczy, których nie zrobiłybyśmy dla swoich exex, czyż nie ?Każdy związek nas czegoś uczy, czego innego wymaga i wnosi nas na wyższy level.
Chciał wejść w nową relację, więc on ma bajkę a ja pokłosie. Nauczył się na mnie (królik doświadczalny Karinka w tym momencie wita wszystkich czytelników) jak nie traktować kobiety, więc teraz ma nową, idealną partnerkę z bogatą i idealną rodziną i ... "żyli długo i szczęśliwie". Amen.
I taki wniosek mam do przedyskutowania: Jak uważacie, związek partnerów pochodzących z różnych rodzin (pod względem majątkowym) może okazać się szczęśliwy? Ja twierdzę, że nie.
A wg mnie nie ma na to pytanie jednoznacznej odpowiedzi.Różnie bywa - jak to w życiu.Wiele zależy od wychowania.Jedni ludzie mając kasę wychowują dzieci na rozpuszczone książęta i księżniczki,a inni potrafią wychować mądrze i mimo,że dziecku nic nie brakuje,to wychodzi z domu znając cenę pieniądza.Co do osób,które miały ubogie dzieciństwo,to też różnie bywa kiedy już są dorośli i mają własny dochód.Jedni zachowują się jak ty,a inni szastają pieniędzmi na prawo i lewo argumentując to tym,że odbijają sobie biedne dzieciństwo.Wydaje mi się,że twojemu byłemu nie chodziło o twoją rodzinę tylko o dokopanie tobie.On chciał być samcem alfa,który jest górą,dominuje nad tobą.Ty nie pozwałaś wejść sobie na głowę,walczyłaś.Zaczęliście się coraz bardziej zażerać.To wszystko coraz bardziej się zapętlało aż doszliście do momentu kiedy on na każdym kroku chciał ci psychicznie dokopać i chwytał się w tym celu wszystkiego czego mógł,nawet twojej rodziny.
@Edyszka tak chcial mi dokopać zawsze podczas kłotni. Wejsc sobie na głowę nie pozwoliłam ale za to zrujnował totalnie moją samoocenę.
Dziewczyny czy tylko ja mam nawracające kryzysy? Jak to u Was wygląda?
966 2017-06-20 13:50:14 Ostatnio edytowany przez bettyblue (2017-06-20 13:53:33)
hej ,jestem nowa w tym watku ....
dtoknela mnie zdrada na pol roku przed slubem, zwiazek trwal 10 lat.... oszukiwal mnie przez 3 miesiace,poznajac kolezanke z pracy .... pozniej do niej odszedl, po kilku miesiacach chcial wrocic...
mija 6 miesiac od zerwania , a od trzech dni jest tragicznie placze..... nie wyobrazam sobie ze on wybral kogos innego i jest z kobieta z ktora mnie zdradził
chcial wrocic,rozmawial, blagal...dalam mu szanse aby sie wykazal...a z a kilka dni znowu watpliwosci... czy on da rade ,bo z nia pracuje codziennie, bo nie wie czy mozna po czyms takim odbudowac zwiazek.... ale ze jakiej decyzji nie podejme,to on wie jedno,ze bedzie za mna tesknil do konca zycia
szarpanina trwala 1,5 miesiaca
teraz sie nie odzywa ponad miesiac,wiem ze wrocil do niej
nie umiem sie z tym pogodzic
967 2017-06-20 15:25:16 Ostatnio edytowany przez emczii (2017-06-20 15:26:49)
Dziewczyny czy tylko ja mam nawracające kryzysy? Jak to u Was wygląda?
Hej Kochane Witam moje 'stare' dziewczyny i te nowe
wszystkie Was całuje i ściskam - wiem co czujecie
Dawno nic nie pisałam. Poczytuje Wasze posty, obserwuje co nowego sie dzieje i widzę że jest jak u mnie. To juz 2mies + 3 tygodnie i... było lepiej, było nawet powiedziałabym super... ponieważ odnowilam dawna znajomość z kolega, pisało mi sie z nim super, zapomniałam o eksie, cieszyłam sie z nowej-starej znajomosci, uśmiechałam się od ucha do ucha... aż do wczoraj. Spotkałam sie z nim, w ogóle nie spodobał mi sie z wyglądu (nie widziałam go 4 lata) nie, ze nawet go porównywałam ale po prostu nie mój typ... i głupio mi z tego powodu, bo widać ze jest dobrym człowiekiem, jest wyrozumiały i dobrze nam sie rozmawia, ale jak siedziałam z nim to myślałam o eksie, bo z nim od razu 'zaskoczyło' a tu... No chciałam jak najszybciej wrócić do domu. Dziewczyny, czy ja jestem próżna ?:(
Ponadto, dzis mam dola, idealizuje eksa, z tamtym nie mam ochoty rozmawiać...
Przerażają mnie wakacje, mieliśmy plany, a ja będę siedzieć sama w domu.
Dzis płakałam po raz pierwszy od paru dobrych dni, bo tak mnie boli, ze on mnie zostawił z niczym, kazał wyprowadzić, doprowadził do takiego stanu psychicznego, zostawił dla innej,przy rozstaniu był zimny i traktował mnie z góry, jak śmiecia... i co ? Jest szczęśliwy. Wiem, ze czujecie to samo, tą NIESPRAWIEDLIWOŚĆ, mnie ona wykańcza.
@Edyszka tak chcial mi dokopać zawsze podczas kłotni. Wejsc sobie na głowę nie pozwoliłam ale za to zrujnował totalnie moją samoocenę.
Kobiety są emocjonalnie i podatne na krytykę faceta,którego kochają.Spada nam samoocena gdy facet od nas odchodzi i wtedy nawet piękna,inteligentna kobieta myśli sobie MOŻE GDYBYM BYŁA ŁADNIEJSZA,MĄDRZEJSZA,FAJNIEJSZA...No,a w twoim przypadku kiedy ex ewidentnie ci wmawiał,że jesteś taka,siaka,owaka to normalne,że samoocena zostaje zrujnowana.
Dziewczyny czy tylko ja mam nawracające kryzysy? Jak to u Was wygląda?
Oczywiście,że nie tylko ty.Ja od wczoraj jestem zła na byłego i chyba źle mu życzę,a jeszcze niedawno nie czułam totalnie złości.Oj za chwilę będzie dół gigant jak tylko gniew ze mnie ujdzie.
hej ,jestem nowa w tym watku ....
dtoknela mnie zdrada na pol roku przed slubem, zwiazek trwal 10 lat.... oszukiwal mnie przez 3 miesiace,poznajac kolezanke z pracy .... pozniej do niej odszedl, po kilku miesiacach chcial wrocic...
mija 6 miesiac od zerwania , a od trzech dni jest tragicznie
placze..... nie wyobrazam sobie ze on wybral kogos innego i jest z kobieta z ktora mnie zdradził
![]()
chcial wrocic,rozmawial, blagal...dalam mu szanse aby sie wykazal...a z a kilka dni znowu watpliwosci... czy on da rade ,bo z nia pracuje codziennie, bo nie wie czy mozna po czyms takim odbudowac zwiazek.... ale ze jakiej decyzji nie podejme,to on wie jedno,ze bedzie za mna tesknil do konca zyciaszarpanina trwala 1,5 miesiaca
teraz sie nie odzywa ponad miesiac,wiem ze wrocil do niejnie umiem sie z tym pogodzic
Wątpliwości czy da radę i czy można to odbudować miał on czy ty?Bo nie zrozumiałam tego fragmentu.W każdym razie bardzo bolesna sprawa.Pół roku przed ślubem...i po dziesięciu latach związku.Ja nie potrafiłabym wrócić do człowieka,który by mnie zdradził.Jeśli ktoś zdradził,to oznacza,że ani wystarczająco nie kochał,ani nie szanował.Jeśli zrobił to raz i już pokazał,że jest do tego zdolny,to kto wie czy kiedyś znów by tego nie zrobił.Zawsze byś już czuła niepewność i brak zaufania.To nie miałoby sensu.
971 2017-06-20 15:43:37 Ostatnio edytowany przez bettyblue (2017-06-20 15:44:24)
bettyblue napisał/a:hej ,jestem nowa w tym watku ....
dtoknela mnie zdrada na pol roku przed slubem, zwiazek trwal 10 lat.... oszukiwal mnie przez 3 miesiace,poznajac kolezanke z pracy .... pozniej do niej odszedl, po kilku miesiacach chcial wrocic...
mija 6 miesiac od zerwania , a od trzech dni jest tragicznie
placze..... nie wyobrazam sobie ze on wybral kogos innego i jest z kobieta z ktora mnie zdradził
![]()
chcial wrocic,rozmawial, blagal...dalam mu szanse aby sie wykazal...a z a kilka dni znowu watpliwosci... czy on da rade ,bo z nia pracuje codziennie, bo nie wie czy mozna po czyms takim odbudowac zwiazek.... ale ze jakiej decyzji nie podejme,to on wie jedno,ze bedzie za mna tesknil do konca zyciaszarpanina trwala 1,5 miesiaca
teraz sie nie odzywa ponad miesiac,wiem ze wrocil do niejnie umiem sie z tym pogodzic
Wątpliwości czy da radę i czy można to odbudować miał on czy ty?Bo nie zrozumiałam tego fragmentu.W każdym razie bardzo bolesna sprawa.Pół roku przed ślubem...i po dziesięciu latach związku.Ja nie potrafiłabym wrócić do człowieka,który by mnie zdradził.Jeśli ktoś zdradził,to oznacza,że ani wystarczająco nie kochał,ani nie szanował.Jeśli zrobił to raz i już pokazał,że jest do tego zdolny,to kto wie czy kiedyś znów by tego nie zrobił.Zawsze byś już czuła niepewność i brak zaufania.To nie miałoby sensu.
on mial watpliowsci, ja nie mialam zadnych. chcialam mu dac szanse .....
straznie mnie bolli to ,ze spotykalismy sie,widzialam go...nawet mnie zlapal za reke....plakal przy mnie .... byl przez chwile znowu tym samym czlowiekiem co kiedys
pozniej sie przyznal ze on mnie kocha ale jemu zalezy tez na kism innym i stad to wszytsko najtrudnijesze, ze sie budzi i chce raz tego raz drugiego..... ze bedac z nia mysli o mnie i na odwrot...kazda wiadomosc byla dla mnie miazdzaca...teraz minal miesiac od tego...on sie nie odzywa,wiem ze do niej wrocil....teraz mam wszystkie slowa w glowie,to jak blagal....czuje sie wykorzystana, przegrana zadaje sobie wkolko pytanie dlaczego ONA
Karina.Julia.8 napisał/a:Dziewczyny czy tylko ja mam nawracające kryzysy? Jak to u Was wygląda?
Hej Kochane
Witam moje 'stare' dziewczyny i te nowe
wszystkie Was całuje i ściskam - wiem co czujecie
Dawno nic nie pisałam. Poczytuje Wasze posty, obserwuje co nowego sie dzieje i widzę że jest jak u mnie. To juz 2mies + 3 tygodnie i... było lepiej, było nawet powiedziałabym super... ponieważ odnowilam dawna znajomość z kolega, pisało mi sie z nim super, zapomniałam o eksie, cieszyłam sie z nowej-starej znajomosci, uśmiechałam się od ucha do ucha... aż do wczoraj. Spotkałam sie z nim, w ogóle nie spodobał mi sie z wyglądu (nie widziałam go 4 lata) nie, ze nawet go porównywałam ale po prostu nie mój typ... i głupio mi z tego powodu, bo widać ze jest dobrym człowiekiem, jest wyrozumiały i dobrze nam sie rozmawia, ale jak siedziałam z nim to myślałam o eksie, bo z nim od razu 'zaskoczyło' a tu... No chciałam jak najszybciej wrócić do domu. Dziewczyny, czy ja jestem próżna ?:(
Ponadto, dzis mam dola, idealizuje eksa, z tamtym nie mam ochoty rozmawiać...
Przerażają mnie wakacje, mieliśmy plany, a ja będę siedzieć sama w domu.
Dzis płakałam po raz pierwszy od paru dobrych dni, bo tak mnie boli, ze on mnie zostawił z niczym, kazał wyprowadzić, doprowadził do takiego stanu psychicznego, zostawił dla innej,przy rozstaniu był zimny i traktował mnie z góry, jak śmiecia... i co ? Jest szczęśliwy. Wiem, ze czujecie to samo, tą NIESPRAWIEDLIWOŚĆ, mnie ona wykańcza.
KLIN KLINEM...Pocieszanie się kimś,to nie jest metoda,żeby dojść do siebie po rozstaniu,tylko próba przelania uczuć z jednej osoby na drugą,żeby o tej pierwszej nie myśleć.Wiele razy tu pisałam,że nie polecam tego,tym bardziej że można komuś zrobić krzywdę.Czułaś się super bo złapałaś z tym chłopakiem fajny kontakt i nie wiem czy świadomie,czy podświadomie ale zapewne myślałaś,że on zajmie miejsce byłego,które aktualnie jest puste i bolesne.Było fajnie,bo głowę zajęłaś innym facetem i nie myślałaś tak o byłym,ale spotkałaś się z tym chłopakiem i ups...niezbyt ładny,nie twój typ,daleko mu do byłego i wrócił dół.
Ja chyba wyląduję w psychiatryku. Stoję właśnie w sklepie a tam mój ex. Mija mnie i mówi cześć (jak nigdy). Więc pędzę do wyjścia a on za mną. Gdzi3 nie skręce to on za mną. Ratunku oczywiście to że we wtorki robię zakupy do domu to on dobrze wie. Chce zapomnieć o nim i nie mam jak bo jak tak dalej pójdzie to mi z lodówki wyskoczy.
Edyszka napisał/a:bettyblue napisał/a:hej ,jestem nowa w tym watku ....
dtoknela mnie zdrada na pol roku przed slubem, zwiazek trwal 10 lat.... oszukiwal mnie przez 3 miesiace,poznajac kolezanke z pracy .... pozniej do niej odszedl, po kilku miesiacach chcial wrocic...
mija 6 miesiac od zerwania , a od trzech dni jest tragicznie
placze..... nie wyobrazam sobie ze on wybral kogos innego i jest z kobieta z ktora mnie zdradził
![]()
chcial wrocic,rozmawial, blagal...dalam mu szanse aby sie wykazal...a z a kilka dni znowu watpliwosci... czy on da rade ,bo z nia pracuje codziennie, bo nie wie czy mozna po czyms takim odbudowac zwiazek.... ale ze jakiej decyzji nie podejme,to on wie jedno,ze bedzie za mna tesknil do konca zyciaszarpanina trwala 1,5 miesiaca
teraz sie nie odzywa ponad miesiac,wiem ze wrocil do niejnie umiem sie z tym pogodzic
Wątpliwości czy da radę i czy można to odbudować miał on czy ty?Bo nie zrozumiałam tego fragmentu.W każdym razie bardzo bolesna sprawa.Pół roku przed ślubem...i po dziesięciu latach związku.Ja nie potrafiłabym wrócić do człowieka,który by mnie zdradził.Jeśli ktoś zdradził,to oznacza,że ani wystarczająco nie kochał,ani nie szanował.Jeśli zrobił to raz i już pokazał,że jest do tego zdolny,to kto wie czy kiedyś znów by tego nie zrobił.Zawsze byś już czuła niepewność i brak zaufania.To nie miałoby sensu.
on mial watpliowsci, ja nie mialam zadnych. chcialam mu dac szanse .....
straznie mnie bolli to ,ze spotykalismy sie,widzialam go...nawet mnie zlapal za reke....plakal przy mnie ....byl przez chwile znowu tym samym czlowiekiem co kiedys
pozniej sie przyznal ze on mnie kocha ale jemu zalezy tez na kism innym i stad to wszytsko najtrudnijesze, ze sie budzi i chce raz tego raz drugiego..... ze bedac z nia mysli o mnie i na odwrot...kazda wiadomosc byla dla mnie miazdzaca...teraz minal miesiac od tego...on sie nie odzywa,wiem ze do niej wrocil....teraz mam wszystkie slowa w glowie,to jak blagal....czuje sie wykorzystana, przegrana
zadaje sobie wkolko pytanie dlaczego ONA
Wiem,że to zapewne teraz dziwnie zabrzmi,ale dla ciebie lepiej,że jest z nią,a nie z tobą.Jesteś teraz w emocjach,ale gdybyś trzeźwym okiem na to spojrzała,to byś sama powiedziała,że nie chcesz faceta,który cię zdradził i który po tym wszystkim jeszcze mota się pomiędzy dwiema kobietami i nie wie czego chce.Jesteś ważna,zasługujesz na szczęście i nie daj się sprowadzić do roli rezerwowego.Niech spada.Ty sobie ulozysz życie z kimś,kto będzie na ciebie zasługiwał.
975 2017-06-20 16:05:47 Ostatnio edytowany przez bettyblue (2017-06-20 16:06:24)
Dziewczyny ja już nie mam sily jestem wrakiem człowieka, nie umiem sie z tym pogodzić ,ze wybrał ją . to tak mocno boli..
ze jest teraz szczesliwy przy kims innym , kims innym....
wszystkie jego ruchy, przeciez znam go na pamiec.... dzieli przy kims innym
wczesniej mialam andzieje,zaraz po tym incydencie ...że sie zejdziemy ...wierzylam,ze sie uda,a teraz kiedy przyszla okaza....widze ze nie mamy zadnych szans...bo on wybral kogos innego
wiem ze czyta sie mnie,ajkbym byla opętana....
ale ja po prostu ... po prostu swiat mi runal ... czuje sie bezwartosciowa