Dziewczyny, może Wy mi coś doradzicie. Po wczorajszej sytuacji z moim ex i jego byłą dopadła mnie dziś chwila konsternacji...
Nie chodzi tu już o rozstanie z nim, o to, że on ma inną. Tym razem problem wydaje mi się być poważniejszy, bo chodzi o mnie. Moje spostrzeżenia powaliły mnie na kolana.
Zauważyłam zmianę w swoich emocjach, ex stał się obojętny, nie czuję się niesprawiedliwie potraktowana itp. Myślałam, że jest to efekt mojej pracy nad sobą. Jednak, gdy zobaczyłam jego nową dziewczynę, to teraz czuję się skołowana.
Jak już pisałam wcześniej ona z wyglądu jest typową szarą myszką, ale jednocześnie jest duszą towarzystwa, uśmiechnięta, rozrywkowa, zadowolona z życia. Wydaje się być bardzo niezależna emocjonalnie od niego, nie oplata go niczym kobieta bluszcz. Zobaczyłam ją w samych superlatywach i to spowodowało aktywacje całej gamy moich kompleksów. Wczoraj byłam zadowolona, bo on jest szczęśliwy, a przecież tego szczęścia zawsze chciałam dla niego. I nadal tak jest. Tylko mimowolnie porównałam się z nią i czuję się bardzo NIEDOSKONAŁA.
Robiąc to porównanie nie mam ani jednej swojej cechy, która jest pozytywna. Doszłam do wniosku, że jestem osobą bardzo zamkniętą w sobie, nieśmiałą, wrażliwą (a nawet przewrażliwioną). Mogę określić siebie, jako bardzo krytyczną i ambitną, wymagającą przede wszystkim od siebie. Wszystko biorę do siebie, nie mam dystansu. Lubię postawić "na swoim", kłócę się broniąc własnego zdania. Bardzo często porównuje się do innych kobiet, zwłaszcza jeśli zauważę u nich coś co sama chciałabym mieć. Do tej pory głównie chodziło o wygląd. Wychodząc z domu zawsze staram się być nienagannie uczesana, modnie ubrana, delikatnie ale perfekcyjnie pomalowana, tak aby nikt nie mógł mi niczego zarzucić. Jestem bardzo podatna na krytykę innych. W gronie moich znajomych czuję się pewnie. Jednak w nowym/ obcym towarzystwie nie wychylam się, a raczej bardziej obserwuje niż rozmawiam. Jak mogę być bardziej pewna siebie? Jak znaleźć w sobie coś pozytywnego? Pomijam dobrą aparycję, sukcesy zawodowe, czy wysokość zarobków. To nie daje mi szczęścia. Owszem, dzięki swojej pracy mogę pozwolić sobie na dużo rzeczy, ale one nie poprawiają mojego samopoczucia. Tym bardziej trafił we mnie obraz szarej myszki, która jest tak pewna siebie.
Co mam zrobić?
@KARINA,czasem te szare myszki mają taką osobowość,że są w stanie przyciągnąć do siebie wszystkich facetów z okolicy Jeśli chodzi o ciebie,to wydaje mi się,że twoim głównym problemem jest mega przewrażliwienie na punkcie własnej osoby i masakryczny brak dystansu do siebie.No zobacz - Zadbanej,wykształconej kobiecie na stanowisku runęła samoocena po chwili obserwacji innej kobiety...Oprócz tego napisałaś,że porównujesz się z innymi kobietami pod względem wyglądu i z domu wychodzisz modnie ubrana,mając nienaganną fryzurę i makijaż.Ja też jestem zadbaną dziewczyną,a nie mam problemu,żeby czasem wyjść do ludzi mając moje rozwichrzone blond włosy spięte w kucyk bądź warkocz,zero makijażu i płaskie buty,mimo że mam 164cm.wzrostu
Jesteś za bardzo zafiksowana na punkcie bycia idealną i to cię gubi.Nie powinnaś myśleć JAK TU BYĆ BARDZIEJ PEWNA SIEBIE,tylko JAK TU MIEĆ WIĘKSZY DYSTANS DO SIEBIE,bo jedno łączy się z drugim.Jeśli będziesz miała dystans do siebie,to z automatu staniesz się pewniejszą siebie osobą.Takie jest moje zdanie.
Ten brak pewności wychodzi też z tego, że ona ma kogoś, nie wspominiając ze to Twoj ex.
W moim przypadku podnosiło mi samoocene ze mam drugą połówkę.
Jestem ciekawa co inni Tobie doradzą. Sama bym chciaĺa być pewniejsza siebie.
@KARINA,czasem te szare myszki mają taką osobowość,że są w stanie przyciągnąć do siebie wszystkich facetów z okolicy
Właśnie i jak one to robią? Ja bym nie potrafię być pewna siebie mając świadomość, że wyglądam nienagannie. A taka szara myszka, ubrana niechlujnie, bez makijażu, z lakierem obdrapanym na paznokciach i w brudnych butach potrafi być duszą towarzystwa.
Jeśli chodzi o ciebie,to wydaje mi się,że twoim głównym problemem jest mega przewrażliwienie na punkcie własnej osoby i masakryczny brak dystansu do siebie.No zobacz - Zadbanej,wykształconej kobiecie na stanowisku runęła samoocena po chwili obserwacji innej kobiety...
Runęła mi samoocena, bo nie widzę w swojej osobowości nic pozytywnego. Owszem mam takie cechy charakteru, które ułatwiły mi realizację pod względem zawodowym, ale pieniądze, markowe ciuchy i kosmetyki, fajne auto nie dają mi satysfakcji. Tak się czuję, jakbym nie miała co zaoferować przyszłemu partnerowi. Chyba wolałabym być przeciętną szarą myszką z osobowością rozrywkową, towarzyską, imprezową niż sobą.
Oprócz tego napisałaś,że porównujesz się z innymi kobietami pod względem wyglądu i z domu wychodzisz modnie ubrana,mając nienaganną fryzurę i makijaż.Ja też jestem zadbaną dziewczyną,a nie mam problemu,żeby czasem wyjść do ludzi mając moje rozwichrzone blond włosy spięte w kucyk bądź warkocz,zero makijażu i płaskie buty,mimo że mam 164cm.wzrostu
Jesteś za bardzo zafiksowana na punkcie bycia idealną i to cię gubi.Nie powinnaś myśleć JAK TU BYĆ BARDZIEJ PEWNA SIEBIE,tylko JAK TU MIEĆ WIĘKSZY DYSTANS DO SIEBIE,bo jedno łączy się z drugim.Jeśli będziesz miała dystans do siebie,to z automatu staniesz się pewniejszą siebie osobą.Takie jest moje zdanie.
Nie mam pojęcia jak mieć większy dystans do siebie. A co do wyjścia z domu bez makijażu: ja nie mam ostrego make-upu, zawsze jest delikatny ale bez niego rzeczywiści do ludzi nie wyjdę. Nie jestem wytapetowaną plastikową lalą.
A już nie wyobrażam sobie sytuacji, że miałabym iść gdzieś z tłustymi włosami, z lakierem obdrapanym do połowy paznokci, czy... w brudnych butach.
Zgodzę się z Tobą, że fiksuje na punkcie bycia idealną. Tym bardziej teraz, bo zaufałam swojemu byłemu, pokazałam mu swoje czułe miejsca i on to wykorzystał rujnując do reszty moje poczucie własnej wartości. Zobacz, tyle miesięcy minęło a ja wciąż nie umiem odbudować fundamentów. Czas wyleczył ból i żal rozstania, ale u siebie nie widzę poprawy. Ciężko jest mi zacząć pracę nad sobą, jak nie wiem od czego. Co jakiś czas mam też sytuacje z exem, które mnie odrealniają. A to wcale mi nie pomaga, bo nie mam jakiegoś punktu do którego mogłabym się odnieść.
Podobne rozważania miałam co do nowej dziewczyny exa, bo:
on krytykował mój wygląd, twierdził, że ma ładniejsze koleżanki. A nowa - jest szarą myszką.
on nie doceniał mojej pracy, sukcesów zawodowych, ciągle je bagatelizował. Nie wydaje mi się, aby nowa miała choć w połowie takie sukcesy jakie ja mam na swoim koncie.
ze mną sporadycznie wychodził do znajomych (co potęgowało uczucie, że on się mnie wstydzi), natomiast ją zabiera.
a wreszcie jej osobowość, która mnie zaskakuje. Bo ona wcale nie wymaga od niego nic a dostaje wszystko, czego ja chciałam. Prawdą jest to, że do siebie pasują. Rzeczywiście nie odpowiada mi takie "imprezowanie" w barze, ja nie chleje na umór a na pewno już nie zachowuje się tak w miejscach publicznych.
Jednak spokój, który powoli odzyskuje jest zaburzany przez tego typu bodźce. Takie informacje zwrotne, że ze mną jest coś nie tak. Nie wiem też, czy to nie celowe zachowanie exa. Bardzo często go spotykam w moich miejscach, więc albo chce mi demonstrować swoje szczęście albo ma mnie rzeczywiście tak głęboko w dupie, że nie patrzy na to, że możemy się spotkać...
Ten brak pewności wychodzi też z tego, że ona ma kogoś, nie wspominiając ze to Twoj ex.
W moim przypadku podnosiło mi samoocene ze mam drugą połówkę.
Jestem ciekawa co inni Tobie doradzą. Sama bym chciaĺa być pewniejsza siebie.
Eiko obserwowałam ją i to taki typ szarej myszki, która jest bardzo towarzyska, lubi alkohol, imprezy, ma najwięcej do powiedzenia, bardzo pewna siebie, absolutnie wyluzowana. Nie dlatego, że jest z moim ex. Ona go przerasta w tym (on też jest duszą towarzystwa, ale przy niej się chowa).
@KARINA,nie da się odpowiedzieć na pytanie co te szare myszki w sobie mają i co takiego robią.Czy jest się kobietą,czy mężczyzną,czy szarą myszką,czy kolorowym ptakiem,to i tak głównie liczy się osobowość.Jeśli czyjaś osobowość składa się z takich cech charakteru,które lubią inni ludzie,to do danej osoby ludzie będą lgnąć(płeć przeciwna również).Jak kogoś poznajemy(chodzi mi o relację damsko - męską),to najpierw zwracamy uwagę na wygląd,bo jeśli kogoś nie znamy,to wygląd fizyczny jest pierwszą rzeczą jaką możemy ocenić na pierwszy rzut oka,ale...to czy dana relacja się rozwinie,czy będzie z niej związek i czy związek przetrwa,to już kwestia osobowości,odpowiedniego dobrania się i tego wszystkiego co z osobowością związane.Wygląd to tylko miły dodatek.Dlatego czasem te niepozorne(z wyglądu)szare myszki mają większe powodzenie niż niektóre piękności.Może budowanie dystansu do siebie zacznij od małych kroczków,np.przełamania się i wyjścia gdzieś bez makijażu.Tak żeby stopniowo uczyć się,że nie zawsze trzeba być perfekcyjną pod względem wyglądu,osobowości itp.żeby mimo wszystko być fajną osobą.Oczywiście nie nam na myśli tego o czym pisałaś,czyli tłustych włosów,zdartego lakieru z paznokci i brudnych butów,bo ja tu nie piszę o niechlujstwie.
Wiem co czujesz. Ale uwierz - to minie. Brzmi jak banał ale czas na prawdę leczy rany. Musisz poradzić sobie z bólem teraz, starać się zająć myśli czym innym. Pamiętaj ze w końcu znów będzie wesoła i pogodz się z myślą że już nie z nim. Wiem ze nie wyobrażasz sobie życia bez niego ale będziesz jeszcze szczęśliwa mimo że już z kimś innym, z kimś lepszym kto będzie chciał spędzić z tobą resztę życia bez żadnych ale.
@KARINA,nie da się odpowiedzieć na pytanie co te szare myszki w sobie mają i co takiego robią.Czy jest się kobietą,czy mężczyzną,czy szarą myszką,czy kolorowym ptakiem,to i tak głównie liczy się osobowość.Jeśli czyjaś osobowość składa się z takich cech charakteru,które lubią inni ludzie,to do danej osoby ludzie będą lgnąć(płeć przeciwna również).Jak kogoś poznajemy(chodzi mi o relację damsko - męską),to najpierw zwracamy uwagę na wygląd,bo jeśli kogoś nie znamy,to wygląd fizyczny jest pierwszą rzeczą jaką możemy ocenić na pierwszy rzut oka,ale...to czy dana relacja się rozwinie,czy będzie z niej związek i czy związek przetrwa,to już kwestia osobowości,odpowiedniego dobrania się i tego wszystkiego co z osobowością związane.Wygląd to tylko miły dodatek.Dlatego czasem te niepozorne(z wyglądu)szare myszki mają większe powodzenie niż niektóre piękności.Może budowanie dystansu do siebie zacznij od małych kroczków,np.przełamania się i wyjścia gdzieś bez makijażu.Tak żeby stopniowo uczyć się,że nie zawsze trzeba być perfekcyjną pod względem wyglądu,osobowości itp.żeby mimo wszystko być fajną osobą.Oczywiście nie nam na myśli tego o czym pisałaś,czyli tłustych włosów,zdartego lakieru z paznokci i brudnych butów,bo ja tu nie piszę o niechlujstwie.
Masz rację, zacznę od wyjścia z domu bez makijażu i bez idealnej fryzury. Wiesz, ja mam tak, że jak kogoś poznaje to widzę same superlatywy u tej nowej osoby. Dokładając do tego poczucie, że każda kobieta jest lepsza ode mnie stworzyłam w głowie jej obraz. Niekoniecznie musi być prawdziwy. Po konsultacjach z koleżankami, które wczoraj również miały okazję ją zobaczyć, trochę zeszłam na ziemię. Owszem jest ona dziewczyną imprezową i lubiącą się zabawić. I nic dziwnego, że towarzystwo mojego exa z nim na czele lgnie do niej bo oni również lubią imprezy i alkohol (a jeszcze dowiedziałam się, że ona po wyjściu z baru wracała do domu prowadząc samochód mojego exa - czyli była pod wpływem...). Często powtarzam innym, że nie sposób pasować do każdego. Stosując to do siebie - cieszę się, że ja nie pasuję do niego. Mam w życiu inne priorytety, chciałabym poznać kogoś i założyć rodzinę, lubię podróżować, spędzać czas aktywnie. Będąc z nim męczyły mnie sytuacje, kiedy zamiast wybrać się nad jezioro to mój ex wolał się zalkoholizować a następnie pół dnia przeleżeć w wyrze.
Poruszyłam temat mojej niskiej samooceny i informacje zwrotne od przyjaciół trochę poprawiły mi humor. Moje przyjaciółki (o dziwo) dostrzegają we mnie: duszę towarzystwa, zabawną, życzliwą i wrażliwą osobę. Natomiast męska część mojego grona widzi mnie jako "łamacza męskich serc" (
) z czym absolutnie się nie zgadzam. Jednak bardzo zdziwiła mnie informacja o pierwszym wrażeniu, jakie robię. Zarówno przyjaciółki, jak i przyjaciele byli w tym wypadku zgodni. Ponoć na pierwszy rzut oka wydaje się być bardzo silną kobietą, stanowczą, ambitną, taką do której mężczyźni boją się "startować"
P.S. Ja to chyba zadufana w sobie jestem, ale bardzo lubię takie momenty kiedy nowa dziewczyna mojego exa mnie mija i robi się wręcz zielona na twarzy. Myślę, że porównywanie się działa w dwie strony. Każda nowa chce wiedzieć jakie były te poprzednie dziewczyny. A ona ma okazję wiedzieć mnie często i zawsze wtedy wyglądam tak, że nie można mi nic zarzucić. Nie znam kobiety bez ani jednego kompleksu i jeśli jej atutem jest osobowość to wydaje mi się, że wygląd może być jej słabym punktem
Co do brudnych butów, niechlujnego ubioru czy obdartych paznokci - to akurat rzeczy, które u niej zauważyłam.
@KARINA,widzę że przeprowadziłaś wywiad środowiskowy na swój temat Myślę,że jak facetowi będzie zależało,to odważy się podejść.A co do przyjaciół...Opowiadałam jakiś czas temu historię tego jak po moim rozstaniu zachowali się moi tzw."przyjaciele".Jedna z tych osób wczoraj napisała do mnie smsa.Nawet nie było pytania jak się czuję,co u mnie,jak się trzymam.Sms składał się z jednego zdania,a to zdanie było żartem.Jakiś głupi żart,dowcip w ramach zagadania.Wiem jakie było myślenie tej osoby.Uznała,że skoro minęło z półtora miesiąca od rozstania,to nie jestem już jecząco - wyjąca i można się do mnie odezwać,pożartować sobie ze mną jak zwykle i dalej się "przyjaźnić".To było w moim odczuciu tak żałosne,beznadziejne i ubliżające mi,że nawet na to nie zareagowałam.Nie odpisałam.Skoro śmieci same się wyniosły,to nie będę ich znów do domu wnosić.
@KARINA,widzę że przeprowadziłaś wywiad środowiskowy na swój temat
Myślę,że jak facetowi będzie zależało,to odważy się podejść.A co do przyjaciół...Opowiadałam jakiś czas temu historię tego jak po moim rozstaniu zachowali się moi tzw."przyjaciele".Jedna z tych osób wczoraj napisała do mnie smsa.Nawet nie było pytania jak się czuję,co u mnie,jak się trzymam.Sms składał się z jednego zdania,a to zdanie było żartem.Jakiś głupi żart,dowcip w ramach zagadania.Wiem jakie było myślenie tej osoby.Uznała,że skoro minęło z półtora miesiąca od rozstania,to nie jestem już jecząco - wyjąca i można się do mnie odezwać,pożartować sobie ze mną jak zwykle i dalej się "przyjaźnić".To było w moim odczuciu tak żałosne,beznadziejne i ubliżające mi,że nawet na to nie zareagowałam.Nie odpisałam.Skoro śmieci same się wyniosły,to nie będę ich znów do domu wnosić.
Trafiłaś w sedno. Po co zaprzątać sobie głowę ludźmi, którzy chcą tylko brać. Stosowanie schematu 0-1 do takich osób to najkorzystniejsze rozwiązanie. Zastanawia mnie tylko jedno: wszyscy się od Ciebie odwrócili po rozstaniu? Osoba o której piszesz to Twoja znajoma/ znajomy czy wspólny znajomy Twój i exa?
Edyszka napisał/a:@KARINA,widzę że przeprowadziłaś wywiad środowiskowy na swój temat
Myślę,że jak facetowi będzie zależało,to odważy się podejść.A co do przyjaciół...Opowiadałam jakiś czas temu historię tego jak po moim rozstaniu zachowali się moi tzw."przyjaciele".Jedna z tych osób wczoraj napisała do mnie smsa.Nawet nie było pytania jak się czuję,co u mnie,jak się trzymam.Sms składał się z jednego zdania,a to zdanie było żartem.Jakiś głupi żart,dowcip w ramach zagadania.Wiem jakie było myślenie tej osoby.Uznała,że skoro minęło z półtora miesiąca od rozstania,to nie jestem już jecząco - wyjąca i można się do mnie odezwać,pożartować sobie ze mną jak zwykle i dalej się "przyjaźnić".To było w moim odczuciu tak żałosne,beznadziejne i ubliżające mi,że nawet na to nie zareagowałam.Nie odpisałam.Skoro śmieci same się wyniosły,to nie będę ich znów do domu wnosić.
Trafiłaś w sedno. Po co zaprzątać sobie głowę ludźmi, którzy chcą tylko brać. Stosowanie schematu 0-1 do takich osób to najkorzystniejsze rozwiązanie. Zastanawia mnie tylko jedno: wszyscy się od Ciebie odwrócili po rozstaniu? Osoba o której piszesz to Twoja znajoma/ znajomy czy wspólny znajomy Twój i exa?
Te 3 osoby o których opowiadałam,to byli moi znajomi,a nawet tę relację nazywaliśmy przyjaźnią,no i tak jak w przyjaźni bywa kiedy któreś z nich było w potrzebie,to zawsze mogli na mnie liczyć.Po moim rozstaniu mam wrażenie,że każdy z nich wiedział w jakim będę stanie więc odsunęli się,żeby w tym nie uczestniczyć.Ich pomoc,to tekst ZNAJDZIESZ KOGOŚ INNEGO i sms po dwóch tygodniach o treści NADAL ŹLE?Kiedy okazało się,że nadal to dalej panowała cisza z ich strony.Ja nie oczekiwałam od nich niańczenia,bo nawet bym się z tym źle czuła,ale myślałam że na jakieś wsparcie mogę liczyć,a okazało się że nie.Jak po kilku dniach od rozstania było ze mną bardzo źle i napisałam smsa do jednej z tych osób,to reakcji zwrotnej nie było.Nie odpisała mi ta osoba.Teraz zaczynają się stopniowo do mnie odzywać,bo myślą że już po półtora miesiąca najgorsze minęło i można dalej się ze mną "przyjaźnić".Nie,nie można.Nie uznaję takich przyjaźni.
Te 3 osoby o których opowiadałam,to byli moi znajomi,a nawet tę relację nazywaliśmy przyjaźnią,no i tak jak w przyjaźni bywa kiedy któreś z nich było w potrzebie,to zawsze mogli na mnie liczyć.Po moim rozstaniu mam wrażenie,że każdy z nich wiedział w jakim będę stanie więc odsunęli się,żeby w tym nie uczestniczyć.Ich pomoc,to tekst ZNAJDZIESZ KOGOŚ INNEGO i sms po dwóch tygodniach o treści NADAL ŹLE?Kiedy okazało się,że nadal to dalej panowała cisza z ich strony.Ja nie oczekiwałam od nich niańczenia,bo nawet bym się z tym źle czuła,ale myślałam że na jakieś wsparcie mogę liczyć,a okazało się że nie.Jak po kilku dniach od rozstania było ze mną bardzo źle i napisałam smsa do jednej z tych osób,to reakcji zwrotnej nie było.Nie odpisała mi ta osoba.Teraz zaczynają się stopniowo do mnie odzywać,bo myślą że już po półtora miesiąca najgorsze minęło i można dalej się ze mną "przyjaźnić".Nie,nie można.Nie uznaję takich przyjaźni.
I co tu mogłabym dodać, sama wiesz jak jest i niestety łatwiej spotkać ludzi, którzy nazwą znajomość przyjaźnią, kiedy są w potrzebie, a trudniej poznać tych, którzy okażą się przyjaciółmi, gdy Tobie potrzebne jest wsparcie.
Dziwi mnie ich reakcja, ponieważ sama określiłaś, że nie jesteś osobą, którą trzeba niańczyć. Mnie przyjaciele niańczyli po rozstaniu, bo wchodząc w drugi miesiąc złapałam takiego doła, że wymagałam opieki. Nie powiem Ci, że nie warto pomagać ludziom, bo warto. Ale zauważ, że Ty otoczyłaś się takimi osobami, które tylko brały nic nie dając w zamian. Zarówno Twój ex jak i "przyjaciele". Może tutaj gdzieś tkwi problem? Może za dużo dajesz z siebie a zbyt mało wymagasz od innych?
Edyszka a jak się trzymasz? Rozluźnia się napięcie/stres, mija ból? Jakbyś miała określić to ile dni w tygodniu jest znośnych a ile tych beznadziejnych?
Karina czemu nie umalowac sie czy tez nie miec swietnej fryzury? Taka jestes. Nie ma w tym nic zlego, w sumie to nawet malo spotykane zeby kobieta o siebie tak dbala patrzac na to jak idziesz ulica. Moim zdaniem musisz pokochac siebie. Ta dziewczyna jest szarą myszka ale ma charakter ktory przyciaga. A Ty mozesz byc kolorowym ptakiem ktory przyciaga charakterem i wygladem.
Przyznam ze sama mam z tym problem i bardzo bym chciala byc pewniejsza siebie.
Karina czemu nie umalowac sie czy tez nie miec swietnej fryzury? Taka jestes. Nie ma w tym nic zlego, w sumie to nawet malo spotykane zeby kobieta o siebie tak dbala patrzac na to jak idziesz ulica. Moim zdaniem musisz pokochac siebie. Ta dziewczyna jest szarą myszka ale ma charakter ktory przyciaga. A Ty mozesz byc kolorowym ptakiem ktory przyciaga charakterem i wygladem.
Przyznam ze sama mam z tym problem i bardzo bym chciala byc pewniejsza siebie.
Właśnie to mnie bodło, że sama w sobie czuję, że mój charakter nie przyciąga. Takie było zdanie mojego ex o mnie, myślę, że on zasiał we mnie niepewność i ją pielęgnował. A patrząc na nich to jestem pewna, że ona go przyciągnęła własnie tym swoim charakterem. Widzę u nich prawdziwą miłość - dobrze. Może kiedyś mnie ktoś pokocha taką jaka jestem.
Karina.Julia.8 niepewność siebie i brak poczucia wartości to ciężki temat do przerobienia sam w sobie, a dokładając do tego nasz porozstaniowy stan może to urosnąć do rangi dużego problemu. Widziałam twój wpis w innym dziale odnośnie niskiego poczucia wartości, zachowania wśród znajomych i postrzegania samej siebie i swojego charakteru. Jakbyś przy okazji opisywania siebie opisała i mnie Też jestem ambitna, cholernie samokrytyczna i ciężko znosiłam porażki. Ale od kilku lat systematycznie nad tym pracuję. Grunt to wyłączyć myślenie o tym jak widzą nas inni. Wybaczać błędy samej sobie i nauczyć się śmiać z samej siebie. Fajnie brzmi w teorii
a dla perfekcjonistów i samowymagaczy to ciężka i żmudna praca.
Myślę, że ta dziewczyna, którą opisujesz jako szarą myszkę sama o sobie tak nie myśli. Ma brudne buty i się tym nie przejmuje, "dobra adidaski w paski ubłocone, ale lecę na imprezkę ze znajomymi". Ona nie narzuca sobie wewnętrznego rygoru idealności, stąd w niej więcej luzu i może tym przyciągać.
Sama po swojej autoanalizie wiem, że przejmowanie się zbędnie tym jak odbiera nas otoczenie potrafi przytłoczyć. Ale jak już człowiek nauczy się wrzucać na luz, coż za komfort! Po rozstaniu mam potrzaskaną pewność siebie i poczucie wartości, o czym już pisałam i teraz jakby na nowo muszę uczyć się wyrozumiałości sama dla siebie, pogłaskać to moje poturbowane wnętrze. Wierzę że się uda.
861 2017-06-16 16:35:32 Ostatnio edytowany przez Edyszka (2017-06-16 16:37:20)
Edyszka napisał/a:Te 3 osoby o których opowiadałam,to byli moi znajomi,a nawet tę relację nazywaliśmy przyjaźnią,no i tak jak w przyjaźni bywa kiedy któreś z nich było w potrzebie,to zawsze mogli na mnie liczyć.Po moim rozstaniu mam wrażenie,że każdy z nich wiedział w jakim będę stanie więc odsunęli się,żeby w tym nie uczestniczyć.Ich pomoc,to tekst ZNAJDZIESZ KOGOŚ INNEGO i sms po dwóch tygodniach o treści NADAL ŹLE?Kiedy okazało się,że nadal to dalej panowała cisza z ich strony.Ja nie oczekiwałam od nich niańczenia,bo nawet bym się z tym źle czuła,ale myślałam że na jakieś wsparcie mogę liczyć,a okazało się że nie.Jak po kilku dniach od rozstania było ze mną bardzo źle i napisałam smsa do jednej z tych osób,to reakcji zwrotnej nie było.Nie odpisała mi ta osoba.Teraz zaczynają się stopniowo do mnie odzywać,bo myślą że już po półtora miesiąca najgorsze minęło i można dalej się ze mną "przyjaźnić".Nie,nie można.Nie uznaję takich przyjaźni.
I co tu mogłabym dodać, sama wiesz jak jest i niestety łatwiej spotkać ludzi, którzy nazwą znajomość przyjaźnią, kiedy są w potrzebie, a trudniej poznać tych, którzy okażą się przyjaciółmi, gdy Tobie potrzebne jest wsparcie.
Dziwi mnie ich reakcja, ponieważ sama określiłaś, że nie jesteś osobą, którą trzeba niańczyć. Mnie przyjaciele niańczyli po rozstaniu, bo wchodząc w drugi miesiąc złapałam takiego doła, że wymagałam opieki. Nie powiem Ci, że nie warto pomagać ludziom, bo warto. Ale zauważ, że Ty otoczyłaś się takimi osobami, które tylko brały nic nie dając w zamian. Zarówno Twój ex jak i "przyjaciele". Może tutaj gdzieś tkwi problem? Może za dużo dajesz z siebie a zbyt mało wymagasz od innych?
Edyszka a jak się trzymasz? Rozluźnia się napięcie/stres, mija ból? Jakbyś miała określić to ile dni w tygodniu jest znośnych a ile tych beznadziejnych?
Ludziom łatwiej i przyjemniej utrzymywać kontakt z kimś kto jest żartobliwy,wesoły i na luzie,niż z osobą w rozpaczy.Dlatego czasem ludzie odsuwają się od kogoś kto przechodzi trudny czas.Nie bez powodu powstało powiedzenie,że prawdziwych przyjaciół poznajemy w biedzie.Tak,ostatnie wydarzenia,zarówno z byłym,jak i "przyjaciółmi" pokazały mi,że coś źle wychodzę na relacjach międzyludzkich.Tu pasuje kolejne powiedzenie - Jak masz miękkie serce,to musisz mieć twardą dupę.Co do twojego pytania,to wiadomo że nie jest wesoło,te stany mieszają się,ale gdybym na chwilę obecną miała powiedzieć co mi najbardziej dolega,to powiedziałabym,że moje ciało.Stresy,nerwy itp.przeszły z głowy na ciało i mam różne dolegliwości,np.nerwobóle.Muszę wrócić do ćwiczeń lada dzień,to może rozładuję to napięcie.Póki co staram się każdego dnia "wyprowadzić się na spacer".
Karina czemu nie umalowac sie czy tez nie miec swietnej fryzury? Taka jestes. Nie ma w tym nic zlego, w sumie to nawet malo spotykane zeby kobieta o siebie tak dbala patrzac na to jak idziesz ulica. Moim zdaniem musisz pokochac siebie. Ta dziewczyna jest szarą myszka ale ma charakter ktory przyciaga. A Ty mozesz byc kolorowym ptakiem ktory przyciaga charakterem i wygladem.
Przyznam ze sama mam z tym problem i bardzo bym chciala byc pewniejsza siebie.
Oczywiście,że nie ma w tym nic złego.Kobieta powinna dbać o siebie,ale jeśli ktoś czuje za bardzo presję bycia idealnym,to go to gubi i pozbawia dystansu do siebie.Dlatego zaproponowałam,żeby Karina przełamała się i czasem wyszła do ludzi bez makijażu.Taka praca nad sobą drobnymi kroczkami,żeby przekonywać się,że można być fajną osobą nie zawsze wyglądając i będąc na tip top idealną.Jeżeli chcemy coś w sobie zmienić,nad czymś popracować,to każda taka praca polega na przełamywaniu swoich barier.
Myślę, że ta dziewczyna, którą opisujesz jako szarą myszkę sama o sobie tak nie myśli. Ma brudne buty i się tym nie przejmuje, "dobra adidaski w paski ubłocone, ale lecę na imprezkę ze znajomymi". Ona nie narzuca sobie wewnętrznego rygoru idealności, stąd w niej więcej luzu i może tym przyciągać.
Sama po swojej autoanalizie wiem, że przejmowanie się zbędnie tym jak odbiera nas otoczenie potrafi przytłoczyć
O tym właśnie pisałam.I wszystko sprowadza się do dystansu.
Karina.Julia.8 niepewność siebie i brak poczucia wartości to ciężki temat do przerobienia sam w sobie, a dokładając do tego nasz porozstaniowy stan może to urosnąć do rangi dużego problemu. Widziałam twój wpis w innym dziale odnośnie niskiego poczucia wartości, zachowania wśród znajomych i postrzegania samej siebie i swojego charakteru. Jakbyś przy okazji opisywania siebie opisała i mnie
Też jestem ambitna, cholernie samokrytyczna i ciężko znosiłam porażki. Ale od kilku lat systematycznie nad tym pracuję. Grunt to wyłączyć myślenie o tym jak widzą nas inni. Wybaczać błędy samej sobie i nauczyć się śmiać z samej siebie. Fajnie brzmi w teorii
a dla perfekcjonistów i samowymagaczy to ciężka i żmudna praca.
Myślę, że ta dziewczyna, którą opisujesz jako szarą myszkę sama o sobie tak nie myśli. Ma brudne buty i się tym nie przejmuje, "dobra adidaski w paski ubłocone, ale lecę na imprezkę ze znajomymi". Ona nie narzuca sobie wewnętrznego rygoru idealności, stąd w niej więcej luzu i może tym przyciągać.
Sama po swojej autoanalizie wiem, że przejmowanie się zbędnie tym jak odbiera nas otoczenie potrafi przytłoczyć. Ale jak już człowiek nauczy się wrzucać na luz, coż za komfort!Po rozstaniu mam potrzaskaną pewność siebie i poczucie wartości, o czym już pisałam i teraz jakby na nowo muszę uczyć się wyrozumiałości sama dla siebie, pogłaskać to moje poturbowane wnętrze. Wierzę że się uda.
qaqa: z moich obserwacji wynika, że dużo kobiet, tych bardzo ładnych ma problemy z niską samooceną. Muszę do tego dodać, że ja nie lubię porażek, tzn. jestem osobą ambitną i bardzo upartą w działaniu. Na polu zawodowym jest to niewątpliwie atut. Zajmuję wysokie stanowisko w firmie, zarządzam dużą grupą ludzi, jednak nie potrafię zarządzać własnym życiem. Prywatnie nie czuję się ani zrealizowana, ani spełniona a tym bardziej wartościowa. Nowa dziewczyna mojego exa stała się chyba dla mnie porażką. Jest moim przeciwieństwem co sprowadzam do systemu 0-1, tj:
atrakcyjność: ja 1 ona 0
osobowość: ja 0 ona 1
ostateczny rozrachunek: ja 0 ona 1. Przyjmując, że wygląd nie ma znaczenia, a liczy się osobowość to cała energia, którą włożyłam w to, aby być atrakcyjną poszła na marne a moja osobowość jest do niczego... Tak to właśnie prezentuje się w mojej głowie.
Z drugiej strony porównuje do swojej sytuacji wpisy @Edyszki, która niewątpliwie jest osobą bardziej wyrozumiałą i tolerancyjną ode mnie (a to właśnie mogłabym sobie zarzucić w kwestii mojego związku z ex. Nie byłam wyrozumiała, raczej zaborcza i wojująca). Niemniej, mimo cudownego i wyrozumiałego charakteru Edyszki i jej starań o związek wszystko się rozsypało. Chyba nie ma złotego środka, ani jednoznacznej odpowiedzi dlaczego... Do tanga trzeba dwojga i w zasadzie w każdym omawianym przypadku część (lub spora część) winy za rozpad związku spada na byłego partnera. Dzisiejszy mój wniosek jest taki: bez sensu jest grzebać paluchem w przeszłości i porównywać się do nowej dziewczyny. Po pierwsze mam za mało odnośników, aby zrobić porównanie. I jakoś nie wierzę w istnienie ludzi idealnych. Na pewno nie jest tak, że we wszystkim jestem gorsza od niej. Po drugie: czemu to porównanie miałoby służyć? Nie chcę być taka jak ona - wolę widzieć siebie jako kobietę z klasą niż imprezową dziewczynkę.
P.S. można zauważyć w moich wpisach wahania mojego nastroju, zwłaszcza w kwestii postrzegania siebie. Zobaczcie dziewczyny, że jest to ściśle związane z występowaniem w moim najbliższym otoczeniu exa. Dwa dni jego nieobecności i zaczynam wracać do siebie. Ciekawa jestem czy częstotliwość tych spotkań z nim ( i jego nową) jest czymś co on inicjuje. @qaqa nie wiem ile moich postów czytałaś, ale wcześniej pisałam, że zawsze pokazuje się jemu jako osoba zadowolona, która nie cierpi po rozstaniu (duma nie pozwala mi pokazać jemu mojego bólu). Być może i on ma ochotę zaprezentować się w świetle "spełnienia i radości", dlatego tak często ich widuję.
Jednego jestem pewna: pracować nad sobą muszę i to intensywnie, aby to jego szczęście nie raziło mnie po oczach.
Ludziom łatwiej i przyjemniej utrzymywać kontakt z kimś kto jest żartobliwy,wesoły i na luzie,niż z osobą w rozpaczy.Dlatego czasem ludzie odsuwają się od kogoś kto przechodzi trudny czas.Nie bez powodu powstało powiedzenie,że prawdziwych przyjaciół poznajemy w biedzie.Tak,ostatnie wydarzenia,zarówno z byłym,jak i "przyjaciółmi" pokazały mi,że coś źle wychodzę na relacjach międzyludzkich.Tu pasuje kolejne powiedzenie - Jak masz miękkie serce,to musisz mieć twardą dupę.Co do twojego pytania,to wiadomo że nie jest wesoło,te stany mieszają się,ale gdybym na chwilę obecną miała powiedzieć co mi najbardziej dolega,to powiedziałabym,że moje ciało.Stresy,nerwy itp.przeszły z głowy na ciało i mam różne dolegliwości,np.nerwobóle.Muszę wrócić do ćwiczeń lada dzień,to może rozładuję to napięcie.Póki co staram się każdego dnia "wyprowadzić się na spacer".
Edyszka co do dolegliwości fizycznych to akurat mogę pomóc. Suplementuj magnez z wit B i potas. To pomoże w walce z objawami stresu, bo akurat etap w którym się znajdujesz jest pod znakiem permanentnego stresu. Z ćwiczeń polecam Ci przede wszystkim bieganie, boks, lub coś równie intensywnego. Odradzam natomiast na tym etapie jogę (i tu pewnie posypie się gro krytyki pod moim adresem). Dlaczego odradzam jogę a proponuję np. bieganie? Bo musisz w jakiś sposób wyładować stres, który w Tobie tkwi. Długotrwałe działanie kortyzolu i adrenaliny wpływa bardzo negatywnie na układ nerwowy, wytrąca z organizmu magnez i może doprowadzić do nadtlenienia ( co wiąże się z zachwianiem równowagi wapnia w organizmie) konsekwencjami tego są np.: zaburzenia snu, rozdrażnienie, napięcia mięśniowe, arytmia serca. Joga (zwłaszcza klasyczna) to ćwiczenia głównie rozciągające, gdzie mięśnie są mocno napięte. Owszem pozwala się wyciszyć, ale jest dobrą alternatywą na to co czeka Cię później, teraz trzeba ten stres wyszaleć, wyładować, wyrzucić z siebie.
Jeśli chodzi o relacje międzyludzkie to jak jest u Ciebie ze stawianiem granic? Uważasz się za osobę asertywną (zwłaszcza w stosunku do najbliższych)? Potrafisz wymagać od innych?
Eiko napisał/a:Karina czemu nie umalowac sie czy tez nie miec swietnej fryzury? Taka jestes. Nie ma w tym nic zlego, w sumie to nawet malo spotykane zeby kobieta o siebie tak dbala patrzac na to jak idziesz ulica. Moim zdaniem musisz pokochac siebie. Ta dziewczyna jest szarą myszka ale ma charakter ktory przyciaga. A Ty mozesz byc kolorowym ptakiem ktory przyciaga charakterem i wygladem.
Przyznam ze sama mam z tym problem i bardzo bym chciala byc pewniejsza siebie.Oczywiście,że nie ma w tym nic złego.Kobieta powinna dbać o siebie,ale jeśli ktoś czuje za bardzo presję bycia idealnym,to go to gubi i pozbawia dystansu do siebie.Dlatego zaproponowałam,żeby Karina przełamała się i czasem wyszła do ludzi bez makijażu.Taka praca nad sobą drobnymi kroczkami,żeby przekonywać się,że można być fajną osobą nie zawsze wyglądając i będąc na tip top idealną.Jeżeli chcemy coś w sobie zmienić,nad czymś popracować,to każda taka praca polega na przełamywaniu swoich barier.
Przełamałam barierę i rano wyszłam do piekarni bez make-upu. Pani ekspedientka zapytała się mnie czy nie jestem chora
Trochę mną to zatrząsło, ale w domu pokładałam się ze śmiechu opowiadając poranne zdarzenie swojej siostrze.
(...) Po rozstaniu mam potrzaskaną pewność siebie i poczucie wartości, o czym już pisałam i teraz jakby na nowo muszę uczyć się wyrozumiałości sama dla siebie, pogłaskać to moje poturbowane wnętrze. Wierzę że się uda.
@qaqa jak myślisz co jest powodem Twojego "potrzaskanego poczucia wartości" ? Wiesz, ja przeżyłam nie jedno rozstanie i tylko przy tym ostatnim moja samoocena wpadła do grobu. Myślę, że jest to sprawka mojego toksycznego exa. A u Ciebie? Co konkretnie się wydarzyło? Sam fakt odejścia partnera tak Cię osłabił?
qaqa: z moich obserwacji wynika, że dużo kobiet, tych bardzo ładnych ma problemy z niską samooceną. Muszę do tego dodać, że ja nie lubię porażek, tzn. jestem osobą ambitną i bardzo upartą w działaniu. Na polu zawodowym jest to niewątpliwie atut. Zajmuję wysokie stanowisko w firmie, zarządzam dużą grupą ludzi, jednak nie potrafię zarządzać własnym życiem. Prywatnie nie czuję się ani zrealizowana, ani spełniona a tym bardziej wartościowa. Nowa dziewczyna mojego exa stała się chyba dla mnie porażką. Jest moim przeciwieństwem co sprowadzam do systemu 0-1, tj:
atrakcyjność: ja 1 ona 0
osobowość: ja 0 ona 1
ostateczny rozrachunek: ja 0 ona 1. Przyjmując, że wygląd nie ma znaczenia, a liczy się osobowość to cała energia, którą włożyłam w to, aby być atrakcyjną poszła na marne a moja osobowość jest do niczego... Tak to właśnie prezentuje się w mojej głowie.
Z drugiej strony porównuje do swojej sytuacji wpisy @Edyszki, która niewątpliwie jest osobą bardziej wyrozumiałą i tolerancyjną ode mnie (a to właśnie mogłabym sobie zarzucić w kwestii mojego związku z ex. Nie byłam wyrozumiała, raczej zaborcza i wojująca). Niemniej, mimo cudownego i wyrozumiałego charakteru Edyszki i jej starań o związek wszystko się rozsypało. Chyba nie ma złotego środka, ani jednoznacznej odpowiedzi dlaczego... Do tanga trzeba dwojga i w zasadzie w każdym omawianym przypadku część (lub spora część) winy za rozpad związku spada na byłego partnera. Dzisiejszy mój wniosek jest taki: bez sensu jest grzebać paluchem w przeszłości i porównywać się do nowej dziewczyny. Po pierwsze mam za mało odnośników, aby zrobić porównanie. I jakoś nie wierzę w istnienie ludzi idealnych. Na pewno nie jest tak, że we wszystkim jestem gorsza od niej. Po drugie: czemu to porównanie miałoby służyć? Nie chcę być taka jak ona - wolę widzieć siebie jako kobietę z klasą niż imprezową dziewczynkę.P.S. można zauważyć w moich wpisach wahania mojego nastroju, zwłaszcza w kwestii postrzegania siebie. Zobaczcie dziewczyny, że jest to ściśle związane z występowaniem w moim najbliższym otoczeniu exa. Dwa dni jego nieobecności i zaczynam wracać do siebie. Ciekawa jestem czy częstotliwość tych spotkań z nim ( i jego nową) jest czymś co on inicjuje. @qaqa nie wiem ile moich postów czytałaś, ale wcześniej pisałam, że zawsze pokazuje się jemu jako osoba zadowolona, która nie cierpi po rozstaniu (duma nie pozwala mi pokazać jemu mojego bólu). Być może i on ma ochotę zaprezentować się w świetle "spełnienia i radości", dlatego tak często ich widuję.
Jednego jestem pewna: pracować nad sobą muszę i to intensywnie, aby to jego szczęście nie raziło mnie po oczach.
Ty wiesz,że dużo kobiet,które osiągnęły spory sukces na płaszczyźnie zawodowej swojego życia mają problem w życiu prywatnym...Ciekawe od czego to zależy,co jest tego przyczyną.Ps.Zauważyłam,że ty taka wojowniczka jesteś Ja staram się w związku zawsze do drugiej osoby podchodzić ugodowo,psychologicznie a ty walczyłaś choćby krzykiem,ale aby uzyskać to co ci się od faceta należało,czyli w twoim przypadku szacunek
Prawda jest taka,że jeśli nie trafimy na odpowiednią osobę,a na dodatek tej osobie można sporo zarzucić pod względem zachowania,to czy będziemy waleczne,czy ugodowe,to i tak się nie uda.
Edyszka napisał/a:Eiko napisał/a:Karina czemu nie umalowac sie czy tez nie miec swietnej fryzury? Taka jestes. Nie ma w tym nic zlego, w sumie to nawet malo spotykane zeby kobieta o siebie tak dbala patrzac na to jak idziesz ulica. Moim zdaniem musisz pokochac siebie. Ta dziewczyna jest szarą myszka ale ma charakter ktory przyciaga. A Ty mozesz byc kolorowym ptakiem ktory przyciaga charakterem i wygladem.
Przyznam ze sama mam z tym problem i bardzo bym chciala byc pewniejsza siebie.Oczywiście,że nie ma w tym nic złego.Kobieta powinna dbać o siebie,ale jeśli ktoś czuje za bardzo presję bycia idealnym,to go to gubi i pozbawia dystansu do siebie.Dlatego zaproponowałam,żeby Karina przełamała się i czasem wyszła do ludzi bez makijażu.Taka praca nad sobą drobnymi kroczkami,żeby przekonywać się,że można być fajną osobą nie zawsze wyglądając i będąc na tip top idealną.Jeżeli chcemy coś w sobie zmienić,nad czymś popracować,to każda taka praca polega na przełamywaniu swoich barier.
Przełamałam barierę i rano wyszłam do piekarni bez make-upu. Pani ekspedientka zapytała się mnie czy nie jestem chora
![]()
Trochę mną to zatrząsło, ale w domu pokładałam się ze śmiechu opowiadając poranne zdarzenie swojej siostrze.
Wiesz co?Miałam ci wczoraj napisać,żebyś się nie zdziwiła jeśli na początku niektórzy ludzie będą cię pytać czy nie jesteś chora,ale zrezygnowałam z tego żeby cię nie zniechęcić do wyjścia bez makijażu No cóż,większość z nas bez makijażu wygląda mniej wyraźnie więc to oczywiste że jak ktoś nas w takim stanie widzi pierwszy raz,to możemy się kojarzyć jako co najmniej lekko przeziębione
Edyszka napisał/a:Ludziom łatwiej i przyjemniej utrzymywać kontakt z kimś kto jest żartobliwy,wesoły i na luzie,niż z osobą w rozpaczy.Dlatego czasem ludzie odsuwają się od kogoś kto przechodzi trudny czas.Nie bez powodu powstało powiedzenie,że prawdziwych przyjaciół poznajemy w biedzie.Tak,ostatnie wydarzenia,zarówno z byłym,jak i "przyjaciółmi" pokazały mi,że coś źle wychodzę na relacjach międzyludzkich.Tu pasuje kolejne powiedzenie - Jak masz miękkie serce,to musisz mieć twardą dupę.Co do twojego pytania,to wiadomo że nie jest wesoło,te stany mieszają się,ale gdybym na chwilę obecną miała powiedzieć co mi najbardziej dolega,to powiedziałabym,że moje ciało.Stresy,nerwy itp.przeszły z głowy na ciało i mam różne dolegliwości,np.nerwobóle.Muszę wrócić do ćwiczeń lada dzień,to może rozładuję to napięcie.Póki co staram się każdego dnia "wyprowadzić się na spacer".
Edyszka co do dolegliwości fizycznych to akurat mogę pomóc. Suplementuj magnez z wit B i potas. To pomoże w walce z objawami stresu, bo akurat etap w którym się znajdujesz jest pod znakiem permanentnego stresu. Z ćwiczeń polecam Ci przede wszystkim bieganie, boks, lub coś równie intensywnego. Odradzam natomiast na tym etapie jogę (i tu pewnie posypie się gro krytyki pod moim adresem). Dlaczego odradzam jogę a proponuję np. bieganie? Bo musisz w jakiś sposób wyładować stres, który w Tobie tkwi. Długotrwałe działanie kortyzolu i adrenaliny wpływa bardzo negatywnie na układ nerwowy, wytrąca z organizmu magnez i może doprowadzić do nadtlenienia ( co wiąże się z zachwianiem równowagi wapnia w organizmie) konsekwencjami tego są np.: zaburzenia snu, rozdrażnienie, napięcia mięśniowe, arytmia serca. Joga (zwłaszcza klasyczna) to ćwiczenia głównie rozciągające, gdzie mięśnie są mocno napięte. Owszem pozwala się wyciszyć, ale jest dobrą alternatywą na to co czeka Cię później, teraz trzeba ten stres wyszaleć, wyładować, wyrzucić z siebie.
Jeśli chodzi o relacje międzyludzkie to jak jest u Ciebie ze stawianiem granic? Uważasz się za osobę asertywną (zwłaszcza w stosunku do najbliższych)? Potrafisz wymagać od innych?
Dobrze,że mi o tym napisałaś,bo moje ćwiczenia co prawda nie są typową jogą,ale z elementami jogi więc dzięki tobie wiem,że póki co lepiej postawić na bieganie.A kiedy można wrócić do ćwiczeń?Co do twojego pytania,to nie jestem osobą która nie ma swojego zdania i pozwala sobie wejść na głowę,ale w miłości,przyjaźni itp.dużo z siebie daję i muszę na to zwrócić uwagę,kontrolować to,bo ludzie szybko przyzwyczajają się do dobrego i pewnie zostaję zaszufladkowana jako ktoś od kogo można brać,brać i brać.
@Edyszka co do ćwiczeń to wpierw musiałabyś mi opisać dolegliwości fizyczne. Suplementację magnezu + WitB6 , potasu i najlepiej jeszcze Wit d zacznij natychmiast. Długo trwa uzupełnienie magnezu więc musisz być cierpliwa i systematyczna.
Bieganie czy sporty "męczące" stosuj zawsze w momentach silnego stresu. Najlepiej gdy czujesz napięcia w mięśniach. Nie zdziwi mnie też że podczas stresu będziesz miała dużo lepsze osiągi- tak działa adrenalina. Im szybciej zredukujesz stres tym lepiej dla Ciebie. Poza niekorzystnym wpływem na zdrowie stres niszczy nasz wygląd. Ja w 2 i 3 miesiącu po rozstaniu wyglądałam 10 lat starzej. Włosy mi wypadaly w dużych ilościach, paznokcie się połamaly i cera była blada i ziemista + widoczne zmarszczki!! Teraz jest już lepiej. Ćwiczenia z jogi możesz stosować gdy poczujesz ulgę w mięśniach, ale na miesiąc radzę Ci unikać forsowania (intensywnego rozciągania) ponieważ przy napieciach mogą pojawić się bolesne skurcze.
@Edyszka w kwestii osobowości: Tak, jestem wojowniczką. Ja mam określone wymagania wobec partnera (nic nadzwyczajnego: szacunek, wierność, wsparcie), tego wymagam i o to walczę. Nigdy nie uganiam się za facetem. Exa też nie przepraszałam jeśli uważałam że jego zachowanie było powodem kłótni.
Ludziom trzeba jasno postawić granice a najlepszym sprawdzianem na asertywność jest grono najbliższych. Ja nie należę do osób wyrozumialych, pewnie jestem za mało empatyczna. Wpierw jednak wymagam od siebie ale partner też musi być fair wobec mnie. I też mam tą swoją dumę, która nie pozwala mi pokazać się przed exem jako słabą i płaczącą. Nigdy nikogo na siłę nie trzymałam, mam swoje zasady i jestem im wierna.
qaqa napisał/a:(...) Po rozstaniu mam potrzaskaną pewność siebie i poczucie wartości, o czym już pisałam i teraz jakby na nowo muszę uczyć się wyrozumiałości sama dla siebie, pogłaskać to moje poturbowane wnętrze. Wierzę że się uda.
@qaqa jak myślisz co jest powodem Twojego "potrzaskanego poczucia wartości" ? Wiesz, ja przeżyłam nie jedno rozstanie i tylko przy tym ostatnim moja samoocena wpadła do grobu. Myślę, że jest to sprawka mojego toksycznego exa. A u Ciebie? Co konkretnie się wydarzyło? Sam fakt odejścia partnera tak Cię osłabił?
Hmm, myślę, że potrzaskane poczucie wartości bierze się z tego że to był pierwszy związek, to ja zostałam porzucona, z całą litanią swoich wad. Dorastałam razem z tym chłopakiem i chyba naturalną koleją rzeczy było, że budowanie mojego obrazu jako samej siebie w życiu trwało z jego udziałem. Ważne było dla mnie jak wyglądam w jego oczach. Po tym co usłyszałam na koniec ciężko mi się doprowadzić do porządku. Jak czasami głośno zastanawiam się jak mam teraz żyć i słyszę, "żyj jak przed związkiem, wtedy też byłaś sobą" to myślę sobie "aha, jasne". Ostatnio byłam sama mając 18 lat, a później kształtowanie mnie jako młodej kobiety odbywało się z jego udziałem przez wiele lat. Teraz gdy go zabrakło jest po prostu dziwnie, źle, nie tak jak miało być.
Chyba faktycznie samo odejście mnie tak osłabiło. To jest dłuższa historia, sięgająca tak jak w wielu innych przypadkach do dzieciństwa. Od dziecka byłam ambitna i źle znosiłam niepowodzenia. Moja rodzina nie była idealną rodzinką z obrazka, ale było u nas dużo miłości i wsparcia, do tej porty każdy za każdym staje murem, a jak dzieje się coś złego to bronimy się stadem Ale tutaj wchodzi chyba na scenę relacja z ojcem, zawsze miałam wrażenie, że bardziej kocha moją młodszą siostrę, a ja muszę załużyć na jego uwagę. Jestem typem myśliciela i lubię obserwować ludzi. Swoje zachowania rozgryzłam jeszcze przed końcem związku i juz od kilku lat starałam się nad tym pracować. Musiałam zdać sobie sprawę, że nie zawsze trzeba być idealnym i robić wszystko najlepiej, złapałam więcej luzu, pozwalałam sobie na błędy i jak zrobiłam coś głupiego to sama śmiałam się z tego najgłośniej. Starałam się pracować nad swoim poczuciem wartości. Mam masę kompleksów i obaw, ale staralam się je oswoić i nie doszukiwać się coraz to lepszych nowości. Tak jak Ty w ludziach szukam zawsze dobrych rzeczy. Mam nawet swoją zabawę - jak chodzę ulicą to lubię szukać w mijanych osobach czegoś co mi się podoba. Nie na zasadzie "ona ma ładniejsze nogi", tylko "ale ta dziewczyna ma ładne nogi". Jestem ufną osobą i nie zakładam u nikogo złych intencji. Niestety tutaj można się przejechać i już nie raz mnie to spotkało. Inne osoby często oceniają mnie że jestem za dojrzała na swój wiek, słyszałam to od dziecka. Ale jestem też postrzegana wśród znajomych jako śmieszek heheszek, pomagacz do kwadratu, raczej taka pozytywna osoba.
A teraz szkoda pisać. Nie wiem gdzie podziałam się dawna ja. Chyba z tego poczucia, że od pewnego czasu nie pasuje mu jako partnerka, przez te próby dopasowania się, ratowania straciłam to swoje poczucie wartości. Pomimo, że gdzieś tam w środku wiem jaka jestem, znam swoje zalety i wady, to nie umiem pomyśleć o sobie dobrze. Zafiksowałam się na poczuciu winy i swoich wadach i ni cholery do przodu nie ruszam. Koniec wywodu o mnie
Karina, przeczytałam wszystkie twoje posty. Bardzo szybko się zbierasz i tak i tak, pomimo całych wahań postrzegania siebie. Podziwiam zwłaszcza zachowanie w przypadku tego, że widujesz eksa i na dodatek z jego nową dziewczyną. Ja to bym popłynęła krętymi rurami kanalizacji aż do Atlantyku. Porównywanie się do tej dziewczyny jest naturalne i sama też to będę pewnie robić jak kiedyś dotrze do mnie kto i co (bo póki co nie śledzę i nie chce wiedzieć, bo bym się dobiła). Jedyne co mi się wydaję, to to, że porównywanie się nie ma sensu, z drugiej strony jest zupełnie naturalne. Ale nie ma co tego przeprowadzać w systemie 0-1. Oceniłaś swój wygląd na 1, a osobowość na 0. To chyba nie tak. Wygląd - inny, osobowość - inna. Tak jak napisała Edyszka, kobiety które odnoszą sukcesy w pracy, często nie mają udanego życia prywatnego. Też jestem tego przykładem i nadal myślę skąd to się bierze, bo ciężko nie dostrzec tej prawidłowości. Karina, piszesz bardzo dojrzale, widać że masz dużą samoświadomość. Pisałaś o braku realizacji i spełnienia w życiu prywatnym. O tym że twoja osobowość jest do niczego. Czuję teraz to samo, chociaż wiem że obiektywnie to nie jest prawda, ani w moim ani w Twoim przypadku. Jesteśmy teraz poturbowane, ale nasze osobowości nadal są piękne. Ok, nie wyszło nam w związkach, ale to nie znaczy, że nie mamy nic do zaoferowania innym osobom, że z naszymi osobowościami jest coś nie tak. Może to wszystko miało nam pokazać, że nad czymś trzeba faktycznie popracować. Ale tak w swoim wnętrzu. Nie mieć większych sukcesów, być bardziej atrakcyjną, tylko w jakiś sposób (bo jeszcze nie wiem w jaki ) osiągnąć to spełnienie w środku siebie, z tym swoim wewnętrznym ja, a nie tym jakie jesteśmy na zewnątrz.
Hej Dziewczyny
Przeczytałam wątek od deski do deski i postanowiłam, że czas ma to abym i ja coś naskrobała. Moja sytuacja jest ciut inna od opisywanych przez Was, ale łączy nas jedno - ból rozstania....
Może zacznę od tego, że mam już na swoim koncie 31 wiosen i rozwód ...( ale to już zamknięty rozdział. Odbył się 5 lat temu po zaledwie rocznym małżeństwie. Po wszystkim były jeszcze roczne próby ratowania, terapia itp dało mi to pewność, że nic z tego nie będzie. Dość długo dochodziłam do siebie, legł mi w gruzach światopogląd na trwałość małżeństwa, a w mojej rodzinie był to pierwszy rozwód. Zaczęłam mocną pracę nad sobą pod okiem psychologa. Dodam że to ja złożyłam pozew o rozwód. Porem było kilka rożnych znajomosci. Ogólnie ciążyła nade mną klątwa byłych - co z którymś facetem zaczynało się robić poważniej uaktywniały się jego była dziewczyna i przywoływała go do siebie ... aż w końcu spotkałam tego, który o dziwo miał prawie wszystkie cechy, których u faceta szukałam .. poznaliśmy się na sesji zdjęciowej. Dawno nikt tak szybko nie zrobił na mnie tak dobrego wrażenia. Po małym śledztwie okazało się, że jest w długoletnim związku dlatego nic miedzy nami się nie wydarzyło. Minęło poł roku. Jakież było moje zdziwienie gdy któregoś dnia zobaczyłam że to właśnie on dodał mnie do swoich ulubionych profilu na jednym z portali randkowych. Zaczęliśmy rozmawiać. Codziennie, przez długie długie godziny ... potem było spotkanie jedno, drugie kolejne. Wiedziałam że 2 miesiące wcześniej rozstał się z dziewczyną po 7 letnim związku. Bałam się tego, bałam się ze była znów wróci ... znał moje doświadczenia mówił ze nie wyobraża sobie zawrócić w głowie nowej dziewczynie dopóki nie ma się zamkniętych swoich spraw. Wszystko szło błyskawicznie. Ja niczego nie przyśpieszałam. Szybko wspólne weekendy i szczoteczka i ciuchy w szafie stały się rzeczywistością. Było jak w bajce, podobne spojrzenie na świat ludzi hobby. Codziennie kilkadziesiąt smsow. Wpadłam po uszy. Potem wesele z mojej strony i jego decyzja, że chce mnie przedstawić rodzinie... pytałam czy to aby nie za szybko. Twierdził ze nie i nagle krach.. czuje się zagubiony, nie wie co czyje boi się, czuje sie pusty i niezdolny do zaangażowania... długie rozmowy - zrozumienie z mojej strony.. ale jednak pojechaliśmy do rodziny, bo powiedział ze mu na tym zależy. Wspaniały weekend, mili ludzie - super. I po tyg kolejne watpliwości ... i za chwile rozmowa ze musimy się rozstać. Że on nie wie co czuje, że nie chce teraz z nikim być. Że nie przepracował dostatecznie poprzedniego związku i nie umie w pełni wejść w nowy... i zderzyłam się z betonem. Mnóstwo planów, słów ze traktujemy sie poważnie poszło w cholerę i kolejny raz rozpadłam się na kawałki. Od ponad tyg milczy, a ja przechodzę huśtawki nastrojów i ciągle wierze, ze czas zrobi swoje. Że się ogarnie, zatęskni i Że to nie koniec naszej historii - naiwne to z mojej strony ?
Pozdrawiam wszystkie silne kobietki!
@Edyszka co do ćwiczeń to wpierw musiałabyś mi opisać dolegliwości fizyczne. Suplementację magnezu + WitB6 , potasu i najlepiej jeszcze Wit d zacznij natychmiast. Długo trwa uzupełnienie magnezu więc musisz być cierpliwa i systematyczna.
Bieganie czy sporty "męczące" stosuj zawsze w momentach silnego stresu. Najlepiej gdy czujesz napięcia w mięśniach. Nie zdziwi mnie też że podczas stresu będziesz miała dużo lepsze osiągi- tak działa adrenalina. Im szybciej zredukujesz stres tym lepiej dla Ciebie. Poza niekorzystnym wpływem na zdrowie stres niszczy nasz wygląd. Ja w 2 i 3 miesiącu po rozstaniu wyglądałam 10 lat starzej. Włosy mi wypadaly w dużych ilościach, paznokcie się połamaly i cera była blada i ziemista + widoczne zmarszczki!! Teraz jest już lepiej. Ćwiczenia z jogi możesz stosować gdy poczujesz ulgę w mięśniach, ale na miesiąc radzę Ci unikać forsowania (intensywnego rozciągania) ponieważ przy napieciach mogą pojawić się bolesne skurcze.
Dzięki,tak zrobię.Co do wyglądu,to u mnie stres też na wyglądzie się odbił.Co prawda nie wypadają mi włosy garściami i nie łamią mi się paznokcie(póki co),ale po mojej cerze(blada,ziemista,sucha)widać,że daleko mi do człowieka zrelaksowanego.Choć wydaje mi się,że moja twarz i tak wygląda trochę lepiej niż na początku,kiedy byłam w fazie szoku,że związek się skończył.Wtedy do tego wszystkiego jeszcze miałam takie sińce wokół oczu,że nawet nos u góry był lekko siny.Na chwilę obecną też je mam,ale mniejsze.
@Edyszka w kwestii osobowości: Tak, jestem wojowniczką. Ja mam określone wymagania wobec partnera (nic nadzwyczajnego: szacunek, wierność, wsparcie), tego wymagam i o to walczę.
Zauważ,że w kwestii związku użyłaś słów WYMAGAM i WALCZĘ.Wymaganie i walka fajnie sprawdzają się na płaszczyźnie zawodowej.Natomiast miłość i związek,to delikatne kwestie i daleko im do placu boju.Na tej płaszczyźnie nie ma co wymagać i walczyć,a jedynie można oczekiwać.Jeśli trafisz na odpowiedniego faceta,to on spełni te oczekiwania i nie dlatego,że to sobie wywalczysz,tylko zrobi to sam z siebie,z szacunku i miłości do ciebie.Wojowanie w związku,to nie jest dobry pomysł
Nigdy nie uganiam się za facetem. Exa też nie przepraszałam jeśli uważałam że jego zachowanie było powodem kłótni.
Słusznie.Popieram
Nigdy nikogo na siłę nie trzymałam, mam swoje zasady i jestem im wierna.
Również popieram.
Hej Dziewczyny
![]()
Przeczytałam wątek od deski do deski i postanowiłam, że czas ma to abym i ja coś naskrobała. Moja sytuacja jest ciut inna od opisywanych przez Was, ale łączy nas jedno - ból rozstania....Może zacznę od tego, że mam już na swoim koncie 31 wiosen i rozwód ...( ale to już zamknięty rozdział. Odbył się 5 lat temu po zaledwie rocznym małżeństwie. Po wszystkim były jeszcze roczne próby ratowania, terapia itp dało mi to pewność, że nic z tego nie będzie. Dość długo dochodziłam do siebie, legł mi w gruzach światopogląd na trwałość małżeństwa, a w mojej rodzinie był to pierwszy rozwód. Zaczęłam mocną pracę nad sobą pod okiem psychologa. Dodam że to ja złożyłam pozew o rozwód. Porem było kilka rożnych znajomosci. Ogólnie ciążyła nade mną klątwa byłych - co z którymś facetem zaczynało się robić poważniej uaktywniały się jego była dziewczyna i przywoływała go do siebie ... aż w końcu spotkałam tego, który o dziwo miał prawie wszystkie cechy, których u faceta szukałam .. poznaliśmy się na sesji zdjęciowej. Dawno nikt tak szybko nie zrobił na mnie tak dobrego wrażenia. Po małym śledztwie okazało się, że jest w długoletnim związku dlatego nic miedzy nami się nie wydarzyło. Minęło poł roku. Jakież było moje zdziwienie gdy któregoś dnia zobaczyłam że to właśnie on dodał mnie do swoich ulubionych profilu na jednym z portali randkowych. Zaczęliśmy rozmawiać. Codziennie, przez długie długie godziny ... potem było spotkanie jedno, drugie kolejne. Wiedziałam że 2 miesiące wcześniej rozstał się z dziewczyną po 7 letnim związku. Bałam się tego, bałam się ze była znów wróci ... znał moje doświadczenia mówił ze nie wyobraża sobie zawrócić w głowie nowej dziewczynie dopóki nie ma się zamkniętych swoich spraw. Wszystko szło błyskawicznie. Ja niczego nie przyśpieszałam. Szybko wspólne weekendy i szczoteczka i ciuchy w szafie stały się rzeczywistością. Było jak w bajce, podobne spojrzenie na świat ludzi hobby. Codziennie kilkadziesiąt smsow. Wpadłam po uszy. Potem wesele z mojej strony i jego decyzja, że chce mnie przedstawić rodzinie... pytałam czy to aby nie za szybko. Twierdził ze nie i nagle krach.. czuje się zagubiony, nie wie co czyje boi się, czuje sie pusty i niezdolny do zaangażowania... długie rozmowy - zrozumienie z mojej strony.. ale jednak pojechaliśmy do rodziny, bo powiedział ze mu na tym zależy. Wspaniały weekend, mili ludzie - super. I po tyg kolejne watpliwości ... i za chwile rozmowa ze musimy się rozstać. Że on nie wie co czuje, że nie chce teraz z nikim być. Że nie przepracował dostatecznie poprzedniego związku i nie umie w pełni wejść w nowy... i zderzyłam się z betonem. Mnóstwo planów, słów ze traktujemy sie poważnie poszło w cholerę i kolejny raz rozpadłam się na kawałki. Od ponad tyg milczy, a ja przechodzę huśtawki nastrojów i ciągle wierze, ze czas zrobi swoje. Że się ogarnie, zatęskni i Że to nie koniec naszej historii - naiwne to z mojej strony ?
Pozdrawiam wszystkie silne kobietki!
Cześć Lejko Twoje podejście nie jest naiwne. Każdy po porzuceniu, czy po krótkim ale intensywnym związku, czy po długim związku ze zdechniętymi motylami liczy na szczęśliwe zakończenie swojej historii. Jeśli kocha, to mimo wszystko i wbrew wszystkiemu każdy ma nadzieję, że wszystko się ułoży. Mogę tylko napisać, że wiem co czujesz.
W waszej historii znaczenie ma też jak zakończył się jego długoletni związek. Jeśli zakończyła go jego była, to on mógł chcieć zacząć coś nowego żeby próbować zapomnieć. Jeśli on zakończył to teoretycznie powinien być gotowy na coś nowego, tym bardziej że posiadał konto na profilu randkowym. Również mogło być tak, że po wieloletnim związku chce próbować wielu różnych relacji. Tak naprawdę ciężko cokolwiek stwierdzić, co dzieje się w jego głowie wie tylko on. Nie chce go bronić, bo chyba usprawidliwianie wszystkich mam we krwi, ale może naprawdę myślał że jest gotowy na coś nowego, a jednak okazało się że nie. Można snuć masę różnych teorii. Tobie niestety nie pozostaje nic innego niż poczekać, może za jakiś czas spróbować porozmawiać i jakoś spróbować radzić sobie z tym czasem.
Z własnego doświadczenia tylko napiszę, że po wieloletnim związku faktycznie można być zblokowanym przez jakiś czas na nowe relacje. Ma się jakąś historię, uczucia, emocje do przerobienia. Sama chodzę na randki, poznaję świetnych facetów, a jednak miałabym problem zacząć coś na poważnie. I nie dlatego, że nadal żyję nadzieją powrotu, tylko dlatego że mam jeden wielki bałagan w głowie i sercu. Mogłabym już teraz mieć nowego chłopaka, bo jeden z randkowych podbojów wykazywał dużą inicjatywę, ale w moim przypadku to bez sensu. Ogromnie brakuje mi bliskości, drugiej osoby do chociażby zwykłego porozmawiania, przytulenia, obejrzenia wspólnie filmu, ale wiem że skrzywdziłabym kogoś przez chęć zaspokojenia tych potrzeb. Z jednej strony jestem w stanie zrozumieć zachowanie tego mężczyzny, jeśli to co mówił było szczere. Z drugiej jednak strony, nie wiem jak to napisać, ale jestem na niego "zła", za taką zwykłą ludzką nieodpowiedzialność. Bo nie sztuką jest sprawić by ktoś się zaangażował w relację, przynieść szczoteczkę do zębów i koszule do szafy, przedstawić kogoś rodzicom, a później powiedzieć "a sorry, zapomniałem powiedzieć, że ciągnie się za mną smród poprzedniego związku i mogę łapać loty w różnych kierunkach". Gdyby ludzie myśleli trochę dalej niż czubek własnego nosa byłoby znacznie mniej pokręconych historii.
W każdym razie, trzymam kciuki by tak czy inaczej wszystko Ci sie poukładało
Hej Dziewczyny
![]()
Przeczytałam wątek od deski do deski i postanowiłam, że czas ma to abym i ja coś naskrobała. Moja sytuacja jest ciut inna od opisywanych przez Was, ale łączy nas jedno - ból rozstania....Może zacznę od tego, że mam już na swoim koncie 31 wiosen i rozwód ...( ale to już zamknięty rozdział. Odbył się 5 lat temu po zaledwie rocznym małżeństwie. Po wszystkim były jeszcze roczne próby ratowania, terapia itp dało mi to pewność, że nic z tego nie będzie. Dość długo dochodziłam do siebie, legł mi w gruzach światopogląd na trwałość małżeństwa, a w mojej rodzinie był to pierwszy rozwód. Zaczęłam mocną pracę nad sobą pod okiem psychologa. Dodam że to ja złożyłam pozew o rozwód. Porem było kilka rożnych znajomosci. Ogólnie ciążyła nade mną klątwa byłych - co z którymś facetem zaczynało się robić poważniej uaktywniały się jego była dziewczyna i przywoływała go do siebie ... aż w końcu spotkałam tego, który o dziwo miał prawie wszystkie cechy, których u faceta szukałam .. poznaliśmy się na sesji zdjęciowej. Dawno nikt tak szybko nie zrobił na mnie tak dobrego wrażenia. Po małym śledztwie okazało się, że jest w długoletnim związku dlatego nic miedzy nami się nie wydarzyło. Minęło poł roku. Jakież było moje zdziwienie gdy któregoś dnia zobaczyłam że to właśnie on dodał mnie do swoich ulubionych profilu na jednym z portali randkowych. Zaczęliśmy rozmawiać. Codziennie, przez długie długie godziny ... potem było spotkanie jedno, drugie kolejne. Wiedziałam że 2 miesiące wcześniej rozstał się z dziewczyną po 7 letnim związku. Bałam się tego, bałam się ze była znów wróci ... znał moje doświadczenia mówił ze nie wyobraża sobie zawrócić w głowie nowej dziewczynie dopóki nie ma się zamkniętych swoich spraw. Wszystko szło błyskawicznie. Ja niczego nie przyśpieszałam. Szybko wspólne weekendy i szczoteczka i ciuchy w szafie stały się rzeczywistością. Było jak w bajce, podobne spojrzenie na świat ludzi hobby. Codziennie kilkadziesiąt smsow. Wpadłam po uszy. Potem wesele z mojej strony i jego decyzja, że chce mnie przedstawić rodzinie... pytałam czy to aby nie za szybko. Twierdził ze nie i nagle krach.. czuje się zagubiony, nie wie co czyje boi się, czuje sie pusty i niezdolny do zaangażowania... długie rozmowy - zrozumienie z mojej strony.. ale jednak pojechaliśmy do rodziny, bo powiedział ze mu na tym zależy. Wspaniały weekend, mili ludzie - super. I po tyg kolejne watpliwości ... i za chwile rozmowa ze musimy się rozstać. Że on nie wie co czuje, że nie chce teraz z nikim być. Że nie przepracował dostatecznie poprzedniego związku i nie umie w pełni wejść w nowy... i zderzyłam się z betonem. Mnóstwo planów, słów ze traktujemy sie poważnie poszło w cholerę i kolejny raz rozpadłam się na kawałki. Od ponad tyg milczy, a ja przechodzę huśtawki nastrojów i ciągle wierze, ze czas zrobi swoje. Że się ogarnie, zatęskni i Że to nie koniec naszej historii - naiwne to z mojej strony ?
Pozdrawiam wszystkie silne kobietki!
Znasz zasadę "klin klina"?Wydaje mi się,że padłaś ofiarą tej zasady.Z tym,że wg mnie facet nie zrobił tego specjalnie.Nieświadomie cię skrzywdził.Twoim pechem i trochę nieostrożnością było to,że weszłaś w tę relację z nim kiedy był dopiero dwa miesiące po rozstaniu.Ja aktualnie jestem półtora miesiąca po rozstaniu i uwierz,że po takim czasie człowiek nie myśli jeszcze racjonalnie.Dlatego nie umawiam się z facetami,bo wiem że w obecnym stanie każdy facet byłby dla mnie ewentualnie pocieszanką.Kiedy zaczęła się wasza znajomość,on był jeszcze w szoku i amoku po rozstaniu z kimś z kim był siedem lat...Zapełniłaś wtedy pustkę jaką odczuwał.On w tamtej chwili robił to co czuł,rzucił się w wir tej znajomości(dlatego tak szybko wszystko szło),ale problem w tym,że on nie myślał racjonalnie tylko był napędzany przez ten amok po rozstaniu.W chwili kiedy pierwsze emocje opadły i zaczął myśleć trzeźwiej spojrzał już inaczej na to co was łączyło i uznał,że to nie to i dlatego wpadł w tę niepewność i zaczął się wycofywać.
aLeja napisał/a:Hej Dziewczyny
![]()
Przeczytałam wątek od deski do deski i postanowiłam, że czas ma to abym i ja coś naskrobała. Moja sytuacja jest ciut inna od opisywanych przez Was, ale łączy nas jedno - ból rozstania....Może zacznę od tego, że mam już na swoim koncie 31 wiosen i rozwód ...( ale to już zamknięty rozdział. Odbył się 5 lat temu po zaledwie rocznym małżeństwie. Po wszystkim były jeszcze roczne próby ratowania, terapia itp dało mi to pewność, że nic z tego nie będzie. Dość długo dochodziłam do siebie, legł mi w gruzach światopogląd na trwałość małżeństwa, a w mojej rodzinie był to pierwszy rozwód. Zaczęłam mocną pracę nad sobą pod okiem psychologa. Dodam że to ja złożyłam pozew o rozwód. Porem było kilka rożnych znajomosci. Ogólnie ciążyła nade mną klątwa byłych - co z którymś facetem zaczynało się robić poważniej uaktywniały się jego była dziewczyna i przywoływała go do siebie ... aż w końcu spotkałam tego, który o dziwo miał prawie wszystkie cechy, których u faceta szukałam .. poznaliśmy się na sesji zdjęciowej. Dawno nikt tak szybko nie zrobił na mnie tak dobrego wrażenia. Po małym śledztwie okazało się, że jest w długoletnim związku dlatego nic miedzy nami się nie wydarzyło. Minęło poł roku. Jakież było moje zdziwienie gdy któregoś dnia zobaczyłam że to właśnie on dodał mnie do swoich ulubionych profilu na jednym z portali randkowych. Zaczęliśmy rozmawiać. Codziennie, przez długie długie godziny ... potem było spotkanie jedno, drugie kolejne. Wiedziałam że 2 miesiące wcześniej rozstał się z dziewczyną po 7 letnim związku. Bałam się tego, bałam się ze była znów wróci ... znał moje doświadczenia mówił ze nie wyobraża sobie zawrócić w głowie nowej dziewczynie dopóki nie ma się zamkniętych swoich spraw. Wszystko szło błyskawicznie. Ja niczego nie przyśpieszałam. Szybko wspólne weekendy i szczoteczka i ciuchy w szafie stały się rzeczywistością. Było jak w bajce, podobne spojrzenie na świat ludzi hobby. Codziennie kilkadziesiąt smsow. Wpadłam po uszy. Potem wesele z mojej strony i jego decyzja, że chce mnie przedstawić rodzinie... pytałam czy to aby nie za szybko. Twierdził ze nie i nagle krach.. czuje się zagubiony, nie wie co czyje boi się, czuje sie pusty i niezdolny do zaangażowania... długie rozmowy - zrozumienie z mojej strony.. ale jednak pojechaliśmy do rodziny, bo powiedział ze mu na tym zależy. Wspaniały weekend, mili ludzie - super. I po tyg kolejne watpliwości ... i za chwile rozmowa ze musimy się rozstać. Że on nie wie co czuje, że nie chce teraz z nikim być. Że nie przepracował dostatecznie poprzedniego związku i nie umie w pełni wejść w nowy... i zderzyłam się z betonem. Mnóstwo planów, słów ze traktujemy sie poważnie poszło w cholerę i kolejny raz rozpadłam się na kawałki. Od ponad tyg milczy, a ja przechodzę huśtawki nastrojów i ciągle wierze, ze czas zrobi swoje. Że się ogarnie, zatęskni i Że to nie koniec naszej historii - naiwne to z mojej strony ?
Pozdrawiam wszystkie silne kobietki!
Cześć Lejko
Twoje podejście nie jest naiwne. Każdy po porzuceniu, czy po krótkim ale intensywnym związku, czy po długim związku ze zdechniętymi motylami liczy na szczęśliwe zakończenie swojej historii. Jeśli kocha, to mimo wszystko i wbrew wszystkiemu każdy ma nadzieję, że wszystko się ułoży. Mogę tylko napisać, że wiem co czujesz.
W waszej historii znaczenie ma też jak zakończył się jego długoletni związek. Jeśli zakończyła go jego była, to on mógł chcieć zacząć coś nowego żeby próbować zapomnieć. Jeśli on zakończył to teoretycznie powinien być gotowy na coś nowego, tym bardziej że posiadał konto na profilu randkowym. Również mogło być tak, że po wieloletnim związku chce próbować wielu różnych relacji. Tak naprawdę ciężko cokolwiek stwierdzić, co dzieje się w jego głowie wie tylko on. Nie chce go bronić, bo chyba usprawidliwianie wszystkich mam we krwi, ale może naprawdę myślał że jest gotowy na coś nowego, a jednak okazało się że nie. Można snuć masę różnych teorii. Tobie niestety nie pozostaje nic innego niż poczekać, może za jakiś czas spróbować porozmawiać i jakoś spróbować radzić sobie z tym czasem.
Z własnego doświadczenia tylko napiszę, że po wieloletnim związku faktycznie można być zblokowanym przez jakiś czas na nowe relacje. Ma się jakąś historię, uczucia, emocje do przerobienia. Sama chodzę na randki, poznaję świetnych facetów, a jednak miałabym problem zacząć coś na poważnie. I nie dlatego, że nadal żyję nadzieją powrotu, tylko dlatego że mam jeden wielki bałagan w głowie i sercu. Mogłabym już teraz mieć nowego chłopaka, bo jeden z randkowych podbojów wykazywał dużą inicjatywę, ale w moim przypadku to bez sensu. Ogromnie brakuje mi bliskości, drugiej osoby do chociażby zwykłego porozmawiania, przytulenia, obejrzenia wspólnie filmu, ale wiem że skrzywdziłabym kogoś przez chęć zaspokojenia tych potrzeb. Z jednej strony jestem w stanie zrozumieć zachowanie tego mężczyzny, jeśli to co mówił było szczere. Z drugiej jednak strony, nie wiem jak to napisać, ale jestem na niego "zła", za taką zwykłą ludzką nieodpowiedzialność. Bo nie sztuką jest sprawić by ktoś się zaangażował w relację, przynieść szczoteczkę do zębów i koszule do szafy, przedstawić kogoś rodzicom, a później powiedzieć "a sorry, zapomniałem powiedzieć, że ciągnie się za mną smród poprzedniego związku i mogę łapać loty w różnych kierunkach". Gdyby ludzie myśleli trochę dalej niż czubek własnego nosa byłoby znacznie mniej pokręconych historii.
W każdym razie, trzymam kciuki by tak czy inaczej wszystko Ci sie poukładało
Qaqa,jesteś mądrą osobą PS.Mimo mojego stanu rozbawił mnie zwrot "zdechnięte motyle"
W waszej historii znaczenie ma też jak zakończył się jego długoletni związek. Jeśli zakończyła go jego była, to on mógł chcieć zacząć coś nowego żeby próbować zapomnieć. Jeśli on zakończył to teoretycznie powinien być gotowy na coś nowego, tym bardziej że posiadał konto na profilu randkowym.
Z tym się nie zgodzę.Jeśli związek trwał tak długo,to nie ma znaczenia kto go zakończył.Czy zrobiła to ona,czy on to jest jednak po dwóch miesiącach od rozstania jeszcze bardzo świeża sprawa i facet nie był gotowy,żeby w coś poważnego wejść.A ten portal randkowy,to nie dlatego,że był gotowy na coś nowego tylko "czymś nowym" próbował zapomnieć o "czymś starym",ale gotowy na poważny związek,to on na pewno nie był.
Dziękuje Kochane za odniesienie się do posta. Już czyję, że dobrze, że tu trafiłam.
Qaqa bardzo trafnie to wszystko ujęłaś. Związek podobno zakończyła była. Ja też jestem na siebie zła że uwierzyłam w to, że on już jest gotowy choć cholernie się o to bałam ... były rozmowy, że ob też boi się ze gdyby nam kiedyś coś nie wyszło to pomyślę sobie, że byłam jedynie plasterkiem na żywą ranę, a tak nie myśli ... ale widać i czuć, że w głowie i serduchu ma chaos - pozostaje pytanie czy sobie z nim poradzi ... gdybym nie widziała tak dużego potencjału w nim i nie miała porównania z jakimi facetami można obcować ( przez tok uwierzcie zaliczyłam mnóstwo randek...) może byłoby mi łatwiej. A Tu w końcu trafiam
na konkret jeśli chodzi o charakter i podejście do życia, ale jakby w nieodpowiednim czasie i miejscu ... też mam wrażenie ze on jakby "przeliczył" się i zamiecione pod dywan sprawy dopadły go i ścięły z nóg - faceci moim zdaniem nają jednak słabszą psychikę od nas. A kak najlepiej poradzić sobie z problemem? Odciąć się od niego ... tak więc zostałam z niczym ...
A zdechłe motyle i cytat, że ciągnie się za nim smród poprzedniego związku wywołał z rana uśmiech na mojej twarzy dziękuję za to
Dziękuje Kochane za odniesienie się do posta. Już czyję, że dobrze, że tu trafiłam.
Qaqa bardzo trafnie to wszystko ujęłaś. Związek podobno zakończyła była. Ja też jestem na siebie zła że uwierzyłam w to, że on już jest gotowy choć cholernie się o to bałam ... były rozmowy, że ob też boi się ze gdyby nam kiedyś coś nie wyszło to pomyślę sobie, że byłam jedynie plasterkiem na żywą ranę, a tak nie myśli ... ale widać i czuć, że w głowie i serduchu ma chaos - pozostaje pytanie czy sobie z nim poradzi ... gdybym nie widziała tak dużego potencjału w nim i nie miała porównania z jakimi facetami można obcować ( przez tok uwierzcie zaliczyłam mnóstwo randek...) może byłoby mi łatwiej. A Tu w końcu trafiam
na konkret jeśli chodzi o charakter i podejście do życia, ale jakby w nieodpowiednim czasie i miejscu ... też mam wrażenie ze on jakby "przeliczył" się i zamiecione pod dywan sprawy dopadły go i ścięły z nóg - faceci moim zdaniem nają jednak słabszą psychikę od nas. A kak najlepiej poradzić sobie z problemem? Odciąć się od niego ... tak więc zostałam z niczym ...A zdechłe motyle i cytat, że ciągnie się za nim smród poprzedniego związku wywołał z rana uśmiech na mojej twarzy
dziękuję za to
Tak,odciąć się.Nie ma innej metody.Z własnego doświadczenia mogę powiedzieć,że tylko czas i odcięcie się jest w stanie pomóc.A ile czasu wasza znajomość trwała?
Dziękuje Kochane za odniesienie się do posta. Już czyję, że dobrze, że tu trafiłam.
Qaqa bardzo trafnie to wszystko ujęłaś. Związek podobno zakończyła była. Ja też jestem na siebie zła że uwierzyłam w to, że on już jest gotowy choć cholernie się o to bałam ... były rozmowy, że ob też boi się ze gdyby nam kiedyś coś nie wyszło to pomyślę sobie, że byłam jedynie plasterkiem na żywą ranę, a tak nie myśli ... ale widać i czuć, że w głowie i serduchu ma chaos - pozostaje pytanie czy sobie z nim poradzi ... gdybym nie widziała tak dużego potencjału w nim i nie miała porównania z jakimi facetami można obcować ( przez tok uwierzcie zaliczyłam mnóstwo randek...) może byłoby mi łatwiej. A Tu w końcu trafiam
na konkret jeśli chodzi o charakter i podejście do życia, ale jakby w nieodpowiednim czasie i miejscu ... też mam wrażenie ze on jakby "przeliczył" się i zamiecione pod dywan sprawy dopadły go i ścięły z nóg - faceci moim zdaniem nają jednak słabszą psychikę od nas. A kak najlepiej poradzić sobie z problemem? Odciąć się od niego ... tak więc zostałam z niczym ...A zdechłe motyle i cytat, że ciągnie się za nim smród poprzedniego związku wywołał z rana uśmiech na mojej twarzy
dziękuję za to
Och to jeśli ona zakończyła związek, to on może być "radioaktywny" niestety przez długi czas. To bardzo smutne, bo pomimo być może szczerych chęci wejścia w coś nowego i nie szukania "plasterków", dwa miesiące to dużo za wcześnie żeby budować coś nowego. Piszę to z przekonaniem, bo sama zostałam zostawiona po 7 latach związku. Z chaosem pewnie kiedyś sobie poradzi, ale to już tak indywidualna sprawa, że nawet ciężko coś napisać. To nie "zamiecione" sprawy go ścięły z nóg, on tych spraw nawet nie zdążył zamieść. Po dwóch miesiącach to jeszcze czasami działa porozstaniowy amokowy autopilot.
Staraj się nie myśleć o tym, że byłaś problemem i się musiał od niego odciąć. Może warto pomyśleć, że pomimo rozbudzonych nadziei i rodzącego się uczucia, dobrze, że postanowił jakoś "ogarnąć" temat teraz a nie sfermentować za kolejnych kilka miesięcy ?
Co do zdechłych motyli jestem przeciwniczką tych pięknych owadów, przynajmniej w momencie życia w którym aktualnie jestem. Dla mnie prawdziwy związek zaczyna się jak te latające piękności odlecą i zaczyna się codzienność.
Z tym się nie zgodzę.Jeśli związek trwał tak długo,to nie ma znaczenia kto go zakończył.Czy zrobiła to ona,czy on to jest jednak po dwóch miesiącach od rozstania jeszcze bardzo świeża sprawa i facet nie był gotowy,żeby w coś poważnego wejść.A ten portal randkowy,to nie dlatego,że był gotowy na coś nowego tylko "czymś nowym" próbował zapomnieć o "czymś starym",ale gotowy na poważny związek,to on na pewno nie był.
Edyszko, z tym różnie bywa Mój były był gotowy na nowy związek, jak tylko zamknęły się za mną drzwi, nawet rzeczy z mieszkania chciał odwieźć do mojego rodzinnego domu. Z tego co wiem jest teraz sam, ale nie wnikam co się wydarzyło. W każdym razie bolało i boli mnie to do teraz, że po takim czasie wspólnego życia można już tylko przebierać nogami i czekać kiedy ten "stary rupieć" zniknie z horyzontu
W mojej głowie dwa miesiące po rozstaniu to faktycznie krótki czas, żeby wejść w coś nowego. Niezależnie kto zerwał. Jako porzucona, po dwóch miesiącach mogę napisać że sukcesem było zjedzenie śniadania Idealnie byłoby gdyby nawet "porzucacz" dał sobie trochę czasu na poukładanie w głowie i wejście w nową relację z czystą kartą. No ale... wiadomo jak często zdarzają się idealne sytuacje. A teraz jak wiem, że to ten mężczyzna został porzucony, to dwa miesiące i nowy związek to dla mnie abstrakcja, szkoda tylko, że Lejka musiała tego doświadczyć na własnej skórze i znaleźć się na tym forum.
Edyszko byliśmy razem prawie 3 miesiące... 3 miesiące codziennych intensywnych spotkań prawie pomieszkiwania ze sobą...
wiem, że to nie dużo w Porównaniu do długoletnich związków - jednak wystarczająco dużo by zaufać, moeć nadzieje i przyzwyczaić się do "innego" wyczekiwanego życia ...
Hmm, myślę, że potrzaskane poczucie wartości bierze się z tego że to był pierwszy związek, to ja zostałam porzucona, z całą litanią swoich wad.Dorastałam razem z tym chłopakiem i chyba naturalną koleją rzeczy było, że budowanie mojego obrazu jako samej siebie w życiu trwało z jego udziałem. Ważne było dla mnie jak wyglądam w jego oczach. Po tym co usłyszałam na koniec ciężko mi się doprowadzić do porządku. Jak czasami głośno zastanawiam się jak mam teraz żyć i słyszę, "żyj jak przed związkiem, wtedy też byłaś sobą" to myślę sobie "aha, jasne". Ostatnio byłam sama mając 18 lat, a później kształtowanie mnie jako młodej kobiety odbywało się z jego udziałem przez wiele lat. Teraz gdy go zabrakło jest po prostu dziwnie, źle, nie tak jak miało być.
Pierwszy chłopak, pierwszy związek i to długoletni. Teraz rozumiem dlaczego definiowałaś siebie przez pryzmat jego osoby. Wspólnie dorastaliście, każde we własnym tempie. Od momentu poznania zmieniliście się bardzo. Oboje. Wykształtował się charakter i oczekiwania względem partnera. To, że pasowaliście do siebie w momencie poznania, czyli mając 18 lat wcale nie oznacza, że będziecie pasować do siebie mając 30. Właśnie dlatego nie dziwi mnie fakt, że dużo związków, które powstają ok. 16-18 roku życia rozpadają się przed 30stką. Dobrze, że nie zdecydowaliście się na małżeństwo. Patrząc na dzisiejszy stan rozwoju człowieka, to dużo osób w wieku 22-23 lata to jeszcze "mentalni nastolatkowie". Przesunął się wiek, w którym ludzie są świadomi na tyle, aby założyć własną rodzinę.
Zabrzmi to okrutnie, ale dobrze się stało, że on zdecydował się odejść od Ciebie. Możesz poznawać nowych mężczyzn, zobaczyć jacy są różnorodni pod względem zachowania, kultury, sposobu bycia i oczekiwań co do związku, by wreszcie wybrać osobę, która będzie do Ciebie pasować. Pisałaś wcześniej, że ex stał się tłem w Twoim życiu, na co odpowiedziałam Ci, że zasługujesz na kogoś, kto dotrzyma Ci kroku. Podtrzymuje swoje zdanie.
Usłyszałaś na koniec całą litanię rzekomych Twoich wad, które przeszkadzały Twojemu exowi. Słuchaj: jesteś sobą i taką masz siebie zaakceptować. Nie przepraszaj nigdy nikogo, że nie spełniasz jego oczekiwań. To są TYLKO jego oczekiwania a nie Twoje obietnice. Powiedział, co jemu nie pasuje w Tobie, co nie jest równoznaczne z tym, że akurat są to Twoje wady. Załóżmy, że powiedział, że jesteś zbyt ambitna lub zbyt zapracowana - może jemu przeszkadza ambitna kobieta, ponieważ ma wyższe aspiracje niż on sam. Jednak ambicja to nie jest wada, bo na innych płaszczyznach jest bardzo pomocną cechą, dzięki której m.in. możesz zapewnić stabilną sytuację finansową swojej rodzinie. W efekcie to zaleta, bo fajnie jest być niezależną kobietą
Chyba faktycznie samo odejście mnie tak osłabiło. To jest dłuższa historia, sięgająca tak jak w wielu innych przypadkach do dzieciństwa. Od dziecka byłam ambitna i źle znosiłam niepowodzenia. Moja rodzina nie była idealną rodzinką z obrazka, ale było u nas dużo miłości i wsparcia, do tej porty każdy za każdym staje murem, a jak dzieje się coś złego to bronimy się stademAle tutaj wchodzi chyba na scenę relacja z ojcem, zawsze miałam wrażenie, że bardziej kocha moją młodszą siostrę, a ja muszę zasłużyć na jego uwagę. Jestem typem myśliciela i lubię obserwować ludzi. Swoje zachowania rozgryzłam jeszcze przed końcem związku i juz od kilku lat starałam się nad tym pracować. Musiałam zdać sobie sprawę, że nie zawsze trzeba być idealnym i robić wszystko najlepiej, złapałam więcej luzu, pozwalałam sobie na błędy i jak zrobiłam coś głupiego to sama śmiałam się z tego najgłośniej. Starałam się pracować nad swoim poczuciem wartości. Mam masę kompleksów i obaw, ale staralam się je oswoić i nie doszukiwać się coraz to lepszych nowości. Tak jak Ty w ludziach szukam zawsze dobrych rzeczy. Mam nawet swoją zabawę - jak chodzę ulicą to lubię szukać w mijanych osobach czegoś co mi się podoba. Nie na zasadzie "ona ma ładniejsze nogi", tylko "ale ta dziewczyna ma ładne nogi". Jestem ufną osobą i nie zakładam u nikogo złych intencji. Niestety tutaj można się przejechać i już nie raz mnie to spotkało. Inne osoby często oceniają mnie że jestem za dojrzała na swój wiek, słyszałam to od dziecka. Ale jestem też postrzegana wśród znajomych jako śmieszek heheszek, pomagacz do kwadratu, raczej taka pozytywna osoba.
Znalazłaś podłoże, które ukształtowało Twoje ego i podziwiam Cię, że miało to miejsce jeszcze w trakcie związku a dodatkowo już wtedy rozpoczęłaś pracę nad sobą. Jesteś bardzo świadomą osobą, co akurat działa na plus, ponieważ trafnie oceniasz sytuację i szybko wyciągasz wnioski. Zobaczysz, że okres rozstania zaowocuje dalszymi przemyśleniami, wnioskami a w efekcie wzmożoną pracą nad osobowością.
A teraz szkoda pisać. Nie wiem gdzie podziałam się dawna ja. Chyba z tego poczucia, że od pewnego czasu nie pasuje mu jako partnerka, przez te próby dopasowania się, ratowania straciłam to swoje poczucie wartości. Pomimo, że gdzieś tam w środku wiem jaka jestem, znam swoje zalety i wady, to nie umiem pomyśleć o sobie dobrze. Zafiksowałam się na poczuciu winy i swoich wadach i ni cholery do przodu nie ruszam.
Dawna Ty nigdzie się nie zgubiła. Tylko postaraj się rozdzielić siebie od jego zdania na Twój temat. W tym momencie to akurat jego opinia Cię przygniotła i potrzaskała Twoje poczucie własnej wartości. To co czujesz jest konsekwencją wszelkich prób dopasowania Twojej osobowości aby stać się kimś, kto będzie jemu odpowiadał. Nie można być kimś kim się nie jest. Nie można udawać, robić czegoś wbrew sobie, bo to nie wyjdzie, nigdy nie wychodzi. Po rozstaniu zostałaś ty i "ty, jaka powinnaś być w jego mniemaniu" - czyli masz podwójny obraz. I to "jaka powinnaś być, co mogłaś zmienić" - to Cię zgniata. Ma to swoje korzenie w przeszłości, bo uaktywnił się mechanizm dobrze Ci znany: próba zasłużenia na miłość ojca. I tutaj chciałaś zasłużyć na miłość exa, więc analizę porażki zaczęłaś od wyszukania swoich błędów.
A teraz się zastanów: czy to rzeczywiście były błędy czy raczej naturalna kolej rzeczy? Dorastałaś, pojawiły się nowe obowiązki, plany, marzenia. To normalne, że idziemy do przodu, każde w swoim tempie. I jeszcze co do zasługiwania na miłość: ona akurat powinna być bezwarunkowa. Partner nie kocha, jeśli każe Ci zasłużyć na czułość, szacunek czy wsparcie. Będąc w związku nie przestanę przecież szanować swojego partnera, bo jego zdanie na jakiś temat jest odmienne od mojego, nie każę mu zasługiwać na uznanie w moich oczach, czy też na moje wsparcie. Nastawienie, że trzeba zasłużyć na coś to przejaw toksycznej relacji.
(Akurat znam to z autopsji, mój ex twierdził, że ja nie zasłużyłam na szacunek czy dobre traktowanie)
Karina, przeczytałam wszystkie twoje posty. Bardzo szybko się zbierasz i tak i tak, pomimo całych wahań postrzegania siebie. Podziwiam zwłaszcza zachowanie w przypadku tego, że widujesz eksa i na dodatek z jego nową dziewczyną. Ja to bym popłynęła krętymi rurami kanalizacji aż do Atlantyku. Porównywanie się do tej dziewczyny jest naturalne i sama też to będę pewnie robić jak kiedyś dotrze do mnie kto i co (bo póki co nie śledzę i nie chce wiedzieć, bo bym się dobiła). Jedyne co mi się wydaję, to to, że porównywanie się nie ma sensu, z drugiej strony jest zupełnie naturalne. Ale nie ma co tego przeprowadzać w systemie 0-1. Oceniłaś swój wygląd na 1, a osobowość na 0. To chyba nie tak. Wygląd - inny, osobowość - inna. Tak jak napisała Edyszka, kobiety które odnoszą sukcesy w pracy, często nie mają udanego życia prywatnego. Też jestem tego przykładem i nadal myślę skąd to się bierze, bo ciężko nie dostrzec tej prawidłowości. Karina, piszesz bardzo dojrzale, widać że masz dużą samoświadomość. Pisałaś o braku realizacji i spełnienia w życiu prywatnym. O tym że twoja osobowość jest do niczego. Czuję teraz to samo, chociaż wiem że obiektywnie to nie jest prawda, ani w moim ani w Twoim przypadku. Jesteśmy teraz poturbowane, ale nasze osobowości nadal są piękne. Ok, nie wyszło nam w związkach, ale to nie znaczy, że nie mamy nic do zaoferowania innym osobom, że z naszymi osobowościami jest coś nie tak. Może to wszystko miało nam pokazać, że nad czymś trzeba faktycznie popracować. Ale tak w swoim wnętrzu. Nie mieć większych sukcesów, być bardziej atrakcyjną, tylko w jakiś sposób (bo jeszcze nie wiem w jaki
) osiągnąć to spełnienie w środku siebie, z tym swoim wewnętrznym ja, a nie tym jakie jesteśmy na zewnątrz.
Słuchaj, ja nie mam już problemu z tym, że on ma inną, choć początki ich związku były dla mnie prawdziwym ciosem. Nie będę się spuszczać w klozecie, aby skorzystać z rur kanalizacyjnych i wypłynąć gdzieś na środku Atlantyku, bo mój ex ma inną.
Wolałabym uniknąć analizy jego charakteru, ale aż nie mogę się powstrzymać od tego aby wygłosić mój osąd sytuacji. Ma inną, tak, po 3 tygodniach od rozstania. Czy uważam, że taka osoba poradziła sobie po rozstaniu w tak krótkim czasie -NIE. Może uczuciowo szybko odciął się ode mnie, może chciał mi coś udowodnić - nie ważne. Ich związek trwa, bo są bardzo podobni do siebie. Oboje to typy imprezowiczów, dusze towarzystwa, lubią alkohol, zabawę, mają podobną sytuację materialną swoich rodzin. Ich obecny styl życia jest taki sam. To taki związek, gdzie nie myślą o przyszłości, liczy się tylko tu i teraz. A co będzie jak rozpoczną życie razem z całą odpowiedzialnością, bez wsparcia finansowego ze strony rodziny? Jak to będzie funkcjonować, gdy trzeba będzie zacząć planować coś? Gdy obowiązki będą przewyższać przyjemności? - to będzie dla niech prawdziwy sprawdzian. Wiadomo, że kobiety trochę szybciej dojrzewają, więc współczuje obecnej dziewczynie mojego exa, bo on nie dość, że jest niedojrzałym człowiekiem z całą masą absurdalnych wymagań wobec partnerki, to w dodatku jest niesamowicie zaborczy, egoistyczny i zawsze dąży do tego, aby postawić na swoim. On potrzebuje bodźców zewnętrznych do tego aby łechtać swoje ego - np. portale społecznościowe. W dodatku nic się nie nauczył po rozstaniu. Więc teraz niech się bawią w "dom" a później to życie ich rozliczy...
Qaqa No właśnie 2 miesiące to mało ... teraz zastanawiam się czy nie trzeba było tego spowolnić zacząć od przyjaźni, żeby na spokojnie on układał sobie w głowie pewne kwestie ... ale było tak dobrze i naturalnie, że ciężko było mi powiedzieć stop. Jeśli te wątpliwości miały wyjść na światło dzienne po kolejnych kilku miesiącach to pewnie, że lepiej teraz niż później - aczkolwiek logicznie to brzmi, a serducho i tak nie rozumie...
Nie rozumiem po co zabrał mnie do swojej rodziny, ktiórą notabene bardzo polubiłam. Ja jedynaczka marzę o dużej rodzinie, a tam bracia ich żony dzieci ... poznałam jego znajomych - teraz ciężej mi z tym, że nagle zostałam sama...
Edyszka napisał/a:Z tym się nie zgodzę.Jeśli związek trwał tak długo,to nie ma znaczenia kto go zakończył.Czy zrobiła to ona,czy on to jest jednak po dwóch miesiącach od rozstania jeszcze bardzo świeża sprawa i facet nie był gotowy,żeby w coś poważnego wejść.A ten portal randkowy,to nie dlatego,że był gotowy na coś nowego tylko "czymś nowym" próbował zapomnieć o "czymś starym",ale gotowy na poważny związek,to on na pewno nie był.
Edyszko, z tym różnie bywa
Mój były był gotowy na nowy związek, jak tylko zamknęły się za mną drzwi, nawet rzeczy z mieszkania chciał odwieźć do mojego rodzinnego domu. Z tego co wiem jest teraz sam, ale nie wnikam co się wydarzyło. W każdym razie bolało i boli mnie to do teraz, że po takim czasie wspólnego życia można już tylko przebierać nogami i czekać kiedy ten "stary rupieć" zniknie z horyzontu
![]()
W mojej głowie dwa miesiące po rozstaniu to faktycznie krótki czas, żeby wejść w coś nowego. Niezależnie kto zerwał. Jako porzucona, po dwóch miesiącach mogę napisać że sukcesem było zjedzenie śniadaniaIdealnie byłoby gdyby nawet "porzucacz" dał sobie trochę czasu na poukładanie w głowie i wejście w nową relację z czystą kartą. No ale... wiadomo jak często zdarzają się idealne sytuacje. A teraz jak wiem, że to ten mężczyzna został porzucony, to dwa miesiące i nowy związek to dla mnie abstrakcja, szkoda tylko, że Lejka musiała tego doświadczyć na własnej skórze i znaleźć się na tym forum.
Tak kochana,ale u ciebie to była inna sytuacja.On odchodząc od ciebie powiedział,że odchodzi bo w jego życiu ktoś się pojawił.Co innego rozstać się z dziewczyną i po rozstaniu próbować układać sobie życie,a co innego odejść od niej kiedy powodem rozstania jest już zauroczenie do kogoś innego.
Edyszko byliśmy razem prawie 3 miesiące... 3 miesiące codziennych intensywnych spotkań prawie pomieszkiwania ze sobą...
wiem, że to nie dużo w Porównaniu do długoletnich związków - jednak wystarczająco dużo by zaufać, moeć nadzieje i przyzwyczaić się do "innego" wyczekiwanego życia ...
Zapytałam ile czasu znajomość trwała,bo jak przeczytałam twoje teksty o tym,że on w porównaniu z innymi facetami miał potencjał,że miał idealny charakter,podejście do życia itp.itd.to wiesz z czym mi się to skojarzyło?To było wypisz wymaluj moje myślenie kiedy poznałam mojego ex.On był wtedy dla mnie wzorem i ideałem wszelkich cnót w porównaniu z innymi facetami.Od chwili jak go poznałam było to bum,te iskry i byłam pewna,że on jest moją życiową nagrodą.Napisałaś,że przeczytałaś wszystkie nasze wpisy więc wiesz jak to się skończyło w moim przypadku.Także może facet o którym piszesz nie jest aż tak idealny jak wydaje ci się to teraz.Znałaś go 3 miesiące,a to trochę krótko,żeby obiektywnie kogoś ocenić biorąc pod uwagę,że te pierwsze miesiące,to miesiące zauroczenia totalnego.
Dziękuje Kochane za odniesienie się do posta. Już czyję, że dobrze, że tu trafiłam.
Qaqa bardzo trafnie to wszystko ujęłaś. Związek podobno zakończyła była. Ja też jestem na siebie zła że uwierzyłam w to, że on już jest gotowy choć cholernie się o to bałam ... były rozmowy, że ob też boi się ze gdyby nam kiedyś coś nie wyszło to pomyślę sobie, że byłam jedynie plasterkiem na żywą ranę, a tak nie myśli ... ale widać i czuć, że w głowie i serduchu ma chaos - pozostaje pytanie czy sobie z nim poradzi ... gdybym nie widziała tak dużego potencjału w nim i nie miała porównania z jakimi facetami można obcować ( przez tok uwierzcie zaliczyłam mnóstwo randek...) może byłoby mi łatwiej. A Tu w końcu trafiam
na konkret jeśli chodzi o charakter i podejście do życia, ale jakby w nieodpowiednim czasie i miejscu ... też mam wrażenie ze on jakby "przeliczył" się i zamiecione pod dywan sprawy dopadły go i ścięły z nóg - faceci moim zdaniem nają jednak słabszą psychikę od nas. A kak najlepiej poradzić sobie z problemem? Odciąć się od niego ... tak więc zostałam z niczym ...A zdechłe motyle i cytat, że ciągnie się za nim smród poprzedniego związku wywołał z rana uśmiech na mojej twarzy
dziękuję za to
@aLeja - przede wszystkim nie skupiaj się na nim, bo nie znajdziesz na forum odpowiedzi na pytanie: co zrobić, abyście razem byli szczęśliwi. Trzeba zaakceptować to, że prawdopodobnie byłaś dla niego takim plastrem. Najpewniej będąc w amoku po rozstaniu potrzebował kobiety, której przedstawił się w samych superlatywach. Potrzebował tego, ponieważ jego samoocena spadła, gdy rzuciła go jego eks. Jednak zauważ sama, jak ważne jest aby po rozstaniu nie wiązać się z nikim, dać sobie czas na ostudzenie emocji i refleksje nad samym sobą.
Widzisz w nim potencjał, a to może być dla Ciebie zgubne. Uległaś urokowi, wrażeniu, jakie stworzył. Wasza relacja nie trwała długo, więc ocenę jego osoby opierasz na wrażeniu, przez co go idealizujesz. Pomijasz lub poddajesz analizie stan jego emocji. Tutaj powinna zapalić się w Twojej głowie czerwona lampka.
Niech to będzie nauczka dla Ciebie, że nawet jeśli spotkasz fantastycznego faceta, a jest on krótko po rozstaniu, to powiedz: sorry kolego, uporasz się ze swoimi problemami to dopiero możemy pogadać.
Zamiast ufać mu bezgranicznie i wierzyć w stwierdzenia, że on już się uporał z tym co było podejdź do tematu rozsądnie. Na pewno jesteś świetną kobietą i nie ma co pozwalać komuś, aby traktował Cię jako lekarstwo.
Zapytałam ile czasu znajomość trwała,bo jak przeczytałam twoje teksty o tym,że on w porównaniu z innymi facetami miał potencjał,że miał idealny charakter,podejście do życia itp.itd.to wiesz z czym mi się to skojarzyło?To było wypisz wymaluj moje myślenie kiedy poznałam mojego ex.On był wtedy dla mnie wzorem i ideałem wszelkich cnót w porównaniu z innymi facetami.Od chwili jak go poznałam było to bum,te iskry i byłam pewna,że on jest moją życiową nagrodą.Napisałaś,że przeczytałaś wszystkie nasze wpisy więc wiesz jak to się skończyło w moim przypadku.Także może facet o którym piszesz nie jest aż tak idealny jak wydaje ci się to teraz.Znałaś go 3 miesiące,a to trochę krótko,żeby obiektywnie kogoś ocenić biorąc pod uwagę,że te pierwsze miesiące,to miesiące zauroczenia totalnego.
Oczywiście, że istnieje prawdopodobieństwo, że z biegiem czasu wyszłyby wady, a mój obecny obraz jest zamazany i wyidealizowany.. aczkolwiek jak wspomniałam mam na koncie i małżeństwo i sporo kontaktów z facetami i uwierz mi, że zawsze od samego początku bez względu na moje zaangażowanie coś mi w facecie nie pasowało... dużo wymagam od siebie, ale tez od innych. A z biegiem lat wiem już mniej więcej kogo, czego szukam i czego oczekuje ... i wydaje mi się też, że im jesteśmy starsi niektóre rzeczy możemy zweryfikować szybciej, bo szybciej stajemy w obliczu danych sytuacji ...
Qaqa No właśnie 2 miesiące to mało ... teraz zastanawiam się czy nie trzeba było tego spowolnić zacząć od przyjaźni, żeby na spokojnie on układał sobie w głowie pewne kwestie ... ale było tak dobrze i naturalnie, że ciężko było mi powiedzieć stop. Jeśli te wątpliwości miały wyjść na światło dzienne po kolejnych kilku miesiącach to pewnie, że lepiej teraz niż później - aczkolwiek logicznie to brzmi, a serducho i tak nie rozumie...
Nie rozumiem po co zabrał mnie do swojej rodziny, ktiórą notabene bardzo polubiłam. Ja jedynaczka marzę o dużej rodzinie, a tam bracia ich żony dzieci ... poznałam jego znajomych - teraz ciężej mi z tym, że nagle zostałam sama...
Wiesz co, przypomniałaś mi swoim wpisem jeden artykuł napisany przez psychologa dot. toksycznej osobowości. Osoby takie rozpoczynając nowy związek mają tendencję do szybkiego planowania przyszłości, deklarowania różnych rzeczy, składania obietnic. Nie uważasz, że trzy miesiące związku to za mało aby się poznać, a co dopiero planować wspólną przyszłość?
Słuchaj, ja doskonale rozumiem zachwyt mężczyzną, który ledwo co Cię poznał, a już twierdzi, że życia sobie bez Ciebie nie wyobraża i funduje Ci objazdówkę po całej jego rodzinie i znajomych. Mój ex właśnie tak zrobił, w ciągu pierwszego miesiąca związku oświadczył, że niebawem razem zamieszkamy, zaplanował też kiedy ma pojawić się dziecko a ja nawet nie zauważyłam a już byłam urobiona po uszy w tym co on deklarował.
Poparzona poprzednim związkiem nauczyłam się, że wpierw poznajemy siebie nawzajem, później przedstawiamy się rodzinie a na końcu powoli planujemy przyszłość. Rodzina mojego ex polubiła mnie i to z wzajemnością, co teraz wiąże się z dużym dyskomfortem i jest mi po prostu niezręcznie (im zresztą też). No ale cóż - dla rodziny nie wiążemy się z kimś. To tylko miły dodatek.
Karina.Julia.8 napisał/a:@Edyszka w kwestii osobowości: Tak, jestem wojowniczką. Ja mam określone wymagania wobec partnera (nic nadzwyczajnego: szacunek, wierność, wsparcie), tego wymagam i o to walczę.
Zauważ,że w kwestii związku użyłaś słów WYMAGAM i WALCZĘ.Wymaganie i walka fajnie sprawdzają się na płaszczyźnie zawodowej.Natomiast miłość i związek,to delikatne kwestie i daleko im do placu boju.Na tej płaszczyźnie nie ma co wymagać i walczyć,a jedynie można oczekiwać.Jeśli trafisz na odpowiedniego faceta,to on spełni te oczekiwania i nie dlatego,że to sobie wywalczysz,tylko zrobi to sam z siebie,z szacunku i miłości do ciebie.Wojowanie w związku,to nie jest dobry pomysł
Karina.Julia.8 napisał/a:Nigdy nie uganiam się za facetem. Exa też nie przepraszałam jeśli uważałam że jego zachowanie było powodem kłótni.
Słusznie.Popieram
Karina.Julia.8 napisał/a:Nigdy nikogo na siłę nie trzymałam, mam swoje zasady i jestem im wierna.
Również popieram.
Masz absolutną rację. Wymagam i walczę musiałam stosować w związku z exem, ponieważ jest on osobą niedojrzałą, stąd moja nieustanna batalia o coś, czego oczekiwałam i co jednocześnie jest fundamentem dojrzałego związku. Jak widać - nic tym nie wskórałam. Chociaż, nie do końca nic, bo udało mi się usunąć z życia toksyka i nauczyć się, że z "gó#na bata nie ukręcisz".
aLeja - przede wszystkim nie skupiaj się na nim, bo nie znajdziesz na forum odpowiedzi na pytanie: co zrobić, abyście razem byli szczęśliwi. Trzeba zaakceptować to, że prawdopodobnie byłaś dla niego takim plastrem. Najpewniej będąc w amoku po rozstaniu potrzebował kobiety, której przedstawił się w samych superlatywach. Potrzebował tego, ponieważ jego samoocena spadła, gdy rzuciła go jego eks. Jednak zauważ sama, jak ważne jest aby po rozstaniu nie wiązać się z nikim, dać sobie czas na ostudzenie emocji i refleksje nad samym sobą.
Widzisz w nim potencjał, a to może być dla Ciebie zgubne. Uległaś urokowi, wrażeniu, jakie stworzył. Wasza relacja nie trwała długo, więc ocenę jego osoby opierasz na wrażeniu, przez co go idealizujesz. Pomijasz lub poddajesz analizie stan jego emocji. Tutaj powinna zapalić się w Twojej głowie czerwona lampka.
Niech to będzie nauczka dla Ciebie, że nawet jeśli spotkasz fantastycznego faceta, a jest on krótko po rozstaniu, to powiedz: sorry kolego, uporasz się ze swoimi problemami to dopiero możemy pogadać.
Zamiast ufać mu bezgranicznie i wierzyć w stwierdzenia, że on już się uporał z tym co było podejdź do tematu rozsądnie. Na pewno jesteś świetną kobietą i nie ma co pozwalać komuś, aby traktował Cię jako lekarstwo.
Karina masz rację - całe życie jestem tzw. Matką Teresą i pocieszam zalęknione dusze, pomagam w kryzysach itp ale ile można być lekiem na całe zło. Fakty są takie, że facet za szybko próbował sobie ułożyć życie na nowo, a jak pisała Qaqa smród po byłym związku jeszcze nie wywietrzał ...
muszę uświadomić sobie to, że jeśli rzeczywiście ma taki fajny charakter i pasujemy do siebie to moze za jakiś czas spotkamy się w odpowiednim miejscu i czasie. A jeśli nie to całe szczęście, że zabrał mi tylko parę miesięcy życia a nie parę lat jak mój były mąż.
Wiesz co, przypomniałaś mi swoim wpisem jeden artykuł napisany przez psychologa dot. toksycznej osobowości. Osoby takie rozpoczynając nowy związek mają tendencję do szybkiego planowania przyszłości, deklarowania różnych rzeczy, składania obietnic. Nie uważasz, że trzy miesiące związku to za mało aby się poznać, a co dopiero planować wspólną przyszłość?
Słuchaj, ja doskonale rozumiem zachwyt mężczyzną, który ledwo co Cię poznał, a już twierdzi, że życia sobie bez Ciebie nie wyobraża i funduje Ci objazdówkę po całej jego rodzinie i znajomych. Mój ex właśnie tak zrobił, w ciągu pierwszego miesiąca związku oświadczył, że niebawem razem zamieszkamy, zaplanował też kiedy ma pojawić się dziecko a ja nawet nie zauważyłam a już byłam urobiona po uszy w tym co on deklarował.
Poparzona poprzednim związkiem nauczyłam się, że wpierw poznajemy siebie nawzajem, później przedstawiamy się rodzinie a na końcu powoli planujemy przyszłość. Rodzina mojego ex polubiła mnie i to z wzajemnością, co teraz wiąże się z dużym dyskomfortem i jest mi po prostu niezręcznie (im zresztą też). No ale cóż - dla rodziny nie wiążemy się z kimś. To tylko miły dodatek.
Oczywiście, że to szybko ... chyba nastąpiło tak szybko, że nie do końca miałam kiedy się nad tym zastanowić, ale wydawało mi się to wtedy naturalne, bo jakoś spontanicznie to następowało ... na szczęście nie było żadnych wzmianek o dzieciach, ślubie bo wtedy to ja zwiewałabym gdzie pieprz rośnie
Jak to miło z mądrymi kobietami poobcować
Edyszka napisał/a:Zapytałam ile czasu znajomość trwała,bo jak przeczytałam twoje teksty o tym,że on w porównaniu z innymi facetami miał potencjał,że miał idealny charakter,podejście do życia itp.itd.to wiesz z czym mi się to skojarzyło?To było wypisz wymaluj moje myślenie kiedy poznałam mojego ex.On był wtedy dla mnie wzorem i ideałem wszelkich cnót w porównaniu z innymi facetami.Od chwili jak go poznałam było to bum,te iskry i byłam pewna,że on jest moją życiową nagrodą.Napisałaś,że przeczytałaś wszystkie nasze wpisy więc wiesz jak to się skończyło w moim przypadku.Także może facet o którym piszesz nie jest aż tak idealny jak wydaje ci się to teraz.Znałaś go 3 miesiące,a to trochę krótko,żeby obiektywnie kogoś ocenić biorąc pod uwagę,że te pierwsze miesiące,to miesiące zauroczenia totalnego.
Oczywiście, że istnieje prawdopodobieństwo, że z biegiem czasu wyszłyby wady, a mój obecny obraz jest zamazany i wyidealizowany.. aczkolwiek jak wspomniałam mam na koncie i małżeństwo i sporo kontaktów z facetami i uwierz mi, że zawsze od samego początku bez względu na moje zaangażowanie coś mi w facecie nie pasowało... dużo wymagam od siebie, ale tez od innych. A z biegiem lat wiem już mniej więcej kogo, czego szukam i czego oczekuje ... i wydaje mi się też, że im jesteśmy starsi niektóre rzeczy możemy zweryfikować szybciej, bo szybciej stajemy w obliczu danych sytuacji ...
Nie mam małżeństwa na swoim koncie,ale mam narzeczeństwo,trzy związki i też jakieś relacje z facetami(na zasadzie spotykania się z nimi)pomiędzy związkami.Mam 30lat.Też już wiem czego szukam,czego oczekuję,również z racji wieku potrafię pewne rzeczy już zweryfikować i uwierz,że zawsze w większości facetów coś mi nie pasowało.Moje koleżanki zawsze twierdziły,że jestem wybredna.Jak mój były pojawił się w moim życiu,to był dla mnie objawieniem i to objawienie trwało rok,a po roku zaczął pokazywać swoje prawdziwe oblicze.Pomimo tego wszystkiego co opisałam powyżej pomyliłam się.Tym bardziej u ciebie jest większe prawdopodobieństwo że po trzech miesiącac oceniasz mylnie faceta.
Wiesz co, przypomniałaś mi swoim wpisem jeden artykuł napisany przez psychologa dot. toksycznej osobowości. Osoby takie rozpoczynając nowy związek mają tendencję do szybkiego planowania przyszłości, deklarowania różnych rzeczy, składania obietnic. Nie uważasz, że trzy miesiące związku to za mało aby się poznać, a co dopiero planować wspólną przyszłość?
Słuchaj, ja doskonale rozumiem zachwyt mężczyzną, który ledwo co Cię poznał, a już twierdzi, że życia sobie bez Ciebie nie wyobraża i funduje Ci objazdówkę po całej jego rodzinie i znajomych. Mój ex właśnie tak zrobił, w ciągu pierwszego miesiąca związku oświadczył, że niebawem razem zamieszkamy, zaplanował też kiedy ma pojawić się dziecko a ja nawet nie zauważyłam a już byłam urobiona po uszy w tym co on deklarował.
Poparzona poprzednim związkiem nauczyłam się, że wpierw poznajemy siebie nawzajem, później przedstawiamy się rodzinie a na końcu powoli planujemy przyszłość. Rodzina mojego ex polubiła mnie i to z wzajemnością, co teraz wiąże się z dużym dyskomfortem i jest mi po prostu niezręcznie (im zresztą też). No ale cóż - dla rodziny nie wiążemy się z kimś. To tylko miły dodatek.
Aż mi się przypomniało jak mój w początkowej fazie znajomości dzieci ze mną planował.
Edyszka myślę, że nie warto licytować się, która z nas ma więcej doświadczeń na koncie i lepiej wie, czego oczekuje i potrzebuje. Na pewno fakt, że człowiek jest gotowy na związek i potrzebuje go (w sensie my) przysłania nam trochę oczy i daje "dobre pole do popisu" naszym potencjalnym partnerom.
Napisałam do Was, bo czuję, że potrzebuje tego kopniaka pt. Hej on wcale nie musi być taki super jak Ci się wydaje - pogódź się z tym, że kolejny raz zostałaś sama i żyj. A życie napisze dalszy scenariusz.
Tak jak wielokrotnie pisałyście nikt nie zrozumie lepiej danego człowieka od osoby, która jest w podobnej sytuacji ... tutaj każda z nas przeżywa ból rozstania - okoliczności schodzą na dalszy plan. Każda z nas mierzy się codziennie z bólem, tęsknotą, niesprawiedliwością i tysiącem pytań ... i takie forum to jednak dobra forma wsparcia. Dobrze zobaczyć jak na naszą sytuację patrzy ktoś z boku. To pomaga poukładać sobie w głowie i przetrwać ...
Edyszka myślę, że nie warto licytować się, która z nas ma więcej doświadczeń na koncie i lepiej wie, czego oczekuje i potrzebuje. Na pewno fakt, że człowiek jest gotowy na związek i potrzebuje go (w sensie my) przysłania nam trochę oczy i daje "dobre pole do popisu" naszym potencjalnym partnerom.
Napisałam do Was, bo czuję, że potrzebuje tego kopniaka pt. Hej on wcale nie musi być taki super jak Ci się wydaje - pogódź się z tym, że kolejny raz zostałaś sama i żyj. A życie napisze dalszy scenariusz.
Tak jak wielokrotnie pisałyście nikt nie zrozumie lepiej danego człowieka od osoby, która jest w podobnej sytuacji ... tutaj każda z nas przeżywa ból rozstania - okoliczności schodzą na dalszy plan. Każda z nas mierzy się codziennie z bólem, tęsknotą, niesprawiedliwością i tysiącem pytań ... i takie forum to jednak dobra forma wsparcia. Dobrze zobaczyć jak na naszą sytuację patrzy ktoś z boku. To pomaga poukładać sobie w głowie i przetrwać ...
Ja się z tobą nie licytuje tylko sypię argumentami wskazującymi na to,że prawdopodobnie ten obraz faceta,który masz teraz w głowie,to twój wybielony obraz jego osoby.Jeśli to zrozumiesz,to będzie ci łatwiej pogodzić się z tym co się stało.
Edyszka tak to troszkę zabrzmiało, jeśli odniosłam mylne wrażenie to przepraszam.
Masz zupełną rację, że obraz moze być zamazany i wyidealizowany. Dlatego wszystko zweryfikuje czas i życie.
Najgorsza jest ta pustka ...
Napisałam do Was, bo czuję, że potrzebuje tego kopniaka pt. Hej on wcale nie musi być taki super jak Ci się wydaje - pogódź się z tym, że kolejny raz zostałaś sama i żyj. A życie napisze dalszy scenariusz.
Ojej!! Zapraszam Cię tu na Ziemię, bo szybujesz na jakiejś orbicie, tuż obok rosyjskiej satelity.
1. "hej on wcale nie musi być taki super jak Ci się wydaje" - Hej! sama zauważyłaś, że Ci się WYDAJE a nie, że wiesz, że on jest super. Idealizowanie jego osoby to efekt tego, że jeszcze go dobrze nie poznałaś. Poza tym, nawet my, po długich związkach wracałyśmy do obrazu partnera z początków znajomości, czyli do uroku, którym nas oczarowali. A ten urok nie ma nic wspólnego z rzeczywistością.
2. "pogódź się z tym, że KOLEJNY RAZ ZOSTAŁAŚ SAMA I ŻYJ" - aLejla, brak słów do tego stwierdzenia. Powinno brzmieć: "wyciągnij wnioski, bo "klątwa byłych kobiet", która jest w Twoim życiu to nic innego jak nieprzepracowany błąd, który powtarzasz.
Pisanie na forum to dla mnie ciekawe doświadczenie, bo sama czytając swoje wypowiedzi i to jak ubieram pewne kwestie w słowa daje pełniejszy obraz tego co myślę
@aLeja - różnorodność naszych doświadczeń i to, że je opisujemy może stanowić dla Ciebie inspirację do poszukiwania własnego problemu i motywację, aby siebie zmienić. Powtarzam: masz wpływ tylko na siebie, więc jedyne co możesz zmienić to siebie samą. Analizowanie zachowań ex jest przydatne o ile dostrzeżesz w nich lustro swoich własnych błędów. Jeśli w jakikolwiek sposób poszukujesz odpowiedzi "dlaczego on ...?, co by było gdyby...? lub jeśli do siebie wrócimy to ...?" - to tylko tracisz swoją energię. Pozwoliłabyś takiemu człowiekowi wrócić do siebie? Rozważasz taką opcję? Więc uzasadnij, jakie masz ku temu powody? Bo wydaje mi się, że kieruje Tobą wrażenie, jakie pozostawił po sobie tamten mężczyzna i jest ono na tyle silne, że pomijasz szacunek do siebie, poczucie bezpieczeństwa i stabilności związku.
Któraś wspominała o pisaniu listów, żeby po jakimś czasie je przeczytać i zobaczyć jak ewoluują nasze emocje - praktykuje któraś ten sposób ?
@aLeja - różnorodność naszych doświadczeń i to, że je opisujemy może stanowić dla Ciebie inspirację do poszukiwania własnego problemu i motywację, aby siebie zmienić. Powtarzam: masz wpływ tylko na siebie, więc jedyne co możesz zmienić to siebie samą. Analizowanie zachowań ex jest przydatne o ile dostrzeżesz w nich lustro swoich własnych błędów. Jeśli w jakikolwiek sposób poszukujesz odpowiedzi "dlaczego on ...?, co by było gdyby...? lub jeśli do siebie wrócimy to ...?" - to tylko tracisz swoją energię. Pozwoliłabyś takiemu człowiekowi wrócić do siebie? Rozważasz taką opcję? Więc uzasadnij, jakie masz ku temu powody? Bo wydaje mi się, że kieruje Tobą wrażenie, jakie pozostawił po sobie tamten mężczyzna i jest ono na tyle silne, że pomijasz szacunek do siebie, poczucie bezpieczeństwa i stabilności związku.
Trafione w punkt - kieruje mną wrażenie, że on jest uosobieniem cech, których szukam w mężczyźnie. Nie mniej jednak masz rację, że nie powinnam zapominać o takich ważnych kwestiach jak poczucie bezpieczeństwa i stabilności, których po ostatnich wydarzeniach trudno się doszukiwać w kontakcie z tą osobą...
Edyszka tak to troszkę zabrzmiało, jeśli odniosłam mylne wrażenie to przepraszam.
Masz zupełną rację, że obraz moze być zamazany i wyidealizowany. Dlatego wszystko zweryfikuje czas i życie.
Najgorsza jest ta pustka ...
Nie,nie licytowałabym się z tobą na relacje z facetami,bo moich trzech nieudanych związków się podciągam pod mój sukces życiowy Po prostu przybliżyłam ci moją sytuację i wiek żebyś dostrzegła,że mimo że też jestem dojrzała i doświadczona,to i tak się pomyliłam i że prawdopodobnie u ciebie to też pomyłka.Nie będę pisać,że to był zły facet,bo go nie znam,ale jestem na bank pewna,że po trzech miesiącach mylnie widzisz go w kolorowych barwach,a łatwiej pogodzić się z rozstaniem zdając sobie sprawę,że wyobraźnia płata nam figla i ten facet nie jest takim objawieniem jak nam się wydaje,niż żyć w przekonaniu,że właśnie odszedł wzór wszelakich cnót.Dziewczyny,czy któraś z was może powiedzieć,że jej facet przez pierwsze 3 miesiące nie był idealny?
Mój wtedy był przewspaniały.
Któraś wspominała o pisaniu listów, żeby po jakimś czasie je przeczytać i zobaczyć jak ewoluują nasze emocje - praktykuje któraś ten sposób ?
Ja nie.Zależy co do kogo przemawia.Mnie przelewanie tego co czuję na papier w niczym nie pomaga,bo nikt mi na to nie odpowiada Wolę pisać tu.
"klątwa byłych kobiet", która jest w Twoim życiu to nic innego jak nieprzepracowany błąd, który powtarzasz.
Też zwróciłam na to uwagę.aLeja,z tego co napisałaś wynika,że popełniasz ciągle ten sam błąd i musisz nad tym popracować.
(...) Dziewczyny,czy któraś z was może powiedzieć,że jej facet przez pierwsze 3 miesiące nie był idealny?
Mój wtedy był przewspaniały.
A mój przez pierwsze trzy miesiące - był taki cudowny, że myślałam, że Pana Boga za nogi złapałam. Zachwytu mojego nie było końca, rozpływałam się na jego widok, chodziłam jak na haju Istne uosobienie szlachetności, mądrości, zaradności, przystojny, silny, czuły...
hahahahaha
aLeja napisał/a:Któraś wspominała o pisaniu listów, żeby po jakimś czasie je przeczytać i zobaczyć jak ewoluują nasze emocje - praktykuje któraś ten sposób ?
Ja nie.Zależy co do kogo przemawia.Mnie przelewanie tego co czuję na papier w niczym nie pomaga,bo nikt mi na to nie odpowiada
Wolę pisać tu.
Ja przerzuciłam się z listów na pisanie na forum. Jednak informacje zwrotne, które dostawałam bardziej pomogły w obiektywnej ocenie sytuacji.