Nie moge sobie poradzić, brak sensu życia - Netkobiety.pl

Dołącz do Forum Kobiet Netkobiety.pl! To miejsce zostało stworzone dla pełnoletnich, aktywnych i wyjątkowych kobiet, właśnie takich jak Ty! Otrzymasz tutaj wsparcie oraz porady użytkowniczek forum! Zobacz jak wiele nas łączy ...

Szukasz darmowej porady, wsparcia ? Nie zwlekaj zarejestruj się !!!


Forum Kobiet » ROZSTANIE, FLIRT, ZDRADA, ROZWÓD » Nie moge sobie poradzić, brak sensu życia

Strony Poprzednia 1 11 12 13 14 15 83 Następna

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Posty [ 781 do 845 z 5,371 ]

781

Odp: Nie moge sobie poradzić, brak sensu życia
olive-olive napisał/a:

@Gary
Nie wiem jak z mężczyznami po rozstaniu, po kilkuletnim związku, ale u mnie ta wewnętrzna harmonia, porządek został nagle zachwiany. Nie mylić poczucia bezpieczeństwa z materializmem czy zaciągnięciem faceta przed ołtarz. Absolutnie nie.  Chodzi o wewnętrzną równowagę, to poczucie, że się stoi na bezpiecznym gruncie. Aż tu nagle coś się kończy, nagle człowiek jest zmuszony do zmian. Nagle coś tam. I gdzieś się ten grunt zaczyna walić. A nie jest się z kamienia, niestety żeby machnąć na wszystko ręką i tak jakby nic się nie stało, iść i żyć dalej. Choć bardzo bym chciała tak umieć. Dla tego staram się doprowadzić siebie do ładu, nie ładować się np. w kolejną znajomość tylko dla tego, że czuję się teraz samotna i nieszczęśliwa.

Poczucie bezpieczeństwa jest poleganiem na kims, ufaniem . Bez powodu sie nie mowi moja druga polowka. Jak zaczyna tej polowki brakowac nic dziwnego ze czlowiek traci rownowage.

Zobacz podobne tematy :

782 Ostatnio edytowany przez emczii (2017-06-11 11:29:15)

Odp: Nie moge sobie poradzić, brak sensu życia
Edyszka napisał/a:

Hej emczii,rzadko tu bywasz ostatnio więc myślałam,że już lepiej u ciebie,ale rozumiem że nie?

Hej Edyszka smile
Dobrze rozumiesz, jest źle. Codziennie mi się śni, budzę sie z ogromnym bólem w środku. Minęły te 2 miesiące + tydzień a ja nadal jestem w tym samym miejscu. Nie ruszyłam, mniej płacze ale ogarnia mnie tęsknota straszna, wręcz piekielna. Samotność, a raczej osamotnienie, mam obok siebie ludzi ale nie poruszam z nimi juz tego tematu, boli jak cholera. I nikt juz tego nie rozumie. Przerażają mnie wakacje, będę sama, nigdzie nie wyjadę. Nie chodzi o brak bliskości, drugiej osoby - chodzi o brak JEGO.
I ja wiem że ludzie maja gorsze problemy, ale póki co to ta sprawa nie daje mi normalnie żyć. I wiem, wszystko zależy ode mnie, ale ja nie potrafię. Próbowałam, a wciąż żyje nadzieją. Tak, nadzieją.

783

Odp: Nie moge sobie poradzić, brak sensu życia
Edyszka napisał/a:
Eiko napisał/a:
Edyszka napisał/a:

No bo już myślałam,że wpadłaś na pomysł żeby pojechać gdzieś gdzie z nim bywałaś.Sama pojechałaś?

Pojechalam do brata smile chca zebym troche psychicznie odpoczela i sie od problemow odciela. Niestety nawet tu mi go brakuje...

Bo siedzi w twojej głowie,a wzięłaś ją ze sobą na urlop smile

Mogłam ją w domu zostawic big_smile

784

Odp: Nie moge sobie poradzić, brak sensu życia

dziewczyny, ja wam zdradze prawde uniwersalna:

zycie to ciagla zmiana, zmiany

im szybciej to zrozumiecie, tym lepiej dla was

785

Odp: Nie moge sobie poradzić, brak sensu życia
emczii napisał/a:
Edyszka napisał/a:

Hej emczii,rzadko tu bywasz ostatnio więc myślałam,że już lepiej u ciebie,ale rozumiem że nie?

Hej Edyszka smile
Dobrze rozumiesz, jest źle. Codziennie mi się śni, budzę sie z ogromnym bólem w środku. Minęły te 2 miesiące + tydzień a ja nadal jestem w tym samym miejscu. Nie ruszyłam, mniej płacze ale ogarnia mnie tęsknota straszna, wręcz piekielna. Samotność, a raczej osamotnienie, mam obok siebie ludzi ale nie poruszam z nimi juz tego tematu, boli jak cholera. I nikt juz tego nie rozumie. Przerażają mnie wakacje, będę sama, nigdzie nie wyjadę. Nie chodzi o brak bliskości, drugiej osoby - chodzi o brak JEGO.
I ja wiem że ludzie maja gorsze problemy, ale póki co to ta sprawa nie daje mi normalnie żyć. I wiem, wszystko zależy ode mnie, ale ja nie potrafię. Próbowałam, a wciąż żyje nadzieją. Tak, nadzieją.

Karina niedawno napisała,że dla niej pierwszy miesiąc po rozstaniu nie był najgorszy tylko drugi i trzeci.Coś w tym jest.Jak wiesz ja jestem równy miesiąc krócej po rozstaniu niż ty,czyli miesiąc plus tydzień smile Pierwsze dni były straszne.Czułam się jakbym była gdzieś w innym wymiarze przez ten szok i ból(choć nie wiem czemu w szoku byłam,bo przecież ostatnie miesiące wyraźnie wskazywały na to co nastąpi).Później było stopniowo lepiej więc myślałam,że następuje progres.Niestety,minął miesiąc i jeb...Znów jestem zmieciona z nóg.Także może coś w tym jest,że do trzeciego miesiąca cierpi się najbardziej.No i nie dziwię się,że będąc mniej więcej na tym etapie co ja zrobiłaś tę akcję,bo faktycznie jest ciężko.Co prawda ja nie planuję żadnych akcji smile ale ty jesteś sporo młodsza więc tym bardziej nie zapanowałaś wtedy nad sobą.

786

Odp: Nie moge sobie poradzić, brak sensu życia
Edyszka napisał/a:
Gary napisał/a:

Koszty są ogromne... np. można stracić wiele lat życia, albo cierpieć wiele lat. Ale jak ona chce znowu wrócić do swojego męża, to jak się jej tego zabroni, to ona przez resztę życia będzie żałować, że tego nie zrobiła. Dlaczego nie pójdzie swoją drogą? Dlaczego rozmawia z teściową? Dlaczego chce, aby on do niej wrócił?

Dlatego,że teraz jest w amoku wywołanym przez uzależnienie emocjonalne od męża i choćby milion osób próbowało ją przekonać żeby odcięła się od tego człowieka i poszła własną drogą,to i tak tego nie zrobi,bo emocje biorą górę nad rozsądkiem.Monia,nie będę o tobie pisała w osobie trzeciej,bo na pewno przeczytasz ten tekst więc uwaga - może faktycznie powinnaś wrócić do męża..

No właśnie... Bo związek to taka róża... Ona była nie podlewana, zwiędła i trochę zgniła w tym wazonie, główka jej opadła... I teraz pytanie czy zacząć o nią dbać, bo może ta róża się na nowo odrodzi, czy już ją na śmietnik wyrzuć. Na śmietnik szkoda, bo przecież jeszcze nie zgniła do końca, jest cień nadzieji. Dlatego jest tendencja, aby o nią zacząć dbać, aby ona całkiem do końca zgniła, albo zwiędła. Dopiero taką martwą różę, któ©a nawet różą już nie jest wyrzuca się na śmietnik.

Są osoby o mocnej osobowości, które wyrzucą na śmietnik różę która nie całkiem umarła, bo wiedzą, że nie uratują już tego kwiatka. Inni muszą jeszcze powalczyć aby ona całkiem zgniła. Choć pewnie znane są przypadki, kiedy ktoś uratował umierającego kwiatka, ale do tego trzeba dwóch osób i wiele wysiłku. Kwiatek gnił, bo te osoby nie umiały o niego dbać. Zatem osoby muszą się zmienić -- i w tę zmianę ja nie wierzę.

787

Odp: Nie moge sobie poradzić, brak sensu życia
Gary napisał/a:
Edyszka napisał/a:
Gary napisał/a:

Koszty są ogromne... np. można stracić wiele lat życia, albo cierpieć wiele lat. Ale jak ona chce znowu wrócić do swojego męża, to jak się jej tego zabroni, to ona przez resztę życia będzie żałować, że tego nie zrobiła. Dlaczego nie pójdzie swoją drogą? Dlaczego rozmawia z teściową? Dlaczego chce, aby on do niej wrócił?

Dlatego,że teraz jest w amoku wywołanym przez uzależnienie emocjonalne od męża i choćby milion osób próbowało ją przekonać żeby odcięła się od tego człowieka i poszła własną drogą,to i tak tego nie zrobi,bo emocje biorą górę nad rozsądkiem.Monia,nie będę o tobie pisała w osobie trzeciej,bo na pewno przeczytasz ten tekst więc uwaga - może faktycznie powinnaś wrócić do męża..

No właśnie... Bo związek to taka róża... Ona była nie podlewana, zwiędła i trochę zgniła w tym wazonie, główka jej opadła... I teraz pytanie czy zacząć o nią dbać, bo może ta róża się na nowo odrodzi, czy już ją na śmietnik wyrzuć. Na śmietnik szkoda, bo przecież jeszcze nie zgniła do końca, jest cień nadzieji. Dlatego jest tendencja, aby o nią zacząć dbać, aby ona całkiem do końca zgniła, albo zwiędła. Dopiero taką martwą różę, któ©a nawet różą już nie jest wyrzuca się na śmietnik.

Są osoby o mocnej osobowości, które wyrzucą na śmietnik różę która nie całkiem umarła, bo wiedzą, że nie uratują już tego kwiatka. Inni muszą jeszcze powalczyć aby ona całkiem zgniła. Choć pewnie znane są przypadki, kiedy ktoś uratował umierającego kwiatka, ale do tego trzeba dwóch osób i wiele wysiłku. Kwiatek gnił, bo te osoby nie umiały o niego dbać. Zatem osoby muszą się zmienić -- i w tę zmianę ja nie wierzę.

Osobiście wierze i znam przypadki gdzie były zmiany. Byly one pod wplywem jakies sytuacji zyciowej gdzie partner dostrzegl potrzebe zmiany siebie na lepsze i swojego zwiazku. Są jednak one tak rzadko spotykane, ze mozna opisywac je w ksiazkach.
Tak jak piszesz potrzeba do tego dwóch osob , niestety przewaznie jest to jednoosobowa walka.

788

Odp: Nie moge sobie poradzić, brak sensu życia
Eiko napisał/a:
Gary napisał/a:
Edyszka napisał/a:

Dlatego,że teraz jest w amoku wywołanym przez uzależnienie emocjonalne od męża i choćby milion osób próbowało ją przekonać żeby odcięła się od tego człowieka i poszła własną drogą,to i tak tego nie zrobi,bo emocje biorą górę nad rozsądkiem.Monia,nie będę o tobie pisała w osobie trzeciej,bo na pewno przeczytasz ten tekst więc uwaga - może faktycznie powinnaś wrócić do męża..

No właśnie... Bo związek to taka róża... Ona była nie podlewana, zwiędła i trochę zgniła w tym wazonie, główka jej opadła... I teraz pytanie czy zacząć o nią dbać, bo może ta róża się na nowo odrodzi, czy już ją na śmietnik wyrzuć. Na śmietnik szkoda, bo przecież jeszcze nie zgniła do końca, jest cień nadzieji. Dlatego jest tendencja, aby o nią zacząć dbać, aby ona całkiem do końca zgniła, albo zwiędła. Dopiero taką martwą różę, któ©a nawet różą już nie jest wyrzuca się na śmietnik.

Są osoby o mocnej osobowości, które wyrzucą na śmietnik różę która nie całkiem umarła, bo wiedzą, że nie uratują już tego kwiatka. Inni muszą jeszcze powalczyć aby ona całkiem zgniła. Choć pewnie znane są przypadki, kiedy ktoś uratował umierającego kwiatka, ale do tego trzeba dwóch osób i wiele wysiłku. Kwiatek gnił, bo te osoby nie umiały o niego dbać. Zatem osoby muszą się zmienić -- i w tę zmianę ja nie wierzę.

Osobiście wierze i znam przypadki gdzie były zmiany. Byly one pod wplywem jakies sytuacji zyciowej gdzie partner dostrzegl potrzebe zmiany siebie na lepsze i swojego zwiazku. Są jednak one tak rzadko spotykane, ze mozna opisywac je w ksiazkach.
Tak jak piszesz potrzeba do tego dwóch osob , niestety przewaznie jest to jednoosobowa walka.

Zawsze byłam i jestem zwolenniczką zawalczenia o związek zanim "wystawi się kogoś za drzwi".Jeśli kogoś kochamy,to automatycznym odruchem jest próba ratowania związku,ale jak już wiele razy pisałam walczyć można do pewnego momentu,a po przekroczeniu tego momentu dalsza walka to walka z wiatrakami.Jeśli ktoś sam zostaje na placu boju(co miało miejsce w mojej sytuacji),bądź zachowanie drugiej osoby wskazuje na to,że nie da się z nią dalej iść przez życie,to jedyną rzeczą jaką można  zrobić,to zaakceptować że to koniec.W przeciwnym razie nasze zachowanie będzie przypominać ratowanie tej róży,która już jest sucha i martwa.No nie da się.

789

Odp: Nie moge sobie poradzić, brak sensu życia
Eiko napisał/a:
olive-olive napisał/a:

@Gary
Nie wiem jak z mężczyznami po rozstaniu, po kilkuletnim związku, ale u mnie ta wewnętrzna harmonia, porządek został nagle zachwiany. Nie mylić poczucia bezpieczeństwa z materializmem czy zaciągnięciem faceta przed ołtarz. Absolutnie nie.  Chodzi o wewnętrzną równowagę, to poczucie, że się stoi na bezpiecznym gruncie. Aż tu nagle coś się kończy, nagle człowiek jest zmuszony do zmian. Nagle coś tam. I gdzieś się ten grunt zaczyna walić. A nie jest się z kamienia, niestety żeby machnąć na wszystko ręką i tak jakby nic się nie stało, iść i żyć dalej. Choć bardzo bym chciała tak umieć. Dla tego staram się doprowadzić siebie do ładu, nie ładować się np. w kolejną znajomość tylko dla tego, że czuję się teraz samotna i nieszczęśliwa.

Poczucie bezpieczeństwa jest poleganiem na kims, ufaniem . Bez powodu sie nie mowi moja druga polowka. Jak zaczyna tej polowki brakowac nic dziwnego ze czlowiek traci rownowage.

Dużo razy słyszałam, że poczucie bezpieczeństwa powinno się mieć w sobie niezależnie od innych i niezależnie od niczego. Niestety zawsze puszczałam to mimo uszu hmm I właśnie nad tym teraz pracuję. Po pierwsze tylko ja mogę sobie dać szczęście/dać sobie szansę na bycie szczęśliwą. Oraz nad tym żeby zbudować w sobie to poczucie bezpieczeństwa, nie kosztem innych osób lub okoliczności. Zawsze budowałam to wszystko w oparciu o inną osobę. Podświadomie szukałam osób które mi to zapewnią. A potem trach, ludzi nie ma, moje szczęście i poczucie bezpieczeństwa które tak skrzętnie sobie zbudowałam na kimś, zostają rozwalone. Równowaga poszła w las. Od kilku dni skupiam się wyłącznie na sobie. Staram się myśleć pozytywnie i przyjaźnie w stosunku do siebie samej. Siadam z książką na balkonie, patrzę w niebo szukając spokoju i wyciszenia. Muszę przyznać, że to pomaga. Choć uczucie ciężkiego serca dalej się pojawia to np. natrętne myśli o ex zaczęły znikać. Oby to nie było tylko na chwilkę a było oznaką, że jestem na dobrej drodze do zakończenia tego smutnego etapu jakim jest czas po rozstaniu.

790

Odp: Nie moge sobie poradzić, brak sensu życia
olive-olive napisał/a:
Eiko napisał/a:
olive-olive napisał/a:

@Gary
Nie wiem jak z mężczyznami po rozstaniu, po kilkuletnim związku, ale u mnie ta wewnętrzna harmonia, porządek został nagle zachwiany. Nie mylić poczucia bezpieczeństwa z materializmem czy zaciągnięciem faceta przed ołtarz. Absolutnie nie.  Chodzi o wewnętrzną równowagę, to poczucie, że się stoi na bezpiecznym gruncie. Aż tu nagle coś się kończy, nagle człowiek jest zmuszony do zmian. Nagle coś tam. I gdzieś się ten grunt zaczyna walić. A nie jest się z kamienia, niestety żeby machnąć na wszystko ręką i tak jakby nic się nie stało, iść i żyć dalej. Choć bardzo bym chciała tak umieć. Dla tego staram się doprowadzić siebie do ładu, nie ładować się np. w kolejną znajomość tylko dla tego, że czuję się teraz samotna i nieszczęśliwa.

Poczucie bezpieczeństwa jest poleganiem na kims, ufaniem . Bez powodu sie nie mowi moja druga polowka. Jak zaczyna tej polowki brakowac nic dziwnego ze czlowiek traci rownowage.

Dużo razy słyszałam, że poczucie bezpieczeństwa powinno się mieć w sobie niezależnie od innych i niezależnie od niczego. Niestety zawsze puszczałam to mimo uszu hmm I właśnie nad tym teraz pracuję. Po pierwsze tylko ja mogę sobie dać szczęście/dać sobie szansę na bycie szczęśliwą. Oraz nad tym żeby zbudować w sobie to poczucie bezpieczeństwa, nie kosztem innych osób lub okoliczności. Zawsze budowałam to wszystko w oparciu o inną osobę. Podświadomie szukałam osób które mi to zapewnią. A potem trach, ludzi nie ma, moje szczęście i poczucie bezpieczeństwa które tak skrzętnie sobie zbudowałam na kimś, zostają rozwalone. Równowaga poszła w las. Od kilku dni skupiam się wyłącznie na sobie. Staram się myśleć pozytywnie i przyjaźnie w stosunku do siebie samej. Siadam z książką na balkonie, patrzę w niebo szukając spokoju i wyciszenia. Muszę przyznać, że to pomaga. Choć uczucie ciężkiego serca dalej się pojawia to np. natrętne myśli o ex zaczęły znikać. Oby to nie było tylko na chwilkę a było oznaką, że jestem na dobrej drodze do zakończenia tego smutnego etapu jakim jest czas po rozstaniu.

Myślę bardzo podobnie. Musze nauczyc sie kochac sama siebie. Inaczej nawet jakbym chciala kogos miec to bym nie potrafila uszczesliwic siebie i tej drugiej osoby, juz nie mowiac o mojej corce ktora nosze pod sercem smile

791

Odp: Nie moge sobie poradzić, brak sensu życia
_v_ napisał/a:

dziewczyny, ja wam zdradze prawde uniwersalna:

zycie to ciagla zmiana, zmiany

im szybciej to zrozumiecie, tym lepiej dla was

Dodam tylko, że nie wolno bać się zmian, ani zapierać się aby ich nie było. Dziewczyny, wszystko idzie do przodu. To nie tak, że życie bez ex nie ma sensu. Nie bójcie się tego co przyniosą zmiany. Było przecież źle- teraz będzie dobrze smile

@Edyszka podnosisz się z kryzysu?

792

Odp: Nie moge sobie poradzić, brak sensu życia

@Eiko aby pokochać siebie musisz w siebie uwierzyć, przypomnij sobie co jest dla Ciebie najważniejsze, czego oczekujesz od innych. Nie bój się mówić "nie", nie bój się postawić granicy. Nie do każdego będziesz pasować- jesteś przecież wyjątkowa. Poznaj siebie, zadbaj o siebie (i dziecko) - to najlepsza inwestycja i na pewno będziesz miała z tego korzyści:)

793

Odp: Nie moge sobie poradzić, brak sensu życia
Karina.Julia.8 napisał/a:

@Eiko aby pokochać siebie musisz w siebie uwierzyć, przypomnij sobie co jest dla Ciebie najważniejsze, czego oczekujesz od innych. Nie bój się mówić "nie", nie bój się postawić granicy. Nie do każdego będziesz pasować- jesteś przecież wyjątkowa. Poznaj siebie, zadbaj o siebie (i dziecko) - to najlepsza inwestycja i na pewno będziesz miała z tego korzyści:)

Teraz tylko potrzebny czas zeby poznac sama siebie, a to w cale nie jest takie proste jak caly czas spelnialo sie czyjes zachcianki i marzenia. Zapomnialam juz jak to jest skupic sie tylko na sobie smile

794

Odp: Nie moge sobie poradzić, brak sensu życia
Eiko napisał/a:
Karina.Julia.8 napisał/a:

@Eiko aby pokochać siebie musisz w siebie uwierzyć, przypomnij sobie co jest dla Ciebie najważniejsze, czego oczekujesz od innych. Nie bój się mówić "nie", nie bój się postawić granicy. Nie do każdego będziesz pasować- jesteś przecież wyjątkowa. Poznaj siebie, zadbaj o siebie (i dziecko) - to najlepsza inwestycja i na pewno będziesz miała z tego korzyści:)

Teraz tylko potrzebny czas zeby poznac sama siebie, a to w cale nie jest takie proste jak caly czas spelnialo sie czyjes zachcianki i marzenia. Zapomnialam juz jak to jest skupic sie tylko na sobie smile

Jasne, że nie jest łatwo, ale coś mi podpowiada, że jesteśmy na dobrej drodze smile Czas jest jest na to właśnie tu i teraz. Ja w moim ex związku, zupełnie zapomniałam o swoich potrzebach, o swoim szczęściu.. Trwałam jakby w takim uśpieniu przez bardzo długi okres. Oddaliłam się od siebie samej. Mogłabym nazwać to stratą czasu. Ale trudno, stało się. Trzeba ruszyć do przodu smile

795

Odp: Nie moge sobie poradzić, brak sensu życia
Karina.Julia.8 napisał/a:

@Edyszka podnosisz się z kryzysu?

Nie.Kryzys trwa i to duży kryzys.Nie,nie chodzi o tego nędznego lajka.Polubił mi zdjęcie jak wielu innym osobom i nad tym nie ma się co nawet pochylać i zastanawiać.Co prawda wprowadził mnie tym w chwilową dezorientację i rozbicie,ale tylko dlatego że mam "chorą na ex" głowę więc odebrała to jako reakcję z jego strony i zaczęła iść po nitce do kłębka,czyli był lajk,to za chwilę będzie coś więcej,kolejna reakcja.To były chwilowe fanaberie mojego mózgu.Biorąc to na czystą logikę nigdy takich bzdur bym nie wymyśliła.Wystarczy na jednej szali postawić tekst ZWIĄZKU NIE BĘDZIE,a na drugiej LAJKA żeby nie musieć tego nawet komentować.Po prostu minął miesiąc i wpadłam w głęboki dół.Zapewne dlatego,że wcześniej napędzała mnie złość,gniew,żal do niego,a teraz (może nie całkowicie ale w dużej mierze) te emocje ze mnie wyparowały.Został smutek i wszystko co z nim związane,tęsknota i wielka niesprawiedliwość że to się skończyło mimo tak dużego wysiłku i oddania z mojej strony.

796 Ostatnio edytowany przez Eiko (2017-06-12 13:32:07)

Odp: Nie moge sobie poradzić, brak sensu życia
Edyszka napisał/a:
Karina.Julia.8 napisał/a:

@Edyszka podnosisz się z kryzysu?

Nie.Kryzys trwa i to duży kryzys.Nie,nie chodzi o tego nędznego lajka.Polubił mi zdjęcie jak wielu innym osobom i nad tym nie ma się co nawet pochylać i zastanawiać.Co prawda wprowadził mnie tym w chwilową dezorientację i rozbicie,ale tylko dlatego że mam "chorą na ex" głowę więc odebrała to jako reakcję z jego strony i zaczęła iść po nitce do kłębka,czyli był lajk,to za chwilę będzie coś więcej,kolejna reakcja.To były chwilowe fanaberie mojego mózgu.Biorąc to na czystą logikę nigdy takich bzdur bym nie wymyśliła.Wystarczy na jednej szali postawić tekst ZWIĄZKU NIE BĘDZIE,a na drugiej LAJKA żeby nie musieć tego nawet komentować.Po prostu minął miesiąc i wpadłam w głęboki dół.Zapewne dlatego,że wcześniej napędzała mnie złość,gniew,żal do niego,a teraz (może nie całkowicie ale w dużej mierze) te emocje ze mnie wyparowały.Został smutek i wszystko co z nim związane,tęsknota i wielka niesprawiedliwość że to się skończyło mimo tak dużego wysiłku i oddania z mojej strony.

Edyszka u mnie leci 5 miesiac i mam odczucia jak u Ciebie, odczuwam tesknote i niesprawiedliwosc jednak jest ona wymieszana z nienawiścią. Co bedzie pozniej ? smile

797

Odp: Nie moge sobie poradzić, brak sensu życia
Eiko napisał/a:
Edyszka napisał/a:
Karina.Julia.8 napisał/a:

@Edyszka podnosisz się z kryzysu?

Nie.Kryzys trwa i to duży kryzys.Nie,nie chodzi o tego nędznego lajka.Polubił mi zdjęcie jak wielu innym osobom i nad tym nie ma się co nawet pochylać i zastanawiać.Co prawda wprowadził mnie tym w chwilową dezorientację i rozbicie,ale tylko dlatego że mam "chorą na ex" głowę więc odebrała to jako reakcję z jego strony i zaczęła iść po nitce do kłębka,czyli był lajk,to za chwilę będzie coś więcej,kolejna reakcja.To były chwilowe fanaberie mojego mózgu.Biorąc to na czystą logikę nigdy takich bzdur bym nie wymyśliła.Wystarczy na jednej szali postawić tekst ZWIĄZKU NIE BĘDZIE,a na drugiej LAJKA żeby nie musieć tego nawet komentować.Po prostu minął miesiąc i wpadłam w głęboki dół.Zapewne dlatego,że wcześniej napędzała mnie złość,gniew,żal do niego,a teraz (może nie całkowicie ale w dużej mierze) te emocje ze mnie wyparowały.Został smutek i wszystko co z nim związane,tęsknota i wielka niesprawiedliwość że to się skończyło mimo tak dużego wysiłku i oddania z mojej strony.

Edyszka u mnie leci 5 miesiac i mam odczucia jak u Ciebie, odczuwam tesknote i niesprawiedliwosc jednak jest ona wymieszana z nienawiścią. Co bedzie pozniej ? smile

U ciebie te emocje nie są już takie miażdżące jak u mnie.Miałaś nawet siłę wyjechać za granicę,a mi ledwo co wystarcza sił,żeby z łóżka się zwlec.Zero sił witalnych.Nawet apetytu nie mam.Jem coś tam czasem,bo wiem że muszę jeść,a nie dlatego że jestem głodna.Oprócz tego przez pierwszy miesiąc mało płakałam.Teraz gdybym miała taką możliwość,to pewnie większość dnia bym przeryczała.Nie chodzi o to,że ja nie mogę z rozstaniem się pogodzić.Już to zaakceptowałam.Nie żyję ani nadzieją,ani chęcią żeby on pożałował.Po prostu po miesiącu od rozstania coś mi się z głową porobiło i przez miesiąc trzymałam się dobrze,a po miesiącu jeb z wysokości i to nawet nie ma ziemię,a na beton.

798 Ostatnio edytowany przez Eiko (2017-06-12 14:55:21)

Odp: Nie moge sobie poradzić, brak sensu życia
Edyszka napisał/a:
Eiko napisał/a:
Edyszka napisał/a:

Nie.Kryzys trwa i to duży kryzys.Nie,nie chodzi o tego nędznego lajka.Polubił mi zdjęcie jak wielu innym osobom i nad tym nie ma się co nawet pochylać i zastanawiać.Co prawda wprowadził mnie tym w chwilową dezorientację i rozbicie,ale tylko dlatego że mam "chorą na ex" głowę więc odebrała to jako reakcję z jego strony i zaczęła iść po nitce do kłębka,czyli był lajk,to za chwilę będzie coś więcej,kolejna reakcja.To były chwilowe fanaberie mojego mózgu.Biorąc to na czystą logikę nigdy takich bzdur bym nie wymyśliła.Wystarczy na jednej szali postawić tekst ZWIĄZKU NIE BĘDZIE,a na drugiej LAJKA żeby nie musieć tego nawet komentować.Po prostu minął miesiąc i wpadłam w głęboki dół.Zapewne dlatego,że wcześniej napędzała mnie złość,gniew,żal do niego,a teraz (może nie całkowicie ale w dużej mierze) te emocje ze mnie wyparowały.Został smutek i wszystko co z nim związane,tęsknota i wielka niesprawiedliwość że to się skończyło mimo tak dużego wysiłku i oddania z mojej strony.

Edyszka u mnie leci 5 miesiac i mam odczucia jak u Ciebie, odczuwam tesknote i niesprawiedliwosc jednak jest ona wymieszana z nienawiścią. Co bedzie pozniej ? smile

U ciebie te emocje nie są już takie miażdżące jak u mnie.Miałaś nawet siłę wyjechać za granicę,a mi ledwo co wystarcza sił,żeby z łóżka się zwlec.Zero sił witalnych.Nawet apetytu nie mam.Jem coś tam czasem,bo wiem że muszę jeść,a nie dlatego że jestem głodna.Oprócz tego przez pierwszy miesiąc mało płakałam.Teraz gdybym miała taką możliwość,to pewnie większość dnia bym przeryczała.Nie chodzi o to,że ja nie mogę z rozstaniem się pogodzić.Już to zaakceptowałam.Nie żyję ani nadzieją,ani chęcią żeby on pożałował.Po prostu po miesiącu od rozstania coś mi się z głową porobiło i przez miesiąc trzymałam się dobrze,a po miesiącu jeb z wysokości i to nawet nie ma ziemię,a na beton.

Gdyby u mnie bylo tak kolorowo to pewnie bym sie tu nie odzywala wink niestety , mam doly. Ciagle dochodza mnie sluchy jak to moj ex z nowa narzeczona sobie zycie uklada. Moj brat powtarza mi ze nie jest wart, ze karma wraca itd. Edyszka tez juz nie mysle w kategoriach zeby zalowal. Czuje po prostu ze to nie fair ze on szczesliwy, zycie sobie ulozyl,  nie teskni za mna a ja ostatkiem sil probowalam ratowac cos co on uwazal za bezwartosciowe. Moja corka zostala bez taty, bez swojego pokoju i bez perspektyw poki co. Mi sie zycie zawalilo. Tak mnie to boli ze jak tylko pomysle ze on ma to gdzies zalewa mnie krew.
Spotykamy sie na tym betonie...

799

Odp: Nie moge sobie poradzić, brak sensu życia

Eiko,wiem kochana że nie jest u ciebie kolorowo.Wiele razy powtarzałam,że ty nie dość że przechodzisz to co my,to jeszcze w tej całej sytuacji jesteś w ciąży.Z jednej strony nie można powiedzieć,że to źle bo to dziecko da ci dużo szczęścia,a z drugiej wiadomo,że świadomość że zostawił cię w ciąży,odszedł do innej i nie możesz na niego liczyć jest dodatkowym obciążeniem psychicznym dla ciebie.

800

Odp: Nie moge sobie poradzić, brak sensu życia
Edyszka napisał/a:

Eiko,wiem kochana że nie jest u ciebie kolorowo.Wiele razy powtarzałam,że ty nie dość że przechodzisz to co my,to jeszcze w tej całej sytuacji jesteś w ciąży.Z jednej strony nie można powiedzieć,że to źle bo to dziecko da ci dużo szczęścia,a z drugiej wiadomo,że świadomość że zostawił cię w ciąży,odszedł do innej i nie możesz na niego liczyć jest dodatkowym obciążeniem psychicznym dla ciebie.

Oby kazdej z nas udalo sie szybko ogarnac i byc szczesliwe smile

801

Odp: Nie moge sobie poradzić, brak sensu życia
Eiko napisał/a:
Edyszka napisał/a:

Eiko,wiem kochana że nie jest u ciebie kolorowo.Wiele razy powtarzałam,że ty nie dość że przechodzisz to co my,to jeszcze w tej całej sytuacji jesteś w ciąży.Z jednej strony nie można powiedzieć,że to źle bo to dziecko da ci dużo szczęścia,a z drugiej wiadomo,że świadomość że zostawił cię w ciąży,odszedł do innej i nie możesz na niego liczyć jest dodatkowym obciążeniem psychicznym dla ciebie.

Oby kazdej z nas udalo sie szybko ogarnac i byc szczesliwe smile

Poki co,biorąc pod uwagę mój aktualny stan,czarno to widzę ale mam nadzieję,że kiedyś faktycznie tak będzie.

802

Odp: Nie moge sobie poradzić, brak sensu życia

Jest szansa ze po prostu chce pobyc sam i przemyśleć sprawę albo byl z tobą tak długo ze potrzebowal wziac chwile oddechu zanim zacznie poważny związek i po prostu spanikował.. Sama zerwałam z chlopakiem z takiego powodu mimo ze się kochaliśmy.. Daj mu chwile odetchnąć i pozostaje ci czekać.

803

Odp: Nie moge sobie poradzić, brak sensu życia

Cześć dziewczyny,
czytam ten wątek od początku  - codziennie sprawdzam co u Was słychać, jak się trzymacie i  idziecie do przodu. Bo nawet jak robimy milimetrowe kroczki to i tak do przodu. Poczułam dziś potrzebę nie tylko czytania, ale też i napisania. To jest mój pierwszy post na jakimkolwiek forum w internecie, chyba czuję lekką tremę smile Moja historia jest do bólu standardowa. Prawie pół roku temu, po 7 latach związku rzucił mnie chłopak. Oboje mamy po 26 lat. Drugiego dnia świąt dostałam prrezenty i informację, że to koniec bo w jego życiu ktoś się pojawił i musimy się rozstać, bo nie chce mnie krzywdzić, a chciałby spóbować czegoś nowego. I poszedł w siną dal. Od tamtej pory poza jedną półgodzinną rozmową, w której obwinił mnie o całe zło na świecie, powiedział że nigdy nie kochał i nigdy nie był ze mną szczęśliwy, nie mieliśmy już kontaktu. Po 3 miesiącach zadzwonił tylko powiedzieć że może mi ciężko, bo go kocham, to on może się spotkać i mi wyjaśnić, że kiedyś kochał ale przestał, żebym nie cierpiała za bardzo. I koniec historii. Mija pół roku, ja się obwniam, że w 2012 mogłam uśmiechać się szerzej na weselu u córki ciotki Grażyny, a zupę solić mniej. Nie mogę napisać, że drań mnie skrzywdził, bo na dobrą sprawę nie kochał i odszedł. Historia oczywiście jest dłuższa i bardziej skomplikowana ale chyba musiałabym opowiadanie tu napisać, żeby jakoś to przedstawić. Tylko serce boli a mózg paruje jak piec w lokomotywie, bo czasami ciężko zapanować nad swoimi lękami i uczuciami. Ale wierzę w nas wszystkie, że otrzepiemy kolanka i jak już ruszymy, to nic nas nie zatrzyma.
Eiko, jesteś mega dzielną kobietą. Czytam i podziwiam jak dobrze sobie radzisz smile

804

Odp: Nie moge sobie poradzić, brak sensu życia
Edyszka napisał/a:
Karina.Julia.8 napisał/a:

@Edyszka podnosisz się z kryzysu?

Nie.Kryzys trwa i to duży kryzys.Nie,nie chodzi o tego nędznego lajka.Polubił mi zdjęcie jak wielu innym osobom i nad tym nie ma się co nawet pochylać i zastanawiać.Co prawda wprowadził mnie tym w chwilową dezorientację i rozbicie,ale tylko dlatego że mam "chorą na ex" głowę więc odebrała to jako reakcję z jego strony i zaczęła iść po nitce do kłębka,czyli był lajk,to za chwilę będzie coś więcej,kolejna reakcja.To były chwilowe fanaberie mojego mózgu.Biorąc to na czystą logikę nigdy takich bzdur bym nie wymyśliła.Wystarczy na jednej szali postawić tekst ZWIĄZKU NIE BĘDZIE,a na drugiej LAJKA żeby nie musieć tego nawet komentować.Po prostu minął miesiąc i wpadłam w głęboki dół.Zapewne dlatego,że wcześniej napędzała mnie złość,gniew,żal do niego,a teraz (może nie całkowicie ale w dużej mierze) te emocje ze mnie wyparowały.Został smutek i wszystko co z nim związane,tęsknota i wielka niesprawiedliwość że to się skończyło mimo tak dużego wysiłku i oddania z mojej strony.

A więc minęła złość, wchodzisz w drugi miesiąc rozstania i co się dzieje z emocjami? Jest żałoba: smutek, żal, poczucie niesprawiedliwości. Jesteś przygnebiona, wszystko wydaje się być za trudne, zbyt ciężkie, nie ogarniasz... brakuje apetytu, czujesz że jesteś w innym wymiarze. Niby rzeczywistość, znasz ją, rozumiesz co się stało, akceptujesz jak jest. Ale ten ból, w sercu, w żołądku, dolegliwości fizyczne... Nie da się normalnie żyć, nie umiesz się cieszyć i być beztroska.
Co dalej?
Jakich rad bym Ci nie udzieliła- nie wprowadzisz ich w życie. Teraz będzie bolało i tak to będzie trwać do momentu aż poczujesz się pewnego dnia zmęczona tym bólem. Teraz jest czas na łzy, na smutek. Przeżyj tą żałobę.
Co może pomóc?:
1. Aktywność fizyczna rozładuje stres + dostarczy Ci endorfiny
2. Zmień coś w swoim otoczeniu: przemeblowabie?, porządek w szafie?, wprowadź jakaś zmianę
3. Postaraj się odganiać myśl i o nim
4. W żadnym wypadku nie patrz na jego zdjęcia i rzeczy które od niego dostałaś
5. Dbaj o siebie: odzywiaj się zdrowo, spędzaj czas aktywnie i z przyjaciolmi, nie traktuj łez jako słabości czy porażki- to taki etap, trzeba to się wypłacz. Musisz być dla siebie wyrozumiała.

805 Ostatnio edytowany przez Ela210 (2017-06-12 22:17:45)

Odp: Nie moge sobie poradzić, brak sensu życia
qaqa napisał/a:

Cześć dziewczyny,
czytam ten wątek od początku  - codziennie sprawdzam co u Was słychać, jak się trzymacie i  idziecie do przodu. Bo nawet jak robimy milimetrowe kroczki to i tak do przodu. Poczułam dziś potrzebę nie tylko czytania, ale też i napisania. To jest mój pierwszy post na jakimkolwiek forum w internecie, chyba czuję lekką tremę smile Moja historia jest do bólu standardowa. Prawie pół roku temu, po 7 latach związku rzucił mnie chłopak. Oboje mamy po 26 lat. Drugiego dnia świąt dostałam prrezenty i informację, że to koniec bo w jego życiu ktoś się pojawił i musimy się rozstać, bo nie chce mnie krzywdzić, a chciałby spóbować czegoś nowego. I poszedł w siną dal. Od tamtej pory poza jedną półgodzinną rozmową, w której obwinił mnie o całe zło na świecie, powiedział że nigdy nie kochał i nigdy nie był ze mną szczęśliwy, nie mieliśmy już kontaktu. Po 3 miesiącach zadzwonił tylko powiedzieć że może mi ciężko, bo go kocham, to on może się spotkać i mi wyjaśnić, że kiedyś kochał ale przestał, żebym nie cierpiała za bardzo. I koniec historii. Mija pół roku, ja się obwniam, że w 2012 mogłam uśmiechać się szerzej na weselu u córki ciotki Grażyny, a zupę solić mniej. Nie mogę napisać, że drań mnie skrzywdził, bo na dobrą sprawę nie kochał i odszedł. Historia oczywiście jest dłuższa i bardziej skomplikowana ale chyba musiałabym opowiadanie tu napisać, żeby jakoś to przedstawić. Tylko serce boli a mózg paruje jak piec w lokomotywie, bo czasami ciężko zapanować nad swoimi lękami i uczuciami. Ale wierzę w nas wszystkie, że otrzepiemy kolanka i jak już ruszymy, to nic nas nie zatrzyma.
Eiko, jesteś mega dzielną kobietą. Czytam i podziwiam jak dobrze sobie radzisz smile

Twój chłopak okazał się Tchórzem.. Myślę, że Cię kochał, ale po latach zauroczył czy zakochał się w kimś innym. Rozstał się z Tobą- podjął taką a nie inna decyzję, ale widać źle się z tym czuł- że podczas tej półgodzinnej rozmowy usiłował przekonać siebie- że to było nic nie warte uczucie- i to uważam za świństwo po tylu latach- Ciebie obciążył za swoją zdradę.  Po 3 miesiącach zadzwonił bo poczuł wyrzuty sumienia za te kłamstwa z pierwszej rozmowy i znowu ten telefon po to, by SOBIE poprawić samopoczucie, pozbyć się wyrzutów sumienia.
Tak więc Kochana Moja- kochał Cię- ale siebie bardziej i podjął decyzję jaką podjął- i niech z nią sobie sam radzi gdy będzie przeglądał się w lustrze.

Ty tymczasem spójrz w lustro i uśmiechnij się, bo zobaczysz tam wartościową, piękną, zdolną do miłości młodą kobietę- i to sobie na lustrze napisz smile
Kobietę na którą czeka ktoś, kto zje i przesoloną zupę i żadna ciocia nie wpłynie na Twój obraz w jego oczach.pozdrawiam serdecznie.

806

Odp: Nie moge sobie poradzić, brak sensu życia
Ela210 napisał/a:

Twój chłopak okazał się Tchórzem.. Myślę, że Cię kochał, ale po latach zauroczył czy zakochał się w kimś innym. Rozstał się z Tobą- podjął taką a nie inna decyzję, ale widać źle się z tym czuł- że podczas tej półgodzinnej rozmowy usiłował przekonać siebie- że to było nic nie warte uczucie- i to uważam za świństwo po tylu latach- Ciebie obciążył za swoją zdradę.  Po 3 miesiącach zadzwonił bo poczuł wyrzuty sumienia za te kłamstwa z pierwszej rozmowy i znowu ten telefon po to, by SOBIE poprawić samopoczucie, pozbyć się wyrzutów sumienia.
Tak więc Kochana Moja- kochał Cię- ale siebie bardziej i podjął decyzję jaką podjął- i niech z nią sobie sam radzi gdy będzie przeglądał się w lustrze.

Ty tymczasem spójrz w lustro i uśmiechnij się, bo zobaczysz tam wartościową, piękną, zdolną do miłości młodą kobietę- i to sobie na lustrze napisz smile
Kobietę na którą czeka ktoś, kto zje i przesoloną zupę i żadna ciocia nie wpłynie na Twój obraz w jego oczach.pozdrawiam serdecznie.

Witaj Elu210 smile Podczas mojego przesiadywania na forum przeczytałam Twój wątek, dziwne uczucie, ale czuję jakbym Cię trochę znała przez internet smile
Co do mojej historii to pisałam, że jest długa. Robiłam kilka podejść żeby ją opisać, ale za każdym razem zakręciłam posta i w końcu go nie publikowałam. Nie wiem czy mnie kochał. Jestem w stanie uwierzyć, że jednak nie. W ciągu 7 lat zrywaliśmy ze sobą kilka razy. Raz ja w przypływie złości, miałam 20 lat i później było mi wstyd, że użyłam takiego kroku żeby pokazać swoje niezadowolenie. On z kolei zrywał kilka razy, na dzień lub dwa. Ja płakałam, bo nie rozumiałam, i chyba nadal nie rozumiem tego mechanizmu który rządzi zerwaniami. Nie umiem zrozumieć tego idealnie normalnego zachowania do końca a później zrzucenia bomby komuś na głowę. Zawsze gdzieś miałam wewnętrzne przekonanie, że nawet jak się psuje to wtedy trzeba porozmawiać, żeby obie strony wiedziały na czym stoją i że były ostrzegawsze znaki dymne. No ale... wracaliśmy do siebie. On ten łaskawy, ja ta która musi poprawić coś w sobie. I starałam się, ale chyba ciągłe nie wystarczająco, bo po roku lub dwóch znajdował się kolejny powód. Tutaj dla rozjaśnienia dodam, że ja raczej twardo stąpam po ziemi, ale posiadam też dużą dawkę kreatywności. On dusza artystyczna. Teraz wiem, że to nie mogło się udać, ale jeszcze do niedawna wierzyłam że wystarczy się kochać a wszystko sie ułoży.
Wracając do tematu wątku, wstyd przyznać, ale pomimo, że minęło pół roku to nadal tytułowo nie czuję sensu życia. Gdzieś uleciały moje emocje, czasami jakbym nic nie czuła. Nigdy nie poczułam na niego złości czy gniewu. Wiem, że nie można zmusić do miłości. Czuję raczej taki spokojny smutek, straciłam swoje poczucie wartości jako kobieta. Był to mój pierwszy związek w życiu, dorastaliśmy razem i niejako patrzyłam na siebie też jego oczami. A teraz pierwszy raz w takim dorosłym życiu jestem sama. Logika podpowiada, że wszystko się poukłada i jeszcze będę się w życiu szczerzyć, ale póki co trwa trudny proces odnowy.

Ps. na jakiej zasadzie działa wysyłanie wiadomości na maila do innych użytkowników?

807

Odp: Nie moge sobie poradzić, brak sensu życia
qaqa napisał/a:
Ela210 napisał/a:

Ps. na jakiej zasadzie działa wysyłanie wiadomości na maila do innych użytkowników?


Pod kazdym postem masz w dolnym lewym rogu E-mail tam naciskasz i lecisz z tematem:)

808

Odp: Nie moge sobie poradzić, brak sensu życia

Nie ma "miękkich" zerwań,ponieważ nigdy nie jest tak,że dwie osoby będące w związku nagle równocześnie zakochują się w kimś innym.Tutaj było tak jak pisze Ela,facet "nie miał jaj",żeby uczciwie przyznać,że zakochał się w kimś innym,a w Tobie odkochał.Takie jest życie,dziwne,że miał odwagę najpierw zerwać,a nie zdradzać,a nie miał odwagi wziąć odpowiedzialności na siebie.Oczywiście,że Ciebie kochał,ale poczuł się winny,i zwalił odpowiedzialność na Ciebie.Potem ruszyło Go sumienie,ale nie na tyle,żeby uczciwie przyznać,że To Jego wina,tylko jakieś pierdoły "jak Cię boli,to ja Ci wyjaśnię,będzie dobrze,dasz radę" - to jest już okrutne.

809

Odp: Nie moge sobie poradzić, brak sensu życia
Eiko napisał/a:
Edyszka napisał/a:

Eiko,wiem kochana że nie jest u ciebie kolorowo.Wiele razy powtarzałam,że ty nie dość że przechodzisz to co my,to jeszcze w tej całej sytuacji jesteś w ciąży.Z jednej strony nie można powiedzieć,że to źle bo to dziecko da ci dużo szczęścia,a z drugiej wiadomo,że świadomość że zostawił cię w ciąży,odszedł do innej i nie możesz na niego liczyć jest dodatkowym obciążeniem psychicznym dla ciebie.

Oby kazdej z nas udalo sie szybko ogarnac i byc szczesliwe smile

Oby, oby smile Jestem za smile

810

Odp: Nie moge sobie poradzić, brak sensu życia
qaqa napisał/a:

Cześć dziewczyny,
czytam ten wątek od początku  - codziennie sprawdzam co u Was słychać, jak się trzymacie i  idziecie do przodu. Bo nawet jak robimy milimetrowe kroczki to i tak do przodu. Poczułam dziś potrzebę nie tylko czytania, ale też i napisania. To jest mój pierwszy post na jakimkolwiek forum w internecie, chyba czuję lekką tremę smile Moja historia jest do bólu standardowa. Prawie pół roku temu, po 7 latach związku rzucił mnie chłopak. Oboje mamy po 26 lat. Drugiego dnia świąt dostałam prrezenty i informację, że to koniec bo w jego życiu ktoś się pojawił i musimy się rozstać, bo nie chce mnie krzywdzić, a chciałby spóbować czegoś nowego. I poszedł w siną dal. Od tamtej pory poza jedną półgodzinną rozmową, w której obwinił mnie o całe zło na świecie, powiedział że nigdy nie kochał i nigdy nie był ze mną szczęśliwy, nie mieliśmy już kontaktu. Po 3 miesiącach zadzwonił tylko powiedzieć że może mi ciężko, bo go kocham, to on może się spotkać i mi wyjaśnić, że kiedyś kochał ale przestał, żebym nie cierpiała za bardzo. I koniec historii. Mija pół roku, ja się obwniam, że w 2012 mogłam uśmiechać się szerzej na weselu u córki ciotki Grażyny, a zupę solić mniej. Nie mogę napisać, że drań mnie skrzywdził, bo na dobrą sprawę nie kochał i odszedł. Historia oczywiście jest dłuższa i bardziej skomplikowana ale chyba musiałabym opowiadanie tu napisać, żeby jakoś to przedstawić. Tylko serce boli a mózg paruje jak piec w lokomotywie, bo czasami ciężko zapanować nad swoimi lękami i uczuciami. Ale wierzę w nas wszystkie, że otrzepiemy kolanka i jak już ruszymy, to nic nas nie zatrzyma.
Eiko, jesteś mega dzielną kobietą. Czytam i podziwiam jak dobrze sobie radzisz smile

Hej smile
Grupa wsparcia wita wink
Przykro się czyta to co opisujesz hmm A najbardziej ohydne jest to, że Twój były chłopak próbował całą winę i odpowiedzialność zrzucić na Ciebie. Pisałaś, że straciłaś poczucie wartości. To teraz masz pole do działania smile Zadziałaj tak aby to poczucie wartości przywrócić. Wierzę, że spotkasz na swojej drodze kogoś stabilniejszego niż Twój były chłopak.

811

Odp: Nie moge sobie poradzić, brak sensu życia
Karina.Julia.8 napisał/a:

A więc minęła złość, wchodzisz w drugi miesiąc rozstania i co się dzieje z emocjami? Jest żałoba: smutek, żal, poczucie niesprawiedliwości. Jesteś przygnebiona, wszystko wydaje się być za trudne, zbyt ciężkie, nie ogarniasz... brakuje apetytu, czujesz że jesteś w innym wymiarze. Niby rzeczywistość, znasz ją, rozumiesz co się stało, akceptujesz jak jest. Ale ten ból, w sercu, w żołądku, dolegliwości fizyczne... Nie da się normalnie żyć, nie umiesz się cieszyć i być beztroska.

Dokładnie tak jest.

Karina.Julia.8 napisał/a:

Co dalej?
Jakich rad bym Ci nie udzieliła- nie wprowadzisz ich w życie. Teraz będzie bolało i tak to będzie trwać do momentu aż poczujesz się pewnego dnia zmęczona tym bólem. Teraz jest czas na łzy, na smutek. Przeżyj tą żałobę.

Ja już jestem zmęczona.Najpierw zmęczyłam się stresem związanym z ratowaniem związku,później rozstaniem,następnie pierwszą fazą po rozstaniu,a jak myślałam że już będzie z górki,to okazało się że dopiero zaczyna się jazda bez trzymanki.

Karina.Julia.8 napisał/a:

Co może pomóc?:
1. Aktywność fizyczna rozładuje stres + dostarczy Ci endorfiny
2. Zmień coś w swoim otoczeniu: przemeblowabie?, porządek w szafie?, wprowadź jakaś zmianę
3. Postaraj się odganiać myśl i o nim
4. W żadnym wypadku nie patrz na jego zdjęcia i rzeczy które od niego dostałaś

Już dawno wyrzuciłam wszystko co było z nim związane,no chyba że coś mi jeszcze w ręce nie wpadło.Pozostaje jeszcze wyrzucenie go z fb.

Karina.Julia.8 napisał/a:

5. Dbaj o siebie: odzywiaj się zdrowo, spędzaj czas aktywnie i z przyjaciolmi, nie traktuj łez jako słabości czy porażki- to taki etap, trzeba to się wypłacz. Musisz być dla siebie wyrozumiała.

Póki co jeszcze nie mam siły na aktywny czas ze znajomymi,ale postaram się za jakiś czas.

812

Odp: Nie moge sobie poradzić, brak sensu życia
qaqa napisał/a:

Cześć dziewczyny,
czytam ten wątek od początku  - codziennie sprawdzam co u Was słychać, jak się trzymacie i  idziecie do przodu. Bo nawet jak robimy milimetrowe kroczki to i tak do przodu. Poczułam dziś potrzebę nie tylko czytania, ale też i napisania. To jest mój pierwszy post na jakimkolwiek forum w internecie, chyba czuję lekką tremę smile Moja historia jest do bólu standardowa. Prawie pół roku temu, po 7 latach związku rzucił mnie chłopak. Oboje mamy po 26 lat. Drugiego dnia świąt dostałam prrezenty i informację, że to koniec bo w jego życiu ktoś się pojawił i musimy się rozstać, bo nie chce mnie krzywdzić, a chciałby spóbować czegoś nowego. I poszedł w siną dal. Od tamtej pory poza jedną półgodzinną rozmową, w której obwinił mnie o całe zło na świecie, powiedział że nigdy nie kochał i nigdy nie był ze mną szczęśliwy, nie mieliśmy już kontaktu. Po 3 miesiącach zadzwonił tylko powiedzieć że może mi ciężko, bo go kocham, to on może się spotkać i mi wyjaśnić, że kiedyś kochał ale przestał, żebym nie cierpiała za bardzo. I koniec historii. Mija pół roku, ja się obwniam, że w 2012 mogłam uśmiechać się szerzej na weselu u córki ciotki Grażyny, a zupę solić mniej. Nie mogę napisać, że drań mnie skrzywdził, bo na dobrą sprawę nie kochał i odszedł. Historia oczywiście jest dłuższa i bardziej skomplikowana ale chyba musiałabym opowiadanie tu napisać, żeby jakoś to przedstawić. Tylko serce boli a mózg paruje jak piec w lokomotywie, bo czasami ciężko zapanować nad swoimi lękami i uczuciami. Ale wierzę w nas wszystkie, że otrzepiemy kolanka i jak już ruszymy, to nic nas nie zatrzyma.
Eiko, jesteś mega dzielną kobietą. Czytam i podziwiam jak dobrze sobie radzisz smile

Po siedmiu latach usłyszeć NIGDY NIE KOCHAŁEM I NIE BYŁEM SZCZĘŚLIWY - cudowne uczucie... A zapytałaś go wtedy dlaczego przez siedem lat był z tobą w związku skoro nie kochał i nie był szczęśliwy?

813

Odp: Nie moge sobie poradzić, brak sensu życia
Edyszka napisał/a:
Karina.Julia.8 napisał/a:

A więc minęła złość, wchodzisz w drugi miesiąc rozstania i co się dzieje z emocjami? Jest żałoba: smutek, żal, poczucie niesprawiedliwości. Jesteś przygnebiona, wszystko wydaje się być za trudne, zbyt ciężkie, nie ogarniasz... brakuje apetytu, czujesz że jesteś w innym wymiarze. Niby rzeczywistość, znasz ją, rozumiesz co się stało, akceptujesz jak jest. Ale ten ból, w sercu, w żołądku, dolegliwości fizyczne... Nie da się normalnie żyć, nie umiesz się cieszyć i być beztroska.

Dokładnie tak jest.

Karina.Julia.8 napisał/a:

Co dalej?
Jakich rad bym Ci nie udzieliła- nie wprowadzisz ich w życie. Teraz będzie bolało i tak to będzie trwać do momentu aż poczujesz się pewnego dnia zmęczona tym bólem. Teraz jest czas na łzy, na smutek. Przeżyj tą żałobę.

Ja już jestem zmęczona.Najpierw zmęczyłam się stresem związanym z ratowaniem związku,później rozstaniem,następnie pierwszą fazą po rozstaniu,a jak myślałam że już będzie z górki,to okazało się że dopiero zaczyna się jazda bez trzymanki.

Karina.Julia.8 napisał/a:

Co może pomóc?:
1. Aktywność fizyczna rozładuje stres + dostarczy Ci endorfiny
2. Zmień coś w swoim otoczeniu: przemeblowabie?, porządek w szafie?, wprowadź jakaś zmianę
3. Postaraj się odganiać myśl i o nim
4. W żadnym wypadku nie patrz na jego zdjęcia i rzeczy które od niego dostałaś

Już dawno wyrzuciłam wszystko co było z nim związane,no chyba że coś mi jeszcze w ręce nie wpadło.Pozostaje jeszcze wyrzucenie go z fb.

Karina.Julia.8 napisał/a:

5. Dbaj o siebie: odzywiaj się zdrowo, spędzaj czas aktywnie i z przyjaciolmi, nie traktuj łez jako słabości czy porażki- to taki etap, trzeba to się wypłacz. Musisz być dla siebie wyrozumiała.

Póki co jeszcze nie mam siły na aktywny czas ze znajomymi,ale postaram się za jakiś czas.

To nie takie zmęczenie jakie czujesz teraz - może źle opisałam to co czułam. Ty jesteś wyczerpana: walką o związek i emocjami po rozstaniu. Ale to zmęczenie o którym mówię to takie uczucie że czujesz, że znowu o nim myślisz, że boli, że wszystko wraca i pewnego dnia gdy tkwisz w tym stanie pojawia się takie wewnętrzne "mam tego dość " i odrywasz się powoli od bólu. Później jest z górki.

To co wyżej opisałam brzmi jak jakaś grafomania ale tak właśnie pamiętam ten dzień, po którym było już lepiej. smile
Rozumiem jak Ci trudno, w życiu nie chciałabym tego przeżyć jeszcze raz. Ale... To właśnie mnie umocniło. Ja nie przerobiłam wówczas tylko jednego: poczucia niesprawiedliwości i z tym borykałam się przez kolejne 2 miesiące, ale wierzę, że Ty jesteś mądrzejsza i sobie poradzisz. smile

Przeżywając to co Ty w tej chwili ja nie byłam w stanie wyrzucić naszego pierwszego wspólnego zdjęcia. To byla ostatnia rzecz którą mialam od niego. I Ty chyba masz tak z fb. Jeśli nie jesteś gotowa aby go wyrzucić to może sama dezaktywuj konto, aby odpocząć i żeby nie kusiło Cię zaglądanie na jego profil...?

814 Ostatnio edytowany przez Eiko (2017-06-13 13:55:03)

Odp: Nie moge sobie poradzić, brak sensu życia

Qaqa nie wierze w slowa nigdy nie kochalem.  Jakby nie bylo to cos was polaczylo. Po prostu mu ta "milosc" z powszedniala. Znalazla sie inna, nowe uczucie, emocje. Kolejny facet ktorego monotonia zlapala...
Pol roku to krotki okres zeby sobie wszystko na nowo poukladac. Jeszcze nastepne pol roku i bedziemy wszystkie sie tu smialy z byłych big_smile

815

Odp: Nie moge sobie poradzić, brak sensu życia
qaqa napisał/a:

Cześć dziewczyny,
czytam ten wątek od początku  - codziennie sprawdzam co u Was słychać, jak się trzymacie i  idziecie do przodu. Bo nawet jak robimy milimetrowe kroczki to i tak do przodu. Poczułam dziś potrzebę nie tylko czytania, ale też i napisania. To jest mój pierwszy post na jakimkolwiek forum w internecie, chyba czuję lekką tremę smile Moja historia jest do bólu standardowa. Prawie pół roku temu, po 7 latach związku rzucił mnie chłopak. Oboje mamy po 26 lat. Drugiego dnia świąt dostałam prrezenty i informację, że to koniec bo w jego życiu ktoś się pojawił i musimy się rozstać, bo nie chce mnie krzywdzić, a chciałby spóbować czegoś nowego. I poszedł w siną dal. Od tamtej pory poza jedną półgodzinną rozmową, w której obwinił mnie o całe zło na świecie, powiedział że nigdy nie kochał i nigdy nie był ze mną szczęśliwy, nie mieliśmy już kontaktu. Po 3 miesiącach zadzwonił tylko powiedzieć że może mi ciężko, bo go kocham, to on może się spotkać i mi wyjaśnić, że kiedyś kochał ale przestał, żebym nie cierpiała za bardzo. I koniec historii. Mija pół roku, ja się obwniam, że w 2012 mogłam uśmiechać się szerzej na weselu u córki ciotki Grażyny, a zupę solić mniej. Nie mogę napisać, że drań mnie skrzywdził, bo na dobrą sprawę nie kochał i odszedł. Historia oczywiście jest dłuższa i bardziej skomplikowana ale chyba musiałabym opowiadanie tu napisać, żeby jakoś to przedstawić. Tylko serce boli a mózg paruje jak piec w lokomotywie, bo czasami ciężko zapanować nad swoimi lękami i uczuciami. Ale wierzę w nas wszystkie, że otrzepiemy kolanka i jak już ruszymy, to nic nas nie zatrzyma.
Eiko, jesteś mega dzielną kobietą. Czytam i podziwiam jak dobrze sobie radzisz smile

Hej. Minęło pół roku od Twojego rozstania, byliście 7 lat razem. Trochę za mało czasu upłynęło abyś czuła się lepiej/ dobrze/ normalnie. Rozumiem, że szaleją emocje, przecież tyle zostało wspomnień, niezrealizowanych planów a on - zakochał się w innej.
Nie mamy wpływu na uczucia naszych partnerów. Zakochał się więc odszedł. Dobrze, że nie zdradzał... Wiem, że ciężko jest Ci to zrozumieć, ale w żadnym wypadku nie bierz winy na siebie, bo byłaś "Za mało..." lub "Za bardzo...". Moja droga, byłaś i jesteś sobą, jeśli on wybrał inną- to dobrze. Nie będzie tracił Twojego czasu, nie będzie zajmował miejsca komuś, kto o Ciebie zadba.
Pisz tu na forum o swoich lękach, wątpliwościach- to daje ulgę gdy możesz wyrzucić z siebie wszystko co Cię boli.

816

Odp: Nie moge sobie poradzić, brak sensu życia
Eiko napisał/a:

(...)Jeszcze nastepne pol roku i bedziemy wszystkie sie tu smialy z byłych big_smile

@ Eiko trzymam Cię za słowo, w grudniu przemielimy temat "śmiechy z naszego rozstania" lol

Jak się trzymasz? smile

817

Odp: Nie moge sobie poradzić, brak sensu życia
Karina.Julia.8 napisał/a:
Edyszka napisał/a:
Karina.Julia.8 napisał/a:

A więc minęła złość, wchodzisz w drugi miesiąc rozstania i co się dzieje z emocjami? Jest żałoba: smutek, żal, poczucie niesprawiedliwości. Jesteś przygnebiona, wszystko wydaje się być za trudne, zbyt ciężkie, nie ogarniasz... brakuje apetytu, czujesz że jesteś w innym wymiarze. Niby rzeczywistość, znasz ją, rozumiesz co się stało, akceptujesz jak jest. Ale ten ból, w sercu, w żołądku, dolegliwości fizyczne... Nie da się normalnie żyć, nie umiesz się cieszyć i być beztroska.

Dokładnie tak jest.

Karina.Julia.8 napisał/a:

Co dalej?
Jakich rad bym Ci nie udzieliła- nie wprowadzisz ich w życie. Teraz będzie bolało i tak to będzie trwać do momentu aż poczujesz się pewnego dnia zmęczona tym bólem. Teraz jest czas na łzy, na smutek. Przeżyj tą żałobę.

Ja już jestem zmęczona.Najpierw zmęczyłam się stresem związanym z ratowaniem związku,później rozstaniem,następnie pierwszą fazą po rozstaniu,a jak myślałam że już będzie z górki,to okazało się że dopiero zaczyna się jazda bez trzymanki.

Karina.Julia.8 napisał/a:

Co może pomóc?:
1. Aktywność fizyczna rozładuje stres + dostarczy Ci endorfiny
2. Zmień coś w swoim otoczeniu: przemeblowabie?, porządek w szafie?, wprowadź jakaś zmianę
3. Postaraj się odganiać myśl i o nim
4. W żadnym wypadku nie patrz na jego zdjęcia i rzeczy które od niego dostałaś

Już dawno wyrzuciłam wszystko co było z nim związane,no chyba że coś mi jeszcze w ręce nie wpadło.Pozostaje jeszcze wyrzucenie go z fb.

Karina.Julia.8 napisał/a:

5. Dbaj o siebie: odzywiaj się zdrowo, spędzaj czas aktywnie i z przyjaciolmi, nie traktuj łez jako słabości czy porażki- to taki etap, trzeba to się wypłacz. Musisz być dla siebie wyrozumiała.

Póki co jeszcze nie mam siły na aktywny czas ze znajomymi,ale postaram się za jakiś czas.

To nie takie zmęczenie jakie czujesz teraz - może źle opisałam to co czułam. Ty jesteś wyczerpana: walką o związek i emocjami po rozstaniu. Ale to zmęczenie o którym mówię to takie uczucie że czujesz, że znowu o nim myślisz, że boli, że wszystko wraca i pewnego dnia gdy tkwisz w tym stanie pojawia się takie wewnętrzne "mam tego dość " i odrywasz się powoli od bólu. Później jest z górki.

To co wyżej opisałam brzmi jak jakaś grafomania ale tak właśnie pamiętam ten dzień, po którym było już lepiej. smile
Rozumiem jak Ci trudno, w życiu nie chciałabym tego przeżyć jeszcze raz. Ale... To właśnie mnie umocniło. Ja nie przerobiłam wówczas tylko jednego: poczucia niesprawiedliwości i z tym borykałam się przez kolejne 2 miesiące, ale wierzę, że Ty jesteś mądrzejsza i sobie poradzisz. smile

Przeżywając to co Ty w tej chwili ja nie byłam w stanie wyrzucić naszego pierwszego wspólnego zdjęcia. To byla ostatnia rzecz którą mialam od niego. I Ty chyba masz tak z fb. Jeśli nie jesteś gotowa aby go wyrzucić to może sama dezaktywuj konto, aby odpocząć i żeby nie kusiło Cię zaglądanie na jego profil...?

Dziś mi trochę lepiej.Niestety za kilka godzin albo jutro znów będzie masakra.W obecnym stanie tak mam,że o ile mi lepiej,to po pierwsze - tylko minimalnie lepiej,a po drugie - jest to krótkotrwałe.Ty długo miałaś poczucie niesprawiedliwości,bo nie dość że nie usłyszałaś słowa przepraszam,to jeszcze tuż po rozstaniu paradował przy tobie z obecną dziewczyną i rzucał ci ironiczne uśmieszki.Ale wiesz co?Ja usłyszałam (tzn.przeczytałam),że przeprasza,że jestem wartościową osobą,że wie że mnie zranił i nie powinno mnie to spotkać.Zapewne wiele kobiet powiedziałoby mi że chciałoby na koniec takie słowa usłyszeć,ale prawda jest taka,że w obliczu rozstania te słowa nie mają żadnego znaczenia.Jeśli ma się świadomość ile siebie i swojego serca dało się komuś,a ktoś mimo wszystko odchodzi,to czy słyszy się PRZEPRASZAM WIEM ŻE CIĘ ZRANIŁEM,czy SPIERDALAJ to i tak,i tak taki sam ból.

818

Odp: Nie moge sobie poradzić, brak sensu życia
Edyszka napisał/a:

Po siedmiu latach usłyszeć NIGDY NIE KOCHAŁEM I NIE BYŁEM SZCZĘŚLIWY - cudowne uczucie... A zapytałaś go wtedy dlaczego przez siedem lat był z tobą w związku skoro nie kochał i nie był szczęśliwy?

Tak, zapytałam. Usłyszałam, że był ze mną bo sobie obiecał, że nawet jak się prawdziwie zakocha to i tak będzie ze mną, bo powinien się mną opiekować. Poczułam się jak jakieś zwierzę w klatce, którą sobie sama przygotowałam. Myślałam że próbowaliśmy bo coś do mnie czuje, a nie się nade mną lituje. Między innymi dlatego czuję do siebie wstręt, że płakałam przy rozstaniach, próbowałam coś naprawiać i prosiłam o dawanie szansy. Zachowywałam się niedojrzale. Przez to chyba straciłam jego szacunek i szacunek sama do siebie. Jeśli ktoś mówi, że nie chce z tobą być to chyba trzeba podziękować za wspólnie spędzony czas i rozejść się w zgodzie. Chciałabym to umieć. Tyle zerwań powinno dać mi do myślenia. W sumie nawet dawało. Ostatni rok strasznie się starałam wszystko naprawiać, bo byłam nieodpowiednia. Tak jak pisała Edyszka, która też walczyła o swój związek - można czuć się po tym wykończonym.  Z jednej strony masz ogrom uczuć do tej osoby, chcesz dawać z siebie wszystko co najlepsze, z drugiej czułam się strasznie zblokowana. Idziecie obok siebie chodnikiem i masz ochotę zatańczyć i powiedzieć "och mój kochany" a w głowie masz świadomość, że tyle razy zrywał, bo jesteś nieodpowiednia. Dlatego też dużo obserwowałam jego zachowanie i gesty. Nasi rodzice poznali się w wakacje. On nawet sam z siebie zaczął rozmowy o dziecku. Jeszcze dwa tygodnie przed świętami mieliśmy kupować samochód, zabierał mnie do swojego rodzinnego domu, gdzie z jego rodzicami piliśmy kawę przy kominku. Ciężko wyrzucić te plany i marzenia z głowy. Może jakby dawał znać, że jednak nie, był jakiś chłodny i niedostępny to już i sama bym się spakowała i odeszła. A jak dostajesz kwiaty dwa tygodnie przez zerwaniem, tydzień przed zerwaniem to mimo doświadczenia na placu boju nie spodziewasz się, że końca.
Wiem, że piszę chaotycznie, ale nie umiem ocenić tego związku. Pamiętam dobre chwile, fajne momenty, bo oprócz rutyny nie było jakiś złych rzeczy. Nie kłóciliśmy się, akceptowałam go w pełni z całą gamą wad, niektóre nawet szerze pokochałam. Ale najlepiej podsumować to najzwyklejszym "to nie było to".
Mam świadomość, że cały ból i żal i smutek bierze się ze zranionego ego "jak to? czemu odszedł? czemu mnie opuścił?". Życzę mu dobrze, chciałabym żeby był szczęśliwy, jeśli ja nie umiałam mu dać szczęścia. Dla siebie chciałabym tylko mniej bólu i smutku.
Karina.Julia.8 z tym braniem winy to niestety za późno. Może żebym usłyszała, że byłam dobrą dziewczyną to po pierwszym bólu umiałabym ruszyć dalej. Ale że każde zerwanie wynikało z moich "braków", to mam już głęboko zakodowane poczucie winy. Od pół roku zakręciłam się, że byłam "za mało" lub "za bardzo". Mam całą masę zarzutów wobec siebie - za dużo pracowałam, byłam za mało czuła, może za mało spontaniczna, za bardzo zmęczona, może za często narzekałam, wyrzutów winy do wyboru do koloru. Momenty, w których funkcjonuje lepiej to te, o których pisałaś Edyszce, jak już jestem zmęczona swoim bólem i myślę sobie "och weź daj już sobie spokój". No i dokucza samotność  - zostałam sama w mieście w którym studiowałam i mieszkaliśmy, z firmą na głowie i popękanym sercem. Ciężko czasami rano wstać i zaczynać kolejny dzień - niestety w międzyczasie przypałętała się depresja i  ją też trzeba wyganiać z codzienności.
Mam świadomość, że rozczulam się nad sobą, bo koniec końców nie doznałam największych krzywd, jakie może zaserwować człowiek którego się kochało.
Czytam wasze historie i przeszłyście dużo gorsze wydarzenia, radzicie sobie z nimi bardzo dzielnie, dlatego wstyd mi pisać o moim zerwaniu, ale jeszcze czasami mam potrzebę to z siebie wyrzucić. Mam ogromną nadzieję, że tak jak pisała Eiko, za pół roku wszystkie będziemy się śmiały z naszych byłych smile

819

Odp: Nie moge sobie poradzić, brak sensu życia
Edyszka napisał/a:

Dziś mi trochę lepiej.Niestety za kilka godzin albo jutro znów będzie masakra.W obecnym stanie tak mam,że o ile mi lepiej,to po pierwsze - tylko minimalnie lepiej,a po drugie - jest to krótkotrwałe.Ty długo miałaś poczucie niesprawiedliwości,bo nie dość że nie usłyszałaś słowa przepraszam,to jeszcze tuż po rozstaniu paradował przy tobie z obecną dziewczyną i rzucał ci ironiczne uśmieszki.Ale wiesz co?Ja usłyszałam (tzn.przeczytałam),że przeprasza,że jestem wartościową osobą,że wie że mnie zranił i nie powinno mnie to spotkać.Zapewne wiele kobiet powiedziałoby mi że chciałoby na koniec takie słowa usłyszeć,ale prawda jest taka,że w obliczu rozstania te słowa nie mają żadnego znaczenia.Jeśli ma się świadomość ile siebie i swojego serca dało się komuś,a ktoś mimo wszystko odchodzi,to czy słyszy się PRZEPRASZAM WIEM ŻE CIĘ ZRANIŁEM,czy SPIERDALAJ to i tak,i tak taki sam ból.

Każdego dnia będzie trochę więcej czasu z lepszymi chwilami smile Aby to była nawet minuta dłużej, to już cała minuta lepszego samopoczucia.  Najtrudniej przejść przez pierwszą fazę dolegliwości fizycznych, a później to oby zwlec się z łóżka i wyjść chociażby po zakupy do warzywniaka. Zgadzam się z Tobą, że w obliczu rozstania i w czasie niedługo po zerwaniu nie ma znaczenia czy usłyszysz przepraszam czy spie****  bo boli cholernie i tak i tak. Usłyszałam to drugie, a jakiś czas później że ma nadzieję że mu wybaczę że poszedł swoją drogą, chociaż nie było to przepraszam, tylko prośba o wybaczenie. Ale mam wrażenie, że jak już trochę się pozbierasz, i za jakiś czas spojrzysz na to zdarzenie z perspektywy, słowa przepraszam i że jesteś wartościowa mogą mieć jakieś znaczenie. Może pomogą obudzić myśli "kurde tak, jestem wartościową, dobrą osobą, spotkało mnie coś bolesnego, ale przetrwałam to i teraz będzie tylko lepiej!" Tak to sobie przynajmniej tłumaczę.

820

Odp: Nie moge sobie poradzić, brak sensu życia
Edyszka napisał/a:

Dziś mi trochę lepiej.Niestety za kilka godzin albo jutro znów będzie masakra.W obecnym stanie tak mam,że o ile mi lepiej,to po pierwsze - tylko minimalnie lepiej,a po drugie - jest to krótkotrwałe.

Znam ten ból, jednak teraz patrzę na to inaczej. Te okropne dni dużo mnie nauczyły, zmieniły mój sposób myślenia, stworzyły tarczę, która broni mnie przed ex. Bo jeśli kiedykolwiek odezwałby się do mnie - nie pobiegłabym już za nim.
Edyszka, ja byłam emocjonalnie uzależniona od niego, do tego stopnia, że nawet mój instynkt samozachowawczy nie działał. On mnie poniżał, ubliżał mi, szarpał - a ja dalej leciałam do niego. To było chore. Ten ciężki okres był nauczką.

Edyszka napisał/a:

Ty długo miałaś poczucie niesprawiedliwości,bo nie dość że nie usłyszałaś słowa przepraszam,to jeszcze tuż po rozstaniu paradował przy tobie z obecną dziewczyną i rzucał ci ironiczne uśmieszki.

To był obraz który ja widziałam: on i inna, on (szczęśliwy) z nią (szczęśliwą), on - który był mój i ona - którą traktował tak jak ja o tym marzyłam.
Musiałam zawalczyć o siebie, choć w głębi ducha tego nie chciałam, ja chciałam jego. Nie byłam gotowa na rozstanie, ja musiałam to zrobić, zdeterminowało mnie do tego jego zachowanie. Edyszka, gdyby on po rozstaniu się odezwał, próbował - ja bym pobiegła taplać się dalej w tym szambie. To było niesprawiedliwe, że dla niej się zmienił. "Ja pracowałam - ona dostała wypłatę."
Nie usłyszałam przepraszam i nigdy nie usłyszę. To jest pewne. On nigdy, nigdy, nigdy nie powie, że żałuje. On nie żałuje, żyje dalej, jest szczęśliwy. A ja głupia tkwiłam w chorym przekonaniu, że muszę być przez niego doceniona - to był mój błąd. Klucz do dalszej drogi...

Edyszka napisał/a:

Ale wiesz co?Ja usłyszałam (tzn.przeczytałam),że przeprasza,że jestem wartościową osobą,że wie że mnie zranił i nie powinno mnie to spotkać.Zapewne wiele kobiet powiedziałoby mi że chciałoby na koniec takie słowa usłyszeć,ale prawda jest taka,że w obliczu rozstania te słowa nie mają żadnego znaczenia.Jeśli ma się świadomość ile siebie i swojego serca dało się komuś,a ktoś mimo wszystko odchodzi,to czy słyszy się PRZEPRASZAM WIEM ŻE CIĘ ZRANIŁEM,czy SPIERDALAJ to i tak,i tak taki sam ból.

Tak, bo rozstanie boli. Jednak, to co usłyszałaś nie poniża Cię w żaden sposób. Uznał, że jesteś wartościową kobietą, ale nie chciał być już z Tobą. Tutaj jest docenienie Ciebie kontra jego wola. Mnie ex poniżył, bo uznał, że jestem bezwartościowa, nie zasługiwałam na jego uwagę, z prawdziwej kobiety stałam się dla niego śmieciem na ulicy obok którego się tylko przechodzi. Mógł mnie zdeptać, nie przejmował się wcale moimi uczuciami.
Tutaj jest różnica.

821

Odp: Nie moge sobie poradzić, brak sensu życia
qaqa napisał/a:

Pamiętam dobre chwile, fajne momenty, bo oprócz rutyny nie było jakiś złych rzeczy. Nie kłóciliśmy się, akceptowałam go w pełni z całą gamą wad, niektóre nawet szerze pokochałam. Ale najlepiej podsumować to najzwyklejszym "to nie było to".
Mam świadomość, że cały ból i żal i smutek bierze się ze zranionego ego "jak to? czemu odszedł? czemu mnie opuścił?". Życzę mu dobrze, chciałabym żeby był szczęśliwy, jeśli ja nie umiałam mu dać szczęścia. Dla siebie chciałabym tylko mniej bólu i smutku.

Wspomnienia potrafią dobić, a niestety z czasem przeszłość się wybiela. Wracasz do tego co było dobre, to co było złe teraz już nie boli tak bardzo, pomijasz te momenty.
Ból, smutek i żal nie bierze się ze zranionego ego. Na moim przykładzie: ja powiedziałam koniec i to ja bardzo przeżyłam to rozstanie.
Mam takie rozważanie, nie wiem czy jest prawdziwe, ale uważam, że osoby, które kończą związek dzielą się na dwie kategorie:
1. Ci co zdecydowali się odejść, bo twardo ocenili, że partner/ partnerka im nie odpowiada. Uczucie się wypaliło, być może pojawiła się w ich życiu nowa osoba. W tym wypadku decyzja o rozstaniu jest stanowcza, przychodzi szybko i koniec rzeczywiście oznacza koniec. Nie wraca się do tego co było.
2. Drugą grupę tworzą osoby, które powiedziały "koniec", ale wcale tego nie chciały. Te osoby cierpią po rozstaniu, myślą, analizują...
Ja jestem przedstawicielką tej grupy. Powiedziałam dość, bo musiałam ratować siebie, widziałam, że nikt mi już nie pomoże. On stał się zimnym oprawcą, odsuwał się ode mnie. Miałam nadzieję, że znaczę dla niego tyle co on dla mnie i myślałam, że ta manipulacja uratuje związek. Myślałam, że otworzy oczy, dostrzeże to jak mnie traktował. Pierwsze trzy tygodnie po rozstaniu byłam w stanie mu wybaczyć wszystko. Ex znalazł inną i tutaj skończyły się moje nadzieje.

qaqa napisał/a:

Karina.Julia.8 z tym braniem winy to niestety za późno. Może żebym usłyszała, że byłam dobrą dziewczyną to po pierwszym bólu umiałabym ruszyć dalej. Ale że każde zerwanie wynikało z moich "braków", to mam już głęboko zakodowane poczucie winy. Od pół roku zakręciłam się, że byłam "za mało" lub "za bardzo". Mam całą masę zarzutów wobec siebie - za dużo pracowałam, byłam za mało czuła, może za mało spontaniczna, za bardzo zmęczona, może za często narzekałam, wyrzutów winy do wyboru do koloru. Momenty, w których funkcjonuje lepiej to te, o których pisałaś Edyszce, jak już jestem zmęczona swoim bólem i myślę sobie "och weź daj już sobie spokój". No i dokucza samotność  - zostałam sama w mieście w którym studiowałam i mieszkaliśmy, z firmą na głowie i popękanym sercem. Ciężko czasami rano wstać i zaczynać kolejny dzień - niestety w międzyczasie przypałętała się depresja i  ją też trzeba wyganiać z codzienności.
Mam świadomość, że rozczulam się nad sobą, bo koniec końców nie doznałam największych krzywd, jakie może zaserwować człowiek którego się kochało.
Czytam wasze historie i przeszłyście dużo gorsze wydarzenia, radzicie sobie z nimi bardzo dzielnie, dlatego wstyd mi pisać o moim zerwaniu, ale jeszcze czasami mam potrzebę to z siebie wyrzucić. Mam ogromną nadzieję, że tak jak pisała Eiko, za pół roku wszystkie będziemy się śmiały z naszych byłych smile

@qaqa - nie bierz winy na siebie, bo musisz wreszcie zrozumieć, że "jeśli ktoś nie chce to znajdzie powody, jeśli chce to znajdzie sposoby". Dokładnie tak jest. Absolutnie każdemu człowiekowi można zarzucić, że jest "za bardzo" lub "za mało" a jednak są szczęśliwe i trwałe związki. To wymaga pracy dwojga. U Ciebie był schemat pana, który jest wiecznie niezadowolony ze swojej uniżonej służebnicy. Ty stąpałaś na paluszkach, aby nie urazić czymkolwiek władcy. Zastanowiłaś się kiedyś po co? Sama piszesz, że kochałaś go pomimo jego wad. On nie mógł tak kochać Ciebie? Pozwoliłaś na to, aby tak Cię traktował. Przyjęłaś całą winę na siebie tylko po to, aby być z nim. I jak to się skończyło? Było warto?
Po związku z moim ex mam dość ludzi, którzy nadmiernie krytykują, demonstrują swoje niezadowolenie a nie robią absolutnie nic w kierunku poprawy relacji. Łatwo jest wymagać i czuć się bezbłędnym w osądach drugiej osoby. Bo przecież nie popełnia błędów ten, kto nic nie robi. Ja też mogłam być "bardziej.." lub "mniej...". To mój ex powtarzał niczym mantrę. Jednak byłam sobą i chciałam aby kochał mnie taką jaka jestem.
Inny problem w tym, że byłam kobietą, która kochała za bardzo... Wybrałam nieodpowiedniego człowieka i zakochałam się w moim wyobrażeniu jego osoby. Chciałam go zmienić, zamiast uciekać gdzie pieprz rośnie. Drogo zapłaciłam za tą lekcję - myślę, że było warto.

Nie rozczulasz się nad sobą, przeżywasz rozstanie jak każda z nas. To, że nie miałaś takiej patologii w związku jak ja, to wcale nie znaczy, że Twój ból, smutek czy żal mają być mniejsze. Wystartowałyśmy z tego samego punktu, pamiętaj. smile

822

Odp: Nie moge sobie poradzić, brak sensu życia

Karina.Julia.8 czy mogłabyś napisać do mnie maila? Niestety nie widzę tej opcji przy twoich postach.
Btw. Ciezkomi dziękuję na podpowiedź smile

823

Odp: Nie moge sobie poradzić, brak sensu życia

@ qaqa,żyłaś z tym facetem 7l.więc to oczywiste,że jest ci ciężko po rozstaniu,mimo że minęło już pół roku.Pisz tu zawsze kiedy będziesz miała taką potrzebę bądź ochotę.Nie wstydź się smile Co do tekstu twojego ex,że był z tobą mimo,że cię nie kochał i nie był szczęśliwy,ale tkwił w tym bo obiecał sobie,że będzie się tobą opiekował,to mam na to jedno słowo w ramach skomentowania tego,a brzmi ono - BZDURA.Gdyby był takim altruistą,to dalej by w tym związku tkwił.Zatem dlaczego był z tobą przez te lata?Dlatego,że nie spotkał nikogo lepszego od ciebie w tym czasie więc był z tobą,bo tak mu było wygodnie.Jak spotkał kogoś,kto przypadł mu do gustu,to odszedł.Także jak nazwać takiego człowieka?Nie inaczej jak egoista.Paradoksalnie ten facet,który próbował zrobić z siebie świętego cierpiętnika poświęcającego się dla ciebie,to po prostu egoista.

824

Odp: Nie moge sobie poradzić, brak sensu życia
qaqa napisał/a:
Edyszka napisał/a:

Dziś mi trochę lepiej.Niestety za kilka godzin albo jutro znów będzie masakra.W obecnym stanie tak mam,że o ile mi lepiej,to po pierwsze - tylko minimalnie lepiej,a po drugie - jest to krótkotrwałe.Ty długo miałaś poczucie niesprawiedliwości,bo nie dość że nie usłyszałaś słowa przepraszam,to jeszcze tuż po rozstaniu paradował przy tobie z obecną dziewczyną i rzucał ci ironiczne uśmieszki.Ale wiesz co?Ja usłyszałam (tzn.przeczytałam),że przeprasza,że jestem wartościową osobą,że wie że mnie zranił i nie powinno mnie to spotkać.Zapewne wiele kobiet powiedziałoby mi że chciałoby na koniec takie słowa usłyszeć,ale prawda jest taka,że w obliczu rozstania te słowa nie mają żadnego znaczenia.Jeśli ma się świadomość ile siebie i swojego serca dało się komuś,a ktoś mimo wszystko odchodzi,to czy słyszy się PRZEPRASZAM WIEM ŻE CIĘ ZRANIŁEM,czy SPIERDALAJ to i tak,i tak taki sam ból.

Każdego dnia będzie trochę więcej czasu z lepszymi chwilami smile Aby to była nawet minuta dłużej, to już cała minuta lepszego samopoczucia.  Najtrudniej przejść przez pierwszą fazę dolegliwości fizycznych, a później to oby zwlec się z łóżka i wyjść chociażby po zakupy do warzywniaka. Zgadzam się z Tobą, że w obliczu rozstania i w czasie niedługo po zerwaniu nie ma znaczenia czy usłyszysz przepraszam czy spie****  bo boli cholernie i tak i tak. Usłyszałam to drugie, a jakiś czas później że ma nadzieję że mu wybaczę że poszedł swoją drogą, chociaż nie było to przepraszam, tylko prośba o wybaczenie. Ale mam wrażenie, że jak już trochę się pozbierasz, i za jakiś czas spojrzysz na to zdarzenie z perspektywy, słowa przepraszam i że jesteś wartościowa mogą mieć jakieś znaczenie. Może pomogą obudzić myśli "kurde tak, jestem wartościową, dobrą osobą, spotkało mnie coś bolesnego, ale przetrwałam to i teraz będzie tylko lepiej!" Tak to sobie przynajmniej tłumaczę.

Mam nadzieję,że z biegiem czasu będzie tych chwil wytchnienia więcej.Wczoraj wyzwaniem było dla mnie zwlec się z łóżka i zrobić sobie coś do jedzenia,a następnie spróbować to w siebie wcisnąć więc już miałam myśli,że może depresja mnie dopada,ale na szczęście dziś było odrobinę lepiej.Ta faza dolegliwości fizycznych o których napisałaś,to też wyzwanie.Masz rację,może kiedyś na te słowa które mi napisał na koniec spojrzę inaczej z perspektywy czasu,ale póki co nic dla mnie nie znaczą.

825 Ostatnio edytowany przez Edyszka (2017-06-13 23:54:14)

Odp: Nie moge sobie poradzić, brak sensu życia

@ Karina,wydaje mi się że każda zakochana kobieta jest w pewnym stopniu uzależniona emocjonalnie od obiektu swoich uczuć.Też byłam uzależniona.Widziałam przez ostatnie miesiące,że nie traktuje mnie w ogóle tak,jakby to robił facet,któremu zależy na kobiecie,a jednak dalej w tym byłam i liczyłam na cud.Nie wiem jakbym się zachowała na twoim miejscu,bo nigdy żaden facet nie podniósł na mnie ręki.Nie mam doświadczenia w takiej sytuacji.Na chwilę obecną nie wyobrażam sobie jakiemuś na to pozwalać,czyli innymi słowy tkwić w takiej relacji,ale kto wie do czego by mnie mogło doprowadzić uzależnienie emocjonalne,które robi spustoszenie w mózgu.Twój ex cię poniżył,ale o ile dobrze pamiętam w momencie kiedy z nim zrywałaś on próbował cię zatrzymać,a ty nie uległaś.Uraziłaś jego ego i dlatego stałaś się tą najgorszą.Jego urażona duma nie pozwoliła mu przeprosić,ale napędziła w chęci zdeptania cię.

826

Odp: Nie moge sobie poradzić, brak sensu życia
Karina.Julia.8 napisał/a:

Przeżywając to co Ty w tej chwili ja nie byłam w stanie wyrzucić naszego pierwszego wspólnego zdjęcia. To byla ostatnia rzecz którą mialam od niego. I Ty chyba masz tak z fb. Jeśli nie jesteś gotowa aby go wyrzucić to może sama dezaktywuj konto, aby odpocząć i żeby nie kusiło Cię zaglądanie na jego profil...?

Ja drugiego dnia po rozstaniu skasowałam wszystkie zdjęcia i wyrzuciłam rzeczy kojarzące mi się z nim.Musiałam to zrobić,bo patrzenie na to pogłębiało moją rozpacz.Za dużo wspomnień wywoływały.Mam tylko ten problem z fb.No wiesz,to definitywne odcięcie się...Wczoraj robiłam kilka podchodów żeby go usunąć.Raz już nawet byłam na jego profilu i wystarczyło kliknąć USUŃ Z GRONA ZNAJOMYCH,a za każdym razem coś mnie powstrzymywało.

827 Ostatnio edytowany przez Eiko (2017-06-14 10:12:19)

Odp: Nie moge sobie poradzić, brak sensu życia

Widze dziewczyny ze hustawek nie ma konca, a do grudnia musimy sie ogarnac big_smile
U mnie etap taki ze patrzenie na mojego ex zdjecia nie wywoluje lez, wzruszenia itd tylko jak juz to zlosc lub pogarde. Oczywiscie mam swiadomosc ze moze sie to w kazdej chwili zmienic ...moze ma wplyw ze jestem daleko i w koncu nie musze jego ogladac.
Zauwazylam tez ze kazdy komplement jaki slysze od faceta nie podnosi mnie na duchu, tylko przytlacza. Jestem batdzo nie ufna, z gory zakladam ze to oszust, kobieciarz itd. Nie rzucam sie nikomu na szyje ale tez nie pozwalam nikomu sie zblizyc. Nie chodzi mi o zwiazki bo to za szybko ale o przyjaznie hmm

828

Odp: Nie moge sobie poradzić, brak sensu życia
Edyszka napisał/a:

@ Karina,wydaje mi się że każda zakochana kobieta jest w pewnym stopniu uzależniona emocjonalnie od obiektu swoich uczuć.Też byłam uzależniona.Widziałam przez ostatnie miesiące,że nie traktuje mnie w ogóle tak,jakby to robił facet,któremu zależy na kobiecie,a jednak dalej w tym byłam i liczyłam na cud.Nie wiem jakbym się zachowała na twoim miejscu,bo nigdy żaden facet nie podniósł na mnie ręki.Nie mam doświadczenia w takiej sytuacji.Na chwilę obecną nie wyobrażam sobie jakiemuś na to pozwalać,czyli innymi słowy tkwić w takiej relacji,ale kto wie do czego by mnie mogło doprowadzić uzależnienie emocjonalne,które robi spustoszenie w mózgu.Twój ex cię poniżył,ale o ile dobrze pamiętam w momencie kiedy z nim zrywałaś on próbował cię zatrzymać,a ty nie uległaś.Uraziłaś jego ego i dlatego stałaś się tą najgorszą.Jego urażona duma nie pozwoliła mu przeprosić,ale napędziła w chęci zdeptania cię.

Edyszka to jest uzaleznienie emocjonalne.
Nie bede wypowidac sie za Karine ale w moim przypadku moj kazda przemoca, fizyczna czy psychiczna wmawial ze to moja wina. Skoro to moja wina to ja musze przeprosic i zrobic wszystko zeby bylo lepiej. Wiesz , jak szczeniak ktory dostanie po glowie a i tak przyjdzie sie lasic. Na sama mysl ze na to pozwalam sprawia ze czuje sama do siebie obrzydzenie.

829

Odp: Nie moge sobie poradzić, brak sensu życia
Eiko napisał/a:
Edyszka napisał/a:

@ Karina,wydaje mi się że każda zakochana kobieta jest w pewnym stopniu uzależniona emocjonalnie od obiektu swoich uczuć.Też byłam uzależniona.Widziałam przez ostatnie miesiące,że nie traktuje mnie w ogóle tak,jakby to robił facet,któremu zależy na kobiecie,a jednak dalej w tym byłam i liczyłam na cud.Nie wiem jakbym się zachowała na twoim miejscu,bo nigdy żaden facet nie podniósł na mnie ręki.Nie mam doświadczenia w takiej sytuacji.Na chwilę obecną nie wyobrażam sobie jakiemuś na to pozwalać,czyli innymi słowy tkwić w takiej relacji,ale kto wie do czego by mnie mogło doprowadzić uzależnienie emocjonalne,które robi spustoszenie w mózgu.Twój ex cię poniżył,ale o ile dobrze pamiętam w momencie kiedy z nim zrywałaś on próbował cię zatrzymać,a ty nie uległaś.Uraziłaś jego ego i dlatego stałaś się tą najgorszą.Jego urażona duma nie pozwoliła mu przeprosić,ale napędziła w chęci zdeptania cię.

Edyszka to jest uzaleznienie emocjonalne.
Nie bede wypowidac sie za Karine ale w moim przypadku moj kazda przemoca, fizyczna czy psychiczna wmawial ze to moja wina. Skoro to moja wina to ja musze przeprosic i zrobic wszystko zeby bylo lepiej. Wiesz , jak szczeniak ktory dostanie po glowie a i tak przyjdzie sie lasic. Na sama mysl ze na to pozwalam sprawia ze czuje sama do siebie obrzydzenie.

Tak,ja wiem że to uzależnienie emocjonalne.A to co opisalaś,to standardowy schemat w związkach gdzie facet jest oprawcą,czyli pije,bije,uderza fizycznie i psychicznie bądź robi milion innych okrutnych rzeczy,ale zawsze wmówi kobiecie,że to jej wina.Uderzył,ale dlatego że na to zasłużyła,sprowokowała go.A kobieta wierzy,że jest wszystkiemu winna,bo jej mózg w tym momencie kieruje się już innymi prawami niż kogoś kto nie jest "emocjonalnie opętany".

830

Odp: Nie moge sobie poradzić, brak sensu życia
Eiko napisał/a:
Edyszka napisał/a:

@ Karina,wydaje mi się że każda zakochana kobieta jest w pewnym stopniu uzależniona emocjonalnie od obiektu swoich uczuć.Też byłam uzależniona.Widziałam przez ostatnie miesiące,że nie traktuje mnie w ogóle tak,jakby to robił facet,któremu zależy na kobiecie,a jednak dalej w tym byłam i liczyłam na cud.Nie wiem jakbym się zachowała na twoim miejscu,bo nigdy żaden facet nie podniósł na mnie ręki.Nie mam doświadczenia w takiej sytuacji.Na chwilę obecną nie wyobrażam sobie jakiemuś na to pozwalać,czyli innymi słowy tkwić w takiej relacji,ale kto wie do czego by mnie mogło doprowadzić uzależnienie emocjonalne,które robi spustoszenie w mózgu.Twój ex cię poniżył,ale o ile dobrze pamiętam w momencie kiedy z nim zrywałaś on próbował cię zatrzymać,a ty nie uległaś.Uraziłaś jego ego i dlatego stałaś się tą najgorszą.Jego urażona duma nie pozwoliła mu przeprosić,ale napędziła w chęci zdeptania cię.

Edyszka to jest uzaleznienie emocjonalne.
Nie bede wypowidac sie za Karine ale w moim przypadku moj kazda przemoca, fizyczna czy psychiczna wmawial ze to moja wina. Skoro to moja wina to ja musze przeprosic i zrobic wszystko zeby bylo lepiej. Wiesz , jak szczeniak ktory dostanie po glowie a i tak przyjdzie sie lasic. Na sama mysl ze na to pozwalam sprawia ze czuje sama do siebie obrzydzenie.

@Eiko u mnie tak samo, zawsze moja wina. Tylko że ja zupełnie inaczej reagowałam: nigdy go nie przeprosilam. On twierdził że go prowokowałam a ja tego nie robiłam i nie było za co go przepraszać ( przeciez nie za jego urojenia lub chore zazdrości). Po jego akcjach to ja robiłam mu długie awantury jak on tak mógł zrobić itp itd. Nie byłam ani miła ani przyjemna, nie biegałam za nim jak szczeniak... wymagałam aby mnie przepraszał i on to robił wtedy aby móc znowu mnie upokorzyć ... I ja na to pozwoliłam, bo wierzyłam że może "to było ostatni raz"...
Pisze z tel przepraszam że bez ładu i składu...

831

Odp: Nie moge sobie poradzić, brak sensu życia
Karina.Julia.8 napisał/a:
Eiko napisał/a:
Edyszka napisał/a:

@ Karina,wydaje mi się że każda zakochana kobieta jest w pewnym stopniu uzależniona emocjonalnie od obiektu swoich uczuć.Też byłam uzależniona.Widziałam przez ostatnie miesiące,że nie traktuje mnie w ogóle tak,jakby to robił facet,któremu zależy na kobiecie,a jednak dalej w tym byłam i liczyłam na cud.Nie wiem jakbym się zachowała na twoim miejscu,bo nigdy żaden facet nie podniósł na mnie ręki.Nie mam doświadczenia w takiej sytuacji.Na chwilę obecną nie wyobrażam sobie jakiemuś na to pozwalać,czyli innymi słowy tkwić w takiej relacji,ale kto wie do czego by mnie mogło doprowadzić uzależnienie emocjonalne,które robi spustoszenie w mózgu.Twój ex cię poniżył,ale o ile dobrze pamiętam w momencie kiedy z nim zrywałaś on próbował cię zatrzymać,a ty nie uległaś.Uraziłaś jego ego i dlatego stałaś się tą najgorszą.Jego urażona duma nie pozwoliła mu przeprosić,ale napędziła w chęci zdeptania cię.

Edyszka to jest uzaleznienie emocjonalne.
Nie bede wypowidac sie za Karine ale w moim przypadku moj kazda przemoca, fizyczna czy psychiczna wmawial ze to moja wina. Skoro to moja wina to ja musze przeprosic i zrobic wszystko zeby bylo lepiej. Wiesz , jak szczeniak ktory dostanie po glowie a i tak przyjdzie sie lasic. Na sama mysl ze na to pozwalam sprawia ze czuje sama do siebie obrzydzenie.

@Eiko u mnie tak samo, zawsze moja wina. Tylko że ja zupełnie inaczej reagowałam: nigdy go nie przeprosilam. On twierdził że go prowokowałam a ja tego nie robiłam i nie było za co go przepraszać ( przeciez nie za jego urojenia lub chore zazdrości). Po jego akcjach to ja robiłam mu długie awantury jak on tak mógł zrobić itp itd. Nie byłam ani miła ani przyjemna, nie biegałam za nim jak szczeniak... wymagałam aby mnie przepraszał i on to robił wtedy aby móc znowu mnie upokorzyć ... I ja na to pozwoliłam, bo wierzyłam że może "to było ostatni raz"...
Pisze z tel przepraszam że bez ładu i składu...

Może w tego typu związkach kobiety dzielą się na dwie grupy - Te uległe i te walczące o szacunek dla siebie.Mimo tego i tak wszystko sprowadza się do jednego - dostawania po głowie,dosłownie i w przenośni.

832

Odp: Nie moge sobie poradzić, brak sensu życia
Edyszka napisał/a:

Karina,wydaje mi się że każda zakochana kobieta jest w pewnym stopniu uzależniona emocjonalnie od obiektu swoich uczuć.Też byłam uzależniona.Widziałam przez ostatnie miesiące,że nie traktuje mnie w ogóle tak,jakby to robił facet,któremu zależy na kobiecie,a jednak dalej w tym byłam i liczyłam na cud.Nie wiem jakbym się zachowała na twoim miejscu,bo nigdy żaden facet nie podniósł na mnie ręki.Nie mam doświadczenia w takiej sytuacji.Na chwilę obecną nie wyobrażam sobie jakiemuś na to pozwalać,czyli innymi słowy tkwić w takiej relacji,ale kto wie do czego by mnie mogło doprowadzić uzależnienie emocjonalne,które robi spustoszenie w mózgu.Twój ex cię poniżył,ale o ile dobrze pamiętam w momencie kiedy z nim zrywałaś on próbował cię zatrzymać,a ty nie uległaś.Uraziłaś jego ego i dlatego stałaś się tą najgorszą.Jego urażona duma nie pozwoliła mu przeprosić,ale napędziła w chęci zdeptania cię.

Też mam takie przemyślenia, że każda zakochana kobieta jest w pewnym stopniu uzależniona emocjonalnie. Mocno się nad tym zastanawiam ostatnim czasem, próbując sobie tłumaczyć rozstanie. Zastanawiam się  gdzie jest granica pomiędzy miłością a uzależnieniem emocjonalnym. Karina.Julia  w twoim przypadku zrobiłaś to co było dla Ciebie najlepsze, bardzo dobrze, że miałaś siłę o siebie zawalczyć, że żądałaś przeprosin, kłóciłaś się o swoje racje. Zaliczyłaś się do drugiej grupy zrywających, tych którzy żałują. Żałowałaś przez pierwszy czas, a później zdałaś sobie sprawę, że to było dla Ciebie wybawienie. Wyciągnęłaś z tego wnioski i jesteś bogatsza o życiowe doświadczenie, jak nie dać się traktować i  jeśli spotkasz podobnego osobnika na swojej drodze, czego Ci nie życzę, lampki ostrzegawcze będą odpalać się jak na choince.
Jak tak czytam wasze posty to sytuację miałam podobną do Edyszki, mam na myśli jakiś rodzaj walki o związek i nadzieję, że się poukłada, a jak czytam to co pisze Karina o kochaniu wyobrażenia, o tym , że myślała że znaczy dla niego tyle co on dla niej też odnajduje w tym siebie. Totalne pomieszanie z poplątaniem  i dziś dół jak rów mariański sad

Edyszka mam nadzieję, że dziś u Ciebie lepiej niż wczoraj, chociaż o jedną minutkę smile

833

Odp: Nie moge sobie poradzić, brak sensu życia
qaqa napisał/a:

Też mam takie przemyślenia, że każda zakochana kobieta jest w pewnym stopniu uzależniona emocjonalnie. Mocno się nad tym zastanawiam ostatnim czasem, próbując sobie tłumaczyć rozstanie. Zastanawiam się  gdzie jest granica pomiędzy miłością a uzależnieniem emocjonalnym.

Wg mnie granica zaczyna się w momencie kiedy wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują na to,że relacja z daną osobą nie ma już najmniejszego sensu,a my w tym tkwimy dalej.Osoba która kocha,ale nie jest uzależniona emocjonalnie potrafi odejść,a ta uzależniona będzie tkwić w tym dalej bądź odejdzie dopiero kiedy osiągnie dno pod względem psychicznym,mentalnym,emocjonalnym.

qaqa napisał/a:

Edyszka mam nadzieję, że dziś u Ciebie lepiej niż wczoraj, chociaż o jedną minutkę smile

Niestety dziś jest gorzej niż wczoraj,ale wczoraj było znośnie(jak na mój stan)więc to było do przewidzenia,że dziś znów będzie "depresja".

834

Odp: Nie moge sobie poradzić, brak sensu życia
qaqa napisał/a:

Jak tak czytam wasze posty to sytuację miałam podobną do Edyszki, mam na myśli jakiś rodzaj walki o związek i nadzieję, że się poukłada, a jak czytam to co pisze Karina o kochaniu wyobrażenia, o tym , że myślała że znaczy dla niego tyle co on dla niej też odnajduje w tym siebie. Totalne pomieszanie z poplątaniem  i dziś dół jak rów mariański sad

Ja miałam cały czas przed oczami wizerunek mojego byłego,taki jakim był na początku związku czyli kochający,starający się,czuły,opiekuńczy i te inne bla bla ble.To nie trwało długo.Dość szybki to ja zaczęłam dawać z siebie o wiele więcej niż on.To ja byłam tą kochającą,czułą,wspierającą,pomagającą,a on z biegiem czasu dawał z siebie coraz mniej.Przez ostatnie miesiąca,to już ślepy by zauważył,że on ma mnie gdzieś,a ja dalej się oszukiwałam i ciągle miałam przed oczami tego Łukasza jakim był kiedyś i walczyłam,żeby znów było jak kiedyś

835

Odp: Nie moge sobie poradzić, brak sensu życia
Edyszka napisał/a:

Ja miałam cały czas przed oczami wizerunek mojego byłego,taki jakim był na początku związku czyli kochający,starający się,czuły,opiekuńczy i te inne bla bla ble.To nie trwało długo.Dość szybki to ja zaczęłam dawać z siebie o wiele więcej niż on.To ja byłam tą kochającą,czułą,wspierającą,pomagającą,a on z biegiem czasu dawał z siebie coraz mniej.Przez ostatnie miesiąca,to już ślepy by zauważył,że on ma mnie gdzieś,a ja dalej się oszukiwałam i ciągle miałam przed oczami tego Łukasza jakim był kiedyś i walczyłam,żeby znów było jak kiedyś

Oj znam to, ten obraz z początków. Niestety problem (w rzeczywistości nieproblem) polegał na tym, że były zawsze się mną opiekował, jest czułym facetem z natury i  był taki do końca. U mnie raczej był ten chłód emocjonalny na poziomie poważnych życiowych decyzji. Przez pierwsze lata to on mówił o ślubie i dzieciach ale byliśmy wtedy małolatami po 20 lat, jak zaczęliśmy dojrzewać jakieś plany nadal były, ale w nim już jakby z roku na rok mniej pewności. Jestem jakimś cholernym długodystansowcem i  nie umiem powiedzieć kocham po kilku miesiącach znajomości.
Jak piszesz o swoim byłym to widzę siebie oczami mojego byłego. To ta moja wina, że dawałam z siebie coraz mniej, za mało się może starałam, dużo pracowałam, rozkręcałam firmę i  chyba nie miałam czasu zauważać go tak jakby on tego chciał. Może dobrze, że odszedł, bo nikt nie zasługuje żeby być tłem w czyimś życiu. Czuję się przez to jak potwór. Bardzo chciałam żeby było dobrze, ale im bardziej chciałam tym wychodziło chyba coraz gorzej.

Falowanie i spadanie smile

836

Odp: Nie moge sobie poradzić, brak sensu życia
qaqa napisał/a:

Też mam takie przemyślenia, że każda zakochana kobieta jest w pewnym stopniu uzależniona emocjonalnie. Mocno się nad tym zastanawiam ostatnim czasem, próbując sobie tłumaczyć rozstanie. Zastanawiam się  gdzie jest granica pomiędzy miłością a uzależnieniem emocjonalnym.

Jeśli kochamy to jesteśmy emocjonalnie przywiązani do drugiej osoby, to jest normalne. Ja mówię o uzależnieniu, o tych sytuacjach gdy mając dobry dzień on potrafił mi go zepsuć bo w jego mniemaniu "coś było ze mną nie tak, że ja się cieszę a on nie", a ja przyjmowałam jego emocje, tak jakby był jakimś moim guru, który mówi, że dziś nie wolno się cieszyć... To taka chora zależność, że bez niego nie byłabym wartościowa (paradoksalnie, bo on mnie poniżał i krytykował), że bez niego sobie nie poradzę, że jeśli on mnie nie akceptuje to ja nie mogę akceptować sama siebie. A wreszcie uzależnienie widać po rozstaniu. Trudny to detoks, bo emocjonalny. Nie ma w naszym życiu exa, który fundował nam "jazdę na emocjonalnym haju". Nie ma już siły napędzającej huśtawkę. Odzyskałyśmy spokój - ten spokój tak cholernie BOLI. Ale to przejściowe, niedługo spokój stanie się codziennością, przyniesie zmiany. Spokój daje nam możliwość odbudowy siebie, zastanowienia się nad lekcją z życia.

qaqa napisał/a:

Karina.Julia  w twoim przypadku zrobiłaś to co było dla Ciebie najlepsze, bardzo dobrze, że miałaś siłę o siebie zawalczyć, że żądałaś przeprosin, kłóciłaś się o swoje racje. Zaliczyłaś się do drugiej grupy zrywających, tych którzy żałują. Żałowałaś przez pierwszy czas, a później zdałaś sobie sprawę, że to było dla Ciebie wybawienie. Wyciągnęłaś z tego wnioski i jesteś bogatsza o życiowe doświadczenie, jak nie dać się traktować i  jeśli spotkasz podobnego osobnika na swojej drodze, czego Ci nie życzę, lampki ostrzegawcze będą odpalać się jak na choince.
Jak tak czytam wasze posty to sytuację miałam podobną do Edyszki, mam na myśli jakiś rodzaj walki o związek i nadzieję, że się poukłada, a jak czytam to co pisze Karina o kochaniu wyobrażenia, o tym , że myślała że znaczy dla niego tyle co on dla niej też odnajduje w tym siebie. Totalne pomieszanie z poplątaniem  i dziś dół jak rów mariański sad

Hej, to nie tak! Ja walczyłam cały czas o niego, tylko kiedy tworzył chore akcje to nie dawałam sobie w kaszę nadmuchać (poza przemocą fizyczną bo nigdy go nie uderzyłam). Dużo mu tłumaczyłam, pierdyliard moich monologów trwających w sumie dłużej niż "Klan", moje prośby aby poszedł na terapie, nic nie pomogło. A po jego chorych jazdach zawsze robiłam aferę, nie przemilczałam nic. Wymagałam przeprosin, walczyłam o szacunek. Groziłam, że odejdę, że dłużej nie wytrzymam. Mówiłam, że jeśli się nie zmieni to z nikim sobie życia nie ułoży, że nie wolno bić ani poniżać kobiety. O ironio, on 3 tyg później znalazł miłość swojego życia i już ponad pół roku jest z nią szczęśliwy, układa im się. Zachowywał się tak, jakby chciał powiedzieć: "patrz mała jaki jestem szczęśliwy - to z tobą jest coś nie tak". Gówno prawda - ja wiem jak boli rozstanie, ile czasu trzeba aby się pozbierać, ile bólu trzeba przeżyć i w końcu ile trudu wymaga praca nad sobą. On się nie zmienił, nowa może jest bardziej podatna na jego wpływ, ale pełniła funkcję zapchaj-dziury. Mimo wszystko - Niech będą szczęśliwi, bo dla mnie to tylko komfort, że ten psychol znalazł sobie nowy obiekt westchnień (czytaj nowy worek treningowy).
On nie szanował mnie - takie są fakty. Nie dlatego, że ze mną jest coś nie tak. To on ma zaniżone poczucie własnej wartości, tonę kompleksów i boi się życia. Więc swoją frustracje wyładowywał na mnie.
I jaki z tego wniosek? Można walczyć o związek i być ugodową i uległą - Pan i Władca odejdzie. Można walczyć o związek i wykrzyczeć mu wszystko - i tak nic się nie naprawi. On/ oni/ nasi byli NIE CHCIELI z nami być, przestali pracować nad związkiem, a kto zerwał to już bez znaczenia. Skoro nie chcieli to trzeba powiedzieć "trudno" i żyć dalej. Co Ci da płacz, analiza jego zachowania? Nic nie wniesie do Twojego życia. Skup się na sobie, zaniedbałaś się sama stawiając na piedestale swojego exa.

837

Odp: Nie moge sobie poradzić, brak sensu życia
qaqa napisał/a:

To ta moja wina, że dawałam z siebie coraz mniej, za mało się może starałam, dużo pracowałam, rozkręcałam firmę i  chyba nie miałam czasu zauważać go tak jakby on tego chciał. Może dobrze, że odszedł, bo nikt nie zasługuje żeby być tłem w czyimś życiu. Czuję się przez to jak potwór. Bardzo chciałam żeby było dobrze, ale im bardziej chciałam tym wychodziło chyba coraz gorzej.

Falowanie i spadanie smile

Widocznie potrzebujesz faceta, który dotrzyma Ci kroku a nie stanie się tłem. Każdy się rozwija, nie sposób wymagać od Ciebie abyś stała w miejscu, bo jemu rozwój osobisty idzie wolniej. Jeśli uważasz, że mogłaś więcej uwagi mu poświęcić to dobrze się składa - wykorzystaj te wnioski w nowym związku. Mając 20 lat mieliście inne priorytety - z czasem się one zmieniły. Dobrze, że wybrałaś własną drogę. Masz moje uznanie. Nie skończysz jako sfrustrowana 50latka, która któregoś dnia rzuci patelnią w męża, bo przez niego stała się zaniedbaną, 100kilową kurą domową, która porzuciła swoje marzenia, aby być z samcem... No proszę Cię, czego tu żałować. Życie dopiero przed Tobą. smile smile

838

Odp: Nie moge sobie poradzić, brak sensu życia
Edyszka napisał/a:

Ja miałam cały czas przed oczami wizerunek mojego byłego,taki jakim był na początku związku czyli kochający,starający się,czuły,opiekuńczy i te inne bla bla ble.To nie trwało długo.Dość szybki to ja zaczęłam dawać z siebie o wiele więcej niż on.To ja byłam tą kochającą,czułą,wspierającą,pomagającą,a on z biegiem czasu dawał z siebie coraz mniej.Przez ostatnie miesiąca,to już ślepy by zauważył,że on ma mnie gdzieś,a ja dalej się oszukiwałam i ciągle miałam przed oczami tego Łukasza jakim był kiedyś i walczyłam,żeby znów było jak kiedyś

Ja też miałam ten obraz, urojony obraz mojego idealnego exa. Uwaga Edyszka, upływający czas wybieli Ci jeszcze bardziej wspomnienie przeszłości... Nie ruszysz do przodu oglądając się za siebie. Nic nie mogę poradzić na stan, w jakim się znajdujesz. Musisz uwierzyć mi na słowo, że to minie. Nie pielęgnuj żalu. Tutaj sprawdzi się powiedzenie "było - minęło". Tego co było już nie zmienisz, a grzebiąc w przeszłości pielęgnujesz w sobie krzywdę. Tak, ja wiem, starałaś się a on nie. Powiedz "trudno", żyj dalej. Nie może dotykać Cię to co się już wydarzyło, bo urośnie do rangi traumy.

839

Odp: Nie moge sobie poradzić, brak sensu życia
qaqa napisał/a:


Jak piszesz o swoim byłym to widzę siebie oczami mojego byłego. To ta moja wina, że dawałam z siebie coraz mniej, za mało się może starałam, dużo pracowałam, rozkręcałam firmę i  chyba nie miałam czasu zauważać go tak jakby on tego chciał. Może dobrze, że odszedł, bo nikt nie zasługuje żeby być tłem w czyimś życiu. Czuję się przez to jak potwór. Bardzo chciałam żeby było dobrze, ale im bardziej chciałam tym wychodziło chyba coraz gorzej.

Falowanie i spadanie smile

A jak ty to czujesz?Czy uważasz,że faktycznie zachowywałaś się w stosunku do swojego faceta,tak jak ja opisałam,że mój były mnie traktował,czy tylko tak ci się wydaje,bo ex czepiał się ciebie i na chwilę obecną masz zniekształcony obraz tego co było,bo patrzysz tak jakby jego oczami?Jak ci się wydaje?

840

Odp: Nie moge sobie poradzić, brak sensu życia
Karina.Julia.8 napisał/a:
Edyszka napisał/a:

Ja miałam cały czas przed oczami wizerunek mojego byłego,taki jakim był na początku związku czyli kochający,starający się,czuły,opiekuńczy i te inne bla bla ble.To nie trwało długo.Dość szybki to ja zaczęłam dawać z siebie o wiele więcej niż on.To ja byłam tą kochającą,czułą,wspierającą,pomagającą,a on z biegiem czasu dawał z siebie coraz mniej.Przez ostatnie miesiąca,to już ślepy by zauważył,że on ma mnie gdzieś,a ja dalej się oszukiwałam i ciągle miałam przed oczami tego Łukasza jakim był kiedyś i walczyłam,żeby znów było jak kiedyś

Ja też miałam ten obraz, urojony obraz mojego idealnego exa. Uwaga Edyszka, upływający czas wybieli Ci jeszcze bardziej wspomnienie przeszłości... Nie ruszysz do przodu oglądając się za siebie. Nic nie mogę poradzić na stan, w jakim się znajdujesz. Musisz uwierzyć mi na słowo, że to minie. Nie pielęgnuj żalu. Tutaj sprawdzi się powiedzenie "było - minęło". Tego co było już nie zmienisz, a grzebiąc w przeszłości pielęgnujesz w sobie krzywdę. Tak, ja wiem, starałaś się a on nie. Powiedz "trudno", żyj dalej. Nie może dotykać Cię to co się już wydarzyło, bo urośnie do rangi traumy.

Nie,nie pielęgnuję żalu,a przynajmniej tak mi się wydaje.Mimo wszystko od rozstania minęło niecałe półtora miesiąca więc siedzi to jeszcze wszystko w głowie,mimo że próbuję iść do przodu na tyle na ile mi siły w moim obecnym stanie pozwalają.Nie robię też głupstw i nawet w chwilach słabości jeszcze nie zdarzyło mi się odezwać do ex od czasu rozstania.Czekam aż to wszystko co najgorsze minie.

841

Odp: Nie moge sobie poradzić, brak sensu życia

oj dziewczyny a ja chyba zaraz pęknę ze śmiechu. Siedzimy w barze z koleżankami a tam kto? Mój ex z kolegami (i chyba zaraz jego laska dotrze z tego co usłyszałam). No wiecie co? Przecież on doskonale wie, że w środę po pracy zawsze się spotykam tutaj z dziewczynami. lol
Ten to chyba chce mi humor zepsuć... lol

842

Odp: Nie moge sobie poradzić, brak sensu życia
Karina.Julia.8 napisał/a:

oj dziewczyny a ja chyba zaraz pęknę ze śmiechu. Siedzimy w barze z koleżankami a tam kto? Mój ex z kolegami (i chyba zaraz jego laska dotrze z tego co usłyszałam). No wiecie co? Przecież on doskonale wie, że w środę po pracy zawsze się spotykam tutaj z dziewczynami. lol
Ten to chyba chce mi humor zepsuć... lol

Podziwiam....ja bym chyba wyszła hmm

843

Odp: Nie moge sobie poradzić, brak sensu życia
Eiko napisał/a:
Karina.Julia.8 napisał/a:

oj dziewczyny a ja chyba zaraz pęknę ze śmiechu. Siedzimy w barze z koleżankami a tam kto? Mój ex z kolegami (i chyba zaraz jego laska dotrze z tego co usłyszałam). No wiecie co? Przecież on doskonale wie, że w środę po pracy zawsze się spotykam tutaj z dziewczynami. lol
Ten to chyba chce mi humor zepsuć... lol

Podziwiam....ja bym chyba wyszła hmm

Chwilę mogłam ich obserwować i wiecie co? Oni bardzo pasują do siebie a ja czuję ulgę. Dziewczyna pewna siebie, dusza towarzystwa. Lubi się napić tak jak on. Jestem pod wrażeniem, bo naprawdę myślałam, że on nie ułoży sobie życia. A teraz się cieszę i jednocześnie czuję się WOLNA! big_smile Euforia mnie rozpiera. Jakoś stał się dla mnie obcy, nie robi na mnie to już żadnego wrażenia. smile

844

Odp: Nie moge sobie poradzić, brak sensu życia
Karina.Julia.8 napisał/a:
Eiko napisał/a:
Karina.Julia.8 napisał/a:

oj dziewczyny a ja chyba zaraz pęknę ze śmiechu. Siedzimy w barze z koleżankami a tam kto? Mój ex z kolegami (i chyba zaraz jego laska dotrze z tego co usłyszałam). No wiecie co? Przecież on doskonale wie, że w środę po pracy zawsze się spotykam tutaj z dziewczynami. lol
Ten to chyba chce mi humor zepsuć... lol

Podziwiam....ja bym chyba wyszła hmm

Chwilę mogłam ich obserwować i wiecie co? Oni bardzo pasują do siebie a ja czuję ulgę. Dziewczyna pewna siebie, dusza towarzystwa. Lubi się napić tak jak on. Jestem pod wrażeniem, bo naprawdę myślałam, że on nie ułoży sobie życia. A teraz się cieszę i jednocześnie czuję się WOLNA! big_smile Euforia mnie rozpiera. Jakoś stał się dla mnie obcy, nie robi na mnie to już żadnego wrażenia. smile

Nie czujesz smutku ani bólu? Wyleczyłaś się? smile super smile
Ja nawet nie chce myśleć jakbym zaaregowała big_smile

845

Odp: Nie moge sobie poradzić, brak sensu życia

@Eiko nie czuje smutku ani bólu, cieszę się bo oni bardzo do siebie pasują. Tym bardziej cieszę się, że ją nie pasuje do niego. Miałam chwilę że porównywałam się do niej (moje zachowanie) i o dziwo dziewczyna mniej atrakcyjna jest bardziej pewna siebie niż ja. Czyli moje kompleksy blokują mnie - nad tym muszę popracować...

Posty [ 781 do 845 z 5,371 ]

Strony Poprzednia 1 11 12 13 14 15 83 Następna

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Forum Kobiet » ROZSTANIE, FLIRT, ZDRADA, ROZWÓD » Nie moge sobie poradzić, brak sensu życia

Zobacz popularne tematy :

Mapa strony - Archiwum | Regulamin | Polityka Prywatności



© www.netkobiety.pl 2007-2024