Po 30
To faktycznie może Ci jeszcze dopisywać dobre samopoczucie. Duża buźka.
To faktycznie może Ci jeszcze dopisywać dobre samopoczucie. Duża buźka.
Widzisz, myślisz stereotypami Jestem starsza od Ciebie
To, że Tobie i paru innym forumowiczkom samotność służy nie oznacza, że innym paniom też. Znam masę nieszczęśliwych singielek po trzydziestym roku życia i tylko kilka które są z braku chłopa w domu zadowolone. Babki po przejściach, lesbijki , karierowiczki i typowe samotniczki. Ale w sumie co mnie to obchodzi, każdy sobie żyje tak jak potrafi najlepiej.
To, że Tobie i paru innym forumowiczkom samotność służy nie oznacza, że innym paniom też. Znam masę nieszczęśliwych singielek po trzydziestym roku życia i tylko kilka które są z braku chłopa w domu zadowolone. Babki po przejściach, lesbijki
, karierowiczki i typowe samotniczki. Ale w sumie co mnie to obchodzi, każdy sobie żyje tak jak potrafi najlepiej.
Tylko że właśnie chodzi o to, że to działa również w drugą stronę - jeśli niektórym samotność nie służy, to nie znaczy, że wszyscy samotni są nieszczęśliwi (lub ewentualnie będą). I tylko to mam na myśli
A do wyborów życiowych innych ludzi nie zamierzam się wtrącać, to są ich wybory... jeśli czują się z tym nieszczęśliwi, to sami powinni to zmienić
Ja to doskonale rozumiem. Nawet na swoim podwórku mam taki przypadek, moja prywatna wieloletnia eks-partnerka. Bardzo zadowolona z bycia singielką. Przez weekend jakiś koleś (ten sam od ponad roku żeby nie było, że puszczalska) z niej nie schodzi a w tygodniu ma święty spokój.
To, że Tobie i paru innym forumowiczkom samotność służy nie oznacza, że innym paniom też. Znam masę nieszczęśliwych singielek po trzydziestym roku życia i tylko kilka które są z braku chłopa w domu zadowolone. Babki po przejściach, lesbijki
, karierowiczki i typowe samotniczki. Ale w sumie co mnie to obchodzi, każdy sobie żyje tak jak potrafi najlepiej.
Czy mi służy samotność?
Nie mam pojęcia, ponieważ się nad tym nie zastanawiam, żyję sobie po prostu i tyle.
Widzisz, prawdziwie szczęśliwi ludzie, nie uzależniają swojego szczęścia od innych ludzi.
To szczęście się po prostu czuje, albo i nie.
Ja jestem szczęśliwą osobą, ale nie mam zielonego pojęcia dlaczego taką osobą jestem.
Albo inaczej, od zawsze masz to szczęście w sobie i nie utożsamiasz go ani z nikim ani z niczym.
Po prostu takim się rodzisz.
Tak przynajmniej jest w moim przypadku i tak ja definiuje swoje szczęście
Mi samotność zdecydowanie służy
W końcu - po raz pierwszy w ciągu 33 lat życia - czuję, że żyję
Zresztą nie czuję się wcale samotna i nie używam tego słowa w stosunku do siebie. Ja po prostu nie jestem w żadnym związku obecnie.
Ale nie ma to nic wspólnego z samotnością.
Szczerze mówiąc to jeszcze nigdy w życiu nie było mi tak dobrze jak teraz i korzystam z tego jak mogę.
W końcu na pierwszym miejscu postawiłam siebie, robię coś dla siebie samej, a nie jak do tej pory pracowałam na sukces moich eks-partnerów.
I szczerze mówiąc, wiedząc już jak może być fajnie, kiedy się jest samej, nie myślę o stałym związku.
W sumie odkryłam, że do niczego mi on nie jest potrzebny. Seks mam, przytulanie mam, rozmowy mam, przyjaźń mam - i wszystko inne, co zwykle jest lub powinno być w związku - też mam. I wcale nie dążę do zmiany tego stanu rzeczy
Mógłbym powiedzieć, że to fajnie, że istnieją takie kobiety jak zlota900, bo dzięki nim ci nieatrakcyjni faceci mogą sobie poseksić, a nawet się z kimś ożenić. Ale nie wiem, czy żałuję, że nie spotkałem kogoś takiego wiele lat temu. Mam tylko nadzieję, że swojemu mężowi nie daje tak wprost do zrozumienia, że jest dla niej seksowny jak wibrator. Każdy z nas ma w sobie potrzebę akceptacji. Kobiety chcą się podobać swoim wybrańcom, a faceci też tak naprawdę chcą, żeby ich kobieta ich podziwiała i to nie tylko za intelekt. No dobra są oczywiście wyjątki. Ale jest pewna ogólna tendencja W udanym związku musi być przyjaźń, ale bez odrobiny chemii, przynajmniej na początku jest jednak tak jakoś bez smaku. Trochę to wtedy przypomina takie aranżowane małżeństwa, które bardziej przypominają umowę handlową - ja ci oferują to i to, a ty mi to i to, w zamian żądam tego i tego.
75 2017-03-16 12:38:43 Ostatnio edytowany przez Piegowata'76 (2017-03-16 12:39:33)
Można żyć szczęśliwie w pojedynkę, tylko trzeba w to uwierzyć. Trzeba się odważyć spojrzeć "samotności" w oczy.
Piszę w cudzysłowie, bo dla mnie singielstwo=samotność to bzdura.
Jestem sama i wreszcie żyję, jak mi się podoba, według swoich potrzeb i wartości. Dla byle związku nie zrezygnuję z tego komfortu.
A samotność? Otacza mnie teraz więcej osób niż gdy mieszkałam z zamkniętym w sobie i niechętnym moim znajomym mężem. Dziś wieczorem zapowiedział się kolega na herbatę, a niedawno dwoje znajomych zasiedziało się u mnie prawie do rana.
Wilczku, ale powtarzam po raz enty, to że kogoś pragniemy nie konieczne oznacza, że ten jegomość to cudowny Apollo. Mój nauczyciel od PO mawiał że mężczyzna musi być odrobinę szpetny i coś w tym jest.
Ja nie mam czegoś takiego że mój partner musi być idealny, nie wręcz przeciwnie lubię ludzi ciekawych z wyglądu, a nie jak z żurnala Człowiek musi mieć to coś, a to niekoniecznie oznacza idealny wygląd.
Mój mąż jest dla mnie najprzystojniejszym facetem na tej planecie, a czy jest idealny? Ma lekko asymetryczną twarz, ale w mojej ocenie to dodaje mu charakteru.
Nie wiem stając po drugiej stronie, czy chciałabym aby mój mąż był ze mną bez pożądania, czy czułabym się kobieco? seksownie? Czy byłoby mi dobrze ze świadomością że mój mąż mnie nie pragnie? Myślę że to było by przykre, bo dla mnie jego wzrok pełny pożądania to również oznaka miłości. Czuje się dobrze ze świadomością że on pożera mnie wzrokiem, że mnie pragnie, że mu się podobam gdyby tak nie było czułabym się źle.
Niby wszystko ładnie pięknie... ale rozróżnijmy dwie sytuacje - kiedy się wybiera życie w pojedynkę po NIEUDANYM związku i kiedy jest się samotnym i nigdy się NIE BYŁO w związku.
Ani pierwsza, ani druga sytuacja nie jest do konca nie jest świadomym wyborem. W pierwszym przypadku jest to URAZ pozostały po poprzednim zwiazku (często nieuświadomiony) w drugim jakiś kłopot hamujący umiejętność nawiązywania bliższych relacji.
Nie uważam, żeby te dwie sytuacje można było ze sobą porownywac.
Dla mnie nie jest wiarygodne stwierdzenie "jestem szczesliwa żyjąc samotnie biorąc pod uwagę jaki był mój eks". Taka "szczęśliwa" samotność jest podyktowana strachem, a nie tym, że jest to lepsza sytuacja sama w sobie.
Wilczku, ale powtarzam po raz enty, to że kogoś pragniemy nie konieczne oznacza, że ten jegomość to cudowny Apollo.
Mnie wystarczy, że jegomość mnie się podoba, nikomu innemu już nie musi.
Spotykalam się kiedyś z facetem, który nie był urodziwy, ale miał fantastyczny dowcip i najfajniejsze na świecie zmarszki w kącikach oczu, gdy się uśmiechał.
Niby wszystko ładnie pięknie... ale rozróżnijmy dwie sytuacje - kiedy się wybiera życie w pojedynkę po NIEUDANYM związku i kiedy jest się samotnym i nigdy się NIE BYŁO w związku.
Ani pierwsza, ani druga sytuacja nie jest do konca nie jest świadomym wyborem. W pierwszym przypadku jest to URAZ pozostały po poprzednim zwiazku (często nieuświadomiony) w drugim jakiś kłopot hamujący umiejętność nawiązywania bliższych relacji.
Nie uważam, żeby te dwie sytuacje można było ze sobą porownywac.
Dla mnie nie jest wiarygodne stwierdzenie "jestem szczesliwa żyjąc samotnie biorąc pod uwagę jaki był mój eks". Taka "szczęśliwa" samotność jest podyktowana strachem, a nie tym, że jest to lepsza sytuacja sama w sobie.
Nieprawda. Niekoniecznie strachem, choć strachu nie wyklucza. Gdybym była sama wyłącznie ze strachu, byłabym nieszczęśliwa i zgorzkniała. A nie jestem.
Mógłbym powiedzieć, że to fajnie, że istnieją takie kobiety jak zlota900, bo dzięki nim ci nieatrakcyjni faceci mogą sobie poseksić, a nawet się z kimś ożenić. Ale nie wiem, czy żałuję, że nie spotkałem kogoś takiego wiele lat temu. Mam tylko nadzieję, że swojemu mężowi nie daje tak wprost do zrozumienia, że jest dla niej seksowny jak wibrator. Każdy z nas ma w sobie potrzebę akceptacji. Kobiety chcą się podobać swoim wybrańcom, a faceci też tak naprawdę chcą, żeby ich kobieta ich podziwiała i to nie tylko za intelekt. No dobra są oczywiście wyjątki. Ale jest pewna ogólna tendencja
W udanym związku musi być przyjaźń, ale bez odrobiny chemii, przynajmniej na początku jest jednak tak jakoś bez smaku. Trochę to wtedy przypomina takie aranżowane małżeństwa, które bardziej przypominają umowę handlową - ja ci oferują to i to, a ty mi to i to, w zamian żądam tego i tego.
Tylko, że każdemu z nas podoba się ktoś inny.
I uwierz, że mi zdarza się czuć "chemię" do przeciętnego faceta, który w oczach innej osoby jest np. brzydki.
"Chemia" to jest całokształt osoby to nie tylko wygląd.
Aha i jeszcze jedno ja rozróżniam 4 typy facetów:
1. przystojny i mający to "coś" w sobie ;
2. przystojny, ale nie mający tego"czegoś";
3. przeciętnej urody i mający to "coś";
4. przeciętny bez tego "czegoś".
I wiadomo, że stworzę związek(albo chciałabym ) tylko z panem numer 1 i 3.
Niby wszystko ładnie pięknie... ale rozróżnijmy dwie sytuacje - kiedy się wybiera życie w pojedynkę po NIEUDANYM związku i kiedy jest się samotnym i nigdy się NIE BYŁO w związku.
Ani pierwsza, ani druga sytuacja nie jest do konca nie jest świadomym wyborem. W pierwszym przypadku jest to URAZ pozostały po poprzednim zwiazku (często nieuświadomiony) w drugim jakiś kłopot hamujący umiejętność nawiązywania bliższych relacji.
Nie uważam, żeby te dwie sytuacje można było ze sobą porownywac.
Dla mnie nie jest wiarygodne stwierdzenie "jestem szczesliwa żyjąc samotnie biorąc pod uwagę jaki był mój eks". Taka "szczęśliwa" samotność jest podyktowana strachem, a nie tym, że jest to lepsza sytuacja sama w sobie.
Ja się z Tobą zgadzam, nie wierzę, że ktoś faktycznie z własnego wyboru wybiera samotność.
Gdybym miała do wyboru samotność czy szczęśliwy związek oczywiście, że wybieram to drugie.
Dla mnie nie jest wiarygodne stwierdzenie "jestem szczesliwa żyjąc samotnie biorąc pod uwagę jaki był mój eks". Taka "szczęśliwa" samotność jest podyktowana strachem, a nie tym, że jest to lepsza sytuacja sama w sobie.
Nie do końca się zgodzę. Mam w nosie, jaki był mój eks. Ale pierwszego lepszego faceta nie wezmę, bo nie muszę, mimo tego, że większość świata naokoło twierdzi "w Twojej sytuacji nie powinnaś wybrzydzać" - a właśnie, że będę
Mężczyzna ma być dopełnieniem mojego życia, a nie stanowić jego sens. Niepotrzebny mi byle kto, byle był. Meble mi pomoże skręcić kolega czy znajomy, jak sama nie dam rady, w góry pójdę sama i poznam mnóstwo ciekawych ludzi w schronisku, samochód potrafię sama zawieźć do mechanika, jak będzie potrzeba - od ewentualnego partnera oczekiwałabym właśnie, że będzie nas wiązać m.in. ta sławetna "chemia", a nie że ma być, bo wypada mieć jakieś męskie gacie w domu...
Iceni napisał/a:Niby wszystko ładnie pięknie... ale rozróżnijmy dwie sytuacje - kiedy się wybiera życie w pojedynkę po NIEUDANYM związku i kiedy jest się samotnym i nigdy się NIE BYŁO w związku.
Ani pierwsza, ani druga sytuacja nie jest do konca nie jest świadomym wyborem. W pierwszym przypadku jest to URAZ pozostały po poprzednim zwiazku (często nieuświadomiony) w drugim jakiś kłopot hamujący umiejętność nawiązywania bliższych relacji.
Nie uważam, żeby te dwie sytuacje można było ze sobą porownywac.
Dla mnie nie jest wiarygodne stwierdzenie "jestem szczesliwa żyjąc samotnie biorąc pod uwagę jaki był mój eks". Taka "szczęśliwa" samotność jest podyktowana strachem, a nie tym, że jest to lepsza sytuacja sama w sobie.
Nieprawda. Niekoniecznie strachem, choć strachu nie wyklucza. Gdybym była sama wyłącznie ze strachu, byłabym nieszczęśliwa i zgorzkniała. A nie jestem.
Nie chodzi mi o to, że tylko strachem, ale że ten strach jest gdzieś jednak przyczajony.
Czy jesteś pewna, że gdybyś nie miała negatywnych doświadczeń twoj wybór bylby taki sam?
Samotność - szczęśliwa samotność - jest wtedy prawdziwa kiedy jest rownie szczęśliwa co szczęśliwy ZWIĄZEK.
A tak to dla mnie to brzmi jak coś w stylu "Jestem szczęśliwa mając jedną nogę, bo ta, którą mi amputowali bolała mnie tak, że już nie mogłam znieść"
A ktoś zna kogoś, kto obciął sobie zdrową nogę, bo mieć jedną jest rownie fajnie co dwie?
Szczęśliwa samotność jest tylko wtedy, kiedy jest wyborem PIERWOTNYM, a nie efektem złych wyborow w przeszlosci.
Wtedy jest tylko profilaktyką by nie wpasc w bagno po raz drugi.
I to jest ten stan, który blokuje ludzi w stanie "wtornego singlostwa" .- dopiero jak sie ma odwage zaryzykowac, że nastepny zwiazek moze sie rozpieprzyc, ma sie odwage wyjsc ze strefy komfortu, ma się odwagę isiłę psychiczną ryzykować że ZNOWU zostanie się samemu to samotnosc przestaje być szczęsciem, a staje się ograniczeniem
Przynajmniej ja tak to widze patrzac na zachowania własne i znanych mi osob.
Ok. Przeczytalam i przekalkulowalam swoje wartości. Tak. Od dziś uważam ze sednem mego życia, mego istnienia będzie mężczyzna. Od rana do wieczora A pewnie i wnocy będę do wielbić albowiem jest celem mego życia A bez niego i boku czeka mnie rychly upadek
85 2017-03-16 13:53:38 Ostatnio edytowany przez Piegowata'76 (2017-03-16 14:05:41)
A ktoś zna kogoś, kto obciął sobie zdrową nogę, bo mieć jedną jest rownie fajnie co dwie?
A kto tu kogo namawia do obcinania zdrowej nogi albo rezygnowania z dobrego związku? Ale czy urodziłam się bez nogi, czy też zabrakło mi jej później - muszę z tym żyć i do mnie należy wybór, czy to będzie życie w poczuciu niespełnienia, czy będę korzystać z innych możliwości, jakie podsuwa mi los.
Wolę, nie mając tej hipotetycznej nogi, olać, że nigdy nie zagram w futbol, ale np. zdobywać mistrzostwa w koszykówce na wózkach. Wyzbywając się destrukcyjnego myślenia, że to jest "zamiast". Jest inaczej po prostu.
Była jakaś taka przypowieść o wilkach zamieszkujących nasze serca i toczących walkę. Wygrywa ten, którego karmisz.
Nie chodzi mi o to, że tylko strachem, ale że ten strach jest gdzieś jednak przyczajony
I nie ze strachu jestem sama, a z braku poczucia, że któryś ze spotkanych mężczyn to "ten", lub braku ich zainteresowania mną. Po cholerę mi ktoś, kto będzie byle tylko był?
Bardzo wiele osób właśnie strach (przed samotnością i odpowiedzialnością za samego lub samą siebie) pcha w pierwsze lepsze ramiona.
86 2017-03-16 14:05:10 Ostatnio edytowany przez Iceni (2017-03-16 14:08:13)
Iceni napisał/a:Nie chodzi mi o to, że tylko strachem, ale że ten strach jest gdzieś jednak przyczajony
A kto tu kogo namawia do obcinania zdrowej nogi albo rezygnowania z dobrego związku? Ale czy urodziłam się bez nogi, czy też zabrakło mi jej później - muszę z tym żyć i do mnie należy wybór, czy to będzie życie w poczuciu niespełnienia, czy będę korzystać z innych możliwości, jakie podsuwa mi życie.
Wolę, nie mając tej hipotetycznej nogi, olać, że nigdy nie zagram w futbol, ale zdobywać mistrzostwa w koszykówce na wózkach. Wyzbywając się destrukcyjnego myślenia, że to jest "zamiast". Jest inaczej po prostu.
Była jakas taka przypowieść o wilkach zamieszkujących nasze serca i toczących walkę. Wygrywa ten, którego karmisz.I nie ze strachu jestem sama, a z braku poczucia, że ktoryś ze spotkanych mężczyn to "ten", lub braku ich zainteresowania mną. Po cholerę mi ktoś, kto będzie byle tylko był?
Bardzo wiele osób właśnie strach (przes samotnością i odpowiedzialnością za samego lub samą siebie) pcha w pierwsze lepsze ramiona
Ale gdzie ja napisałam, że nalezy sie pchac w pierwsze lepsze ramiona?
A ktorego wilka karmisz? Tego, ktory mowi ci, że lepiej nie ryzykowac i żyć samotnie, może mniej efektownie, ale spokojnie, czy tego, który mowi ci, że w zwiazkach nie ma nic w 100% pewnego i byc moze twoj kolejny zwiazek rozpadnie sie po siedmiu latach i znow bedziesz sama, ale bedziesz miala siedem szczesliwych lat?...
(W zasadzie to nie bez powodu o tym pisze, bo kilka dni temu mialam okazję sprawdzic sie w pewnym tescie psychologicznym dotyczacym zwiazków i bardzo mnie zaskoczyła moja wlasna reakcja na koncowy wynik. I od tamtej pory sie nad tym zastanawiam , Gdyby nie ten test sadze, ze w ogole nie przyszloby mi to do glowy )
87 2017-03-16 14:18:23 Ostatnio edytowany przez Piegowata'76 (2017-03-16 14:22:13)
A ktorego wilka karmisz? Tego, ktory mowi ci, że lepiej nie ryzykowac i żyć samotnie, może mniej efektownie, ale spokojnie, czy tego, który mowi ci, że w zwiazkach nie ma nic w 100% pewnego i byc moze twoj kolejny zwiazek rozpadnie sie po siedmiu latach i znow bedziesz sama, ale bedziesz miala siedem szczesliwych lat?...
Iceni, wybacz, ale mnie zirytowałaś.
Czy ja mam obowiązek mieć chłopa? Jak się znajdzie i będzie fajny, to bardzo chętnie wpuszczę go do swojego życia, ale szukać nie potrzebuję, bo bez chłopa też mam dobre życie.
Żeby nie było... Trochę może i szukałam. Parę razy się umówiłam. Nadal zresztą uważam, że poznawanie ludzi i randkowanie to nie grzech. Uznałam jednak, że nie warto za tym gonić, bo to wyczerpuje emocjonalnie, a skuteczne nie jest.
Nie chcę żonatych lovelasów, zdesperowanych nudziarzy ani facetów, dla których faza poznawania się i budowania bliskości nie istnieje, a tylko tacy, jak do tej pory, mi się trafiali.
Jeden mi się spodobał i nadal podoba, ale z kolei on nie odwzajemnił mojego zainteresowania Został dobrym kumplem, czasami się spotykamy, nawet w domach i koleżeństwo nam wystarcza. Nie jest to koleżeństwo z seksem w bonusie - zaznaczam.
Każdy związek to jakieś ryzyko, owszem, ale są ryzyka z góry skazane na porażkę. Więc masz rację, głupio ryzykować nie zamierzam. Za stara już jestem na marnowanie kolejnych lat dla kogoś niekoniecznie zaraz toksycznego, ale kompletnie mi nieodpowiadającego.
88 2017-03-16 14:23:39 Ostatnio edytowany przez santapietruszka (2017-03-16 14:24:09)
A ktorego wilka karmisz? Tego, ktory mowi ci, że lepiej nie ryzykowac i żyć samotnie, może mniej efektownie, ale spokojnie, czy tego, który mowi ci, że w zwiazkach nie ma nic w 100% pewnego i byc moze twoj kolejny zwiazek rozpadnie sie po siedmiu latach i znow bedziesz sama, ale bedziesz miala siedem szczesliwych lat?...
Ja np. bardzo chętnie zaryzykuję, wcale się nie boję Tylko że kandydat musi być odpowiedni - i nie jest to spowodowane strachem, tylko właśnie tym, że to nie ma być byle kto, tylko ktoś, dla kogo zaryzykować warto
Myślę, że rozmawiamy o dwóch różnych rzeczach:
1. ktoś, kto ze strachu w ogóle nie otwiera się na następny związek, bo boi się, że związki zawsze wyglądają tak samo - taka osoba właśnie będzie moim zdaniem nieszczęśliwa ze swoją samotnością, bo w głębi duszy by chciała, ale się - no, właśnie - boi...
2. ktoś, kto przyjmie następny związek bez problemu, jeśli tylko będzie to odpowiednia osoba - a dopóki takiej osoby nie spotkał, jest szczęśliwy sam ze sobą
Swoją drogą, dlaczego niby samotnie nie można żyć efektownie?
Niby wszystko ładnie pięknie... ale rozróżnijmy dwie sytuacje - kiedy się wybiera życie w pojedynkę po NIEUDANYM związku i kiedy jest się samotnym i nigdy się NIE BYŁO w związku.
Ani pierwsza, ani druga sytuacja nie jest do konca nie jest świadomym wyborem. W pierwszym przypadku jest to URAZ pozostały po poprzednim zwiazku (często nieuświadomiony)
Nie zgodzę się z tym.
Oczywiście, że MOŻE tak być, ale nie zgodzę się, że jest tak w każdym przypadku.
Wiele jest tutaj na forum osób, które przychodzą po sparzeniu się i mówią - nigdy więcej! Nie zakocham się, nie chcę faceta, faceci to świnie.
Ale są jeszcze takie osoby jak ja - które nagle dostały w prezencie od losu totalną wolność
Nigdy tak naprawdę nie byłam sama, zawsze też z kimś mieszkałam.
A teraz w końcu jestem wolna - mieszkam sama, nie muszę z nikim być, nie muszę się do nikogo dostosowywać.
Ba! wysypiam się w nocy - w końcu!
Bo nikt mi nie przeszkadza w łóżku.
Jeśli kiedykolwiek byłabym w związku to rozważałabym spanie osobno - jeny, jaka to wygoda! Człowiek wstaje wypoczęty, nikt ci nie chrapie nad uchem, nie zajmuje twojej przestrzeni.
Wątpię, żebym jeszcze kiedykolwiek z kimś zamieszkala, jeśli już to w bardzo dużym mieszkaniu, żeby mieć osobne, spore przestrzenie.
Seks mam kiedy chcę, wychodzę kiedy chcę, wracam kiedy chcę. Nikt mi nie brudzi, nie marudzi.
Serio w końcu czuję się nieziemsko wolna
Nie mam nic przeciwko temu, zeby spędzić tak resztę życia - przydałoby się tylko więcej kotów
Iceni napisał/a:A ktorego wilka karmisz? Tego, ktory mowi ci, że lepiej nie ryzykowac i żyć samotnie, może mniej efektownie, ale spokojnie, czy tego, który mowi ci, że w zwiazkach nie ma nic w 100% pewnego i byc moze twoj kolejny zwiazek rozpadnie sie po siedmiu latach i znow bedziesz sama, ale bedziesz miala siedem szczesliwych lat?...
Iceni, wybacz, ale mnie zirytowałaś.
Czy ja mam obowiązek mieć chłopa? Jak się znajdzie i będzie fajny, to bardzo chętnie wpuszczę go do swojego życia, ale szukać nie potrzebuję, bo bez chłopa też mam dobre życie.
Żeby nie było... Trochę może i szukałam. Parę razy się umówiłam. Nadal zresztą uważam, że poznawanie ludzi i randkowanie to nie grzech. Uznałam jednak, że nie warto za tym gonić, bo to wyczerpuje emocjonalnie, a skuteczne nie jest.
Nie chcę żonatych lovelasów, zdesperowanych nudziarzy ani facetów, dla których faza poznawania się i budowania bliskości nie istnieje, a tylko tacy, jak do tej pory, mi się trafiali.
Jeden mi się spodobał i nadal podoba, ale z kolei on nie odwzajemnił mojego zainteresowania Został dobrym kumplem, czasami się spotykamy, nawet w domach i koleżeństwo nam wystarcza. Nie jest to koleżeństwo z seksem w bonusie - zaznaczam.
Każdy związek to jakieś ryzyko, owszem, ale są ryzyka z góry skazane na porażkę. Więc masz rację, głupio ryzykować nie zamierzam. Za stara już jestem na marnowanie kolejnych lat dla kogoś niekoniecznie zaraz toksycznego, ale kompletnie mi nieodpowiadającego.
Ale dlaczego cie irytuje to, co piszę? Ja ci nie mówie co masz zrobić, tylko PYTAM. Ja sama żyję samotnie od paru lat ( znaczy beź zadnych zwiazkow) wiec jaki cudem mialabym TOBIE wciskac, że posiadanie faceta jest konieczne?
Zirytowalo cie to? Wiec teraz zastanow się, czy naprawdę myslisz tak, jak myslisz, czy moze jedynie boisz sie/wstydzisz (wpisz odpowiednie) przyznac sie przed samą sobą nawet, że ta tęsknota za drugą połówką gdzies w tobie jest?...
A przeciez to nie jest jakis wstyd CHCIEC kogos w zyciu..
91 2017-03-16 14:39:52 Ostatnio edytowany przez Piegowata'76 (2017-03-16 15:11:24)
Dobrze, niech Ci będzie: zaj...ście boję się związku i co noc wyję w poduszkę z rozpaczy, że chcę, ale się boję. Zadowolona?
"Uwielbiam", gdy inni lepiej wiedzą, co czuję i myślę.
Nie wypieram się ludzkich uczuć. Żadne z nich nie jest mi obce, ale nie każde mną rządz.
Iceni napisał/a:Niby wszystko ładnie pięknie... ale rozróżnijmy dwie sytuacje - kiedy się wybiera życie w pojedynkę po NIEUDANYM związku i kiedy jest się samotnym i nigdy się NIE BYŁO w związku.
Ani pierwsza, ani druga sytuacja nie jest do konca nie jest świadomym wyborem. W pierwszym przypadku jest to URAZ pozostały po poprzednim zwiazku (często nieuświadomiony)
Nie zgodzę się z tym.
Oczywiście, że MOŻE tak być, ale nie zgodzę się, że jest tak w każdym przypadku.
Wiele jest tutaj na forum osób, które przychodzą po sparzeniu się i mówią - nigdy więcej! Nie zakocham się, nie chcę faceta, faceci to świnie.Ale są jeszcze takie osoby jak ja - które nagle dostały w prezencie od losu totalną wolność
![]()
Nigdy tak naprawdę nie byłam sama, zawsze też z kimś mieszkałam.
A teraz w końcu jestem wolna - mieszkam sama, nie muszę z nikim być, nie muszę się do nikogo dostosowywać.
Ba! wysypiam się w nocy - w końcu!
Bo nikt mi nie przeszkadza w łóżku.
Jeśli kiedykolwiek byłabym w związku to rozważałabym spanie osobno - jeny, jaka to wygoda! Człowiek wstaje wypoczęty, nikt ci nie chrapie nad uchem, nie zajmuje twojej przestrzeni.
Wątpię, żebym jeszcze kiedykolwiek z kimś zamieszkala, jeśli już to w bardzo dużym mieszkaniu, żeby mieć osobne, spore przestrzenie.
Seks mam kiedy chcę, wychodzę kiedy chcę, wracam kiedy chcę. Nikt mi nie brudzi, nie marudzi.Serio w końcu czuję się nieziemsko wolna
![]()
Nie mam nic przeciwko temu, zeby spędzić tak resztę życia - przydałoby się tylko więcej kotów
Wybacz V, ale ty akurat tego swojego ex-psychopate systematycznie nadal przywolujesz w postach. To wlasnie doskonale ilustruje to, co napisalam - pewne postawy sa efektem wczesniejszych przezyc, echem przezytych traum i to co wybieramy ma nas przed tym uchronic. czasem jest to samotnosc, czasem zycie w luznych zwiazkach...
Dobrze, niech Ci będzie: zaj...ście boję się związku i co noc wyję w poduszkę z rozpaczy, że chcę, ale się boję. Zadowolona?
"Uwielbiam", gdy inni lepiej wiedzą, co czuję i myślę.
Nie wypieram się ludzkich uczuć. Żadne z nich nie jest mi obce, ale nie każde mną kieruje.
Ale po co tak dramatyzujesz? Czy ja pisze ze ryczysz po nocach? Nigdzie nie napisalam, ze ja wiem co ty czujesz, ja tylko zadawalam PYTANIA. rozumiesz? Ja pytalam co ty czujesz, a ty reagujesz na PYTANIA w ten sposob. To nie jest absolutnie moja wina, tylko jedynie twoj sposob reakcji na temat.
Moglas przeciez napisac, ze nie karmisz zadnego wilka z podanych przeze mnie, bo masz jeszcze trzeciego. Ale jednak podeszlas do tego emocjonalnie. Taka reakcja nie jest dla mnie dowodem na AKCEPTOWANIE swojej samotnosci i cieszenie sie nia
Ale to juz nie moja sprawa, napisalam tylko moje zdanie ma pewne tematy, i jak zaznaczylam na podstawie reakcji SWOICH i znanych mi osob.
santapietruszk ty akurat chociaz sie nie do konca zgadzasz to jednak w duzym stopniu potwierdzasz to, o czym pisze , jednak z powodow technicznych nie bede ciagnela trzeciego watku, choc bardzo chetnie bym ci odpowiedziala, ale moje oczy maja dosc gapienia sie w telefon ;P wiec sorry ...
_v_ napisał/a:Iceni napisał/a:Niby wszystko ładnie pięknie... ale rozróżnijmy dwie sytuacje - kiedy się wybiera życie w pojedynkę po NIEUDANYM związku i kiedy jest się samotnym i nigdy się NIE BYŁO w związku.
Ani pierwsza, ani druga sytuacja nie jest do konca nie jest świadomym wyborem. W pierwszym przypadku jest to URAZ pozostały po poprzednim zwiazku (często nieuświadomiony)
Nie zgodzę się z tym.
Oczywiście, że MOŻE tak być, ale nie zgodzę się, że jest tak w każdym przypadku.
Wiele jest tutaj na forum osób, które przychodzą po sparzeniu się i mówią - nigdy więcej! Nie zakocham się, nie chcę faceta, faceci to świnie.Ale są jeszcze takie osoby jak ja - które nagle dostały w prezencie od losu totalną wolność
![]()
Nigdy tak naprawdę nie byłam sama, zawsze też z kimś mieszkałam.
A teraz w końcu jestem wolna - mieszkam sama, nie muszę z nikim być, nie muszę się do nikogo dostosowywać.
Ba! wysypiam się w nocy - w końcu!
Bo nikt mi nie przeszkadza w łóżku.
Jeśli kiedykolwiek byłabym w związku to rozważałabym spanie osobno - jeny, jaka to wygoda! Człowiek wstaje wypoczęty, nikt ci nie chrapie nad uchem, nie zajmuje twojej przestrzeni.
Wątpię, żebym jeszcze kiedykolwiek z kimś zamieszkala, jeśli już to w bardzo dużym mieszkaniu, żeby mieć osobne, spore przestrzenie.
Seks mam kiedy chcę, wychodzę kiedy chcę, wracam kiedy chcę. Nikt mi nie brudzi, nie marudzi.Serio w końcu czuję się nieziemsko wolna
![]()
Nie mam nic przeciwko temu, zeby spędzić tak resztę życia - przydałoby się tylko więcej kotówWybacz V, ale ty akurat tego swojego ex-psychopate systematycznie nadal przywolujesz w postach. To wlasnie doskonale ilustruje to, co napisalam - pewne postawy sa efektem wczesniejszych przezyc, echem przezytych traum i to co wybieramy ma nas przed tym uchronic. czasem jest to samotnosc, czasem zycie w luznych zwiazkach...
owszem, przywoływałam, bo to była moja terapia. Przywołuję jeszcze teraz, kiedy pojawiają się kobiety i dziewczyny potrzebujące pomocy.
tak samo jak przywołuję inne rzeczy, wydarzenia, osoby z mojego życia.
np. dość często wspominam swoją pierwszą kierowniczkę, która była najlepszą szefową jaką miałam dotąd. Mimo że nie mam już z nią kontaktu.
Ja uważam, że teraz mam znacznie większą świadomość siebie niż kiedyś.
Kiedyś byłam jak owca, która była w monogamicznym związku, bo inni byli. Mieszkała z kimś, bo inni mieszkali.
Przez ten owczy pęd nie przetrwał mój związek poliamoryczny i dwójką niesamowitych ludzi.
I zdecydowanie wybieram moją obecną świadomość, nawet jeśli wiąże się ona z życiem bez nikogo (tzn. stałego partnera, z którym bym mieszkała).
W sumie śmieszne jest to, że ludzie tak bardzo patrzą na wszystko przez pryzmat siebie, że ciężko im uwierzyć, że ktoś może mieć inaczej
I żeby nie było: cały czas poznaję mężczyzn, chodzę na randki, umawiam się, rozmawiam z nimi, smsuje, ale przede wszystkim od razu odrzucam takich, co przekraczają moje granice i mimo zwrócenia uwagi nic sobie z tego nie robią. Wolę odrzucić 99% mężczyzn, niż brać pierwszego lepszego i godzić się znowu na traktowanie mnie gorzej niż ja traktuję kogoś - i tak! to jest efekt mojego ostatniego związku. Powiem więcej: bardzo się cieszę, że taki jest efekt! Bo w końcu dbam o własne szczęście, o siebie, w końcu nie stawiam siebie na samym końcu kolejki, jak to było kiedyś. W końcu czuję się pełna. I nie potrzebuję nikogo do życia. Jeśli kiedykolwiek będę chciała z kimś być, mieszkać, związać się, to nie z powodu potrzeby, ale z powodu tego, że będą chciała z tą osobą iść dalej razem. A nie dlatego, żeby ten ktoś skompensował mi braki z przeszłości.
96 2017-03-16 15:12:51 Ostatnio edytowany przez adiafora (2017-03-16 15:15:00)
adiaphora napisał/a:przeczysz sama sobie. Kobieta z hedonistycznym podejściem to Twoje przeciwieństwo a przecież apelujesz, aby kierować się rozsądkiem i nie ulegać emocjom, przyjemnościom... a przecież pożądanie, cała ta chemia od której się odżegnujesz to właśnie emocje
I dlaczego ludzie mają wybierać, rezygnować z czegoś w imię świętego spokoju, jeśli mogą być w związkach, gdzie wzajemnie siebie pragną, szanują, kochają...? Seks jest rozładowaniem emocji i niczym więcej właśnie w Twoim związku, gdybyś pragnęła mężczyzny z którym dzielisz łóżko i życie, gdyby Cię podniecał, gdybyś go pożądała to seks byłby czymś dużo głębszym niż tylko rozładowaniem emocji. W takim wydaniu seks to zwykła kopulacja. Przygruchalaś sobie nudnego, ale dobrego opiekuna, towarzysza, ktorego nie traktujesz jak mężczyznę, bo nie wzbudza w Tobie emocji, pożądania ani głębszych uczuć, jest raczej współlokatorem Twojego życia, bo razem wygodniej, bezpieczniej, bo masz święty spokój... i przekonujesz nas, że to wspaniałe rozwiązanie. Ok, co, kto lubi, ale na litość boską, po grzyba ten apel? Az tak źle życzysz siostrom?![]()
Sorry, ale ja w Twoich postach nie czuję tego szczęścia. Wszystko, co piszesz sprowadza się jakby do tego, że jak się nie ma co się lubi, to się lubi, co się ma albo jak się nie ma, czego pragnie, to się bierze co popadnie.
Nie, dziękujęJestesmy z innych swiatow, ja poznalam twoj swiat pozadania chemii i emocji 2razy i dziekuje bardzo za ten zbyt emocjonalny swiat-nie dla mnie takie emocje, dobrze ze w wieku 20lat ogarnelam sie i przeszlam w swiat spokoju ducha, a seks w moim swiecie jest rowniez przyjemny tyle ze nie ma z mojej strony az tak niesamowitego zaangazowania jak bylo to wczesniej i traktuje go przedmiotowo i dobrze mi z tym
Jak bym brala co popadnie to wyladowalabym na tym forum jako nieszczesliwa zalaca sie zona albo rozwodka (bo chemia z mojej strony jest i uczucie a on pil bil i zdradzal, tak wlasnie koncza zbyt emocjonalne kobiety).
Chcialam uswiadomic tym zbyt emocjonalnym kobieta zeby nie braly sie za facetow do ktorych kolana im miekna (a potem rycza tu na forach jak im zle bo one tych zimnych emocjonalnie facetow kochaja a ci maja ich w 4literach) tylko zeby myslaly glowa i czesto ten do ktorego nie czuja chemii zapewne bylby lepszym mezem i ojcem bo bylby po prostu dobrym czlowiekiemja sie niezmiernie ciesze ze wybralam bez chemii i zycze dobrych wyborow tym nieszczesliwym kobietom, (pomijam te kobiety ktore maja chemie i szczesliwe zwiazki wiadomo to tez sie zdarza i chwala im za to
tylko zwroc uwage ze takich jest o wiele mniej a o wiele wiecej jest tych co mysla chemią i sercem a potem jest placz)
dlatego kobiety szczesliwe z chemia nie piszcie, mnie interesuja kobiety po przejsciach ktore zle wybraly bo za bardzo myslaly sercem i to jest sedno
Ja jestem z tych zbyt emocjonalnych kobiet bo emocje są moja siłą napędową i nie wyobrażam sobie związku pozbawionego emocji a seksu to juz w ogóle. Byc w zwiazku i traktowac te wazna, piekna i intymna sfere przedmiotowo nie moglabym, nie umiem i nawet nie chce. Nie po to weszłam w tak gleboka i intymna relacje z mężczyzna, żeby to, co nas łączy traktować przedmiotowo i na dokladke bez namiętności. Moja emocjonalność nie jest zadna przeszkoda w byciu szczesliwym zwiazku. To, ze mi mocno miekna kolana na samo wyobrażenie seksu z facetem, który mnie fizycznie pociaga nie oznacza, ze jestem głupią pindą która ma miedzy uszami zamiast mózgu przeciąg. Chyba nie sądzisz, ze kisiel w majtach jest głównym kryterium w doborze partnera na życie? Jeśli ktoras tylko tym się kieruje to prawdopodobieństwo, ze trafi na dupka jest wysokie. Wspolne zycie nie sklada sie przeciez tylko z namietnosci, jest zwykla, malo podniecajaca codziennosc, jak rachunki, zakupy, zasmarkane dzieci itp... Z drugiej strony bycie, jak to filozoficznie ujelas, w spokoju ducha i kierowanie się tylko zimnym rozsądkiem nie jest żadna gwarancja na udany i długotrwały związek. Chyba znacznie więcej jest tu wątków kobiet, które wyszły za maz z rozsądku "bo on był takim dobrym i spokojnym człowiekiem" a potem obudziły się z ręką w nocniku, gdy dotarło do nich, ze moze on jest i dobry i spokojny, i się troszczy o nie, ale tak naprawde to nic ich nie laczy, poza byc moze sympatią i traktuja go bardziej jak dobrego kolege, który moze i jest fajny, ale w ogóle ich nie pociąga jako mężczyzna...
Nie wierze w związki oparte tylko na dobrym charakterze. No chyba, ze braterskie Musi być chemia, pożądanie i miękkie kolana. To wyznacza kierunek. Podązasz i badasz czy kryje sie za tym cos więcej. Jeśli nie, to najwyzej moze skończy się na fajnym seksie. Jeśli tak, to być może na udanym, szczesliwym zwiazku, w którym do fajnego seksu masz cala resztę fajnych rzeczy, które sprawiają, ze patrzysz na swojego faceta z czułością, miłością i pożadaniem. Z wzajemnością.
Co do Twojego przypadku. Bardziej prawdopodobne jest, ze weszlas w taki związek ze zwątpienia i strachu aby uniknąć kolejnych przykrych doświadczeń. Nic nie poradze, ale nie wygladasz mi na szczesliwa kobietę. Mialas marzenia, oczekiwania i tęsknoty, z ktorych zrezygnowalas godząc sie na pòłsrodki - gdy nie mamy co kochamy, trzeba kochac to co mamy. Chyba tak to leciało... Czy w tej sytuacji można być szczęśliwą?
97 2017-03-16 15:13:56 Ostatnio edytowany przez Piegowata'76 (2017-03-16 15:17:50)
Ale po co tak dramatyzujesz? Czy ja pisze ze ryczysz po nocach? Nigdzie nie napisalam, ze ja wiem co ty czujesz, ja tylko zadawalam PYTANIA. rozumiesz? Ja pytalam co ty czujesz, a ty reagujesz na PYTANIA w ten sposob. To nie jest absolutnie moja wina, tylko jedynie twoj sposob reakcji na temat.
Moglas przeciez napisac, ze nie karmisz zadnego wilka z podanych przeze mnie, bo masz jeszcze trzeciego. Ale jednak podeszlas do tego emocjonalnie. Taka reakcja nie jest dla mnie dowodem na AKCEPTOWANIE swojej samotnosci i cieszenie sie nia
Ale to juz nie moja sprawa, napisalam tylko moje zdanie ma pewne tematy, i jak zaznaczylam na podstawie reakcji SWOICH i znanych mi osob.
Przecież pisałam, że nie kieruje mną strach przed związkiem (to nie jest równoznaczne, z tym, że obawy są mi obce), a Ty uparcie mnie przekonujesz, że to nieprawda.
A przede wszystkim musiałabym stanąć przed tym faktem, żeby wiedzieć, czy się boję. Nie mam teraz widoków na związek, więc czemu mialabym się bać czegoś, czego nie ma?
...Ale Ty mnie znowu złapiesz za słowo i będziesz udowadniać swoje racje.
Iceni, pytasz, co czuję w związku z tzw. samotnością?
Czuję spokój i akceptację. Trochę kiedyś bolało, nie zaprzeczam, nawet porządnie, bo w końcu straciłam coś ważnego, ale dziś już nie boleję. Uznałam, że jest jak jest i szukam szczęścia gdzie indziej. I co najważniejsze - znajduję.
Jestem świadoma, że nie każdy związek z facetem to dobry związek, więc bardzo uważnie przyglądam się swoim emocjom, gdy kogoś spotykam. I nie rozpaczam, jeśli nie wychodzi - może tylko czasami na chwilkę tracę dobry humor, a to przecież zupełnie ludzka rzecz.
99 2017-03-16 15:30:30 Ostatnio edytowany przez Iceni (2017-03-16 15:35:43)
Ja nigdzie (serio, nigdzie, nie tylko w tym temacie, ale nawet na calym forum ) nie napisalam, ze trzeba miec kogos, byle tylko miec.
To autor (ka) tematu, nie ja.
Ja sie tylko zastanawiam na ile "szczesliwa samotnosc" jest naprawdę szczesliwa.
I piszac samotnosc (w sensie singlostwa, nie opuszczenia i alienacji) mam na mysli realna samotnosc, a nie jedynie nie mieszkanie z kims albo nie bycie w zwiazku a la małżenstwo. Pisze o sytuacji kiedy w ogole nikogo nie chce sie w swoim zyciu.
I czym innym jest singlostwo wynikajace z tego, ze sie nie spotkalo odpowiedniej osoby, a czym innym kiedy sie taka osobe spotka, tylko sie nie ma odwagi zaryzykowac, albo (i w tym wypadku troszeczke zblize do tego, co jest tematem watku) ALBO sie tę poprzeczke wymagan asekuracyjnie (i prawdopodobnie czasem nieswiadomie) stawia tak wysoko, ze zadna osoba nie bedzie mogla sprostac tym wymaganiom.
Jak obiektywnie ocenic czy nasze wlasne wymagania sa na realnym poziomie? Mozna powiedziec - ja oczekuje tak niewiele... ma byc lojalny, inteligentny, opiekunczy, sprawny seksualnie (:P) itd... tylko kiedy i skąd wiadomo, że suma tych naszych drobmych oczekiwan nie sklada sie na obraz nieosiagalny w rzeczywistosci?.
Bo ja taka jestem? We WŁASNEJ ocenie tak... ale ile osob to potwierdzi obiektywnie? Jak obiektywnie ocenic, czy sama jestem w stanie dac tyle, ile oczekuje od partnera by zaryzykowac z nim staly zwiazek?
Ja tylko PRZYPUSZCZAM, ze jestem taka fajna, ze moge oczekiwac takich zachowan... ale kto wie co sie okaze w rzeczywiatosci
(OK, jeszcze jest trzecia opcja, kiedy sie odpowiednia osobe spotkalo, mialo mozliwosc byc w zwiazku, ale sie z tego swiadomie zrezygnowalo, bo zycie samemu bylo lepsza opcja)
(i zwby nie bylo to sa juz takie luzne rozmyslania, nie odwolywanie sie do konkretnych osob)
(dobra, koniec, skonczylam prace ide do domu )
Wilczku, ale powtarzam po raz enty, to że kogoś pragniemy nie konieczne oznacza, że ten jegomość to cudowny Apollo. Mój nauczyciel od PO mawiał że mężczyzna musi być odrobinę szpetny i coś w tym jest.
Ja nie mam czegoś takiego że mój partner musi być idealny, nie wręcz przeciwnie lubię ludzi ciekawych z wyglądu, a nie jak z żurnalaCzłowiek musi mieć to coś, a to niekoniecznie oznacza idealny wygląd.
Mój mąż jest dla mnie najprzystojniejszym facetem na tej planecie, a czy jest idealny? Ma lekko asymetryczną twarz, ale w mojej ocenie to dodaje mu charakteru.Nie wiem stając po drugiej stronie, czy chciałabym aby mój mąż był ze mną bez pożądania, czy czułabym się kobieco? seksownie? Czy byłoby mi dobrze ze świadomością że mój mąż mnie nie pragnie? Myślę że to było by przykre, bo dla mnie jego wzrok pełny pożądania to również oznaka miłości. Czuje się dobrze ze świadomością że on pożera mnie wzrokiem, że mnie pragnie, że mu się podobam gdyby tak nie było czułabym się źle.
Małpa, mam zawsze banana na twarzy, ilekroc czytam co i jaki sposob piszesz o swoim męzu. Zakochana jak amen w pacierzu I tak powinno być!
101 2017-03-16 16:17:33 Ostatnio edytowany przez SonyXperia (2017-03-16 16:39:33)
Ja to doskonale rozumiem. Nawet na swoim podwórku mam taki przypadek, moja prywatna wieloletnia eks-partnerka. Bardzo zadowolona z bycia singielką. Przez weekend jakiś koleś (ten sam od ponad roku żeby nie było, że puszczalska)
I co ma Ci dziękować za łaskawość w ocenie?
z niej nie schodzi a w tygodniu ma święty spokój.
Jesteś wyjątkowo dobrze poinformowany. A może tylko w weekend mają czas się spotkać, bo w ciągu tygodnia intensywnie pracują. Chociaż napomknienie, że to chodzi o eks wiele wyjaśnia To stąd to dobre poinformowanie w sprawie kto na kim i w jakiej konfiguracji i ocena obyczajów byłej partnerki
Czyżby żal po rozstaniu?
Małpa69 napisał/a:Wilczku, ale powtarzam po raz enty, to że kogoś pragniemy nie konieczne oznacza, że ten jegomość to cudowny Apollo. Mój nauczyciel od PO mawiał że mężczyzna musi być odrobinę szpetny i coś w tym jest.
Ja nie mam czegoś takiego że mój partner musi być idealny, nie wręcz przeciwnie lubię ludzi ciekawych z wyglądu, a nie jak z żurnalaCzłowiek musi mieć to coś, a to niekoniecznie oznacza idealny wygląd.
Mój mąż jest dla mnie najprzystojniejszym facetem na tej planecie, a czy jest idealny? Ma lekko asymetryczną twarz, ale w mojej ocenie to dodaje mu charakteru.Nie wiem stając po drugiej stronie, czy chciałabym aby mój mąż był ze mną bez pożądania, czy czułabym się kobieco? seksownie? Czy byłoby mi dobrze ze świadomością że mój mąż mnie nie pragnie? Myślę że to było by przykre, bo dla mnie jego wzrok pełny pożądania to również oznaka miłości. Czuje się dobrze ze świadomością że on pożera mnie wzrokiem, że mnie pragnie, że mu się podobam gdyby tak nie było czułabym się źle.
Małpa, mam zawsze banana na twarzy, ilekroc czytam co i jaki sposob piszesz o swoim męzu. Zakochana jak amen w pacierzu
I tak powinno być!
Oj strasznie, nie sądziłam że kiedykolwiek w życiu spotkam kogoś tak wspaniałego i mimo upływającego czasu nic się nie zmienia. Też myślałam albo pożądanie, albo przyjaźń, albo bezpieczeństwo. A jednak można mieć i to i to i to. Wiele rzeczy w moim życiu nie wyszło mi tak jakbym chciała, nie jest takich jakbym chciała, ale mój mąż jest wspaniałym człowiekiem i lepszego po prostu nawet nie umiem sobie wyobrazić, niczego mi w tym związku nie brakuje. Przerabiałam już psychopatę, miłego ale niepociągającego i pociągającego drania... aż pojawił się on Mimo to poprzednich związków nie żałuje, dzięki nim wiedziałam czego chcę i umiem docenić to co mam.
Pomijając, ze autorka wątku doznała objawienia i poczuła potrzebę udzielania jedynie słusznych rad innym, co jest wystarczająco wkurwiające, to zastanawia mnie skąd wie ona jakie kiedyś były związki i na czym się opierały? Kiedyś 'trwałość' związków była w dużym stopniu uwarunkowana brakiem akceptacji dla rozwodów i brakiem mieszkań, marny to przykład do naśladowania ale, jak widać, nadal logika typu 'kiedyś to było lepiej' ma się dobrze.
Jak obiektywnie ocenic czy nasze wlasne wymagania sa na realnym poziomie? Mozna powiedziec - ja oczekuje tak niewiele... ma byc lojalny, inteligentny, opiekunczy, sprawny seksualnie (:P) itd... tylko kiedy i skąd wiadomo, że suma tych naszych drobmych oczekiwan nie sklada sie na obraz nieosiagalny w rzeczywistosci?.
Uważasz, że wymagania typu "ma między nami zaiskrzyć" to jakieś wysokie wymagania?
Bo ja akurat właśnie takie mam - w przeciwieństwie do Autorki wątku, dla mnie chemia musi być. Ale ta właśnie w szeroko pojętym znaczeniu - żeby nie tylko było dobrze w łóżku, ale i żeby było o czym pogadać, leżąc w tym łóżku albo przed tv czy na plaży... Co mi z tego, że gość będzie miły i spokojny, jak będzie po prostu nudno, nie będziemy mieć wspólnych tematów do rozmowy - co wtedy: on zrobi zakupy, ugotuje kolację, bo taki dobry i miły, ale zjemy tę kolację w milczeniu, a potem pójdziemy spać? Jak dla mnie bez sensu
A poza tym nie mam jakichś wydumanych wymagań. Ma być odrobinę przystojniejszy od diabła, ale nie wykluczam wcale, że jak będzie od niego brzydszy, to ja nie poczuję chemii
Ma zarabiać na siebie - w sensie nie musi być ekstra bogaty, ale w moim wieku już się patrzy racjonalnie i nie mam ochoty zaiwaniać na jakiegoś niedoszłego artystę, który kiedyś zrobi karierę czy coś w tym guście. Ma mieć prawo jazdy, bo w tym wieku już wypada, a ja nie mam ochoty być darmową taksówką. Nawet może używać od czasu do czasu wulgaryzmów, bo i mi się nieraz wymsknie
Aaaa, i najważniejsze, żeby nie chodził za dużo w garniturze, bo tego nie cierpię
To naprawdę tak dużo? Że niby czekam na księcia z bajki? Bo mnie się zdaje, że to raczej pasuje do większości facetów
Iceni napisał/a:Jak obiektywnie ocenic czy nasze wlasne wymagania sa na realnym poziomie? Mozna powiedziec - ja oczekuje tak niewiele... ma byc lojalny, inteligentny, opiekunczy, sprawny seksualnie (:P) itd... tylko kiedy i skąd wiadomo, że suma tych naszych drobmych oczekiwan nie sklada sie na obraz nieosiagalny w rzeczywistosci?.
Uważasz, że wymagania typu "ma między nami zaiskrzyć" to jakieś wysokie wymagania?
Bo ja akurat właśnie takie mam - w przeciwieństwie do Autorki wątku, dla mnie chemia musi być. Ale ta właśnie w szeroko pojętym znaczeniu - żeby nie tylko było dobrze w łóżku, ale i żeby było o czym pogadać, leżąc w tym łóżku albo przed tv czy na plaży... Co mi z tego, że gość będzie miły i spokojny, jak będzie po prostu nudno, nie będziemy mieć wspólnych tematów do rozmowy - co wtedy: on zrobi zakupy, ugotuje kolację, bo taki dobry i miły, ale zjemy tę kolację w milczeniu, a potem pójdziemy spać? Jak dla mnie bez sensuA poza tym nie mam jakichś wydumanych wymagań. Ma być odrobinę przystojniejszy od diabła, ale nie wykluczam wcale, że jak będzie od niego brzydszy, to ja nie poczuję chemii
Ma zarabiać na siebie - w sensie nie musi być ekstra bogaty, ale w moim wieku już się patrzy racjonalnie i nie mam ochoty zaiwaniać na jakiegoś niedoszłego artystę, który kiedyś zrobi karierę czy coś w tym guście. Ma mieć prawo jazdy, bo w tym wieku już wypada, a ja nie mam ochoty być darmową taksówką. Nawet może używać od czasu do czasu wulgaryzmów, bo i mi się nieraz wymsknie
Aaaa, i najważniejsze, żeby nie chodził za dużo w garniturze, bo tego nie cierpięTo naprawdę tak dużo? Że niby czekam na księcia z bajki? Bo mnie się zdaje, że to raczej pasuje do większości facetów
Taak? Skoro to pasuje do większościfacetów to w czym problem? Tylko brać i wybierać
Idąc dalej tym tokiem skoro większość facetów spełnia te wymagania, a jednak w tej większościowej grupie nie możesz znaleźć nikogo to... GDZIE tkwi problem? Bo ja tu znowu widzę pewną sprzeczność - skoro twoje wymagania nie są wygórowane i spelnia je wiekszosc facetow to znalezienie tego odpowiedniego nie powinno nastreczac klopotow.A jednak.
(dalej tylko teoretycznie pytam, nie musisz odpowiadac, zeby nie bylo, ze sie "czepiam" )
Viniciuss napisał/a:Ja to doskonale rozumiem. Nawet na swoim podwórku mam taki przypadek, moja prywatna wieloletnia eks-partnerka. Bardzo zadowolona z bycia singielką. Przez weekend jakiś koleś (ten sam od ponad roku żeby nie było, że puszczalska)
I co ma Ci dziękować za łaskawość w ocenie?
Viniciuss napisał/a:z niej nie schodzi a w tygodniu ma święty spokój.
Jesteś wyjątkowo dobrze poinformowany. A może tylko w weekend mają czas się spotkać, bo w ciągu tygodnia intensywnie pracują. Chociaż napomknienie, że to chodzi o eks wiele wyjaśnia
To stąd to dobre poinformowanie w sprawie kto na kim i w jakiej konfiguracji i ocena obyczajów byłej partnerki
Czyżby żal po rozstaniu?
Ale w Tobie jest dużo jadu, musisz mieć za przeproszeniem gówniane życie. Żaden żal, od rozstania jest moją najlepszą psiapsiółką. Ja jej opowiadam o moich młódkach ona mi o Roberciku. A że oboje lubimy seks to i detale są nam znane.
Taak? Skoro to pasuje do większościfacetów to w czym problem? Tylko brać i wybierać
Idąc dalej tym tokiem skoro większość facetów spełnia te wymagania, a jednak w tej większościowej grupie nie możesz znaleźć nikogo to... GDZIE tkwi problem? Bo ja tu znowu widzę pewną sprzeczność - skoro twoje wymagania nie są wygórowane i spelnia je wiekszosc facetow to znalezienie tego odpowiedniego nie powinno nastreczac klopotow.A jednak.
(dalej tylko teoretycznie pytam, nie musisz odpowiadac, zeby nie bylo, ze sie "czepiam"
)
A ja Ci odpowiem praktycznie Nie uważam, że się czepiasz
Na razie
Wymagania nie są wygórowane i ja takich facetów poznaję całe mnóstwo, naprawdę. Ale brakuje tej właśnie chemii - raz z jednej, raz z drugiej strony, czasem w ogóle nie iskrzy, ot, znajomość - uważasz to za dziwne? Bo ja nie A w przeciwieństwie do Autorki wątku - ja bez chemii nie wezmę
Inna sprawa, że jakoś szczególnie nie szukam, może gdybym była aktywniejsza, to prędzej by się jakiś z chemią napatoczył Ale na razie nie mam czasu
No i tu dochodzimy do sedna sprawy Żeby nie ta chemia, to zobac ile możliwosci byś miała. Normalnie harem
(Żeby nie było, to ja już gdzieś tam na początku pisałam, że bez chemii to nic z tego i teraz to juz zartuję)
109 2017-03-16 17:40:44 Ostatnio edytowany przez SonyXperia (2017-03-16 17:58:40)
SonyXperia napisał/a:Viniciuss napisał/a:Ja to doskonale rozumiem. Nawet na swoim podwórku mam taki przypadek, moja prywatna wieloletnia eks-partnerka. Bardzo zadowolona z bycia singielką. Przez weekend jakiś koleś (ten sam od ponad roku żeby nie było, że puszczalska)
I co ma Ci dziękować za łaskawość w ocenie?
Viniciuss napisał/a:z niej nie schodzi a w tygodniu ma święty spokój.
Jesteś wyjątkowo dobrze poinformowany. A może tylko w weekend mają czas się spotkać, bo w ciągu tygodnia intensywnie pracują. Chociaż napomknienie, że to chodzi o eks wiele wyjaśnia
To stąd to dobre poinformowanie w sprawie kto na kim i w jakiej konfiguracji i ocena obyczajów byłej partnerki
Czyżby żal po rozstaniu?
Ale w Tobie jest dużo jadu, musisz mieć za przeproszeniem gówniane życie.
Żaden żal, od rozstania jest moją najlepszą psiapsiółką. Ja jej opowiadam o moich młódkach ona mi o Roberciku. A że oboje lubimy seks to i detale są nam znane.
No comment
Robercik... no, no, no ...
Tak się tylko zastanawiam, jaki facet pisze o swojej byłej per psiapsiółka i nazywa jej obecnego czułym zdrobnieniem?
No i tu dochodzimy do sedna sprawy
Żeby nie ta chemia, to zobac ile możliwosci byś miała. Normalnie harem
(Żeby nie było, to ja już gdzieś tam na początku pisałam, że bez chemii to nic z tego
i teraz to juz zartuję)
Ale ja też właśnie od początku piszę, że bez chemii sobie nie wyobrażam Równie dobrze mogłabym sobie wtedy kupić robota z wibratorem...
Taki który zamknął temat i prze do przodu nie oglądając się za siebie. Jak miałbym pisać inaczej o Roberciku skoro z niego taki pocieszny pantoflarz jest.
112 2017-03-16 21:05:32 Ostatnio edytowany przez On-WuWuA-83 (2017-03-16 21:06:48)
Viniciuss napisał/a:To, że Tobie i paru innym forumowiczkom samotność służy nie oznacza, że innym paniom też. Znam masę nieszczęśliwych singielek po trzydziestym roku życia i tylko kilka które są z braku chłopa w domu zadowolone. Babki po przejściach, lesbijki
, karierowiczki i typowe samotniczki. Ale w sumie co mnie to obchodzi, każdy sobie żyje tak jak potrafi najlepiej.
Czy mi służy samotność?
Nie mam pojęcia, ponieważ się nad tym nie zastanawiam, żyję sobie po prostu i tyle.Widzisz, prawdziwie szczęśliwi ludzie, nie uzależniają swojego szczęścia od innych ludzi.
To szczęście się po prostu czuje, albo i nie.Ja jestem szczęśliwą osobą, ale nie mam zielonego pojęcia dlaczego taką osobą jestem.
Albo inaczej, od zawsze masz to szczęście w sobie i nie utożsamiasz go ani z nikim ani z niczym.
Po prostu takim się rodzisz.
Tak przynajmniej jest w moim przypadku i tak ja definiuje swoje szczęście
Podoba mi się ten post, fajnie opisałaś sytuacje
Iceni napisał/a:Niby wszystko ładnie pięknie... ale rozróżnijmy dwie sytuacje - kiedy się wybiera życie w pojedynkę po NIEUDANYM związku i kiedy jest się samotnym i nigdy się NIE BYŁO w związku.
Ani pierwsza, ani druga sytuacja nie jest do konca nie jest świadomym wyborem. W pierwszym przypadku jest to URAZ pozostały po poprzednim zwiazku (często nieuświadomiony)
Nie zgodzę się z tym.
Oczywiście, że MOŻE tak być, ale nie zgodzę się, że jest tak w każdym przypadku.
Wiele jest tutaj na forum osób, które przychodzą po sparzeniu się i mówią - nigdy więcej! Nie zakocham się, nie chcę faceta, faceci to świnie.Ale są jeszcze takie osoby jak ja - które nagle dostały w prezencie od losu totalną wolność
![]()
Nigdy tak naprawdę nie byłam sama, zawsze też z kimś mieszkałam.
A teraz w końcu jestem wolna - mieszkam sama, nie muszę z nikim być, nie muszę się do nikogo dostosowywać.
Ba! wysypiam się w nocy - w końcu!
Bo nikt mi nie przeszkadza w łóżku.
Jeśli kiedykolwiek byłabym w związku to rozważałabym spanie osobno - jeny, jaka to wygoda! Człowiek wstaje wypoczęty, nikt ci nie chrapie nad uchem, nie zajmuje twojej przestrzeni.
Wątpię, żebym jeszcze kiedykolwiek z kimś zamieszkala, jeśli już to w bardzo dużym mieszkaniu, żeby mieć osobne, spore przestrzenie.
Seks mam kiedy chcę, wychodzę kiedy chcę, wracam kiedy chcę. Nikt mi nie brudzi, nie marudzi.Serio w końcu czuję się nieziemsko wolna
![]()
Nie mam nic przeciwko temu, zeby spędzić tak resztę życia - przydałoby się tylko więcej kotów
Wszystko fajnie pięknie, stawiasz na siebie. Ale czy na prawdę uważasz, że nawet miliard kotów (bardzo lubię ^^) będzielepsze od jednego fajnego i ciepłego faceta?
PS. Masz 33l?
Witam ponownie wszystkich forumowiczow, widze ze dyskusja rozwija sie
Nie wyobrazam sobie powierzyc cale swoje zycie, a jeszcze bardziej splodzic dzieci, z facetem, ktory nie jest dla mnie numer 1.
W tym wyborze jednak nikt normalny nie kieruje sie wylacznie seksualnym pociagiem, ale rowniez charakterem partnera. Mozna spotkac pieknego Adonisa, ktory jest pusty i nudny- co oznacza, ze poseksimy i mowimy papa. A mozna spotkac kogos kto nas fizycznie pociaga i z kim mamy wiele wspolnego w sferze zainteresowan i pogladu na zycie- co oznacza dlugofalowy zwiazek. Nie wyobrazam sobie wyjscia za maz za czlowieka, ktorego nie kocham. To gorsze niz prostytucja.
Jak najbardziej moj wybranek jest dla mnie numerem 1 i wiem ze go kocham i absolutnie nie wymienilabym go przenigdy na tzw "lepszy model" bo wiem ze lepszego nie ma, napewno nikt inny nie odpowiadalby mi tak, mimo ze nie ma chemii ale milosc jest, widzisz to jest mozliwe osoby ktore uwzazja ze bez chmii nie ma kochania sa w bledzie bo po prostu innaczej nie potrafia...
Krejzolka82: bardzo emocjonalna Panno na wydanie zapewniem cie nie jestem sfrustrowana ale szczesliwa zona i zycz mi tego zawsze, tylko po prostu tak jak wczesniej pisalam zalozylam ten watek patrzac i sluchajac moich samotnych znajomych ktore bez chemii nie umieja wejsc w zwiazek i tak po prostu pokochac dobrego/dobra mila/milego zrownowazonego/zrownowazana psychicznie itp. kobiete/mezczyzne a takich ludzi wielu a oni nie zwracaja na nich uwagi, tylko kisza sie jak te ogory w swoich pokojach/mieszkaniach (oczywiscie maja prace zaintersowania przelotny seks itp ale to nie wszystko) wlasnie przez takich ludzi spoleczenstwo starzeje sie bo nie ma dzieci a potem jest narzekanie ze nie ma na emerytury, no bo jak z kogo?... a ja tobie zycze szczescia w twojej cudownej oazie samotnosci z wieloma znajomymi u boku.
Viniciuss "Naprawdę lubię Was drogie kobiety, nie marnujcie sobie życia czekając na rycerza w lśniącej zbroi. Samotność na starość to przekleństwo." oczywiscie to tez tyczy sie panow, panowie tez nie sa gorsi, znam takich paru "WYGODNICKICH" panow co tylko liczy sie dla nich praca dobra zabawa i egoizm i ani mysla o zakladaniu rodziny czy nawet byc z kims w zwiazku, no bo po co, wola wolnosc w wieku 35lat, czyli sa niedojrzali emocjonalnie...nie umieja brac z zycia NORMALNOSCI
_v_ "W końcu na pierwszym miejscu postawiłam siebie, robię coś dla siebie samej, a nie jak do tej pory pracowałam na sukces moich eks-partnerów." o kurcze to byslas sory za okreslenie na tyle NAIWNA BADZ CO GORSZA GLUPIA ze az tak sie posiwecalas i dostosowywlas dla nich zapominajac o sobie!!?? dla mnie to juz chory zwiazek podszyty "matka teresa" to nie dziwie ci sie ze masz dosc facetow i chcesz od nich odpoczywac jak tak sie posiwecalas, po prostu bylas za dobra a teraz idziesz w ta druga strone trzeba w zyciu znalezc balans a nie zatracac sie bez pamieci w facecie zapominajac o sobie, ja od razu wycofalabym sie gdyby facet chcial ze mnie zrobic matke terese, WIDZISZ CO CHEMIA Z TOBA ZROBILA, I ZNOWU MAM RACJE ze chemia czesto bywa obludna i zludna
114 2017-03-16 22:00:25 Ostatnio edytowany przez _v_ (2017-03-16 22:01:44)
ludzie, czytajcie ze zrozumieniem, bo witki opadają
Wuwus, a gdzie ja mówię, ze koty sa lepsze, a mezczyzni gorsi? po prostu mezczyzna do zycia mi nie jest potrzebny. a jak bylam w dziewiecioletnim zwiazku to mialam 5 kotów - i tego rzeczywiscie mi brakuje teraz. ilosc kotow nie ma u mnie zwiazku z tym czy z kims jestem czy nie, tylko z warunkami mieszkaniowymi i finansowymi.
zlota, dziecko, po pierwsze nigdzie nie napisalam ze mam dosc facetow i chce od nich odpoczac. wręcz przeciwnie wlasnie poznalam niedawno dwoch bardzo obiecujacych panow i licze, ze z kazdym z nich bedzie sie cos dzialo
z duuuza iloscia chemii
ale nie zamierzam ich ciagac przed ołtarz, ani proponowac zwiazku
po drugie to nie glupota czy naiwność tylko tak zostalam wychowana, przez matke, która tez tak zostala wychowana. wyjscie z tego jest trudne, ale mozliwe. i nie uważam, zebym przeginala w druga strone. mam ogromne poczucie, ze teraz właśnierobię to, o czym kiedys marzyłam i czego zawsze pragnelam.
nie jest mi straszne ani zycie w pojedynke, ani w zwiazku,zwlaszcza, ze marzy mi sie zwiazek poliamoryczny
edit: a chemii w tym zwiazku gdzie bylam kkzb nie bylo od wielu, wielu lat,wiec Twoja teoria upadla właśnie
zalozylam ten watek patrzac i sluchajac moich samotnych znajomych ktore bez chemii nie umieja wejsc w zwiazek i tak po prostu pokochac dobrego/dobra mila/milego zrownowazonego/zrownowazana psychicznie itp. kobiete/mezczyzne
A wytłumacz mi, dlaczegóż to nie można poczuć chemii do kogoś dobrego/miłego/zrównoważonego psychicznie, bo ja nie kumam?
116 2017-03-16 22:07:53 Ostatnio edytowany przez SonyXperia (2017-03-16 22:11:06)
Witam ponownie wszystkich forumowiczow, widze ze dyskusja rozwija sie
Beyondblackie napisał/a:Nie wyobrazam sobie powierzyc cale swoje zycie, a jeszcze bardziej splodzic dzieci, z facetem, ktory nie jest dla mnie numer 1.
W tym wyborze jednak nikt normalny nie kieruje sie wylacznie seksualnym pociagiem, ale rowniez charakterem partnera. Mozna spotkac pieknego Adonisa, ktory jest pusty i nudny- co oznacza, ze poseksimy i mowimy papa. A mozna spotkac kogos kto nas fizycznie pociaga i z kim mamy wiele wspolnego w sferze zainteresowan i pogladu na zycie- co oznacza dlugofalowy zwiazek. Nie wyobrazam sobie wyjscia za maz za czlowieka, ktorego nie kocham. To gorsze niz prostytucja.Jak najbardziej moj wybranek jest dla mnie numerem 1 i wiem ze go kocham i absolutnie nie wymienilabym go przenigdy na tzw "lepszy model" bo wiem ze lepszego nie ma, napewno nikt inny nie odpowiadalby mi tak, mimo ze nie ma chemii ale milosc jest, widzisz to jest mozliwe
osoby ktore uwzazja ze bez chmii nie ma kochania sa w bledzie bo po prostu innaczej nie potrafia...
Krejzolka82: bardzo emocjonalna Panno na wydanie
zapewniem cie nie jestem sfrustrowana ale szczesliwa zona i zycz mi tego zawsze, tylko po prostu tak jak wczesniej pisalam zalozylam ten watek patrzac i sluchajac moich samotnych znajomych ktore bez chemii nie umieja wejsc w zwiazek i tak po prostu pokochac dobrego/dobra mila/milego zrownowazonego/zrownowazana psychicznie itp. kobiete/mezczyzne a takich ludzi wielu a oni nie zwracaja na nich uwagi, tylko kisza sie jak te ogory w swoich pokojach/mieszkaniach (oczywiscie maja prace zaintersowania przelotny seks itp ale to nie wszystko) wlasnie przez takich ludzi spoleczenstwo starzeje sie bo nie ma dzieci a potem jest narzekanie ze nie ma na emerytury, no bo jak z kogo?... a ja tobie zycze szczescia w twojej cudownej oazie samotnosci z wieloma znajomymi u boku.
Viniciuss "Naprawdę lubię Was drogie kobiety, nie marnujcie sobie życia czekając na rycerza w lśniącej zbroi. Samotność na starość to przekleństwo." oczywiscie to tez tyczy sie panow, panowie tez nie sa gorsi, znam takich paru "WYGODNICKICH" panow co tylko liczy sie dla nich praca dobra zabawa i egoizm i ani mysla o zakladaniu rodziny czy nawet byc z kims w zwiazku, no bo po co, wola wolnosc w wieku 35lat, czyli sa niedojrzali emocjonalnie...nie umieja brac z zycia NORMALNOSCI
_v_ "W końcu na pierwszym miejscu postawiłam siebie, robię coś dla siebie samej, a nie jak do tej pory pracowałam na sukces moich eks-partnerów." o kurcze to byslas sory za okreslenie na tyle NAIWNA BADZ CO GORSZA GLUPIA ze az tak sie posiwecalas i dostosowywlas dla nich zapominajac o sobie!!?? dla mnie to juz chory zwiazek podszyty "matka teresa" to nie dziwie ci sie ze masz dosc facetow i chcesz od nich odpoczywac jak tak sie posiwecalas, po prostu bylas za dobra a teraz idziesz w ta druga strone
trzeba w zyciu znalezc balans a nie zatracac sie bez pamieci w facecie zapominajac o sobie, ja od razu wycofalabym sie gdyby facet chcial ze mnie zrobic matke terese, WIDZISZ CO CHEMIA Z TOBA ZROBILA, I ZNOWU MAM RACJE ze chemia czesto bywa obludna i zludna
Każdy ma prawo żyć tak jak mu pasuje. Nikt nie lubi być uszczęśliwiany na siłę. Nikt też nie ma obowiązku zakładania rodziny, płodzenia dzieci w imię interesów państwa i społeczeństwa - trochę chyba jedziesz po bandzie. Zdajesz sobie sprawę z tego, że ludzie bywają samotni nie z wyboru, braku laku, czy niewykorzystanej okazji, ale także z konieczności. Czasem nie mają dzieci, bo nie mogą ich mieć, nie wchodzą w związki z przyczyn zdrowotnych itp. Niech każdy żyje sobie tak jak jest mu dobrze, lub tak jak musi i niech da żyć innym według ich własnego wyboru, własnych przekonań i własnych pragnień.
Edit: I niestety, ale bez chemii seks jest czysto mechaniczny. Połóż się, zamknij oczy i myśl o Anglii... Tylko z tym mi się kojarzy.
Zlota, to co Ty opisujesz to dwoje kolegow, ktorzy razem mieszkaja. Rozumieja sie, pomagaja sobie, ale nie ma tam glebokiej milosci- ot, wygoda. Jezeli pomiedzy mezem a mna nie byloby chemii, to za jasna cholerke sobie nie wyobrazam, zebym sie z nim kochala. Podobnie jak nie chcialabym by moj maz uprawial ze mna seks nie dlatego, ze go pociagam, ale tylko dlatego, ze taka powinnosc. Taki uklad to krotka droga do totalnego zochydzenia sobie zycia plciowego i spadek samooceny do poziomu ujemnego.
Sorry, ale nie skorzystam.
Witam ponownie wszystkich forumowiczow, widze ze dyskusja rozwija sie
Beyondblackie napisał/a:Nie wyobrazam sobie powierzyc cale swoje zycie, a jeszcze bardziej splodzic dzieci, z facetem, ktory nie jest dla mnie numer 1.
W tym wyborze jednak nikt normalny nie kieruje sie wylacznie seksualnym pociagiem, ale rowniez charakterem partnera. Mozna spotkac pieknego Adonisa, ktory jest pusty i nudny- co oznacza, ze poseksimy i mowimy papa. A mozna spotkac kogos kto nas fizycznie pociaga i z kim mamy wiele wspolnego w sferze zainteresowan i pogladu na zycie- co oznacza dlugofalowy zwiazek. Nie wyobrazam sobie wyjscia za maz za czlowieka, ktorego nie kocham. To gorsze niz prostytucja.Jak najbardziej moj wybranek jest dla mnie numerem 1 i wiem ze go kocham i absolutnie nie wymienilabym go przenigdy na tzw "lepszy model" bo wiem ze lepszego nie ma, napewno nikt inny nie odpowiadalby mi tak, mimo ze nie ma chemii ale milosc jest, widzisz to jest mozliwe
osoby ktore uwzazja ze bez chmii nie ma kochania sa w bledzie bo po prostu innaczej nie potrafia...
Krejzolka82: bardzo emocjonalna Panno na wydanie
zapewniem cie nie jestem sfrustrowana ale szczesliwa zona i zycz mi tego zawsze, tylko po prostu tak jak wczesniej pisalam zalozylam ten watek patrzac i sluchajac moich samotnych znajomych ktore bez chemii nie umieja wejsc w zwiazek i tak po prostu pokochac dobrego/dobra mila/milego zrownowazonego/zrownowazana psychicznie itp. kobiete/mezczyzne a takich ludzi wielu a oni nie zwracaja na nich uwagi, tylko kisza sie jak te ogory w swoich pokojach/mieszkaniach (oczywiscie maja prace zaintersowania przelotny seks itp ale to nie wszystko) wlasnie przez takich ludzi spoleczenstwo starzeje sie bo nie ma dzieci a potem jest narzekanie ze nie ma na emerytury, no bo jak z kogo?... a ja tobie zycze szczescia w twojej cudownej oazie samotnosci z wieloma znajomymi u boku.
A gdzie ja napisałam o "cudownej oazie samotności z wieloma znajomymi u boku"?
119 2017-03-16 22:13:39 Ostatnio edytowany przez lilly25 (2017-03-16 22:17:42)
W tym temacie aż kilka rzeczy prosi się żeby je rozjaśnić, i 'poprawić'.
1. Rozdzielenie estetyki od seksualności. Piękny estetycznie NIE równa się podniecający seksualnie. Osobiście wolałabym mężczyznę którego uroda 'głaszcze' mój zmysł estetyczny (i mogę podziwiać go jak aseksualne dzieło sztuki), natomiast mojego 'żaru' NIE roznieca (nie lubię odczuwać pożądania/napięcia seksualnego), ale myślę że większość kobiet wolałaby brzydszego, i 'rozpalającego'. Oczywiscie jedno może współistnieć z drugim, ale NIE musi, i podkreślanie tego jest ważne.
2. Podniecenie nie bierze się u kobiet zawsze z 'bedbejowości' konkretnego meżczyzny; to prawda że kobiety lubią gdy wzbudza się u nich emocje, ale wywołać je można nie tylko chamstwem, i bezczelnością, ale także np. zmiennością, nieprzywidywalnością, chwiejnością, sprzecznościami charakterologicznymi ( mężczyzny oczywiście). Poczciwy, uczciwy, i empatyczny meżczyzna jak najbardziej moze być podniecający dla kobiety.
3. Można być zakochaną w mężczyźnie, i nie czuć do niego pożądania.
Jeśli chodzi o mnie, to również nie lubią 'wysokich temperatur', i bardzo podoba mi się stawianie bardziej na nić porozumienia, i troskę niż tzw. 'chemię seksualną'. Nie tylko dlatego że jest bardziej oryginalne (choć to też), ale dlatego że wydaje mi się jakieś takie bardziej hmm humanitarne, i wrażliwe. Podoba mi się Twój temat autorko/ze , bo prezentujesz odmienne poglądy. Przyznam się że mnie powszechne przecenianie roli seksu w związku rani, nie dlatego że uważam go za coś złego, bo on sam w sobie jest raczej czymś neutralnym, ale dlatego że stawianie takiej czynności ponad istotę żywą (tutaj akurat: człowieka) wydaje mi się w pewien sposób okrutne, bezduszne.
120 2017-03-16 22:15:57 Ostatnio edytowany przez Krejzolka82 (2017-03-16 22:17:48)
Podoba mi się ten post, fajnie opisałaś sytuacje
Dzięki.
I jest szczery do bólu.
Napisalam ze masz dosc facetow w sensie powaznego stabilnego zwiazku bez poligamii itp odchylow. Jesli zylas z nim bez chemii mialas ogromna do niego cierpilowac podziwiam przez wielkie P. Wspolczuje matki, niestety przez takie glupie zachuchane matki ich corki plaszcza sie facetom i przez to jest im za dobrze w zyciu, dlaczego nie ma na odwrot (chodzi mi o przypadki masowe, niestety zawsze tak jest ze wiekszosc kobiet rozpieszcza facetow a kobiet jest o wiele mniej dopieszczonych)
I znowu dzieki tobie faceci maja bardzo dobrze i znowu ich bedziesz rozpieszczala jak i poprzedniego rozpuscilas tylko ze na inny sposob a nawet bedziesz im wiecej dawala z siebie bo nie jednemu a 2 lub wiecej hehehe, oj ta mama polenila blad, bo jesli prawde piszesz to teraz bedziesz "darmowa dziweczka" a wczesniej bylas "darmowa sluszaca" i tak zle i tak niedobrze... i nie pisz ze teraz bedziesz facetow wykorzystywac, ewentualnie brala z zycia to co najlepsze bo faktu nie oszukasz.
Coś mi się wydaje, że zaraz przeczytamy o tym, że seks służyć ma tylko prokreacji, oczywiście jako małżeński, w imię ojczyzny (patrz: emerytury).
Napisalam ze masz dosc facetow w sensie powaznego stabilnego zwiazku bez poligamii itp odchylow. Jesli zylas z nim bez chemii mialas ogromna do niego cierpilowac podziwiam przez wielkie P. Wspolczuje matki, niestety przez takie glupie zachuchane matki ich corki plaszcza sie facetom i przez to jest im za dobrze w zyciu, dlaczego nie ma na odwrot (chodzi mi o przypadki masowe, niestety zawsze tak jest ze wiekszosc kobiet rozpieszcza facetow a kobiet jest o wiele mniej dopieszczonych)
I znowu dzieki tobie faceci maja bardzo dobrze i znowu ich bedziesz rozpieszczala jak i poprzedniego rozpuscilastylko ze na inny sposob a nawet bedziesz im wiecej dawala z siebie bo nie jednemu a 2 lub wiecej hehehe, oj ta mama polenila blad, bo jesli prawde piszesz to teraz bedziesz "darmowa dziweczka" a wczesniej bylas "darmowa sluszaca" i tak zle i tak niedobrze... i nie pisz ze teraz bedziesz facetow wykorzystywac, ewentualnie brala z zycia to co najlepsze bo faktu nie oszukasz.
dobra, teraz już widzę, ze mam do czynienia z trollem/trollica z gimbazy
zlota900 napisał/a:Napisalam ze masz dosc facetow w sensie powaznego stabilnego zwiazku bez poligamii itp odchylow. Jesli zylas z nim bez chemii mialas ogromna do niego cierpilowac podziwiam przez wielkie P. Wspolczuje matki, niestety przez takie glupie zachuchane matki ich corki plaszcza sie facetom i przez to jest im za dobrze w zyciu, dlaczego nie ma na odwrot (chodzi mi o przypadki masowe, niestety zawsze tak jest ze wiekszosc kobiet rozpieszcza facetow a kobiet jest o wiele mniej dopieszczonych)
I znowu dzieki tobie faceci maja bardzo dobrze i znowu ich bedziesz rozpieszczala jak i poprzedniego rozpuscilastylko ze na inny sposob a nawet bedziesz im wiecej dawala z siebie bo nie jednemu a 2 lub wiecej hehehe, oj ta mama polenila blad, bo jesli prawde piszesz to teraz bedziesz "darmowa dziweczka" a wczesniej bylas "darmowa sluszaca" i tak zle i tak niedobrze... i nie pisz ze teraz bedziesz facetow wykorzystywac, ewentualnie brala z zycia to co najlepsze bo faktu nie oszukasz.
dobra, teraz już widzę, ze mam do czynienia z trollem/trollica z gimbazy
Stawiam na brak orgazmów u sfrustrowanej mężatki
zlota900 napisał/a:zalozylam ten watek patrzac i sluchajac moich samotnych znajomych ktore bez chemii nie umieja wejsc w zwiazek i tak po prostu pokochac dobrego/dobra mila/milego zrownowazonego/zrownowazana psychicznie itp. kobiete/mezczyzne
A wytłumacz mi, dlaczegóż to nie można poczuć chemii do kogoś dobrego/miłego/zrównoważonego psychicznie, bo ja nie kumam?
owszem mozna ale to sa bardzo znikome przypadki, przewaznie tak tylko sie mowi a potrm wychodzi innaczej, a z drugiej strony facet ktory jest dobry i mily dla jednej dla innej moze oznaczac totalnego prostaka.
O celibacie nie pisalam, ale puszczanie sie z fagasami ewentualnie wchodzenie w luzny zwiazek oparty tylko na seksie i przyjemnosciach to jest rozpieszczanie i tak juz rozpuszczonych przez glupie baby facetow, i jak taki facet potem moze wejsc w normalny zwiazek i stworzyc rodzine i miec dziecko? takiemu juz sie nie chce bo juz wie ze czekaja na niego takie wlasnie skrzywdzone przez kogos kobiety ktore chetnie sie nadstawia i ktorym sie tylko "wydaje" ze czerpia z zycia przyjemnosc a tak naprawde to psuja siebie i innych
Jezu...a co w myślicie, że dla nas tylko seks się w związku liczy?
Paranoja.
"Chemia' to całokształt osoby, nie poszczególne elementy.
Zrozumcie to wreszcie.
Facet ma się podobać i fizycznie ale także i z charakteru (przede wszystkim).
Facet jako całość czyli pod względem wyglądu, jak i cech charakteru.
127 2017-03-16 22:35:57 Ostatnio edytowany przez SonyXperia (2017-03-16 22:38:20)
santapietruszka napisał/a:zlota900 napisał/a:zalozylam ten watek patrzac i sluchajac moich samotnych znajomych ktore bez chemii nie umieja wejsc w zwiazek i tak po prostu pokochac dobrego/dobra mila/milego zrownowazonego/zrownowazana psychicznie itp. kobiete/mezczyzne
A wytłumacz mi, dlaczegóż to nie można poczuć chemii do kogoś dobrego/miłego/zrównoważonego psychicznie, bo ja nie kumam?
owszem mozna ale to sa bardzo znikome przypadki, przewaznie tak tylko sie mowi a potrm wychodzi innaczej, a z drugiej strony facet ktory jest dobry i mily dla jednej dla innej moze oznaczac totalnego prostaka.
O celibacie nie pisalam, ale puszczanie sie z fagasami ewentualnie wchodzenie w luzny zwiazek oparty tylko na seksie i przyjemnosciach to jest rozpieszczanie i tak juz rozpuszczonych przez glupie baby facetow, i jak taki facet potem moze wejsc w normalny zwiazek i stworzyc rodzine i miec dziecko? takiemu juz sie nie chce bo juz wie ze czekaja na niego takie wlasnie skrzywdzone przez kogos kobiety ktore chetnie sie nadstawia i ktorym sie tylko "wydaje" ze czerpia z zycia przyjemnosc a tak naprawde to psuja siebie i innych
A co powiesz na sytuację, w której w luźnym związku opartym tylko na seksie i przyjemnościach już jest rozpieszczony przez głupie baby facet w związku i z rodziną?
Kto i co Ci zrobił? Z czym tak naprawdę masz problem? No bo chyba nie ze sposobem życia innych ludzi...
O celibacie nie pisalam, ale puszczanie sie z fagasami ewentualnie wchodzenie w luzny zwiazek oparty tylko na seksie i przyjemnosciach to jest rozpieszczanie i tak juz rozpuszczonych przez glupie baby facetow, i jak taki facet potem moze wejsc w normalny zwiazek i stworzyc rodzine i miec dziecko? takiemu juz sie nie chce bo juz wie ze czekaja na niego takie wlasnie skrzywdzone przez kogos kobiety ktore chetnie sie nadstawia i ktorym sie tylko "wydaje" ze czerpia z zycia przyjemnosc a tak naprawde to psuja siebie i innych
Czyli nie tylko brak orgazmów, ale mąż poczuł chemię do kogoś innego?
A co powiesz na sytuację, w której w luźnym związku opartym tylko na seksie i przyjemnościach już jest rozpieszczony przez głupie baby facet w związku i z rodziną?
Kto i co Ci zrobił? Z czym tak naprawdę masz problem? No bo chyba nie ze sposobem życia innych ludzi...
Rozwin ta sytuacje, chodzi ci o bycie ta trzecia?
Nie martwcie sie orgazmy mam sa mozliwe bez wiekszego pocigagu fizycznego, a co wiecej wam napisze - z facetem z ktorym laczyla mnie chemia i na kazdnym spotkaniu z nim bylam niebiansko podniecona orgazmow nie mialam ani jednego, mimo ze bylam blisko ale nie moglam ich osiagnac, hm moze to przez "za duza chemie" na to wychodzi ze u mnie orgazmy zaleza od wielkosci waculi
SonyXperia napisał/a:A co powiesz na sytuację, w której w luźnym związku opartym tylko na seksie i przyjemnościach już jest rozpieszczony przez głupie baby facet w związku i z rodziną?
Kto i co Ci zrobił? Z czym tak naprawdę masz problem? No bo chyba nie ze sposobem życia innych ludzi...
Rozwin ta sytuacje, chodzi ci o bycie ta trzecia?
Nie martwcie sie orgazmy mamsa mozliwe bez wiekszego pocigagu fizycznego, a co wiecej wam napisze - z facetem z ktorym laczyla mnie chemia i na kazdnym spotkaniu z nim bylam niebiansko podniecona orgazmow nie mialam ani jednego, mimo ze bylam blisko ale nie moglam ich osiagnac, hm moze to przez "za duza chemie" na to wychodzi ze u mnie orgazmy zaleza od wielkosci waculi
Sytuacja jest nader jasna i nie wymaga żadnych wyjaśnień, no może oprócz tego, że wystarczy doliczyć do dwóch, ale jeśli faceta stać, to możne być i ta trzecia