Partner na psychoterapii - Netkobiety.pl

Dołącz do Forum Kobiet Netkobiety.pl! To miejsce zostało stworzone dla pełnoletnich, aktywnych i wyjątkowych kobiet, właśnie takich jak Ty! Otrzymasz tutaj wsparcie oraz porady użytkowniczek forum! Zobacz jak wiele nas łączy ...

Szukasz darmowej porady, wsparcia ? Nie zwlekaj zarejestruj się !!!


Forum Kobiet » MIŁOŚĆ , ZWIĄZKI , PARTNERSTWO » Partner na psychoterapii

Strony Poprzednia 1 2 3 Następna

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Posty [ 66 do 130 z 165 ]

66

Odp: Partner na psychoterapii
Beyondblackie napisał/a:

Planet, terapia nie tworzy z powietrza w czlowieku rzeczy, ktorych on w sobie nie ma. Widocznie Twoja byla zona miala w sobie poklady egoizmu i niezadowolenia z zycia z Toba, ktore tlumila. A moze jest I tak, ze to co Ty postrzegasz jako egoizm i nieliczenie sie z Twoim zdaniem jest zdrowym objawem instynktu samozachowawczego, ktory wlaczyl sie, kiedy pewne sprawy sobie poukladala? Ja Cie nie znam, nie wiem jakim byles mezem, ale ci co maluja sie w najpiekniejszym swietle czesto sa zrodlem najwiekszej toksyki..

zgadza się.  nie ma ludzi idealnych. i ja też ideałem nie jestem. Każdy popełnia błędy ja też je popełnilem. zmieniałem się poprawiłem ale to nic nie dało. okazało się ze zmiany które wprowadziłem w swoim życiu a które wymusiła moja zona, wtedy kiedy zacząłem je stosować ona olała:)  tak wychodzi na to ze tłumiła bardzo dużo rzeczy i sobie z nimi nie radziła. ale cóż... nikogo do szczerości nie zmusisz... problem leżał w tym ze ona uważała ze każde jej zachowanie jest odpowiednie i nie brała pod uwagę nikogo opinii:)
temat jest szeroki i głęboki i nie o mnie więc wystarczy jak narazie:)

Zobacz podobne tematy :

67 Ostatnio edytowany przez summerka88 (2017-02-21 15:20:28)

Odp: Partner na psychoterapii
Ela210 napisał/a:

Co do rozwodu to jestem tego już bardzo blisko, zakładając ten wątek liczyłam że odezwie się ktoś z podobnymi doświadczeniami z długa terapią- przewidywany czas 3 lata...Nie chcę myśleć potem, że zostawiłam męża po prostu na zakręcie życia.

Ela, twój mąż to dorosły człowiek, pełnosprawny fizycznie i intelektualnie, pracujący nad sobą z pomocą specjalisty, więc skąd twoje obawy, że zostawiasz go na życiowym zakręcie. Nie jesteś jego matką, zatem nie zachowuj się w sposób charakterystyczny dla bezwarunkowej matczynej miłości. Zadbaj o siebie. Bo twój mąż właśnie dba o siebie. Jego sposób reakcji jest bardzo typowy dla osób, które wychowywały się w domu, gdzie stawiono szereg wymagań a życie składało się z powinności. Takie osoby, gdy po latach życia, w których dominowało muszę, powinienem, jestem zobowiązany, uświadamiają sobie, że są panami swojego życia, to bardzo często robią zwrot o 180 stopni i zaczynąją koncentrować się na sobie i swoich potrzebach. To jest dla nich odkrywcze i bardzo budujące uczucie. I to jest dobre. Dobre dla nich, ale bardzo trudne dla ich dotychczasowych związków, dotychczasowych partnerów.
Rozumiem twoją frustrację. Chcesz żeby twój mąż przeszedł od niczym skrępowanego poczucia niezależności do dojrzałej wzajemności, w której partnerzy są wolnymi ludźmi, ale liczą się z potrzebami i uczuciami drugiego. Twój mąż jest teraz do tego stopnia zaabsorbowany sobą i poznawaniem siebie, że niewiele potrafi wnieść do związku, zaniedbuje ciebie i waszą relację. Jego zainteresowanie sobą na obecnym etapie koliduje z zainteresowaniem drugim człowiekiem. On najprawdopodobniej z tego stanu kiedyś wyjdzie, gdy zacznie sobie zadawać pytania o wagę i rolę relacji w jego życiu i wówczas przyjdzie czas na przejście w stan dojrzałej wzajemności, ale to może potrwać i lata. Jest także możliwe, że z tego stanu zaabsorbowania sobą nie wyjdzie nigdy.
Od ciebie, Ela, zależy czy jesteś w stanie i chcesz to znieść, przeczekać albo i się nigdy nie doczekać. A może lepiej odejść, gdy nie potrafisz znieść, że oddany dotąd tobie i rodzinie człowiek stracił tobą oraz związkiem zainteresowanie i stał się obojętny na twoje potrzeby. W sobie szukaj odpowiedzi.

68

Odp: Partner na psychoterapii

BeyondBlackie, masz rację, z człowieka wychodzi to, co już tam było i często są to pokłady egoizmu , tłumione dobrym wychowaniem- pokazywanie nieprawdziwej twarzy w pewnym momencie tak uwiera, że wszystko pęka- biore to pod uwagę, jak najbardziej. Natomiast nie ma toksycznych ludzi moim zdaniem, są toksyczne relacje. To co dla jednego jest dobre i wartosciowe w związku ktoś inny uzna za toksyczne. Ważne by pokazać prawdziwą twarz od początku. Jesli więc ta twarz odsłonięta w wyniku terapii jest prawdziwa to jest już jakiś plus. Jeżeli więc ktoś jest mocno egocentryczny, niezależny to powinien to jasno pokazywać od poczatku- i znaleźć kogoś, kto to akceptuje naprawdę.

69

Odp: Partner na psychoterapii
summerka88 napisał/a:
Ela210 napisał/a:

Co do rozwodu to jestem tego już bardzo blisko, zakładając ten wątek liczyłam że odezwie się ktoś z podobnymi doświadczeniami z długa terapią- przewidywany czas 3 lata...Nie chcę myśleć potem, że zostawiłam męża po prostu na zakręcie życia.

Ela, twój mąż to dorosły człowiek, pełnosprawny fizycznie i intelektualnie, pracujący nad sobą z pomocą specjalisty, więc skąd twoje obawy, że zostawiasz go na życiowym zakręcie. Nie jesteś jego matką, zatem nie zachowuj się w sposób charakterystyczny dla bezwarunkowej matczynej miłości. Zadbaj o siebie. Bo twój mąż właśnie dba o siebie. Jego sposób reakcji jest bardzo typowy dla osób, które wychowywały się w domu, gdzie stawiono szereg wymagań a życie składało się z powinności. Takie osoby, gdy po latach życia, w których dominowało muszę, powinienem, jestem zobowiązany, uświadamiają sobie, że są panami swojego życia, to bardzo często robią zwrot o 180 stopni i zaczynąją koncentrować się na sobie i swoich potrzebach. To jest dla nich odkrywcze i bardzo budujące uczucie. I to jest dobre. Dobre dla nich, ale bardzo trudne dla ich dotychczasowych związków, dotychczasowych partnerów.
Rozumiem twoją frustrację. Chcesz żeby twój mąż przeszedł od niczym skrępowanego poczucia niezależności do dojrzałej wzajemności, w której partnerzy są wolnymi ludźmi, ale liczą się z potrzebami i uczuciami drugiego. Twój mąż jest teraz do tego stopnia zaabsorbowany sobą i poznawaniem siebie, że niewiele potrafi wnieść do związku, zaniedbuje ciebie i waszą relację. Jego zainteresowanie sobą na obecnym etapie koliduje z zainteresowaniem drugim człowiekiem. On najprawdopodobniej z tego stanu kiedyś wyjdzie, gdy zacznie sobie zadawać pytania o wagę i rolę relacji w jego życiu i wówczas przyjdzie czas na przejście w stan dojrzałej wzajemności, ale to może potrwać i lata. Jest także możliwe, że z tego stanu zaabsorbowania sobą nie wyjdzie nigdy.
Od ciebie, Ela, zależy czy jesteś w stanie i chcesz to znieść, przeczekać albo i się nigdy nie doczekać. A może lepiej odejść, gdy nie potrafisz znieść, że oddany dotąd tobie i rodzinie człowiek stracił tobą oraz związkiem zainteresowanie i stał się obojętny na twoje potrzeby. W sobie szukaj odpowiedzi.

Święta Racja..

70

Odp: Partner na psychoterapii
summerka88 napisał/a:

. Takie osoby, gdy po latach życia, w których dominowało muszę, powinienem, jestem zobowiązany, uświadamiają sobie, że są panami swojego życia, to bardzo często robią zwrot o 180 stopni i zaczynąją koncentrować się na sobie i swoich potrzebach. To jest dla nich odkrywcze i bardzo budujące uczucie. I to jest dobre. Dobre dla nich, ale bardzo trudne dla ich dotychczasowych związków, dotychczasowych partnerów.
i.

Czyli sądzisz,  że taka sytuacja długo jeszcze potrwa?Jest możliwość,  że on już na zawsze będzie tak skoncentrowany na sobie?

71

Odp: Partner na psychoterapii
Ela210 napisał/a:

BeyondBlackie, masz rację, z człowieka wychodzi to, co już tam było i często są to pokłady egoizmu , tłumione dobrym wychowaniem- pokazywanie nieprawdziwej twarzy w pewnym momencie tak uwiera, że wszystko pęka- biore to pod uwagę, jak najbardziej. Natomiast nie ma toksycznych ludzi moim zdaniem, są toksyczne relacje. To co dla jednego jest dobre i wartosciowe w związku ktoś inny uzna za toksyczne. Ważne by pokazać prawdziwą twarz od początku. Jesli więc ta twarz odsłonięta w wyniku terapii jest prawdziwa to jest już jakiś plus. Jeżeli więc ktoś jest mocno egocentryczny, niezależny to powinien to jasno pokazywać od poczatku- i znaleźć kogoś, kto to akceptuje naprawdę.

To wcale nie znaczy, ze Twoj maz przez lata Cie oklamywal. Nie wiem skad wzielas takie wnioski? Chodzi o to, ze ludzie ZMIENIAJA SIE pod wplywem traumatycznych wydarzen i jak na ten moment, w tej chwili- przygnieciony zaloba po ojcu- Twoj maz zregresowal sie do zbuntowanego nastolatka, z wszystkimi tego konsekwencjami. Tak to po prostu przezywa.

72 Ostatnio edytowany przez planet1988 (2017-02-21 21:10:06)

Odp: Partner na psychoterapii
Beyondblackie napisał/a:
Ela210 napisał/a:

BeyondBlackie, masz rację, z człowieka wychodzi to, co już tam było i często są to pokłady egoizmu , tłumione dobrym wychowaniem- pokazywanie nieprawdziwej twarzy w pewnym momencie tak uwiera, że wszystko pęka- biore to pod uwagę, jak najbardziej. Natomiast nie ma toksycznych ludzi moim zdaniem, są toksyczne relacje. To co dla jednego jest dobre i wartosciowe w związku ktoś inny uzna za toksyczne. Ważne by pokazać prawdziwą twarz od początku. Jesli więc ta twarz odsłonięta w wyniku terapii jest prawdziwa to jest już jakiś plus. Jeżeli więc ktoś jest mocno egocentryczny, niezależny to powinien to jasno pokazywać od poczatku- i znaleźć kogoś, kto to akceptuje naprawdę.

To wcale nie znaczy, ze Twoj maz przez lata Cie oklamywal. Nie wiem skad wzielas takie wnioski? Chodzi o to, ze ludzie ZMIENIAJA SIE pod wplywem traumatycznych wydarzen i jak na ten moment, w tej chwili- przygnieciony zaloba po ojcu- Twoj maz zregresowal sie do zbuntowanego nastolatka, z wszystkimi tego konsekwencjami. Tak to po prostu przezywa.

Wiesz minął już wiecej niz rok od śmierci jego ojca.
To dostateczny czas na poradzenie sobie z żałoba i problemami z tym związanymi.
Wiem ze ludzie reagują inaczej, każdy jest inny ale według mnie to już pora na określenie swoich zamiarów, przynajmniej jakąś wstępną deklaracje.
Tak można kogoś zwodzic w nieskończoność.
Ta terapia albo odkryła problemy z jego dzieciństwa albo z jego związku.
I sądzę że były to problemy ukrywane przed autorka które wyszly akurat teraz.
Terapia może trwać nawet do 4 lat i nie wiadomo jak się skończy.
dlatego nie sądzę żeby była to zmiana tylko i wyłącznie pod wpływem śmierci bliskiej osoby.

73 Ostatnio edytowany przez summerka88 (2017-02-21 22:49:59)

Odp: Partner na psychoterapii
Beyondblackie napisał/a:
Ela210 napisał/a:

BeyondBlackie, masz rację, z człowieka wychodzi to, co już tam było i często są to pokłady egoizmu , tłumione dobrym wychowaniem- pokazywanie nieprawdziwej twarzy w pewnym momencie tak uwiera, że wszystko pęka- biore to pod uwagę, jak najbardziej. Natomiast nie ma toksycznych ludzi moim zdaniem, są toksyczne relacje. To co dla jednego jest dobre i wartosciowe w związku ktoś inny uzna za toksyczne. Ważne by pokazać prawdziwą twarz od początku. Jesli więc ta twarz odsłonięta w wyniku terapii jest prawdziwa to jest już jakiś plus. Jeżeli więc ktoś jest mocno egocentryczny, niezależny to powinien to jasno pokazywać od poczatku- i znaleźć kogoś, kto to akceptuje naprawdę.

To wcale nie znaczy, ze Twoj maz przez lata Cie oklamywal. Nie wiem skad wzielas takie wnioski? Chodzi o to, ze ludzie ZMIENIAJA SIE pod wplywem traumatycznych wydarzen i jak na ten moment, w tej chwili- przygnieciony zaloba po ojcu- Twoj maz zregresowal sie do zbuntowanego nastolatka, z wszystkimi tego konsekwencjami. Tak to po prostu przezywa.

Nie sądzę, że mąż Eli zregresował się do poziomu zbuntowanego nastolatka. Myślę, że on nigdy wcześniej po prostu nie buntował się i robił to, co powinien, co musi oraz to, do czego przygotowali go rodzice i otoczenie. To jest tak naprawdę dla męża Eli etap rozwojowy w poszukiwaniu swojej tożsamości, który większość ludzi przechodzi w okresie nastoletnim a który on dopiero teraz przerabia. Trzeba ten etap przejść, odnaleźć swoje miejsce na ziemi, testować różne warianty i rozwiązania zanim znajdzie się swoją drogę i swój przepis na życie.

Ela, przykro mi, że ponosisz konsekwencje "dorastania" swojego męża, ale pomyśl, co musiało się dziać w jego rodzinnym domu, że dopiero teraz może dojrzewać. Terapeuta tylko pomógł mu uświadomić sobie, co się kiedyś zadziało i jaki to miało wpływy na jego dotychczasowe życie.
Współczuję sytuacji i wyborów sad

74 Ostatnio edytowany przez Łezka05 (2017-02-22 09:21:37)

Odp: Partner na psychoterapii

Wypowiem się z własnego doświadczenia. Chodzę na terapię grupową- dzień w dzień (cykl 12 tygodni). W trakcie terapii wiele mi się otworzyło furtek których nie byłam świadoma. Dlaczego wymagasz Elu do meża, że rok powinien mu wystarczyć na żałobę po ojcu, może tak a może nie... Ja jestem półtorej roku po śmierci mamy i nagle mam problem z pożegnaniem się z nią, tzn. by nie wpływała tak na moje życie jej myślenie i przekonania jak kiedyś wpływały (wiedziałam że kiedyś miała dużo władzę nade mną ale nie wiedziałam, że jeszcze we mnie jest tyle jej przekonań i tak chciałbym jej akcpetacji której już nie dostanę)... To wszystko jest we mnie i tak w trakcie terapii miałam wiele objawów, których wcześniej nie miałam - tak wiele się dzieje. Teraz na końcówce jakoś się powoli zbieram do kupy bo wcześniej i miałam silniejsze objawy moich kompulsji (zaburzenia odżywiania), pojawiły się koszmary nocne, jakieś napięcia, byłam bardzie płaczliwa i mój mąż ze zrozumieniem przyjmował to wszystko (nawet moje wybuchy złości - ja po czasie potrafiłam przeprosić i powiedzieć o co mi chodzi dzięki temu że przepracowałam to na terapii - np. zrozumiałam że nie wyrażam dokładnie swoich potrzeb i liczę że ktoś się domyśli lub myśli jak ja)- był przy mnie i wspierał. Teraz też mnie wspiera na końcówce, gdy zaczęłam chodzić jeszcze dodatkowo na spacery (zajmuje się synem, mówi jaki jest ze mnie dumny).

Wcześniej chodziłam na cotygodniową terapię, gdzie indziej i też miałam różne stany ale nie tak intensywne jak teraz - teraz wszystko mam w pigułce i wiem, że ode mnie zależy co zrobię z tym co dostanę na terapii, obecnie jestem świadoma tych problemów i coś robię w tym kierunku. Jednak też wiem, że te 3 miesiące to nic bo czasem na rezulaty terapii trzeba poczekać ale i tak jestem szczęśliwa. A mąż jest zadowolony, bo jestem spokojniejsza, mniej się złoszczę, nie targa mną tyle emocji nawet nienazwanych co wcześniej. Decyzję o mojej codziennej terapii podjęliśmy wspólnie, ponieważ wiedziałam, że jednak te 3 miesiące to też duży wysiłek męża, który wraca z pracy i zostaje z synkiem na 4 godziny - tyle trwa dojazd (godzina w obie strony) i potem terapia z przerwą.  Teraz jeszcze po terapii przychodzę wychodzę z psem a potem idę na długi marsz. Jednak dużo mi nie zostało niecałe 2 tygodnie...

Ps. z obserwacji moich wydaje mi się, że czasami ludzie na terapii uświadamiają sobie, że jednak nie tego chcieli od życia i moim zdaniem mają do tego prawo. Inną kwestią jest jak to komunikują - czy właśnie nie chcą być w takim rozkroku - tu żona a tu inne życie. Wtedy jest to nie w porządku. Czasem decyzja jest trudna ale trzeba ją podjąć z konsekwencjami swojego wyboru...

Ja na terapię nie szłam z powodu małżeństwa, wydaje mi się że jest szczęsliwe - wiadomo są problemy i takowych też się dokopałam na terapii - głównie w komunikacji pomiędzy nami. Mieliśmy szansę o tym porozmawiać z mężem i ja to robię. Właśnie zastanawiam się jak to jest/ było u Was? Jak podchodziłaś do jego terapii, jak obecnie wyrażasz się o jego terapii? Może te zmiany tak Cię zszokowały, że może negatywnie zaczęłaś się wyrażać, to bym się nie dziwiła, że facet się zamknął i robi co mu się podoba. Może właśnie mówiłaś mu że ma się pogodzić z śmiercią ojca a on tego nie potrafił i poszedł po pomoc. Może nie spełnił Twoich wymagań w tej kwestii. Sama nie wiem. Wiem jednak, że coś może być nie tak w komunikacji w Waszym związku. Nie mówię czyja to wina, ale po prostu tak jest...

75

Odp: Partner na psychoterapii

Również wypowiem się ze swojego doświadczenia. Przyczyną, dla której mój ex partner rozpoczął terapię, było jego nieszczęśliwe życie, pogarszające się problemy ze zdrowiem nieznanej przyczyny, nasz sypiący się związek. Na swoją terapię uczęszczał 2 razy w tygodniu i była to terapia w nurcie analitycznym. Nie wiem dlaczego w pewnym momencie mówił, że poszedł tam "dla nas", bo oby dwoje dobrze wiedzieliśmy, że chodzi o niego, a nie nasz związek. Na terapię nie idzie się, aby załatwiać sprawy małżeństwa czy związku samego w sobie. Chodzi o nas samych. Generalnie terapia rozwalała go jeszcze bardziej, były momenty, że krzyczał na mnie, mówiac: nie widzisz, że walczę o swoje życie. Terapia bardzo nastawiła go na "wgląd w siebie", od tamtej pory nasiliły się jeszcze bardziej jego egoistyczne zachowania, skupiony był totalnie na sobie, nasiliły się agresywne objawy, jego napady lęku i niszczycielskiej siły. Widocznie taki był proces i nasz związek nie miał tu nic do rzeczy. Zaczął się proces przepracowania jego własnego syfu i mam nadzieję, ze mu się to udało. Jeśli chodzi o terapię, to uwidoczniła ona tylko, jak kruche były podwaliny naszego związku, jak słabe były nasze relacje, i jak bardzo byliśmy sobie potrzebni, a by ową relacją załatwiać własne problemy i żerować na sobie, z powodu "głodu emocji i miłości". Nie wiem jak zakończyła się jego terapia, czy nadal w niej jest (w tym roku byłoby 2 lata), my rozstaliśmy się kilka dobrych miesięcy temu z hukiem. Wiem tylko tyle, że bardzo szybko wszedł w nowy związek, co raczej budzi mój uśmiech i podsuwa w wątpliwość skuteczność jego leczenia. Ale to był ciężki zaburzony facet. Jedyne co Ci mogę powiedzieć ze swojej perspektywy to to, abyś nie myślala, że terapeuta, to ktoś kto przyczynił się do rozpadu waszego małżeństwa lub zabrał Ci męża. Twój mąż nosił w sobie cierń, który w wyniku śmierci ojca już dłużej nie mógł kłuć i on musiał coś z tym zrobić. Musisz to uszanować. Będą w terapii ludzie naprawdę mogą się zachowywać "skurw..." wink.

76 Ostatnio edytowany przez robingirl (2017-02-22 14:56:50)

Odp: Partner na psychoterapii

Ela, na początku napiszę, że bardzo współczuję Ci sytuacji, w której się znalazłaś.
Też uważam, że terapia nie jest bezpośrednią przyczyną stanu Twojego męża tylko katalizatorem. W innych przypadkach katalizatorami mam wrażenia są romanse, w których w role wspierających pocieszycielek wcielają się kochanki.

Forumowicze napisali już przede mną kilka mądrych rzeczy. I choć podejście o którym piszą Summerka czy Ruda może się wydawać czystym teoretyzowaniem, to jak spróbujesz spojrzeć na Twoją sytuacje w ten sposób, to pewne rzeczy może łatwiej będzie Ci uporządkować. Bo owszem w teorii powinno się móc od dorosłego partnera  z którym ma się dzieci oczekiwać, że takim dorosłym i dojrzałym partnerem będzie. Tylko że życie pokazuje, jak często jednak pozory mylą. I trzeba sobie radzić z zastaną sytuacją i co gorsza, z perspektywą, że do happy endu droga może być daleka i wyboista, albo że w ogóle może być on zupełnie inny.

Na podstawie postów w tym wątku (więcej nie czytałam) powiedziałabym, że jesteś dość rozsądną osobą. Z postów dziewczyn wyciągniesz sobie odpowiednie wnioski. Czy warto przeczekać, czy nie. Myślę, że z uwagi na dzieci masz więcej mobilizacji do utrzymywania tej relacji, więc chyba w gruncie rzeczy chodzi o to, żeby sobie na bieżąco wszystkim tak zarządzać, żeby pozwolić mężowi odnajdywać siebie i jednocześnie dbać o swój interes. Może się to wydawać trudne, ale można by się (nawet tu na forum) zastanowić nad praktycznymi sposobami, co zrobić żeby przeżyć i nie zwariować. Mnie trochę trudno jest konkretnie spekulować, ale myślę o czymś w stylu zmiana sposobu komunikacji (inne sformułowania niż do tej pory, odpuszczanie większej ilości rzeczy itd.) albo nawet codziennych nawyków rodzinnych (np. może sama zaczniesz z dziećmi wyjeżdżać na weekendy) trochę pomogą.

Ponieważ nikt nie zagwarantuje Ci, czym się u męża ten proces zmian skończy, dlatego tak ważne jest to zadbanie o Ciebie. Może się uspokoi za jakiś czas, a może faktycznie będzie już tylko kręcił się wokół siebie. Dlatego minimalizowanie własnych strat (bo zawsze jakieś będą), pozwoli Ci się lepiej zmierzyć z przyszłością i może częściowo lub całkowicie uniknąć zmarnowania czasu. Bo jak on się uspokoi, to już nie będziecie tymi samymi osobami, ani on ani Ty. Więc siłą rzeczy pewne sprawy poukładać trzeba będzie od nowa.
Z mojej perspektywy ważne jest zwracanie uwagi, żeby w całym tym procesie nie zapędzać siebie ani kogoś w sytuacje, z których nie ma już powrotu. Każdy ma własną granicę, dlatego konkretów tez u Ciebie nie nazwę. W końcu mimo całych zmian jest to człowiek, który ma jakieś cechy, które Was do siebie przyciągnęły, dzięki którym spędziliście ze sobą tyle czasu.

Powodzenia


P.S. Ruda102 - chciałam tutaj napisać, że bardzo lubię Twoje posty. Są porządnie, logicznie napisane i pokazują różne odcienie szarości w danej sytuacji smile I mimo że reprezentujesz mocna uświadomione i poprawne psychoterapeutycznie współczesne podejście do relacji międzyludzkich smile , to Twoje posty mają dobrą, zdroworozsądkową argumentację i udaje Ci się uniknąć protekcjonalności. Tak trzymać big_smile

77

Odp: Partner na psychoterapii
Lillka-15 napisał/a:

Również wypowiem się ze swojego doświadczenia. Przyczyną, dla której mój ex partner rozpoczął terapię, było jego nieszczęśliwe życie, pogarszające się problemy ze zdrowiem nieznanej przyczyny, nasz sypiący się związek. Na swoją terapię uczęszczał 2 razy w tygodniu i była to terapia w nurcie analitycznym. Nie wiem dlaczego w pewnym momencie mówił, że poszedł tam "dla nas", bo oby dwoje dobrze wiedzieliśmy, że chodzi o niego, a nie nasz związek. Na terapię nie idzie się, aby załatwiać sprawy małżeństwa czy związku samego w sobie. Chodzi o nas samych. Generalnie terapia rozwalała go jeszcze bardziej, były momenty, że krzyczał na mnie, mówiac: nie widzisz, że walczę o swoje życie. Terapia bardzo nastawiła go na "wgląd w siebie", od tamtej pory nasiliły się jeszcze bardziej jego egoistyczne zachowania, skupiony był totalnie na sobie, nasiliły się agresywne objawy, jego napady lęku i niszczycielskiej siły. Widocznie taki był proces i nasz związek nie miał tu nic do rzeczy. Zaczął się proces przepracowania jego własnego syfu i mam nadzieję, ze mu się to udało. Jeśli chodzi o terapię, to uwidoczniła ona tylko, jak kruche były podwaliny naszego związku, jak słabe były nasze relacje, i jak bardzo byliśmy sobie potrzebni, a by ową relacją załatwiać własne problemy i żerować na sobie, z powodu "głodu emocji i miłości". Nie wiem jak zakończyła się jego terapia, czy nadal w niej jest (w tym roku byłoby 2 lata), my rozstaliśmy się kilka dobrych miesięcy temu z hukiem. Wiem tylko tyle, że bardzo szybko wszedł w nowy związek, co raczej budzi mój uśmiech i podsuwa w wątpliwość skuteczność jego leczenia. Ale to był ciężki zaburzony facet. Jedyne co Ci mogę powiedzieć ze swojej perspektywy to to, abyś nie myślala, że terapeuta, to ktoś kto przyczynił się do rozpadu waszego małżeństwa lub zabrał Ci męża. Twój mąż nosił w sobie cierń, który w wyniku śmierci ojca już dłużej nie mógł kłuć i on musiał coś z tym zrobić. Musisz to uszanować. Będą w terapii ludzie naprawdę mogą się zachowywać "skurw..." wink.

Mój mąż ma bardzo ciężkie doświadczenia z dzieciństwa, nawet nie przypuszczałam, że aż tak głęboki wpływ będą mieć na nasz związek, a jednak wyszły podczas traumy. Z jednej strony rację mają Ci znajomi, rodzina i ludzie na forum, którzy radzą odciąć się od tego emocjonalnego bałaganu i zdynsansować się- z drugiej strony głeboka psychoanalityczna terapia- nie da się odciąć- czuję jakbym tej analizie również ja była poddawana- na wiele rzeczy otwieraj a mi się oczy- chociaź myslałam, że tak wiele rozumiem. Ta terapia ma wpływ na całą rodzinę i dzieje się w naszym życiu coś, czego powstrzymać już nie mozemy. Może ten watek uświadomi ludziom przed terapią- że to nie takie tam pogaduszki- porady- tylko operacja na mózgu bez skalpela. Ja nie obwiniam terapeutki, owszem był okres, ze zastanawiałam się czy jest profesjonalistą, ale kto by się nie zastanawiał, gdyby mąż mu powiedział, ze ma ochotę skoczyć z mostu..? I chociaż zrozumiałe jest, że rodzina nie moze kontaktować się z terapeutą podczas tego procesu, to jednak uczciwie byłoby ich ostrzec, jak to może wyglądać. Ja sama mając wykształcenie które powinno ogarnąć rozumem to co się dzieje wpadłam w czarną dziurę, a co dopiero ludzie, ktłórzy nigdy nie wgłębiali się w siebie..

78

Odp: Partner na psychoterapii

Ela, wlasnie dlatego, ze rodzina meza byla tak pokomplikowana, naiwnoscia jest oczekiwac, ze smierc jego ojca skonczy sie paromiesieczna zaloba i powrotem do normalnego zycia. Ja nie podwazam tego, ze Twoj maz zachowuje sie egoistycznie i nieodpowiedzialnie. Zwracam tylko uwage na to, ze zamiast starac sie zrozumiec go, Ty tylko chcesz, zeby bylo "jak wczesniej". A tak juz nigdy nie bedzie.

79

Odp: Partner na psychoterapii
Ela210 napisał/a:
Lillka-15 napisał/a:

Również wypowiem się ze swojego doświadczenia. Przyczyną, dla której mój ex partner rozpoczął terapię, było jego nieszczęśliwe życie, pogarszające się problemy ze zdrowiem nieznanej przyczyny, nasz sypiący się związek. Na swoją terapię uczęszczał 2 razy w tygodniu i była to terapia w nurcie analitycznym. Nie wiem dlaczego w pewnym momencie mówił, że poszedł tam "dla nas", bo oby dwoje dobrze wiedzieliśmy, że chodzi o niego, a nie nasz związek. Na terapię nie idzie się, aby załatwiać sprawy małżeństwa czy związku samego w sobie. Chodzi o nas samych. Generalnie terapia rozwalała go jeszcze bardziej, były momenty, że krzyczał na mnie, mówiac: nie widzisz, że walczę o swoje życie. Terapia bardzo nastawiła go na "wgląd w siebie", od tamtej pory nasiliły się jeszcze bardziej jego egoistyczne zachowania, skupiony był totalnie na sobie, nasiliły się agresywne objawy, jego napady lęku i niszczycielskiej siły. Widocznie taki był proces i nasz związek nie miał tu nic do rzeczy. Zaczął się proces przepracowania jego własnego syfu i mam nadzieję, ze mu się to udało. Jeśli chodzi o terapię, to uwidoczniła ona tylko, jak kruche były podwaliny naszego związku, jak słabe były nasze relacje, i jak bardzo byliśmy sobie potrzebni, a by ową relacją załatwiać własne problemy i żerować na sobie, z powodu "głodu emocji i miłości". Nie wiem jak zakończyła się jego terapia, czy nadal w niej jest (w tym roku byłoby 2 lata), my rozstaliśmy się kilka dobrych miesięcy temu z hukiem. Wiem tylko tyle, że bardzo szybko wszedł w nowy związek, co raczej budzi mój uśmiech i podsuwa w wątpliwość skuteczność jego leczenia. Ale to był ciężki zaburzony facet. Jedyne co Ci mogę powiedzieć ze swojej perspektywy to to, abyś nie myślala, że terapeuta, to ktoś kto przyczynił się do rozpadu waszego małżeństwa lub zabrał Ci męża. Twój mąż nosił w sobie cierń, który w wyniku śmierci ojca już dłużej nie mógł kłuć i on musiał coś z tym zrobić. Musisz to uszanować. Będą w terapii ludzie naprawdę mogą się zachowywać "skurw..." wink.

Mój mąż ma bardzo ciężkie doświadczenia z dzieciństwa, nawet nie przypuszczałam, że aż tak głęboki wpływ będą mieć na nasz związek, a jednak wyszły podczas traumy. Z jednej strony rację mają Ci znajomi, rodzina i ludzie na forum, którzy radzą odciąć się od tego emocjonalnego bałaganu i zdynsansować się- z drugiej strony głeboka psychoanalityczna terapia- nie da się odciąć- czuję jakbym tej analizie również ja była poddawana- na wiele rzeczy otwieraj a mi się oczy- chociaź myslałam, że tak wiele rozumiem. Ta terapia ma wpływ na całą rodzinę i dzieje się w naszym życiu coś, czego powstrzymać już nie mozemy. Może ten watek uświadomi ludziom przed terapią- że to nie takie tam pogaduszki- porady- tylko operacja na mózgu bez skalpela. Ja nie obwiniam terapeutki, owszem był okres, ze zastanawiałam się czy jest profesjonalistą, ale kto by się nie zastanawiał, gdyby mąż mu powiedział, ze ma ochotę skoczyć z mostu..? I chociaż zrozumiałe jest, że rodzina nie moze kontaktować się z terapeutą podczas tego procesu, to jednak uczciwie byłoby ich ostrzec, jak to może wyglądać. Ja sama mając wykształcenie które powinno ogarnąć rozumem to co się dzieje wpadłam w czarną dziurę, a co dopiero ludzie, ktłórzy nigdy nie wgłębiali się w siebie..

Ela, wiem, że się boisz i, że powoduje tobą lęk i strach, ale twój mąż nie jest twoją własnością, a związek nie jest dany raz na zawsze.
Terapia nie jest wymierzona w ciebie, lepiej by było, abyś przyjęła postawę, która wierzy, że to co robi twój mąż, jest po to, aby wzrósł, było mu dobrze.
To jest moim zdaniem okazanie miłości do męża, nawet jeśli w tym momencie rani cię strasznie i boli cię to wszystko.
Ale wiem jak to się łatwo mówi, kiedy w grę wchodzi uwikłanie emocjonalne.
Jedno wiem na pewno: terapia indywidualna doskonale odsłania "zakłamania" związku i pokazuje faktyczny stan relacji i więzi.
U was musiało już od dłuższego czasu być słabo, wnioskuję po wpisach.
Finalnie będzie dobrze dla każdego z was, ale być może będziesz musiała pogodzić się z tym, że was już razem nie będzie.

80

Odp: Partner na psychoterapii

Nie wiem, czy Ela chce, żeby było "jak wcześniej" - ma żal, że tak nie jest, co zrozumiałe.

I zgodzę się, że terapeuta powinien uprzedzać i tłumaczyć - przebieg terapii, możliwe konsekwencje, zachowania. Ale nie zawsze to robi, niestety. Dobrze więc samemu się zorientować, szukać, również szukać właściwego dla siebie nurtu terapii. Tylko, że w sytualcji Eli to jest wszystko płacz nad rozlanym mlekiem i stanie w miejscu. A wiele osób w tym wątku po prostu zwraca uwagę, że to efektów nie przynosi i Autorce nie pomoże. Że zamiast rozpamiętywać, jak to było, jeśli chce zadbać o siebie, o dzieci, ale też o związek, to musi ruszyć do przodu, zmierzyć się z obecną sytuacją. I nie ma niestety mapy, czy zestawu porad, który jej w tym pomoże. Może zdać się tylko na siebie, bo tylko ona zna swoje granice.

PS. Dzięki, robingirl. Z tą protekcjonalnością to nie zawsze mi wychodzi - wciąż ze mnie czasem wyłazi. Ale staram się nad tym panować.

81

Odp: Partner na psychoterapii
Beyondblackie napisał/a:

Ela, wlasnie dlatego, ze rodzina meza byla tak pokomplikowana, naiwnoscia jest oczekiwac, ze smierc jego ojca skonczy sie paromiesieczna zaloba i powrotem do normalnego zycia. Ja nie podwazam tego, ze Twoj maz zachowuje sie egoistycznie i nieodpowiedzialnie. Zwracam tylko uwage na to, ze zamiast starac sie zrozumiec go, Ty tylko chcesz, zeby bylo "jak wczesniej". A tak juz nigdy nie bedzie.

Według mnie ona nie oczekuje ze 'będzie jak wcześniej' tylko oczekuje szacunku.
Nie zarzuca mężowi ze jest w terapii, że próbuje nad sobą pracować i sądzę że przyjęłaby zmiany które nastąpią jeżeli ten szacunek do drugiej osoby by występował.
Popatrzcie mamy 3 przypadki 3 różnie prowadzonych terapii w różnych stopniach zaawansowania związku.
Lilka- związek młody, chłopak ma problemy z dzieciństwa, związek się rozpada szybko.
Ja- 11 lat związku, małżeństwa niestety tylko 0.5, zona ma problemy z dzieciństwa i związek się rozpada.
Ela- związek zaawansowany wiekowo i stażowo, mąż ma problemy prawdopodobnie też długo ukrywane i związek się nie rozpadł bo są dzieci ale związku to nie przypomina.

Oprócz jednego przykładu ( nie pamiętam nicku a nie chce mi się szukać) gdzie zona na terapii współpracowała z mężem i stawiała sprawę jasno pozostałe niestety są związane z brakiem szacunku, całkowitą ignorancją, agresją oraz niechęcią do współpracy. Można znosić humory, złe dni, narzekania, chwilową chęć odosobnienia ale całkowite odrzucenie?

Tak się składa że jako zainteresowany tematem odwiedziłem kilka forów psychologicznych i schemat jest bardzo często taki sam.
Większość terapii rozrywa na kawałki i wydobywa z ludzi coś co skrywali przez lata.
Większość związków tego nie wytrzymuje.

82 Ostatnio edytowany przez Ela210 (2017-02-22 16:47:03)

Odp: Partner na psychoterapii
Lillka-15 napisał/a:
Ela210 napisał/a:
Lillka-15 napisał/a:

Również wypowiem się ze swojego doświadczenia. Przyczyną, dla której mój ex partner rozpoczął terapię, było jego nieszczęśliwe życie, pogarszające się problemy ze zdrowiem nieznanej przyczyny, nasz sypiący się związek. Na swoją terapię uczęszczał 2 razy w tygodniu i była to terapia w nurcie analitycznym. Nie wiem dlaczego w pewnym momencie mówił, że poszedł tam "dla nas", bo oby dwoje dobrze wiedzieliśmy, że chodzi o niego, a nie nasz związek. Na terapię nie idzie się, aby załatwiać sprawy małżeństwa czy związku samego w sobie. Chodzi o nas samych. Generalnie terapia rozwalała go jeszcze bardziej, były momenty, że krzyczał na mnie, mówiac: nie widzisz, że walczę o swoje życie. Terapia bardzo nastawiła go na "wgląd w siebie", od tamtej pory nasiliły się jeszcze bardziej jego egoistyczne zachowania, skupiony był totalnie na sobie, nasiliły się agresywne objawy, jego napady lęku i niszczycielskiej siły. Widocznie taki był proces i nasz związek nie miał tu nic do rzeczy. Zaczął się proces przepracowania jego własnego syfu i mam nadzieję, ze mu się to udało. Jeśli chodzi o terapię, to uwidoczniła ona tylko, jak kruche były podwaliny naszego związku, jak słabe były nasze relacje, i jak bardzo byliśmy sobie potrzebni, a by ową relacją załatwiać własne problemy i żerować na sobie, z powodu "głodu emocji i miłości". Nie wiem jak zakończyła się jego terapia, czy nadal w niej jest (w tym roku byłoby 2 lata), my rozstaliśmy się kilka dobrych miesięcy temu z hukiem. Wiem tylko tyle, że bardzo szybko wszedł w nowy związek, co raczej budzi mój uśmiech i podsuwa w wątpliwość skuteczność jego leczenia. Ale to był ciężki zaburzony facet. Jedyne co Ci mogę powiedzieć ze swojej perspektywy to to, abyś nie myślala, że terapeuta, to ktoś kto przyczynił się do rozpadu waszego małżeństwa lub zabrał Ci męża. Twój mąż nosił w sobie cierń, który w wyniku śmierci ojca już dłużej nie mógł kłuć i on musiał coś z tym zrobić. Musisz to uszanować. Będą w terapii ludzie naprawdę mogą się zachowywać "skurw..." wink.


Mój mąż ma bardzo ciężkie doświadczenia z dzieciństwa, nawet nie przypuszczałam, że aż tak głęboki wpływ będą mieć na nasz związek, a jednak wyszły podczas traumy. Z jednej strony rację mają Ci znajomi, rodzina i ludzie na forum, którzy radzą odciąć się od tego emocjonalnego bałaganu i zdynsansować się- z drugiej strony głeboka psychoanalityczna terapia- nie da się odciąć- czuję jakbym tej analizie również ja była poddawana- na wiele rzeczy otwieraj a mi się oczy- chociaź myslałam, że tak wiele rozumiem. Ta terapia ma wpływ na całą rodzinę i dzieje się w naszym życiu coś, czego powstrzymać już nie mozemy. Może ten watek uświadomi ludziom przed terapią- że to nie takie tam pogaduszki- porady- tylko operacja na mózgu bez skalpela. Ja nie obwiniam terapeutki, owszem był okres, ze zastanawiałam się czy jest profesjonalistą, ale kto by się nie zastanawiał, gdyby mąż mu powiedział, ze ma ochotę skoczyć z mostu..? I chociaż zrozumiałe jest, że rodzina nie moze kontaktować się z terapeutą podczas tego procesu, to jednak uczciwie byłoby ich ostrzec, jak to może wyglądać. Ja sama mając wykształcenie które powinno ogarnąć rozumem to co się dzieje wpadłam w czarną dziurę, a co dopiero ludzie, ktłórzy nigdy nie wgłębiali się w siebie..

Ela, wiem, że się boisz i, że powoduje tobą lęk i strach, ale twój mąż nie jest twoją własnością, a związek nie jest dany raz na zawsze.
Terapia nie jest wymierzona w ciebie, lepiej by było, abyś przyjęła postawę, która wierzy, że to co robi twój mąż, jest po to, aby wzrósł, było mu dobrze.
To jest moim zdaniem okazanie miłości do męża, nawet jeśli w tym momencie rani cię strasznie i boli cię to wszystko.
Ale wiem jak to się łatwo mówi, kiedy w grę wchodzi uwikłanie emocjonalne.
Jedno wiem na pewno: terapia indywidualna doskonale odsłania "zakłamania" związku i pokazuje faktyczny stan relacji i więzi.
U was musiało już od dłuższego czasu być słabo, wnioskuję po wpisach.
Finalnie będzie dobrze dla każdego z was, ale być może będziesz musiała pogodzić się z tym, że was już razem nie będzie.

Tak, to prawda, terapia odsłoniła różne oczekiwania wobec zwiazku- w tej chwili uwazam je za różnice nie do pokonania. Ani nie uwazam męża za swoją własność, ani nie oczekuję, ze będzie tak jak dawniej- może tak to wyglądało z pierwszego wpisu w innym moim wątku na tym forum- ale to juz parę tygodni temu, a sytuacja jest dynamiczna. Masz zupełną rację, słabości relacji wyszły jak na rentgenie. Gorsza sprawa  ze różnice są tak zasadnicze, że nie wydaja mi sie do przejścia. Mój mąż podobnie jak Twój partner twierdzi że walczy o życie i wierzę mu że tak jest. W obliczu tego wszystkiego poruszyłam temat rozwodu i wywołało to burzę, że ja nie chcę się zrozumieć jego modelu małżeństwa- więc bardzo dużo jeszcze przed nami. Ja już widzę ten Rów Mariański, mąż jeszcze nie... Mąż jest jak najbardziej wartościową osobą, zasługuje na partnerkę która będzie do niego pasować, bo na moje rozumienie sytuacji teraz, nasze wizje nie sa do pogodzenia. O ironio- jego wizja jest bliska ojcu, a przez całe życie układał wszystko w opozycji do tego..

Planet- słuszne obserwacje i niestety smutne. Ale w we wszytkich tych przypadkach zmiana musiała nastąpić i to głęboka. Coś jak z remontem- ściana wymagała remontu- a wali się cały dom- lepiej było nie remontować?- kiedyś i tak by runęło..

83 Ostatnio edytowany przez Lillka-15 (2017-02-22 16:57:18)

Odp: Partner na psychoterapii

Kluczem do rozumienia i akceptacji tego, że związek się rozpada i że dalej może trzeba będzie pójść osobno, jest słowo "timing".
Związki są też po to, aby wzrastać. Najwięcej rozwoju własnego mamy przecież wtedy, kiedy musimy się skonfrontować z drugą osobą, jej oglądem świata, sposobem reakcji na zachodzące wydarzenia. Kiedy w związku coś najmocniej nas uwiera, to finalnie następuję za jakiś czas najbardziej owocny rozwój, bo nie wiem jak wy, ale jak już czuję, że dłużej już czegoś nie mogę znieść czy zaakceptować, wtedy to odbywa się we mnie najpłodniejszy czas - odbywa się ruch i działanie, bo chcę zmiany smile.

Ja dziś na przykład bardzo jestem zadowolona, że przeszłam przez związek koluzyjny, bo teraz jestem naprawdę bardzo kumatą babką smile.
Nie oznacza to jednak, że były mi obce lęki i strach, który teraz przeżywasz i wbijanie się pazurami w partnera, kiedy trzeba było go już puścić.

84

Odp: Partner na psychoterapii
Lillka-15 napisał/a:

Kluczem do rozumienia i akceptacji tego, że związek się rozpada i że dalej może trzeba będzie pójść osobno, jest słowo "timing".
Związki są też po to, aby wzrastać. Najwięcej rozwoju własnego mamy przecież wtedy, kiedy musimy się skonfrontować z drugą osobą, jej oglądem świata, sposobem reakcji na zachodzące wydarzenia. Kiedy w związku coś najmocniej nas uwiera, to finalnie następuję za jakiś czas najbardziej owocny rozwój, bo nie wiem jak wy, ale jak już czuję, że dłużej już czegoś nie mogę znieść czy zaakceptować, wtedy to odbywa się we mnie najpłodniejszy czas - odbywa się ruch i działanie, bo chcę zmiany smile.

ale tutaj nie ma chęci współpracy.
niestety wygląda to tak: 'ja pod wpływem terapii się zmieniam, masz zaakceptować moja zmianę nie ważne czy Ci się to podoba czy nie'

85

Odp: Partner na psychoterapii
planet1988 napisał/a:
Lillka-15 napisał/a:

Kluczem do rozumienia i akceptacji tego, że związek się rozpada i że dalej może trzeba będzie pójść osobno, jest słowo "timing".
Związki są też po to, aby wzrastać. Najwięcej rozwoju własnego mamy przecież wtedy, kiedy musimy się skonfrontować z drugą osobą, jej oglądem świata, sposobem reakcji na zachodzące wydarzenia. Kiedy w związku coś najmocniej nas uwiera, to finalnie następuję za jakiś czas najbardziej owocny rozwój, bo nie wiem jak wy, ale jak już czuję, że dłużej już czegoś nie mogę znieść czy zaakceptować, wtedy to odbywa się we mnie najpłodniejszy czas - odbywa się ruch i działanie, bo chcę zmiany smile.

ale tutaj nie ma chęci współpracy.
niestety wygląda to tak: 'ja pod wpływem terapii się zmieniam, masz zaakceptować moja zmianę nie ważne czy Ci się to podoba czy nie'

Planet, człowiek ma prawo do szczęścia.
Partner nie idzie sobie na terapię, bo tam rozdają ciastka i jest to fajny sposób na spędzanie czasu, ale jak tu już wcześniej padło "walczy o życie".
Gdybyśmy byli tacy cacy i wiedzieli zawsze jak się zachować, to po takiej sesyjce partner przychodziłby do domu, całował w rękę żonę i mówił spokojnie: ''wiesz kochanie..., dziś rozmawialiśmy o tym i o tym, co myślisz" big_smile.
Na terapii, dobrze prowadzonej, jest "przeoranie mózgu" i często człowiek zaczyna bazować nawet na naturalnych instynktach.
Dlatego tak się rzuca, miota i walczy - jak zatrute zwierzę.

86

Odp: Partner na psychoterapii
Lillka-15 napisał/a:
planet1988 napisał/a:
Lillka-15 napisał/a:

Kluczem do rozumienia i akceptacji tego, że związek się rozpada i że dalej może trzeba będzie pójść osobno, jest słowo "timing".
Związki są też po to, aby wzrastać. Najwięcej rozwoju własnego mamy przecież wtedy, kiedy musimy się skonfrontować z drugą osobą, jej oglądem świata, sposobem reakcji na zachodzące wydarzenia. Kiedy w związku coś najmocniej nas uwiera, to finalnie następuję za jakiś czas najbardziej owocny rozwój, bo nie wiem jak wy, ale jak już czuję, że dłużej już czegoś nie mogę znieść czy zaakceptować, wtedy to odbywa się we mnie najpłodniejszy czas - odbywa się ruch i działanie, bo chcę zmiany smile.

ale tutaj nie ma chęci współpracy.
niestety wygląda to tak: 'ja pod wpływem terapii się zmieniam, masz zaakceptować moja zmianę nie ważne czy Ci się to podoba czy nie'

Planet, człowiek ma prawo do szczęścia.
Partner nie idzie sobie na terapię, bo tam rozdają ciastka i jest to fajny sposób na spędzanie czasu, ale jak tu już wcześniej padło "walczy o życie".
Gdybyśmy byli tacy cacy i wiedzieli zawsze jak się zachować, to po takiej sesyjce partner przychodziłby do domu, całował w rękę żonę i mówił spokojnie: ''wiesz kochanie..., dziś rozmawialiśmy o tym i o tym, co myślisz" big_smile.
Na terapii, dobrze prowadzonej, jest "przeoranie mózgu" i często człowiek zaczyna bazować nawet na naturalnych instynktach.
Dlatego tak się rzuca, miota i walczy - jak zatrute zwierzę.

Wiesz pewnych rzeczy nie da rady usprawiedliwic terapia.
Zdradę albo agresję tez byś zniosła bo ktoś ma przeorany mózg?

87

Odp: Partner na psychoterapii
planet1988 napisał/a:
Lillka-15 napisał/a:
planet1988 napisał/a:

ale tutaj nie ma chęci współpracy.
niestety wygląda to tak: 'ja pod wpływem terapii się zmieniam, masz zaakceptować moja zmianę nie ważne czy Ci się to podoba czy nie'

Planet, człowiek ma prawo do szczęścia.
Partner nie idzie sobie na terapię, bo tam rozdają ciastka i jest to fajny sposób na spędzanie czasu, ale jak tu już wcześniej padło "walczy o życie".
Gdybyśmy byli tacy cacy i wiedzieli zawsze jak się zachować, to po takiej sesyjce partner przychodziłby do domu, całował w rękę żonę i mówił spokojnie: ''wiesz kochanie..., dziś rozmawialiśmy o tym i o tym, co myślisz" big_smile.
Na terapii, dobrze prowadzonej, jest "przeoranie mózgu" i często człowiek zaczyna bazować nawet na naturalnych instynktach.
Dlatego tak się rzuca, miota i walczy - jak zatrute zwierzę.

Wiesz pewnych rzeczy nie da rady usprawiedliwic terapia.
Zdradę albo agresję tez byś zniosła bo ktoś ma przeorany mózg?

Moim zdaniem, to o czym teraz mówisz, to kwestia szacunku.
Mamy tyle, na ile sobie pozwalamy, aby nas traktowano.
Terapia sama w sobie nie jest zła.

88 Ostatnio edytowany przez Ela210 (2017-02-22 18:12:05)

Odp: Partner na psychoterapii
Lillka-15 napisał/a:
planet1988 napisał/a:
Lillka-15 napisał/a:

Planet, człowiek ma prawo do szczęścia.
Partner nie idzie sobie na terapię, bo tam rozdają ciastka i jest to fajny sposób na spędzanie czasu, ale jak tu już wcześniej padło "walczy o życie".
Gdybyśmy byli tacy cacy i wiedzieli zawsze jak się zachować, to po takiej sesyjce partner przychodziłby do domu, całował w rękę żonę i mówił spokojnie: ''wiesz kochanie..., dziś rozmawialiśmy o tym i o tym, co myślisz" big_smile.
Na terapii, dobrze prowadzonej, jest "przeoranie mózgu" i często człowiek zaczyna bazować nawet na naturalnych instynktach.
Dlatego tak się rzuca, miota i walczy - jak zatrute zwierzę.

Wiesz pewnych rzeczy nie da rady usprawiedliwic terapia.
Zdradę albo agresję tez byś zniosła bo ktoś ma przeorany mózg?

Moim zdaniem, to o czym teraz mówisz, to kwestia szacunku.
Mamy tyle, na ile sobie pozwalamy, aby nas traktowano.
Terapia sama w sobie nie jest zła.

Nikt nie twierdził, że terapia jest zła czy niepotrzebna. Zastanawiamy się także nad jej wpływem na zwiazek. No chyba ze wychodzimy z założenia, że zwiazki czy rodzina w terapii np psychodynamicznej nie mają znaczenia, bo ratujemy "pacjenta". Tu rodzi się pytanie, czy przy podjęciu terapii ludzie wiedzą, na co sie decydują i czy jest to świadomy wybór- bo ja nie słyszałam, by klient był na tyle swiadomy by jak u lekarza powiedział- chcę taka czy taką metoda wyjść z problemów. I osobna sprawa- kompetencji terapeuty- ale to temat rzeka. Jak czytam posty- jestem 5 lat na terapii i nie wiem co dalej, to ciarki przechodzą mnie po plecach....i zastanawiam się nad etyką terapeuty- bo jak ktoś nie potrafi pomóc przez taki czas- a każda wizyta 100 zł to coś jest nie tak - to ogólne pytania bez odnoszenia do swojej sytuacji. Tak jak napisałam, porównałabym tę sytuację do remontu ściany, do której wynajęliśmy ekipę- przyjeżdżamy, a tu domu już nie ma, bo takie słabe miał fundamenty. Pierwsze słowa do kierownika budowy?...

89 Ostatnio edytowany przez Lillka-15 (2017-02-22 18:14:04)

Odp: Partner na psychoterapii
Ela210 napisał/a:
Lillka-15 napisał/a:
planet1988 napisał/a:

Wiesz pewnych rzeczy nie da rady usprawiedliwic terapia.
Zdradę albo agresję tez byś zniosła bo ktoś ma przeorany mózg?

Moim zdaniem, to o czym teraz mówisz, to kwestia szacunku.
Mamy tyle, na ile sobie pozwalamy, aby nas traktowano.
Terapia sama w sobie nie jest zła.

Nikt nie twierdził, że terapia jest zła czy niepotrzebna. Zastanawiamy się także nad jej wpływem na zwiazek. No chyba ze wychodzimy z założenia, że zwiazki czy rodzina w terapii np psychodynamicznej nie mają znaczenia, bo ratujemy "pacjenta". Tu rodzi się pytanie, czy przy podjęciu terapii ludzie wiedzą, na co sie decydują i czy jest to świadomy wybór- bo ja nie słyszałam, by klient był na tyle swiadomy by jak u lekarza powiedział- chcę taka czy taką metoda wyjść z problemów. I osobna sprawa- kompetencji terapeuty- ale to temat rzeka. Jak czytam posty- jestem 5 lat na terapii i nie wiem co dalej, to ciarki przechodzą mnie po plecach....i zastanawiam się nad etyką terapeuty- bo jak ktoś nie potrafi pomóc przez taki czas- a każda wizyta 100 zł to coś jest nie tak.

Ela, ale co Ty byś chciała? Aby Twój mąż nie poszedł na terapię, bo by Ci się życie i związek nie zawalił?
Widać bardzo mocno oskarżasz "zewnętrze", że nie jest tak, jakbyś sobie życzyła, a dobrze wiesz, że czy z terapią czy bez i tak by huknęło.
Śmierć ojca twojego partnera też być zatrzymała, byleby mu syf nie wybił?
Nie oszukuj samej siebie i nie zwalaj winy na partnera i terapeutę.

PS. Ludzie chodzą latami na terapię, bo albo tyle czasu im to zajmuje, albo nie chcą się zmieniać i tak mogą płacić te stówki czy dwie, byleby tylko maskować swoje problemy. Podkreślę jeszcze raz: terapia sama w sobie nie jest zła.

90

Odp: Partner na psychoterapii
Lillka-15 napisał/a:
Ela210 napisał/a:
Lillka-15 napisał/a:

Moim zdaniem, to o czym teraz mówisz, to kwestia szacunku.
Mamy tyle, na ile sobie pozwalamy, aby nas traktowano.
Terapia sama w sobie nie jest zła.

Nikt nie twierdził, że terapia jest zła czy niepotrzebna. Zastanawiamy się także nad jej wpływem na zwiazek. No chyba ze wychodzimy z założenia, że zwiazki czy rodzina w terapii np psychodynamicznej nie mają znaczenia, bo ratujemy "pacjenta". Tu rodzi się pytanie, czy przy podjęciu terapii ludzie wiedzą, na co sie decydują i czy jest to świadomy wybór- bo ja nie słyszałam, by klient był na tyle swiadomy by jak u lekarza powiedział- chcę taka czy taką metoda wyjść z problemów. I osobna sprawa- kompetencji terapeuty- ale to temat rzeka. Jak czytam posty- jestem 5 lat na terapii i nie wiem co dalej, to ciarki przechodzą mnie po plecach....i zastanawiam się nad etyką terapeuty- bo jak ktoś nie potrafi pomóc przez taki czas- a każda wizyta 100 zł to coś jest nie tak.

Ela, ale co Ty byś chciała? Aby Twój mąż nie poszedł na terapię, bo by Ci się życie i związek nie zawalił?
Widać bardzo mocno oskarżasz "zewnętrze", że nie jest tak, jakbyś sobie życzyła, a dobrze wiesz, że czy z terapią czy bez i tak by huknęło.
Śmierć ojca twojego partnera też być zatrzymała, byleby mu syf nie wybił?
Nie oszukuj samej siebie i nie zwalaj winy na partnera i terapeutę.

PS. Ludzie chodzą latami na terapię, bo albo tyle czasu im to zajmuje, albo nie chcą się zmieniać i tak mogą płacić te stówki czy dwie, byleby tylko maskować swoje problemy. Podkreślę jeszcze raz: terapia sama w sobie nie jest zła.

Owszem, pod warunkiem że wiesz na co się decydujesz, że będzie ciężko i masz świadomość metody. To tyle

91

Odp: Partner na psychoterapii
Ela210 napisał/a:
Lillka-15 napisał/a:
Ela210 napisał/a:

Nikt nie twierdził, że terapia jest zła czy niepotrzebna. Zastanawiamy się także nad jej wpływem na zwiazek. No chyba ze wychodzimy z założenia, że zwiazki czy rodzina w terapii np psychodynamicznej nie mają znaczenia, bo ratujemy "pacjenta". Tu rodzi się pytanie, czy przy podjęciu terapii ludzie wiedzą, na co sie decydują i czy jest to świadomy wybór- bo ja nie słyszałam, by klient był na tyle swiadomy by jak u lekarza powiedział- chcę taka czy taką metoda wyjść z problemów. I osobna sprawa- kompetencji terapeuty- ale to temat rzeka. Jak czytam posty- jestem 5 lat na terapii i nie wiem co dalej, to ciarki przechodzą mnie po plecach....i zastanawiam się nad etyką terapeuty- bo jak ktoś nie potrafi pomóc przez taki czas- a każda wizyta 100 zł to coś jest nie tak.

Ela, ale co Ty byś chciała? Aby Twój mąż nie poszedł na terapię, bo by Ci się życie i związek nie zawalił?
Widać bardzo mocno oskarżasz "zewnętrze", że nie jest tak, jakbyś sobie życzyła, a dobrze wiesz, że czy z terapią czy bez i tak by huknęło.
Śmierć ojca twojego partnera też być zatrzymała, byleby mu syf nie wybił?
Nie oszukuj samej siebie i nie zwalaj winy na partnera i terapeutę.

PS. Ludzie chodzą latami na terapię, bo albo tyle czasu im to zajmuje, albo nie chcą się zmieniać i tak mogą płacić te stówki czy dwie, byleby tylko maskować swoje problemy. Podkreślę jeszcze raz: terapia sama w sobie nie jest zła.

Owszem, pod warunkiem że wiesz na co się decydujesz, że będzie ciężko i masz świadomość metody. To tyle

Tym nie da się sterować. Żaden terapeuta nie "przepowie" ci jak będzie, co się stanie. Ustala się jedynie niekiedy cele, a potem jest proces i droga. To jest życie, tkanka ludzka, tu nie ma ustalonego z góry scenariusza, tak jakbyś chciała.

Zamiast obracać kota ogonem, zastanów się skąd u ciebie ten opór i pretensje.

92

Odp: Partner na psychoterapii
Lillka-15 napisał/a:
Ela210 napisał/a:
Lillka-15 napisał/a:

Ela, ale co Ty byś chciała? Aby Twój mąż nie poszedł na terapię, bo by Ci się życie i związek nie zawalił?
Widać bardzo mocno oskarżasz "zewnętrze", że nie jest tak, jakbyś sobie życzyła, a dobrze wiesz, że czy z terapią czy bez i tak by huknęło.
Śmierć ojca twojego partnera też być zatrzymała, byleby mu syf nie wybił?
Nie oszukuj samej siebie i nie zwalaj winy na partnera i terapeutę.

PS. Ludzie chodzą latami na terapię, bo albo tyle czasu im to zajmuje, albo nie chcą się zmieniać i tak mogą płacić te stówki czy dwie, byleby tylko maskować swoje problemy. Podkreślę jeszcze raz: terapia sama w sobie nie jest zła.

Owszem, pod warunkiem że wiesz na co się decydujesz, że będzie ciężko i masz świadomość metody. To tyle

Tym nie da się sterować. Żaden terapeuta nie "przepowie" ci jak będzie, co się stanie. Ustala się jedynie niekiedy cele, a potem jest proces i droga. To jest życie, tkanka ludzka, tu nie ma ustalonego z góry scenariusza, tak jakbyś chciała.

Zamiast obracać kota ogonem, zastanów się skąd u ciebie ten opór i pretensje.

Owszem, możemy analizować mnie (swoja terapię przeszłam 25 lat temu i nie mam trupów w piwnicy-już)- albo zadać sobie pytanie- dlaczego w Polsce do tej pory nie ma ustawy o zawodzie psychologa??

93

Odp: Partner na psychoterapii
Ela210 napisał/a:
Lillka-15 napisał/a:
Ela210 napisał/a:

Owszem, pod warunkiem że wiesz na co się decydujesz, że będzie ciężko i masz świadomość metody. To tyle

Tym nie da się sterować. Żaden terapeuta nie "przepowie" ci jak będzie, co się stanie. Ustala się jedynie niekiedy cele, a potem jest proces i droga. To jest życie, tkanka ludzka, tu nie ma ustalonego z góry scenariusza, tak jakbyś chciała.

Zamiast obracać kota ogonem, zastanów się skąd u ciebie ten opór i pretensje.

Owszem, możemy analizować mnie (swoja terapię przeszłam 25 lat temu i nie mam trupów w piwnicy-już)- albo zadać sobie pytanie- dlaczego w Polsce do tej pory nie ma ustawy o zawodzie psychologa??

A jakie ma to teraz znaczenie, w kontekście twoich problemów z mężem i sypiącego się związku?
Dalsze odwracanie się od pytania: co ja teraz zrobię, jak się zachowam, co postanowię?

94 Ostatnio edytowany przez planet1988 (2017-02-22 18:49:53)

Odp: Partner na psychoterapii

Lilka sama mialas pretensje do swojego partnera o jego zachowanie podczas terapii a teraz piszesz czemu ona ma pretensje:D

do kogo ma miec pretensje jak nie do swojego męża? do siebie? mowi ze przed śmiercią ojca mąż nie komunikowal jej żadnych problemów.
czy by się to rozpadło czy nie nikt nie wie.
według mnie sprawy zamknięte w małżeństwie nie powinny wracać na wokande nigdy później(chyba że problem się powtarza).
Jeżeli teraz wychodzą problemy to jej mąż ma poważne problemy z komunikacją. Nie zmusisz nikogo do mówienia. Nie zmusisz nikogo do ujawniania swoich racji.

Ja mam przed oczami obraz mojej byłej żony jak ja pytałem czy jest wszystko w porządku czy nie trzeba jej jakoś pomoc.
odpowiedz zawsze brzmiała ze jest w porządku ok i nic się nie dzieje.
nikt nie jest duchem świętym. zaufanie polega też na poprawności komunikacji i przekazywania oczywistych kominukatow.

Jeżeli ktoś tego nie robi możesz być Alfa i Omega i widzieć nie będziesz.
Dlatego nie rozumiem Twojej argumentacji ze ma nie być zła na męża:)

95

Odp: Partner na psychoterapii

Napisałam przecież kilak postów wyżej, że też wbijałam pazury i miałam żal.
Jedyna różnica pomiędzy mną a Elą jest taka, że ja mówię to już z pozycji dystansu.
Od pójścia ex partnera na terapię mija już prawie 2 lata, a od rozstania rok.
Ela jest "w trakcie", więc perspektywa bardziej zakleszczona.

A Ty? Już po czy w trakcie?

96

Odp: Partner na psychoterapii
Lillka-15 napisał/a:

Napisałam przecież kilak postów wyżej, że też wbijałam pazury i miałam żal.
Jedyna różnica pomiędzy mną a Elą jest taka, że ja mówię to już z pozycji dystansu.
Od pójścia ex partnera na terapię mija już prawie 2 lata, a od rozstania rok.
Ela jest "w trakcie", więc perspektywa bardziej zakleszczona.

A Ty? Już po czy w trakcie?

Ja po rozwodzie juz pol roku.
Pobieralismy się jak terapia trwała.

97 Ostatnio edytowany przez Ela210 (2017-02-22 19:58:21)

Odp: Partner na psychoterapii
Lillka-15 napisał/a:
Ela210 napisał/a:
Lillka-15 napisał/a:

Tym nie da się sterować. Żaden terapeuta nie "przepowie" ci jak będzie, co się stanie. Ustala się jedynie niekiedy cele, a potem jest proces i droga. To jest życie, tkanka ludzka, tu nie ma ustalonego z góry scenariusza, tak jakbyś chciała.

Zamiast obracać kota ogonem, zastanów się skąd u ciebie ten opór i pretensje.

Owszem, możemy analizować mnie (swoja terapię przeszłam 25 lat temu i nie mam trupów w piwnicy-już)- albo zadać sobie pytanie- dlaczego w Polsce do tej pory nie ma ustawy o zawodzie psychologa??

A jakie ma to teraz znaczenie, w kontekście twoich problemów z mężem i sypiącego się związku?
Dalsze odwracanie się od pytania: co ja teraz zrobię, jak się zachowam, co postanowię?

Wątek o mnie jest gdzie indziej, tu nie chce go powielać, bo to nieregulaminowe . Tu rozmawiamy o psychoterapii, z której zapewne wielu forumowiczów zamierza skorzystać.Załóżmy ze ktoś ma tak cholernie krzywy nos, że na ulicy sie za nim oglądają- ma dość i idzie go poprawić. Zanim zrobi to, otrzymuje informację o mozliwych skutkach- bo taki obowiazek nakłada na niego prawo. Tu jest operacja na mózgu- bez skalpela. Co ja mam zrobić, wiem, nie trzymam się pazurami chociaz było tak parę miesięcy temu jeszcze. Chcę się podzielić doświadczeniami, podobnie jak Planet i Ty

98

Odp: Partner na psychoterapii

Ela, NIKT, nawet najlepszy terapeuta nie da Ci 100% scenariusza jak sie terapia potoczy w przypadku pacjenta, bo sie nie da. Kazdy jest rozny i u kazdego rozniaste rzeczy moga wychodzic. Mienie pretensji do terapeuty, ze cos tam u Twojego meza wybuchlo jest jak oskarzanie taksowki, ze nie znalazla krzaka na srodku pustyni.

99 Ostatnio edytowany przez Lillka-15 (2017-02-22 21:08:43)

Odp: Partner na psychoterapii
Ela210 napisał/a:
Lillka-15 napisał/a:
Ela210 napisał/a:

Owszem, możemy analizować mnie (swoja terapię przeszłam 25 lat temu i nie mam trupów w piwnicy-już)- albo zadać sobie pytanie- dlaczego w Polsce do tej pory nie ma ustawy o zawodzie psychologa??

A jakie ma to teraz znaczenie, w kontekście twoich problemów z mężem i sypiącego się związku?
Dalsze odwracanie się od pytania: co ja teraz zrobię, jak się zachowam, co postanowię?

Wątek o mnie jest gdzie indziej, tu nie chce go powielać, bo to nieregulaminowe . Tu rozmawiamy o psychoterapii, z której zapewne wielu forumowiczów zamierza skorzystać.Załóżmy ze ktoś ma tak cholernie krzywy nos, że na ulicy sie za nim oglądają- ma dość i idzie go poprawić. Zanim zrobi to, otrzymuje informację o mozliwych skutkach- bo taki obowiazek nakłada na niego prawo. Tu jest operacja na mózgu- bez skalpela. Co ja mam zrobić, wiem, nie trzymam się pazurami chociaz było tak parę miesięcy temu jeszcze. Chcę się podzielić doświadczeniami, podobnie jak Planet i Ty

Ela, jestes inteligentna babką, prawda? smile. Jak można porównywać czary-mary chirurga, które nawet komputerowo da się przedstawić - wybierasz po prostu z katalogu nos, do ulotnego bytu, którym jest ludzka psychika? big_smile. Twój mąż miał kuku w głowie zanim trafił do terapeuty i zanim poznał ciebie wink.

100 Ostatnio edytowany przez planet1988 (2017-02-22 21:10:00)

Odp: Partner na psychoterapii
Beyondblackie napisał/a:

Ela, NIKT, nawet najlepszy terapeuta nie da Ci 100% scenariusza jak sie terapia potoczy w przypadku pacjenta, bo sie nie da. Kazdy jest rozny i u kazdego rozniaste rzeczy moga wychodzic. Mienie pretensji do terapeuty, ze cos tam u Twojego meza wybuchlo jest jak oskarzanie taksowki, ze nie znalazla krzaka na srodku pustyni.

Wydaje mi się ze nie rozumiesz do końca.
Nikt tu nikogo nie oskarża jako osoby fizycznej Pani XXX która prowadzi terapię. Oczywiście różne rzeczy mają wychodzić.
Powiem Ci na swoim przykładzie. Kiedy moja narzeczona/zona miała terapię i zaczęła wywijac różne numery a we mnie zaczęła rosnąć frustracja i w miarę czasu agresja słowna(spory i Kłótnie z nią) tez poszedłem do psychologa i opowiedziałem o dzieciństwie zony i tym co się dzieje. Musiałem wiedzieć z czym 'walcze'. Na wstępie wiesz co usłyszałem?
Musi się Pan liczyć ze ten związek prawdopodobnie nie przetrwa a Pan nie pozna osoby za którą Pan wyszedł.
Psycholog juz wiedziała, ja jeszcze nie.

Chodzi nam o to jakie skutki za sobą niesie terapia w kontekście życia rodzinnego i zwiazkowego.
Rozumiem ze każdy jest wolny.
Pół biedy ze mną bo dzieci nie miałem. Szybki rozwod i koniec.
Ale mąż Eli ma dzieci. Nie wie lub nie chce wiedzieć że tak jak on bierze teraz przykład ze swojego zmarłego ojca jego dzieci mogą wziąć przykład z jego teraźniejszego zachowania.

MOŻE DRUKOWANYMI ŻEBY POWIEM KOLOKWIALNIE I JEŻELI KOGOŚ TO URAZI PRZEPRASZAM 'DOTARŁO':

My nie potępiamy terapii i pracy tych osób. One są dobre dla określonych osób.
Pamiętaj proszę tylko że medal zawsze ma dwie strony.
Dla osoby która na terapię uczestniczy może oznaczać poprawę poczucia własnej wartości, akceptscji, dojście do nowych życiowych wniosków, uświadomienie sobie ze nie chce takiego życia.
Ale z drugiej strony(rodziny,partnera) jest poczucie niebezpieczeństwa , poczucie strachu, niepewności, brak bliskości, odrzucenie.
A kilka lat terapii to naprawdę długo.

Dlatego zastanawiamy się czy terapia nie powinna być poprzedzona rozmowa z 'pacjentem' i uprzedzeniem go o ewentualnych konsekwencjach.

101

Odp: Partner na psychoterapii
planet1988 napisał/a:

Dlatego zastanawiamy się czy terapia nie powinna być poprzedzona rozmowa z 'pacjentem' i uprzedzeniem go o ewentualnych konsekwencjach.

No przecież pani z tobą rozmawiała, mówiła, że może być kiepsko - a pomimo to się z nią ożeniłeś big_smile.
Przecież na początku terapeuta też rozmawia z pacjentem, pyta się czy jest gotów itp. Nikt nie siada w gabineciku i hejjja, lecimy.
Gdybyśmy byli tak zawsze świadomi tego co robimy, jakie to będzie miało konsekwencje, to ani ty byś nie wszedł w związek małżeński (znałeś konsekwencje), ani Ela nie trwałaby w swoim małżeństwie (na terapii mówi, że była, to chyba wie, jak to działa).

Tobie chyba chodzi o "przegadanie" tematu na terapii par.

Z moich obserwacji wynika, że absolutnie żadna terapia dla par nie pomaga.
Ludzie po prostu albo dochodzą do ściany w swoim porozumieniu, albo tak są zle sparowani, że już najwyższy czas przełknąć żabę i się rozstać.
Jak coś nie gra na podstawowym poziomie, to żaden terapeuta nie pomoże. Strata czasu i pieniędzy.

102

Odp: Partner na psychoterapii
Lillka-15 napisał/a:
planet1988 napisał/a:

Dlatego zastanawiamy się czy terapia nie powinna być poprzedzona rozmowa z 'pacjentem' i uprzedzeniem go o ewentualnych konsekwencjach.

No przecież pani z tobą rozmawiała, mówiła, że może być kiepsko - a pomimo to się z nią ożeniłeś big_smile.
Przecież na początku terapeuta też rozmawia z pacjentem, pyta się czy jest gotów itp. Nikt nie siada w gabineciku i hejjja, lecimy.
Gdybyśmy byli tak zawsze świadomi tego co robimy, jakie to będzie miało konsekwencje, to ani ty byś nie wszedł w związek małżeński (znałeś konsekwencje), ani Ela nie trwałaby w swoim małżeństwie (na terapii mówi, że była, to chyba wie, jak to działa).

Tobie chyba chodzi o "przegadanie" tematu na terapii par.

Z moich obserwacji wynika, że absolutnie żadna terapia dla par nie pomaga.
Ludzie po prostu albo dochodzą do ściany w swoim porozumieniu, albo tak są zle sparowani, że już najwyższy czas przełknąć żabę i się rozstać.
Jak coś nie gra na podstawowym poziomie, to żaden terapeuta nie pomoże. Strata czasu i pieniędzy.

Ja do terapeurty niestety poszedlem po slubie juz. Nie znalem konsekwencji ponieważ zona zapewniała ze wszystko jest ok. Cyrk zaczął się po slubie. Istny horror. Zresztą tu nie no mnie.
Jestem nudny jak oferta programowa TVP1.

103

Odp: Partner na psychoterapii
planet1988 napisał/a:
Lillka-15 napisał/a:
planet1988 napisał/a:

Dlatego zastanawiamy się czy terapia nie powinna być poprzedzona rozmowa z 'pacjentem' i uprzedzeniem go o ewentualnych konsekwencjach.

No przecież pani z tobą rozmawiała, mówiła, że może być kiepsko - a pomimo to się z nią ożeniłeś big_smile.
Przecież na początku terapeuta też rozmawia z pacjentem, pyta się czy jest gotów itp. Nikt nie siada w gabineciku i hejjja, lecimy.
Gdybyśmy byli tak zawsze świadomi tego co robimy, jakie to będzie miało konsekwencje, to ani ty byś nie wszedł w związek małżeński (znałeś konsekwencje), ani Ela nie trwałaby w swoim małżeństwie (na terapii mówi, że była, to chyba wie, jak to działa).

Tobie chyba chodzi o "przegadanie" tematu na terapii par.

Z moich obserwacji wynika, że absolutnie żadna terapia dla par nie pomaga.
Ludzie po prostu albo dochodzą do ściany w swoim porozumieniu, albo tak są zle sparowani, że już najwyższy czas przełknąć żabę i się rozstać.
Jak coś nie gra na podstawowym poziomie, to żaden terapeuta nie pomoże. Strata czasu i pieniędzy.

Ja do terapeurty niestety poszedlem po slubie juz. Nie znalem konsekwencji ponieważ zona zapewniała ze wszystko jest ok. Cyrk zaczął się po slubie. Istny horror. Zresztą tu nie no mnie.
Jestem nudny jak oferta programowa TVP1.

No trochę big_smile.
Niestety w miłości jesteśmy narażeni "na ryzyko" smile.

104

Odp: Partner na psychoterapii
Lillka-15 napisał/a:

No trochę big_smile.
Niestety w miłości jesteśmy narażeni "na ryzyko" smile.



.....utraty zdrowia:D
Tak jak na papierosach taka formolka powinna być w papierach w urzędzie cywilnym:D
Ja świadomy praw i obowiązków.....ble ble ble
Zostałem poinformowany o ryzyku utraty zdrowia psychicznego:D

105

Odp: Partner na psychoterapii
Lillka-15 napisał/a:
Ela210 napisał/a:
Lillka-15 napisał/a:

A jakie ma to teraz znaczenie, w kontekście twoich problemów z mężem i sypiącego się związku?
Dalsze odwracanie się od pytania: co ja teraz zrobię, jak się zachowam, co postanowię?

Wątek o mnie jest gdzie indziej, tu nie chce go powielać, bo to nieregulaminowe . Tu rozmawiamy o psychoterapii, z której zapewne wielu forumowiczów zamierza skorzystać.Załóżmy ze ktoś ma tak cholernie krzywy nos, że na ulicy sie za nim oglądają- ma dość i idzie go poprawić. Zanim zrobi to, otrzymuje informację o mozliwych skutkach- bo taki obowiazek nakłada na niego prawo. Tu jest operacja na mózgu- bez skalpela. Co ja mam zrobić, wiem, nie trzymam się pazurami chociaz było tak parę miesięcy temu jeszcze. Chcę się podzielić doświadczeniami, podobnie jak Planet i Ty

Ela, jestes inteligentna babką, prawda? smile. Jak można porównywać czary-mary chirurga, które nawet komputerowo da się przedstawić - wybierasz po prostu z katalogu nos, do ulotnego bytu, którym jest ludzka psychika? big_smile. Twój mąż miał kuku w głowie zanim trafił do terapeuty i zanim poznał ciebie wink.


I tu jest bład myslenia właśnie- psychoterapia to nie czary tylko nauka i tak powinna być traktowana.

106

Odp: Partner na psychoterapii

Ja na każdej terapii poznawałam zasady, rozmawiałam z terapeutą - to po pierwsze mówiłam z czym przyszłam, a terapeuta mówił czego moge oczekiwać. Wiedziałam, że nie będzie kolorowo, wiele się będzie działo... A co to terapeuta tego nie przewidzi do końca, przecież na początku nas nie zna... Twój mąż poszedł i powiedział że ma taki a taki problem (śmierć ojca) ale w trakcie terapii może zobaczył jeszcze inne problemy i co miał zrezygnować bo właśnie zobaczył je we własnym związku albo i w sobie, w postrzeganiu siebie a także przedefiniował jakieś swoje pojęcia.  Np. ja obecnie byłam gotowa że będzie gorzej żeby mogło być lepiej i tak właśnie do tego podchodziłam, nie uciekłam z terapii bo tak reagowałam, pojawiły się takie objawy... Ja chodzę na terapię grupową i miałam spotkanie z terapeutą przed tą terapią, gdzie zaznajamiał mnie z zasadami i co się może dziać, no i z zasadami grupy - na pierwszej sesji. Do tego ponieważ moja terapia jest bardzo intensywna jedną z zasad jest nie podejmowanie ważnych decyzji w trakcie terapii, ale mówię to moja grupa tak ustaliła... Chociaż wiadomo życie życiem a terapia terapią.

107

Odp: Partner na psychoterapii
Łezka05 napisał/a:

Ja na każdej terapii poznawałam zasady, rozmawiałam z terapeutą - to po pierwsze mówiłam z czym przyszłam, a terapeuta mówił czego moge oczekiwać. Wiedziałam, że nie będzie kolorowo, wiele się będzie działo... A co to terapeuta tego nie przewidzi do końca, przecież na początku nas nie zna... Twój mąż poszedł i powiedział że ma taki a taki problem (śmierć ojca) ale w trakcie terapii może zobaczył jeszcze inne problemy i co miał zrezygnować bo właśnie zobaczył je we własnym związku albo i w sobie, w postrzeganiu siebie a także przedefiniował jakieś swoje pojęcia.  Np. ja obecnie byłam gotowa że będzie gorzej żeby mogło być lepiej i tak właśnie do tego podchodziłam, nie uciekłam z terapii bo tak reagowałam, pojawiły się takie objawy... Ja chodzę na terapię grupową i miałam spotkanie z terapeutą przed tą terapią, gdzie zaznajamiał mnie z zasadami i co się może dziać, no i z zasadami grupy - na pierwszej sesji. Do tego ponieważ moja terapia jest bardzo intensywna jedną z zasad jest nie podejmowanie ważnych decyzji w trakcie terapii, ale mówię to moja grupa tak ustaliła... Chociaż wiadomo życie życiem a terapia terapią.

Jesteś w związku?
Możemy wiedzieć czego dotyczy terapia?

108

Odp: Partner na psychoterapii
planet1988 napisał/a:
Łezka05 napisał/a:

Ja na każdej terapii poznawałam zasady, rozmawiałam z terapeutą - to po pierwsze mówiłam z czym przyszłam, a terapeuta mówił czego moge oczekiwać. Wiedziałam, że nie będzie kolorowo, wiele się będzie działo... A co to terapeuta tego nie przewidzi do końca, przecież na początku nas nie zna... Twój mąż poszedł i powiedział że ma taki a taki problem (śmierć ojca) ale w trakcie terapii może zobaczył jeszcze inne problemy i co miał zrezygnować bo właśnie zobaczył je we własnym związku albo i w sobie, w postrzeganiu siebie a także przedefiniował jakieś swoje pojęcia.  Np. ja obecnie byłam gotowa że będzie gorzej żeby mogło być lepiej i tak właśnie do tego podchodziłam, nie uciekłam z terapii bo tak reagowałam, pojawiły się takie objawy... Ja chodzę na terapię grupową i miałam spotkanie z terapeutą przed tą terapią, gdzie zaznajamiał mnie z zasadami i co się może dziać, no i z zasadami grupy - na pierwszej sesji. Do tego ponieważ moja terapia jest bardzo intensywna jedną z zasad jest nie podejmowanie ważnych decyzji w trakcie terapii, ale mówię to moja grupa tak ustaliła... Chociaż wiadomo życie życiem a terapia terapią.

Jesteś w związku?
Możemy wiedzieć czego dotyczy terapia?

opisała wyzej

109

Odp: Partner na psychoterapii
Ela210 napisał/a:
planet1988 napisał/a:
Łezka05 napisał/a:

Ja na każdej terapii poznawałam zasady, rozmawiałam z terapeutą - to po pierwsze mówiłam z czym przyszłam, a terapeuta mówił czego moge oczekiwać. Wiedziałam, że nie będzie kolorowo, wiele się będzie działo... A co to terapeuta tego nie przewidzi do końca, przecież na początku nas nie zna... Twój mąż poszedł i powiedział że ma taki a taki problem (śmierć ojca) ale w trakcie terapii może zobaczył jeszcze inne problemy i co miał zrezygnować bo właśnie zobaczył je we własnym związku albo i w sobie, w postrzeganiu siebie a także przedefiniował jakieś swoje pojęcia.  Np. ja obecnie byłam gotowa że będzie gorzej żeby mogło być lepiej i tak właśnie do tego podchodziłam, nie uciekłam z terapii bo tak reagowałam, pojawiły się takie objawy... Ja chodzę na terapię grupową i miałam spotkanie z terapeutą przed tą terapią, gdzie zaznajamiał mnie z zasadami i co się może dziać, no i z zasadami grupy - na pierwszej sesji. Do tego ponieważ moja terapia jest bardzo intensywna jedną z zasad jest nie podejmowanie ważnych decyzji w trakcie terapii, ale mówię to moja grupa tak ustaliła... Chociaż wiadomo życie życiem a terapia terapią.

Jesteś w związku?
Możemy wiedzieć czego dotyczy terapia?

opisała wyzej

Faktycznie gdzieś mi uciekło a rano czytałem:)
przepraszam

110 Ostatnio edytowany przez MamaMamusia (2017-02-23 18:44:21)

Odp: Partner na psychoterapii
planet1988 napisał/a:

Dla osoby która na terapię uczestniczy może oznaczać poprawę poczucia własnej wartości, akceptscji, dojście do nowych życiowych wniosków, uświadomienie sobie ze nie chce takiego życia.
Ale z drugiej strony(rodziny,partnera) jest poczucie niebezpieczeństwa , poczucie strachu, niepewności, brak bliskości, odrzucenie.
A kilka lat terapii to naprawdę długo.

Dlatego zastanawiamy się czy terapia nie powinna być poprzedzona rozmowa z 'pacjentem' i uprzedzeniem go o ewentualnych konsekwencjach.

Jeżeli  u ciebie podniesienie  czyjegoś poczucia własnej wartości wywołuje uczucie strachu i zagrożenia, to niestety dużo to mówi o tobie i o sposobie w jaki tworzysz relacje. Nie sadzę, że twoje małżeństwo rozpadło sie przez terapię/terapeutę.
Nie mówisz wszystkiego, co jest zrozumiałe,ale nie wydaje mi sie , że byleś mężem z marzeń

Konsekwencją terapii jest zmiana. Jeśli jest to terapia indywidualna, to  dotyczy ona jednej osoby. Trudno przewidzieć , w którym pójdzie kierunku, w zasadzie jest to niemożliwe. może się zdarzyć i tak, że osoba w terapii zmieni się w sposób zupełnie odmienny od wyobrażeń partnera. Raczej na pewno tak sie właśnie stanie.
Problem z partnerami osób uczęszczających na terapie jest taki, że doświadczają oni zmiany, na którą sie nie decydowali i na którą być może wcale nie sa gotowi. Maja jednak prawo jej nie akceptować. Związek jest jak taniec. Jeśli jedna osoba zmieni kroki, to druga może albo nauczyć się nowych (jeśli zechce) albo powiedzieć - skoro tak , to ja z tobą więcej nie tańczę. Każdy ma prawo odejść ze związku i każdy ma prawo zmienić kroki.

Właściwa terapia jest poprzedzona całym szeregiem rozmów wstępnych i wyjaśnień. Konsekwencje w postaci konkretów nie są realne do przeiwdzenia, bo jak juz pisałam wyżej nigdy nie wiadomo kto w którym kierunku pójdzie.

Moje małżeństwo nie rozpadło sie przez terapię  (moją ). I nie sądzę, aby w przytoczonych wyżej przykładach to właśnie terapia bądź jakaś tajemnicza nieświadomość jej skutków była powodem rozstań. Taka wersja jest jednak łatwiejsza, bo zrzuca odpowiedzialność i odwraca oczy  od własnych błędów i słabości.
to trochę tak jak z mitem teściowej rozbijającej małżeństwa... niby istnieje cos takiego, ale w relacjach ludzi dojrzałych i stabilnych wywołuje to raczej śmiech , a nie grozę

111 Ostatnio edytowany przez Ela210 (2017-02-23 19:01:39)

Odp: Partner na psychoterapii
MamaMamusia napisał/a:
planet1988 napisał/a:

Dla osoby która na terapię uczestniczy może oznaczać poprawę poczucia własnej wartości, akceptscji, dojście do nowych życiowych wniosków, uświadomienie sobie ze nie chce takiego życia.
Ale z drugiej strony(rodziny,partnera) jest poczucie niebezpieczeństwa , poczucie strachu, niepewności, brak bliskości, odrzucenie.
A kilka lat terapii to naprawdę długo.

Dlatego zastanawiamy się czy terapia nie powinna być poprzedzona rozmowa z 'pacjentem' i uprzedzeniem go o ewentualnych konsekwencjach.

Jeżeli  u ciebie podniesienie  czyjegoś poczucia własnej wartości wywołuje uczucie strachu i zagrożenia, to niestety dużo to mówi o tobie i o sposobie w jaki tworzysz relacje. Nie sadzę, że twoje małżeństwo rozpadło sie przez terapię/terapeutę.
Nie mówisz wszystkiego, co jest zrozumiałe,ale nie wydaje mi sie , że byleś mężem z marzeń

Konsekwencją terapii jest zmiana. Jeśli jest to terapia indywidualna, to  dotyczy ona jednej osoby. Trudno przewidzieć , w którym pójdzie kierunku, w zasadzie jest to niemożliwe. może się zdarzyć i tak, że osoba w terapii zmieni się w sposób zupełnie odmienny od wyobrażeń partnera. Raczej na pewno tak sie właśnie stanie.
Problem z partnerami osób uczęszczających na terapie jest taki, że doświadczają oni zmiany, na którą sie nie decydowali i na którą być może wcale nie sa gotowi. Maja jednak prawo jej nie akceptować. Związek jest jak taniec. Jeśli jedna osoba zmieni kroki, to druga może albo nauczyć się nowych (jeśli zechce) albo powiedzieć - skoro tak , to ja z tobą więcej nie tańczę. Każdy ma prawo odejść ze związku i każdy ma prawo zmienić kroki.

Właściwa terapia jest poprzedzona całym szeregiem rozmów wstępnych i wyjaśnień. Konsekwencje w postaci konkretów nie są realne do przeiwdzenia, bo jak juz pisałam wyżej nigdy nie wiadomo kto w którym kierunku pójdzie.

Moje małżeństwo nie rozpadło sie przez terapię  (moją ). I nie sądzę, aby w przytoczonych wyżej przykładach to właśnie terapia bądź jakaś tajemnicza nieświadomość jej skutków była powodem rozstań. Taka wersja jest jednak łatwiejsza, bo zrzuca odpowiedzialność i odwraca oczy  od własnych błędów i słabości.
to trochę tak jak z mitem teściowej rozbijającej małżeństwa... niby istnieje cos takiego, ale w relacjach ludzi dojrzałych i stabilnych wywołuje to raczej śmiech , a nie grozę

Jak rozumiem, Twoje małżeństwo  nie rozpadło się po Twojej terapii, czy po jej zakończeniu? ponieważ jesteśmy tu anonimowi, powiedz szczerze, czy po tej terapii ( jak długo trwała?) odczułaś wewnętrzny spokój i jak znosił to twój mąż. Pytam o Twojego męża, bo z całym szacunliem, jakim mężem był Planet, ocenić nie możesz. I jeszcze napisz, w jakim nurcie była prowadzona terapia? Dziękuję z góry za odpowiedź.

112 Ostatnio edytowany przez MamaMamusia (2017-02-23 19:32:15)

Odp: Partner na psychoterapii
Ela210 napisał/a:
MamaMamusia napisał/a:
planet1988 napisał/a:

Dla osoby która na terapię uczestniczy może oznaczać poprawę poczucia własnej wartości, akceptscji, dojście do nowych życiowych wniosków, uświadomienie sobie ze nie chce takiego życia.
Ale z drugiej strony(rodziny,partnera) jest poczucie niebezpieczeństwa , poczucie strachu, niepewności, brak bliskości, odrzucenie.
A kilka lat terapii to naprawdę długo.

Dlatego zastanawiamy się czy terapia nie powinna być poprzedzona rozmowa z 'pacjentem' i uprzedzeniem go o ewentualnych konsekwencjach.

Jeżeli  u ciebie podniesienie  czyjegoś poczucia własnej wartości wywołuje uczucie strachu i zagrożenia, to niestety dużo to mówi o tobie i o sposobie w jaki tworzysz relacje. Nie sadzę, że twoje małżeństwo rozpadło sie przez terapię/terapeutę.
Nie mówisz wszystkiego, co jest zrozumiałe,ale nie wydaje mi sie , że byleś mężem z marzeń

Konsekwencją terapii jest zmiana. Jeśli jest to terapia indywidualna, to  dotyczy ona jednej osoby. Trudno przewidzieć , w którym pójdzie kierunku, w zasadzie jest to niemożliwe. może się zdarzyć i tak, że osoba w terapii zmieni się w sposób zupełnie odmienny od wyobrażeń partnera. Raczej na pewno tak sie właśnie stanie.
Problem z partnerami osób uczęszczających na terapie jest taki, że doświadczają oni zmiany, na którą sie nie decydowali i na którą być może wcale nie sa gotowi. Maja jednak prawo jej nie akceptować. Związek jest jak taniec. Jeśli jedna osoba zmieni kroki, to druga może albo nauczyć się nowych (jeśli zechce) albo powiedzieć - skoro tak , to ja z tobą więcej nie tańczę. Każdy ma prawo odejść ze związku i każdy ma prawo zmienić kroki.

Właściwa terapia jest poprzedzona całym szeregiem rozmów wstępnych i wyjaśnień. Konsekwencje w postaci konkretów nie są realne do przeiwdzenia, bo jak juz pisałam wyżej nigdy nie wiadomo kto w którym kierunku pójdzie.

Moje małżeństwo nie rozpadło sie przez terapię  (moją ). I nie sądzę, aby w przytoczonych wyżej przykładach to właśnie terapia bądź jakaś tajemnicza nieświadomość jej skutków była powodem rozstań. Taka wersja jest jednak łatwiejsza, bo zrzuca odpowiedzialność i odwraca oczy  od własnych błędów i słabości.
to trochę tak jak z mitem teściowej rozbijającej małżeństwa... niby istnieje cos takiego, ale w relacjach ludzi dojrzałych i stabilnych wywołuje to raczej śmiech , a nie grozę

Jak rozumiem, Twoje małżeństwo rozpadło się po Twojej terapii, czy po jej zakończeniu? ponieważ jesteśmy tu anonimowi, powiedz szczerze, czy po tej terapii ( jak długo trwała?) odczułaś wewnętrzny spokój i jesteś przekonana że uwolniłaś się od nieodpowiedniego męża. Pytam o Twojego męża, bo z całym szacunliem, jakim mężem był Planet, ocenić nie możesz. I jeszcze napisz, w jakim nurcie była prowadzona terapia? Dziękuję z góry za odpowiedź.

Nie zrozumiałyśmy się  wink Przepraszam, nie wyraziłam sie jasno wink
Moje małżeństwo w ogóle sie nie rozpadło wink ciągle istnieje!!!
Moja terapia trwała dwa lata. Była oparta na EMDR oraz terapii poznawczej (ale głownie EMDR). Jej temat nie dotyczył męża, ale niejeden raz sie o niego otarło i to dość mocno. Jasne, że były konflikty i napięcia, ale do rozstania nie doszło. Nie dlatego, że mój mąż jest taki super wyrozumiały , albo że ja taka jestem. Po prostu nie było takiego powodu. Bo to nie terapia jest powodem rozstań i tyle
Nie mogę oceniać użytkownika Planet, ale już tak mam, że czytam między wierszami. Niech to będzie więc tylko moja osobista opinia, a nie ocena (opinia wyrażona zresztą jedynie w formie przypuszczenia )

113

Odp: Partner na psychoterapii
MamaMamusia napisał/a:
Ela210 napisał/a:
MamaMamusia napisał/a:

Jeżeli  u ciebie podniesienie  czyjegoś poczucia własnej wartości wywołuje uczucie strachu i zagrożenia, to niestety dużo to mówi o tobie i o sposobie w jaki tworzysz relacje. Nie sadzę, że twoje małżeństwo rozpadło sie przez terapię/terapeutę.
Nie mówisz wszystkiego, co jest zrozumiałe,ale nie wydaje mi sie , że byleś mężem z marzeń

Konsekwencją terapii jest zmiana. Jeśli jest to terapia indywidualna, to  dotyczy ona jednej osoby. Trudno przewidzieć , w którym pójdzie kierunku, w zasadzie jest to niemożliwe. może się zdarzyć i tak, że osoba w terapii zmieni się w sposób zupełnie odmienny od wyobrażeń partnera. Raczej na pewno tak sie właśnie stanie.
Problem z partnerami osób uczęszczających na terapie jest taki, że doświadczają oni zmiany, na którą sie nie decydowali i na którą być może wcale nie sa gotowi. Maja jednak prawo jej nie akceptować. Związek jest jak taniec. Jeśli jedna osoba zmieni kroki, to druga może albo nauczyć się nowych (jeśli zechce) albo powiedzieć - skoro tak , to ja z tobą więcej nie tańczę. Każdy ma prawo odejść ze związku i każdy ma prawo zmienić kroki.

Właściwa terapia jest poprzedzona całym szeregiem rozmów wstępnych i wyjaśnień. Konsekwencje w postaci konkretów nie są realne do przeiwdzenia, bo jak juz pisałam wyżej nigdy nie wiadomo kto w którym kierunku pójdzie.

Moje małżeństwo nie rozpadło sie przez terapię  (moją ). I nie sądzę, aby w przytoczonych wyżej przykładach to właśnie terapia bądź jakaś tajemnicza nieświadomość jej skutków była powodem rozstań. Taka wersja jest jednak łatwiejsza, bo zrzuca odpowiedzialność i odwraca oczy  od własnych błędów i słabości.
to trochę tak jak z mitem teściowej rozbijającej małżeństwa... niby istnieje cos takiego, ale w relacjach ludzi dojrzałych i stabilnych wywołuje to raczej śmiech , a nie grozę

Jak rozumiem, Twoje małżeństwo rozpadło się po Twojej terapii, czy po jej zakończeniu? ponieważ jesteśmy tu anonimowi, powiedz szczerze, czy po tej terapii ( jak długo trwała?) odczułaś wewnętrzny spokój i jesteś przekonana że uwolniłaś się od nieodpowiedniego męża. Pytam o Twojego męża, bo z całym szacunliem, jakim mężem był Planet, ocenić nie możesz. I jeszcze napisz, w jakim nurcie była prowadzona terapia? Dziękuję z góry za odpowiedź.

Nie zrozumiałyśmy się  wink Przepraszam, nie wyraziłam sie jasno wink
Moje małżeństwo w ogóle sie nie rozpadło wink ciągle istnieje!!!
Moja terapia trwała dwa lata. Była oparta na EMDR oraz terapii poznawczej (ale głownie EMDR). Jej temat nie dotyczył męża, ale niejeden raz sie o niego otarło i to dość mocno. Jasne, że były konflikty i napięcia, ale do rozstania nie doszło. Nie dlatego, że mój mąż jest taki super wyrozumiały , albo że ja taka jestem. Po prostu nie było takiego powodu. Bo to nie terapia jest powodem rozstań i tyle
Nie mogę oceniać użytkownika Planet, ale już tak mam, że czytam między wierszami. Niech to będzie więc tylko moja osobista opinia, a nie ocena

Edytowałam, bo też Cie źle zrozumiałam z tym rozstaniem. Widzę jednak, ze Twoja terapia była nakierowana na bardzo konkretny problem skoro EMDR, a nie psychoanalityczne podejście..

114

Odp: Partner na psychoterapii

I znowu wyjaśnię smile
Sporo czytałam o EMDR na polskich stronach i muszę przyznać, że to nieco różni się od tego czego ja doświadczyłam.(mieszkam w Anglii i tu też była moja terapia)
Owszem leczenie traumy jak nabardziej sie zgadza, ale za długopisem wzrokiem nie wodziłam (chyba tylko raz). Dużo było za to bodźców słuchowych (muzyka bilateralna) i dotykowych. Moja terapeutka miała podejście holistyczne więc również elementy psychoanalityczne się pojawiły
Nie powiem , że terapia nie wpłynęła na moje małżeństwo, bo wpłynęła, ale nie stała sie powodem rozstania i nie rozumiem dlaczego miałaby nim być.
terapia może pewne rzeczy pokazać, uświadomić, ale na pewno nie jest nastawiona na rozwody i rujnowanie związków. Zresztą o jedyną osoba decyzyjną w terapii jest pacjent i nie ma czegoś takiego jak - terapeuta nieodpowiednio go prowadził/ukierunkował (oczywiście jeśli relacja terapeutyczna jest profesjonalna i etyczna )

115

Odp: Partner na psychoterapii

Ela, problem jest w tym, ze NIE MASZ wplywu na zachowanie meza czy na to ile czasu zajmie mu przepracowanie zaloby i innych spraw. A jego terapia nie ma na celu zmniejszania Twoich lekow przed zmianami, tylko na uporzadkowanie jego wnetrza.

Troche mi sie wydaje, ze usilujesz przerzucic odpowiedzialnosc za wlasne malzenstwo i relacje z mezem na terapie i terapeute.

116 Ostatnio edytowany przez Ela210 (2017-02-23 20:29:14)

Odp: Partner na psychoterapii

ECHH... drukowane litery Planeta nie zadziałały. W każdym razie dziękuję za podzielenie się opiniami. PS. mąż którego podobno uczepiłam sie pazurami i nie chce dać mi żyć- nie zgadza sie na rozwód. Co więcej jest tym zaskoczony... Liczę na terapeutkę  że pomoże mu powiedzieć B gdy się powiedziało A, zamiast brnąć w oskarżenia partnera i tkwić w miejscu:)

117

Odp: Partner na psychoterapii

Ela, ale co z tego, ze Twoj maz mowi, ze nie chce rozwodu? Mowic rozne rzeczy mozna. To od Ciebie i tylko od Ciebie zalezy czy zdecydujesz sie prace nad malzenstwem czy na odejscie. Tego nie zrobi za Ciebie jego terapeuta.

118 Ostatnio edytowany przez planet1988 (2017-02-23 21:58:14)

Odp: Partner na psychoterapii
MamaMamusia napisał/a:

I znowu wyjaśnię smile
Sporo czytałam o EMDR na polskich stronach i muszę przyznać, że to nieco różni się od tego czego ja doświadczyłam.(mieszkam w Anglii i tu też była moja terapia)
Owszem leczenie traumy jak nabardziej sie zgadza, ale za długopisem wzrokiem nie wodziłam (chyba tylko raz). Dużo było za to bodźców słuchowych (muzyka bilateralna) i dotykowych. Moja terapeutka miała podejście holistyczne więc również elementy psychoanalityczne się pojawiły
Nie powiem , że terapia nie wpłynęła na moje małżeństwo, bo wpłynęła, ale nie stała sie powodem rozstania i nie rozumiem dlaczego miałaby nim być.
terapia może pewne rzeczy pokazać, uświadomić, ale na pewno nie jest nastawiona na rozwody i rujnowanie związków. Zresztą o jedyną osoba decyzyjną w terapii jest pacjent i nie ma czegoś takiego jak - terapeuta nieodpowiednio go prowadził/ukierunkował (oczywiście jeśli relacja terapeutyczna jest profesjonalna i etyczna )

Wydaje mi się ze jednak nie przeczytałas dobrze tematu.
Napisałaś ze czytasz między wierszami.
Ty zachowałas szacunku do męża jak sama napisałaś i to dzięki Tobie małżeństwo trwa.
My w tym temacie cały czas rozmawiamy o skutkach jakie niesie dla partnera.
Jeśli partner jest odrzucony, oskarżany i zostawiony samemu sobie to uważasz ze nie może wkrasc się niepokój i niepewność o swój wlasny los?
Czytasz miedzy wierszami.
Tym bardziej nie wiesz jakie było moje małżeństwo, jak bardzo zmieniła się moja zona.
Sama sobie zaprzeczasz. Najpierw najezdzasz na mnie ze nie mowie wszystkiego a później mówisz ze jeżeli komuś się zmiana nie podoba może odejść co zrobiłem.

Poza tym miałaś inny rodzaj terapii. Bardzo łagodny według mnie.

119

Odp: Partner na psychoterapii
Beyondblackie napisał/a:

Ela, ale co z tego, ze Twoj maz mowi, ze nie chce rozwodu? Mowic rozne rzeczy mozna. To od Ciebie i tylko od Ciebie zalezy czy zdecydujesz sie prace nad malzenstwem czy na odejscie. Tego nie zrobi za Ciebie jego terapeuta.

Nie wymagam tego od terapeuty! Ale jesli po roku terapii i po tym co robi i mówi mój mąż jest zaskoczony rozmową o rozwodzie to jak to swiadczy o spójności jego osoby?. Sorry ale mam wrażenie , że ktoś go rozebrał do śrubki i nie wie co dalej. I o tym tu rozmawiamy, a nie o wolności jednostki itp.. Wielkie zaufanie do psychoterapeutów mnie szokuje- tak jak brak regulacji prawnych.

120 Ostatnio edytowany przez planet1988 (2017-02-23 22:36:02)

Odp: Partner na psychoterapii
Beyondblackie napisał/a:

Ela, problem jest w tym, ze NIE MASZ wplywu na zachowanie meza czy na to ile czasu zajmie mu przepracowanie zaloby i innych spraw. A jego terapia nie ma na celu zmniejszania Twoich lekow przed zmianami, tylko na uporzadkowanie jego wnetrza.

Troche mi sie wydaje, ze usilujesz przerzucic odpowiedzialnosc za wlasne malzenstwo i relacje z mezem na terapie i terapeute.

Przepraszam ale ta wypowiedź jest na zasadzie:
ELA ma problem ze sobą i usiłuje to zwalić na kogoś.
Przecież to jej mąż przerzuca właśnie odpwoedzialnosc która nakłada na niego małżeństwo i przysięga na terapię.
Nie można terapią usprawiedliwiać każdego zachowania. Nie można dawać zezwolenia na dane zachowania tylko dlatego ze ktoś jest w terapii.

To nie jest zwykły kryzys małżeński który trwa kilka dni lub tydzień tylko juz ponad rok.

Juz widzę jak Ciebie przez rok obwinia za wszystko, naduzywa Twojego zaufania, zachowuje sie jak gosc w domu mąż/partner a Ty przychodzisz do niego głaszczesz po głowie i mówisz: Tak kochanie rób tak dalej bo jesteś w terapii......jesteś usprawiedliwiony.

121 Ostatnio edytowany przez Beyondblackie (2017-02-23 22:46:47)

Odp: Partner na psychoterapii

Planet, toz przeciez pisze, za jak Ela tego nie akceptuje, to powinna stawiac granice, rozmawiac z mezem. Jezeli uwaza zachowanie meza za nieodpowiedzialne i bez szacunku, to powinna sama to zaadresowac. To jest jej prerogatywa.

Jakos zamiast to robic, Ela woli psioczyc na to jaki czy owaki stal sie maz w czasie terapii. Co jest bezsensownym marnowaniem czasu i energii.

122

Odp: Partner na psychoterapii
Beyondblackie napisał/a:

Planet, toz przeciez pisze, za jak Ela tego nie akceptuje, to powinna stawiac granice, rozmawiac z mezem. Jezeli uwaza zachowanie meza za nieodpowiedzialne i bez szacunku, to powinna sama to zaadresowac. To jest jej prerogatywa.

Jakos zamiast to robic, Ela woli psioczyc na to jaki czy owaki stal sie maz w czasie terapii. Co jest bezsensownym marnowaniem czasu i energii.

Tu masz rację. z MOJEGO punktu widzenia nie powinny mnie obchodzić ogólne doswiadczenia ludzi z psychoterapią, niech kazdy przejdzie swoja drogę z terapia partnera- tym bardziej nie powinno przecież interesować Planeta, bo on ma to juz za sobą- mam nadzieję. A jednak tu na forum dzielimy się DOŚWIADCZENIAMI a nie tylko poradami- które indywidualnie są na pewno cenne, bo pozwalają pozbyć się skrupułów i walczyć o swoje smile

123

Odp: Partner na psychoterapii

No wiec walcz o swoje smile Z mezem, nie z nami czy z jego terapeuta. On jest odpowiedzialny za to, ze zachowuje sie jak dupek.

124

Odp: Partner na psychoterapii
Beyondblackie napisał/a:

Planet, toz przeciez pisze, za jak Ela tego nie akceptuje, to powinna stawiac granice, rozmawiac z mezem. Jezeli uwaza zachowanie meza za nieodpowiedzialne i bez szacunku, to powinna sama to zaadresowac. To jest jej prerogatywa.

Jakos zamiast to robic, Ela woli psioczyc na to jaki czy owaki stal sie maz w czasie terapii. Co jest bezsensownym marnowaniem czasu i energii.

Tu się nie zgodzę.  Na początku bylo napisane ze mąż nie akceptuje stawiania granic.
Z psychologicznego i terapeutycznego punktu widzenia stawianie granic jest ograniczeniem wolności i niezależności co terapia się stara mu wpajac. Nie będę szukał cytatu ale sam mąż Eli mówił ze jest niezalezny i wolny bez względu na wszystko( temat jest ciężki i szeroki bo czym jest wolność. Przecież decydując się na małżeństwo zgodził się na pewne rzeczy, wyrzeczenia i obowiązki)
Sam to przerobiłem z zoną.
Każda próba stawiania granicy bądź jej wyegzekwowania jeżeli została postawiona wcześniej konczy się niepowodzeniem. Okazało się ze nasze plany nie istnieją bo ona je zmienia do czego ma prawo. I sądzę że tak samo jest z Mężem Eli choć tego nie napisała(jak możesz Ela to potwierdź).

Jedyne co pozostaje w tym momencie Eli to albo czekać w niepewności albo odejść i się rozwiesc. Tylko ze mąż nie da jej rozwodu a sąd nie wezmie pod uwagę terapii jako formy nieskończonej(mąż powie ze robi to dla dobra małżeństwa). Temat jest ciężki.

125

Odp: Partner na psychoterapii
planet1988 napisał/a:
Beyondblackie napisał/a:

Planet, toz przeciez pisze, za jak Ela tego nie akceptuje, to powinna stawiac granice, rozmawiac z mezem. Jezeli uwaza zachowanie meza za nieodpowiedzialne i bez szacunku, to powinna sama to zaadresowac. To jest jej prerogatywa.

Jakos zamiast to robic, Ela woli psioczyc na to jaki czy owaki stal sie maz w czasie terapii. Co jest bezsensownym marnowaniem czasu i energii.

Tu się nie zgodzę.  Na początku bylo napisane ze mąż nie akceptuje stawiania granic.
Z psychologicznego i terapeutycznego punktu widzenia stawianie granic jest ograniczeniem wolności i niezależności co terapia się stara mu wpajac. Nie będę szukał cytatu ale sam mąż Eli mówił ze jest niezalezny i wolny bez względu na wszystko( temat jest ciężki i szeroki bo czym jest wolność. Przecież decydując się na małżeństwo zgodził się na pewne rzeczy, wyrzeczenia i obowiązki)
Sam to przerobiłem z zoną.
Każda próba stawiania granicy bądź jej wyegzekwowania jeżeli została postawiona wcześniej konczy się niepowodzeniem. Okazało się ze nasze plany nie istnieją bo ona je zmienia do czego ma prawo. I sądzę że tak samo jest z Mężem Eli choć tego nie napisała(jak możesz Ela to potwierdź).

Jedyne co pozostaje w tym momencie Eli to albo czekać w niepewności albo odejść i się rozwiesc. Tylko ze mąż nie da jej rozwodu a sąd nie wezmie pod uwagę terapii jako formy nieskończonej(mąż powie ze robi to dla dobra małżeństwa). Temat jest ciężki.


Rozwód w końcu tak czy inaczej dostaniemy- ze względu na rozpad więzi. Też mam juz dość tego tematu. dziękuję Planet i innym za wypowiedzi. smile

126

Odp: Partner na psychoterapii

A skad wiesz? Skad wiesz, ze nie da jej rozwodu?

Jezeli moj partner zaczalby sie zachowywac dupkowato, niezaleznie od terapii, powiedzilabym mu co o tym mysle. Gdyby nie bylo checi zmian i kooperacji, to bym sie z nim rozstala.

127

Odp: Partner na psychoterapii
Beyondblackie napisał/a:

A skad wiesz? Skad wiesz, ze nie da jej rozwodu?

Jezeli moj partner zaczalby sie zachowywac dupkowato, niezaleznie od terapii, powiedzilabym mu co o tym mysle. Gdyby nie bylo checi zmian i kooperacji, to bym sie z nim rozstala.

Ela napisała ze mąż o rozwodzie słyszec nie chce.

I właśnie o tym mówimy przez 4 strony i staramy się uświadomić to uczestnikom tego tematu.
Terapia jako terapia zła nie jest.
Ale zachowania które w wyniku tej terapii wypływają są(nie zawsze) krzywdzące dla partnera.

Do Eli w sprawie rozwodu.
Udowodnienie rozpadu związku i pożycia kiedy mąż jest w terapii jest niezwykle trudne tym bardziej ze mówisz ze on na rozwod się nie zgadza.
Mam mimo to nadzieje ze się Wam jakoś uloży:)

128

Odp: Partner na psychoterapii
planet1988 napisał/a:
Beyondblackie napisał/a:

A skad wiesz? Skad wiesz, ze nie da jej rozwodu?

Jezeli moj partner zaczalby sie zachowywac dupkowato, niezaleznie od terapii, powiedzilabym mu co o tym mysle. Gdyby nie bylo checi zmian i kooperacji, to bym sie z nim rozstala.

Ela napisała ze mąż o rozwodzie słyszec nie chce.

Rozwód orzeka sąd, a nie partner/ka.

129

Odp: Partner na psychoterapii
planet1988 napisał/a:
MamaMamusia napisał/a:

I znowu wyjaśnię smile
Sporo czytałam o EMDR na polskich stronach i muszę przyznać, że to nieco różni się od tego czego ja doświadczyłam.(mieszkam w Anglii i tu też była moja terapia)
Owszem leczenie traumy jak nabardziej sie zgadza, ale za długopisem wzrokiem nie wodziłam (chyba tylko raz). Dużo było za to bodźców słuchowych (muzyka bilateralna) i dotykowych. Moja terapeutka miała podejście holistyczne więc również elementy psychoanalityczne się pojawiły
Nie powiem , że terapia nie wpłynęła na moje małżeństwo, bo wpłynęła, ale nie stała sie powodem rozstania i nie rozumiem dlaczego miałaby nim być.
terapia może pewne rzeczy pokazać, uświadomić, ale na pewno nie jest nastawiona na rozwody i rujnowanie związków. Zresztą o jedyną osoba decyzyjną w terapii jest pacjent i nie ma czegoś takiego jak - terapeuta nieodpowiednio go prowadził/ukierunkował (oczywiście jeśli relacja terapeutyczna jest profesjonalna i etyczna )

Wydaje mi się ze jednak nie przeczytałas dobrze tematu.
Napisałaś ze czytasz między wierszami.
Ty zachowałas szacunku do męża jak sama napisałaś i to dzięki Tobie małżeństwo trwa.
My w tym temacie cały czas rozmawiamy o skutkach jakie niesie dla partnera.
Jeśli partner jest odrzucony, oskarżany i zostawiony samemu sobie to uważasz ze nie może wkrasc się niepokój i niepewność o swój wlasny los?
Czytasz miedzy wierszami.
Tym bardziej nie wiesz jakie było moje małżeństwo, jak bardzo zmieniła się moja zona.
Sama sobie zaprzeczasz. Najpierw najezdzasz na mnie ze nie mowie wszystkiego a później mówisz ze jeżeli komuś się zmiana nie podoba może odejść co zrobiłem.

Poza tym miałaś inny rodzaj terapii. Bardzo łagodny według mnie.

EMDR nie jest łagodną forma terapii. Wręcz przeciwnie, jest bardzo inwazyjna. Po sesjach niejednokrotnie wpada sie w stany głębokiego smutku ocierające sie o depresję. To jest trudny proces i zostałam o jego konsekwencjach uprzedzona, a nawet musiałam podpisać na to zgodę.
Mój partner odczuwał skutki mojej terapii na zasadzie zmiany miejscami dla niego bardzo niewygodnej. Zmiana sposobu myślenia niesie za sobą zmiany w zachowaniu, do tego częste przygnębienie, drażliwość, miejscami wzmożona potrzeba bliskości, której nie rozumiał. Owszem kłóciliśmy sie w tym okresie częściej niż zwykle, ale co to ma do rzeczy w kwestii rozstania? Po prostu kryzys, nie pierwszy i nie ostatni

Pewien rodzaj odrzucenia jest obecny w każdej relacji, bo ludzie są z natury egocentryczni i broniąc własnego ego zawsze będą się nawzajem ranić i odtrącać. Twoja żona po prostu się zmieniła. Zwyciężyła świeżo odkryta miłość własna. Jak ona ma sie teraz? Obstawiam, że ok. A ty ? Ciągle rozpamiętujesz jej terapię jako źródło własnego nieszczęścia co jest kompletnie niekonstruktywne. Może zauważ własne błędy i wyciągnij z nich wnioski na przyszłość.

Dobrze, że mówisz o szacunku. Związek na nim oparty jest w stanie przetrwać bardzo wiele. Wielokrotnie wyrażasz tutaj brak szacunku wobec żony, wobec jej drogi , jej procesu. Złościsz sie , bo nie zmieniła sie w sposób przez ciebie oczekiwany tylko poszła w innym kierunku. szukasz winnych zamiast uznać, że ta relacja była prawdopodobnie niedojrzała.

to nie ja swoją postawą uratowałam moje małżeństwo. Po prostu nie było powodów , żeby sie rozstać, więc i terapia ich nie uwidoczniła, bo to nie jest czarna magia pokazująca coś czego nie ma. w twoim związku było na odwrót - Powody były dużo wcześniej a terapia je twojej partnerce uświadomiła, więc runęło z hukiem.

130 Ostatnio edytowany przez summerka88 (2017-02-24 10:20:21)

Odp: Partner na psychoterapii
Beyondblackie napisał/a:

Planet, toz przeciez pisze, za jak Ela tego nie akceptuje, to powinna stawiac granice, rozmawiac z mezem. Jezeli uwaza zachowanie meza za nieodpowiedzialne i bez szacunku, to powinna sama to zaadresowac. To jest jej prerogatywa.

Jakos zamiast to robic, Ela woli psioczyc na to jaki czy owaki stal sie maz w czasie terapii. Co jest bezsensownym marnowaniem czasu i energii.

Beyondblackie, za bardzo intelektualizujesz i przez to zapominasz o uczuciach. A przecież Ela w obecnej sytuacji cierpi. Źródłem jej cierpienia jest zachowanie jej męża, które uległo zmianie podczas terapii. Stąd "obwinianie" procesu terapeutycznego, który jest pośrednią przyczyną cierpień Eli.
Ela już niejednokrotnie dawała w tym wątku świadectwo, że proces zmian swojego męża na poziomie intelektualnym rozumie, ale to nie zmienia tego, źe na poziomie uczuć i emocji ona cierpi. A cierpi, bo jej mąż tak samo jak ty teraz nie zauważa jej uczuć i koncentruje się wyłącznie na sobie. Tylko, że ty, Beyondblackie, jesteś obcą, anonimową osobą a życiowy partner to ktoś, kto powinien być wrażliwy na uczucia drugiego, troszczyć się o nie i dbać.

To są dylematy Eli. Teraz z jednej strony ona chce się opiekować uczuciami swojego męża, być przy nim w trudnej sytuacji jego przemiany, rozumieć i akceptować proces, któremu on podlega, wspierać go. A z drugiej strony chcialaby aby on także dbał o jej uczucia, liczył się z nimi, rozumiał jej sytuację. I tu jest sytuacja patowa. Bo on chciałby i wymaga od niej, aby ona uwzględniła jego perspektywę, aby ona się dostosowała, aby ona zrozumiała. A ze swej strony jest bierny i nie robi najprawdopodobniej niewiele lub wręcz nic, aby zrozumieć Elę i zaopiekować się uczuciami.

Posty [ 66 do 130 z 165 ]

Strony Poprzednia 1 2 3 Następna

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Forum Kobiet » MIŁOŚĆ , ZWIĄZKI , PARTNERSTWO » Partner na psychoterapii

Zobacz popularne tematy :

Mapa strony - Archiwum | Regulamin | Polityka Prywatności



© www.netkobiety.pl 2007-2024