summerka88 napisał/a:I_see_beyond napisał/a:bleumarine napisał/a:Sama siebie nie rozumiem dlaczego ciągle w grę wchodzą tak ogromne emocje. Przecież zdaję sobie doskonale sprawę z tego, że z tym pseudo facetem już przyszłości nie ma.
Bo one jeszcze nie są przepracowane. Nie "przepłynęły" jeszcze. Tu się nie stresuj. Każdy ma inne tempo radzenia sobie z traumą. Czas robi swoje.
A ja sobie myślę, że jak Bleumarine w okresie, kiedy te emocje są żywe nie zajmie się zrozumieniem dlaczego jej reakcja i skutki emocjonalne obecnych zdarzeń są aż tak mocne, to trudno będzie jej później dotrzeć do prawdy o sobie i zrozumieć jej własne reakcje na zdarzenia. Choćby po to, aby mieć ich sświadomość i móc je w przyszłości przynajmniej w jakimś stopniu kontrolować.
Z drugiej strony nie przekonasz nikogo do pracy nad sobą, jeśli on nie jest tym zainteresowany.
Summerko, ale ja jestem tym zainteresowana. Tylko ja od dawna zastanawiam się dlaczego tyle czasu płaczę po takim śmieciu i nic nie mogę wymyślić. Mam dwie siostry, które twierdzą, że to jest chore, że ja się sama zadręczam, obie twierdzą, że poszedł to poszedł, smutne, ale bez przesady ileż można. Byłam na kilku spotkaniach z psychologiem, terapeutka próbowała się doszukiwać związku mojego zachowania z dzieciństwem, ciężkim charakterem ojca, może tym, że brakowało mi jego miłości, dlatego tak uwiesiłam się na mężu. Nie wiem, nie do końca mnie to przekonuje, bo ojciec był jaki był, ale nie mogę powiedzieć, że mnie nie kochał czy nie poświęcał mi czasu.
Ja bardzo chcę to przepracować, wyciągnąć wnioski na przyszłość i zamknąć wreszcie ten temat, tylko czy ja sama jestem w stanie dojść do prawdy o sobie? Też uważam, że czas to wszystko uspokoi, przyzwyczai do pewnych myśli i faktów, ale właśnie tak jak mówicie nie pójdę dalej, nie wyciągnę wniosków dla siebie. A jestem pewna, że nic nie dzieje się bez przyczyny, to co się zdarzyło w ciągu ostatnich dwóch lat - odejście męża, choroba i śmierć ukochanej mamy, to wszystko było po coś i czegoś powinno mnie nauczyć. I o ile jestem w miarę pogodzona emocjonalnie z odejściem mamy siedem miesięcy temu, to odejścia męża nie mogę zaakceptować tak do końca, chociaż minęły dwa lata. Mama była wspaniałym człowiekiem, moją najlepszą przyjaciółką, a mąż gnojem i zwykłą świnią. Paradoks.