Friendzone, fuckfriendzone, czy o co chodzi? - Netkobiety.pl

Dołącz do Forum Kobiet Netkobiety.pl! To miejsce zostało stworzone dla pełnoletnich, aktywnych i wyjątkowych kobiet, właśnie takich jak Ty! Otrzymasz tutaj wsparcie oraz porady użytkowniczek forum! Zobacz jak wiele nas łączy ...

Szukasz darmowej porady, wsparcia ? Nie zwlekaj zarejestruj się !!!


Forum Kobiet » MIŁOŚĆ , ZWIĄZKI , PARTNERSTWO » Friendzone, fuckfriendzone, czy o co chodzi?

Strony Poprzednia 1 2 3 4 5 6 Następna

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Posty [ 261 do 325 z 330 ]

261

Odp: Friendzone, fuckfriendzone, czy o co chodzi?

Witajcie!

Też czytałam ten wątek od kilku dobrych dni i ciekawa byłam jaki będzie finał czy urwałaś to i obecnie masz fajny dobrze rokujący związek czy nadal w tym tkwisz?
szkoda że to drugie ...
Sama mam podobną sytuację za sobą - i doskonale wiem dziewczyny co czujecie i jak cięzko z tego wyjść pomimo zdawania sobie sprawy z irracjonalności sytuacji w której na własne życzenie się znalazłyśmy - nie wiadomo kiedy ale jednak.
Sama dodałam wątek nie tak dawno o "moim" beznadziejnym przypadku. Nasza historia toczy się od 2013 r. gdy sie poznaliśmy ale odnowiłam znajomość i "coś" międy nami zaiskrzyło pod koniec 2015 r. i tak sie ciągnie do chwili obecnej z małymi przerwami. Gdy odnowiliśmy kontakt oboje byliśmy w związku - po 9 miesięcach spotkań na kawę i rozmowy bo nic więcej nie zaszło chociaż wiele dwuznacznych sms wymieniliśmy w tym czasie - wkońcu mnie pocałował i przespaliśmy sie ze sobą.
Mnie totalnie siekło on - nie miał JAKOS wyrzutów sumienia, uznał że jego związek jest fikcją ale on ma problem ze zmianami i dojrzewa do tego aby od niej odejść.
Ale odeszłam ja - poprosiłam o urwanie kontaktu bo mnie przerosło to co się stało - nie odzywaliśmy się kilka miesięcy ja się w między czasie rozstałam z moim facetem bo uznałam że skoro zdradziałam = nie kocham. Oczywiście uznałam, że mój niedoszły kochanek już nie działa na mnie więc się odezwałam - tak o co słychać smile i od marca znowu się zaczeło. z tą DROBNĄ różnicą, że ja byłam sama a on nadal w związku. I zaczęła się relacja jak u Ciebie autorko - ja dostawałam ochłapy ona - miała go na codzień. Wkońcu sie wkurzyłam i powiedziałam że ma coś postanowić - obiecał że się "ogarnie" jednak po 2 tyg nadal decyzji nie było, urwałam kontakt pisząc mu "brak decyzji to też decyzja" on zasłaniał się że to cięzkie od strony psychicznej rozstać sie z kimś po tylu latach bycia razem.
Wytrzymałam w tym urwaniu kontaktu całe kilka dni big_smile i znowu sie zaczeło ... z tym że ja już nie naciskałam na jego decyzję, cieszyłam sie że jest, że mogę go chociaż raz na jakiś czas MIEĆ tylko dla siebie. I tak jak piszesz autorko nigdy bym nie pomyślała że uwikłam się w relacje z zajętym facetem ale jeśli ktoś w takiej sytuacji się nie znajdzie - łątwo mu mówić i oceniać co by zrobił. Nie wiemy dopóki sami w takiej sytuacji się nie znajdziemy...
Jakoś na początku lipca zapytał o moje uczucia względem niego oraz o to czy decyzja o przeprowadzce do jego miasta nie jest nim spowodowana - powiedziałam mu szczeze co czuję potem nastąpiłą cisza na 12 dni po której on podjąl decyzje i rozstał sie wkońu z tamtą dziewczyną. Od tamtego czasu (minęło 2,5 tyg) wiedzieliśmy sie 2 razy, mamy dośc częsty kontakt i on obiecuje ze jak ugarnie się ze swoimi emocjami, życiem to jakoś to razem poukładamy.
Staram się nie napalać, podchodzić bardzo ostrożnie do tej relacji ale powiem Ci jedno ...
wchodząc w takie dziwne relacje trzeba być bardzo silnym i konsekwenym - niezależnie jak to się skończy czy będzie się z takim człowiekiem czy też nie trzeba cały czas walczyć o siebie i wyznaczać sobie granice których absolutnie nie przekroczymy. Jedni faktycznie musza siegnąć dna żeby zrozumieć że to ich granica inni stawiają ja dużo mniejszą...
Ja dałam sobie maksymalny czas po którym wiedziałam że to koniec i już nigdy więcej chociaż nie wiem jakby bolało... ale musze zawalczyć o siebie bo mnie to niszczy. Wcześniej moim wyznacznikiem było ich rozstanie - teraz daje mu 2 miesiące od rozstania żeby sie ogarnał i pokazał mi że zależy mu na mnie i zacznie trakować mnie poważnie - jeśli nie będzie przełomu porozmawiam z nim i to utnę - chociażby nie wiem jak bolało.
znajdź w sobie tą sile, zobacz ile z tego masz a ile masz strat ... tak jak piszesz chwila spędzona z nim jest nie warta po tym co czujesz gdy juz on wychodzi ...
Tobie nie jest potrzebny psychoterapeuta ale Ty sama - która znajdzie siłę i zrozumie że WSZYSTKO zalezy od nas samych.

Zobacz podobne tematy :

262

Odp: Friendzone, fuckfriendzone, czy o co chodzi?
nieznajoma8999 napisał/a:

Witajcie!

wchodząc w takie dziwne relacje trzeba być bardzo silnym i konsekwenym - niezależnie jak to się skończy czy będzie się z takim człowiekiem czy też nie trzeba cały czas walczyć o siebie i wyznaczać sobie granice których absolutnie nie przekroczymy. Jedni faktycznie musza siegnąć dna żeby zrozumieć że to ich granica inni stawiają ja dużo mniejszą...

Przeczytałam ten watek i wątek nieznajomej8999 i mam takie pytanie. Co niby miałoby być tą granicą, której absolutnie nie przekroczycie? Bo jak widzę ani związki tych mężczyzn, ani ich podejście do was nie mają znaczenia. Podejrzewam, że ich śluby i narodziny trójki dzieci też nie miałyby żadnego. To co jest taką granicą? Poza wyjazdem delikwenta do Australii?

263

Odp: Friendzone, fuckfriendzone, czy o co chodzi?
Araquelle napisał/a:
nieznajoma8999 napisał/a:

Witajcie!

wchodząc w takie dziwne relacje trzeba być bardzo silnym i konsekwenym - niezależnie jak to się skończy czy będzie się z takim człowiekiem czy też nie trzeba cały czas walczyć o siebie i wyznaczać sobie granice których absolutnie nie przekroczymy. Jedni faktycznie musza siegnąć dna żeby zrozumieć że to ich granica inni stawiają ja dużo mniejszą...

Przeczytałam ten watek i wątek nieznajomej8999 i mam takie pytanie. Co niby miałoby być tą granicą, której absolutnie nie przekroczycie? Bo jak widzę ani związki tych mężczyzn, ani ich podejście do was nie mają znaczenia. Podejrzewam, że ich śluby i narodziny trójki dzieci też nie miałyby żadnego. To co jest taką granicą? Poza wyjazdem delikwenta do Australii?

u mnie czas - ja daje "mojemu" maksymalny czas na jego etapy. Dałam mu czas na rozstanie z ex - rozstał się. Teraz daje mu czas (określiłam go siebie) na jego dojście do ładu po rozstaniu i pokazaniu że chce rozwijać ze mną relację - jeśli nie będę widziała zmiany - odetnę się.
Nigdy bym nie tkwiła w nieskończoność w takim układzie. Mam swoją granicę i na pewno nie są nią śluby/dzieci czy wyjazd do Australii smile
dochodzę do "krytycznego" momentu w którym wiem że w takim układzie i formie nie pójdę juz dalej - i to jest właśnie moja granica.
Granica bycia tą 2 nastąpiła i wypisałam się z tego układu - teraz trwa granica bycia jeszcze nie partnerką taką na 100 %.

264

Odp: Friendzone, fuckfriendzone, czy o co chodzi?

Ja jestem w relacji FF już od ok 8 lat. Znamy się od 10 lat. 10 lat temu mając ok. 18 lat zakochaliśmy się w sobie od pierwszego wejrzenia (dosłownie). Próbowaliśmy być razem ale on wyjechał, najpierw z miasta, później z Polski. Ja zostałam, układałam sobie życie tu, byłam w związkach, on miał jeden kilka lat temu, od tamtej pory nie jest z nikim. Przez te 8 lat odwiedzałam go w miastach, krajach w których mieszkał, on będąc w Polsce zawsze pierwsze kroki kieruje do mnie, dzwoni nawet kiedy jak to mówi "nie zdążył jeszcze zdjąć butów po przylocie". Mieliśmy przerwy- dłuższe (kiedy byłam w związkach) i krótsze przez te lata. Kiedy byłam w związkach spotykaliśmy się ale bez seksu. W przeciwieństwie do relacji opisanej przez autorkę wątku - on bardzo o mnie dba, nieraz mi pomógł zarówno prywatnie i zawodowo, kiedy się widzimy wprost mnie rozpieszcza (śniadania do łóżka itp.), wspólnie spędzamy czas, lubimy się po prostu przytulać, nie ukrywamy się przed rodziną, znajomymi, często wszyscy wychodzimy, zapraszają nas na wesela jako parę, niektórzy długo myśleli, że my po prostu jesteśmy razem. 
Dlaczego o tym piszę?
Dlatego, że komentarze pod tym wątkiem sprawiły, że sama się zastanawiam na czym ta relacja się opiera, dlaczego trwa i dokąd zmierza.
Nie potrafię znaleźć odpowiedzi.
-Kocham go (ale umówmy się-kocham też rodzinę, przyjaciół i psa), nie wiem czy kocham go tylko jako mężczyznę, to co czuję krąży wokół przywiązania, przyjaźni, seksu, troski, fascynacji.
-Nie chciałabym być z nim w związku, BARDZO się różnimy (inne temperamenty, pasje, zainteresowania), w związkach jestem z zupełnie innym typem mężczyzn i jestem z nimi szczęśliwa.
Czasem się zastanawiam, czy to nie jest po prostu ta legendarna "prawdziwa miłość". Taka która trwa całe życie (no póki co 10 lat;), bezwarunkowa. chyba jeszcze za wcześnie by to ocenić. A może po prostu przyjaźń + dobry seks.
W sumie nie wiem po co to opisałam, poczułam potrzebę uzewnętrznienia się wink a może ktoś ma podobnie?

265

Odp: Friendzone, fuckfriendzone, czy o co chodzi?
sosenek napisał/a:


W sumie nie wiem po co to opisałam, poczułam potrzebę uzewnętrznienia się wink

Chyba raczej potrzebę potrolowania sobie na forum wink
Tak samo jak w twoim innym temacie, tak i tutaj stwierdzam syndrom internetowego mitomana gawędziarza.
Żeby aż tak się nudzić i to w samym środku wakacji...

266 Ostatnio edytowany przez Pasitka (2017-08-01 12:48:41)

Odp: Friendzone, fuckfriendzone, czy o co chodzi?
sosenek napisał/a:

Ja jestem w relacji FF już od ok 8 lat. Znamy się od 10 lat. 10 lat temu mając ok. 18 lat zakochaliśmy się w sobie od pierwszego wejrzenia (dosłownie). Próbowaliśmy być razem ale on wyjechał, najpierw z miasta, później z Polski. Ja zostałam, układałam sobie życie tu, byłam w związkach, on miał jeden kilka lat temu, od tamtej pory nie jest z nikim. Przez te 8 lat odwiedzałam go w miastach, krajach w których mieszkał, on będąc w Polsce zawsze pierwsze kroki kieruje do mnie, dzwoni nawet kiedy jak to mówi "nie zdążył jeszcze zdjąć butów po przylocie". Mieliśmy przerwy- dłuższe (kiedy byłam w związkach) i krótsze przez te lata. Kiedy byłam w związkach spotykaliśmy się ale bez seksu. W przeciwieństwie do relacji opisanej przez autorkę wątku - on bardzo o mnie dba, nieraz mi pomógł zarówno prywatnie i zawodowo, kiedy się widzimy wprost mnie rozpieszcza (śniadania do łóżka itp.), wspólnie spędzamy czas, lubimy się po prostu przytulać, nie ukrywamy się przed rodziną, znajomymi, często wszyscy wychodzimy, zapraszają nas na wesela jako parę, niektórzy długo myśleli, że my po prostu jesteśmy razem. 
Dlaczego o tym piszę?
Dlatego, że komentarze pod tym wątkiem sprawiły, że sama się zastanawiam na czym ta relacja się opiera, dlaczego trwa i dokąd zmierza.
Nie potrafię znaleźć odpowiedzi.
-Kocham go (ale umówmy się-kocham też rodzinę, przyjaciół i psa), nie wiem czy kocham go tylko jako mężczyznę, to co czuję krąży wokół przywiązania, przyjaźni, seksu, troski, fascynacji.
-Nie chciałabym być z nim w związku, BARDZO się różnimy (inne temperamenty, pasje, zainteresowania), w związkach jestem z zupełnie innym typem mężczyzn i jestem z nimi szczęśliwa.
Czasem się zastanawiam, czy to nie jest po prostu ta legendarna "prawdziwa miłość". Taka która trwa całe życie (no póki co 10 lat;), bezwarunkowa. chyba jeszcze za wcześnie by to ocenić. A może po prostu przyjaźń + dobry seks.
W sumie nie wiem po co to opisałam, poczułam potrzebę uzewnętrznienia się wink a może ktoś ma podobnie?

No właśnie ja mam bardzo podobnie. Z 2 różnicami: u nas trwa to trochę krócej (mniej niż rok) i rodzina nic nie wie (wiedzą nieliczni zaufani znajomi), dlat. nikt nie traktuje nas jak parę. Ba, my się póki co to nawet spotykamy tylko w ukryciu, ale chcę to zmienić.

A poza tym jest w zasadzie tak jak piszesz, jeśli chodzi o moje uczucia z nim związane, zwłaszcza te 2 ost. wypunktowane (-). No i zawsze jest też coś po seksie + też mi pomaga i troszczy się o mnie (w miarę możliwości oczywiście) - ale niestety (i o to się tu wszystko rozbija) jak o przyjaciółkę (co mu nie przeszkadza spać ze mną i uprawiać seks)... tongue

I to mnie dobija najbardziej. Jak sprawić, żeby się zakochał???? Znacie jakieś sposoby?

267

Odp: Friendzone, fuckfriendzone, czy o co chodzi?

Mam podobną sytuacje.
Jestem w tak zwanym otwartym związku. Chociaż to jest mój pierwszy związek, pierwszy facet, pierwsze takie uczucie. Z tym, że ja nie jestem gotowa na poważny związek, teraz najważniejsze są studia i dobra praca. Chce zadbać o siebie, to liczy się najbardziej. Owszem dla niego zawsze znajdzie się w moim życiu honorowe miejsce. Nie chce słyszeć o założeniu rodziny, dzieciach - przynajmniej w ciągu najbliższych lat. Związek otwarty daje mi ten komfort, że to jest od razu jasne.
On jest niby starszy, dojrzalszy, ale ma coś w sobie z Piotrusia Pana, ale go kocham takiego jaki jest.
Czy on mnie, sadze, że na swój sposób tak. Ale jego zasady są takie, że chce mieć kobietę obok siebie, jednocześnie nie rezygnując z kawalerskich przyzwyczajeń. Wiem, na jaki związek się pisałam. Jednocześnie ja bym tak nie mogła jeszcze kręcić z innymi na boku, ja bym się z tym źle czuła. Kocham go, zależy mi na tym związku. Ja się godzę na związek otwarty właściwie dlatego, że sama myśl o założeniu rodziny mnie przeraża. A tu mogę się czuć bezpieczna, bo na nic takiego się nie szykuje. Jednocześnie, go kocham i czasem mnie to wszystko bardzo boli. Dodam, że w sumie praktycznie nikt nie wie do końca jakie relacje nas łączą.

268

Odp: Friendzone, fuckfriendzone, czy o co chodzi?
On-WuWuA-83 napisał/a:

Mógłbym zadać pytanie po co założyłaś ten temat?

Wuwuś, po to żebyś mógł się trochę poudzielać big_smile

269

Odp: Friendzone, fuckfriendzone, czy o co chodzi?
kasiks napisał/a:
On-WuWuA-83 napisał/a:

Mógłbym zadać pytanie po co założyłaś ten temat?

Wuwuś, po to żebyś mógł się trochę poudzielać big_smile

Ooooo, dziękuje za łaskę moja Pani.
big_smile

270

Odp: Friendzone, fuckfriendzone, czy o co chodzi?
nieznajoma8999 napisał/a:

Witajcie!

Też czytałam ten wątek od kilku dobrych dni i ciekawa byłam jaki będzie finał czy urwałaś to i obecnie masz fajny dobrze rokujący związek czy nadal w tym tkwisz?
szkoda że to drugie ...
Sama mam podobną sytuację za sobą - i doskonale wiem dziewczyny co czujecie i jak cięzko z tego wyjść pomimo zdawania sobie sprawy z irracjonalności sytuacji w której na własne życzenie się znalazłyśmy - nie wiadomo kiedy ale jednak.
Sama dodałam wątek nie tak dawno o "moim" beznadziejnym przypadku. Nasza historia toczy się od 2013 r. gdy sie poznaliśmy ale odnowiłam znajomość i "coś" międy nami zaiskrzyło pod koniec 2015 r. i tak sie ciągnie do chwili obecnej z małymi przerwami. Gdy odnowiliśmy kontakt oboje byliśmy w związku - po 9 miesięcach spotkań na kawę i rozmowy bo nic więcej nie zaszło chociaż wiele dwuznacznych sms wymieniliśmy w tym czasie - wkońcu mnie pocałował i przespaliśmy sie ze sobą.
Mnie totalnie siekło on - nie miał JAKOS wyrzutów sumienia, uznał że jego związek jest fikcją ale on ma problem ze zmianami i dojrzewa do tego aby od niej odejść.
Ale odeszłam ja - poprosiłam o urwanie kontaktu bo mnie przerosło to co się stało - nie odzywaliśmy się kilka miesięcy ja się w między czasie rozstałam z moim facetem bo uznałam że skoro zdradziałam = nie kocham. Oczywiście uznałam, że mój niedoszły kochanek już nie działa na mnie więc się odezwałam - tak o co słychać smile i od marca znowu się zaczeło. z tą DROBNĄ różnicą, że ja byłam sama a on nadal w związku. I zaczęła się relacja jak u Ciebie autorko - ja dostawałam ochłapy ona - miała go na codzień. Wkońcu sie wkurzyłam i powiedziałam że ma coś postanowić - obiecał że się "ogarnie" jednak po 2 tyg nadal decyzji nie było, urwałam kontakt pisząc mu "brak decyzji to też decyzja" on zasłaniał się że to cięzkie od strony psychicznej rozstać sie z kimś po tylu latach bycia razem.
Wytrzymałam w tym urwaniu kontaktu całe kilka dni big_smile i znowu sie zaczeło ... z tym że ja już nie naciskałam na jego decyzję, cieszyłam sie że jest, że mogę go chociaż raz na jakiś czas MIEĆ tylko dla siebie. I tak jak piszesz autorko nigdy bym nie pomyślała że uwikłam się w relacje z zajętym facetem ale jeśli ktoś w takiej sytuacji się nie znajdzie - łątwo mu mówić i oceniać co by zrobił. Nie wiemy dopóki sami w takiej sytuacji się nie znajdziemy...
Jakoś na początku lipca zapytał o moje uczucia względem niego oraz o to czy decyzja o przeprowadzce do jego miasta nie jest nim spowodowana - powiedziałam mu szczeze co czuję potem nastąpiłą cisza na 12 dni po której on podjąl decyzje i rozstał sie wkońu z tamtą dziewczyną. Od tamtego czasu (minęło 2,5 tyg) wiedzieliśmy sie 2 razy, mamy dośc częsty kontakt i on obiecuje ze jak ugarnie się ze swoimi emocjami, życiem to jakoś to razem poukładamy.
Staram się nie napalać, podchodzić bardzo ostrożnie do tej relacji ale powiem Ci jedno ...
wchodząc w takie dziwne relacje trzeba być bardzo silnym i konsekwenym - niezależnie jak to się skończy czy będzie się z takim człowiekiem czy też nie trzeba cały czas walczyć o siebie i wyznaczać sobie granice których absolutnie nie przekroczymy. Jedni faktycznie musza siegnąć dna żeby zrozumieć że to ich granica inni stawiają ja dużo mniejszą...
Ja dałam sobie maksymalny czas po którym wiedziałam że to koniec i już nigdy więcej chociaż nie wiem jakby bolało... ale musze zawalczyć o siebie bo mnie to niszczy. Wcześniej moim wyznacznikiem było ich rozstanie - teraz daje mu 2 miesiące od rozstania żeby sie ogarnał i pokazał mi że zależy mu na mnie i zacznie trakować mnie poważnie - jeśli nie będzie przełomu porozmawiam z nim i to utnę - chociażby nie wiem jak bolało.
znajdź w sobie tą sile, zobacz ile z tego masz a ile masz strat ... tak jak piszesz chwila spędzona z nim jest nie warta po tym co czujesz gdy juz on wychodzi ...
Tobie nie jest potrzebny psychoterapeuta ale Ty sama - która znajdzie siłę i zrozumie że WSZYSTKO zalezy od nas samych.

nieznajoma8999, witaj! Twój wątek na forum też przeczytałam cały- Twoja sytuacja jest mi bardzo bliska. U Ciebie może jakiś happy end majaczy jednak w tle, choć powiedz mi: jeśli on się zdecyduje na związek z Tobą, będziesz mu ufać? Nie pytam o to z przekąsem ani niczym takim. Po prostu ciekawa jestem obrotu spraw u Was. No bo gdzieś tam jednak "cel zostanie osiągnięty', ale czy będziesz się mogła wyzbyć poczucia, że za jakiś czas on może z Tobą postąpić jak z (teraz już byłą) dziewczyną? Pozdrawiam Cię serdecznie!

271

Odp: Friendzone, fuckfriendzone, czy o co chodzi?
Araquelle napisał/a:
nieznajoma8999 napisał/a:

Witajcie!

wchodząc w takie dziwne relacje trzeba być bardzo silnym i konsekwenym - niezależnie jak to się skończy czy będzie się z takim człowiekiem czy też nie trzeba cały czas walczyć o siebie i wyznaczać sobie granice których absolutnie nie przekroczymy. Jedni faktycznie musza siegnąć dna żeby zrozumieć że to ich granica inni stawiają ja dużo mniejszą...

Przeczytałam ten watek i wątek nieznajomej8999 i mam takie pytanie. Co niby miałoby być tą granicą, której absolutnie nie przekroczycie? Bo jak widzę ani związki tych mężczyzn, ani ich podejście do was nie mają znaczenia. Podejrzewam, że ich śluby i narodziny trójki dzieci też nie miałyby żadnego. To co jest taką granicą? Poza wyjazdem delikwenta do Australii?

Nie wiem, co u mnie by się musiało wydarzyć, żebym wystopowała. Wydarzyło się już przecież tyle rzeczy, że głowa mała... U mnie chyba musi nastąpić znudzenie "gonieniem króliczka". Powoli czuję już zmęczenie materiału, on coraz mniej mnie interesuje. Do niedawna myśli o nim towarzyszyły mi w każdej godzinie życia: w pracy, w domu, na ulicy. Teraz, kiedy go nie widzę, nawet za nim nie tęsknię. Myślę, że gdybym miała go na co dzień, nie byłabym nim już tak zainteresowana. On chce mi naprawić rower i wczoraj napisał, że musi mnie na razie z tym przeprosić, ale bierze go choroba i nie jest w stanie mi go od razu naprawić. Kiedyś byłabym smutna, że się nie zobaczymy, a wczoraj poczułam, że ok, nic się nie stało. Już bardziej pomyślałam o tym, że szkoda, że nie naprawi mi roweru, bo kilka dni nie będę jeździć... Takie niby drobiazgi, ale ja czuję, że coraz bardziej jestem mechaniczna w tej znajomości. Po tym sobotnim seksie nie pomyślałam nawet, żeby się do niego zbliżyć, wstałam i otworzyłam mu drzwi... Zasnęłam jak tylko przyłożyłam głowę do poduszki i nawet pomyślałam, że już nie chciałabym żeby on był jak rano wstanę... Nie wiem, to takie dziwne... Napiszecie, że sobie wmawiam, że mi na nim nie zależy, ale tak nie jest. Lubię go, na pewno bardziej niż przeciętnego kolegę. Czuję z nim takie porozumienie dusz (termin rodem z bravo girl, ale ok...). Lubię z nim rozmawiać, słuchać go, dyskutować. Od moich pozostałych kolegów wyróżnia go to, że czuję do niego chemię, pożądanie.

Ucieszyłam się kiedy w sobotę zaproponował pójście na spacer. Później rozmawialiśmy też o tych rowerach i że się gdzieś wybierzemy na przejażdżkę tymi rowerami. W tej znajomości to postęp o tyle, że zaproponował wspólne wyjście w biały dzień, do ludzi, razem. Bez nocnych schadzek, bez ukrycia. Może w tym rzecz. Żeby zaakceptować to, że on ma kogoś, ale nie zrywać całkowicie kontaktu. Nie dopuszczać do sytuacji intymnych. Traktować go tak jak innych kolegów, porozmawiać, spędzić czas, bez dotyku... Nie twierdzę, że od pierwszego razu uda się bezboleśnie dla mnie, ale może to w sobie wyrobię...

272

Odp: Friendzone, fuckfriendzone, czy o co chodzi?
sosenek napisał/a:

Ja jestem w relacji FF już od ok 8 lat. Znamy się od 10 lat. 10 lat temu mając ok. 18 lat zakochaliśmy się w sobie od pierwszego wejrzenia (dosłownie). Próbowaliśmy być razem ale on wyjechał, najpierw z miasta, później z Polski. Ja zostałam, układałam sobie życie tu, byłam w związkach, on miał jeden kilka lat temu, od tamtej pory nie jest z nikim. Przez te 8 lat odwiedzałam go w miastach, krajach w których mieszkał, on będąc w Polsce zawsze pierwsze kroki kieruje do mnie, dzwoni nawet kiedy jak to mówi "nie zdążył jeszcze zdjąć butów po przylocie". Mieliśmy przerwy- dłuższe (kiedy byłam w związkach) i krótsze przez te lata. Kiedy byłam w związkach spotykaliśmy się ale bez seksu. W przeciwieństwie do relacji opisanej przez autorkę wątku - on bardzo o mnie dba, nieraz mi pomógł zarówno prywatnie i zawodowo, kiedy się widzimy wprost mnie rozpieszcza (śniadania do łóżka itp.), wspólnie spędzamy czas, lubimy się po prostu przytulać, nie ukrywamy się przed rodziną, znajomymi, często wszyscy wychodzimy, zapraszają nas na wesela jako parę, niektórzy długo myśleli, że my po prostu jesteśmy razem. 
Dlaczego o tym piszę?
Dlatego, że komentarze pod tym wątkiem sprawiły, że sama się zastanawiam na czym ta relacja się opiera, dlaczego trwa i dokąd zmierza.
Nie potrafię znaleźć odpowiedzi.
-Kocham go (ale umówmy się-kocham też rodzinę, przyjaciół i psa), nie wiem czy kocham go tylko jako mężczyznę, to co czuję krąży wokół przywiązania, przyjaźni, seksu, troski, fascynacji.
-Nie chciałabym być z nim w związku, BARDZO się różnimy (inne temperamenty, pasje, zainteresowania), w związkach jestem z zupełnie innym typem mężczyzn i jestem z nimi szczęśliwa.
Czasem się zastanawiam, czy to nie jest po prostu ta legendarna "prawdziwa miłość". Taka która trwa całe życie (no póki co 10 lat;), bezwarunkowa. chyba jeszcze za wcześnie by to ocenić. A może po prostu przyjaźń + dobry seks.
W sumie nie wiem po co to opisałam, poczułam potrzebę uzewnętrznienia się wink a może ktoś ma podobnie?

Wydaje mi się, że ten "Twój" facet ma ogromny lęk przed bliskością. Trudno cokolwiek wyrokować z jednego postu, ale gdyby to była miłość, nie dopuściłby do tego, żeby inny mężczyzna mu Ciebie zabrał. Oni tak mają. To normalne. Wręcz pierwotny instynkt: walka o kobietę, na której mężczyźnie zależy. Myślę, że jemu jest bardzo wygodnie w takim układzie. Na pewno bardzo Cię lubi, podobasz mu się... Widzisz, Ty się zaangażowałaś, bo my kobiety tak już mamy, że z czasem zaczyna nam zależeć. Rzadko która dziewczyna jest w stanie ciągnąć układ FF jakoś dłużej. I tak Cię podziwiam, że wytrzymujesz już tak kilka lat i że byłaś w stanie tworzyć związki w tak zwanym międzyczasie.

273

Odp: Friendzone, fuckfriendzone, czy o co chodzi?
Pasitka napisał/a:

A poza tym jest w zasadzie tak jak piszesz, jeśli chodzi o moje uczucia z nim związane, zwłaszcza te 2 ost. wypunktowane (-). No i zawsze jest też coś po seksie + też mi pomaga i troszczy się o mnie (w miarę możliwości oczywiście) - ale niestety (i o to się tu wszystko rozbija) jak o przyjaciółkę (co mu nie przeszkadza spać ze mną i uprawiać seks)... tongue

I to mnie dobija najbardziej. Jak sprawić, żeby się zakochał???? Znacie jakieś sposoby?

Pasitka, i jak było wczoraj/dzisiaj? Nie pisałam Ci już wieczorem, bo było późno, ale Twój entuzjazm w tym poście o jego przyjeździe mnie powalił na łopatki. Ja zawsze miałam identycznie. Nawet kiedyś była sytuacja, że okropnie źle się czułam, bolała mnie głowa i chciało mi się wymiotować. On przyjechał i "ręce, które leczą"- minęło w 10 minut.

Pamiętam, że też pisałam tu na forum co zrobić, żeby P. się zakochał. Jeśli mogłabym Ci coś powiedzieć (choć pewnie tego nie zrobisz) to uważam, że powinnaś się zawinąć z tej znajomości. Wtedy jest jedyna szansa, że jeśli miał uczucia, to zrobi coś z tym, pokieruje tą znajomością, aby weszła na właściwe tory. Jeśli odpuści, znaczy, że było miło, ale to tylko tyle. Jeśli by odpuścił, oznaczało by to dla Ciebie zysk kilku ładnych lat życia (na rozkminki w trakcie układu FF oraz lizanie ran po). Wiem jednak, że na dzień dzisiejszy zerwanie kontaktu z nim uważasz za koniec swojego świata. I ja Cię rozumiem.

274

Odp: Friendzone, fuckfriendzone, czy o co chodzi?
Lilibet napisał/a:

Mam podobną sytuacje.
Jestem w tak zwanym otwartym związku. Chociaż to jest mój pierwszy związek, pierwszy facet, pierwsze takie uczucie. Z tym, że ja nie jestem gotowa na poważny związek, teraz najważniejsze są studia i dobra praca. Chce zadbać o siebie, to liczy się najbardziej. Owszem dla niego zawsze znajdzie się w moim życiu honorowe miejsce. Nie chce słyszeć o założeniu rodziny, dzieciach - przynajmniej w ciągu najbliższych lat. Związek otwarty daje mi ten komfort, że to jest od razu jasne.
On jest niby starszy, dojrzalszy, ale ma coś w sobie z Piotrusia Pana, ale go kocham takiego jaki jest.
Czy on mnie, sadze, że na swój sposób tak. Ale jego zasady są takie, że chce mieć kobietę obok siebie, jednocześnie nie rezygnując z kawalerskich przyzwyczajeń. Wiem, na jaki związek się pisałam. Jednocześnie ja bym tak nie mogła jeszcze kręcić z innymi na boku, ja bym się z tym źle czuła. Kocham go, zależy mi na tym związku. Ja się godzę na związek otwarty właściwie dlatego, że sama myśl o założeniu rodziny mnie przeraża. A tu mogę się czuć bezpieczna, bo na nic takiego się nie szykuje. Jednocześnie, go kocham i czasem mnie to wszystko bardzo boli. Dodam, że w sumie praktycznie nikt nie wie do końca jakie relacje nas łączą.

To, że na razie nie chcesz zakładać rodziny, że pragniesz się uczyć i pracować, rozumiem. Wydaje mi się, że jednak nie do końca taki "związek otwarty" Ci odpowiada. No bo z czym się wyklucza bycie w związku i kariera? Sama mieszkałam przez kilka lat z chłopakiem, studiowałam, pracowałam i wtedy nie w głowie był mi ślub i dziecko. Teraz jest pełno takich Piotrusiów Panów, którzy nie mają nic do zaoferowania, poza swoim penisem raz na jakiś czas. Wiązać się nie, obowiązków nie, bo to rutyna i nuuuda. Wydaje mi się, że Ciebie boli to, że ten Twój pan nie do końca podziela Twoje zdanie co do wierności w takim seks układzie. Co to w ogóle za termin "związek otwarty"? Kto to wymyślił? Otwarty na co? Na wprowadzanie do niego nowych, naiwnych babeczek. Tacy faceci wiedzą, że zakochana kobieta da się omamić i jeść im z ręki. Ciekawe jakby zareagowali na fakt odwrotny- że wprowadzamy do "związku" nowych panów...

275

Odp: Friendzone, fuckfriendzone, czy o co chodzi?

Anderstud - haha, nie, to jest fragment mojego życia. Zaufaj mi, że gdybyś usłyszał moje życiowe perypetie i to czym się zajmuję poza pracą to spadłbyś z krzesła smile jak wielu. W towarzystwie wręcz słynę z tego, że przyjaciele i znajomi proszą mnie o opowiedzenie im anegdotek z życia bo bywają naprawdę dziwaczne. A napisałam teraz dlatego, że akurat mam nazwijmy to 'urlop' i niedawno się spotkaliśmy stąd moje przekminki;)
Kasiks - dzięki za wypowiedź, pewnie masz rację w tym co napisałaś. Ale nie szukam rozwiązania mojej sytuacji, chciałam tylko opisać w tym wątku swoje doświadczenie i poczytać czy ktoś jeszcze jest w podobnej sytuacji. Nie zaangażowałam się, byłam zaangażowana te 10 lat temu kiedy się poznaliśmy, teraz to jest takie właśnie niewiadomo co ale cieszę się, że jest. Dla mnie ta relacja FF nie ma negatywnego wydzwięku i znamion toksyczności.

276

Odp: Friendzone, fuckfriendzone, czy o co chodzi?
sosenek napisał/a:

(...) Kasiks - dzięki za wypowiedź, pewnie masz rację w tym co napisałaś. Ale nie szukam rozwiązania mojej sytuacji, chciałam tylko opisać w tym wątku swoje doświadczenie i poczytać czy ktoś jeszcze jest w podobnej sytuacji. Nie zaangażowałam się, byłam zaangażowana te 10 lat temu kiedy się poznaliśmy, teraz to jest takie właśnie niewiadomo co ale cieszę się, że jest. Dla mnie ta relacja FF nie ma negatywnego wydzwięku i znamion toksyczności.

Aaa to źle zrozumiałam smile Myślałam, że zaczynasz tęsknić i chciałabyś zmienić przebieg Waszej znajomości. Jeśli nie, to spoko. No w sumie tak czasem właśnie myślę, że może udało by mi się go traktować jako takiego dobrego przyjaciela.. Tylko u nas tak się nie da, bo to on ma dziewczynę i zawsze jest z kimś w związku, chwilę tylko bywa sam po rozstaniach. No, ale mniejsza z tym. Pytałaś, czy ktoś miał podobnie przez tyle lat.. Mam koleżankę, która 10 lat bujała się z takim właśnie jednym. Opowiadała mi, że 10 lat żyła od jego związku do związku. Za każdym razem kiedy się rozstawał z inną kobietą, ona łudziła się, że może teraz będzie z nim, może teraz on zmieni myślenie. Tak się nie da. W końcu poznała kogoś innego. Kiedyś wypisała na kartce wszystkie dobre i złe cechy jednego i drugiego i zaczęła myśleć: Co ja widziałam w tym pierwszym? Przecież to nic specjalnego...

Odnośnie takiej zmiany myślenia, to moim zdaniem nie da się przestawić na inne tory. Jeśli w znajomość jest wplątany seks, uczucia, emocje, to nie da się z tego zrobić koleżeństwa. I odwrotnie, z zakładki friendzone nie wskoczy się w zakładkę: związek. Miałam nie tak dawno kolegę. Poznałam go niedużo przed P. Byłam świeżo po rozstaniu, nie chciałam się wiązać. Im bardziej kolega próbował wspominać coś o tym, że chciałby mnie na swoją kobietę, ja robiłam dwa kroki w tył w tej znajomości. Tak to właśnie działa. Uważam, że próba wymuszania na kimkolwiek zmiany nie jest dobra. P. ostatnio powiedział podczas rozmowy o wyrzutach sumienia, że może by spróbować widywać się jak zwykły kolega i koleżanka. Zaraz potem dodał z niedowierzaniem, czy to teraz jest możliwe? Ja uważam, że nie jest. Wiem, że ta znajomość niedługo się skończy, mnie będzie to bolało, ale wiem, że się skończy. Nic nie jest dane wiecznie. Takie bujanie się też nie.

277

Odp: Friendzone, fuckfriendzone, czy o co chodzi?

Słusznie przewidziałam, że zbyt wcześnie świętowałaś wyleczenie. Wróć proszę do mojego wątku (ok. strony 3) i zwróć uwagę na posty Elle. Dużo pracy przed Tobą.

PS: Przy najbliżej chwili przejrzę ostatnie posty, choć podejrzewam, że nie ma tam wiele więcej poza "to co nas łączy jest wyjątkowe/ chciałabym ale nie umiem się odciąć/ ratunku ratunkuuu! i risposty typu "ja też tak mam! popitolmy razem!"

278

Odp: Friendzone, fuckfriendzone, czy o co chodzi?

"Czuję z nim takie porozumienie dusz (termin rodem z bravo girl, ale ok...). Lubię z nim rozmawiać, słuchać go, dyskutować. Od moich pozostałych kolegów wyróżnia go to, że czuję do niego chemię, pożądanie."

Kasik, dokładnie tak samo czuję. Może mylę te uczucia z miłością, może to nie jest tak naprawdę wielka miłość do grobowej deski tylko właśnie takie przywiązanie, dobre koleżeństwo a do tego pożądanie? Dałaś mi do myślenia, za co jestem Ci wdzięczna. Spróbuję na naszą relację patrzeć w ten sposób, może będzie mi choć trochę łatwiej.

A wczoraj było jak zawsze dobrze, no może poprzednie 2 razy taj jak już pisałam były wręcz rewelacyjne, bo teraz to był mega zmęczony, aż się szczerze dziwię, że w ogóle do mnie przyjechał. Ale i tak było spoko, obejrzeliśmy film, trochę się poprzytulaliśmy i zasnęliśmy, seksu tym razem nie było. Bo w sumie to nie zawsze musi być ten seks, nawet i bez tego fajnie spędzamy razem czas i jest jakaś więź - więc też nie można tutaj go posądzać o to, że chce sobie poużywać, znalazł sobie naiwną i tylko po to się ze mną spotyka, mam rację? Musi tu chodzić o coś więcej. I proszę Cię, nie pisz, że się łudzę, że wcale tak nie jest... Bo, wybacz, Twoje rady są słuszne i b dobre, ale... No właśnie, ale jak to sprytnie sama zauważyłaś - ja jestem teraz jeszcze na tym etapie, że nie potrafię sobie wyobrazić zerwania z nim kontaktu, ha, nawet nie tyle co kontaktu ale chyba bym umarła gdyby przestał do mnie regularnie przyjeżdżać - tak się niestety póki co czuję...

279

Odp: Friendzone, fuckfriendzone, czy o co chodzi?
jolanka27 napisał/a:

Słusznie przewidziałam, że zbyt wcześnie świętowałaś wyleczenie. Wróć proszę do mojego wątku (ok. strony 3) i zwróć uwagę na posty Elle. Dużo pracy przed Tobą.

PS: Przy najbliżej chwili przejrzę ostatnie posty, choć podejrzewam, że nie ma tam wiele więcej poza "to co nas łączy jest wyjątkowe/ chciałabym ale nie umiem się odciąć/ ratunku ratunkuuu! i risposty typu "ja też tak mam! popitolmy razem!"

Jolanka, świetnie ujęłaś tu nasze wynaturzenia, a zwłaszcza to "popitolmy razem" rozbawiło mnie do łez... smile

Ps. A mogłabyś podać pod jakim tytułem i m.w. kiedy założyłaś swój wątek? Chętnie poczytam - też ku przestrodze, jak kasiks tongue

280

Odp: Friendzone, fuckfriendzone, czy o co chodzi?

A kasiks - strasznie Cię przepraszam, że trochę nabałaganiłam w Twoim wątku i teraz zaczęły się podłączać pod niego inne dziewczyny, a to przecież Twój temat.
Mam nadzieję, że jednak nie masz mi tego za złe - przynajmniej wątek trochę odżył, nie? wink

No i z tego co czytam to sporo takich kobiet jak my jest, które tkwią albo tkwiły w takich "chorych" relacjach jak my. Podobnych, a jednak każda w nieco innych. To może i dobrze, powymieniamy się tutaj doświadczeniami i radami. Jeśli nie masz oczywiście nic przeciwko?
Jak się to mówi " w kupie raźniej" tongue

A Ty to już powoli chyba stajesz się ekspertką w tym temacie... wink

281

Odp: Friendzone, fuckfriendzone, czy o co chodzi?
kasiks napisał/a:
nieznajoma8999 napisał/a:

Witajcie!

Też czytałam ten wątek od kilku dobrych dni i ciekawa byłam jaki będzie finał czy urwałaś to i obecnie masz fajny dobrze rokujący związek czy nadal w tym tkwisz?
szkoda że to drugie ...
Sama mam podobną sytuację za sobą - i doskonale wiem dziewczyny co czujecie i jak cięzko z tego wyjść pomimo zdawania sobie sprawy z irracjonalności sytuacji w której na własne życzenie się znalazłyśmy - nie wiadomo kiedy ale jednak.
Sama dodałam wątek nie tak dawno o "moim" beznadziejnym przypadku. Nasza historia toczy się od 2013 r. gdy sie poznaliśmy ale odnowiłam znajomość i "coś" międy nami zaiskrzyło pod koniec 2015 r. i tak sie ciągnie do chwili obecnej z małymi przerwami. Gdy odnowiliśmy kontakt oboje byliśmy w związku - po 9 miesięcach spotkań na kawę i rozmowy bo nic więcej nie zaszło chociaż wiele dwuznacznych sms wymieniliśmy w tym czasie - wkońcu mnie pocałował i przespaliśmy sie ze sobą.
Mnie totalnie siekło on - nie miał JAKOS wyrzutów sumienia, uznał że jego związek jest fikcją ale on ma problem ze zmianami i dojrzewa do tego aby od niej odejść.
Ale odeszłam ja - poprosiłam o urwanie kontaktu bo mnie przerosło to co się stało - nie odzywaliśmy się kilka miesięcy ja się w między czasie rozstałam z moim facetem bo uznałam że skoro zdradziałam = nie kocham. Oczywiście uznałam, że mój niedoszły kochanek już nie działa na mnie więc się odezwałam - tak o co słychać smile i od marca znowu się zaczeło. z tą DROBNĄ różnicą, że ja byłam sama a on nadal w związku. I zaczęła się relacja jak u Ciebie autorko - ja dostawałam ochłapy ona - miała go na codzień. Wkońcu sie wkurzyłam i powiedziałam że ma coś postanowić - obiecał że się "ogarnie" jednak po 2 tyg nadal decyzji nie było, urwałam kontakt pisząc mu "brak decyzji to też decyzja" on zasłaniał się że to cięzkie od strony psychicznej rozstać sie z kimś po tylu latach bycia razem.
Wytrzymałam w tym urwaniu kontaktu całe kilka dni big_smile i znowu sie zaczeło ... z tym że ja już nie naciskałam na jego decyzję, cieszyłam sie że jest, że mogę go chociaż raz na jakiś czas MIEĆ tylko dla siebie. I tak jak piszesz autorko nigdy bym nie pomyślała że uwikłam się w relacje z zajętym facetem ale jeśli ktoś w takiej sytuacji się nie znajdzie - łątwo mu mówić i oceniać co by zrobił. Nie wiemy dopóki sami w takiej sytuacji się nie znajdziemy...
Jakoś na początku lipca zapytał o moje uczucia względem niego oraz o to czy decyzja o przeprowadzce do jego miasta nie jest nim spowodowana - powiedziałam mu szczeze co czuję potem nastąpiłą cisza na 12 dni po której on podjąl decyzje i rozstał sie wkońu z tamtą dziewczyną. Od tamtego czasu (minęło 2,5 tyg) wiedzieliśmy sie 2 razy, mamy dośc częsty kontakt i on obiecuje ze jak ugarnie się ze swoimi emocjami, życiem to jakoś to razem poukładamy.
Staram się nie napalać, podchodzić bardzo ostrożnie do tej relacji ale powiem Ci jedno ...
wchodząc w takie dziwne relacje trzeba być bardzo silnym i konsekwenym - niezależnie jak to się skończy czy będzie się z takim człowiekiem czy też nie trzeba cały czas walczyć o siebie i wyznaczać sobie granice których absolutnie nie przekroczymy. Jedni faktycznie musza siegnąć dna żeby zrozumieć że to ich granica inni stawiają ja dużo mniejszą...
Ja dałam sobie maksymalny czas po którym wiedziałam że to koniec i już nigdy więcej chociaż nie wiem jakby bolało... ale musze zawalczyć o siebie bo mnie to niszczy. Wcześniej moim wyznacznikiem było ich rozstanie - teraz daje mu 2 miesiące od rozstania żeby sie ogarnał i pokazał mi że zależy mu na mnie i zacznie trakować mnie poważnie - jeśli nie będzie przełomu porozmawiam z nim i to utnę - chociażby nie wiem jak bolało.
znajdź w sobie tą sile, zobacz ile z tego masz a ile masz strat ... tak jak piszesz chwila spędzona z nim jest nie warta po tym co czujesz gdy juz on wychodzi ...
Tobie nie jest potrzebny psychoterapeuta ale Ty sama - która znajdzie siłę i zrozumie że WSZYSTKO zalezy od nas samych.

nieznajoma8999, witaj! Twój wątek na forum też przeczytałam cały- Twoja sytuacja jest mi bardzo bliska. U Ciebie może jakiś happy end majaczy jednak w tle, choć powiedz mi: jeśli on się zdecyduje na związek z Tobą, będziesz mu ufać? Nie pytam o to z przekąsem ani niczym takim. Po prostu ciekawa jestem obrotu spraw u Was. No bo gdzieś tam jednak "cel zostanie osiągnięty', ale czy będziesz się mogła wyzbyć poczucia, że za jakiś czas on może z Tobą postąpić jak z (teraz już byłą) dziewczyną? Pozdrawiam Cię serdecznie!

dzięki że odpisałaś smile oczywiscie, że się tego obawiam i zapewne jak już będzie bardziej poskładany po rozstaniu i zaczelibyśmy się regularniej spotykać taką rozmowę poruszę odnośnie moich obaw aby w pełni się zaangażować.
Nic mi takie rozmowy może nie dadzą w sensie "ustrzezenia' ale jednak zasygnalizuje mu że ja też mam obawy i nie biorę go tak bezwarunkowo.
Cały czas jakoś szuka tego kontaktu ze mną - wczoraj napisał do mnie sms wieczorem potem drugiego i trzeciego - a że byłam na siłowni nie słyszałam więc po kilku minutach zaczął dzwonić, po kilku minutach znowu. Gdy wyszłam spod prysznica zastanawiałam sie o co chodzi czy coś się stało co on tak nawala w telefon. Oddzwoniłam do niego - rozmowa długa bo prawie 2h, o głupotach trochę droczenia, trochę podtekstów. Nie wiem na ile on mnie ocenia że jestem taka "zaangażowana" w ten związek a na ile testuje czy sprawdza rzucając takie teksty jak"pewnie nie odebrałaś od razu żebym pomyślał że jesteś taka zajęta haha" "siedzisz jak mops i wpatrujesz się w telefon czy zadzwonię przyznaj się" "nie będziesz ograniczać mojej przestrzeni? jasne kiedyś Ci się włączy" "kupie dom pod miastem nie będziesz miała problemów żeby dojeżdzać?" na moją odpowiedź "ale plany dalekosiężne" odpowiedział "dobra dobra w sumie ja Ci nic nie obiecuje pożyjemy zobaczymy" moze się droczy, może jest tak mnie pewny? trudno go wyczuć ... niby śmeje się to mówiac ale być może jest w tym szczery ...

Najsmutniejsze w tych historiach naszych jest to, że oni są tak strasznie nas pewni, mogą nie odzywać się tydzień/miesiąc/pół roku i pomimo że my też nie szukamy kontaktu oni wiedzą/czują ze wystarczy jeden sms "widzimy się jutro wieczorem?" a my już jesteśmy 2 m nad ziemią i jesteśmy w stanie odwołać wszystko co miałyśmy zaplanowane aby spotkac się z nimi ... nie wiem czy desperacja jest wyczuwalna? unosi się w powietrzu? że nie trzeba nic mówić/robic a to widać?
smuci mnie to bo posiadanie takiej przewagi nad drugą osobą jest strasznie wyniszczajace.

282

Odp: Friendzone, fuckfriendzone, czy o co chodzi?
nieznajoma8999 napisał/a:

Najsmutniejsze w tych historiach naszych jest to, że oni są tak strasznie nas pewni, mogą nie odzywać się tydzień/miesiąc/pół roku i pomimo że my też nie szukamy kontaktu oni wiedzą/czują ze wystarczy jeden sms "widzimy się jutro wieczorem?" a my już jesteśmy 2 m nad ziemią i jesteśmy w stanie odwołać wszystko co miałyśmy zaplanowane aby spotkac się z nimi ... nie wiem czy desperacja jest wyczuwalna? unosi się w powietrzu? że nie trzeba nic mówić/robic a to widać?
smuci mnie to bo posiadanie takiej przewagi nad drugą osobą jest strasznie wyniszczajace.

Najsmutniejsze jest to, że Wy tak reagujecie. Zachowujecie się jakby na świecie było tysiąc kobiet, i on  jeden jedyny mężczyzna. Jakbyście nie mogły nikogo innego poznać. Zapewne w Waszych głowach jest iż nie  chcecie innego tylko jego. Ale tak się nie da. Nie zawszze możemy żyć z tymi których kochamy, pragniemy. Ale trzeba szukać, aktywnie szukać szczęścia. Ono samo do nas nie przyjdzie.

283 Ostatnio edytowany przez summerka88 (2017-08-02 12:46:52)

Odp: Friendzone, fuckfriendzone, czy o co chodzi?
Gary napisał/a:
nieznajoma8999 napisał/a:

Najsmutniejsze w tych historiach naszych jest to, że oni są tak strasznie nas pewni, mogą nie odzywać się tydzień/miesiąc/pół roku i pomimo że my też nie szukamy kontaktu oni wiedzą/czują ze wystarczy jeden sms "widzimy się jutro wieczorem?" a my już jesteśmy 2 m nad ziemią i jesteśmy w stanie odwołać wszystko co miałyśmy zaplanowane aby spotkac się z nimi ... nie wiem czy desperacja jest wyczuwalna? unosi się w powietrzu? że nie trzeba nic mówić/robic a to widać?
smuci mnie to bo posiadanie takiej przewagi nad drugą osobą jest strasznie wyniszczajace.

Najsmutniejsze jest to, że Wy tak reagujecie. Zachowujecie się jakby na świecie było tysiąc kobiet, i on  jeden jedyny mężczyzna. Jakbyście nie mogły nikogo innego poznać. Zapewne w Waszych głowach jest iż nie  chcecie innego tylko jego. Ale tak się nie da. Nie zawszze możemy żyć z tymi których kochamy, pragniemy. Ale trzeba szukać, aktywnie szukać szczęścia. Ono samo do nas nie przyjdzie.

Prawda.
Myślę, że w związki typu FF pakują się osoby, które czują (świadomie lub częściej nieświadomie), że mają w sobie jakiś defekt, który im uniemożliwia stworzenie prawdziwie głębokiego związku. Wierzą, źe jedyne, co mogą otrzymać to partnera to ukradkowy seks, krótką wymianę zdań po i smsów przed. Nie wierzą, że ktoś mógłby się nimi prawdziwie zachwycić, wielbić na codzień i od święta, liczyć się z ich uczuciami. Wybierają takie związki również dlatego, bo są dla nich bezpieczne. Nie muszą się zbyt odkrywać, być blisko. Im wystarczają tzw. "ochłapy", które dla innych są upokarzające lub uwłaczające ich godności.

284

Odp: Friendzone, fuckfriendzone, czy o co chodzi?

Ja nie uważam, że przyjaźń + seks jest zły. Wręcz przeciwnie -- to piękne... ale pod warunkiem, że obie osoby tego chcą, tak chcą. Natomiast jeśli jedna  osoba chciałaby związku i zaangażowania, to wtedy przyjaźń + seks pada. Trzeba wtedy zacząć szukać szcześcia, ale niekoniecznie z tym przyjacielem... pójść swoją drogą. Zresztą przyjaciel też tak zrobi.

285 Ostatnio edytowany przez Lilibet (2017-08-02 14:27:26)

Odp: Friendzone, fuckfriendzone, czy o co chodzi?

Mi na przykład stworzenie typowego związku, uniemożliwia fakt, że ja nawet nie chce słyszeć o założeniu rodziny, przynajmniej w ciągu najbliższych lat. Odrzuca mnie, obrzydza, ta perspektywa, ze mielibyśmy się obydwoje ustatkować, zostać rodzicami, zacząć typowe dorosłe życie polskich Kowalskich. To byłoby tak cholernie przykre życie. Ja już swoje przeżyłam i w tym temacie jestem bardzo trudna, nie każdy facet byłby w stanie zaakceptować moje poglądy, i uszanować mnie i moje wybory.
Na pewno nie wyobrażam sobie, spotykać się z żonatym facet czy facetem który ma dziecko/dzieci. Po co mi taki facet, z odzysku, z kulami u nogi, zobowiązaniami?!
My obydwoje byliśmy wolni, akurat w takim momencie życia, że nie chcieliśmy się zobowiązywać. Ogólnie taki układ ma dużo plusów, chociaż nie przewidziałam, że ja się zakocham w nim tak mocno, że zacznę to wszystko tak poważnie traktować.  Godzę się na taki związek, pewnie dlatego też, że tak jest bezpiecznie, nie muszę nic radykalnie zmieniać w swoim życiu. Paradoks jest taki, że kocham go, chce z nim być. Chciałabym być jedyna i najważniejszą kobietą w jego życiu. Ale żadne zakładanie rodziny nie wchodzi w grę!!! No więc czy w takiej sytuacji coś poza otwartym związekiem wchodzi w grę?

286

Odp: Friendzone, fuckfriendzone, czy o co chodzi?
Gary napisał/a:

Ja nie uważam, że przyjaźń + seks jest zły. Wręcz przeciwnie -- to piękne... ale pod warunkiem, że obie osoby tego chcą, tak chcą. Natomiast jeśli jedna  osoba chciałaby związku i zaangażowania, to wtedy przyjaźń + seks pada. Trzeba wtedy zacząć szukać szcześcia, ale niekoniecznie z tym przyjacielem... pójść swoją drogą. Zresztą przyjaciel też tak zrobi.

Gary, nikt w tym układzie nikogo do niczego nie zmusza, więc oboje CHCĄ. To nie ulega wątpliwościom big_smile
Ważne są jednak także INTENCJE i POWODY, dla których wchodzi się w takie relacje i spędza się w nich lata. Z poczuciem niedosytu i tęsknotą za czymś więcej.

287 Ostatnio edytowany przez jolanka27 (2017-08-02 15:22:11)

Odp: Friendzone, fuckfriendzone, czy o co chodzi?

Double

288 Ostatnio edytowany przez jolanka27 (2017-08-02 15:21:13)

Odp: Friendzone, fuckfriendzone, czy o co chodzi?
Pasitka napisał/a:

A kasiks - strasznie Cię przepraszam, że trochę nabałaganiłam w Twoim wątku i teraz zaczęły się podłączać pod niego inne dziewczyny, a to przecież Twój temat.
Mam nadzieję, że jednak nie masz mi tego za złe - przynajmniej wątek trochę odżył, nie? wink

No i z tego co czytam to sporo takich kobiet jak my jest, które tkwią albo tkwiły w takich "chorych" relacjach jak my. Podobnych, a jednak każda w nieco innych. To może i dobrze, powymieniamy się tutaj doświadczeniami i radami. Jeśli nie masz oczywiście nic przeciwko?
Jak się to mówi " w kupie raźniej" tongue

A Ty to już powoli chyba stajesz się ekspertką w tym temacie... wink

Tylko zadaj sobie pytanie czy po to przyszłaś ze swoim problemem aby go rozwiązać czy po to aby pogaworzyć sobie jacy ci faceci to dranie, jak to oni źle traktują. Co niby ma wyniknąć z tego gaworzenia?

Rady? Każda dziewczyna która była w takiej relacji podpowie innej "utnij kontakt, pernamentnie, zablokuj, wykasuj", "tak, tak dokladnie tak zrobie!/ Uff zrobilam to, koniec z nim, coz za ulga!". Tydzień później: "wiecie, napisał taki uroczy sms, no nie moglam odmowic... o matko, coz ja zrobilam, znow w punkcie wyjscia ratunku ratunku!"

Wy nie chcecie ratunku, chcecie się wspólnie poużalać. Faktycznie, kupa.

289 Ostatnio edytowany przez feniks35 (2017-08-02 15:29:50)

Odp: Friendzone, fuckfriendzone, czy o co chodzi?
jolanka27 napisał/a:
Pasitka napisał/a:

A kasiks - strasznie Cię przepraszam, że trochę nabałaganiłam w Twoim wątku i teraz zaczęły się podłączać pod niego inne dziewczyny, a to przecież Twój temat.
Mam nadzieję, że jednak nie masz mi tego za złe - przynajmniej wątek trochę odżył, nie? wink

No i z tego co czytam to sporo takich kobiet jak my jest, które tkwią albo tkwiły w takich "chorych" relacjach jak my. Podobnych, a jednak każda w nieco innych. To może i dobrze, powymieniamy się tutaj doświadczeniami i radami. Jeśli nie masz oczywiście nic przeciwko?
Jak się to mówi " w kupie raźniej" tongue

A Ty to już powoli chyba stajesz się ekspertką w tym temacie... wink

Tylko zadaj sobie pytanie czy po to przyszłaś ze swoim problemem aby go rozwiązać czy po to aby pogaworzyć sobie jacy ci faceci to dranie, jak to oni źle traktują. Co niby ma wyniknąć z tego gaworzenia?

Rady? Każda dziewczyna która była w takiej relacji podpowie innej "utnij kontakt, pernamentnie, zablokuj, wykasuj", "tak, tak dokladnie tak zrobie!/ Uff zrobilam to, koniec z nim, coz za ulga!". Tydzień później: "wiecie, napisał taki uroczy sms, no nie moglam odmowic... o matko, coz ja zrobilam, znow w punkcie wyjscia ratunku ratunku!"

Wy nie chcecie ratunku, chcecie się wspólnie poużalać. Faktycznie, kupa.

Prawda. To takie wzajemne utwierdzanie sie ze tkwienie w chorym ukladzie ktory poza ochlapami nic wartosciowego nie wnosi jest ok...bo Kryska i Maryska tez tak zyja a skoro tak luz mozna brnac glebiej w to gowno.
Do co Kasiks to uwazam ze masz racje, najprawdopodobniej przegapisz swoja szanse i swoj czas na znalezienie szczescia z kims wartym zachodu. Ty jestes jeszcze tak w gufnie po uszy ze hoho a Twoje zapewnienia ze Ci juz coraz mniej zalezy to takie uspokajanie samej siebie ze niby jest postep. Mozna tak tkwic w tym niby postepie latami i nie zrobic nawet kroku na przod. A nawet jesli kiedys sie z tego wykarasakasz to w mojej ocenie nie bedziesz umiala stworzyc zdrowej relacji bo uzaleznilo Cie to chore czekanie na skrawki atencji tego facecika i niepewnosc kolejnego spotkania. Normalny kochajacy i odpowiedzialny facet bedzie dla Ciebie za nudny. No ale to Twoj wybor moja droga. Zadna terapia za Ciebie roboty nie zrobi. Bo skoro sama widzisz ze brak kontaktu z nim Ci sluzy i nie kusi do spotkan z nim to fakt ze nie poblokowalas go juz dawno na wszelkie mozliwe sposoby swiadczy ze tak naprawde nie chcesz zakonczyc tej porazki.
Edit: i tak jak sie rzadko zgadzam z Wuwu tak tu musze. Po co wogole ten watek? Zeby uspic wyrzuty sumienia wzgledem tej dziewczyny ze to sie dzieje poza Toba i Twoja wola ? Chcialabys ale nie da rady i moze terapia pomoze albo egzorcyzmy. Nie lepiej uczciwie przyznac ze samo bzykanie z nim i kontakt pasuje Ci bardzo a jedynym problemem jest wlasnie to ze musisz sie nim dzielic z jakas dziunka?

290 Ostatnio edytowany przez On-WuWuA-83 (2017-08-02 15:28:46)

Odp: Friendzone, fuckfriendzone, czy o co chodzi?
jolanka27 napisał/a:

Tylko zadaj sobie pytanie czy po to przyszłaś ze swoim problemem aby go rozwiązać czy po to aby pogaworzyć sobie jacy ci faceci to dranie, jak to oni źle traktują. Co niby ma wyniknąć z tego gaworzenia?

Przyszła pogaworzyć tak jak ty swego czasu to robiłaś ^^
Jak opowiada taką akcje facet facetowi, że ma taką chętną laskę a oprócz niej jeszcze jedną stałą to niezła beka z niej jest tongue

291

Odp: Friendzone, fuckfriendzone, czy o co chodzi?
Lilibet napisał/a:

Mi na przykład stworzenie typowego związku, uniemożliwia fakt, że ja nawet nie chce słyszeć o założeniu rodziny....
(...)
No więc czy w takiej sytuacji coś poza otwartym związekiem wchodzi w grę?

Tak, pełnowartościowy związek z facetem, który ma podobne zapatrywanie na rodzine jak Ty

292

Odp: Friendzone, fuckfriendzone, czy o co chodzi?
On-WuWuA-83 napisał/a:
jolanka27 napisał/a:

Tylko zadaj sobie pytanie czy po to przyszłaś ze swoim problemem aby go rozwiązać czy po to aby pogaworzyć sobie jacy ci faceci to dranie, jak to oni źle traktują. Co niby ma wyniknąć z tego gaworzenia?

Przyszła pogaworzyć tak jak ty swego czasu to robiłaś ^^
Jak opowiada taką akcje facet facetowi, że ma taką chętną laskę a oprócz niej jeszcze jedną stałą to niezła beka z niej jest tongue

Indeed. Tak samo jak dziewczyny tutaj przynosilam sobie ulge faktem, że przecieznie jestem jedyna tak "dymaną" laską; "uff, jest nas więcej to możemy teraz powygadywać jak to nam źle, jak to nic sie nie da z tym zrobić, jakie my bezradne...". Nie tędy droga. Zakładam, że jeśli ktoś uzewnętrznił się na takim forum, to szuka realnwgo i skutecznego rozwiązania swojego problemu.

293

Odp: Friendzone, fuckfriendzone, czy o co chodzi?
Lilibet napisał/a:

Paradoks jest taki, że kocham go, chce z nim być. Chciałabym być jedyna i najważniejszą kobietą w jego życiu. Ale żadne zakładanie rodziny nie wchodzi w grę!!! No więc czy w takiej sytuacji coś poza otwartym związekiem wchodzi w grę?

Tak... Wchodzi w grę zwykły związek dwojga ludzi, który są dla siebie ważni. Przecież to proste... Nie musisz mieć dzieci, nie muszisz mieć kredytu, mieszkania, wspólnego auta, wspólnego rachunku bankowego. Ale jesteście razem, dla siebie smile smile Piękna sprawa.

294

Odp: Friendzone, fuckfriendzone, czy o co chodzi?

Kochani, nie mam nic przeciwko, aby inne osoby podłączały się pod mój wątek i dzieliły swoimi historiami, ale właśnie nie chcę sytuacji poklepywania po pleckach i kółka wzajemnej adoracji: "bo oni tacy wredni, bo my takie bidulki".

Założyłam ten wątek w styczniu, wtedy jeszcze liczyłam, że może coś z tego będzie. Pytałam Was: jak go rozkochać w sobie, jak sprawić, by zaczął mnie traktować jak potencjalną partnerkę do związku? Macie rację, że przez 8 miesięcy NIE ZROBIŁAM ani jednego kroku naprzód, by się z tego bagna wydostać. Wiele razy czytałam ten wątek od początku, od pierwszej strony. Bywało, że na kilka dni/tygodni znajdowałam w sobie siłę, żeby spojrzeć na to trochę z boku, bardziej obiektywnym okiem. Widzę jak bardzo sprzeczna jestem. Jak się motam. Piszę co innego, a robię co innego. Wiecie co, jestem taka "mądralińska" kiedy mam z nim kontakt, kiedy on gdzieś tam jest. Nieważne, że z kimś, ale czasem się spotkamy, czasem popiszemy, wiem, że jest. W momencie, kiedy nie mam z nim kontaktu jakiś czas (bo np. postanawiam: zrywam kontakt), to po prostu wariuję. Tracę grunt pod nogami. Mam wtedy myślenie, że nigdy nie będę w związku, że nie chcę relacji na stałe. Ja faktycznie muszę mieć lęk przed bliskością, bo jestem zainteresowana facetami niedostępnymi. Słusznie piszecie, że osoby wprost zainteresowane mną, wydają mi się nudne, przewidywalne. I to prawda, że w układach FF lądują osoby z problemem w sobie.

Tak z innej beczki, wczoraj na powrót założyłam sobie konto na portalu randkowym. Chcę wrócić do randkowania. Jedna osoba jakoś tak fajnie wybiła się z reszty piszących. Dziś zaproponował spotkanie (swoją drogą nie traci czasu). Jeśli nic nie odwali po drodze, to się spotkam z nim po powrocie z wakacji. Wydaje mi się, że to słuszna droga- ZACZĄĆ ŻYĆ.

295

Odp: Friendzone, fuckfriendzone, czy o co chodzi?
nieznajoma8999 napisał/a:

(...) Cały czas jakoś szuka tego kontaktu ze mną - wczoraj napisał do mnie sms wieczorem potem drugiego i trzeciego - a że byłam na siłowni nie słyszałam więc po kilku minutach zaczął dzwonić, po kilku minutach znowu. Gdy wyszłam spod prysznica zastanawiałam sie o co chodzi czy coś się stało co on tak nawala w telefon. Oddzwoniłam do niego - rozmowa długa bo prawie 2h, o głupotach trochę droczenia, trochę podtekstów. Nie wiem na ile on mnie ocenia że jestem taka "zaangażowana" w ten związek a na ile testuje czy sprawdza rzucając takie teksty jak"pewnie nie odebrałaś od razu żebym pomyślał że jesteś taka zajęta haha" "siedzisz jak mops i wpatrujesz się w telefon czy zadzwonię przyznaj się" "nie będziesz ograniczać mojej przestrzeni? jasne kiedyś Ci się włączy" "kupie dom pod miastem nie będziesz miała problemów żeby dojeżdzać?" na moją odpowiedź "ale plany dalekosiężne" odpowiedział "dobra dobra w sumie ja Ci nic nie obiecuje pożyjemy zobaczymy" moze się droczy, może jest tak mnie pewny? trudno go wyczuć ... niby śmeje się to mówiac ale być może jest w tym szczery ...

Najsmutniejsze w tych historiach naszych jest to, że oni są tak strasznie nas pewni, mogą nie odzywać się tydzień/miesiąc/pół roku i pomimo że my też nie szukamy kontaktu oni wiedzą/czują ze wystarczy jeden sms "widzimy się jutro wieczorem?" a my już jesteśmy 2 m nad ziemią i jesteśmy w stanie odwołać wszystko co miałyśmy zaplanowane aby spotkac się z nimi ... nie wiem czy desperacja jest wyczuwalna? unosi się w powietrzu? że nie trzeba nic mówić/robic a to widać?
smuci mnie to bo posiadanie takiej przewagi nad drugą osobą jest strasznie wyniszczajace.

Faktycznie ocenianie z boku przychodzi łatwiej...
Myślę, że on naprawdę uważa, że nie masz nic lepszego do roboty niż czekanie na niego. W każdym żarciku doszukałabym się słowa prawdy. Najznamienitsze słowa: "dobra dobra w sumie ja Ci nic nie obiecuje pożyjemy zobaczymy". Łaskawca się znalazł hmm Jak pisałam wcześniej, nie chcę wzajemnego użalania się na tych facetów, ale jak to czytam, to chyba każda z nas to usłyszała. Typowe wykręcanie się od odpowiedzialności za własne czyny: jest fajnie, ale ja nic Ci nie obiecuję. U mnie to było: Kasia, ale ja nie wiem jak to będzie. Życie jest przewrotne, różnie może być... A potem: Przecież ja nic Ci nie obiecywałem.

Spod mojej klawiatury takie zdania, że trzeba z tym skończyć, brzmią już co najmniej groteskowo. W końcu już tyle razy "dawałam sobie spokój", a potem i tak wracałam na forum ze spuszczoną głową. Ale i tak myślę, że najlepsza nauczka dla takich panów, to spokojnie odejść. Ja wierzę, że to można przerwać. W końcu się wyczerpie limit upokarzania samej siebie.

296

Odp: Friendzone, fuckfriendzone, czy o co chodzi?
kasiks napisał/a:

Założyłam ten wątek w styczniu, wtedy jeszcze liczyłam, że może coś z tego będzie. Pytałam Was: jak go rozkochać w sobie, jak sprawić, by zaczął mnie traktować jak potencjalną partnerkę do związku?

Juz wiedzialas, że nie będzie. Sam tytuł wątku to wyraża. Fakt, że on ma dziewczyne to wyraża.


Ja faktycznie muszę mieć lęk przed bliskością, bo jestem zainteresowana facetami niedostępnymi. Słusznie piszecie, że osoby wprost zainteresowane mną, wydają mi się nudne, przewidywalne.

BINGO!
I w tym należy pogrzebać. To praca nie na jedno popołudnie, nie tydzień i nie na miesiąc, to głękoba inwigilacja siebie i proces zmiany głęboko zakorzenionych stereotypów. Wymaga więcej zaangażowania, koncentracji i odwqgi niż biadolenie na forum. Jesteś gotowa?

Jeśli nic nie odwali po drodze, to się spotkam z nim po powrocie z wakacji. Wydaje mi się, że to słuszna droga- ZACZĄĆ ŻYĆ.

PUDŁO.
Zacząć żyć = szukać kogoś jako "plasterek", do zaleczenia smutku po panu niedostępnym? do własnego friendzone? Eeeeeee, nie tędy droga.

297

Odp: Friendzone, fuckfriendzone, czy o co chodzi?
kasiks napisał/a:

Ja wierzę, że to można przerwać. W końcu się wyczerpie limit upokarzania samej siebie.

Nie ma takiego limitu. Raczej przeciwnie, upokorzysz się tak bardzo, że sama nie poznasz siebie. Zamiast "wierzyć" działaj, weź sprawy w swoje.

298

Odp: Friendzone, fuckfriendzone, czy o co chodzi?

Kiedy pierwszy raz usłyszałam tę piosenkę pomyślałam, że mogę podpisać się pod KAŻDYM jej słowem...

https://www.youtube.com/watch?v=6FQ5wgSq1-s

299

Odp: Friendzone, fuckfriendzone, czy o co chodzi?

I właśnie m.in. po to jest to forum - dziewczyny, dałyście mi motywację i siłę do walki o siebie, do zmian. Naprawdę, to pomaga. Pewnie jest w tym trochę racji, że w takie układy pakują się osoby z problemami i nie potrafiące stworzyć głębokiej i długotrwałej, zdrowej relacji - ale u mnie raczej tak nie jest, bo mam za sobą kilka poważnych związków, takich całkiem "normalnych", mało tego, mam (prawie) za sobą małżeństwo - jestem akurat w trakcie rozwodu. Decyzję tę podjęłam już prawie rok temu, ale zanim złożyłam pozew, teraz formalności się ciągną w nieskończoność... Uprzedzając pytania, zakończyć to (kilkuletnie) małżeństwo postanowiłam z b poważnych powodów, o których nie będę teraz pisać.

Kasiks - brawo! Tak trzymać! W końcu jakiś przełom. Uważam, że to bardzo dobry pomysł z tym powrotem do randkowania - super!!! Koniecznie idź na tę randkę. Aczkolwiek teraz to chyba trzeba też trochę uważać, żeby nie trafić na jakiegoś świra, co? Nie wiem, dlat. pytam, daaawno już nie poznawałam kogoś w ten sposób, więc ciekawa jestem na ile nadal jest to bezpieczne. A wy jak to oceniacie? Można trafić na takim portalu na fajnych i normalnych facetów? Czy są to już jakieś same "złamasy"? Bo zaczęłam się sama nad tym rozwiązaniem zastanawiać.

300

Odp: Friendzone, fuckfriendzone, czy o co chodzi?
Pasitka napisał/a:

I właśnie m.in. po to jest to forum - dziewczyny, dałyście mi motywację i siłę do walki o siebie, do zmian. Naprawdę, to pomaga. Pewnie jest w tym trochę racji, że w takie układy pakują się osoby z problemami i nie potrafiące stworzyć głębokiej i długotrwałej, zdrowej relacji - ale u mnie raczej tak nie jest, bo mam za sobą kilka poważnych związków, takich całkiem "normalnych", mało tego, mam (prawie) za sobą małżeństwo - jestem akurat w trakcie rozwodu. Decyzję tę podjęłam już prawie rok temu, ale zanim złożyłam pozew, teraz formalności się ciągną w nieskończoność... Uprzedzając pytania, zakończyć to (kilkuletnie) małżeństwo postanowiłam z b poważnych powodów, o których nie będę teraz pisać.

Kasiks - brawo! Tak trzymać! W końcu jakiś przełom. Uważam, że to bardzo dobry pomysł z tym powrotem do randkowania - super!!! Koniecznie idź na tę randkę. Aczkolwiek teraz to chyba trzeba też trochę uważać, żeby nie trafić na jakiegoś świra, co? Nie wiem, dlat. pytam, daaawno już nie poznawałam kogoś w ten sposób, więc ciekawa jestem na ile nadal jest to bezpieczne. A wy jak to oceniacie? Można trafić na takim portalu na fajnych i normalnych facetów? Czy są to już jakieś same "złamasy"? Bo zaczęłam się sama nad tym rozwiązaniem zastanawiać.

Zaden przelom u Kasiks. Najgorszy mozliwy sposob jaki mogla wybrac. Juz zreszta byl o ile kojarze epizod z seria spotkan z roznymi przypadkowymi panami zakonczonych przypadkowym seksem. Wszystko to w celu wymazania pana P.  z glowy. Efektem o ile kojarze bylo tylko jeszcze wieksze poczucie pustki i tesknota za nim bo chociaz  panowie "wybzykali" konktretnie to z glowy go w zaden sposob nie usuneli a jeszcze doszlo poczucie bezsensu tych przypadkowych zblizen.
Jedyna sluszna droga w moim odczuciu to nauczenie sie bycia szczesliwa ze sama soba, poukladanie sobie wszystkiego w glowie na spokojnie lub z pomoca specjalisty( ale pod warunkiem realnych checi wyjscia z tego) a nie zagluszanie problemu kolejnymi  powierzchownymi znajomosciami. To jak pudrownie syfa zamiast dojscie do przyczyn jego powstania w celu usuniecia go.

301

Odp: Friendzone, fuckfriendzone, czy o co chodzi?

DOKŁADNIE tak jak rzecze przedmówca. Obrazowy przykład, może trafi

302

Odp: Friendzone, fuckfriendzone, czy o co chodzi?

W takich przypadkach jak opisuje autorka wychodzi "sprawiedliwość" tego świata big_smile big_smile
Jeden ma stałą kobietę a dodatkowo jeszcze ze dwie ("nawiedzone") które sobie zwyczajnie rucha i nie mówimy o paniach z agenturki a inny przychodzi i płacze na forum, że żadna go nie chce lub też traktuje co najwyżej jako kolegę. Życie tongue tongue

303

Odp: Friendzone, fuckfriendzone, czy o co chodzi?
kasiks napisał/a:

Kiedy pierwszy raz usłyszałam tę piosenkę pomyślałam, że mogę podpisać się pod KAŻDYM jej słowem...

https://www.youtube.com/watch?v=6FQ5wgSq1-s

Niezły kawałek

304 Ostatnio edytowany przez Pasitka (2017-08-06 22:08:40)

Odp: Friendzone, fuckfriendzone, czy o co chodzi?

Hej dziewczyny? Co taka cisza w temacie?

Kasiks - i jak tak sytuacja się rozwija? Cos nowego?

Ja bylam ze "swoim" wczoraj na weselu - jako osoba towarzyszaca. Jak taka jedna dziewczyna z która siedzieliśmy razem rzy stole zapytala tak na spontanie jak długo jesteśmy razem, to myslalam ze padne, nie wiedziałam co odpowiedzieć, on zareagowal dość szybko za to - ze nie jesteśmy razem czy para, już nie pamiętam dokładnie jakich slow uzyl. A jak ona dalej drazyla czy tzn ze się przyjaźnimy itp. to on zaczal się motać... Ja w ogole nie wiedzialm co mowic, nie przygotowałam się na takie syt. W końcu pierwszy raz wyszliśmy tak naprade rzem ofocalni "do ludzi"... Ale ona się po chwili domyslila ze to pewnie taki ff, ja nie zaprzeczyłam. smile

A jak wam minal weekend?

Oczywiście nad ranem był obledny sex... smile)) Ach, gl to chyba z tego sexu z nim to nie potrafie teraz zrezygnować...

305

Odp: Friendzone, fuckfriendzone, czy o co chodzi?
Pasitka napisał/a:

Hej dziewczyny? Co taka cisza w temacie?

Kasiks - i jak tak sytuacja się rozwija? Cos nowego?

Ja bylam ze "swoim" wczoraj na weselu - jako osoba towarzyszaca. Jak taka jedna dziewczyna z która siedzieliśmy razem rzy stole zapytala tak na spontanie jak długo jesteśmy razem, to myslalam ze padne, nie wiedziałam co odpowiedzieć, on zareagowal dość szybko za to - ze nie jesteśmy razem czy para, już nie pamiętam dokładnie jakich slow uzyl. A jak ona dalej drazyla czy tzn ze się przyjaźnimy itp. to on zaczal się motać... Ja w ogole nie wiedzialm co mowic, nie przygotowałam się na takie syt. W końcu pierwszy raz wyszliśmy tak naprade rzem ofocalni "do ludzi"... Ale ona się po chwili domyslila ze to pewnie taki ff, ja nie zaprzeczyłam. smile

A jak wam minal weekend?

Oczywiście nad ranem był obledny sex... smile)) Ach, gl to chyba z tego sexu z nim to nie potrafie teraz zrezygnować...


Pasitka, nie udzielałam się tu na forum, bo byłam na urlopie. Miałam dużo czasu na przemyślenia. W jakimś inny wątku widziałam Twoje wpisy i jedyne co Ci mogę powiedzieć to: wiej dziewczyno, póki nie jest za późno. Ja zabrnęłam w jakąś ślepą uliczkę. To, co robię ze swoim życiem to w ogóle jakaś porażka. Mam w pełni świadomość, że któregoś dnia P. kopnie mnie w tyłek, ale czuję się jak narkoman uzależniony od heroiny. Dopóki mamy jakiś tam kontakt, ja jakoś funkcjonuję. W momencie kiedy "ucinam kontakt" (najdłużej trwało to miesiąc), normalnie "chodzę po ścianach".
Jutro jadę się zapisać na psychoterapię. Jeśli psychoterapeuta zaleci zablokować kontakt, to zrobię tak. Nie mam za bardzo siły, żeby pisać jakoś szczegółowo, ale jak trochę mi się polepszy z psychiką, wypiszę sobie tu na forum wszystkie braki P., żeby mieć w jednym miejscu czarno na białym.

W skrócie powiem, że kiedy byłam na wyjeździe, P. dopytywał się mnie kiedy wracam, chciał pogadać. W sobotę odbyliśmy bardzo nieprzyjemną rozmowę na komunikatorze. Pisał, że ma zły dzień i nie chce żeby mi się obrywało. Potem coś o tym, że stale mi się chce seksu, że jestem zboczona. Odpisałam: bo Ty masz seks w domu, ja nie. Jego odpowiedź: przecież masz tam tych swoich "znajomych". A przepraszam, to się nie nazywa znajomi, tylko gachy...
I kolejny tekst jak mu napisałam, że jest wredny, odpisał, że uczy się od najlepszych. Napisałam mu, że moja wredota znikąd się też nie bierze. A on: No zazwyczaj z niedoru.....nia się bierze...

Później mnie oczywiście przepraszał, że myślał, że odpowiada mi to, że piszemy w zupełnie inny sposób. Porażka. W poniedziałek przyjechał porozmawiać. Myślałam, że będzie mu chodziło o sprawy około zawodowe (często dyskutujemy na takie tematy). A on powiedział, że po około dobę po naszym ostatnim spotkaniu, wyrosła mu na gardle jakaś biała kulka. I pytał lekarza, czy to może być grzyb. Lekarz powiedział, że całkiem możliwe. I on do mnie, że to takie ważne badanie się i uważanie, bo można się łatwo zarazić. Że ja nie mam stałego partnera. On oprócz swojej dziewczyny (!!) i mnie z nikim się nie spotyka... Normalnie, byłam tak zdezorientowana, że wybąkałam tylko jakieś nic nie znaczące słowa. Potem jeszcze insynuował, że w październiku miał podobnie . Po całowaniu się ze mną bolało go gardło. Ja w październiku wylądowałam w szpitalu, zostałam w pracy zarażona bakterią gronkowca. Kiedy się z nim spotkałam, o niczym nie wiedziałam. Choroba rozwinęła się na drugi dzień dopiero. Zostało mi ZARZUCONE, że mogłam go świadomie zarazić chcąc odegrać się na nim z powodu ODRZUCENIA, widząc, że on wiedzie normalne, SZCZĘŚLIWE ŻYCIE.

"Najlepsze" w tym jest to, że po tych wszystkich "wywiadach" ze mną, zarzucaniu mi roznoszenia jakichś paskudztw, przyciągnął mnie do siebie, podniecił się i był bliski, żeby coś tam działać.

Piszę to po to, żeby Ci pokazać, że reakcją zdrowej psychicznie osoby na takie zachowanie, byłby strzał w twarz i wyrzucenie go za drzwi. Ja słuchałam tych wszystkich impertynencji i nie potrafiłam zrobić NIC. Jak zwykle próbowałam się tłumaczyć, miałam takie uczucie, że rzeczywistość biegnie obok mnie, ja mogę być tylko obserwatorem tych zdarzeń, a to przecież nieprawda...

Jak już doszłam do siebie, napisałam mu wieczorem, że dał mi do myślenia, że zawsze mnie wyprowadza z równowagi, kiedy ja już jakoś się pozbieram. Wygarnęłam mu wszystko, że potraktował mnie jak prostytutkę, że czuję się jak nic nie warty śmieć. Pisał, że źle go zrozumiałam, że on wie, że ja bardzo dbam o siebie. Że przekaz miał być taki, że nie zawsze jestem w stanie wyleczyć się ziołami (interesuję się alternatywnymi metodami leczenia) i że trzeba uważać, bo można się zarazić, każdy może. Kiedy spytałam, po co w takim razie w ogóle utrzymuje ze mną kontakt, skoro podejrzewa mnie o świadome zarażanie albo o odgrywanie się za niewyjaśnione żale, odpisał, że to jest bardzo trudne pytanie. Bo bardzo lubi przebywać w moim towarzystwie i że ciągle go kręcę.

Pomijając P., wczoraj byłam na randce z portalu randkowego. Nowy też ma na imię na P. Mam mieszane uczucia co do tego spotkania. Facet bardzo mi się spodobał, zarówno fizycznie, jak i z zachowania. Miałam tylko wrażenie, że ja mu nie spodobałam się aż tak. Opowiadałam przebieg randki mojej koleżance i mówi, że wymyślam, że jego zachowanie świadczy o zainteresowaniu moją osobą. Po przyjeździe do domu o dziwo napisał smsa, pisaliśmy chyba z godzinę, ale mi trudno oprzeć się wrażeniu, że to było grzecznościowe zachowanie. No nie wiem, czas pokaże.

Pomimo urlopu, czuję się przytłoczona psychicznie, bardzo zmęczona. Mam głowę jak naładowaną ołowiem, nie śpię po nocach, zasypiam nad ranem i budzę się z przeświadczeniem bezsensu. Jem byle jak, wieczorem popijam wino. Wiem, że idę w złym kierunku. Czasem mam wrażenie, że tą historyjką z P. odgrywam w swoim życiu sceny z bratem. Czuję się jak taka bezwiedna marionetka. Tańczę jak on mi zagra. W głowie mam cały czas, że to jest złe, myślę często i dużo o jego dziewczynie, ale brnę w to dalej. Wiem, że jedyną moc sprawczą mam ja sama. Że gdyby mi zależało na naprawieniu tego, to wystarczy poblokować go wszędzie, gdzie się da. Facet nie zna mojego nazwiska, więc jak nie będzie kontaktował się telefonicznie, to nie będzie wcale. Tylko ja nie jestem jeszcze gotowa na to.

306

Odp: Friendzone, fuckfriendzone, czy o co chodzi?

Wczoraj napisał do mnie w nocy. Spodziewałam się kontaktu, czułam, że on myśli o mnie równie intensywnie jak ja o nim. Nie myliłam się. W trakcie rozmowy wyszło, że jest na wyjeździe w Gdańsku ze swoją dziewczyną. Zaczęłam wywody o tym, że wyskakuje mi ciągle z newsami pt. wczasy z dziewczyną. Następne zapewne będą newsy: ślub z nią, dziecko itd. I pytanie: A Ty Kasiu już kogoś poznałaś? Jak tam Twoje randki? Odpisał mi na to, że tak nie będzie. Na moje żale, że ona jest od normalnego życia, ja od seksu i rozmów, tradycyjnie się wyparł. Pisał, że ciągle o mnie myśli. Kiedy napisałam mu, że nie chcę nic wiedzieć o jego związku, że mnie to rani, odpowiedział, że on nie chce mnie ranić, że postara się nie kontaktować na jakiś czas, choć będzie mu ciężko. Miałam wrażenie, że to takie sztuczne badanie sytuacji, żebym tylko napisała: Nie nie, utrzymujmy tę znajomość. Ja mu jednak odpisałam, że ma rację, że szanuję jego decyzję i lepiej będzie jak nie będzie o sobie przypominał. Pisał coś tam, że czasem człowiek wybiera związek z rozsądku, pomimo, że emocje chcą czegoś innego. I najlepsze: Wszystko byłoby dobrze, gdybyśmy mogli żyć w 3. Tylko, że pewne osoby nie są na to gotowe... Harem się gnojkowi zamarzył.

Potem jeszcze coś zagadywał, napisałam mu w końcu, że idę spać i tyle. Jakoś nie mam wrażenia, żeby on już miał nie napisać. Spisuję tutaj aktualne myśli, nie oczekuję porad. Wiem jak to z boku wygląda i nie jestem zaskoczona przebiegiem akcji. Tu na forum kilka osób pisało mi, że jestem tą trzecią, że to nielojalne wobec innej kobiety. Ja wiem o tym. Nie czuję się dobrze z tego powodu. Gdybym od razu wiedziała, że on z kimś się spotyka, nie brnęłabym w to. Dowiedziałam się za późno. Ok, napiszecie, że to w takim razie trzeba było to przerwać jak już wiedziałaś. Tylko to nie jest takie proste. Czuję się uzależniona od tej sytuacji, od jego niedostępności. Im bardziej on jest niedostępny, tym bardziej mnie przyciąga.

307

Odp: Friendzone, fuckfriendzone, czy o co chodzi?

Kasiks jak ja Cię rozumiem.. Też kiedyś myślałam, że ja i zajety facet to NIGDY, no nie ma szans. Mam wrażenie, że takie nigdy to jak wyzwanie rzucone losowi..

I rozumiem to uzależnienie. Kiedy nic się nie liczy, bo ON. Żadna tam godność, lojalność czy świadomość że marnuje sobie zycie. Bo ON.

Aktualnie jestem na detoksie. Czytam Ale nie odpisuje. Czasem się łamie i podglądam na IG. Coraz rzadziej. Numer zablokowany. ON też już odpuszcza.

Nikt nie ci nie pomoże, póki nie sięgniesz takiego dna, co to nawet nie wiedziałaś, że takie istnieje. Wtedy już się nie będziesz zwierzac na forum. Wtedy być może zawalczysz.

Ps. Poczytaj o osobowości psychopatycznej. Ten twój ziom coś śmierdzi.

308

Odp: Friendzone, fuckfriendzone, czy o co chodzi?
Atelka napisał/a:

Kasiks jak ja Cię rozumiem.. Też kiedyś myślałam, że ja i zajety facet to NIGDY, no nie ma szans. Mam wrażenie, że takie nigdy to jak wyzwanie rzucone losowi..

I rozumiem to uzależnienie. Kiedy nic się nie liczy, bo ON. Żadna tam godność, lojalność czy świadomość że marnuje sobie zycie. Bo ON.

Aktualnie jestem na detoksie. Czytam Ale nie odpisuje. Czasem się łamie i podglądam na IG. Coraz rzadziej. Numer zablokowany. ON też już odpuszcza.

Nikt nie ci nie pomoże, póki nie sięgniesz takiego dna, co to nawet nie wiedziałaś, że takie istnieje. Wtedy już się nie będziesz zwierzac na forum. Wtedy być może zawalczysz.

Ps. Poczytaj o osobowości psychopatycznej. Ten twój ziom coś śmierdzi.

Atelka, też jesteś w takim układzie FF? Pomogłaś sobie sama, czy potrzebna była pomoc z zewnątrz? Jeśli to nie problem, napisz jak wyglądało osiągnięcie Twojego największego dna, bo sama się zastanawiam, co by mnie mogło otrzeźwić? Ciągle i ja przesuwam granice. Teraz nie dość, że spotykam się z zajętym, to jeszcze mam świadomość, że on nie zamierza niczego zmieniać. Masz rację, pisząc o tym zapomnieniu o lojalności i godności. Z natury jestem dumną osobą i kiedyś w życiu bym nie pomyślała, że będę się tak zachowywać...

Co do osobowości psychopatycznej P. zaciekawiłaś mnie, zaraz poczytam.

309

Odp: Friendzone, fuckfriendzone, czy o co chodzi?

Kasiks, przeczytałam to co napisałas i strasznie smutne jest to, że pozwalasz się tak traktować. Jak to możliwe, że nadal ciągnie cie do czlowieka, ktory potrafi napisać tak:

kasiks napisał/a:

Pisał, że ma zły dzień i nie chce żeby mi się obrywało. Potem coś o tym, że stale mi się chce seksu, że jestem zboczona. Odpisałam: bo Ty masz seks w domu, ja nie. Jego odpowiedź: przecież masz tam tych swoich "znajomych". A przepraszam, to się nie nazywa znajomi, tylko gachy...

Nie masz do niego obrzydzenia? Przecież ten facet jest ochydny, nie ma do ciebie żadnego szacunku. Jego teksty świadczą o tym, że nie ma w nim krzty uczucia do ciebie. Po co ci ktoś taki? Wiem że chcesz sobie pomóc, ale to co robisz teraz totalnie cie pogrąza. Ten czlowiek wysysa z ciebie calą energię i zwyczajnie niszczysz sobie życie. Chyba powinnas zastosować jakieś drastyczne środki, nie wiem może poinformować jego dziewczynę, zrobić mega dym. Jest nadzieja że koleś się obrazi i sam zerwie kontakt. Pomyśl o tym, bo tak jak jest teraz prowadzi cie tylko do psychicznej samozaglady.

310

Odp: Friendzone, fuckfriendzone, czy o co chodzi?

Kasiks wyszłam z tego sama.. moje dno.. trochę wstyd mi o tym nawet pisać. Ale jakie ja rzeczy robiłam... łasiłam się do niego jak szczeniak, rzucałam na każdy strzęp uwagi. Największym osiągnięciem było sprawienie że został u mnie na noc. I nie dlatego, że uległ moim namowom. Skuł się do nieprzytomności.
Ale to nie było dno.
Dnem nie był też ten moment kiedy przestał się odzywać a ja zwariowalam i robiłam głupie rzeczy (odezwalam się do innego gościa, spędziłam z nim weekend. Taka jakaś kara dla mnie to była, chyba za bycie niewarta jego uwagi).

Prób uratowania się było kilka. Był etap niezobowiazujacych relacji (głupota, to przecież było czekanie na niego). Był też etap, który Ty teraz masz: I'm gonna love you anyway... Był etap gubienia świadomości w różnych uzywkach. Aż przyszło dno, o którym nie umiem jeszcze pisać.

A, ON nie był tak sobie zajęty. ON miał żonę.

I zgadzam się, że jego niedostępnośc czyni go bardziej atrakcyjnym. Do tej pory czasem marzę o tym, że go spotykam za parę lat i mijam obojętnie.

Po pewnym czasie zaczęłam też go uniewinniac. Wszystko to ja sama sobie zrobiłam. Tylko po to, żeby czuć się przy nim jak królowa świata i ostatnia nędzna szmata tego świata. Oba bieguny zaliczyłam.

Zaczynalam ze sto razy te końce. Ten ostatni był skuteczny. Tylko nie ma dumy ze zwycięstwa. Jest przejmujące poczucie porażki i straty.

311 Ostatnio edytowany przez Jej Wysokość Zwiewność (2017-08-17 23:56:41)

Odp: Friendzone, fuckfriendzone, czy o co chodzi?

Kasiu, a moze po prostu ciagnie Cie to autodestrukcji.
Ludzie sie okaleczaja w rozny sposob.
Tna sie, bija sie, glodza sie etc. a przy tym maja swoj bezpieczny zamkniety swiat.


Moze dazysz do upodlenia, bo czujesz sie brudna i chcesz sie dalej tak czuc.
Odtwarzasz cos co siedzi w Tobie.


Dodam ze przeczytalam caly Twoj watek i jestem zdania, ze Twoja walka jest calkowicie bezsensu.
Gasisz pozar substancjami latwopalnymi.

Na tym etapie odpuscilabym sobie, zrywanie kontaktu, proby wymazania go z pamieci itd.


Wiesz o co walczysz?
Albo z czym?

312

Odp: Friendzone, fuckfriendzone, czy o co chodzi?

To straszne w co się wpakowałaś.. Takie upokorzenia.. Ten facet to okrutny psychopata, po prostu znęca się nad Tobą, a Ty masz zapędy masochistyczne. Zabkolowac pana gdzie się da i na dluuuga psychoterapię do świetnego fachowca. Bez innych randek. Musisz podjąć ciężką pracę nad sobą. Życzę Ci wytrwałości i siły.

313

Odp: Friendzone, fuckfriendzone, czy o co chodzi?
kasiks napisał/a:

Wczoraj napisał do mnie w nocy. Spodziewałam się kontaktu, czułam, że on myśli o mnie równie intensywnie jak ja o nim. Nie myliłam się. W trakcie rozmowy wyszło, że jest na wyjeździe w Gdańsku ze swoją dziewczyną. Zaczęłam wywody o tym, że wyskakuje mi ciągle z newsami pt. wczasy z dziewczyną. Następne zapewne będą newsy: ślub z nią, dziecko itd. I pytanie: A Ty Kasiu już kogoś poznałaś? Jak tam Twoje randki? Odpisał mi na to, że tak nie będzie. Na moje żale, że ona jest od normalnego życia, ja od seksu i rozmów, tradycyjnie się wyparł. Pisał, że ciągle o mnie myśli. Kiedy napisałam mu, że nie chcę nic wiedzieć o jego związku, że mnie to rani, odpowiedział, że on nie chce mnie ranić, że postara się nie kontaktować na jakiś czas, choć będzie mu ciężko. Miałam wrażenie, że to takie sztuczne badanie sytuacji, żebym tylko napisała: Nie nie, utrzymujmy tę znajomość. Ja mu jednak odpisałam, że ma rację, że szanuję jego decyzję i lepiej będzie jak nie będzie o sobie przypominał. Pisał coś tam, że czasem człowiek wybiera związek z rozsądku, pomimo, że emocje chcą czegoś innego. I najlepsze: Wszystko byłoby dobrze, gdybyśmy mogli żyć w 3. Tylko, że pewne osoby nie są na to gotowe... Harem się gnojkowi zamarzył.

Potem jeszcze coś zagadywał, napisałam mu w końcu, że idę spać i tyle. Jakoś nie mam wrażenia, żeby on już miał nie napisać. Spisuję tutaj aktualne myśli, nie oczekuję porad. Wiem jak to z boku wygląda i nie jestem zaskoczona przebiegiem akcji. Tu na forum kilka osób pisało mi, że jestem tą trzecią, że to nielojalne wobec innej kobiety. Ja wiem o tym. Nie czuję się dobrze z tego powodu. Gdybym od razu wiedziała, że on z kimś się spotyka, nie brnęłabym w to. Dowiedziałam się za późno. Ok, napiszecie, że to w takim razie trzeba było to przerwać jak już wiedziałaś. Tylko to nie jest takie proste. Czuję się uzależniona od tej sytuacji, od jego niedostępności. Im bardziej on jest niedostępny, tym bardziej mnie przyciąga.

kurczę bardzo Cię rozumiem! miałam identycznie, zaagażowałam się w zwiazek nie wiedząc że z kimś jest. Gdy się dowiedziałam dla mnie było już za późno żeby wyjść z tego bez emocjonalnej straty ... i pomimo że obiecywałam sobie że to ostatni telefon/sms/spotkanie brnęłam w to dalej.
tutaj trzeba wykazać sie ogromem konsekwencji żeby z tego wyjść ... bo każdy kontakt z ich strony potrafi wybić z emocjonalnej równowagi...
ja byłam w identycznej sytuacji, ale doszłam do swojej granicy wytrzymałości. Kiedy czułam już zazdrość o jego dziewczynę, o to że on z nia spędza czas, z ją wyjeżdza na wakacje, że do mnie odzywa się tylko gdy ON chce i ma ochotę. Postanowiłam to przerwać, i pomimo że bolało postanowiłą być konsekwentna i nie spotykać sie z nim. Powiedziałam mu wprost co do niego czuję i czekałam na reakcję - jeśli nic by nie zrobił ja wiem że to by się w tedy urwało, on jednak z nią zerwał i teraz spotykamy sie powoli, poznajemy czas pokaże czy nam sie uda.
Pisałam zresztą w Twoim wątku troche o mojej histrorii.
Spróbuj zacisnąć zeby, i coś postanowić a potem trzymać sie tego mocno .. tylko takie jest wyjście aby sytuacja jakos się zmieniła.

314

Odp: Friendzone, fuckfriendzone, czy o co chodzi?
nieznajoma8999 napisał/a:

kurczę bardzo Cię rozumiem! miałam identycznie, zaagażowałam się w zwiazek nie wiedząc że z kimś jest. Gdy się dowiedziałam dla mnie było już za późno żeby wyjść z tego bez emocjonalnej straty ... i pomimo że obiecywałam sobie że to ostatni telefon/sms/spotkanie brnęłam w to dalej.
tutaj trzeba wykazać sie ogromem konsekwencji żeby z tego wyjść ... bo każdy kontakt z ich strony potrafi wybić z emocjonalnej równowagi...
ja byłam w identycznej sytuacji, ale doszłam do swojej granicy wytrzymałości. Kiedy czułam już zazdrość o jego dziewczynę, o to że on z nia spędza czas, z ją wyjeżdza na wakacje, że do mnie odzywa się tylko gdy ON chce i ma ochotę. Postanowiłam to przerwać, i pomimo że bolało postanowiłą być konsekwentna i nie spotykać sie z nim. Powiedziałam mu wprost co do niego czuję i czekałam na reakcję - jeśli nic by nie zrobił ja wiem że to by się w tedy urwało, on jednak z nią zerwał i teraz spotykamy sie powoli, poznajemy czas pokaże czy nam sie uda.
Pisałam zresztą w Twoim wątku troche o mojej histrorii.
Spróbuj zacisnąć zeby, i coś postanowić a potem trzymać sie tego mocno .. tylko takie jest wyjście aby sytuacja jakos się zmieniła.

Dziewczyny, ale chwilkę.
To co piszecie o tym, że było "już za późno" to zwyczajne brednie i szukanie sobie na siłę wymówki i usprawiedliwienia dla własnego postępowania.

Dla przykładu.
Jest małżeństwo ot. W którym małżonek żonę leje i maltretuje.
Czy Wy jako osoby postronne - przyjęłybyście jej usprawiedliwienie, że przecież oni 10 lat są po ślubie i że mają nie wiem - dzieci przecież, i to jest za późno dla tej żony, żeby ona od przemocowca odeszła bez strat moralnych ? Że przecież ona nie wiedziała, że mąż jest pijakiem i agresorem zanim się zaangażowała ?
Ano pewnie nie. Bo rzeczywiście w pewnych sytuacjach taka wymówka, to bardzo głupia wymówka.

I po drugie ... oprócz motylków i zajarania tym konkretnym facetem, jest jeszcze coś takiego jak zasady, uczciwość, moralność.
I to powinno teoretycznie zadziałać w momencie, w którym dowiadujecie się, że facet jest w związku z inną kobietą.
Nie chodzi o niego, że jaki on zajeżysty i jaki obłędny seks Wam robi, nie.
Bo gdybyście się znalazły w sytuacji "tamtych" kobiet, i to Wam zrobiono by  krzywdę, bo za późno było się wycofać - to ból byłby niesamowity ...

315

Odp: Friendzone, fuckfriendzone, czy o co chodzi?
IsaBella77 napisał/a:
nieznajoma8999 napisał/a:

kurczę bardzo Cię rozumiem! miałam identycznie, zaagażowałam się w zwiazek nie wiedząc że z kimś jest. Gdy się dowiedziałam dla mnie było już za późno żeby wyjść z tego bez emocjonalnej straty ... i pomimo że obiecywałam sobie że to ostatni telefon/sms/spotkanie brnęłam w to dalej.
tutaj trzeba wykazać sie ogromem konsekwencji żeby z tego wyjść ... bo każdy kontakt z ich strony potrafi wybić z emocjonalnej równowagi...
ja byłam w identycznej sytuacji, ale doszłam do swojej granicy wytrzymałości. Kiedy czułam już zazdrość o jego dziewczynę, o to że on z nia spędza czas, z ją wyjeżdza na wakacje, że do mnie odzywa się tylko gdy ON chce i ma ochotę. Postanowiłam to przerwać, i pomimo że bolało postanowiłą być konsekwentna i nie spotykać sie z nim. Powiedziałam mu wprost co do niego czuję i czekałam na reakcję - jeśli nic by nie zrobił ja wiem że to by się w tedy urwało, on jednak z nią zerwał i teraz spotykamy sie powoli, poznajemy czas pokaże czy nam sie uda.
Pisałam zresztą w Twoim wątku troche o mojej histrorii.
Spróbuj zacisnąć zeby, i coś postanowić a potem trzymać sie tego mocno .. tylko takie jest wyjście aby sytuacja jakos się zmieniła.

Dziewczyny, ale chwilkę.
To co piszecie o tym, że było "już za późno" to zwyczajne brednie i szukanie sobie na siłę wymówki i usprawiedliwienia dla własnego postępowania.

Dla przykładu.
Jest małżeństwo ot. W którym małżonek żonę leje i maltretuje.
Czy Wy jako osoby postronne - przyjęłybyście jej usprawiedliwienie, że przecież oni 10 lat są po ślubie i że mają nie wiem - dzieci przecież, i to jest za późno dla tej żony, żeby ona od przemocowca odeszła bez strat moralnych ? Że przecież ona nie wiedziała, że mąż jest pijakiem i agresorem zanim się zaangażowała ?
Ano pewnie nie. Bo rzeczywiście w pewnych sytuacjach taka wymówka, to bardzo głupia wymówka.

I po drugie ... oprócz motylków i zajarania tym konkretnym facetem, jest jeszcze coś takiego jak zasady, uczciwość, moralność.
I to powinno teoretycznie zadziałać w momencie, w którym dowiadujecie się, że facet jest w związku z inną kobietą.
Nie chodzi o niego, że jaki on zajeżysty i jaki obłędny seks Wam robi, nie.
Bo gdybyście się znalazły w sytuacji "tamtych" kobiet, i to Wam zrobiono by  krzywdę, bo za późno było się wycofać - to ból byłby niesamowity ...

to bardziej w moim przypadku chodzi o to, że nigdy bym się nie zainteresowała świadomie facetem o którym bym wiedziała, że jest w związku formalnym lub nie.
"mój" spotykał się ze mną przez kilka miesięcy na mieście na lunch, kawę i opowiadał o wszystkim tylko nie o swojej dziewczynie. W moim mniemaniu był wolnym facetem i przez ten czas jaki spędziliśmy razem ja się zaangażowałam coś poczułam do niego. I nagle okazuje się ze on z kimś jest - ja podjęłam próbę urwania tego, nawet wyszło mi to na kilka miesięcy a potem jak odnowiłam kontakt bo sądziłam że się z tym uporałam wróciło ze zdwojoną siłą. Potem to była walka pomiędzy sercem a rozumem gdzie serce ciągle brało górę ...
postronnym osobom wydaje się wszystko takie 0:1 ale niestety w życiu tak nie jest, gdy sytuacja nas nie dotyczy łatwo oceniać/osądzać lub mówić co powinno się zrobić.

316 Ostatnio edytowany przez mallwusia (2017-08-18 15:08:28)

Odp: Friendzone, fuckfriendzone, czy o co chodzi?
nieznajoma8999 napisał/a:
IsaBella77 napisał/a:
nieznajoma8999 napisał/a:

kurczę bardzo Cię rozumiem! miałam identycznie, zaagażowałam się w zwiazek nie wiedząc że z kimś jest. Gdy się dowiedziałam dla mnie było już za późno żeby wyjść z tego bez emocjonalnej straty ... i pomimo że obiecywałam sobie że to ostatni telefon/sms/spotkanie brnęłam w to dalej.
tutaj trzeba wykazać sie ogromem konsekwencji żeby z tego wyjść ... bo każdy kontakt z ich strony potrafi wybić z emocjonalnej równowagi...
ja byłam w identycznej sytuacji, ale doszłam do swojej granicy wytrzymałości. Kiedy czułam już zazdrość o jego dziewczynę, o to że on z nia spędza czas, z ją wyjeżdza na wakacje, że do mnie odzywa się tylko gdy ON chce i ma ochotę. Postanowiłam to przerwać, i pomimo że bolało postanowiłą być konsekwentna i nie spotykać sie z nim. Powiedziałam mu wprost co do niego czuję i czekałam na reakcję - jeśli nic by nie zrobił ja wiem że to by się w tedy urwało, on jednak z nią zerwał i teraz spotykamy sie powoli, poznajemy czas pokaże czy nam sie uda.
Pisałam zresztą w Twoim wątku troche o mojej histrorii.
Spróbuj zacisnąć zeby, i coś postanowić a potem trzymać sie tego mocno .. tylko takie jest wyjście aby sytuacja jakos się zmieniła.

Dziewczyny, ale chwilkę.
To co piszecie o tym, że było "już za późno" to zwyczajne brednie i szukanie sobie na siłę wymówki i usprawiedliwienia dla własnego postępowania.

Dla przykładu.
Jest małżeństwo ot. W którym małżonek żonę leje i maltretuje.
Czy Wy jako osoby postronne - przyjęłybyście jej usprawiedliwienie, że przecież oni 10 lat są po ślubie i że mają nie wiem - dzieci przecież, i to jest za późno dla tej żony, żeby ona od przemocowca odeszła bez strat moralnych ? Że przecież ona nie wiedziała, że mąż jest pijakiem i agresorem zanim się zaangażowała ?
Ano pewnie nie. Bo rzeczywiście w pewnych sytuacjach taka wymówka, to bardzo głupia wymówka.

I po drugie ... oprócz motylków i zajarania tym konkretnym facetem, jest jeszcze coś takiego jak zasady, uczciwość, moralność.
I to powinno teoretycznie zadziałać w momencie, w którym dowiadujecie się, że facet jest w związku z inną kobietą.
Nie chodzi o niego, że jaki on zajeżysty i jaki obłędny seks Wam robi, nie.
Bo gdybyście się znalazły w sytuacji "tamtych" kobiet, i to Wam zrobiono by  krzywdę, bo za późno było się wycofać - to ból byłby niesamowity ...

to bardziej w moim przypadku chodzi o to, że nigdy bym się nie zainteresowała świadomie facetem o którym bym wiedziała, że jest w związku formalnym lub nie.
"mój" spotykał się ze mną przez kilka miesięcy na mieście na lunch, kawę i opowiadał o wszystkim tylko nie o swojej dziewczynie. W moim mniemaniu był wolnym facetem i przez ten czas jaki spędziliśmy razem ja się zaangażowałam coś poczułam do niego. I nagle okazuje się ze on z kimś jest - ja podjęłam próbę urwania tego, nawet wyszło mi to na kilka miesięcy a potem jak odnowiłam kontakt bo sądziłam że się z tym uporałam wróciło ze zdwojoną siłą. Potem to była walka pomiędzy sercem a rozumem gdzie serce ciągle brało górę ...
postronnym osobom wydaje się wszystko takie 0:1 ale niestety w życiu tak nie jest, gdy sytuacja nas nie dotyczy łatwo oceniać/osądzać lub mówić co powinno się zrobić.


ale ściema big_smile   Wystarczy przeczytać twój wątek, by wiedzieć, iż spotykając się z nim SAMA TEŻ byłaś w związku.

317

Odp: Friendzone, fuckfriendzone, czy o co chodzi?

Nieznajoma, ja Cię rozumiem. Nie chodzi tu o to, że poklepujemy się po ramieniu, ale wiem o co Ci chodzi. Kilka miesięcy P. wmawiał mi, że jest wolnym człowiekiem. Kiedy dowiedziałam się o tej jego 27-latce, mówił, że nie wie co to z nimi będzie. Ja czekałam jak głupia, on już z nią układał plany wspólnego mieszkania. Ciągle mnie trzymał na boku jako atrakcyjną opcję odskoczni od nudnego, ale bezpiecznego związku. Ja trochę jak w relacji z ojcem, myślałam, że "jeśli będę dobra" dostąpię zaszczytu jego uwagi. I tak jak kiedyś w relacji z ojcem im bardziej on mnie odtrącał (stawiając przeszkody w postaci dziewczyny, mojego wzrostu itd.) tym bardziej ja starałam się mu UDOWADNIAĆ, że jestem coś warta. Nawet teraz, kiedy przyjeżdżał do mnie na neutralnym gruncie, zjedliśmy dobry obiad, porozmawialiśmy, to już "było za dobrze", więc musiał się asekurować jakimiś wymyślonymi gachami i wmawianiem mi chorób.

To, co teraz się dzieje to mam wrażenie kumulacja obłędu. Czuję, że coś wisi w powietrzu. Wczoraj oglądał mnie na portalu randkowym. Napisał przed północą coś zagadując. Odpowiedziałam mu, że przecież wczoraj pisał, że lepiej się nie będzie kontaktował. A on: Byłem trochę pijany. To może od 1/09 się nie będę odzywał, bo skończą się wakacje?;) Tak naprawdę myślałem dziś o tym, że miałbym się nie odzywać do Ciebie i byłem bardzo smutny. Odpisałam mu, że ja byłam smutna tym bardziej, wiedząc, że jest na wyjeździe z dziewczyną, że śmieją się, rozmawiają, uprawiają sex- jak to na wakacjach. On, że nic nie ma. Ja, że nie mam 12 lat i że nie musi się wypierać wszystkiego, nie czarujmy się. On, że chciałby porozmawiać na żywo o tej całej sytuacji, bo widzi, że tego bardzo potrzebuję. Napisałam mu na to, że nie potrafię o tym rozmawiać w 4 oczy, zbyt wiele nerwów mnie to kosztuje. A ten: Kasia, ja Ciebie traktuję jako bliską koleżankę, może nawet przyjaciółkę. Ja: A ja Ciebie nie. On spytał: A kim ja dla Ciebie jestem? Nie chciałam już mu tego tłumaczyć, tak nic nie rozumie i to nic nie znaczy, więc napisałam tylko: Dobra, nie było tematu. Oglądał mnie o 5:30 nad ranem. Dziś chyba wraca z tego Gdańska. Moja psychika jest już na wyczerpaniu.

Faktycznie, chyba mam skłonności do autodestrukcji. Czuję się nic nie warta. Byłam wczoraj na rowerze z kimś z randek, facet jest widać bardzo oczarowany. A ja zastanawiam się o co mu chodzi, co on we mnie widzi? Mam chyba skłonności do poniżania mnie w łóżku, w życiu. Chce mi się seksu. Chodzę na te randki i myślę jak tu się urządzić żeby wylądować z którymś w łóżku. Czytałam tu na forum ten wątek o molestowanych w dzieciństwie i dużo rzeczy się zgadza. Z drugiej strony, to słabe wykręcać się dzieciństwem, to było dawno i już nie jest rzeczywistością. Nie czuję się dobrą osobą. Boję się, że pedofilem jest się całe życie. Myślę o innych dzieciach w mojej rodzinie. A co jeśli przez moje milczenie on skrzywdził inne dzieci? Moja bratanica (córka drugiego brata)...Wygląda jak kopia mnie samej kiedy byłam w jej wieku... Kiedyś mój chłopak sfotografował w czasie Świąt moją rodzinę. Pokazywał mi mojego brata jak bierze tę małą na kolana, jak ją przytula, daje jej buzi...Nigdy czegoś takiego nie widziałam u innego faceta. Facetów inne dzieci (oprócz własnych) nie obchodzą. Myślę nieraz nad tym, co powinnam była zrobić. Tylko gdybym powiedziała, rozwaliłabym życie całej naszej rodzinie: rodzicom, bratowej, bratankom. Może ja siebie "kamieniuję" takimi znajomościami...

318

Odp: Friendzone, fuckfriendzone, czy o co chodzi?

Byłam w ten weekend na weselu znajomych- ślub z miłości, dwoje podobnych do siebie ludzi, widać wzajemną przyjaźń i fajne fluidy. Kiedy słuchałam jak pan młody wypowiadał przysięgę małżeńską, mówił o uczciwości małżeńskiej i wierności wyobrażałam sobie P. Wiem, że to głupie, ale tak było. Myślałam o tym, że jestem więcej niż pewna, że on ożeni się z tą dziewczyną, ale całe życie będzie mu czegoś brakowało: chemii, pożądania, prawdziwych uczuć. Na weselu patrzyłam na różne pary, cały czas przetwarzałam fakty. Myślałam o tym, co P. mi dał (w sensie emocjonalnym). I nie było tak naprawdę NICZEGO, czego mogłabym się trzymać. Bo co mam powiedzieć? Kradzione chwile, przyjazd na określony czas, z zegarkiem w ręku, telefon szybką w dół, nieukrywane pożądanie, chwila przyjemności, po czym zmiana o 180 stopni: chłód emocjonalny, jego odjazd ode mnie i ja zasypiająca z twarzą w poduszce, upajająca się zapachem, jaki po nim pozostał. Myślałam o tym jakie są fakty, że on dużo mówi jaka jestem dla niego bliska, jaki czuje do mnie pociąg, natomiast nijak ma się to do zbliżenia na poziomie uczuciowym. Facet nawet nie zna mojego nazwiska (tak jak pisali na forum, ta wiedza nie jest mu do niczego potrzebna).

Trochę zabił mnie ten jego wyjazd do Gdańska z dziewczyną, coś we mnie umarło. Dotarło dobitnie, że ja jestem tą DRUGĄ. Ona jest od życia, ja jestem miłym dodatkiem, ale zawsze dodatkiem (z którym jest miło, ale bez którego da się żyć). Widzę, że ta szala przechyla się bardzo na moją niekorzyść i wczoraj z bólem serca  KOLEJNY RAZ postanowiłam to zakończyć. On pisał mi, że "gdyby był sam, byłabym pierwszą osobą, u której chciałby się znaleźć", że nie myślał, że tak mnie polubi. Najpierw jednak napisał, że "nigdy nie ugadywaliśmy się na związek", że było nam obojgu razem fajnie itd. Napisałam mu jak ja to odbierałam, te sprzeczne sygnały, że on nie chce wskakiwać ze związku w związek, a tu zaraz nowa znajomość z obecną dziewczyną, że ja się przywiązałam, ale rozumiem, że mężczyźni traktują seks inaczej. On, że to nie jest wszystko takie proste, że nie to nie tylko kwestia seksu. Tylko, że człowiek musi wybierać. Przesłanie jest ogólnie takie: mnie polubił bardzo (nigdy wcześniej tak nie miał), ale ja nie jestem materiałem na żonę. Sama mu mówiłam po rozstaniu z poprzednim partnerem, że dobrze mi samej i nie zamierzam znowu bawić się w usługiwanie, pranie męskich gaci i skarpetek. Tamta jest dobrym materiałem na żonę, jest dobra i on uważa, że nie da się mieć wszystkiego i trzeba docenić, że się trafiło na dobrą osobę. Ale napisał jeszcze, że się tylko zastanawia, czy da się nauczyć, żeby poczuć do kogoś chemię, czy to można w sobie wyrobić. Domyśliłam się, że on będzie z nią z rozsądku, z wygody ("bezpieczna", dobra kobieta, zakochana w nim na amen, więc go nie zdradzi, gotuje, sprząta, on ma z nią dobre życie). Jednak taki facet będzie potrzebował seksu, emocji, pożądania. Tak się nie da żyć z wygody, bez większego uczucia, bez chemii. Tak naprawdę oni się znają niewiele ponad rok, mieszkają kilka miesięcy, a on nie czuje do niej pożądania. Poznałam go na tyle, że wiem, że on seksu potrzebuje dużo i bardzo.

Jest mi bardzo ciężko dzisiaj. Czuję się jakbym pochowała kogoś bardzo bliskiego. Z drugiej strony czuję, że on się do mnie i tak odezwie. Jakoś nigdy przeczucie mnie nie myliło. Jestem bardzo słaba w tej znajomości. W kółko mu się tłumaczę, staram się "zareklamować" jak najlepiej, żeby mnie chciał, ale to takie pobożne życzenia. To chyba trzeba po prostu przetrawić, jak żałobę po bliskiej osobie. Jest cierpienie, ale przyjdzie kiedyś moment akceptacji, pogodzenia się z rzeczywistością.

319

Odp: Friendzone, fuckfriendzone, czy o co chodzi?

To strasznie smutne, że kobiety potrafią się tak upokarzać. Nie mogę spokojnie czytać jak niszczysz siebie. Może będziesz miała szczęscie i on się tobą na tyle znudzi, że nie będzie mu się chcialo nawet na seks umawiać. Może wtedy się otrząśniesz.

320

Odp: Friendzone, fuckfriendzone, czy o co chodzi?
Tulinka80 napisał/a:

To strasznie smutne, że kobiety potrafią się tak upokarzać. Nie mogę spokojnie czytać jak niszczysz siebie. Może będziesz miała szczęscie i on się tobą na tyle znudzi, że nie będzie mu się chcialo nawet na seks umawiać. Może wtedy się otrząśniesz.

Tulinka, tak patrząc z boku,.myślisz, że to tylko o seks chodzi/chodziło? Pytam, bo nie potrafię być w tej sytuacji obiektywna.

321

Odp: Friendzone, fuckfriendzone, czy o co chodzi?
kasiks napisał/a:
Tulinka80 napisał/a:

To strasznie smutne, że kobiety potrafią się tak upokarzać. Nie mogę spokojnie czytać jak niszczysz siebie. Może będziesz miała szczęscie i on się tobą na tyle znudzi, że nie będzie mu się chcialo nawet na seks umawiać. Może wtedy się otrząśniesz.

Tulinka, tak patrząc z boku,.myślisz, że to tylko o seks chodzi/chodziło? Pytam, bo nie potrafię być w tej sytuacji obiektywna.

Kasiks to nieistotne czy mu chodzilo tylko o seks. Moze potrzebowal przeglądać sie w twoich oczach, może chcial sie wygadac, może chcial podniesc swoje ego. Grunt, że to co ci oferuje jest nic nie warte. Zrób wszystko aby z tego wyjść, bo się niszczysz. Nie on jest ważny i to o co mu "chodzilo". Ty jesteś ważna i o siebie powinnaś walczyć teraz.

Odp: Friendzone, fuckfriendzone, czy o co chodzi?

A co Ty masz z tej relacji?
Wypisz w punktach.

Masz szanse zdegradowac sie do roli kochanki zonatego.
Decyzja nalezy do Ciebie.

323

Odp: Friendzone, fuckfriendzone, czy o co chodzi?
Jej Wysokość Zwiewność napisał/a:

A co Ty masz z tej relacji?
Wypisz w punktach.

Masz szanse zdegradowac sie do roli kochanki zonatego.
Decyzja nalezy do Ciebie.

Żonatego? Jak to?

Nie jestem jeszcze na to gotowa, żeby wypisać na forum jego wady, ale za pewien czas to zrobię...

Tekst o "idealnej kochance żonatego" znam aż za dobrze. Często słyszę od różnych ludzi, że jestem idealnym materiałem na kochankę. To słabe, ale jednocześnie pogłębia moje niskie poczucie wartości.

Odp: Friendzone, fuckfriendzone, czy o co chodzi?

Jak sie ozeni, bedziesz miala szanse.

Wiesz nie chodzilo mi o jego wady, a o to co Ty masz z tej relacji.
Tak w punktach.

Trzymaj sie mysli, ze nie jestes materialem na kochanke smile

325 Ostatnio edytowany przez Pasitka (2017-08-23 00:03:37)

Odp: Friendzone, fuckfriendzone, czy o co chodzi?
kasiks napisał/a:

Byłam w ten weekend na weselu znajomych- ślub z miłości, dwoje podobnych do siebie ludzi, widać wzajemną przyjaźń i fajne fluidy. Kiedy słuchałam jak pan młody wypowiadał przysięgę małżeńską, mówił o uczciwości małżeńskiej i wierności wyobrażałam sobie P. Wiem, że to głupie, ale tak było. Myślałam o tym, że jestem więcej niż pewna, że on ożeni się z tą dziewczyną, ale całe życie będzie mu czegoś brakowało: chemii, pożądania, prawdziwych uczuć. Na weselu patrzyłam na różne pary, cały czas przetwarzałam fakty. Myślałam o tym, co P. mi dał (w sensie emocjonalnym). I nie było tak naprawdę NICZEGO, czego mogłabym się trzymać. Bo co mam powiedzieć? Kradzione chwile, przyjazd na określony czas, z zegarkiem w ręku, telefon szybką w dół, nieukrywane pożądanie, chwila przyjemności, po czym zmiana o 180 stopni: chłód emocjonalny, jego odjazd ode mnie i ja zasypiająca z twarzą w poduszce, upajająca się zapachem, jaki po nim pozostał. Myślałam o tym jakie są fakty, że on dużo mówi jaka jestem dla niego bliska, jaki czuje do mnie pociąg, natomiast nijak ma się to do zbliżenia na poziomie uczuciowym. Facet nawet nie zna mojego nazwiska (tak jak pisali na forum, ta wiedza nie jest mu do niczego potrzebna).

Trochę zabił mnie ten jego wyjazd do Gdańska z dziewczyną, coś we mnie umarło. Dotarło dobitnie, że ja jestem tą DRUGĄ. Ona jest od życia, ja jestem miłym dodatkiem, ale zawsze dodatkiem (z którym jest miło, ale bez którego da się żyć). Widzę, że ta szala przechyla się bardzo na moją niekorzyść i wczoraj z bólem serca  KOLEJNY RAZ postanowiłam to zakończyć. On pisał mi, że "gdyby był sam, byłabym pierwszą osobą, u której chciałby się znaleźć", że nie myślał, że tak mnie polubi. Najpierw jednak napisał, że "nigdy nie ugadywaliśmy się na związek", że było nam obojgu razem fajnie itd. Napisałam mu jak ja to odbierałam, te sprzeczne sygnały, że on nie chce wskakiwać ze związku w związek, a tu zaraz nowa znajomość z obecną dziewczyną, że ja się przywiązałam, ale rozumiem, że mężczyźni traktują seks inaczej. On, że to nie jest wszystko takie proste, że nie to nie tylko kwestia seksu. Tylko, że człowiek musi wybierać. Przesłanie jest ogólnie takie: mnie polubił bardzo (nigdy wcześniej tak nie miał), ale ja nie jestem materiałem na żonę. Sama mu mówiłam po rozstaniu z poprzednim partnerem, że dobrze mi samej i nie zamierzam znowu bawić się w usługiwanie, pranie męskich gaci i skarpetek. Tamta jest dobrym materiałem na żonę, jest dobra i on uważa, że nie da się mieć wszystkiego i trzeba docenić, że się trafiło na dobrą osobę. Ale napisał jeszcze, że się tylko zastanawia, czy da się nauczyć, żeby poczuć do kogoś chemię, czy to można w sobie wyrobić. Domyśliłam się, że on będzie z nią z rozsądku, z wygody ("bezpieczna", dobra kobieta, zakochana w nim na amen, więc go nie zdradzi, gotuje, sprząta, on ma z nią dobre życie). Jednak taki facet będzie potrzebował seksu, emocji, pożądania. Tak się nie da żyć z wygody, bez większego uczucia, bez chemii. Tak naprawdę oni się znają niewiele ponad rok, mieszkają kilka miesięcy, a on nie czuje do niej pożądania. Poznałam go na tyle, że wiem, że on seksu potrzebuje dużo i bardzo.

Jest mi bardzo ciężko dzisiaj. Czuję się jakbym pochowała kogoś bardzo bliskiego. Z drugiej strony czuję, że on się do mnie i tak odezwie. Jakoś nigdy przeczucie mnie nie myliło. Jestem bardzo słaba w tej znajomości. W kółko mu się tłumaczę, staram się "zareklamować" jak najlepiej, żeby mnie chciał, ale to takie pobożne życzenia. To chyba trzeba po prostu przetrawić, jak żałobę po bliskiej osobie. Jest cierpienie, ale przyjdzie kiedyś moment akceptacji, pogodzenia się z rzeczywistością.

Kasiu - jak ja bardzo dobrze cie rozumiem...

I jest mi strasznie przykro jak to wszystko czytam sad((

Milosc potrafi być NAPRAWDE slepa, niestety.

Znam to az za dobrze. Nie pisałam, bo bylam tydzień nad morzem.

A w międzyczasie poznałam dwóch facetow, z ktorymi już się spotkałam smile  - zobaczymy czy i co z tych znajomości wyjdzie, na razie na nic się nie nastawiam. Teraz będę bardziej ostrozna... Ale przynajmniej dzięki temu może powoli, powoli uda mi się trochę odsunąć od mojego ff...

Musimy sobie kibicować nawzajem - obyśmy szybko wyleczyly się z tych naszych chorych milosci!

Posty [ 261 do 325 z 330 ]

Strony Poprzednia 1 2 3 4 5 6 Następna

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Forum Kobiet » MIŁOŚĆ , ZWIĄZKI , PARTNERSTWO » Friendzone, fuckfriendzone, czy o co chodzi?

Zobacz popularne tematy :

Mapa strony - Archiwum | Regulamin | Polityka Prywatności



© www.netkobiety.pl 2007-2024