Nie wiem, czy jeszcze ktokolwiek czyta ten wątek, ale pomyślałam, że skoro go zaczęłam, to wypadało by też dopisać zakończenie. Tym bardziej, że tutaj na forum poczytuję co najmniej kilka podobnych wątków- widać temat jest całkiem powszechny. Być może moja historia komuś otworzy oczy, jakiejś zbłąkanej owieczce, która już zbyt długo się mota ze swoimi uczuciami.
P. odezwał się po miesiącu milczenia. Pretekst jak zawsze ten sam: głupie uśmieszki, pytania o auto itd. Wiedziona (jeszcze) uczuciami, emocjami, odpisywałam na wszystkie wiadomości. Doczekałam się nawet, uwaga.. wyznania "uczuć"
Oczywiście nie wprost i nie tak bezpośrednio, ale padły słowa (pisane naturalnie): "Zastanawiam się, czy przypadkiem się nie zakochałem, skoro tyle o Tobie myślę...". I tu spieszę z wyjaśnieniem dla kobiet w podobnej sytuacji, które po takim "wyznaniu" zaczęły by mieć rozważania: to jest nic innego jak tęsknota za emocjami, za tą adrenalinką: dziewczyna wykryje romans, czy nie wykryje itd. Czytałam zatem po kolei: brakuje mi tych powrotów nad ranem, lubiłem to, te rozmowy nasze, przytulanie, wino, a i seks zaczął na nowo smakować... Po moim racjonalnym skwitowaniu: Widać to nie wystarczyło, skoro jesteś w związku z kimś innym i mieszkasz z nią. Jego odpowiedź, że powtarza mi po raz kolejny: Nie jestem zajętym facetem! Wszyscy trzej nadal jesteśmy wolnymi ludźmi. (so sweet
)
Tu nie będzie zaskoczeniem mechanizm, że im bardziej brzydła mi ta znajomość i traciłam entuzjazm oraz zainteresowanie jegomościem, on zbliżał się niczym magnes ciągnący do przeciwnego bieguna. Zwrot akcji nastąpił kiedy podczas luźnej rozmowy o ćwiczeniach i siłowni, zaproponowałam mu wyrobienie karty do klubów sportowych (a właściwie podpięcie pod moją kartę). Szczerze mówiąc, nie wiem po co palnęłam o takiej możliwości, nagradzać go kartą za takie poczynania, to już chyba zakrawa o desperację i to mocno, ale już stało się... Właściwie, nie spodziewałam się, że się zdecyduje, gdyż karty są imienne, więc musiałby mi zdradzić swoje NAZWISKO, czego przypomnę nie uczynił od początku znajomości (prawie półtora roku).
Moje zdziwienie sięgnęło zenitu, kiedy wczoraj odpisał mi, że on się zdecydował na tę kartę i podał personalia. Rok czasu prosiłam go o to cholerne nazwisko. Miał to gdzieś, że chcę wiedzieć kogo zapraszam do domu, z kim uprawiam seks. Dla karnetu na siłownię, wystarczyło parę minut i problemu z wyjawieniem danych nie było.
Ale idźmy dalej... Okazało się, że nie mogę wyrobić dla niego karty, gdyż już jedną dodatkową posiadam. Napisałam mu o tym wieczorem, czekając niecierpliwie na reakcję, bo ona (ta reakcja) miała być dla mnie odpowiedzią z kim mam do czynienia. Oczywiście powiecie wszyscy zgodnym chórem, że on od początku pokazywał mi z kim mam do czynienia, ale nie zapominajcie, że osoby zakochane, uzależnione emocjonalnie od kogoś nie widzą oczywistych oczywistości.
Początkowo reakcją P. było napisanie: Ok, mówi się trudno. Szkoda tylko, że już się nastawiłem. Wiedziałam jednak, że pisze tak tylko grzecznościowo, więc go przeprosiłam za to niedopatrzenie. Spytałam też, czy jest zły na mnie. Odpisał: trochę tak... I tu najlepsze: kurcze, zły jestem, bo myślałam, że sprawdziłaś takie podstawowe rzeczy. Najgorzej, że ja już się niepotrzebnie pochwaliłem, że będę miał kartę. Nie lubię rzucać słów na wiatr i na to jestem zły. Na siebie bardziej, że nie przewidziałem, że mogą wyjść komplikacje.
Przekaz jest prosty: ja miałam udostępniać kartę po okazyjnej cenie. On miał zabierać swoją niunię na basen, siłownie itp. To jest tak oczywiste, że aż się robi śmieszne. Napisałam mu tylko, że ok, idę spać, nic tu po mnie. Nie zrobiłam tego specjalnie i jest mi przykro, dobranoc. Odpisał: Ok dobranoc.
Podsumowując, wielka love z P. jest warta tyle co ten śmieszny karnecik na siłownię
Nie jest mi nawet przykro, bo i za kim tu tęsknić? Wypluskałam się dzisiaj do woli właśnie korzystając z tej karty i naszły mnie takie myśli, że przecież mogłabym go nawet spotykać w tych obiektach sportowych z dziewczyną. Jak bym się wtedy czuła? Czy naprawdę aż tak nisko się cenię, żeby się na własne życzenie upadlać? Kolejny raz doznałam olśnienia w sprawie znajomości z nim, zabaw, seksu- jak to mogło się zakończyć? Na szczęście porobiłam badania i wszystko jest ok, ale czy ta znajomość była warta tego? Nie, nie była. Zdrowe relacje nie polegają na spotykaniu się po zmroku, na tajemnicach, niedopowiedzeniach, kłamstwach.
Temat P. uważam za zamknięty. Nie jest mi już żal, czuję jakiś taki spokój od pewnego czasu, jest mi dobrze. Zajmuję się sobą, rozmawiam z ludźmi, których lubię. Postanowiłam, że skorzystam z pomocy psychoterapeuty, na razie na NFZ. Chcę wiedzieć, jakie mechanizmy tak długo trzymały mnie przy P., co mnie do tego typu facetów przyciąga, chcę na przyszłość nie powtórzyć już tych błędów. Mam nadzieję, że może mój temat komuś pomoże wydostać się z takiej chorej relacji, która i mi przypadła w udziale.