Witam Wszystkich, stworzyłam ten temat, aby przelać swoje uczucia, myśli, których czasem pod dostatkiem. Chcę się wygadać i opiszę tu swoją sytuację uczuciową, która ciągnie się już długo, zbyt długo...
Rok temu, jako 29-latka, zakończyłam długoletni związek. Po rozstaniu odżyłam psychicznie, nie chciałam się wiązać, potrzebowałam trochę czasu na pobycie samej, uporządkowanie myśli. Nowa praca, przeprowadzka, konta na portalach randkowych... I tak poznałam jego, 33 latka też świeżo po rozstaniu z długoletnią partnerką. Już na pierwszym spotkaniu powiedziałam o swojej sytuacji, o potrzebnej mi przerwie od związków, o randkach, na które się umawiałam. Od początku miałam wrażenie, że zaiskrzyło między nami. Zaprosił mnie do swojego mieszkania, to dziwne, ale... pojechałam z nim, nie znając go, do obcego faceta, późnym wieczorem. Wiem, jak to brzmi i wygląda, dziś wiem, ile ryzykowałam i że mogło to się różnie zakończyć, jest mi chwilami głupio, ale nie o to chodzi. Były Święta, spędzałam je sama z dala od rodziny i znajomych, chciałam po prostu pobyć z kimś, nie czuć się samotnie... Przegadaliśmy całą noc, spotkaliśmy się kolejnego dnia i... doszło do czegoś. Nie było seksu, miałam wtedy okres, ale grzeczni nie byliśmy. Po wszystkim było mi głupio, poczułam się jak łatwa dz...ka, wróciłam do domu, usunęłam konto na tym portalu, na którym się poznaliśmy, myślałam, że to koniec znajomości. Jednak on odnalazł mnie na innej stronie, na której miałam profil, napisał co mi się w nim nie spodobało, no bo chyba coś mi się musiało w nim nie spodobać.. To było takie dziwne, ale on spodobał mi się od początku jak go zobaczyłam, jak się do mnie uśmiechnął witając się ze mną, już wiedziałam, że to będzie spoko koleś, że się dogadamy... Napisałam mu jak się czuję po wczorajszym wieczorze, a on, że jesteśmy dorośli, że przecież nic złego nie zrobiliśmy, że nie mamy czym się przejmować. Pomyślałam, że w zasadzie racja, ja jestem wolna, on też, nikogo nie krzywdzimy, mamy po 30-30 parę lat, więc nie ma czego żałować. Wymieniliśmy się numerami i od tamtej pory spotykaliśmy się co jakiś czas...
Niestety, jako kobieta mam tak, że jeśli już idę z kimś do łóżka, zakochuję się w tej osobie i jestem z nią w związku. Przynajmniej tak zawsze było do tej pory. Liczyłam na to, że nasza znajomość przerodzi się w związek. On pomagał mi wielokrotnie: a to został na noc i zobaczył wyrwany kontakt w pokoju. O 7 rano pobiegł do auta po śrubokręty i przykręcił gniazdko. Innym razem pisałam z nim o 2 w nocy, że boli mnie brzuch, więc o 2:30 pojechał do apteki, żeby mi przywieźć krople żołądkowe. Przywiązywałam się do niego coraz bardziej, coraz mocniej ciągle zastanawiając się, czy z tej znajomości będzie coś więcej. Moi znajomi, ci, z którymi dzieliłam się swoimi wątpliwościami mówili, że raczej on ciągle się tam gdzieś kręci wokół mnie, więc jestem w stanie go rozkochać w sobie. Poznaliśmy się w marcu, w okolicy wakacji zaczęłam chcieć już czegoś więcej. Wiedziałam, że coś już do niego zaczynam czuć, on wrócił z wakacji i spytał jak tam moje randki, czy poznałam kogoś, bo on kogoś poznał, w zasadzie ciągle się poznają i jeszcze nie wie, czy coś z tego będzie... Nie powiem, poczułam, jakby ziemia osuwała mi się spod nóg. I tu zaczęły się schody.. Zdarzało się, że na weekendy wyłączał telefon, nie odbierał połączeń, nie odpisywał na smsy, albo odpisywał w poniedziałek. Dotarło do mnie, że spotkaliśmy się u niego w mieszkaniu na początku, z 3 razy, a tak to tylko u mnie w mieszkaniu i to zawsze w nocy. Latem spytałam go o jego nazwisko, gadaliśmy coś o portalach społecznościowych i spytałam jak się nazywa. Strasznie się zdenerwował, nie chciał powiedzieć. W listopadzie ponowiłam pytanie o nazwisko, już bez nerwów, ale też nie chciał powiedzieć. Naściemniał, że podoba mu się to, że zna nazwiska wszystkich znajomych, a ja jestem dla niego zagadką...
Odnośnie jego nowej sympatii, nie docierało to do mnie. Pomyślałam, że skoro mówi, że zaczyna coś z nią, ale jeździ do mnie, nierzadko uprawiamy seks, to jednak nic z tego nie będzie. Kiedyś był u mnie i ona dzwoniła do niego, tzn. domyśliłam się, że to ona, bo jak inaczej wyjaśnić tel o 2 w nocy... Odłożył tel i dalej kochał się ze mną.. Zdaję sobie sprawę jak to wygląda, co o mnie myślicie, ale uwierzcie mi, że bardzo zakochałam się w tym dupku. W któryś weekend upiłam się na smutno i napisałam do niego, że się w nim zakochałam, że nic na to nie poradzę, ale tak jest... Spotkał się ze mną (oczywiście w poniedziałek) i powiedział, że spotyka się z tą dziewczyną. Że zna ją dłużej ode mnie (a jednak!), że ona ma 27 lat i jest dla niej pierwszym chłopakiem, że ona bardzo w nim zakochana, gotuje dla niego pyszne rzeczy, sprząta, ale on nie ma do niej zaufania, bo ja jestem taka prawdziwa, szczera, mówię wprost co o nim myślę, potrafię się z nim pokłócić, a z nią się nie kłóci, bo widać w ich relacji brakuje szczerości i on nie ma do niej zaufania, bo boi się, że będzie ciekawa jak to jest z innymi facetami, a ja jestem dojrzała i mam za sobą długi związek, mieszkanie z facetem itp.
Męczyłam się wiele długich miesięcy, nie przeżywałam zakończonego 6 letniego związku, a umartwiałam się kilkumiesięczną znajomością. Kiedyś po seksie spytałam go, czemu nie chce spróbować, skoro tak mnie chwali, że super się ze mną czuje, że bardzo go do mnie ciągnie, że jestem extra dziewczyna itp. Zaczął się motać i w końcu wymamrotał coś pod nosem, że jestem tylko 1cm niższa od niego i że jego nie kręcą takie wysokie laski, bo gdybyśmy byli w związku i ubrałabym szpilki, byłabym wyższa od niego.. Dla mnie to nie do zrozumienia, bo powiedziałam mu skoro tak jest, to po co uprawia ze mną seks i mówi ciągle, że strasznie go pociągam.
Pod koniec roku poszłam po rozum do głowy, postanowiłam się opamiętać. Napisałam mu, że chcę na jakiś czas (parę miesięcy, może lat) zerwać z nim kontakt, że potrzebuję tego, bo mnie to rani, że on traktuje mnie jak przyjaciółkę, że chcę wyjść z tego friendzone, czy nawet fuckfriendzone i odezwę się jak zacznę go traktować jak on mnie, czyli jak kolegę. Napisał, czy mógłby przyjechać ostatni raz, pożegnać się- zgodziłam się. Wypiliśmy wino, przegadaliśmy całą noc, ale szczerze aż do bólu. Powiedziałam mu wszystko co czuję, jak było na początku, jak nie chciałam związku, jak z czasem się przywiązałam do niego, jak fatalnie czułam się, gdy nie chciał zostać u mnie na noc, jak nie odzywał się, albo odzywał kiedy chciał, jak mnie ukłuło, gdy powiedział o nowej znajomej w wakacje... On powiedział mi, że pomieszkują razem, że ona dba bardzo o dom, gotuje, sprząta, ale on nie ma do niej jakoś zaufania, że do niej ciągnie go rozum, a do mnie serce. Że ze mną się nigdy nie nudzi, posprzeczamy się nieraz, ale to jest potrzebne i że będąc z nią tęskni do mnie, że myśli stale o mnie... Po tym spotkaniu zrobiło mi się lżej na duszy, wiedziałam, że zrobiłam dobrze odcinając się. Powiedziałam mu, że ja oczekuję związku, chcę założyć swoją rodzinę, on ma obecnie inne priorytety i ok, ma prawo. Mówił,że na razie nie chce związku, że stale z kimś był i potrzebuje odpocząć. Cieszyłam się, że się odcięłam, moja radość trwała jakieś 2 tygodnie. Na Boże Narodzenie pojechałam w rodzinne strony. Napisał mi życzenia świąteczne. Odpisałam z podziękowaniem i też składając mu życzenia. Po Świętach wysłał uśmiech... Napisałam dlaczego nie szanuje mojego życzenia, że mnie to boli, że odzywa się sporadycznie, a nic nie idzie po mojej myśli. Odpisał, że chce, żebym wiedziała, że jemu wcale nie jest lekko, że ma się nie odzywać, bo myśli o mnie i tęskni mu się do mnie, że to dziwne i chore, ale nawet gdy był ktoś z boku on myślał o mnie... Po paru dniach przyjechał do mnie naprawiać mi auto, wszedł na herbatę, przeczytałam mu horoskop na rok 2017, o zmianach w życiu typu zamieszkanie z dziewczyną, może zaręczyny i ślub. Zmienił mu się wyraz twarzy, posmutniał i powiedział coś pod nosem, że się sprawdza, w domyśle, że chce się tej dziewczynie oświadczyć...
Powiedzcie proszę co o tym myślicie, przepraszam za ten chaos, ale ciężko skrócić rok życia w jeden, treściwy i sensowny post.. Jeśli macie jakieś pytania śmiało piszcie, chętnie odpowiem. Nie oceniajcie mnie proszę zbyt surowo, naprawdę się zakochałam 