Friendzone, fuckfriendzone, czy o co chodzi? - Netkobiety.pl

Dołącz do Forum Kobiet Netkobiety.pl! To miejsce zostało stworzone dla pełnoletnich, aktywnych i wyjątkowych kobiet, właśnie takich jak Ty! Otrzymasz tutaj wsparcie oraz porady użytkowniczek forum! Zobacz jak wiele nas łączy ...

Szukasz darmowej porady, wsparcia ? Nie zwlekaj zarejestruj się !!!


Forum Kobiet » MIŁOŚĆ , ZWIĄZKI , PARTNERSTWO » Friendzone, fuckfriendzone, czy o co chodzi?

Strony Poprzednia 1 2 3 4 5 6 Następna

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Posty [ 66 do 130 z 330 ]

66

Odp: Friendzone, fuckfriendzone, czy o co chodzi?

Wieki temu poznałam faceta "w trakcie rozwodu", po kilku miesiącach zamieszkaliśmy razem. Wspólnie pracowaliśmy, 24/7 razem.

Po 2 miesiącach okazało się, że żona o rozwodzie nic nie wie. Pisał do niej smsy leżąc obok mnie...
Porozmawiałam z nią, przeprosiłam i wspólnie ustalałyśmy jak to było możliwe. Ona go już nie chciała. Ja wywalałam go z mojego życia 1,5 roku.

A wystarczyło tylko zrobić pierwszy, najtrudniejszy krok- ZERO KONTAKTU.
Dlatego Cię rozumiem i współczuję.

Zobacz podobne tematy :

67 Ostatnio edytowany przez kasiks (2017-01-09 02:49:33)

Odp: Friendzone, fuckfriendzone, czy o co chodzi?
smoky_quartz napisał/a:

Wieki temu poznałam faceta "w trakcie rozwodu", po kilku miesiącach zamieszkaliśmy razem. Wspólnie pracowaliśmy, 24/7 razem.

Po 2 miesiącach okazało się, że żona o rozwodzie nic nie wie. Pisał do niej smsy leżąc obok mnie...
Porozmawiałam z nią, przeprosiłam i wspólnie ustalałyśmy jak to było możliwe. Ona go już nie chciała. Ja wywalałam go z mojego życia 1,5 roku.

A wystarczyło tylko zrobić pierwszy, najtrudniejszy krok- ZERO KONTAKTU.
Dlatego Cię rozumiem i współczuję.

O kurcze, również Ci współczuję.. sad Przykro mi, że i Ciebie takie coś spotkało... Tamten koleś szukał z Tobą kontaktu? Udało Ci się z czasem zapomnieć, ułożyć sobie życie? Nawet technicznie rzecz biorąc to się wydaje mało prawdopodobne, a jednak.. Straszne to jest..

68 Ostatnio edytowany przez smoky_quartz (2017-01-09 02:56:34)

Odp: Friendzone, fuckfriendzone, czy o co chodzi?

Wylądowałam na kozetce, ale po tygodniu odstawiłam leki mówiąc sobie, że jeśli JA nie dam z tym rady, to kto?

Krótko po tym poznałam kolejnego samca, miałam chęć zdeptać męską rasę, a od niego zacząć.
Dziś jesteśmy kilka lat po ślubie, po domu biega rozwrzeszczany dwulatek, a ja żyję w normalnym, uczciwym i wspierającym związku.

Zdarzają się cuda na tym świecie...

Aha, tamta podróbka odzywała się wielokrotnie. Pierwszy raz po tygodniach od rozstania. Nie mógł beze mnie żyć...a ja z nim:)

69

Odp: Friendzone, fuckfriendzone, czy o co chodzi?
smoky_quartz napisał/a:

Wylądowałam na kozetce, ale po tygodniu odstawiłam leki mówiąc sobie, że jeśli JA nie dam z tym rady, to kto?

Krótko po tym poznałam kolejnego samca, miałam chęć zdeptać męską rasę, a od niego zacząć.
Dziś jesteśmy kilka lat po ślubie, po domu biega rozwrzeszczany dwulatek, a ja żyję w normalnym, uczciwym i wspierającym związku.

Zdarzają się cuda na tym świecie...

Aha, tamta podróbka odzywała się wielokrotnie. Pierwszy raz po tygodniach od rozstania. Nie mógł beze mnie żyć...a ja z nim:)

Uśmiechnęłam się, czytając tę część o samcu smile Cieszę się, że fajnie Ci się wszystko ułożyło, ja jakoś w to nie wierzę, że akurat mi trafi się normalny, uczciwy koleś. Jakiś czas temu pousuwałam wszystkie konta na portalach randkowych, mam już dość ruchaczy. Z pracy wracam późno, więc nie zanosi się na "miłość", ale cóż, żyję dalej... Właśnie sobie uświadomiłam, że kolejny weekend spędziłam na myśleniu o nim, jakie to jest chore...

70

Odp: Friendzone, fuckfriendzone, czy o co chodzi?
smoky_quartz napisał/a:

Aha, tamta podróbka odzywała się wielokrotnie. Pierwszy raz po tygodniach od rozstania. Nie mógł beze mnie żyć...a ja z nim:)

Czyli jednak... No wiesz co, zostawiłyście go na lodzie tongue Ty go kopnęłaś w d...ę, żona go nie chciała na powrót, ciekawe kogo sobie później znalazł i jakie kity jej wciskał... Nie, to nie jest ciekawe, bo śmieję się, a może właśnie mi się taki koleś trafił. Nie wiem przecież, czy żonaty, czy dzieciaty, to że mówi, że jest wolny nic nie znaczy, skoro nawet się nie przedstawił z nazwiska. Równie dobrze mógłby powiedzieć, że nazywa się Harry Potter. Najgorsze w takich kłamstwach jest to, że przestaje się wierzyć w cokolwiek, co on powie... Nawet jeśli mówi prawdę, ty już nie ufasz i doszukujesz się złego, tak to działa..

71

Odp: Friendzone, fuckfriendzone, czy o co chodzi?

To forum i wszystkie moje doświadczenia uzmysłowiły mi, jak wielu jest s.....ów na świecie. Ale na szczęście nie wszyscy są tacy:)

Tobie potrzeba silnej motywacji żeby się odciąć od tej kreatury. I czasu...

72

Odp: Friendzone, fuckfriendzone, czy o co chodzi?
kasiks napisał/a:
smoky_quartz napisał/a:

Aha, tamta podróbka odzywała się wielokrotnie. Pierwszy raz po tygodniach od rozstania. Nie mógł beze mnie żyć...a ja z nim:)

Czyli jednak... No wiesz co, zostawiłyście go na lodzie tongue Ty go kopnęłaś w d...ę, żona go nie chciała na powrót, ciekawe kogo sobie później znalazł i jakie kity jej wciskał... Nie, to nie jest ciekawe, bo śmieję się, a może właśnie mi się taki koleś trafił. Nie wiem przecież, czy żonaty, czy dzieciaty, to że mówi, że jest wolny nic nie znaczy, skoro nawet się nie przedstawił z nazwiska. Równie dobrze mógłby powiedzieć, że nazywa się Harry Potter. Najgorsze w takich kłamstwach jest to, że przestaje się wierzyć w cokolwiek, co on powie... Nawet jeśli mówi prawdę, ty już nie ufasz i doszukujesz się złego, tak to działa..

To jest dobre... Jeśli zadzwoni, to powiedz że tak go zapisałaś w kontaktach: Harry Potter. Ale poznałaś kogoś, kto ma fajniejszą różdżkę. I nazwisko.

73

Odp: Friendzone, fuckfriendzone, czy o co chodzi?
smoky_quartz napisał/a:

To jest dobre... Jeśli zadzwoni, to powiedz że tak go zapisałaś w kontaktach: Harry Potter. Ale poznałaś kogoś, kto ma fajniejszą różdżkę. I nazwisko.

Hahaha, no to by faktycznie było dobre tak napisać, ciekawe co on by na to... Choć faktycznie mam go zapisanego jako nr, bez imienia..

74

Odp: Friendzone, fuckfriendzone, czy o co chodzi?

Facet na bank jest żonaty, no chyba że jest poszukiwany listem gończym... Nie widzę innego wytłumaczenia dla niechęci wyjawienia swojego nazwiska. Pomijam to, że może być ono zwyczajnie śmieszne, bo spotkałam się kiedyś z sytuacją, w której facet nie chciał się przyznać jak się nazywa, a to tylko dlatego, że nazywał się... Kapusta. Ale w końcu to jakoś z siebie wydusił. Nie miał jednak nic do ukrycia wink Wnioski wyciągnij sama

75

Odp: Friendzone, fuckfriendzone, czy o co chodzi?
SonyXperia napisał/a:

Facet na bank jest żonaty, no chyba że jest poszukiwany listem gończym... Nie widzę innego wytłumaczenia dla niechęci wyjawienia swojego nazwiska. Pomijam to, że może być ono zwyczajnie śmieszne, bo spotkałam się kiedyś z sytuacją, w której facet nie chciał się przyznać jak się nazywa, a to tylko dlatego, że nazywał się... Kapusta. Ale w końcu to jakoś z siebie wydusił. Nie miał jednak nic do ukrycia wink Wnioski wyciągnij sama

Powiem Ci, że już teraz nic mnie nie zdziwi. W zasadzie nie wiem, może jest żonaty, może ma dziecko, wypiera się, twierdzi, że jest wolny, że spotyka się z kimś, ale "oboje wiedzą, że sobie jeszcze nic nie przysięgali"... Sprawa jest szyta grubymi nićmi, najgorsze, że można się przyzwyczaić do obecności drugiej osoby, nawet takiej i tęsknić... sad

76 Ostatnio edytowany przez Naprędce (2017-01-11 19:05:09)

Odp: Friendzone, fuckfriendzone, czy o co chodzi?
Starr napisał/a:

W tym wątku znajdziesz odpowiedzi na wszystkie swoje pytania. Czytaj szczególnie uważnie posty Elle88:
http://www.netkobiety.pl/t75336.html

Ciekawy temat, poza tym momentami zabawny. Dzięki za rekomendację.

kasiks napisał/a:

A powiedzcie mi, myślicie, że gdybym zaczęła się szanować, tzn przestała z nim uprawiać seks, spotykała się z nim wyłącznie dla rozmów, czy byłabym w stanie zmienić jego podejście do mnie, czy to już spalona sprawa?

Do tego co napisała Ci w odpowiedzi na te rojenia Klio, dodałbym jeszcze to- spotykałabyś się z facetem, który oszukuje wszystkich dookoła- Ciebie, swoją "parterkę" i randomowe kobiety z portali i nazywałabyś to "szanowaniem" siebie? Chcesz powiedzieć, że "szanowanie się" sprowadzasz tylko do -bez urazy- "nie dawania krętaczom d..y"?

kasiks napisał/a:

...zaczęliśmy się całować, widziałam, że chce czegoś więcej, ale walczy z myślami... "bakterie w cipce itp"

Ten fragment dobrze go podsumowywuje.  Atrakcyjny Kazimierz "Walczący z myślami"  ("sprawca wielu ciąż" i jełop) big_smile
Wkręciłaś się w ten prostacki -jak sądzę- "żart", po którym większość w miarę rozsądnych dziewczyn, albo by takiego gościa z miejsca wykopało za drzwi, albo odcięły by mu się odpowiednio ostro (a potem wykopały).
Niestety Twoje zerowe poczucie własnej wartości i zaślepienie, sprawiło że tolerowałaś takie zachowania i łykałaś nawet najbardziej absurdalne teksty, na ktore on mógł się zdobyć (jak np. ten o "1cm różnicy wzrostu" i pewnie wiele innych- podobnych). W efekcie ustawiło to Ciebie na samym dnie w hierarchii tego gościa- jako głupiutką zabawkę na telefon, którą można pomiatać i manipulować na wszelkie możliwe sposoby.
I NIE (jeśli wciąż się łudzisz) -abstrahując już od tego, że to kretyn i krętacz- nie da się tego odwrócić.

kasiks napisał/a:

... wpływ ojca na moje życie jako kobiety do związku. Uświadomiłam sobie, co mnie trochę przeraziło, że szukam (podświadomie) faceta, z którym nie będę pewna kolejnego dnia, tak jak to miało miejsce przez całe moje dzieciństwo. Odrzucam mężczyzn, którzy chcą ze mną być, którzy okazują zainteresowanie wprost, bo nie stanowią dla mnie wyzwania, a może nie wierzę, że mogłabym ich czymś zainteresować...

Skąd przekonanie, że życie z facetem, który "okazuje Ci zainteresowanie" nie będzie "wyzwaniem"?
Byłaś w takim związku i nie był on "wyzwaniem"? Z jakich właściwie powodów rozpadł się Twój poprzedni (ten sześcioletni) związek? Nie pisałaś o tym, więc mogę grubo naditerpretować, ale spróbuję:

W polecanym ci przez Starra temacie, w tej akurat kwestii Jolanka z Elle doszły do wniosku że (w skrócie) ta pierwsza odrzuca "porządnych", ponieważ mimo że chce stworzyc normalny związek, to tak naprawdę boi się go stworzyć. W takim ujęciu było logiczne, że autorka dlatego właśnie lgnęła do "bad boyów"-bo z nimi nic nie mogło się jej udać. Albo inaczej- zachowywała się w ten sposób i skierowała uczucie na takiego a nie innego faceta, by "mieć pewność" żeby do niczego powaznego nie doszło.
W tym kontekście widzę w waszym zachowaniu punkty wspólne. I zgadzam się- ta Twoja "niewiara" (niska samoocena), że możesz kogoś zainteresować jest ważnym czynnikiem, który utrudnia Ci życie.

Ty jednak byłaś w długim związku, więc faktycznie tamten temat nie do końca być może odzwierciedla Twoją sytuację.
Powiedziałbym raczej, że rozbita po tamtym rozstaniu, weszłaś w pierwszy lepszy układ by o tym nie mysleć i nie zadręczać się. Mam nadzieję, że zrozumiałaś, że w efekcie wpadłaś z deszczu pod rynnę, że tego błędu drugi raz nie powtórzysz i przed wejściem w nastepną relację odbudujesz swoją samoocenę.

Wpływ Twojego Ojca wydaje się dość wyraźny- odrzucasz mężczyzn, których zachowanie nie pasuje do wzorów, które "wdrukował" ci Twój Pierwszy Mężczyzna (Ojciec). Stabilność emocjonalna, "objawy zainteresowania", ciepło itp. to coś co jest Tobie trochę obce- nie wiesz do końca "z czym to się je", jak to zinterpretować i wolisz kroczyć utartymi ścieżkami/wzorcami z dzieciństwa, wedle których facet jest niedostepny lub rozchwiany emocjonalnie i robi ci "jazdy".
Bo to jest środowisko, w którym czujesz się bardziej naturalnie- wiesz jak się w tym poruszać, wiesz czego możesz oczekiwać itp..
To irracjonalne, ale takie "przełożenia" z dzieciństwa niestety zdarzają się bardzo często.

Tlumaczysz to sobie jakąś potrzebą "wyzwania", ale paradoksalnie w Twoim przypadku jest dokładnie odwrotnie- dla Ciebie to właśnie "normalny" związek jest  wyzwaniem, niewiadomą i dlatego go unikasz (lub sabotujesz?) pchając się w znane ci już i toksyczne schematy.
(przynajmniej tak było w tej ostatniej seks-relacji)

Więc jeszcze raz- odbuduj poczucie własnej wartości, poznaj lepiej samą siebie, a dopiero potem starannie zacznij szukać odpowiedniego dla siebie partnera.
To podkreślone jest kluczowe również z tego względu, że im jest ono niższe tym większą będziesz czuła pokusę by wracać do tego palanta.
To jest wręcz  wprost proporcjonalna zależność- w temacie Jolanki widać to jak na dloni. W momentach, gdy (już po tym jak się zdecydowała z nim zerwać) coś jej się komplikowało, miała problemy w pracy lub inne -automatycznie zwracała się ku swojemu "byłemu" i próbowała od nowa rzeźbić w tym bagnie. Takie gorsze chwile i Tobie sie pewnie przytrafią...
Miej więc świadomość, że im prędzej odbijesz się od dna, poukładasz jako tako swoje życie i poczujesz się lepiej z samą sobą (jako wartościową osobą), tym łatwiej będzie Ci się z uporać z takimi chwilami słabości.

77 Ostatnio edytowany przez kasiks (2017-01-12 00:57:57)

Odp: Friendzone, fuckfriendzone, czy o co chodzi?
Naprędce napisał/a:

Byłaś w takim związku i nie był on "wyzwaniem"? Z jakich właściwie powodów rozpadł się Twój poprzedni (ten sześcioletni) związek?
Powiedziałbym raczej, że rozbita po tamtym rozstaniu, weszłaś w pierwszy lepszy układ by o tym nie mysleć i nie zadręczać się.

Wpływ Twojego Ojca wydaje się dość wyraźny- odrzucasz mężczyzn, których zachowanie nie pasuje do wzorów, które "wdrukował" ci Twój Pierwszy Mężczyzna (Ojciec). Stabilność emocjonalna, "objawy zainteresowania", ciepło itp. to coś co jest Tobie trochę obce- nie wiesz do końca "z czym to się je", jak to zinterpretować i wolisz kroczyć utartymi ścieżkami/wzorcami z dzieciństwa, wedle których facet jest niedostepny lub rozchwiany emocjonalnie i robi ci "jazdy".
Bo to jest środowisko, w którym czujesz się bardziej naturalnie- wiesz jak się w tym poruszać, wiesz czego możesz oczekiwać itp..
To irracjonalne, ale takie "przełożenia" z dzieciństwa niestety zdarzają się bardzo często.

Tlumaczysz to sobie jakąś potrzebą "wyzwania", ale paradoksalnie w Twoim przypadku jest dokładnie odwrotnie- dla Ciebie to właśnie "normalny" związek jest  wyzwaniem, niewiadomą i dlatego go unikasz (lub sabotujesz?) pchając się w znane ci już i toksyczne schematy.
(przynajmniej tak było w tej ostatniej seks-relacji)

Przede wszystkim dziękuję za zainteresowanie tematem i wyczerpującą odpowiedź- nick nieadekwatny do napisanych odpowiedzi, widać, że się przyłożyłe(a?)ś, za co jeszcze raz dzięki smile

Odpowiadając na Twoje pytanie, mój poprzedni związek rozpadł się głównie przez alkoholizm partnera. Próbowałam z tym walczyć, chciałam chodzić z nim na terapię, ale on nie widział problemu. Pijany niejednokrotnie mnie zwyzywał, a we mnie coś się systematycznie wypalało. W końcu czara goryczy się przelała i postanowiłam to zakończyć. Chłopak wspominał już coś o ślubie, ale nie wyobrażałam sobie mieć dzieci z alkoholikiem i tworzyć rodziny na takim grząskim gruncie. Napisałam to bardzo ogólnikowo, bo nie tylko alkohol był problemem w związku, ex partner przywiązuje ogromną wagę do pieniędzy, dla mnie nie mają one aż takiego znaczenia i na tym tle też dochodziło do spięć, ale głównym powodem rozstania był jego alkoholizm. Decyzja o rozstaniu należała do mnie i nie, nie czułam smutku ani trochę, rozsypki również nie. To nie był już ten etap. Moment rozstania wspominam naprawdę dobrze: przeprowadzka do fajnego mieszkania, szkolenia w związku z nową pracą, randki (spotkania) nie z nastawieniem na znalezienie faceta, lecz na miłe spędzenie czasu i nawiązywanie fajnych znajomości. W poprzednim związku jednak nie musiałam się obawiać zdrad, oszustwa, podwójnego życia i to dawało mi duży komfort psychiczny- to nie po prostu taki typ faceta, którego kręcą liczne d...y na boku. No ale dzięki temu, pomimo rozstania, utrzymujemy kontakt z ex. Dziś np rozmawialiśmy jakieś 2h przez tel, nie ma już między nami uczuć, ale zostaliśmy znajomymi, którzy czasem spotkają się na spacer lub film. To tyle jeśli idzie o mój poprzedni związek...

Odnośnie tej potrzeby "wyzwania" miałam na myśli to, że mój ś.p. ojciec nie był człowiekiem, który sprostał wyzwaniu bycia głową rodziny. To mama zarabiała więcej od niego, mama dbała o dom, interesowała się tym, że trzeba kupić dzieciom ksiązki albo zrobić remont. Tata nie okazywał nam uczuć, czułam się przez niego odpychana i nieakceptowana. Pamiętam jak jako dziecko szukałam papierów adopcyjnych uważając, że gdyby on był moim biologicznym ojcem, to by mnie kochał tongue I teraz chodzi mi o to, że nie mam obrazu jak powinien wyglądać zdrowy związek, jaki powinien być facet. Nie potrafię wymagać od faceta. W poprzednim związku to się przejawiało w sprzątaniu- ja robiłam wszystko, on robił "remonty" smile Gdybym tupnęła nogą, postawiła się na początku, byłoby inaczej. Nie potrafię ustalić granic, czego można wymagać, a co jest już próbą naruszenia męskiej niezależności. W obecnej relacji też wpędziłam się w rolę jakiejś bezwiednej marionetki, tak jak tu mnie nazywacie "laski na telefon" (Boże! sad)

Piszecie mi o moim braku poczuciu własnej wartości. W zasadzie nie wiem jak się do tego odnieść... Nie jestem do końca osobą bez poczucia własnej wartości. Potrafię być pewna siebie, uśmiechnięta, pozyskiwać nowe znajomości, z tego co słyszę (od znajomych i facetów z randek wcześniejszych) sprawiam wrażenie osoby niesłychanie otwartej, pozytywnej, uśmiechniętej, przyciągającej uwagę. Z drugiej jednak strony, w kontekście tematu, który stworzyłam wpędziłam się gdzieś w szary kąt tej znajomości, czekając potulnie aż mój "atrakcyjny Kazimierz" big_smile zechce sobie przypomnieć o moim istnieniu.
I czasem mam takie zdroworozsądkowe przebłyski, te 2 zbłąkane neuronki w mojej główce przypomną sobie o tym, że on ma mnie w d..ie, że doskonale wie o tym, że zatańczę jak on mi zagra, ale przychodzi kolejny dzień, nadchodzi TEN DZIEŃ, kiedy on napisze, a ja, choć tłumaczyłam sobie milion razy, żeby olać, i tak odpisuję modląc się o to, aby chciał przyjechać. Przez to własnie nie mam szacunku do samej siebie, przez to czuję niesmak patrząc na własne odbicie w lustrze i przez to przeszła mi ochota na wchodzenie w nowe relacje.

78

Odp: Friendzone, fuckfriendzone, czy o co chodzi?

Śledzę Twój wątek i im dłużej czytam, tym bardziej mam wrażenie, że mamy wspólnego znajomego..
I sama nie wiem która opcja jest bardziej powalająca- że to faktycznie ten sam człowiek w seryjnych działaniach, czy też że takie egzemplarze to produkcja masowa...

Odniosę się do tego co zwróciło moją uwagę w pierwszym i ostatnim wpisie.

kasiks napisał/a:

poznałam jego (...) Już na pierwszym spotkaniu powiedziałam o swojej sytuacji, o potrzebnej mi przerwie od związków, o randkach, na które się umawiałam.. Wymieniliśmy się numerami i od tamtej pory spotykaliśmy się co jakiś czas...

Takim przedstawieniem sprawy na samym początku dałaś do zrozumienia, że pochodzisz do tej relacji luźno, bez zobowązań. Takie podejście mu widocznie pasowało, zgadzało się z jego oczekiwaniami czy wizją waszej znajomości (niezależnie od tego czy też nie chciał być w związku, czy też już w jakimś był).
Nie dziwi mnie więc że życzliwie dopytywał o Twoje randki i spotykał się z innymi.

Niestety, jako kobieta mam tak, że jeśli już idę z kimś do łóżka, zakochuję się w tej osobie i jestem z nią w związku. Liczyłam na to, że nasza znajomość przerodzi się w związek.

Tobie jednak po jakimś czasie i wzroście zażyłości zmieniła się perspektywa, zakochałaś się i chciałaś już czegoś innego niż zapowiedziane na początku. Rozumiem.
Jego perspektywa najwyraźniej się jednak nie zmieniła- nadal pasowała mu niezobowiązująca znajomość z Tobą. I nadal taką miał bez większego wysiłku.
W końcu nawet gdy powiedział Ci o innej nic w Waszych relacjach się nie zmieniło.
Niewiele się też zmieniło po tym, gdy wyznałaś mu swoje uczucia...


Pod koniec roku poszłam po rozum do głowy, postanowiłam się opamiętać. Napisałam mu, że chcę na jakiś czas zerwać z nim kontakt(...) Po tym spotkaniu zrobiło mi się lżej na duszy, wiedziałam, że zrobiłam dobrze odcinając się. Powiedziałam mu, że ja oczekuję związku, chcę założyć swoją rodzinę, on ma obecnie inne priorytety i ok, ma prawo. Mówił,że na razie nie chce związku, że stale z kimś był i potrzebuje odpocząć. Cieszyłam się, że się odcięłam, moja radość trwała jakieś 2 tygodnie. (...). Napisał mi życzenia świąteczne. Odpisałam...(

Zadziałał instynkt samozachowawczy. Przedstawiłaś mu swoją wizję Waszej relacji, swoje oczekiwania na teraz- odmienne od tych z początku znajomości. On nie odpowiedział na nie pozytywnie. Poczułaś ulgę. Do tego momentu wszystko ma ręce i nogi.
A później on się odezwał, Ty zareagowałaś.
I tutaj dwie kwestie:
1.Jego odezwanie się po Twojej prośbie o zerwanie kontaktu (przyjmuję że z Twojej strony była cisza) jest poniekąd objawem nierespektowania przez niego Twojego życzenia. Później tego typu rzeczy się powtarzają, bo jemu brakuje, bo jemu jest trudno, bo coś tam. Jemu generalnie chodzi głównie o własną wygodę i 4 litery, a Twoje uczucia ma za nic.  ( Inna sprawa że osoba zaangażowana, która pragnie spełnienia swojej wizji (czytaj: Ty) może takie odezwanie uznać za dowód tego że mu zależy, walczy, nie odpuszcza...)
2. Od ciebie zależało co z tym kontaktem zrobisz. Ty zareagowałaś. I tym samym niejako zniwelowałaś znaczenie wcześniejszej prośby, dałaś mu przyzwolenie na dalszy kontakt i jasny komunikat że czekasz i jesteś otwarta. Tyle jeśli chodzi o zasadę 'zero kontaktu'.
Gdzieś później piszesz, że nie jesteś jeszcze gotowa całkowicie się odciąć. Rozumiem to. Trzeba osiągnąć pewien poziom cierpienia, który jest już nie do zniesienia- widać Twoja miarka się jeszcze nie przelała.

mój poprzedni związek rozpadł się głównie przez alkoholizm partnera. Próbowałam z tym walczyć, chciałam chodzić z nim na terapię, ale on nie widział problemu. Pijany niejednokrotnie mnie zwyzywał, a we mnie coś się systematycznie wypalało. W końcu czara goryczy się przelała(...)

Poprzedni związek wydaje się być takim, w którym Twoje granice były naruszane/ przesuwane. Partner miał problem, ale to Ty wykonywałaś działania by ten problem rozwiązać ( a wzór z domu miałaś - mamy niosącej na plecach odpowiedzialność za rodzinę). Jemu pasowało jak jest.
Wniosek ten potwierdza ciąg dalszy:

Nie potrafię wymagać od faceta. W poprzednim związku to się przejawiało w sprzątaniu- ja robiłam wszystko, on robił "remonty".Gdybym tupnęła nogą, postawiła się na początku, byłoby inaczej.

Nie stawiasz wyraźnych granic, potrzeby tych facetów stawiasz przed własnymi, plasując ich niejako na wyższej pozycji w rankingu, swoje potrzeby spychając na bok, byle tylko 'książę' był zadowolony. Wszystko w dobrej intencji, pewnie z myśleniem, że jak Ty o niego tak zadbasz, to i on zadba o Ciebie/ kochasz to dbasz, itp.
Takie zachowanie z dużym prawdopodobieństwem ma korzenie w dzieciństwie, więc warto tam poszperać.
I takie zachowanie ma silną konotację z poczuciem własnej wartości. Jest ono nie do końca świadome i wynikać może z np. przekonania że na uwagę, uczucie trzeba zasłużyć. I mimo że na zewnątrz prezentujesz się jako osoba pewna siebie, to gdzieś głęboko mogą się kryć negatywne przekonania na własny temat, które dają pole do akceptowania nieakceptowalnych zachowań innych.
Przykład: nie wyszłaś/ wycofałaś się/ uciekłaś z tej relacji w chwili gdy dostałaś informację, że on spotyka się/pomieszkuje z inną kobietą. Zakładam że nie jesteś zwolenniczką zdrad, a jednak mimo że zaczęło być 'tłoczno' -zostałaś. Ja nie mam uczuć do tego faceta i ten moment był dla mnie kulminacyjny- zohydzając mi jego obraz kompletnie.

Proces zdrowienia będzie się mógł rozpocząć dopiero gdy zdobędziesz się na wysiłek odcięcia się od niego. I gdy przyjdzie TEN DZIEŃ i książę się odezwie, Ty zaciśniesz zęby i nie odpiszesz...


A tak z ciekawości- ile masz wzrostu, że pan taką sobie oryginalną wymówkę wymyślił?

79

Odp: Friendzone, fuckfriendzone, czy o co chodzi?

Kasiks ... nie musisz mu odpisywać.
Nie musisz nawet tego czytać.
Nie musisz odbierać połączeń od niego, nie musisz oddzwaniać.

Możesz na to wszystko użyć opcji - "dodaj do czarnej listy" - ale tylko pod warunkiem, że NAPRAWDĘ chcesz ten kontakt uciąć.
Ale jeśli to tylko repertuar Twoich zagrywek mających na celu wywieranie presji na pana, to daruj sobie.
Za każdym takim niekonsekwentnym odgrażaniem się z Twojej strony, coraz bardziej sama wbijasz go w pewność, że nie trzeba Ciebie traktować poważnie.
Że tylko sobie pogadasz, i nic z tego nie wyniknie.

80

Odp: Friendzone, fuckfriendzone, czy o co chodzi?

Casiopea, IsaBella77, dzięki wielkie za odpowiedzi. Przeczytałam je z ogromną uwagą i po raz kolejny czuję, że dobrze zrobiłam logując się na to forum. Przynosi mi to ulgę kiedy tęsknię, kiedy wracam z pracy i myślę co on robi. Wczoraj, po przeczytaniu posta użytkownika Naprędce, usunęłam komunikator, przez który komunikowaliśmy się z tym chłopakiem. Macie rację pisząc, że musi jeszcze zostać przeze mnie osiągnięty pewien próg bólu, upokorzeń, abym nie myślała o odpisywaniu mu.

Casiopea napisał/a:

Takim przedstawieniem sprawy na samym początku dałaś do zrozumienia, że pochodzisz do tej relacji luźno, bez zobowązań. Takie podejście mu widocznie pasowało, zgadzało się z jego oczekiwaniami czy wizją waszej znajomości (niezależnie od tego czy też nie chciał być w związku, czy też już w jakimś był).
Nie dziwi mnie więc że życzliwie dopytywał o Twoje randki i spotykał się z innymi.

A tak z ciekawości- ile masz wzrostu, że pan taką sobie oryginalną wymówkę wymyślił?

Wiem, że masz rację. Rozmawialiśmy o tym parokrotnie. Powiedział, że zrobiło mu się bardzo miło, kiedy usłyszał, że jest mi tak bliski zwłaszcza, że wie, że mam wymagania co do facetów. Spytał, co się zmieniło, że przecież na początku nie chciałam związku, a teraz chcę. Powiedziałam, że przez prawie rok miało prawo mi się zmienić, a on że racja. I jeszcze dopowiedziałam, że to wszystko się działo w czasie, w miarę spędzania ze sobą większej ilości czasu czułam, że jest mi bliski. Aż po urlopie spytał, czy mam kogoś, bo on kogoś poznał, ale w sumie cały czas się poznają. Generalnie ja nie wchodzę w związki, nie interesują mnie i nigdy nie interesowali zajęci faceci, a czemu na to przyzwalałam, że jeszcze się do niego odzywałam wiedząc, że z kimś się spotyka? Dlatego, że on cały czas mówił, że kogoś poznaje, że nie wie, czy coś z tego będzie, że strasznie go ciągnie do mnie, że stale o mnie myśli. Łudziłam się, że ja się troszkę odsunę, zamilknę na jakiś czas i on poczuje, że mu mnie brakuje, że może zrozumie, że chce ze mną być. Wiem, że to głupie i dziecinne, ale miałam kiedyś koleżankę, która była w podobnej sytuacji i powiedziała chłopakowi, że skoro on nie jest pewny, czy chce związku to ona nie chce kontaktu. I facet nie odzywał się 2 msce, po wakacjach zadzwonił, że zrozumiał jak wiele stracił i byli w związku, potem wzięli ślub i są naprawdę fajną parą. No, ale u koleżanki działo się to jak miała ok. 24 lata, a tu mowa o 33latku.

Czuję się przez niego oszukana, bo prawie rok czasu czekałam, łudziłam się, a on wtedy budował sobie związek, spotykał się z innymi. Na początku ze mną porozmawiał, powiedział jak on to widzi, tzn. że był w związku 4 lata i musi odpocząć. Pomyślałam, że będziemy się spotykać w miłej atmosferze, spędzać fajnie czas i może uczucie samo się narodzi, nawet nie będzie wiedział kiedy wink Potem, po jego powrocie z wakacji, kiedy powiedział mi, że kogoś poznał, poczułam jakby mi wbił nóż w serce, dosłownie takie uczucie, nie spodziewałam się kompletnie. Cały czas mi mówił: "Ale Kasiu, to jeszcze nie jest nic przesądzone. Ja nie wiem jak to będzie. Spotykam się z nią, ona jest we mnie bardzo zakochana, a ja myślę o Tobie. To życie jest takie ciężkie..." Często mi powtarzał, że jestem mu bliska jak mało kto, z tym nazwiskiem, że nie wiem jak się nazywa, ale i tak wiem o nim więcej niż znajomi, którzy jego nazwisko znają. Takie ściemy, mydlenie oczu. Jest mi tak wstyd, że mu na to dałam przyzwolenie hmm Gdyby powiedział, że bardzo mnie lubi, ale nic z tego nie będzie, nie zawracałabym sobie głowy. A ja słysząc, że on do mnie coś czuje, że kogoś poznał, a tęskni za mną myślałam, że tak jest faktycznie.

Aha, i jeszcze jedno. Z tą jego znajomością to nie jest tak, że ja wiedziałam, że on jest w związku. Pierwsze pół roku naszej znajomości byłam przekonana, że sprawa toczy się między nami. We wrześniu powiedział, że poznał jakąś dziewczynę, że on nie wie, czy to się rozwinie, bo do mnie czuje pociąg już od początku znajomości, coś na zasadzie, że ona się wydaje fajna, ale "to nie to". Pod koniec września już zaczęły się rozkminki o "bakteriach w c...ce" i takie tam... W listopadzie było to wyznanie uczuć z mojej strony i opowieść o tej dziewczynie, w domyśle że to ta sama od września. Wtedy powiedział, że zna ją dłużej ode mnie !(mnie zna od marca), że ona jest w nim zakochana, ale on jej jakoś nie ufa. Po raz drugi czułam się, jakbym traciła grunt pod nogami, zakręciło mi się w głowie... Kontakt z mojej strony osłabł, nadal mu odpisywałam, ale już sama nie pisałam. Nie wiedziałam na jakiej zasadzie oni się spotykają. Wyobraziłam sobie sytuację, że oni sam na sam, a wtedy on dostaje ode mnie wiadomość i poczułam się jak natręt, więc sama się nie kontaktowałam. W grudniu dojrzałam do decyzji o zaprzestaniu kontaktu, bo mnie to rani, na ostatnim spotkaniu wypytałam więcej o tę dziewczynę i przyznał, że pomieszkują ze sobą. Nie dopytałam, czy on u niej, czy ona u niego, bo zbierało mi się na wymioty. Stanął mi przed oczami zmarnowany rok, poczułam się wystawiona na pośmiewisko i to w dużej mierze na własne życzenie. Mogłam przecież wycofać się już w lipcu, kiedy nie powiedział nazwiska. No a tydzień temu około zaskoczył mnie po raz kolejny, wspominając coś o zmianach na całe życie (wspólne zamieszkanie?zaręczyny?). I teraz wszystko układa się w ponurą całość: może być w związku już od czasu, gdy się poznaliśmy, mogłam być kochanką nie zdając sobie z tego sprawy, to by wyjaśniało spotykanie się w nocy, dyskrecję z jego strony, brak nazwiska, wizyty tylko w moim mieszkaniu...

Mam 176cm wzrostu.

81 Ostatnio edytowany przez Casiopea (2017-01-12 22:46:58)

Odp: Friendzone, fuckfriendzone, czy o co chodzi?
kasiks napisał/a:

Powiedział, że zrobiło mu się bardzo miło, kiedy usłyszał, że jest mi tak bliski (...)

W oparciu o doświadczenia zaczynam myśleć, że określenia typu "jest mi miło", "czuję się wyróżniony", itp. w odpowiedzi na informację o czyichś uczuciach jest potężnym dzwonkiem alarmowym. I świadczy o łechtaniu ego i samozadowoleniu z bycia obiektem czyichś westchnień, ale niespecjalnie z wzajemnością...
Faktycznie wolałabym na takie zapewnienie usłyszeć, że ja też jestem dla kogoś tak istotna.

Generalnie ja nie wchodzę w związki, nie interesują mnie i nigdy nie interesowali zajęci faceci, a czemu na to przyzwalałam, że jeszcze się do niego odzywałam wiedząc, że z kimś się spotyka? Dlatego, że on cały czas mówił, że kogoś poznaje, że nie wie, czy coś z tego będzie, że strasznie go ciągnie do mnie, że stale o mnie myśli. Łudziłam się, że ja się troszkę odsunę, zamilknę na jakiś czas i on poczuje, że mu mnie brakuje, że może zrozumie, że chce ze mną być.

Żebyśmy się Kasiu dobrze zrozumiały- ja Ciebie nie oceniam. Co więcej- bardzo dobrze rozumiem twój tok myślenia bo byłam w podobnym miejscu. Chociaż ja świadomości że jest druga bym chyba nie zniosła.
On Ci sprzedawał sprzeczne informacje, karmił nadzieją, mamił, kręcił, (dowolne dopisz).
I zasadne jest co niżej:

Czuję się przez niego oszukana(...)

Jest mi tak wstyd, że mu na to dałam przyzwolenie hmm Gdyby powiedział, że bardzo mnie lubi, ale nic z tego nie będzie, nie zawracałabym sobie głowy. A ja słysząc, że on do mnie coś czuje, że kogoś poznał, a tęskni za mną myślałam, że tak jest faktycznie.

Nie wstydź się tego, że dałaś przyzwolenie. Pokładałaś w nim za dużo nadziei, brałaś na poważnie niejasne przesłanki- słowa za którymi nie szły czyny (bo przecież nic nie stało na przeszkodzie by z Tobą był skoro tak tęsknił i czuł..) To już było. Wyciągnij wnioski i odpuść sobie.
I skup się na tym co teraz.
A teraz już wiesz, że nie warto sobie zawracać głowy.
Pytanie co z tym zrobisz?

Z tą jego znajomością to nie jest tak, że ja wiedziałam, że on jest w związku.

Patrząc chłodno na te perypetie jak dla mnie pierwszym dzwonkiem by się wycofać była informacja że on się z kimś spotyka i poznaje (bo jeśli tak się dzieje to kim jesteś Ty?) Późniejsze teksty jego robią się coraz bardziej żenujące. Tobie pewnie też robiły dysonans, ale nie na tyle duży by trzasnąć drzwiami.
Informacja o jego pomieszkiwaniu z inną panną to natomiast ostatni gwóźdź do trumny.
Z tego co piszesz wynika że nawet odtrąbiłaś wtedy odwrót- tyle że mało skuteczny.

Czytam Cię i mam często poczucie dejavu, zarówno na poziomie jego niejasności, jak i Twojego ich interpretowania.
Mam wrażenie, że przeżuwasz to, nie możesz poskładać w całość i zrozumieć.
To pewnie trochę potrwa.

Jedno jest pewne- niezależnie od stanu Twoich uczuć, niezależnie od kondycji Twojego poczucia własnej wartości, i zupełnie niezależnie od tego co jemu chodzi po głowie- w Twoich rękach leży decyzja o uznaniu, że kontynuacja tej relacji Ci nie służy i jej ucięciu.
I w gestii Twojej silnej woli leży determinacja by trzymać się podjętej decyzji.

Pisałaś o uczuciu bycia marionetką- czy tym chcesz być?
Jeśli tak- status quo będzie jak znalazł. Jeśli nie- nie bądź.
(i tak, wiem, łatwiej napisać niż zrobić, ale zapewniam- da się).

Pozdrawiam i siły życzę!

82

Odp: Friendzone, fuckfriendzone, czy o co chodzi?

Czytając twoje ostatnie posty , nasuwa mi się myśl, że on wrócił do swojej byłej a ty byłaś plasterkiem

83 Ostatnio edytowany przez kasiks (2017-01-13 01:04:50)

Odp: Friendzone, fuckfriendzone, czy o co chodzi?

Od kilku dni wolny czas spędzam na czytaniu postów na tym forum, zamiast na lampieniu się w telefon/komunikator. Wasze chłodne i obiektywne komentarze leją miód na moje serce. Im bardziej jesteście dla mnie surowi, tym większą wdzięczność do Was czuję. Powtarzając za słowami piosenki: "Patrząc z bliska widzisz najmniej"...

Myślałam, że przez 30 lat życia zdobyłam już trochę doświadczenia i wyczuję pismo nosem, gdy tylko ktoś będzie mnie próbował sobie urabiać. Tymczasem nie wiedząc jak, nie wiedząc kiedy pozwoliłam na to, by tamten facet robił ze mną co zechce (a raczej powinnam napisać: bym ja robiła to, co on zechce). To pokazuje, że w kontaktach damsko-męskich wiek i doświadczenie nie stanowią ochrony dla emocji, uczuć. Nie sądziłam, że dam się kiedyś wmanewrować w taki chory układ, wyniszczającą mnie relację, w której będę pełnić funkcję: maskotki, przytulanki, pocieszanki, materaca, jak zwał tak zwał...

Ok, nie chcę biadolić tu jaka to ja biedna, jak spotkałam na swojej drodze matrymonialnego oszusta. Potraktuję to jako kolejne doświadczenie i nauczkę, abym była bardziej ostrożna w przyszłości i przestała bagatelizować czerwone lampki w głowie.

Chcę traktować założony przeze mnie temat jako miejsce, do którego chcę wracać w chwilach słabości, które na pewno będą, jak i w chwilach kiedy będę się chciała pochwalić "postępami". Myślę, że to dopiero początek drogi i pracy nad sobą przede mną, ale dam radę, już nieraz dawałam smile

agness131, tak, byłam plasterkiem, odskocznią na samotny wieczór, towarzyszką do wina, rozmów. O jego ex dziewczynę myślę, że nie chodzi. Nie wypowiadał się o niej w pozytywny sposób. Żalił się, że po rozstaniu nawet nie napisała mu życzeń urodzinowych. Ja byłam dodatkiem do jego nowego związku. Pytanie, czy ten związek już trwał, gdy się poznaliśmy, czy rozwinął się w trakcie naszej znajomości. No, ale nie mnie nad tym dywagować. Im mniej wiem, tym lepiej śpię. Minie trochę czasu, chcę poukładać sobie w głowie, nie uzależniać swojego aktualnego nastroju od mężczyzny, nastawić pozytywnie na nowe znajomości. Weszłam w ten nowy rok z jakąś ciężką głową, negatywnym nastawieniem, chcę to zmienić...

84

Odp: Friendzone, fuckfriendzone, czy o co chodzi?

hehehe ale temat..sumialem sie do lez

85

Odp: Friendzone, fuckfriendzone, czy o co chodzi?

Szczepi, a Ty z której choinki się urwałeś ??

86

Odp: Friendzone, fuckfriendzone, czy o co chodzi?

Wg mnie lepiej się trzymać z daleka od takich facetów, bo sami nie wiedza czego chcą

87 Ostatnio edytowany przez pannapanna (2017-01-13 15:08:17)

Odp: Friendzone, fuckfriendzone, czy o co chodzi?

Kasiks już abstrahując od tej konkretnej sytuacji to stawiasz poprzeczkę tak nisko że faceci muszą się schylać żeby cię zdobyć.
Każda z nas trafiła i nieraz trafi na dupka. Niektóre z nas dawały się oszukiwać przez dłuższy czy krótszy czas.
Różnica polega na tym, że jak już wiesz że robisz za worek na spermę, to się szybko ewakuujesz.
Ale ty to jak na ciebie plują to udajesz że deszcz pada.
Od wielu miesięcy wiesz że jesteś tylko seks zabawką i ten facet nie ma do ciebie za grosz szacunku. Nawet więcej - musi uważać cię za skrajną kretynkę.
Za tekst o bakteriach i za traktowanie jak latawicę (ten jego tekst miał tak naprawdę dużo różnych znaczeń. btw - przebadaj się) powinnaś mu dać w pysk a ty dalej za nim pełzasz. Tak tak pełzasz.
Facet jest w regularnym związku o czym ty wiesz i dalej świadczysz usługi seksualne.
On przyjeżdża do ciebie bo gdyby pojechał do burdelu to bym musiał płacić - ty jesteś za darmo.

88

Odp: Friendzone, fuckfriendzone, czy o co chodzi?
kasiks napisał/a:

Witam Wszystkich, stworzyłam ten temat, aby przelać swoje uczucia, myśli, których czasem pod dostatkiem. Chcę się wygadać i opiszę tu swoją sytuację uczuciową, która ciągnie się już długo, zbyt długo...

Rok temu, jako 29-latka, zakończyłam długoletni związek. Po rozstaniu odżyłam psychicznie, nie chciałam się wiązać, potrzebowałam trochę czasu na pobycie samej, uporządkowanie myśli. Nowa praca, przeprowadzka, konta na portalach randkowych... I tak poznałam jego, 33 latka też świeżo po rozstaniu z długoletnią partnerką. Już na pierwszym spotkaniu powiedziałam o swojej sytuacji, o potrzebnej mi przerwie od związków, o randkach, na które się umawiałam. Od początku miałam wrażenie, że zaiskrzyło między nami. Zaprosił mnie do swojego mieszkania, to dziwne, ale... pojechałam z nim, nie znając go, do obcego faceta, późnym wieczorem. Wiem, jak to brzmi i wygląda, dziś wiem, ile ryzykowałam i że mogło to się różnie zakończyć, jest mi chwilami głupio, ale nie o to chodzi. Były Święta, spędzałam je sama z dala od rodziny i znajomych, chciałam po prostu pobyć z kimś, nie czuć się samotnie... Przegadaliśmy całą noc, spotkaliśmy się kolejnego dnia i... doszło do czegoś. Nie było seksu, miałam wtedy okres, ale grzeczni nie byliśmy. Po wszystkim było mi głupio, poczułam się jak łatwa dz...ka, wróciłam do domu, usunęłam konto na tym portalu, na którym się poznaliśmy, myślałam, że to koniec znajomości. Jednak on odnalazł mnie na innej stronie, na której miałam profil, napisał co mi się w nim nie spodobało, no bo chyba coś mi się musiało w nim nie spodobać.. To było takie dziwne, ale on spodobał mi się od początku jak go zobaczyłam, jak się do mnie uśmiechnął witając się ze mną, już wiedziałam, że to będzie spoko koleś, że się dogadamy... Napisałam mu jak się czuję po wczorajszym wieczorze, a on, że jesteśmy dorośli, że przecież nic złego nie zrobiliśmy, że nie mamy czym się przejmować. Pomyślałam, że w zasadzie racja, ja jestem wolna, on też, nikogo nie krzywdzimy, mamy po 30-30 parę lat, więc nie ma czego żałować. Wymieniliśmy się numerami i od tamtej pory spotykaliśmy się co jakiś czas...

Niestety, jako kobieta mam tak, że jeśli już idę z kimś do łóżka, zakochuję się w tej osobie i jestem z nią w związku. Przynajmniej tak zawsze było do tej pory. Liczyłam na to, że nasza znajomość przerodzi się w związek. On pomagał mi wielokrotnie: a to został na noc i zobaczył wyrwany kontakt w pokoju. O 7 rano pobiegł do auta po śrubokręty i przykręcił gniazdko. Innym razem pisałam z nim o 2 w nocy, że boli mnie brzuch, więc o 2:30 pojechał do apteki, żeby mi przywieźć krople żołądkowe. Przywiązywałam się do niego coraz bardziej, coraz mocniej ciągle zastanawiając się, czy z tej znajomości będzie coś więcej. Moi znajomi, ci, z którymi dzieliłam się swoimi wątpliwościami mówili, że raczej on ciągle się tam gdzieś kręci wokół mnie, więc jestem w stanie go rozkochać w sobie. Poznaliśmy się w marcu, w okolicy wakacji zaczęłam chcieć już czegoś więcej. Wiedziałam, że coś już do niego zaczynam czuć, on wrócił z wakacji i spytał jak tam moje randki, czy poznałam kogoś, bo on kogoś poznał, w zasadzie ciągle się poznają i jeszcze nie wie, czy coś z tego będzie... Nie powiem, poczułam, jakby ziemia osuwała mi się spod nóg. I tu zaczęły się schody.. Zdarzało się, że na weekendy wyłączał telefon, nie odbierał połączeń, nie odpisywał na smsy, albo odpisywał w poniedziałek. Dotarło do mnie, że spotkaliśmy się u niego w mieszkaniu na początku, z 3 razy, a tak to tylko u mnie w mieszkaniu i to zawsze w nocy. Latem spytałam go o jego nazwisko, gadaliśmy coś o portalach społecznościowych i spytałam jak się nazywa. Strasznie się zdenerwował, nie chciał powiedzieć. W listopadzie ponowiłam pytanie o nazwisko, już bez nerwów, ale też nie chciał powiedzieć. Naściemniał, że podoba mu się to, że zna nazwiska wszystkich znajomych, a ja jestem dla niego zagadką...

Odnośnie jego nowej sympatii, nie docierało to do mnie. Pomyślałam, że skoro mówi, że zaczyna coś z nią, ale jeździ do mnie, nierzadko uprawiamy seks, to jednak nic z tego nie będzie. Kiedyś był u mnie i ona dzwoniła do niego, tzn. domyśliłam się, że to ona, bo jak inaczej wyjaśnić tel o 2 w nocy... Odłożył tel i dalej kochał się ze mną.. Zdaję sobie sprawę jak to wygląda, co o mnie myślicie, ale uwierzcie mi, że bardzo zakochałam się w tym dupku. W któryś weekend upiłam się na smutno i napisałam do niego, że się w nim zakochałam, że nic na to nie poradzę, ale tak jest... Spotkał się ze mną (oczywiście w poniedziałek) i powiedział, że spotyka się z tą dziewczyną. Że zna ją dłużej ode mnie (a jednak!), że ona ma 27 lat i jest dla niej pierwszym chłopakiem, że ona bardzo w nim zakochana, gotuje dla niego pyszne rzeczy, sprząta, ale on nie ma do niej zaufania, bo ja jestem taka prawdziwa, szczera, mówię wprost co o nim myślę, potrafię się z nim pokłócić, a z nią się nie kłóci, bo widać w ich relacji brakuje szczerości i on nie ma do niej zaufania, bo boi się, że będzie ciekawa jak to jest z innymi facetami, a ja jestem dojrzała i mam za sobą długi związek, mieszkanie z facetem itp.

Męczyłam się wiele długich miesięcy, nie przeżywałam zakończonego 6 letniego związku, a umartwiałam się kilkumiesięczną znajomością. Kiedyś po seksie spytałam go, czemu nie chce spróbować, skoro tak mnie chwali, że super się ze mną czuje, że bardzo go do mnie ciągnie, że jestem extra dziewczyna itp. Zaczął się motać i w końcu wymamrotał coś pod nosem, że jestem tylko 1cm niższa od niego i że jego nie kręcą takie wysokie laski, bo gdybyśmy byli w związku i ubrałabym szpilki, byłabym wyższa od niego.. Dla mnie to nie do zrozumienia, bo powiedziałam mu skoro tak jest, to po co uprawia ze mną seks i mówi ciągle, że strasznie go pociągam.

Pod koniec roku poszłam po rozum do głowy, postanowiłam się opamiętać. Napisałam mu, że chcę na jakiś czas (parę miesięcy, może lat) zerwać z nim kontakt, że potrzebuję tego, bo mnie to rani, że on traktuje mnie jak przyjaciółkę, że chcę wyjść z tego friendzone, czy nawet fuckfriendzone i odezwę się jak zacznę go traktować jak on mnie, czyli jak kolegę. Napisał, czy mógłby przyjechać ostatni raz, pożegnać się- zgodziłam się. Wypiliśmy wino, przegadaliśmy całą noc, ale szczerze aż do bólu. Powiedziałam mu wszystko co czuję, jak było na początku, jak nie chciałam związku, jak z czasem się przywiązałam do niego, jak fatalnie czułam się, gdy nie chciał zostać u mnie na noc, jak nie odzywał się, albo odzywał kiedy chciał, jak mnie ukłuło, gdy powiedział o nowej znajomej w wakacje... On powiedział mi, że pomieszkują razem, że ona dba bardzo o dom, gotuje, sprząta, ale on nie ma do niej jakoś zaufania, że do niej ciągnie go rozum, a do mnie serce. Że ze mną się nigdy nie nudzi, posprzeczamy się nieraz, ale to jest potrzebne i że będąc z nią tęskni do mnie, że myśli stale o mnie... Po tym spotkaniu zrobiło mi się lżej na duszy, wiedziałam, że zrobiłam dobrze odcinając się. Powiedziałam mu, że ja oczekuję związku, chcę założyć swoją rodzinę, on ma obecnie inne priorytety i ok, ma prawo. Mówił,że na razie nie chce związku, że stale z kimś był i potrzebuje odpocząć. Cieszyłam się, że się odcięłam, moja radość trwała jakieś 2 tygodnie. Na Boże Narodzenie pojechałam w rodzinne strony. Napisał mi życzenia świąteczne. Odpisałam z podziękowaniem i też składając mu życzenia. Po Świętach wysłał uśmiech... Napisałam dlaczego nie szanuje mojego życzenia, że mnie to boli, że odzywa się sporadycznie, a nic nie idzie po mojej myśli. Odpisał, że chce, żebym wiedziała, że jemu wcale nie jest lekko, że ma się nie odzywać, bo myśli o mnie i tęskni mu się do mnie, że to dziwne i chore, ale nawet gdy był ktoś z boku on myślał o mnie... Po paru dniach przyjechał do mnie naprawiać mi auto, wszedł na herbatę, przeczytałam mu horoskop na rok 2017, o zmianach w życiu typu zamieszkanie z dziewczyną, może zaręczyny i ślub. Zmienił mu się wyraz twarzy, posmutniał i powiedział coś pod nosem, że się sprawdza, w domyśle, że chce się tej dziewczynie oświadczyć...

Powiedzcie proszę co o tym myślicie, przepraszam za ten chaos, ale ciężko skrócić rok życia w jeden, treściwy i sensowny post.. Jeśli macie jakieś pytania śmiało piszcie, chętnie odpowiem. Nie oceniajcie mnie proszę zbyt surowo, naprawdę się zakochałam sad


Post faktycznie długi, ale zrozumiały i wiesz co Ci napiszę - dobrze Go określiłaś "dupek" bo tak można Go nazwać, On rzeczywiście sam nie wie czego chce,trzyma "dwie sroki za ogon" - sory  i z tą chce być i tą,nie może się zdecydować. Moim zdaniem nie możesz na Niego liczyć,przecież nie chcesz być tą  drugą, skoro chce się oświadczyć innej,czy chcesz tego czy nie - musisz Go wymazać raz na zawsze z pamięci,telefonu i znajomych na fb. Jestem pewna,że jeśli nie zerwiesz z Nim teraz będziesz bardziej nieszczęśliwa niż jesteś wg Ciebie obecnie. Rzeczywiście odpocznij od facetów,bo sama zauważyłaś, że nie każdemu można zaufać. Wydawałoby się, że taki dobry,uczuciowy, a po wakacjach wbił Ci szpilę po samą nasadę. Skończ tę znajomość, bo ona do niczego dobrego nie doprowadzi. Pozdrawiam. smile

89

Odp: Friendzone, fuckfriendzone, czy o co chodzi?
natolinka napisał/a:

Post faktycznie długi, ale zrozumiały i wiesz co Ci napiszę - dobrze Go określiłaś "dupek" bo tak można Go nazwać, On rzeczywiście sam nie wie czego chce,trzyma "dwie sroki za ogon" - sory  i z tą chce być i tą,nie może się zdecydować. Moim zdaniem nie możesz na Niego liczyć,przecież nie chcesz być tą  drugą, skoro chce się oświadczyć innej,czy chcesz tego czy nie - musisz Go wymazać raz na zawsze z pamięci,telefonu i znajomych na fb. Jestem pewna,że jeśli nie zerwiesz z Nim teraz będziesz bardziej nieszczęśliwa niż jesteś wg Ciebie obecnie. Rzeczywiście odpocznij od facetów,bo sama zauważyłaś, że nie każdemu można zaufać. Wydawałoby się, że taki dobry,uczuciowy, a po wakacjach wbił Ci szpilę po samą nasadę. Skończ tę znajomość, bo ona do niczego dobrego nie doprowadzi. Pozdrawiam. smile

Dzięki! Póki co tak zrobiłam, tzn. wykasowałam jego nr tel. i usunęłam aplikację, na której pisaliśmy. Na Fb nie pisaliśmy (musiałby zdradzić nazwisko). Nadszedł weekend, ciekawe co teraz będzie z moimi myślami.. Na pewno będę częściej tu na forum, bo jakoś czuję, że to jest mi teraz potrzebne, a nie np. nowe znajomości.

90

Odp: Friendzone, fuckfriendzone, czy o co chodzi?

Droga Kasiks, czytam ten wątek i bardzo, bardzo mocno empatyzuję z Tobą, pragnąc dodać Ci jakoś duchowo sił, życząc z całego serca, aby ta historia była już dla Ciebie emocjonalnie zamkniętym tematem. Twojaopowieść bardzo mnie poruszyła, bo po pierwsze, Twoje dzieciństwo rezonuje z mim własnym ( układ sił w rodzinie, chłód emocjonalny, dominująca matka itd. ), po drugie spotkała mnie łudząco podobna historia. Wyliczę pukty wspólne:
- poznałam faceta na portalu w czasie, gdy już byłam wolna ( wiedział, że to był czas umawiania się z różnymi osobami - moja intencja była dobra, szukałam po prostu kogoś dla siebie - szybko wylądowaliśmy w łózku, była między nami niesamowita chemia - jednak fakt, że wiedział o moich poprzednich randkach był przez kawał czasu wykorzystywany przeciwko mnie jako WĄTPLIWOŚĆ co do mnie, jako powód WAHANIA, a potem jako argument, że pewnie tam ktoś do mnie "wbija", interesuje się mną, co notorycznie pozwalalo mu - teraz to rozumiem! - na zachwanie wobec mnie "usprawiediwonego" dystansu )
- po tym, jak spędziłam z nim kolejny weekend, chciałam znać jego nazwisko, ale strasznie kręcił ( "zostawmy to tak jak jest", "co to zmieni", "sam bym ci podał, gdybyś nie nalegała, zrobiłbym to w odpowiednim czasie" )
- okazało się, że on jest z kobietą, co do której deklaruje, że jej nie kocha ( mieszkają razem w weekendy, choć dzieli ich odległośc koło 300 km ),  ja wiedząc to, nie wycofuję się, mam nadzieje, że on dokona wyboru
- on deklaruje , że nie chce związku, że nie jest gotowy, ja się samooszukuję, że uczucie się rozwinie i on zmieni zdanie
- on ma liczne konta na portalach randkowych ( i myslę jak Ty- że to nieuczciwe wobec NIEJ i wobec mnie )
- ja protestuję wobec takiego stanu rzeczy, dystansuję się, "odchodzę", on intensyfikuje zainteresowanie, ja ulegam, potem on się dystansuje powodując mój dystans ( opowiada o tamtym związku, że się POPRAWIA, albo na zmianę mówi, że tam jest źle, potem dobrze, potem źle - ja to wszystko odbieram, przetwarzam emocjonanie, to mnie dużo kosztuje )
- czuję się manipulowana, on mi mówi o mojej wyjątkowości, o bliskości, o więzi ze mną takiej jak z nikim ( łykam to jak pelikan rybki )
- wchodzę w jakąś chorą rolę rywalizacji z tamtą kobietą, starając się może nieświadomie "udowodnić"jemu i sobie, że jestem lepsza, bliższa, ważniejsza
- znajomośc trwa rok, ale w połowie, tzn w lipcu były mocne sygnały do zerwania tego toksycznego układu, a nadal w tym trwałam
- daję mu mnóstwo sygnałów, że ten układ mnie rani ( to powodowało tylko stany zawieszenia, po których on sie aktywował, zbliżał do mnie, chwile było fajnie i znów pojawiał się dystans - ponieważ on notorycznie umieszczał między nami tamta kobietę - jezdząc do niej i opowiadając o tej relacji )
- miałam poczucie, że jest mi bliski (wiele rozmów, wiele wspołnych dni spędzonych razem,dużo wzajemnego psychicznego otwarcia- ale co z tego - była trzecia osoba między nami, on jej uzywał do tego, żeby nie być za blisko mnie, i uzywał MNIE, aby nie być blisko niej )

Droga Kasiks! Od tego czasu poddałam się długofalowej terapii psychodynamicznej, zrozumiałam powody swojego trwania w takim układzie, one tkwią mocno w dzieciństwie, w modelu bliskości zaszczepionym przez pierwsze mi bliskie osoby - rodziców i klimat emocjoalny domu. Dużo by o tym pisać, ale to jest wątek o Tobie, nie o mnie. Zrozumienie tego, co piszą Ci tutaj mądre osoby, zajęło mi dwa lata terapii i cięzkich pieniędzy. Masz tutaj na forum bardzo rzetelne, i bardzo prawdziwe psychologicznie wyjaśnienia, wskazówki - stwierdzam to po 2 latach cięzkiej terapii. Tak, chodzi własnie o to, o czym pisał użytkownik Naprędce, o czym pisze Klio i inni. To są bardzo, bardzo wnikliwe i trafe analizy. Jedyny problem to taki, że dla uzyskania ZMIANY nie wystarczy, że będziesz to wiedzieć, to trzeba POCZUĆ. To emocje, jeśli nie są zblokowane, powodują "poruszenie "  - czyli działanie i zmianę, wzbudzenie motywacji, chęci do progresu ( emocje pochodzą od słowa movere oznaczającego " poruszać" , tak jak z angielskiego e-MOTION, czyli "ruch" ). Myślę, że jeszcze długi czas możesz borykac się z takim poczuciem dysonansu- emocje będą w zupełnie innym miejscu niż komponent intelektuany ( tzn będziesz WIEDZIEĆ, rozumieć, że on Cię źle traktuje, ale być może trwać w zależności od niego tak długo ,póki nie POCZUJESZ wyraźnie co ta znajomośc Ci robi, dopóki nie uznasz w sercu, w duszy, że to Cię krzywdzi, że trwanie w tym jest dalszym krzywdzeniem samej siebie).
Polecam jednak TERAPIĘ, bo w Twoich związkach przejawia się ewidentnie odtwarzany z Rodzicem dystans, który jest Ci znany, a więc bezpieczny , odtwarza się także dziecięce PRAGNIENIE i NADZIEJA, że w końcu, swoją poprawnością, byciem miłą, akceptującą, zgadzającą się nawszystko, zaskarbisz sobie wreszcie uznanie i miłość Twojego obiektu nieodwzajemnionych uczuć...Kiedyś był nim Rodzic, dziś inna osoba, z którą sytuacja POKOCHANIA Ciebie, której tak pragniesz, jest po prostu niemożliwa....Ale to ta niemożliwośc właśnie Cię napędza...I jednocześnie rani.

Co do tego faceta, powiem krótko - to jest osoba z LĘKIEM PRZED BLISKOŚCIĄ. Poczytaj o tym. Być może sama odkryjesz, że również ( choć w mniejszym stopniu ) masz ten problem. To wyjaśnia, dlaczego się uwikłałaś w tę relację. Możesz o tym więcej poczytać. Swego czasu pisałam równiez taki artykuł, dość treściwy, na necie, mogę Ci podrzucić linka na priv. Poświęciłam masę czasu i energii oraz pieniędzy na zrozumienie JEGO zachowań i własnych od niego zależności, uwikłań, ich przyczyn, myślę, że mogłabym pomóc. Jeśli będziesz potrzebować czegokolwiek, nie wahaj się napisać. Przed Tobą masa wiedzy o sobie do odkrycia, to początek tej podróży ( może ta znajomośc z nim była Ci potrzebna, bo w rezultacie miała Cię doprowadzić do samopoznania, wzniesienia się na wyższy level świadomości, rozwoju...Myśle, że jescze przyjdzie taki czas w Twoim zyciu, jak się już to wszystko skończy, że będziesz silniejsza, ale i wdzięczna, że to doświadczenie uczynio Cie taką, było impulsem do zmiany) .

91

Odp: Friendzone, fuckfriendzone, czy o co chodzi?

Nadal mam ochotę zdzielić tego gościa szpadlem przez grzbiet, ale chyba przy okazji się wzruszyłem.
Fanfary i fajerwerki dla wszystkich, którzy wsparli Kasiks i pociągnęli treściwie ten temat.
I dla niej samej oczywiście, bo czuję że jest na właściwej drodze :) choć niełatwej na pewno.
https://www.youtube.com/watch?v=3uQTZgFMsCI

Kasiks, jasne- pisz jeśli tylko czujesz potrzebę, zwłaszcza że Ty i Twoi ewentualnie rozmówcy mogą pomóc innym w podobnej sytuacji.

92 Ostatnio edytowany przez kasiks (2017-01-14 15:49:50)

Odp: Friendzone, fuckfriendzone, czy o co chodzi?

Dzięki kochani smile

Im więcej dni mija bez kontaktu z nim, tym nabieram więcej dystansu do tematu. Czytam otrzeźwiające mnie posty i dochodzę do wniosku, że może on faktycznie był w związku już jak się spotkaliśmy pierwszy raz... To by wyjaśniało wszystkie sygnały: spotkania po nocach, wyłączanie telefonu na weekendy itp. Schemat był zawsze ten sam: przyjeżdża pod pretekstem spotkania "na pogadanie", w końcu lądujemy w łóżku, czasem jest seks, czasem udaje mu się powstrzymać, jednak zawsze "po" zmiana jego zachowania o 180 stopni. Typowy facet, który dostał to, co chciał i już może jechać do siebie. Zawsze po pochrząkiwał, co mnie strasznie wkurzało, bo było takim wzdychaniem ze słowami: "K...wa, znowu to samo. Czy do ciebie nie można przyjechać po prostu pogadać? Nie planowałem tego, miałem tylko przyjechać na godzinę, bo dawno się nie widzieliśmy". Typowy schemat zrzucania winy na mnie.. Odpowiadałam mu na to, że przecież nie ja inicjowałam seks, a on udawał sztuczne wyrzuty.
Najgorsze w tym wszystkim, że jeszcze nie tak dawno mówiłam swojemu koledze, że w życiu nie mogłabym uczestniczyć w układzie spotykania się tylko na seks, że nie potępiam wolnych osób, które to praktykują, ale sama nie mam charakteru, by mnie to nie raniło. Mówiłam mu też, że przeraża mnie myśl, że facet po wszystkim zakłada spodnie i wychodzi, a ja zostaję sama... No i nie wiem jak, nie wiem kiedy, prawie rok tkwiłam właśnie w takim układzie, jakie to chore i beznadziejne hmm Przypominam sobie jak prosiłam go, aby został na noc, że rano pojedzie, a te jego wymówki w stylu: masz niewygodne łóżko, ja się nigdy nie wysypiam w nowych miejscach... Czułam się upokorzona błaganiem o zostanie ze mną, ale nadal nic z tym nie robiłam. Wstyd mi dzisiaj za własną głupotę, powinnam dać mu w pysk już po pierwszych głupotach, które do mnie gadał...

Wczoraj odrobiłam lekcje i poczytałam trochę o tym lęku przed bliskością. Zainteresowały mnie te tematy i chętnie poczytam też na priv. Dziwię się tylko odniesieniu, że to ten "mój niedoszły" facet ma ten syndrom, a nie ja. Z tego co opowiada o swoich rodzicach i bratu, mają fajną rodzinkę. Pytał mi się kiedyś jakim małżeństwem byli moi rodzice, mówił, że jego byli i są raczej zgodnym małżeństwem, tzn. wiadomo czasem się kłócą, ale bez patologii w rodzinie.

93 Ostatnio edytowany przez Neko713 (2017-01-14 17:02:42)

Odp: Friendzone, fuckfriendzone, czy o co chodzi?
kasiks napisał/a:

Powiedział mi ostatnio, że to życie jest takie dziwne, przewrotne, że niczego nie można zaplanować, że on nie wie jak będzie... Najpierw powiedział mi, że on jeszcze tak może nawet z rok będzie sam, aż będzie chciał być w związku na poważnie, a po tygodniu około o tych planach na przyszłość, w domyśle zaręczyny. Więc zgłupiałam totalnie, może zaliczył wpadkę, nie wiem... Wiem, że niepotrzebnie tym zajmuję myśli, ale cóż robić, taki głupi charakter...

STOP
o matko nie wytrzymam tego dalej
dziewczyno sad zobacz jakie on Ci kity wciska, mówi Ci co chcesz usłyszeć

koleś chce Cię trzymać w odwodzie, przemyca sygnały o tamtej, żebyś nie wyobrażała sobie za wiele, nie dzwoniła po nocach

94

Odp: Friendzone, fuckfriendzone, czy o co chodzi?

Przeczytałem początek i koniec i...

ZUCH DZIEWCZYNA!

95

Odp: Friendzone, fuckfriendzone, czy o co chodzi?
Niewierny napisał/a:

Przeczytałem początek i koniec i...

ZUCH DZIEWCZYNA!

Zuch dziewczyna powiem o sobie, gdy on się odezwie, a ja nie zareaguję...

96

Odp: Friendzone, fuckfriendzone, czy o co chodzi?
Neko713 napisał/a:
kasiks napisał/a:

Powiedział mi ostatnio, że to życie jest takie dziwne, przewrotne, że niczego nie można zaplanować, że on nie wie jak będzie... Najpierw powiedział mi, że on jeszcze tak może nawet z rok będzie sam, aż będzie chciał być w związku na poważnie, a po tygodniu około o tych planach na przyszłość, w domyśle zaręczyny. Więc zgłupiałam totalnie, może zaliczył wpadkę, nie wiem... Wiem, że niepotrzebnie tym zajmuję myśli, ale cóż robić, taki głupi charakter...

STOP
o matko nie wytrzymam tego dalej
dziewczyno sad zobacz jakie on Ci kity wciska, mówi Ci co chcesz usłyszeć

koleś chce Cię trzymać w odwodzie, przemyca sygnały o tamtej, żebyś nie wyobrażała sobie za wiele, nie dzwoniła po nocach

Nigdy do niego nie wydzwaniałam, zwłaszcza po nocach. Na początku znajomości dzwoniłam do niego (może z 3 razy), miał wyłączony tel., ale to było w różne dni (nie 3 połączenia tego samego dnia).

97

Odp: Friendzone, fuckfriendzone, czy o co chodzi?
Esthere napisał/a:

Droga Kasiks, czytam ten wątek i bardzo, bardzo mocno empatyzuję z Tobą, pragnąc dodać Ci jakoś duchowo sił, życząc z całego serca, aby ta historia była już dla Ciebie emocjonalnie zamkniętym tematem. Twojaopowieść bardzo mnie poruszyła, bo po pierwsze, Twoje dzieciństwo rezonuje z mim własnym ( układ sił w rodzinie, chłód emocjonalny, dominująca matka itd. ), po drugie spotkała mnie łudząco podobna historia. Wyliczę pukty wspólne:
- poznałam faceta na portalu w czasie, gdy już byłam wolna ( wiedział, że to był czas umawiania się z różnymi osobami - moja intencja była dobra, szukałam po prostu kogoś dla siebie - szybko wylądowaliśmy w łózku, była między nami niesamowita chemia - jednak fakt, że wiedział o moich poprzednich randkach był przez kawał czasu wykorzystywany przeciwko mnie jako WĄTPLIWOŚĆ co do mnie, jako powód WAHANIA, a potem jako argument, że pewnie tam ktoś do mnie "wbija", interesuje się mną, co notorycznie pozwalalo mu - teraz to rozumiem! - na zachwanie wobec mnie "usprawiediwonego" dystansu )
- po tym, jak spędziłam z nim kolejny weekend, chciałam znać jego nazwisko, ale strasznie kręcił ( "zostawmy to tak jak jest", "co to zmieni", "sam bym ci podał, gdybyś nie nalegała, zrobiłbym to w odpowiednim czasie" )
- okazało się, że on jest z kobietą, co do której deklaruje, że jej nie kocha ( mieszkają razem w weekendy, choć dzieli ich odległośc koło 300 km ),  ja wiedząc to, nie wycofuję się, mam nadzieje, że on dokona wyboru
- on deklaruje , że nie chce związku, że nie jest gotowy, ja się samooszukuję, że uczucie się rozwinie i on zmieni zdanie
- on ma liczne konta na portalach randkowych ( i myslę jak Ty- że to nieuczciwe wobec NIEJ i wobec mnie )
- ja protestuję wobec takiego stanu rzeczy, dystansuję się, "odchodzę", on intensyfikuje zainteresowanie, ja ulegam, potem on się dystansuje powodując mój dystans ( opowiada o tamtym związku, że się POPRAWIA, albo na zmianę mówi, że tam jest źle, potem dobrze, potem źle - ja to wszystko odbieram, przetwarzam emocjonanie, to mnie dużo kosztuje )
- czuję się manipulowana, on mi mówi o mojej wyjątkowości, o bliskości, o więzi ze mną takiej jak z nikim ( łykam to jak pelikan rybki )
- wchodzę w jakąś chorą rolę rywalizacji z tamtą kobietą, starając się może nieświadomie "udowodnić"jemu i sobie, że jestem lepsza, bliższa, ważniejsza
- znajomośc trwa rok, ale w połowie, tzn w lipcu były mocne sygnały do zerwania tego toksycznego układu, a nadal w tym trwałam
- daję mu mnóstwo sygnałów, że ten układ mnie rani ( to powodowało tylko stany zawieszenia, po których on sie aktywował, zbliżał do mnie, chwile było fajnie i znów pojawiał się dystans - ponieważ on notorycznie umieszczał między nami tamta kobietę - jezdząc do niej i opowiadając o tej relacji )
- miałam poczucie, że jest mi bliski (wiele rozmów, wiele wspołnych dni spędzonych razem,dużo wzajemnego psychicznego otwarcia- ale co z tego - była trzecia osoba między nami, on jej uzywał do tego, żeby nie być za blisko mnie, i uzywał MNIE, aby nie być blisko niej )

Droga Kasiks! Od tego czasu poddałam się długofalowej terapii psychodynamicznej, zrozumiałam powody swojego trwania w takim układzie, one tkwią mocno w dzieciństwie, w modelu bliskości zaszczepionym przez pierwsze mi bliskie osoby - rodziców i klimat emocjoalny domu. Dużo by o tym pisać, ale to jest wątek o Tobie, nie o mnie. Zrozumienie tego, co piszą Ci tutaj mądre osoby, zajęło mi dwa lata terapii i cięzkich pieniędzy. Masz tutaj na forum bardzo rzetelne, i bardzo prawdziwe psychologicznie wyjaśnienia, wskazówki - stwierdzam to po 2 latach cięzkiej terapii. Tak, chodzi własnie o to, o czym pisał użytkownik Naprędce, o czym pisze Klio i inni. To są bardzo, bardzo wnikliwe i trafe analizy. Jedyny problem to taki, że dla uzyskania ZMIANY nie wystarczy, że będziesz to wiedzieć, to trzeba POCZUĆ. To emocje, jeśli nie są zblokowane, powodują "poruszenie "  - czyli działanie i zmianę, wzbudzenie motywacji, chęci do progresu ( emocje pochodzą od słowa movere oznaczającego " poruszać" , tak jak z angielskiego e-MOTION, czyli "ruch" ). Myślę, że jeszcze długi czas możesz borykac się z takim poczuciem dysonansu- emocje będą w zupełnie innym miejscu niż komponent intelektuany ( tzn będziesz WIEDZIEĆ, rozumieć, że on Cię źle traktuje, ale być może trwać w zależności od niego tak długo ,póki nie POCZUJESZ wyraźnie co ta znajomośc Ci robi, dopóki nie uznasz w sercu, w duszy, że to Cię krzywdzi, że trwanie w tym jest dalszym krzywdzeniem samej siebie).
Polecam jednak TERAPIĘ, bo w Twoich związkach przejawia się ewidentnie odtwarzany z Rodzicem dystans, który jest Ci znany, a więc bezpieczny , odtwarza się także dziecięce PRAGNIENIE i NADZIEJA, że w końcu, swoją poprawnością, byciem miłą, akceptującą, zgadzającą się nawszystko, zaskarbisz sobie wreszcie uznanie i miłość Twojego obiektu nieodwzajemnionych uczuć...Kiedyś był nim Rodzic, dziś inna osoba, z którą sytuacja POKOCHANIA Ciebie, której tak pragniesz, jest po prostu niemożliwa....Ale to ta niemożliwośc właśnie Cię napędza...I jednocześnie rani.

Co do tego faceta, powiem krótko - to jest osoba z LĘKIEM PRZED BLISKOŚCIĄ. Poczytaj o tym. Być może sama odkryjesz, że również ( choć w mniejszym stopniu ) masz ten problem. To wyjaśnia, dlaczego się uwikłałaś w tę relację. Możesz o tym więcej poczytać. Swego czasu pisałam równiez taki artykuł, dość treściwy, na necie, mogę Ci podrzucić linka na priv. Poświęciłam masę czasu i energii oraz pieniędzy na zrozumienie JEGO zachowań i własnych od niego zależności, uwikłań, ich przyczyn, myślę, że mogłabym pomóc. Jeśli będziesz potrzebować czegokolwiek, nie wahaj się napisać. Przed Tobą masa wiedzy o sobie do odkrycia, to początek tej podróży ( może ta znajomośc z nim była Ci potrzebna, bo w rezultacie miała Cię doprowadzić do samopoznania, wzniesienia się na wyższy level świadomości, rozwoju...Myśle, że jescze przyjdzie taki czas w Twoim zyciu, jak się już to wszystko skończy, że będziesz silniejsza, ale i wdzięczna, że to doświadczenie uczynio Cie taką, było impulsem do zmiany) .

Bardzo Ci dziękuję za Twój wpis, czytałam go kilka razy. Przykro mi było czytając to, co musiałaś przechodzić. Mam nadzieję, że dla Ciebie to już mgliste wspomnienie, że nie ciągnie się to za Tobą... Niestety, czytając wpisy dziewczyn tu z forum, choćby z tego jednego tematu, pełno takich facetów z typowym dla nich mechanizmem działania. Mówią co chcemy usłyszeć, na początku, gdy nas w sobie rozkochują, jest dużo czułości i dobroci, bo przecież trzeba jakoś kobietę do siebie przywiązać. Potem, widząc na ile mogą sobie pozwolić, przesuwają granice coraz bardziej, któregoś dnia informując nas "mimochodem", że a). zakochali się; b). są w związku; c).my jesteśmy takie wyjątkowe i oczywiście nie chcą urywać kontaktu z nami wink
Oczywiście, nic nie dzieje się bez naszego przyzwolenia. Nie jesteśmy małymi dziewczynkami, mamy po 20-parę, 30-parę lat i od nas zależy jak się do tej sytuacji ustosunkujemy. Wiem jedno dzisiaj, jeśli tego nie zakończę ostatecznie, jeśli nie zerwę po prostu kontaktu definitywnie, to będę się tak męczyć w nieskończoność, nie będę się mogła otworzyć na nowego faceta, tkwiąc dalej w tym toksycznym układzie. A tego nie chcę... I macie rację, takich kobiet, które same nie wymagają szacunku wobec siebie się nie szanuje.

98

Odp: Friendzone, fuckfriendzone, czy o co chodzi?

Dajcie mi dziś kopa, bo mam ochotę ponownie zainstalować komunikator, jestem ciekawa czy coś napisał hmm Tęsknię za nim i jest mi ciężko. Od kilku dni jestem przybita i zdołowana...

99

Odp: Friendzone, fuckfriendzone, czy o co chodzi?
kasiks napisał/a:

Dajcie mi dziś kopa, bo mam ochotę ponownie zainstalować komunikator, jestem ciekawa czy coś napisał hmm Tęsknię za nim i jest mi ciężko. Od kilku dni jestem przybita i zdołowana...

Kop!
Miej ochotę ale nie instaluj.
Napisał czy nie napisał- tęsknisz za byciem marionetką- pacynką na sznureczkach?
Przeżuj te swoje emocje, przeżyj, rozłóż na części pierwsze jeśli taką masz potrzebę.
Ale nie cofaj się.
Nie ma do czego..

100

Odp: Friendzone, fuckfriendzone, czy o co chodzi?
Casiopea napisał/a:
kasiks napisał/a:

Dajcie mi dziś kopa, bo mam ochotę ponownie zainstalować komunikator, jestem ciekawa czy coś napisał hmm Tęsknię za nim i jest mi ciężko. Od kilku dni jestem przybita i zdołowana...

Kop!
Miej ochotę ale nie instaluj.
Napisał czy nie napisał- tęsknisz za byciem marionetką- pacynką na sznureczkach?
Przeżuj te swoje emocje, przeżyj, rozłóż na części pierwsze jeśli taką masz potrzebę.
Ale nie cofaj się.
Nie ma do czego..

Wiem i tylko dlatego "biję się z myślami". Jestem teraz na tym etapie, na którym Jolanka z poleconego wątku była na początku swojej drogi. Doszłam już do tego, że nadal budzę się z myślą o nim, ale już to nie są myśli: Ale bym chciała, żeby był tu obok, tylko raczej taka złość na niego i frustracja. Widzę jak bardzo jestem emocjonalnie uzależniona od niego, stworzyłam sobie w głowie jakiś jego wyidealizowany obraz, niemalże postawiłam w moich myślach ołtarzyk dla niego...
I co z tego, że wiem, że gra nie warta świeczki jak nadal chęci odpisania są u mnie. To tak jak z odchudzającą się osobą, która z jednej strony wie, że już zrobiła wiele na drodze do lepszej sylwetki, ale zatrzymuje się przy pączku i myśli: jeden pączek mnie nie zbawi...

101 Ostatnio edytowany przez Casiopea (2017-01-16 20:38:37)

Odp: Friendzone, fuckfriendzone, czy o co chodzi?
kasiks napisał/a:

Wiem i tylko dlatego "biję się z myślami". Jestem teraz na tym etapie, na którym Jolanka z poleconego wątku była na początku swojej drogi. Doszłam już do tego, że nadal budzę się z myślą o nim, ale już to nie są myśli: Ale bym chciała, żeby był tu obok, tylko raczej taka złość na niego i frustracja. Widzę jak bardzo jestem emocjonalnie uzależniona od niego, stworzyłam sobie w głowie jakiś jego wyidealizowany obraz, niemalże postawiłam w moich myślach ołtarzyk dla niego...
I co z tego, że wiem, że gra nie warta świeczki jak nadal chęci odpisania są u mnie. To tak jak z odchudzającą się osobą, która z jednej strony wie, że już zrobiła wiele na drodze do lepszej sylwetki, ale zatrzymuje się przy pączku i myśli: jeden pączek mnie nie zbawi...

Ludzie różnie sobie radzą- jednym zajmuje to dłużej, innym krócej. Złość jest tutaj emocją dość dobrą, ale różne będą się przewijać.
Popatrz więc na ten pączek. Ale nie jedz:)

ps. zrób sobie 'czarną listę' wszystkich jego przewinień i wracaj do niej jak Cię złapie tęsknota.

102

Odp: Friendzone, fuckfriendzone, czy o co chodzi?
Casiopea napisał/a:
kasiks napisał/a:

Wiem i tylko dlatego "biję się z myślami". Jestem teraz na tym etapie, na którym Jolanka z poleconego wątku była na początku swojej drogi. Doszłam już do tego, że nadal budzę się z myślą o nim, ale już to nie są myśli: Ale bym chciała, żeby był tu obok, tylko raczej taka złość na niego i frustracja. Widzę jak bardzo jestem emocjonalnie uzależniona od niego, stworzyłam sobie w głowie jakiś jego wyidealizowany obraz, niemalże postawiłam w moich myślach ołtarzyk dla niego...
I co z tego, że wiem, że gra nie warta świeczki jak nadal chęci odpisania są u mnie. To tak jak z odchudzającą się osobą, która z jednej strony wie, że już zrobiła wiele na drodze do lepszej sylwetki, ale zatrzymuje się przy pączku i myśli: jeden pączek mnie nie zbawi...

Ludzie różnie sobie radzą- jednym zajmuje to dłużej, innym krócej. Złość jest tutaj emocją dość dobrą, ale różne będą się przewijać.
Popatrz więc na ten pączek. Ale nie jedz:)

ps. zrób sobie 'czarną listę' wszystkich jego przewinień i wracaj do niej jak Cię złapie tęsknota.

Robienie takich list zawsze wydawało mi się dziwne i dziecinne smile Ale wiem, że szukanie z nim kontaktu to dopiero byłaby dziecinada tongue Kurcze, mam dziś ochotę posmęcic i ponarzekać. W sumie gdybym miała na oku jakiś inny, ciekawy obiekt, odwróciłabym uwagę od niego, a tak zbytnio to roztrząsam... Powstrzymują mnie najbardziej 2 myśli: brak nazwiska oraz świadomość istnienia drugiej osoby i dlatego nic z tym nie zrobię. Serce w rozsypce, w głowie siano

103

Odp: Friendzone, fuckfriendzone, czy o co chodzi?

Kasiks, bo zaraz kopa zarobisz !
Brak nazwiska i świadomość istnienia jakiejś tam regularnej partnerki Cię powstrzymuje ?

A co z szacunkiem dla samej siebie ?
Co z krzywymi durnymi tekstami, które nieraz musiałaś znosić ?
Co z różnocipkowymi za przeproszeniem, bakteriami o których musiałaś wysłuchiwać ?

To Ty teraz jesteś PODMIOTEM, Ty jesteś ośrodkiem swoich starań i usiłowań.
Nie jest tak, że on zniknął bo nie dość, że jest no name, to jeszcze w związku z inną kobietą.
On zniknął, bo Ty tak wybrałaś - sama dla siebie !

104

Odp: Friendzone, fuckfriendzone, czy o co chodzi?

Potrzebujesz smęcić i narzekać- smęć i narzekaj.
A dziecinne czy nie dziecinnie- po co ta etykietka.
Tobie akurat z czystym sumieniem polecam tę metodę, bo jak sobie wypiszesz czarno na białym wszystkie krzywdy i potknięcia, to może się okazać że niewiele fajnego tam zostanie.
I może przejdzie.

105

Odp: Friendzone, fuckfriendzone, czy o co chodzi?

Dzięki dziewczyny smile Czasem faktycznie mam takie dni, że sama bym sobie dała w łeb, gdybym mogła.. Biadolę jak potłuczona... Musiałabym znaleźć sobie jakieś fajne, dodatkowe zajęcie, które dawało by mi satysfakcję, ale też zabijało czas... Niby nie mam tego czasu aż tak wiele po pracy, ale na myślenie zawsze się znajdzie wink
Przypominam sobie jak mówił tydzień temu, że szykuje się na narty, więc w myślach obrzydzam go sobie, że w momencie kiedy ja dorabiałam sobie ideologie, on zabawiał się pewnie z tamtą w najlepsze, a może nawet jej się w tych górach oświadczył...
Sama już nie wiem, czy tęsknię za nim (bo za czym? nie robiliśmy razem zakupów, nie oglądaliśmy filmów, nie poznaliśmy swoich rodzin), czy po prostu boli mnie to, że nie wybrał mnie i chciałabym usłyszeć, że ja jestem "ta lepsza" i ze mną warto być... Wiem jak to brzmi...

106 Ostatnio edytowany przez Casiopea (2017-01-16 21:45:09)

Odp: Friendzone, fuckfriendzone, czy o co chodzi?
kasiks napisał/a:

Sama już nie wiem, czy tęsknię za nim (bo za czym? nie robiliśmy razem zakupów, nie oglądaliśmy filmów, nie poznaliśmy swoich rodzin), czy po prostu boli mnie to, że nie wybrał mnie i chciałabym usłyszeć, że ja jestem "ta lepsza" i ze mną warto być... Wiem jak to brzmi...

Na poziomie emocjonalnym rozumiem o co Ci chodzi.
Ale na poziomie intelektualnym moja reakcja jest taka:
Oprzytomniej! Czy na prawdę chciałabyś być wybrana przez gościa, który robi na dwa fronty? Czy na prawdę chciałabyś być wybrana przez kogoś, kto mówi że nie ma zaufania do kobiety z którą się spotyka, choć to on sam jest tego zaufania niewart?

Nic tylko się cieszyć że ten burak wybrał kogoś innego!
Po co Ci ktoś taki?

107

Odp: Friendzone, fuckfriendzone, czy o co chodzi?
Casiopea napisał/a:
kasiks napisał/a:

Sama już nie wiem, czy tęsknię za nim (bo za czym? nie robiliśmy razem zakupów, nie oglądaliśmy filmów, nie poznaliśmy swoich rodzin), czy po prostu boli mnie to, że nie wybrał mnie i chciałabym usłyszeć, że ja jestem "ta lepsza" i ze mną warto być... Wiem jak to brzmi...

Na poziomie emocjonalnym rozumiem o co Ci chodzi.
Ale na poziomie intelektualnym moja reakcja jest taka:
Oprzytomniej! Czy na prawdę chciałabyś być wybrana przez gościa, który robi na dwa fronty? Czy na prawdę chciałabyś być wybrana przez kogoś, kto mówi że nie ma zaufania do kobiety z którą się spotyka, choć to on sam jest tego zaufania niewart?

Nic tylko się cieszyć że ten burak wybrał kogoś innego!
Po co Ci ktoś taki?

Oczywiście wiem, że masz rację. Wiem też, że rozum swoje, emocje swoje. Dlatego staram się coś robić, jakieś domowe pierdółki typu obiad na jutro i zaglądanie tu na forum... I tak czekam... Czas, czas, czas...

108

Odp: Friendzone, fuckfriendzone, czy o co chodzi?
kasiks napisał/a:

Dzięki dziewczyny smile Czasem faktycznie mam takie dni, że sama bym sobie dała w łeb, gdybym mogła.. Biadolę jak potłuczona... Musiałabym znaleźć sobie jakieś fajne, dodatkowe zajęcie, które dawało by mi satysfakcję, ale też zabijało czas... Niby nie mam tego czasu aż tak wiele po pracy, ale na myślenie zawsze się znajdzie wink
Przypominam sobie jak mówił tydzień temu, że szykuje się na narty, więc w myślach obrzydzam go sobie, że w momencie kiedy ja dorabiałam sobie ideologie, on zabawiał się pewnie z tamtą w najlepsze, a może nawet jej się w tych górach oświadczył...
Sama już nie wiem, czy tęsknię za nim (bo za czym? nie robiliśmy razem zakupów, nie oglądaliśmy filmów, nie poznaliśmy swoich rodzin), czy po prostu boli mnie to, że nie wybrał mnie i chciałabym usłyszeć, że ja jestem "ta lepsza" i ze mną warto być... Wiem jak to brzmi...

Wiesz, właśnie o to chodzi, dobrze to zdiagnozowałaś...A korzenie tej postawy tkwią tam gdzieś głęboko, w dzieciństwie.

Chciałam odpisać już wcześniej, ale z powodu pracy nie miałam czasu, śledzę jednak cały czas ten wątek. Chyba ostatnio nawiązałaś coś do problemu lęku przed bliskością. To BARDZO charakterystyczne- to, co się działo między Tobą a nim, i tak czytając fragment, gdzie wspominasz jak on rzuca na Ciebie winę za seks ( wow, zobacz jak to kuriozalnie brzmi - te słowa zestawione razem to niemal oksymoron - zważywszy, że podobno tam są zamieszane też z jego strony jakieś uczucia ) nasunęło mi się coś, co próbował mi wyjaśnić terapeuta. U mnie wprawdzie nie było tak drastycznej sytuacji, nigdy mój R nie odpalił mi takiego tekstu, ale w pewnym sensie ( nawet znacznie! ) zrzucał na mnie winę, jakby chcąc mi zasugerować, że to ja bardziej się angażuję, mam oczekiwania. Albo mówił, że nie był gotowy na uczucia do mnie ( faktycznie jakieś tam miał ) - co brzmiało jakby był rozczarowany, że akurat poznał porządną dziewczynę ( wiesz, te wszystkie wyrzuty sumienia, że jest z fajną osobą - wręcz jakby tego żałował - i można to było odebrać tak, że to mu robi źle - pewnie dlatego, że z kimś kto podchodzi lekko do znajomości mógłby czuć się usprawiedliwiony prowadzeniem podwójnego życia ). Z drugiej strony sprzeczność polegała na tym, że on naprawdę CHCIAŁ uczucia. Ale się go BAŁ. Jak czegoś zagrażającego, duszącego i obezwładniającego. Jakby to było zabranie wolności, niezależności. Myślę, że tym, co Cię trzyma w tym układzie jest też pewna OBIEKTYWNA obserwacja, że facet naprawdę chce tej bliskości, że ten aspekt bycia z Tobą JEST ważny i cenny. Owszem. Tyle, że on z lęku będzie się cały czas zachowywał paradoksalnie i ZA KAŻDYM RAZEM gdy Ty się zbliżasz, on będzie odskakiwał, a gdy się oddalisz, będzie Cię szukał. To coś więcej niż wyrachowanie, wygoda. Tak to wygląda dla wielu osób tutaj, na forum. Zgadzam się, że ten wierzchołek góry lodowej dokładnie takim się przedstawia. To, co widzimy oczami obserwatorów JEST TYM, co powyżej nazwano - jest jego EGOIZMEM I WYGODĄ. Ale tam głębiej, pod powierzchnią to czysty LĘK. Co Ci daje taka informacja? Zmartwię Cię. NIC. Bo ani o cala nie zmienia Twojej sytuacji. Może jedynie zdjąć pewien ciężar gatunkowy na wypadek gdybyś myślała, że on się tak zachowuje, bo Ty nie jesteś wystarczająco dobra. NIE. On tak zachowuje się w każdej relacji. To nie ma NIC wspólnego z Tobą. To jest W NIM. I jedynie w tym aspekcie zrozumienie go na głębszym poziomie może Ci pomóc. Nie chodzi o to, aby go usprawiedliwiać, tylko aby uznać, że problem jest na tyle poważny, że NIC nie da się z nim zrobić. Odpuszczenie będzie tu wyzwoleniem i jedynym wyjściem. Jak długo myślisz, że to zależy od Ciebie,  jak długo kombinujesz, jak na niego wpłynąć , tak długo jesteś sfrustrowana  nieszczęśliwa. Nie masz wpływu na niego, możesz jednak zarządzić sama sobą możesz zdecydować, że się odcinasz, że to Ci szkodzi i od teraz nie chcesz i nie życzysz sobie, żeby TO z całym tego pogmatwaniem, huśtawką, paradoksem i poczuciem nieadekwatności było częścią Twojej rzeczywistości.

Wyjaśnię jeszcze o co chodzi z tym zrzucaniem winy, tak, jak mi to wyjaśnił terapeuta. Tym, od czego uciekał mój R - było poczucie wewnętrznego przymusu. Taki paradoks, bo SAM dobrowolnie wszedł w tę relację. Przymus bierze się stąd, że bliska relacja wydaje się być zagrażająca. W sensie takim, że powoduje ( wedle tej osoby ) zależność emocjonalną, a ta kojarzy się z krzywdą, zranieniem, wykorzystaniem. Osoba nie akceptuje stanu, w którym czuje, że POTRZEBUJE kogoś, chce być niezależna, wypiera to ze świadomości, że mogłaby być zależna. Ale ta myśl, uczucie, nie ginie. Jest ono eksportowane na drugą osobę. To w niej osoba widzi to, co sama wypiera. Mechanizm ten nazywa się PROJEKCJĄ. To przypisywanie KOMUŚ własnych pobudek, którym się zaprzecza. Ten Twój facet nie uznaje tego, że Cię potrzebuje, że czegoś od Ciebie chce i lubi to, co dostaje - więc zaprzecza temu i wszystko to umieszcza w Tobie, jakby mówił- to nie ja chciałem seksu, to TY, to nie ja się angażuję, to TY, itd...

Teraz zwróć uwagę na kolejny charakterystyczny rys sytuacji- mówił o tamtej kobiecie, że jej NIE UFA. Właśnie. Bo tak jest. I Tobie też nie ufa. A wiesz, co on z tego ma? Ano to, że może się świetnie usprawiedliwić i uciec od bliskości z drugim człowiekiem. Brak zaufanie to naprawdę świetny powód i bardzo racjonalny powód na to, aby nie być blisko. Ale pójdźmy dalej. Dlaczego on nie ufa jej i Tobie? BO NIE UFA SAM SOBIE. I to mnie nie dziwi. Zobacz- on gra na dwa fronty. Wie, że tak można, bo sam to robi. Więc myśli, że inni też są do tego zdolni. W myśl poglądu, że każdy sądzi według siebie...I tak w tych rozważaniach można by schodzić coraz niżej, do coraz bardziej podstawowych przyczyn...Co jak wspomniałam NIE zmienia ani o cal Twojej sytuacji, może tylko pomóc Ci przestać się winić.

Polecam Ci książkę, rewelacyjną książkę, która właśnie NIE zaleca straty czasu na jałowe pytania DLACZEGO? - tylko koncentruje się na bieżących faktach. Tytuł- " Nie zależy mu na Tobie- koniec złudzeń". Jest bardzo zabawna i konkretna. My kobiety za dużo analizujemy, trzeba popatrzeć na twarde fakty. A jakie one są, wielu forumowiczów napisało powyżej... ;-)

Serdecznie pozdrawiam, trzymam codziennie za Ciebie kciuki i wierzę w Ciebie.
Trzymaj się.

Ps. na priv wyślę dane do artykułu o bliskości

109

Odp: Friendzone, fuckfriendzone, czy o co chodzi?

Dziękuję bardzo, że napisałaś...

Strasznie, ale naprawdę strasznie ciężko mi to wszystko pojąć.. Nie wiem, może za głupia jestem... Próbuję wszystko poskładać w jedną całość i wiem, że za dużo analizuję. Wczoraj dałam jakoś radę, napisałam do przyjaciółki, która ma też rozterki sercowe i jakoś zajęłam na chwilę myśli czym innym. Poprosiłam ją o ostudzenie mnie i wybiła mi zainstalowanie apki z głowy, powołując się na tekst, który dzień wcześniej powiedziałam jej o szanowaniu się (de facto jak sama chciała się odezwać do kogoś, do kogo nie powinna wink)

Na pewno zgadza się punkt o jego niezależności. W naszych rozmowach to ona wchodziła na pierwszy plan. Chcąc nie chcąc wyrobiłam sobie zdanie o jego poprzednim związku i zastanawiałam się, pod jakim kątem on poszukuje partnerki do życia. Kiedy się poznaliśmy, na plus za nim przemawiał fakt, że miał za sobą kilka długoletnich związków (średnio po 4 lata). Pomyślałam, że 33- letni facet, który mieszkał trochę z dziewczyną, wie czego chce i jest już trochę obeznany w temacie. Kiedyś powiedział mi, że jego poprzedni związek nic nie wniósł do jego życia, że były to zmarnowane 4 lata i że nie wie, czemu tyle czasu był z tą dziewczyną. Powiedział, że na pewno spodobała mu się z wyglądu, bo była/jest naprawdę atrakcyjną dziewczyną, ale już na 1 randce nakrzyczała na niego, miała jakieś dziwne fazy. Później nie wie jak to się stało smile, ale zanim się obejrzał już byli parą. Mówił, że "miał misję" pomagania tej dziewczynie. Stale to podkreślał, że on ma taki charakter, że lubi pomagać ( w sumie mi też się od tej pomagającej strony pokazał). Ona była chyba z lekko patologicznej rodziny (przynajmniej matkę miała taką). Opowiadał, że za cel postawił sobie, że jej pomoże, że "wyprowadzi ją na ludzi"- pomagał w zdawaniu prawa jazdy, w pisaniu cv, żeby znalazła lepszą pracę, udzielał rad, gdy chodziła na rozmowy kwalifikacyjne itp. Pamiętam, że gdy na początku pisaliśmy i ja byłam tą osobą częściej kontaktującą się z nim, napisał mi, że ja już bym chciała pewnie wbić go pod pantofel, wiedzieć co/gdzie/z kim, rozliczać go. Nie rozumiałam tego, bo moje zachowanie podyktowane było troską o niego, tęsknotą i chęcią przebywania z nim. Dużo o tym myślałam i widzę właśnie to, co słusznie podkreśliłaś: on sprawia wrażenie człowieka mającego awersję do bycia w związku. Mi bycie z facetem kojarzy się z pozytywnymi odczuciami: bliskością, pomaganiem sobie, wsparciem, troską, dla niego myślę, że to utrata wolności, niezależności, takie prywatne więzienie, dosłownie jakby był w związku za karę. Poza tym, nie potrafię ogarnąć tego, że jest z tą dziewczyną, a mówi mi na nią takie nieprzyjemne rzeczy, o tym braku zaufania do niej np. Nie potrafię tego zrozumieć, bo dla mnie nie ma rzeczy czarno-białych w tej materii: albo jestem z kimś i z przygodnymi randkami koniec, albo mówię wprost: nie chcę na razie związku, będę fikać i próbować jak to jest z innymi.
Teraz fragment o tym, co się dzieje w mojej głowie [Czuję też od paru dni taką dziwną pustkę w sercu, brakuje mi naszych rozmów nawet o głupotach. Czułam się przy nim, jakby był moim emocjonalnym bratem, jeśli to dobre określenie.  Nawiązaliśmy taką fajną nić porozumienia, że mogliśmy gadać i gadać. Mi się chciało go słuchać, co zdarza mi się rzadko.. Widziałam tyle podobieństw, że uznałam, że pasujemy do siebie, że była by z nas fajna para. Teraz to już są chyba moje "projekcje" i muszę wyjść ze swojego różowego świata...]
Piszesz, że świadomość, że wiem o jego "lęku przed bliskością" w żaden sposób nie wpływa na moją sytuację w tej relacji, niczego nie zmienia. Chciałabym wiedzieć, skąd to się bierze. Coraz więcej chłopów z takim zachowaniem spotykam- w swoim i koleżanek otoczeniu. Nie da się w żaden sposób wyperswadować takiemu delikwentowi, że nie ma się czego bać, że w związku może być fajnie i satysfakcjonująco? Przyznaję, że miałam kilka wersji tego, co z tym fantem zrobić. Na początku liczyłam, że pozwolę, aby zadziałał czas, że po prostu on sam zobaczy jak fajnie się ze mną czuje i zmieni zdanie co do związków. Ja oczywiście w tym czasie nie będę się narzucać, nie będę wyskakiwać z lodówki tak, aby miał czas pomyśleć samodzielnie. Później czas pokazał, że to nie o to chodzi, bo gdyby nie chciał związków, nie szukałby dalej i nie próbował z panną X (nawiasem mówiąc, nie myślałam, że to związek, tylko kolejna znajomość, która skończy się szybciej niż się zaczęła, dlatego taki szok przeżyłam, gdy powiedział, że zna ją dłużej ode mnie). Kolejnym pomysłem było pozostanie sobą- stwierdziłam, że nie będę udawać kobiety do rany przyłóż- zresztą od początku jak coś mnie "bolało" to mówiłam wprost, inaczej nie potrafię. Wydawało mi się to niedorzeczne, abym jeszcze miała mu nadskakiwać jakby był panem i władcą. Kiedy wyszło na to, że ma "2 zakochane" w moich myślach pojawił się bunt: O, zapomnij, że zobaczysz u mnie obiadek... Widzę tę moją błazenadę w tej relacji i codziennie jest mi głupio przed samą sobą. Chciałabym już naprawdę się wyleczyć z niego i nie rozkminiać.. Nie oczekuję zbyt wiele: chciałabym faceta, który będzie mnie kochał tak po prostu, który będzie chciał spędzać ze mną czas, rozmawiać, a nie gościa, który gdy to niewygodne, wyłącza telefon lub odpisuje po paru godzinach... Inną kwestią jest poważnie nadszarpnięte zaufanie do płci przeciwnej. Mam wrażenie, że gdy za jakiś czas pójdę na randkę i nawet będzie fajnie, z automatu się wycofam, myśląc, że gdzieś musi być jakiś haczyk. Chore to... Jak to jedna osoba może wpływać na twoje życie...

Dziękuję bardzo, że dzielisz się ze mną swoimi doświadczeniami. Bardzo to doceniam, bo widzę, że wiesz co się dzieje w mojej głowie (niestety pewnie z autopsji). Masz rację co do zrzucania winy. Jak to łatwo można człowieka zmanipulować... Osoby piszące tutaj były bardzo oburzone, kiedy nazwałam P. dobrym człowiekiem. Może powiem, skąd mi się to bierze... Znam wszystkie niepochlebne fakty o nim: gdyby chciał, to by ze mną już dawno był; gdyby mu zależało, nie mogłabym się opędzić od kontaktu, nie szukałby przygód gdzieś dalej, NIE BYŁBY W ZWIĄZKU; gdyby chciał utrzymać tylko przyjaźń, mógłby to wprost zakomunikować, a nie spotykać się i uprawiać seks ze mną jako z przyjaciółką. Te fakty znam i dlatego jestem tu na forum, bo próbuję przetrwać, walczę ze sobą, żeby zakończyć tę znajomość, która (rozum mi podpowiada), że nie jest dla mnie korzystna. Jednak czemu się w nim zauroczyłam? Poczułam do niego coś, co nie zdarza mi się często, mam duże wymagania do facetów, idąc na randkę wiem, że albo od razu poczuję to "coś", albo nic z tego nie będzie. Z nim to "coś" poczułam, jest mi tak szkoda tej znajomości, że aż sama się sobie dziwię i dziwię się też temu, że to nie trwa miesiąc, czy dwa, a prawie ROK.

Chyba nie wytrzymam, zainstaluję ten cholerny program hmm

110

Odp: Friendzone, fuckfriendzone, czy o co chodzi?

Kasiks, żałuję, że nie mogę się skupić na tym co piszesz i Ci coś szerzej podpowiedzieć, bo jestem troche chory, ale sam fakt, że on TOBIE narzeka na dziewczynę, z którą jest teraz, jest absurdalny i dyskwalifikuje go
-to jest jawna manipulacja- tak nie postępuje facet którego potrzebujesz i na jakiego zasługujesz.

111

Odp: Friendzone, fuckfriendzone, czy o co chodzi?
Naprędce napisał/a:

Kasiks, żałuję, że nie mogę się skupić na tym co piszesz i Ci coś szerzej podpowiedzieć, bo jestem troche chory, ale sam fakt, że on TOBIE narzeka na dziewczynę, z którą jest teraz, jest absurdalny i dyskwalifikuje go
-to jest jawna manipulacja- tak nie postępuje facet którego potrzebujesz i na jakiego zasługujesz.

Wracaj do nas szybciutko, brakuje tu Ciebie smile

Wiem, że dyskwalifikuje, choć (dzięki pomocy Esthere) wiem, o co mu chodzi. Mówi źle na nią, żeby dać usprawiedliwienie temu, co sam wyprawia ("a ona może też niewiadomo co tam wyprawia, ma duży przemiał ludzi wokół siebie.."). Ciężko się przyznać, że zakochała się w nim dobra, uczciwa dziewczyna, która dba o niego, a on ma to gdzieś i umawia się z innymi. Łatwiej wtedy powiedzieć coś na nią, żeby odbić piłeczkę, wskazać "powód" swojego zachowania.

Chcę oświadczyć, że zgrzeszyłam sad Zainstalowałam ponownie komunikator i obłęd wrócił. O dziwo, nie miałam ani 1 wiadomości od niego, choć nie pisaliśmy już 10dni. Był dostępny, kiedy i ja byłam, ale też nie napisał. Możliwe, że poszedł po rozum do głowy i wziął na wstrzymanie. Wcześniej prosiłam go, aby się nie kontaktował. Jestem idiotką hmm

Życzę Ci dużo zdrówka i mam nadzieję do napisania niebawem!

112

Odp: Friendzone, fuckfriendzone, czy o co chodzi?

Ehhh....

Powstrzymałam się wcześniej od komentarza, żeby zobaczyć jak się "akcja" rozwinie.
No i się rozwinęła.
I dobrze że tam zajrzałaś. Teraz będziesz rozkminiać czemu nic nie napisał przez ten czas, co to znaczy i co masz z tym zrobić;)

W tym co pisała Esthere o lęku przed bliskością/ niedostępności emocjonalnej wiele jest prawdy. Tylko że właśnie- przyklejenie etykietki do jego postępowania nic dla Ciebie nie zmienia. Może i znieść trochę poczucia winy, odpowiedzialność przesunąć na drugą stronę. Można także- i to mam wrażenie- robisz-tą etykietką wybielasz ( 'dobry człowiek to jest, tylko ta przypadłość tak mu niezależnie od niego robi').
Przy czym wierzę, że miał w sobie wiele dobrych, fajnych cech- złe by Cię raczej nie zauroczyły.
Tylko że efekt końcowy jest jaki jest.

Pozostaje jedno otwarte pytanie dla Ciebie- dlaczego Ty angażujesz się w takich ludzi, co sprawia że są oni dla Ciebie atrakcyjni.
Odpowiedź daje szansę na to, by sytuacja taka się nie powtórzyła.

113

Odp: Friendzone, fuckfriendzone, czy o co chodzi?
kasiks napisał/a:

Chcę oświadczyć, że zgrzeszyłam sad Zainstalowałam ponownie komunikator i obłęd wrócił. O dziwo, nie miałam ani 1 wiadomości od niego, choć nie pisaliśmy już 10dni. Był dostępny, kiedy i ja byłam, ale też nie napisał. Możliwe, że poszedł po rozum do głowy i wziął na wstrzymanie. Wcześniej prosiłam go, aby się nie kontaktował. Jestem idiotką hmm

Czemu "o dziwo"?  Taki jest właśnie poziom cierpienia i tęsknoty za dziewczyną na telefon, z którą utraciło się kontakt. Choć jest światełko w tunelu, bo to i owo nie zdążyło mu jeszcze spuchnąć. Kiedy spuchnie być może się odezwie... Przy czym za dużo miejsca jak na mój gust poświęcasz zastanawianiu sie nad nim, jego stanem psychicznym/emocjonalnym i nad jego motywami. Twoje schodzą na dalszy plan, a przez to łatwiej jest poruszać się dalej po omacku...

Teraz zastanów się chwilę nad pytaniem co byś zrobiła gdyby okazało się, że na komunikatorze pojawiła się wiadomość? Czego oczekujesz po pojawieniu się takiej wiadomości? Co to zmienia?

114

Odp: Friendzone, fuckfriendzone, czy o co chodzi?

Napisał dziś... Złamał nogę na nartach...

115

Odp: Friendzone, fuckfriendzone, czy o co chodzi?
kasiks napisał/a:

Napisał dziś... Złamał nogę na nartach...

Biedny miś!
Biegniesz z rosołkiem?:P

116

Odp: Friendzone, fuckfriendzone, czy o co chodzi?
kasiks napisał/a:

Napisał dziś... Złamał nogę na nartach...

No i co z tego?
Nadal nie odpowiedziałaś na poprzednie pytania.  Czego się spodziewasz po odnowionym kontakcie? Co on zmieni?

117

Odp: Friendzone, fuckfriendzone, czy o co chodzi?

Nie zmienia totalnie nic. Napisał, bo jest uziemiony w domu i traktuje pisanie ze mną jako oderwanie od szarej codzienności. Mi znowu ciężko i smutno, ale mam to na własne życzenie.

118

Odp: Friendzone, fuckfriendzone, czy o co chodzi?

Czyli rozumiem, że odpisujesz.

119

Odp: Friendzone, fuckfriendzone, czy o co chodzi?
kasiks napisał/a:

Nie zmienia totalnie nic. Napisał, bo jest uziemiony w domu i traktuje pisanie ze mną jako oderwanie od szarej codzienności. Mi znowu ciężko i smutno, ale mam to na własne życzenie.


Fajowy on jest.
"Nudzi mi się, "nieruchawy" taki jestem, to napiszę do Kasi. Kasia mnie na pewno zabawi i rozerwie":D
Ale z czym Ci ciężko i smutno?

120

Odp: Friendzone, fuckfriendzone, czy o co chodzi?

Tzn. to, że napisał z nudów, sama oceniłam.

A źle mi, bo piszemy nadal, pociągnęłam go trochę za język. Napisał mi o tej dziewczynie jaka jest dobra dla niego, że jest ciepłą osobą i dobrą i intelektualnie mu odpowiada, że mega ją docenia zwłaszcza po poprzednim związku, w którym on czuł, że tylko dawał, a nie dostawał nic w zamian.. Tu mówi, że jest równowaga. Ona nauczona z domu pracy, dbania o mężczyznę, a nie jak tamta- księżniczka..
Zapytałam, czy jest z nią dla wygody, bo zakochania u niego w nim nie widziałam, a on: ja jestem zakochany. Zakładając, ze miłość istnieje, to myślę, że jestem zakochany... Zabiło mnie to totalnie, jakby mnie ktoś dźgnął nożem. Zapytałam po co w takim razie kochał się ze mną jeszcze miesiąc temu skoro taki zakochany, a on: Bo do Ciebie tez mnie coś ciągnęło...

Czuję się jak najgorsza sz..ta i k...wa sad Dostałam mnóstwo rad od Was, żeby wzmocnić swoje poczucie własnej wartości, a teraz czuję się jak śmieć. No i mam to, co chciałam. Ostrzegaliście mnie przecież sad

121

Odp: Friendzone, fuckfriendzone, czy o co chodzi?
kasiks napisał/a:

A źle mi, bo piszemy nadal, pociągnęłam go trochę za język. Napisał mi o tej dziewczynie jaka jest dobra dla niego, że jest ciepłą osobą i dobrą i intelektualnie mu odpowiada, że mega ją docenia zwłaszcza po poprzednim związku, w którym on czuł, że tylko dawał, a nie dostawał nic w zamian.. Tu mówi, że jest równowaga. Ona nauczona z domu pracy, dbania o mężczyznę, a nie jak tamta- księżniczka..
Zapytałam, czy jest z nią dla wygody, bo zakochania u niego w nim nie widziałam, a on: ja jestem zakochany. Zakładając, ze miłość istnieje, to myślę, że jestem zakochany... Zabiło mnie to totalnie, jakby mnie ktoś dźgnął nożem. Zapytałam po co w takim razie kochał się ze mną jeszcze miesiąc temu skoro taki zakochany, a on: Bo do Ciebie tez mnie coś ciągnęło...

Jprdl, Kasiks przyjrzyj się uważnie swojemu "dobremu człowiekowi". Taki dobry jest... wink
Wróć do wątku, który polecił Ci Starr i poszukaj rozwiązania dla siebie, bo mam nadzieję, że dobiłaś już do swojego dna i głębiej nie sięgniesz. Czas się odbić...

122 Ostatnio edytowany przez Casiopea (2017-01-18 23:27:10)

Odp: Friendzone, fuckfriendzone, czy o co chodzi?

Kasia- logicznie podsumowując - źle Ci z czymś co sama robisz ( a więc masz na to bezpośredni wpływ).

Tyle sie tutaj strzępiliśmy, żebyś urwała kontakt a Ty dalej go ciagniesz.
Źle Ci jak on nic nie napisze, źle Ci jak napisze że ta druga taka cud i miód.
No może najmniej Ci źle jak i Tobie trochę posłodzi.

On Cię może i tym nożem dźgnął. A Ty teraz z zapamiętaniem dłubiesz nim w ranie.
No co kto lubi...

123

Odp: Friendzone, fuckfriendzone, czy o co chodzi?
Casiopea napisał/a:

Kasia- logicznie podsumowując - źle Ci z czymś co sama robisz ( a więc masz na to bezpośredni wpływ).

Tyle sie tutaj strzępiliśmy, żebyś urwała kontakt a Ty dalej go ciagniesz.
Źle Ci jak on nic nie napisze, źle Ci jak napisze że ta druga taka cud i miód.
No może najmniej Ci źle jak i Tobie trochę posłodzi.

On Cię może i tym nożem dźgnął. A Ty teraz z zapamiętaniem dłubiesz nim w ranie.
No co kto lubi...

Wiem, że masz rację i nie oczekuję głaskania po główce. Tak źle jak dziś się czuję jeszcze się nie czułam sad I jeszcze znowu to samo: napisał, że nic nie jest przesądzone, że nie chce zrywać ze mną kontaktu, że bardzo mu pomogłam i jestem jego najlepszą przyjaciółką sad

124

Odp: Friendzone, fuckfriendzone, czy o co chodzi?
kasiks napisał/a:

napisał, że nic nie jest przesądzone, że nie chce zrywać ze mną kontaktu, że bardzo mu pomogłam i jestem jego najlepszą przyjaciółką sad

Awww so sweet!

https://s-media-cache-ak0.pinimg.com/originals/83/10/49/83104936511949c3306cb8a7f26d8e15.gif

Czyli: "ustaw się mała w kolejce i nie rozpychaj się łokciami, reaguj kiedy zadzwonię, a być może dostąpisz tego niebiańskiego daru bycia ze mną".

Ten Twój "dobry człowiek" pracuje w kabarecie, czy jak, bo taki pocieszny z niego człowiek big_smile

125

Odp: Friendzone, fuckfriendzone, czy o co chodzi?

Zazdraszczam.

Też bym chciała takiego "pszyjaciela"...

126 Ostatnio edytowany przez kasiks (2017-01-19 00:08:21)

Odp: Friendzone, fuckfriendzone, czy o co chodzi?

chociaż mnie rozbawiłyście na koniec tongue Wredna babska smile wink

127

Odp: Friendzone, fuckfriendzone, czy o co chodzi?
kasiks napisał/a:

chociaż mnie rozbawiłyście na koniec tongue Wredna babska smile wink

Wypraszam sobie:P:P

128

Odp: Friendzone, fuckfriendzone, czy o co chodzi?

Kasia skarbie, weź w końcu zdejmij klapki z oczu.
Facet owinął sobie Ciebie wokół palca wręcz podręcznikowo.
Porzuć te projekcje i iluzje które w swojej głowie kreujesz i zacznij myśleć trzeźwo. Pomyśl, co byś powiedziała swojej koleżance gdyby to ona opowiedziała ci taką historię.

129

Odp: Friendzone, fuckfriendzone, czy o co chodzi?

Dokładnie o tym samym pomyślałam Navelbino .... Kasiu, co powiedziałabyś swojej siostrze, gdyby była w takiej sytuacji ?
Czy chciałabyś, aby pozwalała się tak traktować komukolwiek ?
CO czułabyś do faceta, który tak traktuje Twoją ukochaną siostrzyczkę ?

Przecież on pisze do Ciebie tylko z jednego, jedynego powodu, który jest tak oczywisty, że aż oczy bolą ...

130

Odp: Friendzone, fuckfriendzone, czy o co chodzi?

Przeczytałam kilka postów i doszłam do jednego wniosku , facet szuka naiwnej,która przyleci na każde jego skinienie.
Nie należy dawać się w taki sposób wykorzystywać,dziewczyna powinna znać swoją wartość i cenić się,szanować,a nie postępować w ten sposób. Takiego faceta nazwałabym dwulicowym,bo założę się, że kiedy jest sam ,to śmieje się w kułak i co innego mu w głowie,niż odwiedziny naiwnej dziewczyny. Tego typu próby niech on sobie robi w innym miejscu,niech się zatrudni w teatrze i tam pokazuje na co go stać.

Posty [ 66 do 130 z 330 ]

Strony Poprzednia 1 2 3 4 5 6 Następna

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Forum Kobiet » MIŁOŚĆ , ZWIĄZKI , PARTNERSTWO » Friendzone, fuckfriendzone, czy o co chodzi?

Zobacz popularne tematy :

Mapa strony - Archiwum | Regulamin | Polityka Prywatności



© www.netkobiety.pl 2007-2024