nie chcę z nim zamieszkać - Netkobiety.pl

Dołącz do Forum Kobiet Netkobiety.pl! To miejsce zostało stworzone dla pełnoletnich, aktywnych i wyjątkowych kobiet, właśnie takich jak Ty! Otrzymasz tutaj wsparcie oraz porady użytkowniczek forum! Zobacz jak wiele nas łączy ...

Szukasz darmowej porady, wsparcia ? Nie zwlekaj zarejestruj się !!!


Forum Kobiet » MIŁOŚĆ , ZWIĄZKI , PARTNERSTWO » nie chcę z nim zamieszkać

Strony Poprzednia 1 2 3 Następna

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Posty [ 66 do 130 z 160 ]

66

Odp: nie chcę z nim zamieszkać
Małpa69 napisał/a:
sugarfairy napisał/a:

Oboje uważamy, ze mamy na to czas i owszem jesteśmy z tych co nie podporządkowują się durnym katolickim schematom (sory, jeśli kogoś uraziłam).

Akurat to jest śmieszne i żenujące. Od kiedy ślub biorą tylko katolicy bo takie są schematy?
Ślub to uregulowanie sytuacji prawnej dwojga ludzi, ślub daje Ci możliwość opieki w razie choroby, podejmowania decyzji, wyboru miejsca pochówku etc.
Wyobraź sobie że któreś z Was ląduje w szpitalu, chce się czegoś dowiedzieć trzeba podjąć jakieś decyzje, a lekarz pyta "a kim pani jest" i może Ci wtedy potraktować jako zupełnie obcą osobę bo z punktu widzenia prawa jesteś OBCA.

Co ma tu katolicyzm do rzeczy? Nie jestem katolikiem ślub wzięłam.

Ja akurat Cię rozumiem, mam podobnie, mimo to żyję z drugą osobą w małym pokoju Jednak rozumiem, każdy ma prawo żyć tak jak chce jeśli nikogo nie krzywdzi. Dzieci nie planuje. Nie ma jednej słusznej wizji życia. To że niektórym się wydaje że ślub i dzieci nią są to inna sprawa...

Ale to co napisałaś o ślubie jest po prostu głupie.


co do szpitala, to nigdy nie mialam problemow z eks partnerem - a z racji jego cukrzycy i potem już kilku zawalow bywalam czesto w szpitalu. jednego roku nawet wigilie spedzalam na oddziale pooperacyjnym, bo mu stendy (nie wiem czy dobrze napisalam) wszczepili pare godzin wczesniej. poza tym zwykle pytają o osobe do kontaktu i przekazywania informacji i wcale nie trzeba wskaziwac meza,zony czy rodziny

a co do kwestii majatkowych - zarowno slub jsk i jego brak maja swoje plusy i minusy

Zobacz podobne tematy :

67

Odp: nie chcę z nim zamieszkać

V zależy na jakiego lekarza trafisz zapewniam Cię przerabiane wielokrotnie. Niemniej jednak gadanie że ślub to katolicka bzdura jest głupie. Wiele osób nie katolików też ten ślub bierze...

68

Odp: nie chcę z nim zamieszkać

ale biora z przyzwyczajenia i tego ze rodzina wymaga ;)czesto nawet nie wierzą w boga wink
co osobiście uwazam za hipokryzję
często nawet nie zastanawiaja sie czy tego naprawde chca tylko po prostu zaliczaja kolejny level - jak w grze komputerowej

69

Odp: nie chcę z nim zamieszkać

V ale jaka hipokryzja masz ślub cywilny to jak nie katolik bierze ślub cywilny to jest to hipokryzja?
Cały czas mówię o ślubie cywilnym.

70

Odp: nie chcę z nim zamieszkać

Ja tylko przypominam, że poza katolikami i niewierzącymi biorącymi ślub, mamy w Polsce także całkiem pokaźne grono wyznawców innych wyznań i religii.

71 Ostatnio edytowany przez Alberto Salazar (2016-12-31 15:21:14)

Odp: nie chcę z nim zamieszkać
sugarfairy napisał/a:

Wielu z was czepia się mnie o to, że mam fioła na punkcie czystości, że mojemu chłopakowi się odmieniło.

W kwestii mieszkania osobno/razem owszem jak widać zmienił zdanie, czego dobitnym dowodem jest to że coraz częściej ten temat porusza

sugarfairy napisał/a:

chce wziąć ze mną ślub i mieć dzieci

Pal licho ślub kościelny ( co do cywilnego nie mam zastrzeżeń) ale posiadanie dzieci to raczej ZAZWYCZAJ naturalny biologiczny i emocjonalny czynnik bliskości i bycia razem.

sugarfairy napisał/a:

że jestem niesamodzielna (wywnioskowałam to na podstawie tego, że komuś się chyba nie podoba to, że mieszkanie sfinansowali mi rodzice - jak ktoś ma z tym problem, to współczuję)

Licz się z tym, że w kraju gdzie większość ludzi "siedzi" na hipotece i wynajmach a TY dostałaś mieszkanie w prezencie - będzie to odbierane jak prezent na gwiazdkę lub coś na co ciężko nie zapracowałaś. Chociaż nie uważam by było to sprawiedliwe i fair. Moim zdaniem jednak nie można mówić o CAŁKOWITEJ samodzielności jeśli nie zapracowałaś wymiernie na swoje mieszkanie ale nie zamierzam Cie z tego powodu atakować. Miałaś po prostu trochę więcej szczęścia w życiu i tego Ci gratuluję. Ja swoje mieszkanie bez kredytu kupiłem w wieku 28 lat w całości za swoje ciężko zarobione pieniądze.  Swoją drogą wspominasz że mieszkanie ponad 50m2 ( 56 bodajże) jest dla Ciebie niespecjalnie duże. Moje ma 47 i nie wiem co mam robić z tą przestrzenią mimo iż w jednym pokoju urządziłem sobie gabinet.

sugarfairy napisał/a:

Oboje liberalni do bólu, otwarci, tolerancyjni

Patrząc na Twoje wypowiedzi to taka do końca tolerancyjna to Ty nie do końca jesteś.

sugarfairy napisał/a:

Gdyby nawet któremuś z nas się odmieniło, to POINFORMOWALIBYŚMY się o tym, a nie robili jakieś głupie podchody. Jesteśmy konkretni, a ja znam R. wiem jaki on jest i jaki ma pogląd na życie, więc przestańcie już wałkować temat ślubu i dzieci, bo to śmieszne.

J.w.  jasno daje Ci do zrozumienia że w jednej płaszczyznie coś się zmieniło. Chce z Tobą zamieszkać.
Na mój gust Ty robisz w tej chwili podchody, zamiast raz na zawsze z nim o tym porozmawiać i wyjaśnić, bo BOISZ się że facet podejmie decyzję i odejdzie. Oj bardzo się boisz, moim zdaniem.


sugarfairy napisał/a:

Po drugie mój chłopak wyraził TYLKO chęć zamieszkania ze mną, nic więcej.

To czego się tak strasznie boisz?

sugarfairy napisał/a:

Co do zamieszkania razem, na początku to były takie aluzje, potem niezobowiązujące propozycje i gdybanie, teraz - kiedy w końcu stwierdził, że ja nie wykazuję zainteresowania tym pomysłem - zaproponował poważne zastanowienie się nad tym.

Ja na Twoim miejscu bardzo poważnie bym się zastanowił jeśli Twój facet tak postawił sprawę, bo tego rodzaju rozmowa mogła być wstępem do ultimatum: albo następny krok i mieszkanie razem albo żegnaj.


sugarfairy napisał/a:

Ale ja mam obawy i ciężko mi burzyć swój porządek, który sobie stworzyłam. Dlatego tutaj jestem, szukam wsparcia i opinii innych osób.

Moim zdaniem szukasz raczej akceptacji dla swoich działań i  obrony swojego ustalonego porządku. Życie nie zawsze jest strefą komfortu, czy to w sferze pracy, związkowej czy ludzi jakich spotykamy na drodze. A Ty bardzo jak na moje oko boisz się wyściubić paluszek z niej choćby


sugarfairy napisał/a:

To moja PUSTELNIA. Nie lubię gdy ktoś mi w niej przeszkadza. Czy żadne z was nie ma takiego miejsca, w którym chciałby być tylko sam? BTW mój królik ma swoją klatkę, ale codziennie wypuszczam go z niej na kilkugodzinny spacer po mieszkaniu.


Mam rozumieć, że potencjalnie kochany i  najbliższy Twemu sercu człowiek będzie Ci na co dzień zawadzał, przeszkadzał i będzie dodatkiem do życia zamiast niejako jego dopełnieniem?

72

Odp: nie chcę z nim zamieszkać
Alberto Salazar napisał/a:

Pal licho ślub ale posiadanie to raczej ZAZWYCZAJ naturalny biologiczny i emocjonalny czynnik bliskości i bycia razem.

Ehh.... jak zawsze to samo

73 Ostatnio edytowany przez Alberto Salazar (2016-12-31 15:20:49)

Odp: nie chcę z nim zamieszkać
Małpa69 napisał/a:
Alberto Salazar napisał/a:

Pal licho ślub ale posiadanie to raczej ZAZWYCZAJ naturalny biologiczny i emocjonalny czynnik bliskości i bycia razem.

Ehh.... jak zawsze to samo

W stosunku do ślubu czy posiadania dzieci? Możesz rozwinąć?
Swoją drogą dziękuje za ten cytat, bo widzę, że nie doprecyzowałem swojej wypowiedzi. Już edytowałem. Dziękuję smile

74

Odp: nie chcę z nim zamieszkać

Autorko, a nie myśleliście np o wynajęciu obu waszych mieszkań i wspólnym zamieszkaniu w trzecim, wiekszym? Takim, które stworzycie wspólnie, gdzie Ty będziesz mogła zorganizować sobie "swoją pustelnię" a jednocześnie nie będziesz miała poczucia, że ktoś wchodzi z butami w twoja przestrzeń?? Jeśli wasz związek ma tego nie przetrwać, to za pół roku wrócisz do siebie, a jeśli się dotrzecie, zawsze można wasze mieszkania sprzedać.

W ogóle do tej pory próbowaliście robić coś wspólnie?? Chodzi mi o takie czynności codzienne, np wspólne gotowanie, sprzątanie, organizowanie spotkań z przyjaciółmi w mieszkaniu itd?

75

Odp: nie chcę z nim zamieszkać
Kasjanaa napisał/a:

Autorko, a nie myśleliście np o wynajęciu obu waszych mieszkań i wspólnym zamieszkaniu w trzecim, wiekszym? Takim, które stworzycie wspólnie, gdzie Ty będziesz mogła zorganizować sobie "swoją pustelnię" a jednocześnie nie będziesz miała poczucia, że ktoś wchodzi z butami w twoja przestrzeń?? Jeśli wasz związek ma tego nie przetrwać, to za pół roku wrócisz do siebie, a jeśli się dotrzecie, zawsze można wasze mieszkania sprzedać.

W ogóle do tej pory próbowaliście robić coś wspólnie?? Chodzi mi o takie czynności codzienne, np wspólne gotowanie, sprzątanie, organizowanie spotkań z przyjaciółmi w mieszkaniu itd?

Powiem Ci, że miałem zamiar zadać autorce to samo pytanie. Na chwilę obecną w jej retoryce za dużo jest jednak u niej JA a za mało MY. Trochę jakbym patrzył na dwie podobne ale zarazem różne indywidualności o różnych celach. W dodatku mam wrażenie, że jeśli ona z nim porozmawia = że chce utrzymać ten stan rzeczy to zwyczajnie on zabierze swoje rzeczy z jej mieszkania i powie Arrivederci. Patrząc na to w jaki sposób z nią rozmawiał i ile razy to robił ta perspektywa nie wydaje się specjalnie odległa, bo zaczyna go to męczyć. Ale to moje zdanie.

76

Odp: nie chcę z nim zamieszkać
Alberto Salazar napisał/a:
Małpa69 napisał/a:
Alberto Salazar napisał/a:

Pal licho ślub ale posiadanie to raczej ZAZWYCZAJ naturalny biologiczny i emocjonalny czynnik bliskości i bycia razem.

Ehh.... jak zawsze to samo

W stosunku do ślubu czy posiadania dzieci? Możesz rozwinąć?
Swoją drogą dziękuje za ten cytat, bo widzę, że nie doprecyzowałem swojej wypowiedzi. Już edytowałem. Dziękuję smile

chodziło mi o dzieci

77

Odp: nie chcę z nim zamieszkać
Małpa69 napisał/a:

chodziło mi o dzieci

Super a czy Teraz możesz mi doprecyzować albo wyjaśnić co znaczy:

Małpa69 napisał/a:

Ehh.... jak zawsze to samo

78

Odp: nie chcę z nim zamieszkać

Oczywiście wink

Chodzi mi o to ciągłe ględzenie że związek---> ślub ----> dzieci....
Osobiście uważam że każdy ma prawo żyć jak chce o ile nikogo nie krzywdzi swoim postępowaniem. Od kiedy taka wizja jest jedyną naturalną i słuszną?

79

Odp: nie chcę z nim zamieszkać
Alberto Salazar napisał/a:
Kasjanaa napisał/a:

Autorko, a nie myśleliście np o wynajęciu obu waszych mieszkań i wspólnym zamieszkaniu w trzecim, wiekszym? Takim, które stworzycie wspólnie, gdzie Ty będziesz mogła zorganizować sobie "swoją pustelnię" a jednocześnie nie będziesz miała poczucia, że ktoś wchodzi z butami w twoja przestrzeń?? (...)

Powiem Ci, że miałem zamiar zadać autorce to samo pytanie.

Ja również smile, ale potem uznałam, że zostawię to na później - żeby nie tworzyć zbyt długiego posta.

To rozwiązanie wydaje się o tyle dobre, że pewne rzeczy tworzyć się będą jakby naturalnie, na bieżąco można wszystko ze sobą omówić i ustalić, każdemu pozwolić, aby miał wpływ na tworzenie tej wspólnej przestrzeni i sprawić, by czuł się w niej dobrze i swojsko. To również ludzi ze sobą łączy i pozwala poczuć coś, co nazwałabym wspólnotą, a to jest dla związku ważne, żeby nie powiedzieć bezcenne.
Jeśli nie wyjdzie, to trudno, ale może warto zaryzykować i przekonać się?

80

Odp: nie chcę z nim zamieszkać
Olinka napisał/a:
Alberto Salazar napisał/a:
Kasjanaa napisał/a:

Autorko, a nie myśleliście np o wynajęciu obu waszych mieszkań i wspólnym zamieszkaniu w trzecim, wiekszym? Takim, które stworzycie wspólnie, gdzie Ty będziesz mogła zorganizować sobie "swoją pustelnię" a jednocześnie nie będziesz miała poczucia, że ktoś wchodzi z butami w twoja przestrzeń?? (...)

Powiem Ci, że miałem zamiar zadać autorce to samo pytanie.

Ja również smile

Bardzo się cieszę, że moje spojrzenie nie jest odosobnione wink

Takie rozwiązanie ma jeszcze jeden wymiar, autorka " w praktyce" przekona się, na jakie ustępstwa jest w stanie pójść, na ile dostosować się do oczekiwań partnera; i odwrotnie na ile on będzie potrafił się odnaleźć w sytuacji wspólnego tworzenia czegoś. Oprócz ja i ty pojawi się my i nasza przestrzeń.

81 Ostatnio edytowany przez Cyngli (2016-12-31 17:51:24)

Odp: nie chcę z nim zamieszkać
Małpa69 napisał/a:

Oczywiście wink

Chodzi mi o to ciągłe ględzenie że związek---> ślub ----> dzieci....
Osobiście uważam że każdy ma prawo żyć jak chce o ile nikogo nie krzywdzi swoim postępowaniem. Od kiedy taka wizja jest jedyną naturalną i słuszną?

Nie jedyną, ale tą, którą wybiera najwięcej osób.
Nie ma co się czepiać.
Naturalna kolej rzeczy. Ot, co.

Oczywiście nikogo nie zmusza się do planowania rodziny.

82

Odp: nie chcę z nim zamieszkać

To że dla kogoś naturalne jest posiadanie dzieci nie znaczy że nienaturalnym jest ich nie posiadanie, bo przynajmniej do pewnego stopnia to natura steruje naszymi instynktami i potrzebami.

83 Ostatnio edytowany przez Kasjanaa (2016-12-31 18:27:14)

Odp: nie chcę z nim zamieszkać

Małpa, związek oparty na najdziwniejszych zasadach ( najdziwniejszych dla nas) może być super, jeśli odpowiada obojgu zainteresowanym i nie krzywdzi innych. Problemem jest to, że w omawianym przypadku zasady autorki już jej partnerowi nie wystarczają, a więc związek nie będzie satysfakcjonujący dla obojga. Autorka nie musi naginać swoich zasad, zmieniać planów i dostosowywać sié do partnera, ale powinna go jasno o wszystkim poinformować, bo to on chce zmiany zasad i powinien mieć możliwość odejścia, ewentualnie zastanowienia się, czy jest gotowy ze swoich potrzeb zrezygnować....

Z drugiej strony cały czas uważam, że pomysł z "nowym" mieszkaniem dałby im obojgu szansę na weryfikację oczekiwań i potrzeb smile

84

Odp: nie chcę z nim zamieszkać

Ja również popieram pytanie: dlaczego nie zamienicie dwóch mieszkań na jedno duże? Przecież to rozwiąże problem własnej przestrzeni, bo będziecie mogli mieć oddzielne sypialnie, gabinety, a nawet łazienki. Sam problem doskonale rozumiem, bo mam takie dni, że lubię zamknąć się i posiedzieć sobie sama. Od początku mieszkałam z partnerem w mieszkaniu co najmniej 90 m2 i nie było żadnego problemu z przestrzenią. Teraz mamy dom i kiedy oboje byliśmy zapracowani (pracowaliśmy w domu) lub mieliśmy jakieś bardziej intensywne dni, to bywało tak, że pomimo przebywania pod jednym dachem, widywaliśmy się dopiero wieczorem w sypialni. Dlatego właśnie sam problem jest dla mnie rozdmuchany i brzmi jak wymówka.

I znowu powtórzę to, co już było pisane wielokrotnie: niezależnie od decyzji, facetowi należy się konkretna odpowiedź, by miał świadomość, na czym stoi. Inaczej to zwykły, bezczelny egoizm, który nie ma nic wspólnego z miłością.

85

Odp: nie chcę z nim zamieszkać
Kasjanaa napisał/a:

Z drugiej strony cały czas uważam, że pomysł z "nowym" mieszkaniem dałby im obojgu szansę na weryfikację oczekiwań i potrzeb smile

Tu się zgodzę może np każdy miałby swój tylko swój pokój...
Albo się nie dobrali, mnie ludzie szybko męczą, lubię być sama... Mój mnie jednak nie męczy mimo że żyjemy na małej przestrzeni.

86 Ostatnio edytowany przez Naprędce (2017-01-02 17:03:50)

Odp: nie chcę z nim zamieszkać
sugarfairy napisał/a:

Były takie sytuacje, ze kiedy chłopak przychodził do mnie, często denerwowałam się, tym, że coś przestawił, albo nie powycierał wody w łazience po prysznicu, albo że nakruszył na kanapę jedząc chipsy, że nie odkłada wielu rzeczy na swoje miejsce. Nawet nie proszę go żeby zrobił mi herbatę, bo boję się, ze zrobi burdel w kuchni... No niestety tak jest. Albo jego porozrzucane ubrania kiedy idziemy spać. U siebie robi tak samo. Ale w swoim domu niech robi co chce, nie wtrącam się. Kilka razy delikatnie zwróciłam mu uwagę, żeby przestrzegał moich zasad w moim mieszkaniu, ale raczej nic się nie zmieniło. Uważa, ze przesadzam. Może to tak brzmi, ale ja tego nie znoszę.

Trochę wybiórczo czytałem ten temat, więc może się powtarzam po kimś... ale co jest w tym dla Ciebie najważniejsze?
- bałagan jako taki?
- to że on nie respektuje Twoich zasad i lekceważy tym samym Ciebie?
- to że jesteś "zmuszana" wtedy do interakcji z nim, tzn. do rozmów, do angażowania uwagi ciągłą jego obecnością itp. ?
Czy może jest to mix równorzędnie traktowanych przez Ciebie przyczyn?

Co zaś do niego, to powód który podał jest mimo tego że dość zrozumiały, to dla mnie nadal troche niejasny.
Na pierwszy rzut oka oznacza wyartykułowanie innymi słowami poglądu:
"Nasz związek NIE JEST pełny, nie da się go sklasyfikować i jednoznacznie ocenić, możliwe że się mylimy". Nie razi Cię to jakoś? Zgadzasz się z takim postawieniem sprawy? Uważasz, że tej relacji czegoś brakuje?
Nawiasem mówiąc nie wydaje się być tak "nowoczesny" jak go przedstawiałaś...

87 Ostatnio edytowany przez KajkaKa (2017-01-02 20:23:02)

Odp: nie chcę z nim zamieszkać

Znów pomyślałam, że gdybyśmy odwrócili role i to kobieta po trzech latach związku zamarzyłaby o wspólnym mieszkaniu,a facet nie chciałby tego, bo nabrudzi mu przestawi itp., itd. taki facet zmieszany zostałby z błotem i wyzwany od egoistów. Ot podwójne standardy.

Również uważam, że do pewnych rzeczy dojrzewamy. Na wstępie związku może i nie myślimy o wspólnym mieszkaniu, bo takie potrzeby przychodzą z czasem. Sama sobie nie wyobrażam takiego skoku bez przygotowania, bez wydłużania czasu, kiedy się razem przebywa itd.

Absolutnie się zgadzam, że nic na siłę. Nie ma co się poświęcać. Natomiast uważam, że mamy obowiązek poinformować partnera o swojej wizji wspólnej przyszłości, bez zbywania go, mydlenia oczu i odkładania na Bóg wie kiedy decyzji. Trzy lata to okres wystarczający, by do kogoś przywyknąć na tyle, by spróbować czegoś wspólnego. Moim zdaniem, jeśli się kogoś kocha, to dość naturalna potrzeba, by dzielić z nim życie. Jeśli po trzech latach związku mamy nadal alergię na dłuższe przebywania z naszym  ukochanym, to trzeba by było jednak się zastanowić nad dwiema rzeczami: czy to naprawdę miłość? (bo może więcej w tym wygody, przyzwyczajenia), czy ja nie jestem przypadkiem typem, który do takiego związku (ze wspólnym dzieleniem życia, a nie tylko pomieszkiwania) się nadaję? I tu bym starała się sobie na te pytania odpowiedzieć.

Bzdurne kompletnie mi się wydają myśli, że skoro ktoś ma zamieszkać na moim, to ma się w pełni dostosować, ma przyjąć moje zasady. Przeciwnie, skoro decydujemy się na wspólne mieszkanie, to od tego momentu zapominamy, że mieszkamy u mnie lub u niego. To nasz dom. Oboje musimy dołożyć starań, byśmy czuli się jak u siebie, w pełni komfortowo. Jeśli mi nie pasuje, że np. on zostawia niespuszczoną klapę od sedesu to nie dlatego, że jest u mnie, na moim, ale dlatego, że to samo przeszkadzałoby mi również gdybyśmy mieszkali u niego. Ja też muszę się wsłuchać w jego oczekiwania. No przecież też może ma swoje przyzwyczajenia, może i ja mogłabym coś zmienić, by on poczuł się dobrze.

Nie wyobrażam sobie zamieszkać u kogoś, tworzyć dom, związek, jeśli na wstępie dostałabym regulamin użytkowania JEGO mieszkania. Masakra jakaś. Zdecydowanie myślę, że są ludzie, którzy nie powinni się wiązać lub lepiej, by szukali kogoś im podobnego.

Porównanie ukochanego mężczyzny z domowym zwierzakiem... Matko...
Choć sama mam i zwierzaki, szanuję, kocham... ale samo porównanie mnie mierzi niezwykle.

Bądź z nim szczera.Po prostu, bez wybiegów, odwlekania sytuacji, mydlenia oczów. Każdy na to zasługuje.

88

Odp: nie chcę z nim zamieszkać

W moich oczach jestes w zwiazku przyjacielskim, do ktorego dolaczyliscie pewnego dnia sex. Wydaje  sie, ze chodzi raczej o probe zerwania ustalonego ukladu, niz o ewolucje zwiazku. Mam wrazenie, ze oboje jestescie zbyt inteligentni , aby nie wiedziec czym to sie skonczy. Chodzi juz tylko o to, czyja to bedzie wina, ze taka piekna przyjazn siadla.  Jedna wersja zaklada - ze facet winny, bo nalegal na cos, na co nie mozesz sie zgodzic (czyli zawiodl cie swoimi oczekiwaniami) i druga wersja zaklada, ze wcale nie nalegal (bo przeciez to nie w jego stylu nalegac), a proponowal i to ty zerwalas. W sumie - zadna roznica...  z perspektywy czasu, oczywiscie, ale na dzisiaj chcesz miec czysta karte... dlaczego nie. Moze nawet uratujecie te przyjazn, -  tylko przyjazn, czy az przyjazn?

89

Odp: nie chcę z nim zamieszkać

Autorko, przede wszystkim NIE RÓB NICZEGO WBREW SOBIE - to nigdy nie kończy się dobrze.

Odp: nie chcę z nim zamieszkać

Problem jest dość złożony. Jeśli ty nie chcesz wspólnie mieszkać, a partner chce, to powinniście ze sobą porozmawiać na ten temat i dowiedzieć się, gdzie znajduje się źródło tej sytuacji. Zawsze jest jakieś wyjście, choć nie powiem, w waszej sytuacji może być ciężko. Myślę, że jeśli ktoś nie lubi mieszkać z inną osobą, to powinien pomyśleć np. o pracy, która umożliwia wykonywanie czynności zawodowych z daleka od domu. Być może idealne zawody dla takich osób, to stewardesa lub marynarz wink

91

Odp: nie chcę z nim zamieszkać
rampampam napisał/a:

Autorko, przede wszystkim NIE RÓB NICZEGO WBREW SOBIE - to nigdy nie kończy się dobrze.

I ja się dołączę do tego twierdzenia.
I broń cię sprzedawać mieszkanie, czy zamieniać na jedno. Nigdy nie wiadomo jak się losy potoczą. A dziś nic nie łączy ludzi bardziej niż wspólny kredyt mieszkaniowy.
Drażni mnie ten schemat, że trzeba mieszkać razem, bo jak nie to znaczy, że egoistka, mało zaangażowana czy nie kochająca. Tak jakby oddanie swojej indywidualności, swojej niezależności facetowi świadczyło o tym, na ile warte jest uczucie.
Faceci nie zmieniają się po zamieszkaniu z kobietą. Przenoszą tylko swoje przyzwyczajenia do innego lokum.

Ale zawsze to ty możesz się przenieść do niego. Twoje mieszkanie niech sobie stoi. Jeść nie woła, a gdy nie wyjdzie, gdy się nie poukłada to zawsze będziesz mogła wrócić.

A jak się ułoży to zawsze można pomyśleć o wspólnym mieszkaniu. Jako wspólną własność.
Bo kochać to my się możemy, ale jak już w grę wchodzą grube pieniądze, to trzeba myśleć racjonalnie.

92 Ostatnio edytowany przez authority (2017-01-04 15:42:44)

Odp: nie chcę z nim zamieszkać
Małpa69 napisał/a:
sugarfairy napisał/a:

Oboje uważamy, ze mamy na to czas i owszem jesteśmy z tych co nie podporządkowują się durnym katolickim schematom (sory, jeśli kogoś uraziłam).

Akurat to jest śmieszne i żenujące. Od kiedy ślub biorą tylko katolicy bo takie są schematy?
Ślub to uregulowanie sytuacji prawnej dwojga ludzi, ślub daje Ci możliwość opieki w razie choroby, podejmowania decyzji, wyboru miejsca pochówku etc.
Wyobraź sobie że któreś z Was ląduje w szpitalu, chce się czegoś dowiedzieć trzeba podjąć jakieś decyzje, a lekarz pyta "a kim pani jest" i może Ci wtedy potraktować jako zupełnie obcą osobę bo z punktu widzenia prawa jesteś OBCA.

Co ma tu katolicyzm do rzeczy? Nie jestem katolikiem ślub wzięłam.

Ja akurat Cię rozumiem, mam podobnie, mimo to żyję z drugą osobą w małym pokoju Jednak rozumiem, każdy ma prawo żyć tak jak chce jeśli nikogo nie krzywdzi. Dzieci nie planuje. Nie ma jednej słusznej wizji życia. To że niektórym się wydaje że ślub i dzieci nią są to inna sprawa...

Ale to co napisałaś o ślubie jest po prostu głupie.

Masz rację Małpko to jest akurat dziwne my braliśmy ślub cywilny za to inni uważali iż nie jesteśmy mężem i żonom a partnerami ponieważ nie mamy dziecka. Autorka chyba za bardzo do siebie wzięła opinie innych ludzi. Ateiści jak najbardziej mogą brać śluby cywilne są równie ważne co kościelne.

Olinka napisał/a:
sugarfairy napisał/a:

Moje mieszkanie = mój azyl. Mój bałagan = MÓJ bałagan, mój królik i jego brudy = MÓJ królik i MOJE brudy. Całe mieszkanie + królik składają się na mój świat. To moja PUSTELNIA. Nie lubię gdy ktoś mi w niej przeszkadza. Czy żadne z was nie ma takiego miejsca, w którym chciałby być tylko sam? BTW mój królik ma swoją klatkę, ale codziennie wypuszczam go z niej na kilkugodzinny spacer po mieszkaniu.

Doskonale to rozumiem (chyba), bo sama mam silną potrzebę tworzenia swojego azylu, dlatego mam swój własny pokój, którego mogę z nikim nie dzielić - tam pracuję, tworzę swoje małe dzieła, tam mogę się zamknąć, kiedy boli mnie głowa albo kiedy po prostu mam ochotę pobyć w ciszy.

Problem jest taki, że oboje macie w tym samym temacie INNE oczekiwania i obawiam się, że tego nie da się ze sobą pogodzić, ja natomiast nie chciałabym mieszkać sama i był taki czas, kiedy swojego pokoju też nie miałam, co dotkliwe w żaden sposób nie było, bo drugi człowiek i jego obecność w moim życiu były znacznie ważniejsze. Jak poprzednio napisałam - kwestia priorytetów.

Z kolei przed ślubem, podobnie jak Ty, miałam swoje przytulne i do wyłącznej dyspozycji dwa pokoje, a musisz wiedzieć, że wszystko było starannie przemyślane, na swoim miejscu, bardzo "moje", podobnie jak Ty lubiłam również być panią swojego czasu i przestrzeni, w której żyję. Nigdy jednak nie miałam problemu z obecnością u siebie innych osób, a kiedy zakochałam się, to drugi człowiek stał się zdecydowanie ważniejszy od nienagannego ładu, świętego spokoju i gadżetów ułożonych na półce jak żołnierzyki (świadomie przekoloryzowuję). Uznałam zresztą, że jeśli chce się kogoś w pełni wpuścić do swojego życia, to do mieszkania także - z całym jego dobrodziejstwem inwentarza.
Nie czepiam się czystości, bo jestem w stanie zrozumieć potrzebę ładu wokół siebie oraz posiadania wszystkiego na swoim miejscu i "po swojemu", ale to Ty sama o niej wspominałaś, łącznie z tym, że denerwuje Cię koleżanka, która przychodzi, bo Ci tę czystość i przestrzeń burzy. Sądzę, że to tutaj gdzieś tkwi problem, bo Ty po prostu NIKOGO u siebie nie akceptujesz dłużej niż na chwilę. Ja w pewnym momencie zaczęłam cieszyć się na samą myśl, że zawsze jest ktoś obok.

Obawiam się, że jedynym rozwiązaniem jest znalezienie kogoś, kto również ma tak silną potrzebę mieszkania samemu, w przeciwnym razie mogą pojawić się coraz bardziej rzutujące na Waszą wzajemną relację konflikty.

Zapytałam wcześniej czy to jest Twój pierwszy poważny związek, ale pytanie przemilczałaś, a szkoda.

Czy inne to jeszcze nie ejst pewne ponieważ jak ona przyznała on tylko raz o tym wspomniał.

93

Odp: nie chcę z nim zamieszkać

skoro druga osoba ktora piszesz ze kochasz burzy twoj uporzadkowany swiat to po co ci taka osoba??? jak sie kogos kocha to sie inaczej mowi. byc moze czujesz ze nie chcesz tego ale boisz sie przyznac do tego

94 Ostatnio edytowany przez Tomek z Krakowa (2017-01-04 23:42:15)

Odp: nie chcę z nim zamieszkać

Ciekawy problem.

Zawsze myślałem, że związek to kompromisy i ustępstwa, Ty jak widać, nie jesteś skłonna do tego.
Współczuję temu facetowi, bo myślisz przede wszystkim o sobie (a nie o związku).

I jeszcze jakieś zasady... Co to związek, czy wojsko?

Przykre to.

95

Odp: nie chcę z nim zamieszkać
Tomek z Krakowa napisał/a:

Ciekawy problem.

Zawsze myślałem, że związek to kompromisy i ustępstwa, .


wyprowadze Cie z bledu - zle myslales.

kompromis to najgorsza rzecz pod sloncem jesli chodzi o relacje miedzyludzkie

96

Odp: nie chcę z nim zamieszkać

Przeczytałam cały ten wątek i twardo stwierdzam, że autorka nie dojrzała jeszcze do poważniejszego związku. Moim zdaniem powinnaś porozmawiać na temat tego przesadnego perfekcjonizmu z psychologiem. Niestety wydaje mi się, że Twój obecny partner w końcu straci cierpliwość i Cię najzwyczajniej w świecie zostawi i będzie miał rację. W końcu nikt nie chce aby bawiono się z nim w kotka i myszkę.

97 Ostatnio edytowany przez Olinka (2017-01-05 00:59:58)

Odp: nie chcę z nim zamieszkać
_v_ napisał/a:
Tomek z Krakowa napisał/a:

Ciekawy problem.

Zawsze myślałem, że związek to kompromisy i ustępstwa, .


wyprowadze Cie z bledu - zle myslales.

kompromis to najgorsza rzecz pod sloncem jesli chodzi o relacje miedzyludzkie

Bynajmniej. Chyba, że lubisz sadomaso

Nie da się wszystkiego stawiać na ostrzu noża, czasem lepiej po prostu ustąpić i dotyczy to obojga płci.

A jako że jestem facet, to może posłużę się zdaniem kobiety:
Artykuł z kobiecego portalu:
[nieregulaminowy link]
i wymowny cytat: Szanujcie swoje preferencje, ale nauczcie się osiągać kompromis
+ wywiad (filmik) z p. Justyną Glińską, "Poradnia Psychologiczna Centrum-Ja".

Alternatywa to despotyczna kobieta, z którą facet nie może wytrzymać, albo zaborczy facet, z którym kobieta nie może wytrzymać.

i przede wszystkim trzeba rozmawiać...

98

Odp: nie chcę z nim zamieszkać
polakowska.aleksandra napisał/a:

Myślę, że jeśli ktoś nie lubi mieszkać z inną osobą, to powinien pomyśleć np. o pracy, która umożliwia wykonywanie czynności zawodowych z daleka od domu. Być może idealne zawody dla takich osób, to stewardesa lub marynarz wink

Albo astronautka.

99

Odp: nie chcę z nim zamieszkać
Tomek z Krakowa napisał/a:
_v_ napisał/a:
Tomek z Krakowa napisał/a:

Ciekawy problem.

Zawsze myślałem, że związek to kompromisy i ustępstwa, .


wyprowadze Cie z bledu - zle myslales.

kompromis to najgorsza rzecz pod sloncem jesli chodzi o relacje miedzyludzkie

Bynajmniej. Chyba, że lubisz sadomaso

Nie da się wszystkiego stawiać na ostrzu noża, czasem lepiej po prostu ustąpić i dotyczy to obojga płci.

A jako że jestem facet, to może posłużę się zdaniem kobiety:
Artykuł z kobiecego portalu:
[nieregulaminowy link]
i wymowny cytat: Szanujcie swoje preferencje, ale nauczcie się osiągać kompromis
+ wywiad (filmik) z p. Justyną Glińską, "Poradnia Psychologiczna Centrum-Ja".

Alternatywa to despotyczna kobieta, z którą facet nie może wytrzymać, albo zaborczy facet, z którym kobieta nie może wytrzymać.

i przede wszystkim trzeba rozmawiać...


a kto mowi, ze na ostrzu noza?
czy sa tylko dwa wyjscia: klotnia i rządy jednej osoby albo kompromis? przypominam ze w kompromisie obie strony sa przegrane, nie ma wygranych, gdyz kompromis zaklada, ze kazda ze,stron musi zrezygnowac z czegoś waznego dla niej.

jezeli kogos na powaznie interesuje temat, to niech sie zaglebi w niego, a nie wyciagnie pierwszy lepszy filmik na youtube.

polecam rozgryzienie pojecia "gra o sumie niezerowej" czyli potocznie win-win.

100 Ostatnio edytowany przez SonyXperia (2017-01-05 11:26:41)

Odp: nie chcę z nim zamieszkać

Autorko
Czy Ty kiedykolwiek ze swoim chłopakiem dzieliłaś 24h na dobę jakąkolwiek inną naprawdę wspólną przestrzeń? Np. czy byliście wspólnie na wakacjach i mieszkaliście w jednym pokoju hotelowym? Czy wtedy też raziłyby Cię jego nawyki typu porozrzucane ubrania lub przesunięcie Twojego kremu na półeczce w łazience? Zastanów się nad tym o jaką dokładnie przestrzeń Ci chodzi? wink Czy Twoje mieszkanie czy życiową.

101

Odp: nie chcę z nim zamieszkać
_v_ napisał/a:
Tomek z Krakowa napisał/a:
_v_ napisał/a:

wyprowadze Cie z bledu - zle myslales.

kompromis to najgorsza rzecz pod sloncem jesli chodzi o relacje miedzyludzkie

Bynajmniej. Chyba, że lubisz sadomaso

Nie da się wszystkiego stawiać na ostrzu noża, czasem lepiej po prostu ustąpić i dotyczy to obojga płci.

A jako że jestem facet, to może posłużę się zdaniem kobiety:
Artykuł z kobiecego portalu:
[nieregulaminowy link]
i wymowny cytat: Szanujcie swoje preferencje, ale nauczcie się osiągać kompromis
+ wywiad (filmik) z p. Justyną Glińską, "Poradnia Psychologiczna Centrum-Ja".

Alternatywa to despotyczna kobieta, z którą facet nie może wytrzymać, albo zaborczy facet, z którym kobieta nie może wytrzymać.

i przede wszystkim trzeba rozmawiać...


a kto mowi, ze na ostrzu noza?
czy sa tylko dwa wyjscia: klotnia i rządy jednej osoby albo kompromis? przypominam ze w kompromisie obie strony sa przegrane, nie ma wygranych, gdyz kompromis zaklada, ze kazda ze,stron musi zrezygnowac z czegoś waznego dla niej.

jezeli kogos na powaznie interesuje temat, to niech sie zaglebi w niego, a nie wyciagnie pierwszy lepszy filmik na youtube.

polecam rozgryzienie pojecia "gra o sumie niezerowej" czyli potocznie win-win.

Filmik był z portalu kobiecego (specjalnie).

Wyniki badań pokazały m.in., że wiara, iż życie to gra o sumie zerowej jest typowa dla osób z poczuciem przegranej w wymianie społecznej, osób które doznały porażki, mają niski status społeczno-ekonomiczny i to niezależnie od kultury, w której przebywają. Osoby mające taki obraz świata wyznają zasadę "oko z oko, ząb za ząb", nie ufają innym i czują się stratne w kontaktach z innymi ludźmi?

Natężenie wiary w grę - jak się to przekonanie skrótowo określa - wynika również z doświadczenia. Udowodniono na przykład, że u osób przegranych następuje racjonalizacja porażki. Badania kandydatów podczas rekrutacji na studia wykazały m.in., że u osób, które nie zdobyły indeksu poziom wiary w grę wzrósł. za: http://www.psychologia-spoleczna.pl/akt … rowej.html (PAP - Nauka w Polsce, Waldemar Pławski)

A osobiście uważam, że po prostu za bardzo komplikujesz. Raz Ty ustępujesz, innym razem Twój ukochany. Raz idziesz z nim na mecz (mimo że tego nienawidzisz), innym razem on idzie z Tobą na wystawę sztuki (mimo że go to kompletnie nie interesuje) + podział obowiązków w domu.

102

Odp: nie chcę z nim zamieszkać

Ja również uważam, że dla autorki to chyba za wcześnie,żeby zamieszkać z partnerem , o  ile w ogóle jest to kobieta, która zamieszka kiedyś z kimś...mieszkanie razem, to również oglądanie partnera w różnych sytuacjach, dzielenie się obowiązkami domowymi typu mycie naczyń czy sprzątanie toalety. A czytając o perfekcjonizmie autorki, jakoś tego nie widzę. Po 2 dniach przeszkadzają jej rzeczy chłopaka, ubrania, to że bałagani itp. Ona wyrażnie pisze,że po kliku godzinach chce wyprosić gości, rodziców, którzy ją odwiedzili...więc jak ma mieszkać z kimś na dłużej. Dobrym pomysłem jest próba zamieszkania z chłopakiem u niego w domu, skoro nie chce burzy swojej przestrzeni. Sprawdzi jak to będzie, a w gdy jej nie będzie pasowało, wróci do siebie...zresztą, kto powiedział,że to co jest ogólnie przyjęte, czyli to ,że ludzie mieszkają razem jest właściwe i jest normą? Wiele znanych  i sławnych par mieszka osobno i są ze sobą kilkadziesiąt lat.

103

Odp: nie chcę z nim zamieszkać

Zeby razem ze soba zyc, trzeba umiec czasem isc na kompromisy.

Zaden partner, choc nie wiem jak wspanialy, nie bedzie idealnie zawsze sie z nami zgadzal. Gdybym za kazdym razem kiedy widze skarpetki na podlodze albo niezakrecona paste do zebow, zaczynala awanture i stawiala na ostrzu noza, ze moj facet MUSI absolutnie MUSI dostosowac sie do moich standardow porzadku, to dawno bym nie miala zadnego zwiazku. A na takie rzeczy trzeba patrzec z perspektywy- przeciez to w koncu pierdoly. Takze przymykam oko na to. Podobnie jak on spokojnie moze ze mna pojsc do kina na thriller psychologiczny, bez stawiania niesamowitego focha, ze on takich filmow nie lubi. Po prostu, jezeli sprawa jest mala to sobie ustepujemy- raz on mi, raz ja jemu. Gdy problem jest wiekszy, to rozmawiamy i staramy sie znalezc platforme porozumienia.

Jednoczesnie rozumiem, ze sa rzeczy w zwiazku, ktorych nie da sie negocjowac (ciezko byc w polowie w ciazy na przyklad albo mieszkac w Warszawie i jednoczesnie w domku na wsi), ale tak zasadnicze roznice to chyba ludzie ze soba roztrzasaja na poczatku i czasem to wrozy koniec, niestety.

Jezeli chodzi o Autorke, to wydaje mi sie, ze nie dojrzala do zwiazku. Moze zawsze taka bedzie, kto wie. Ale ciagniecie obecnej relacji jest dla mnie bez sensu. Ile ten facet ma czekac lat az jej sie odmieni?

104 Ostatnio edytowany przez Naprędce (2017-01-06 14:04:30)

Odp: nie chcę z nim zamieszkać

Właściwie to można nagiąć to do "win-win" już w tym momencie (mimo, że problem wciąż istnieje).
Sytuacja wyjściowa- On dąży do wspólnego zamieszkania tłumacząc to potrzebą "sprawdzenia się"
(w domyśle w innych-trudnych sytuacjach/aspektach życia).
Paradoksalnie to dążenie prowadzi do pierwszej takiej właśnie sytuacji (czyli w gruncie rzeczy - On ma to co "chciał/oczekiwał" i Ona również- bo wciąż mieszka sama ), czego on jednak nie zauważa i nie próbuje sie z nią zmierzyć i wejść w to głębiej, tylko ponawia ślepo swoją propozycję, czekając aż Jej sie "odmieni" (co generalnie źle wróży w kontekście ewentualnych, kolejnych tego rzędu ważności problemów).
No, ale jak ma to zauważyć, skoro zdaje się nie zauważać nawet tego dość oczywistego związku pomiędzy jej oporem, a jego bałaganiarskim i lekceważącym jej odczucia zachowaniem?
Podejrzewam, że Ona sama ma w tym zresztą udział, nie potrafiąc mu uzmysłowić jak bardzo jest to dla niej ważne.

Tomek z Krakowa napisał/a:

Filmik był z portalu kobiecego (specjalnie).

No właśnie - konkurencyjnego do tego tutaj (to forum jest tylko jego częścią) ;)

105

Odp: nie chcę z nim zamieszkać

no sorry,ale jesli on przebywa w jej domu,to sie dostosowuje do jej zasad

i odwrotnie
wiec ona ma prawo wsciekac sie,kiedy on np rozrzuca u niej ciuchy

nadal uwazam,ze tu jest potrzebna rozmowa i tyle.

106

Odp: nie chcę z nim zamieszkać
_v_ napisał/a:

no sorry,ale jesli on przebywa w jej domu,to sie dostosowuje do jej zasad

i odwrotnie
wiec ona ma prawo wsciekac sie,kiedy on np rozrzuca u niej ciuchy

nadal uwazam,ze tu jest potrzebna rozmowa i tyle.

Ale ja nie pisze o odwiedzinach u kogos, ani o wynajmowaniu pokoju, tylko o mieszkaniu razem.

Sorry, jak ktos jest balaganiarzem, to moze sie starac, a i tak ta skarpetka czy bokserki na dywanie czasem wyladuja- takie zycie. Jak sie decyduje byc w zwiazku z kims, to bierze sie go calego z dobrodziejstwem inwentarza, a nie wprowadza do jednego domu by potem musztrowac i przerabiac na wlasna modle. Jezeli Autorka nie potrafi przeskoczyc nawet takiej pierdoly jak nieumyty kubek, to ja nie widze sensu kontynuacji tego zwiazku. Ona albo musi dorosnac do sztuki kompromisu albo znalezc sobie podobnego pedanta, ktory bedzie wszystko pod linijke ustawial

107

Odp: nie chcę z nim zamieszkać

Moim zdaniem jeśli dwoje ludzi decyduje się ze sobą zamieszkać, to przede wszystkim oboje powinni czuć się we WSPÓLNYM domu (bez względu na status własności) dobrze i po prostu swobodnie, a nie jedno być musztrowane, a drugie nieustannie musztrować. O tym trzeba wcześniej ze sobą porozmawiać i pewne kwestie WSPÓLNIE ustalić.

Odnoszę wrażenie, że Autorka zupełnie inaczej widzi kwestię bliskości niż jej partner - u obojga gdzie indziej przebiegają jej granice. On chciałaby z nią mieszkać i dzielić codzienność, natomiast dla niej to już zbyt dużo.

108

Odp: nie chcę z nim zamieszkać

z mojego życiowego doświadczenia podzielam zdanie _v_. kompromisy mogą okazać się gwoździem do trumny związku bo żadna ze ston nie będzie do końca zadowolona. "nienawidzieć" i iść na mecz..... o mój boszzzzz toż to masochizm w czystej postaci, implikujący jedynie emocjonalne kłopoty w postaci dziur. bynajmniej w tym kontekście. a związek bez kompromisów nie tylko jest możliwy, ale  porządany. jednak mam pewne wrażenie, że dyskusja może się rozwinąć w kierunku, co kto uważa za kompromis. i tu ilu ludzi, tyle definicji. autorka nie powinna w tym przypadku iść na żadne kompromisy (rozumiane jako działanie przeciw własnym potrzebom).  to kardynalny błąd za który przyjdzie jej zapłacić. a zapłata będzie wprost proporcjonalna do siły rezygnacji z potrzeb. tak czy siak obróci się na niekorzyść. to trochę jak tragizm. jakąkolwiek drogę nie wybierze będzie źle. z jedną róznicą. jeśli wybierze kompromis, emocjami i to niefajnymi zapłaci Ona, jeśli postawi na swoim jest niebezpieczeńśtwo, że partner odejdzie. jednak to, że On odejdzie będzie konsekwencją jej wyborów zgodnych z jej przekonaniami i wnętrzem. a jako dojrzała, niezależna, świadoma siebie kobieta odpowiedzialana za siebie, zrozumie to i przyjmie jako naturalną kolej rzeczy.

109

Odp: nie chcę z nim zamieszkać

Karolcia, toz przeciez napisalam, ze jak jej przestrzen domowa jest dla niej terenem nienaruszalnym, to tu nie ma zadnej rozmowy. Bo albo bedzie mieszkac z tym facetem i czuc sie obco we wlasnym domu, albo mu zycie zatruje ciaglym zrzedzeniem: a to kubka nie umyles, a to lazienki nie wytarles, a to gazeta jest o 2 mm od kata prostego... Moze byc i tak, ze ze wzgledu na swoja dogmatycznosc, nigdy z nikim nie bedzie potrafila zamieszkac, a moze trafi na podobnego dogmatyka pedanta i beda sobie urzadzac zawody w myciu podlogi na blysk. Co ja tam wiem, w koncu?

Ale, mowiac o kompromisach, wydaje mi sie, ze JAKIS stopien ugodowosci musi istniec u osoby by sie do zwiazku nadawala. Nikt nie jest naszym lustrzanym odbiciem, zawsze znajda sie jakies roznice pomiedzy ludzmi. By zwiazek przetrwal, trzeba je jednak umiec negocjowac i rozwiazywac. I nie mowie tu o zasadniczych roznicach swiatopogladowych, ktore nie sa negocjowalne, ale o takich codziennych fafrochach. Jezeli moj facet uwielbia filmy akcji i nie lubi sam chodzic do kina, to chociaz sama nie gustuje, to od czasu do czasu pojde by sprawic mu przyjemnosc. Jezeli ja lubie winiarnie i tez tam nie lubie chodzic sama, a moj facet to glownie piwosz, to tez od czasu do czasu sie przelamie i zabukuje nam stolik, bo chce mi zrobic frajde. Duzo nas to kosztuje? Prawie nic, a oboje konczymy zadowoleni.

110 Ostatnio edytowany przez karolcia_38 (2017-01-06 20:18:57)

Odp: nie chcę z nim zamieszkać
Beyondblackie napisał/a:

Karolcia, toz przeciez napisalam, ze jak jej przestrzen domowa jest dla niej terenem nienaruszalnym, to tu nie ma zadnej rozmowy. Bo albo bedzie mieszkac z tym facetem i czuc sie obco we wlasnym domu, albo mu zycie zatruje ciaglym zrzedzeniem: a to kubka nie umyles, a to lazienki nie wytarles, a to gazeta jest o 2 mm od kata prostego... Moze byc i tak, ze ze wzgledu na swoja dogmatycznosc, nigdy z nikim nie bedzie potrafila zamieszkac, a moze trafi na podobnego dogmatyka pedanta i beda sobie urzadzac zawody w myciu podlogi na blysk. Co ja tam wiem, w koncu?

Ale, mowiac o kompromisach, wydaje mi sie, ze JAKIS stopien ugodowosci musi istniec u osoby by sie do zwiazku nadawala. Nikt nie jest naszym lustrzanym odbiciem, zawsze znajda sie jakies roznice pomiedzy ludzmi. By zwiazek przetrwal, trzeba je jednak umiec negocjowac i rozwiazywac. I nie mowie tu o zasadniczych roznicach swiatopogladowych, ktore nie sa negocjowalne, ale o takich codziennych fafrochach. Jezeli moj facet uwielbia filmy akcji i nie lubi sam chodzic do kina, to chociaz sama nie gustuje, to od czasu do czasu pojde by sprawic mu przyjemnosc. Jezeli ja lubie winiarnie i tez tam nie lubie chodzic sama, a moj facet to glownie piwosz, to tez od czasu do czasu sie przelamie i zabukuje nam stolik, bo chce mi zrobic frajde. Duzo nas to kosztuje? Prawie nic, a oboje konczymy zadowoleni.

ja tak ogólnie pisałam nie do Cię personalnie. ale wiesz co, jak tak przeczytałam co napisałaś pomyślałam no rozważne to i w sumie wydaje się takie oczywiste. jednak coś mi tam zgrzytnęło. dlatego pomyślałam być może ja coś popierd...łam i nie bardzo wiem czym jest kompromis. to sobie wygóglowałam i odetchnęłam z ulgą, że jednak to jest to o czym myślę.

"Kompromis – metoda rozwiązania konfliktu, oznaczająca wspólne stanowisko, możliwe do przyjęcia dla stron negocjujących. Wbrew obiegowej opinii kompromis nie jest optymalnym rozwiązaniem konfliktu, ponieważ oznacza konieczność rezygnacji z części interesów każdej ze stron." -

i widzisz Beyondblackie to co napisałaś (wytłuszczony druk) nie wpisuje mnie się w definicję kompromisu. bo tu nie ma straty. tu jest wyższa emocja. emocja miłości polegająca na tym, że cieszy nas zadowolenie parnera/partnerki. czyli jakby na to nie patrzeć wartość dodana. według mnie tu nie ma kompromisu bo nie ma straty. w taki sposób i ja funkcjonuje. jednak jeśli mam się odnieść do filmów to już nie pójdę na film, który zdecydowanie mnie nie interesuje i tu nie ma kompromisów a jest to taka pierdoła, że osobne pójścia na różne filmy jest dla nas zwykłą zwykłością. żyję tak aby nie mieć żadnych strat w związku i tego samego oczekuję od mojej partnerki. kompromisami żyłam 12 w małżeństwie i nie sprawdziły się zupełnie. oni ja ani mój małżonek szczęśliwi nie byliśmy.

111 Ostatnio edytowany przez _v_ (2017-01-06 20:03:05)

Odp: nie chcę z nim zamieszkać

to moze niech sobie znajdzie kolege,co tez lubi chodzic na filmy akcji? wink

a my możemy chodzic na cos co OBOJE lubimy?  chyba mozna znalezc takie rzeczy?
szczerze mowiac ja już mam dosc takiego poswiecania sie

np. z jednym z moich partnerow chodzilam na sushi bo on bardzo lubil. efekt byl taki,ze on sie świetnie bawil, a ja bylam zla, bo bylsmr glodna,sushi mi nigdy nie smakowalo i nie potrafilam sie nim najesc wiec po powrocie do domu musialam gotowac sobie obiad.

112

Odp: nie chcę z nim zamieszkać

V, ale my mamy filmy, ktore oboje lubimy! Oboje uwielbiamy horrory i na takowez chodzimy razem.

Karolcia, na tym kompromis w zwiazku polega, ze milosc do naszego partnera kompensuje nam mala niedogodnosc pojscia na jakis mecz, ktorym sie nie jaramy czy tez wyjscia do restauracji w ktorej nie za bardzo gustujemy albo machniecia reka na te skarpetki w sypialni. To sa w koncu pierdoly, ale jezeli przez lekkie nagiecie sie mozemy sprawic frajde drugiej polowce, to jest to duzo warte big_smile

113

Odp: nie chcę z nim zamieszkać
_v_ napisał/a:

np. z jednym z moich partnerow chodzilam na sushi bo on bardzo lubil. efekt byl taki,ze on sie świetnie bawil, a ja bylam zla, bo bylsmr glodna,sushi mi nigdy nie smakowalo i nie potrafilam sie nim najesc wiec po powrocie do domu musialam gotowac sobie obiad.

A czy on również chadzał z Tobą od czasu do czasu do Twojej ulubionej knajpki na Twoje ulubione danie? Bo jeśli nie, to sorry, ale to nie był kompromis, tylko poświęcenie z Twojej strony smile
Kompromis jest wtedy, kiedy obie strony mają po równo - np. raz chodzimy na filmy akcji, a raz na komedie romantyczne ( ewentualnie chodzimy sobie całkiem osobno, ale to zupełnie inna kwestia). Raz jedziemy na wakacje w góry, raz nad morze. Raz jemy spaghetti w budce przy plaży, raz kaczkę po prowansalsku w wykwintnej restauracji. Itd. itp.
A poświęcać się - faktycznie nie warto smile

114

Odp: nie chcę z nim zamieszkać

nawet jesli gdzies poszedł ze mna,to zawsze marudzil i w efekcie wcale mi nie było dobrze

na szczęście u mnie już minely czasy kompromisow i poswiecania sie wink

115 Ostatnio edytowany przez santapietruszka (2017-01-06 21:27:22)

Odp: nie chcę z nim zamieszkać
_v_ napisał/a:

nawet jesli gdzies poszedł ze mna,to zawsze marudzil i w efekcie wcale mi nie było dobrze

Czyli to nawet koło kompromisu nie leżało wink
Szliście razem i zawsze któreś się poświęcało i marudziło - a to nie o to w tym chodzi smile

No, i bardzo dobrze, że te czasy minęły. Ja też mam taki epizod za sobą i poświęcania się nie uznaję. Natomiast kompromis w zdrowym tego słowa znaczeniu jak najbardziej. Np. mogę pojechać z facetem na narty, mimo że ani nie umiem jeździć, ani nie lubię śniegu, ani nie lubię mrozu, ok, ale postoję, popatrzę, jakoś tam ciepłą herbatką z termosu się nawet ogrzeję - ale za to potem złazimy na dół i szukamy pięknych pocztówek w sklepach z pamiątkami, a on nie marudzi, że tyle się najeździł i nogi go bolą, i chce już wracać, i w ogóle na cholerę mi tyle następnych kartek, skoro w domu poniewierają się tysiące - i to jest kompromis, moim zdaniem big_smile

116

Odp: nie chcę z nim zamieszkać
Naprędce napisał/a:
polakowska.aleksandra napisał/a:

Myślę, że jeśli ktoś nie lubi mieszkać z inną osobą, to powinien pomyśleć np. o pracy, która umożliwia wykonywanie czynności zawodowych z daleka od domu. Być może idealne zawody dla takich osób, to stewardesa lub marynarz wink

Albo astronautka.

big_smile big_smile big_smile
spadłam z kanapy

117

Odp: nie chcę z nim zamieszkać

ja nie lubie mieszkac z innymi,a na codzien pracuje w szeroko pojetej obsludze klienta - czyli kontakt z dziesiatkami ludzi dzien w dzien -,nie bardzo wiec wiem co ma piernik do wiatraka.

118 Ostatnio edytowany przez Beyondblackie (2017-01-06 23:23:19)

Odp: nie chcę z nim zamieszkać

OK, V, przedstawie Ci kompromis z wlasnego zycia.

Chociaz kocham mieszkac razem z moim Misiem, lubie miec tez wlasna przestrzen wiec mamy osobne sypialnie. Nikt mi nie zostawia skarpet na dywanie, nie chrapie, nie budzi w srodku nocy by sobie poczytac, nie wlacza radia o szostej rano. Z kolei Misiek moze sobie odpoczac od zapachowych swieczek, nie jest spychany z lozka przez psa, nikt mu nie puszcza "Midsomer Murders" przed snem i moze sobie czytac do woli nawet jak sie obudzi o drugiej w nocy. Oboje jestesmy zadowoleni. Zamiast ustepowac sobie i poswiecac sie, co wkurzyloby zarowno jego jak i mnie na dluzsza mete, wybralismy kompromis.

119

Odp: nie chcę z nim zamieszkać

to nie jest kompromis

120

Odp: nie chcę z nim zamieszkać

Oczywiscie, ze jest to kompromis. Jakbym byla zatwardzialym betonem, ktory nie moze zniesc czyjejs obecnosci we wlasnym domu, to bym z Misiem nie mieszkala od pieciu lat. A tak, wilk syty i owca cala. Jak chcemy byc razem, to jedno czy drugie wymyka sie do pokoju drugiego i spedzamy ze soba romantyczne chwile, a jak normalnie chce sobie maseczke polozyc na twarz i poogladac glupi serial, to siedzew swojej sypialni.

121

Odp: nie chcę z nim zamieszkać
_v_ napisał/a:

to nie jest kompromis


Na pewno rozwiązanie problemu wink

122

Odp: nie chcę z nim zamieszkać
_v_ napisał/a:

to nie jest kompromis

A dlaczego?

123

Odp: nie chcę z nim zamieszkać

bosh, uwielbiam jak ludzie posluguja sie pojeciami, których definicji nie znaja...

juz ktos wyzej to wklejal:
"Wbrew obiegowej opinii kompromis nie jest optymalnym rozwiązaniem konfliktu, ponieważ oznacza konieczność rezygnacji z części interesów każdej ze stron. Taki idealny sposób radzenia sobie z konfliktem stanowi współpraca."

Wiec, Beyondblackie, to co wy zrobiliscie to nie byl kompromis tylko wlasnie win-win, zadna osoba nie musiala rezygnowac z czegos ważnego dla niej, obie sa zadowolone i wygrane.  i tak nalezy to robic.

124 Ostatnio edytowany przez santapietruszka (2017-01-07 00:14:41)

Odp: nie chcę z nim zamieszkać
_v_ napisał/a:

bosh, uwielbiam jak ludzie posluguja sie pojeciami, których definicji nie znaja...

juz ktos wyzej to wklejal:
"Wbrew obiegowej opinii kompromis nie jest optymalnym rozwiązaniem konfliktu, ponieważ oznacza konieczność rezygnacji z części interesów każdej ze stron. Taki idealny sposób radzenia sobie z konfliktem stanowi współpraca."

Wiec, Beyondblackie, to co wy zrobiliscie to nie byl kompromis tylko wlasnie win-win, zadna osoba nie musiala rezygnowac z czegos ważnego dla niej, obie sa zadowolone i wygrane.  i tak nalezy to robic.

Skąd pewność? Mam na myśli to, co pogrubiłam...
Rozumiem, że dla Ciebie kompromis w tej sytuacji byłby, jakby Miś Beyondblackie dusił się w jej świeczkach zapachowych bez konkretnego powodu, a Beyondblackie nakładała sobie maseczkę w jego obecności, przy okazji wyganiając psa z łóżka, bo Misiowi nie pasuje i zagryzając zęby zbierała z podłogi jego skarpetki?
Obydwoje poszli na ustępstwa. Choćby - żadne z nich, będąc w związku, nie zasypia i nie budzi się przy drugiej osobie - czytaj np. nie ma seksu z zaskoczenia rano, na śpiocha. A może któreś z nich lubi?

Teoretyzuję, nie znam sytuacji. Ale dla mnie to kompromis - dogadali się.
Trochę nierealne jest liczyć na to, że spotkasz w życiu osobę, której będzie pasowało dokładnie to, co Tobie, żeby było win-win. I jeszcze na dodatek akurat się w niej zakochasz.

125

Odp: nie chcę z nim zamieszkać

Oj ja lubie big_smile

Ale zeby kazde z nas spokojnie spalo i nie budzilo sie z podkrazonymi oczami, wybralismy kompromis. Kochamy sie wieczorem kiedy mamy na to ochote, a rano tylko w weekendy kiedy jedno z nas sie obudzi i zakradnie do sypialni drugiego wink

126

Odp: nie chcę z nim zamieszkać

pietruszko, ano stad, ze Beyondblackie sama napisala, ze jej to odpowiada.

gdyby napisala, ze ubolewa nad tym, ze musiala zrezygnować z seksu na spiocha zeby partner sie wysypial, bo ona chrapie, to to by byl kompromis.

127

Odp: nie chcę z nim zamieszkać
_v_ napisał/a:

pietruszko, ano stad, ze Beyondblackie sama napisala, ze jej to odpowiada.

gdyby napisala, ze ubolewa nad tym, ze musiala zrezygnować z seksu na spiocha zeby partner sie wysypial, bo ona chrapie, to to by byl kompromis.

Ale właśnie o to chodzi, że kompromis wcale nie polega na tym, że każda ze stron będzie do końca życia wypominać, że z czegoś musiała zrezygnować... ustalamy, zamykamy sprawę, żadna ze stron nie uznaje tego za poświęcenie - i to jest kompromis. Już pisałam Ci wyżej w nawiązaniu do Twojego tematu o sushi...

128

Odp: nie chcę z nim zamieszkać

pietruszko, po to sa definicje pewnych pojec,zeby wszyscy wiedzieli o czym rozmawiaja

rozmowa,kiedy kazdy ma swoja definicje, mija sie z celem.

129 Ostatnio edytowany przez santapietruszka (2017-01-07 01:47:33)

Odp: nie chcę z nim zamieszkać

Fałko, ale to nie chodzi o inną definicję. Definicja jest jak najbardziej w porządku. Tylko to nie znaczy, że wypomina się potem drugiej stronie kompromisu, co to się dla niego nie poświęciło... i na tym cały wic polega. Ja rezygnuję z czegoś - mój wybór, Ty rezygnujesz - wybór Twój. Dokonaliśmy pewnych wyborów i sprawa jest zamknięta. A nie płacz przez pół życia, że z czegoś się zrezygnowało... czy choćby Twój przykład z chodzeniem do knajp... to nie kompromis, jak ktoś łaskę robi i siedzi potem ze zbolałą miną...

130

Odp: nie chcę z nim zamieszkać

to może ja jaśniej. stoję murem za _v_ i tak jak Ona uważam, że jeśli chodzi o Beyondblackie i osobne sypialnie to ABSOLUTNIE nie jest to kompromis.

definicja kompromisu:

"Kompromis – metoda rozwiązania konfliktu, oznaczająca wspólne stanowisko, możliwe do przyjęcia dla stron negocjujących. Wbrew obiegowej opinii kompromis nie jest optymalnym rozwiązaniem konfliktu, ponieważ oznacza konieczność rezygnacji z części interesów każdej ze stron.

a teraz tytuł artykułu psycholożki"

Małżeństwo nie polega na poświęcaniu się. Tak samo jak żaden związek nie jest „sztuką kompromisu”. A przynajmniej lepiej, żeby nie był. Zresztą czasem kompromis jest niemożliwy. A jeśli nawet możliwy, to tak bardzo nieprzyjemny, w tak dużej niezgodzie z nami, tak kosztowny, że aż szkodliwy.

".....Jeśli ona chce kupić dwa pączki, a on cztery, to kompromis zakłada, że „spotkają się w połowie drogi” i kupią trzy.

Jedni uważają, że jest to rozwiązanie dobre, bo sprawiedliwe. Drudzy natomiast twierdzą, że niekorzystne – i to nie tylko dla jednej ze stron, ale właściwie dla obojga, ponieważ żaden z partnerów nie otrzymał tego, co chciał.

dlatego osobne sypialnie  Beyondblackie nie są kompromisem a UGODĄ ponieważ żadne z partnerów niczego nie traci. godzą się na to oboje bo oboje chcą tego samego.

dogadanie się i wspólne porozumienie to nie jest kompromis to zwyczajna ugoda.

Posty [ 66 do 130 z 160 ]

Strony Poprzednia 1 2 3 Następna

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Forum Kobiet » MIŁOŚĆ , ZWIĄZKI , PARTNERSTWO » nie chcę z nim zamieszkać

Zobacz popularne tematy :

Mapa strony - Archiwum | Regulamin | Polityka Prywatności



© www.netkobiety.pl 2007-2024