Tak uważam, że przesadzam .
Jeśli jednak chodzi o rozmowę, to kiedy koło niego usiadłam, grał na telefonie, powiedziałam, że chciałam z nim porozmawiać i zaczęłam opowiadać. On wyłączył gre i myślałam, że mnie wysłucha a On włączył sobie jakieś ogłoszenia i zaczął je przeglądać, nawet na mnie nie spojrzał, powiedziałam, że mógłby odłożyć na chwilę ten telefon na co On stwierdził, że przecież słyszy co mówię. Wtedy zakończyłam rozmowę , a właściwie mój monolog bo rozmowy nie było. Wiesz gdyby faktycznie robił coś ważnego w tym telefonie, poczekała bym aż skończy. Ale czy gra jest czymś aż tak ważnym? On jak tylko wstaje to pierwsze co to sięga po telefon, chodzi z nim do toalety i do wanny. Gdybym miała czekać aż go odłoży to chyba tylko podczas posiłku i spania. No i kiedy prowadzi samochód.
Nie przesadzasz. Twój mąż Cię ignoruje, kompletnie nie jest Tobą zainteresowany. Jaki powód tego...? Może czas na poważną rozmowę?
Chciałam się was poradzić. Sama już nie wiem co o tym myśleć. Zacznę od początku. Ostatnio miałam bardzo nieprzyjemną sytuację w pracy, sporo stresu, nerwy, itp. Chciałam na ten temat porozmawiać z mężem, opowiedzieć o tych wydarzeniach, po prostu się wygadać. On siedzi oczywiście z telefonem w ręku, ja zaczynam opowiadać, jaki to ciężki dzień miałam a on oczywiście nadal zapatrzony w telefon, zdenerwowałam się zrobiło mi się przykro. Powiedziałam, że mógłby na chwilę odłożyć ten telefon, bo to bardzo ważne dla mnie co się wydarzyło. Usłyszałam, że przecież słyszy jak mówię. No więc przestałam mówić uznałam , że mnie lekceważy, jeśli nie ma ochoty ze mną rozmawiać, trudno. Miałam później parę telefonów od koleżanek, które znając sytuacje, same zadzwoniły aby ze mną porozmawiać. Następnego dnia rano, mąż rano wybierał się do zakładu. Miał tylko coś załatwić, (to była sobota, a wszystkie ma wolne ) myślałam, że zaraz wróci do domu, jednak on stwierdził, że musi coś po wymieniać w samochodzie ( prawie co sobotę, ma w nim coś do robienia) . Znów się zdenerwowałam i mówię, że jak ma wolne to zawsze musi sobie jakieś zajęcie wynaleźć, on na to, że co ma robić? Siedzieć w domu i się nudzić? Powiedziałam, że mógłby trochę czasu poświęcić dla mnie, też przecież siedzę w domu, do tego miałam naprawdę ciężki tydzień jak chciałem z nim porozmawiać to nawet nie był zainteresowany tym co mówię. Uznał, że znów mi coś nie pasuje, dobrze on może nic nie robić itd. Wyszedł a ja po chwili napisałam, do niego smsa, że jeśli ma przyjechać do domu chodzić pokrzywiony i się na mnie wyrzywać, to lepiej niech zostanie w zakładzie , bo ja potrzebuję spokoju i muszę psychiczne odpocząć a przy nim to nie będzie możliwe. Myślałam, że wróci później ale przyjechał już po trzech godzinach. Spytał czy chcę iść do kina (wspominałam w tygodniu, że poszła bym coś obejrzeć) , nie chciałam, nie byłam w nastroju. Jednak kupił bilety i poszliśmy. Dziś, znów miał coś do załatwienia, więc przy okazji zabrałam się z nim i córką do centrum handlowego, a jak wracał to po nas podjechał. Niby wszystko ok, tylko zastanawia mnie jedna rzecz. Przejrzałam wykaz połączeń, przez internet, i w tym czasie kiedy był naprawiać samochód, czy też dzisiaj, nie wykonywał żadnych połączeń, jednak korzystał parę razy z internetu. Dziś nawet dosyć dużo, miał wykorzystane tego transferu. Normalnie w pracy i w domu ma dostęp do internetu i nie korzysta wtedy z tego w telefonie. Może już zaczynam przesadzać, jednak zastanawia mnie to. Już miałam się go o to zapytać, ale się powstrzymał. Co o tym myślicie?
Zacznijmy od tej sytuacji ze stresem w pracy. Można było rozwiązać ją na tysiąc sposobów. Są całe tabuny metod zarządzania stresem i ty potrafisz mniej lub bardziej świadomie wykorzystywać wiele z nich w codziennym życiu. Uderzyłaś jednak w kierunku, który z góry skazany był na klęskę, bo przecież znasz męża nie od dziś i wiele jego reakcji potrafisz przewidzieć. Mimo to, postanowiłaś rozpocząć rozmowę dokładnie znając jej skutek. Zrobiłaś to po to , aby potwierdzić twoje przekonanie, że mąż jest niewdzięcznym draniem, a ty bezbronną ofiarą. Dostałaś to co chciałaś, czyli frustrację (typowe oczekiwanie ofiar) oraz współczucie... tak więc wszystko co potrzebne do potwierdzenia powyższego przekonania.
Jakkolwiek to brzmi - mąż czy nie mąż, nieważne... nikt nie jest odpowiedzialny za twój stres i twoje nerwy, nikt oprócz ciebie... ponieważ jesteś dorosła. i każdy ma prawo do zwykłego odcięcia się od cudzych problemów, do nieprzyjęcia ich.
W waszym związku trudnością jest chyba pewna rozbieżność potrzeb. wydaje mi sie , że ty oczekujesz więcej bliskości, a on więcej swobody i wolności. Dlatego nie spotykacie się w połowie drogi. Czasem łapie się na tym , że trochę sympatyzuję z twoim mężem, bo sama osobiście nie jestem zwolenniczka takiego zakleszczenia w związku na zasadzie - ty masz mnie wspierać i o mnie dbać. zdecydowanie bardziej cenie sobie emocjonalną przestrzeń i samodzielność.
Ponowię swoje pytanie - czy ty potrafisz prowadzić samochód? Bo, wybacz, ale jak czytam o mężu podwożącym żonę do centrum handlowego , to trochę chce mi sie śmiać... Dlaczego sama nie możesz pojechać do tych wszystkich miejsc, w które on cie zawozi??? Dlaczego nie chcesz prowadzić auta albo zrobić prawa jazdy jeśli nie masz? Co jest fajnego w takiej zależności od kogoś??
I na koniec wkleję cytat z piosenki Myslovitz, który moim zdaniem bardzo dobrze pokazuje pewien schemat obecny w waszej relacji:
"Wiem potrzebujesz tego czego ja
Nigdy mogę Ci nie dać
Nie dlatego, że nie chcę Ci dać
A dlatego, że sam tego nie mam "
Do przemyślenia.. jeśli oczywiście chcesz
nie wyobrażam sobie żeby facet mnie tak traktował . Kocha nie on po prostu wie że Ty nie odejdziesz . Kurcze nie ma związków idealnych ale nie pozwól postawić mu się wyżej . Jesteście równi jak każda kobieta z każdym mężczyzną . Partnerstwo nie polega na tym że jeden może stawiać się ponad swojego partnera . Ale na tym żeby na wzajem o siebie dbać żeby traktować się z szacunkiem..
Tyle się napisałam i wyskoczyło mi, że nie mam uprawnień do tej strony.
Tak uważam, że przesadzam .
Jeśli jednak chodzi o rozmowę, to kiedy koło niego usiadłam, grał na telefonie, powiedziałam, że chciałam z nim porozmawiać i zaczęłam opowiadać. On wyłączył gre i myślałam, że mnie wysłucha a On włączył sobie jakieś ogłoszenia i zaczął je przeglądać, nawet na mnie nie spojrzał, powiedziałam, że mógłby odłożyć na chwilę ten telefon na co On stwierdził, że przecież słyszy co mówię. Wtedy zakończyłam rozmowę , a właściwie mój monolog bo rozmowy nie było. Wiesz gdyby faktycznie robił coś ważnego w tym telefonie, poczekała bym aż skończy. Ale czy gra jest czymś aż tak ważnym? On jak tylko wstaje to pierwsze co to sięga po telefon, chodzi z nim do toalety i do wanny. Gdybym miała czekać aż go odłoży to chyba tylko podczas posiłku i spania. No i kiedy prowadzi samochód.
Ale tak szczerze, próbujesz inaczej rozmawiać? Ja nie wiem, czy to dobra droga, strzelam w ciemno, ale zależy ci na rozmowie, więc może?
Ja mam tak z dziećmi, że w chwili, kiedy wymagam od nich uwagi, na tę uwagę czekam i informuję o tym, że teraz chcę coś powiedzieć. Nawet jeśli jest to coś ważnego dla mnie, to ja nie bagatelizuję ich zajęć (w ten sam sposób "czy ta gra jest czymś aż tak ważnym" = "czy ta rozmowa jest czymś aż tak ważnym"). Jeśli ma dojść do porozumienia, to oboje musimy wiedzieć, na czym stoimy, więc mówię jasno "hej, chcę teraz o czymś ważnym porozmawiać", słyszę "mhm" więc mówię "chciałabym, żebyś powiedział mi, kiedy będziesz mógł poświęcić mi uwagę", "no no mów, słucham", "wiesz, kiedy patrzysz w telefon słuchając mnie, to ja czuję się lekceważona"...
No i tak, albo niech gra, albo niech słucha, powiedz jasno, czego oczekujesz. Że w czasie rozmowy chcesz, żeby nie korzystał z telefonu. Powiedz, że chciałabyś, żeby ci doradził / żeby nie doradzał, tylko przytulił. Na pewno się zdziwi, ale związki naprawdę by dużo zyskały na jasnym komunikowaniu potrzeb i oczekiwań.
Nie wiem, jak u ciebie to wygląda, ale ja czasem mam w głowie takie nastawienie, że od razu "czuję" że rozmowa nie wyjdzie, wchodzę wkurzona w rozmowę z oczekiwaniami, o których druga osoba nie wie i sama się wkurzam, że ona tych oczekiwań nie spełnia. Ale ja nie chcę o tych oczekiwaniach powiedzieć (bo głupio, bo powinien się domyślić, bo to normalne, że tak się robi), więc z góry skazuję tę rozmowę na niepowodzenie.
Witaj Lilky
Analizuje to swoje życie, zastanawiam się w którym momencie popełniłam błąd. Czasami myślę, że od samego początku, było nie tak. Kiedy się poznaliśmy, byliśmy bardzo młodzi, On po rozstaniu z dziewczyną, swoją pierwszą miłością, która była jego ideałem, tak mi mówił, nieraz myślał, żeby do niej napisać kiedy byliśmy już od dłuższego czasu razem, czy napisał? Niewiem, Ona zaszła w ciąże, wyszła za mąż. My spotykaliśmy się przez parę lat.
Jego mama zaczęła naciskać na ślub (zawsze miała na niego duży wpływ, nie chcę jej tu o nic w tej chwili obwiniać
Czytając twoją historię, dla mnie istotne znaczenie ma ta powyższa twoja wypowiedź.
Spotykaliście się się kilka lat, ale to nie on ci się oświadczyŁ, zalegalizowania waszego związku domagaŁa się jego matka. On wyraziŁ zgodę, "dobrowolnie, ale pod prymusem" - tak bym to określiŁa. OżeniŁ się z tobą, bo też, już tak wypadaŁo.
Myślę, że mąż tą swoją pierwszą miŁość nadal nosi w swoim sercu, i z biegiem lat coraz bardziej ją idealizuje, żyje wspomnieniami, pomimo, że "minionych zdarzeń, żaden cud nie wróci do istnienia".
Oboje popeŁniliście bŁąd, i coraz bardziej uzewnętrzniają się tego skutki.
Jego zachowanie, świadczy o psychicznym znęcaniu się nad tobą, jakbyś to ty byŁa tą gŁówną przyczyną, że ma takie życie jakie ma.
Sprawa nierozŁącznego chodzenia z telefonem (Łazienka, wc) daje dużo do myślenia, a mianowicie, kto jest z drugiej strony aparatu.
Żyworódko Jeśli chodzi o nasz ślub to często myślałam o tym, że decyzja o nim bardziej wyszła od jego mamy, niż od niego. Dla mnie WTEDY jako dla młodej dziewczyny, to były ogromne przeżycia, ogromny ból i niepewność. Bardzo go kochałam, i tak bardzo bolała mnie świadomość, że jest ze mną bo nie może być z nią. (On temu zaprzeczał, mówił, że gdyby chciał z nią być to by był) . Przez wiele lat żyłam w jej cieniu. Teraz jednak, nie robi to na mnie żadnego wrażenia. Od tego czasu minęło już dwadzieścia kilka lat. I tyle też lat nie widzieliśmy jej. Jedynie moi teście mają kontakt i to bardzo dobry kontakt z jej ojcem. Często przy nas wspominają o nim. Sama miałam okazję trzy lata temu, poznać jego i jej brata, kiedy przyjechali do teści, podczas naszego pobytu u nich. A w zeszłym roku jej ojciec robił coś u nad w domu na działce,( podłączał jakieś rury) nie chciałam tego, aby to on robił, ale nie miałam nic do powiedzenia. Mąż stwierdził, że jeśli zrobi to jej ojciec, to on sam nie będzie musiał się z tym męczyć.
Jeśli chodzi o telefon, to widzę tylko jak mąż na nim gra lub przegląda ogłoszenia na allegro, lub itp. Żadnych portali nie ma pozakładanych. Dlatego też zastanawiało mnie, z jakiego powodu, wchodzi w internet, jeśli jest choć chwilę poz domem.
MamaMamusia nie mam prawo jazdy i raczej mieć nie będę nigdy mnie to specjalnie nie pociagało i nie widzę siebie za kierownicą. Nie widzę też nic dziwnego w tym, że mąż mnie gdzieś podwozi. Jeżeli chodzi o centra handlowe to zazwyczaj jeździmy tam razem. Ostatnio kiedy mąż jechał do zakładu i po drodze się z nim zabrałam to też nie ma w tym niczego dziwnego ponieważ zawsze przejeżdża koło ch. Więc nie widzę potrzeby jechania za nim autobusem, skoro mogę zabrać się z nim.
Bzdurą jest to co piszesz, że zaczęłam z mężem rozmowę aby pokazać jakim jest draniem a ja bezbronną ofiarą i dostałam to czego chciałam. Nie jestem osobą która prowadzi jakieś gierki, miałam problem o którym chciałam porozmawiać i to zrobiłam. Nie planując robienia z siebie ofiary. Chociaż muszę przyznać rację Monoceros, że faktycznie mogłam inaczej zacząć tą rozmowę. W emocjach nie pomyślałam o tym, i to faktycznie był mój błąd.
75 2017-03-19 21:48:00 Ostatnio edytowany przez MamaMamusia (2017-03-19 22:00:26)
MamaMamusia nie mam prawo jazdy i raczej mieć nie będę nigdy mnie to specjalnie nie pociagało i nie widzę siebie za kierownicą.
Za to widzisz siebie w zależności. Bo to jest dla ciebie z jakichś względów pociągające, a być może wygodne i bezpieczne
Popatrz, mnie też nie pociąga prowadzenie samochodu i wcale specjalnie nie lubię tego robić, a mimo to nie wyobrażam sobie życia bez auta... trzęsie mnie na samą myśl o tym, że miałbym kogoś , nie wyłączając męża, prosić o podwózkę gdziekolwiek.
Dostrzegasz różnice? to są niuansiki, które dużo mówią o tobie i twojej relacji . Ja nie lubię jeździć, ale bardziej nie lubię zależności. A ty?
Nie jestem osobą która prowadzi jakieś gierki,
A tam nie jesteś...Każdy prowadzi gierki, każdy mniej lub bardziej świadomie manipuluje otoczeniem.
Nie planując robienia z siebie ofiary.
no jasne, że nie planowałaś! Tzn , nie planowałaś świadomie. Nasze rzekome "rozumienie" siebie i mechanizmów , którymi się posługujemy to jest wierzchołek góry lodowej. w większości przypadków działamy nieświadomie, nie zdając sobie sprawy z tego dlaczego postępujemy tak, a nie inaczej (chyba, że już wykonaliśmy prace nad sobą i poznaliśmy pewne nasze schematy ). Poczytaj trochę o podświadomości, o tym jak na nas wpływa i jak można ją nieco okiełznać . Nie zastąpi to terapii (tak wiem, zapewne nie potrzebujesz , nie widzisz siebie w takiej formy pracy i wolałabyś, żeby to mąż się zmienił) , ale być może choc trochę ci ułatwi racjonalna ocenę własnych działań, zachowań i decyzji
Tak, jeśli jadę gdzieś z mężem jest to dla mnie wygodne. Jednak nigdy nie prowadziłam auta, więc nie jest dla mnie problemem wyobrazić sobie życie bez niego. W każde miejsce mogę też bez problemu dojechać autobusem lub tramwajem. Wiec zależna od niego nie jestem i nie muszę prosić o podwieźienie jednak jeśli mam możliwość jechać gdzieś z mężem, to z tego korzystam.
Jeżeli uważasz, że prowadzę gierki, robię z siebie ofiarę, zakleszczam męża, oczekuję od niego wsparcia, pomocy, do tego wykorzystuję go. To chyba naprawdę jestem potworem, i pewnie nie powinnam się dziwić, że mąż mnie tak traktuje. W końcu zasłużyła na to. SAMODZIELNIE na to zapracowałam. (W końcu zrobiłam coś samodzielnie).
77 2017-03-19 23:46:28 Ostatnio edytowany przez MamaMamusia (2017-03-19 23:49:34)
Tak, jeśli jadę gdzieś z mężem jest to dla mnie wygodne. Jednak nigdy nie prowadziłam auta, więc nie jest dla mnie problemem wyobrazić sobie życie bez niego. W każde miejsce mogę też bez problemu dojechać autobusem lub tramwajem. Wiec zależna od niego nie jestem i nie muszę prosić o podwieźienie jednak jeśli mam możliwość jechać gdzieś z mężem, to z tego korzystam.
Jeżeli uważasz, że prowadzę gierki, robię z siebie ofiarę, zakleszczam męża, oczekuję od niego wsparcia, pomocy, do tego wykorzystuję go. To chyba naprawdę jestem potworem, i pewnie nie powinnam się dziwić, że mąż mnie tak traktuje. W końcu zasłużyła na to. SAMODZIELNIE na to zapracowałam. (W końcu zrobiłam coś samodzielnie).
Spokojnie, spokojnie z tym potworem.... Niczego takiego nie powiedziałam , a nawet nie zasugerowałam w swoich wypowiedziach. Nie ze mną jednak te numery, ja tak łatwo nie dam się wpędzić w poczucie winy i dorobić sobie łatki oprawcy.
Niech jednak twój ostatni wpis będzie pewnym podsumowaniem , bo wnioski nasuwają się same i są tak oczywiste jak dwa razy dwa. Spójrz z jaką łatwością przychodzi ci szantaż emocjonalny i robienie z siebie ofiary (tak, dokładnie - robienie z siebie ofiary). Odwracasz kota do góry ogonem z gracją baletnicy, delikatnie i bezszelestnie. Tworzysz sobie sztucznego wroga z precyzją chirurga. No jasne, że za chwilę pojawią się tu wpisy adresowane do mnie i utrzymane w tonacji - jak mogłaś ?
Działasz dokładnie tak samo na każdej innej płaszczyźnie. w domu również. Ja na to nie idę, bo, po pierwsze za stara jestem i zbyt wiele razy już tego ze mną próbowano (albo i ja próbowałam i kimś), a po drugie- nie tworze z tobą relacji, więc twoje fochy latają mi koło nosa. Natomiast twój mąż... hmm... pewien trop co do bliskiej więzi z telefonem powinien nasunąć ci sie sam..
Mimo wszystko twoje oburzenie wcale nie musi być bezproduktywne. Irytacja świadczy o tym, że nadepnęłam na bolesny odcisk. Co z tym zrobisz to już twoja sprawa.
Podsumowując - Bez względu na to jak bardzo ci sie to nie podoba, to niestety nie zmienisz swojego męża. Przykro mi.
Im dłużej będziesz siebie stawiać w roli ofiary, tym gorzej dla ciebie.
Aaaa..apropos samochodu... jeszcze kilka postów temu nie traktowałaś tego tak lekko jak teraz,wręcz przeciwnie - podwożenie do sklepu uznałaś za jedną z korzyści płynących z małżeństwa
Podworzenie mnie do sklepu przez mojego męża, to Ty nazwałaś korzyścią płynącą z małżeństwa, ja tylko wymieniłam, jakie miłe gesty wykonał mój mąż w ciągu ostatnich miesięcy , ale niech będzie po Twojemu. Skoro jak piszesz jesteś stara a ja szanuję starsze osoby, niech będzie racja po Twojej stronie.
Tak, stosuję szantaż emocjonalny
Tak, robię z siebie ofiarę
Tak, odwracam kota ogonem
Jeśli coś pominęłam, to też niech będzie na Twoją korzyść.
79 2017-03-20 09:55:08 Ostatnio edytowany przez MamaMamusia (2017-03-20 12:07:21)
to też niech będzie na Twoją korzyść.
Moją korzyścią jest stabilizacja i niezależność emocjonalna, umiejętność tworzenie relacji dla przyjemności, zdrowy egoizm, wysokie poczucie własnej wartości, siła , wpływ, wewnętrzny spokój , możliwość odcinania sie od "dramatów" innych, głęboki wgląd w siebie i znajomość schematów , które mnie determinują/determinowały.
Osiągnęłam to wszystko ciężką, długą i bolesna praca nad sobą polegającą między innymi na mozolnym przyjmowaniu trudnej i niewygodnej prawdy o sobie . dlatego czasem lubie sie tym dzielić, tak po prostu , z czystego serca, bo dlaczego ktoś ma mieć źle, skoro może mieć lepiej? to że nie propunuję prostych i oczywistych rozwiązań, świadczy jedynie o tym, że sama takich nie stosuję, gdyż moje doświadczenie i zdobyta wiedza pokazują, że one sa nieskuteczne... tak więc twoja niekorzyść nie jest moją korzyścią, gdyż nie jestem twoim wrogiem, ani nie wchodzę z tobą w żaden konflikt. Cóż, nie zrozumiałaś mnie... bywa i tak . To do jakich wniosków dojdziesz sama, to jest juz twoja sprawa. Ty jesteś panią swojego życia i wybierzesz to co sama uznasz za stosowne.
Możesz się przyglądać sobie pod różnymi katami i analizować siebie w sposób inny niż potwierdzanie własnego wizerunku nieskazitelnej męczennicy, ale możesz też uznać, że jestem złośliwa i chciałam jedynie ci dopiec. Zawsze masz wybór.
Narzędzia, które do tej pory stosowałaś, jak sama widzisz, nie działają. jednak ich zmiana budzi w tobie ogromny opór. Założyłaś ten watek , aby się wygadać i uzyskać współczucie, a że ja jestem kiepska w użalaniu się to, dziękuję ci za uwagę. Myślę , że w końcu znajdzie sie tu ktoś, kto razem z tobą popłacze nad twoim ciężkim losem. Twoje życie wprawdzie się od tego nie zmieni, ale ty przecież wcale tego nie chcesz
lilka1212 napisał/a:Tak, jeśli jadę gdzieś z mężem jest to dla mnie wygodne. Jednak nigdy nie prowadziłam auta, więc nie jest dla mnie problemem wyobrazić sobie życie bez niego. W każde miejsce mogę też bez problemu dojechać autobusem lub tramwajem. Wiec zależna od niego nie jestem i nie muszę prosić o podwieźienie jednak jeśli mam możliwość jechać gdzieś z mężem, to z tego korzystam.
Jeżeli uważasz, że prowadzę gierki, robię z siebie ofiarę, zakleszczam męża, oczekuję od niego wsparcia, pomocy, do tego wykorzystuję go. To chyba naprawdę jestem potworem, i pewnie nie powinnam się dziwić, że mąż mnie tak traktuje. W końcu zasłużyła na to. SAMODZIELNIE na to zapracowałam. (W końcu zrobiłam coś samodzielnie).Spokojnie, spokojnie z tym potworem.... Niczego takiego nie powiedziałam , a nawet nie zasugerowałam w swoich wypowiedziach. Nie ze mną jednak te numery, ja tak łatwo nie dam się wpędzić w poczucie winy i dorobić sobie łatki oprawcy.
Niech jednak twój ostatni wpis będzie pewnym podsumowaniem , bo wnioski nasuwają się same i są tak oczywiste jak dwa razy dwa. Spójrz z jaką łatwością przychodzi ci szantaż emocjonalny i robienie z siebie ofiary (tak, dokładnie - robienie z siebie ofiary). Odwracasz kota do góry ogonem z gracją baletnicy, delikatnie i bezszelestnie.
Działasz dokładnie tak samo na każdej innej płaszczyźnie. w domu również. Ja na to nie idę, bo, po pierwsze za stara jestem i zbyt wiele razy już tego ze mną próbowano (albo i ja próbowałam i kimś), a po drugie- nie tworze z tobą relacji, więc twoje fochy latają mi koło nosa.
Może jestem jakaś otępiała, ale naprawdę nie rozumiem dlaczego uważasz, że stosuję tu jakiś szantaż emocjonalny? Odwracam kota ogonem idp.
A wątek rzeczywiście założyłam po to, aby się wygadać I uzyskać ( nie współczucie ) tylko wsparcie i może zrozumienie jakieś rady. Nie była mi łatwo przez te wszystkie lata. Pewnie powiesz, że znów robię z siebie ofiarę. Może to tak wygląda. Ale znosiłam te wszystkie upokorzenie, poniżenia, a najgorszą zmorą było jego picie. Cierpiałam bardzo, ale tkwiłam w tym. Nie potrafiłam zrobić kroku do przodu. Nadal nie potrafię.
Poczytałam troszkę o kobietach kochających za bardzo, i jestem jedną z nich.
Jestem osobą która cierpi z powodu takiego traktowania i która się cieszy jak tylko mąż okaże jej odrobinę zainteresowania. Są momenty, że nad tym ubolewam, a są i takie w których nie chcę tego przyjmować do wiadomości. Tłumaczę sobie, że jesteśmy ze sobą tyle lat, mamy dzieci wspólny dom i tak jest dobrze.
Nie narzekałam kiedyś na brak powodzenia, i pamiętam jak byłam traktowana przez swoich partnerów. Przy nich czułam się tą najważniejszą osobą, nigdy nie zostałam upokorzona, wyzwania, czy ponirzona.
Ale cóż sama tak wybrałam.
Jakbym czytala o sobie. Ja tkwilam w takim zwiazku. Ciagla krytyka, przemoc slowna i w koncu fizyczna. Ciagle mialam w glowie ze ze mna jest cos nie tak i ze musze robic wszystko zeby ratowac malzenstwo i jego. W koncu zaszlam w ciaze a on mnie zostawil dla innej.
Oczywiscie wyrzuty sumienia, oskarzanie siebie. Gdybym bardziej siebie szanowala i rozumiala ze nalezy mi mimo wszystko szacunek nie zgotowalabym dziecku niepelnej rodziny
Juz za pozno na gdybanie ale z perspektywy czasu widze ze dobrze ze sama wychowam. Dzieci obserwuja i ucza sie . Na pewno dostrzeglyby ze Ojciec ma gdzies mame, nawet jakby byl cudowny dla dziecka. Przeciez nie o to chodzi. Musimy sami siebie kochac i szanowac zeby inni nas kochali i szanowali.
83 2017-03-25 15:01:22 Ostatnio edytowany przez adiafora (2017-03-25 15:03:22)
MamaMamusia, masz dużo racji w tym, co piszesz, ale chyba jednak trochę przeginasz w drugą stronę z tą niezależnością i samowystarczalnością. Po co oczekiwać, że maż mi kupi kwiaty, skoro sama mogę je sobie kupić...po ma mnie gdzies podwozić, skoro mogę zrobić sobie prawo jazdy i sama się zawieźć, albo pojechac autobusem... No pewnie, że mogę. Po co mam mu gotować, skoro sam może się nauczyć, albo stolować się w barze, albo zatrudnić kucharkę... po co mam go prosić, aby naprawił cieknący kran, skoro mogę sobie wezwać hydraulika. Po co mam troszczyć się o niego, gdy jest chory, skoro może sobie wynajać pielęgniarkę? Po co dbać o siebie wzajemnie, skoro każde może o siebie zadbać samo i zaspokajać swoje potrzeby we własnym zakresie? Po co ogóle cokolwiek dla siebie robić, skoro można poradzić sobie w pojedynkę? To po co tworzyć związek, skoro ma on polegać na tym, że każdy sobie rzepkę skrobie? Czy wg Ciebie tak to powinno wyglądać, bo inaczej to jest czerpanie korzyści?
Po co dbać o siebie wzajemnie, skoro każde może o siebie zadbać samo i zaspokajać swoje potrzeby we własnym zakresie? Po co ogóle cokolwiek dla siebie robić, skoro można poradzić sobie w pojedynkę? To po co tworzyć związek, skoro ma on polegać na tym, że każdy sobie rzepkę skrobie? Czy wg Ciebie tak to powinno wyglądać, bo inaczej to jest czerpanie korzyści?
Dokładnie, to samo myślałam, tylko nie potrafiłam ubrać w słowa.
To bardziej chodzi o swoją niezależność i samodzielność niż związek. Związek to nie jest jak wisisz na drugim człowieku i oczekujesz, że spełni każdą twoją zachciankę. Jak mąż ( żona ) pójdzie z kolegami (koleżankami) na piwo, lub pojedzie w podróż służbową i go (jej) nagle zabraknie - to kto cię podwiezie, upierze ci , ugotuje...Związek to nie jest współuzależnienie i że żyć bez drugiej osoby się nie da; związek to są dwie równorzędne osoby uzupełniające się i wspólnie spędzające część swojego czasu...bo przecież też nie widzimy się 24h na dobę, ale praktycznie tylko wieczory i weekendy.
86 2017-03-25 16:12:28 Ostatnio edytowany przez adiafora (2017-03-25 16:17:20)
ale kto i gdzie mówi o wiszeniu na drugim człowieku? Dlaczego zaraz popadać ze skrajności w skrajność?
Mamamamusia gdzieś napisała, że maż jej nie musi kupowac kwiatów, bo sama sobie może kupić i to robi. No ok, ale tu nie chodzi o kwiaty jako kwiaty, to chyba oczywiste! Przecież to żadna skomplikowana czynność iść do kwiaciarni i je sobie kupić. Tu chodzi o GEST. O to, że Twój facet myśli o Tobie, że chce Ci sprawić przyjemność, bo wie, że lubisz kwiaty, konkretnie fiołki i właśnie Ci takie kupuje. Bo w ten sposób chce Ci okazać, że jesteś dla niego ważna. Można to okazywac na rożne sposoby, kwiaty to tylko przykład.
A wy tak wszystko sprowadzacie do pragmatyzmu - kto cię podwiezie, kto ci ugotuje.... A jak ja mu ugotuję a on mnie podwiezie? I oboje będziemy zadowoleni, że mogliśmy coś zrobić dla siebie. Nie dlatego, że musieliśmy, ale dlatego, ze CHCIELIŚMY.
Bo o to się rozchodzi - żeby chcieć. Chciec się o siebie nawzajem troszczyć, sprawiac przyjemności i okazywać, że nie jesteśmy ze sobą przez przypadek.
Wiem, że mojemu mężowi nie sprawiłoby przyjemności wożenie mnie po sklepach na przykład, bo wie doskonale że mogę sobie sama pojechać i spędzić czas jak chcę . Chyba jednak po prostu każdy czego innego oczekuje w związku i "w tym cały jest ambaras, aby dwoje chciało na raz".
88 2017-03-25 16:48:24 Ostatnio edytowany przez adiafora (2017-03-25 17:39:25)
jakby mój miał mnie woził pół dnia, pewnie też nie byłby zachwycony, ale nie wymagam od niego nawet tego. Często mnie gdzies podwozi, zawozi, przywozi i nie traktuje tego jak poświecenia. Skoro ma czas, może i nie sprawia mu to trudności to dlaczego nie? Jak wracam z pracy a on akurat gdzies kręci się w bliższej lub dalszej okolicy to dzwoni i mówi, że może mnie zabrać, żebym nie tłukła się autobusem. Oboje wiemy, że mogę sobie wrócić bez problemu tym autobusem albo nawet taksówką. Ale jednak dzwoni. O czymś to świadczy. I ja to doceniam. To są po prostu te drobne, codzienne gesty, które dużo mówią o wzajemnej relacji. On nie musi dużo rzeczy, ja nie muszę dużo rzeczy, ale je robimy
Adiaphora, właśnie dokładnie o to mi chodzi. Ktoś mnie tu zapytał, jak w ciągu ostatnich trzech miesięcy, mąż okazał , że mnie kocha, że mu zależy. Napisałam, że.
Monoceros, pytasz jak w ciągu ostatnich trzech miesięcy, mąż okazał, że mnie kocha i że mu zależy. Niewiem czy to co tu napiszę to okazywanie, że mnie kocha, bo to pewnie za dużo powiedziane, jednak były sytuacje, które sprawiły mi przyjemność. Otóż, często w soboty lub niedziele robi mi śniadania, które przynosi do łóżka. Pare razy przyjechał po mnie do pracy, kiedy padało, żebym nie zmokła, nie znarzła ( do pracy mam blisko i chodzę na nogach) . Kiedy chodzimy po sklepach i mówię, że coś mi się podoba, kupuje mi to. Miałam wiele spraw do załatwiania, gdzie musiałam jeździć po całym mieście przez kilka dni, za każdym razem wszędzie mnie zawoził. To samo z lekarzem kiedy miałam wizytę sam się zwolnił z pracy, żeby mnie zawieź.
lilka1212 napisał/a:Otóż, często w soboty lub niedziele robi mi śniadania, które przynosi do łóżka. Pare razy przyjechał po mnie do pracy, kiedy padało, żebym nie zmokła, nie znarzła ( do pracy mam blisko i chodzę na nogach) . Kiedy chodzimy po sklepach i mówię, że coś mi się podoba, kupuje mi to. Miałam wiele spraw do załatwiania, gdzie musiałam jeździć po całym mieście przez kilka dni, za każdym razem wszędzie mnie zawoził. To samo z lekarzem kiedy miałam wizytę sam się zwolnił z pracy, żeby mnie zawieź. Widzisz, przez to, że są też takie pozytywne momenty w naszym życiu, ciągle mam nadzieję, że będzie dobrze, że jezcze się to jakoś ułoży.
.Czyli jeśli chodzi o potrzeby , uderzasz raczej w sektor usługowo - adoracyjny
Tak to widzę.
lilka1212 napisał/a:Chciałam się was poradzić. Sama już nie wiem co o tym myśleć. Zacznę od początku. Ostatnio miałam bardzo nieprzyjemną sytuację w pracy, sporo stresu, nerwy, itp. Chciałam na ten temat porozmawiać z mężem, opowiedzieć o tych wydarzeniach, po prostu się wygadać. On siedzi oczywiście z telefonem w ręku, ja zaczynam opowiadać, jaki to ciężki dzień miałam a on oczywiście nadal zapatrzony w telefon, zdenerwowałam się zrobiło mi się przykro. Powiedziałam, że mógłby na chwilę odłożyć ten telefon, bo to bardzo ważne dla mnie co się wydarzyło. Usłyszałam, że przecież słyszy jak mówię. No więc przestałam mówić uznałam , że mnie lekceważy, jeśli nie ma ochoty ze mną rozmawiać, trudno. Miałam później parę telefonów od koleżanek, które znając sytuacje, same zadzwoniły aby ze mną porozmawiać. Następnego dnia rano, mąż rano wybierał się do zakładu. Miał tylko coś załatwić, (to była sobota, a wszystkie ma wolne ) myślałam, że zaraz wróci do domu, jednak on stwierdził, że musi coś po wymieniać w samochodzie ( prawie co sobotę, ma w nim coś do robienia) . Znów się zdenerwowałam i mówię, że jak ma wolne to zawsze musi sobie jakieś zajęcie wynaleźć, on na to, że co ma robić? Siedzieć w domu i się nudzić? Powiedziałam, że mógłby trochę czasu poświęcić dla mnie, też przecież siedzę w domu, do tego miałam naprawdę ciężki tydzień jak chciałem z nim porozmawiać to nawet nie był zainteresowany tym co mówię. Uznał, że znów mi coś nie pasuje, dobrze on może nic nie robić itd. Wyszedł a ja po chwili napisałam, do niego smsa, że jeśli ma przyjechać do domu chodzić pokrzywiony i się na mnie wyrzywać, to lepiej niech zostanie w zakładzie , bo ja potrzebuję spokoju i muszę psychiczne odpocząć a przy nim to nie będzie możliwe. Myślałam, że wróci później ale przyjechał już po trzech godzinach. Spytał czy chcę iść do kina (wspominałam w tygodniu, że poszła bym coś obejrzeć) , nie chciałam, nie byłam w nastroju. Jednak kupił bilety i poszliśmy. Dziś, znów miał coś do załatwienia, więc przy okazji zabrałam się z nim i córką do centrum handlowego, a jak wracał to po nas podjechał. Niby wszystko ok, tylko zastanawia mnie jedna rzecz. Przejrzałam wykaz połączeń, przez internet, i w tym czasie kiedy był naprawiać samochód, czy też dzisiaj, nie wykonywał żadnych połączeń, jednak korzystał parę razy z internetu. Dziś nawet dosyć dużo, miał wykorzystane tego transferu. Normalnie w pracy i w domu ma dostęp do internetu i nie korzysta wtedy z tego w telefonie. Może już zaczynam przesadzać, jednak zastanawia mnie to. Już miałam się go o to zapytać, ale się powstrzymał. Co o tym myślicie?
Zacznijmy od tej sytuacji ze stresem w pracy. Można było rozwiązać ją na tysiąc sposobów. Są całe tabuny metod zarządzania stresem i ty potrafisz mniej lub bardziej świadomie wykorzystywać wiele z nich w codziennym życiu. Uderzyłaś jednak w kierunku, który z góry skazany był na klęskę, bo przecież znasz męża nie od dziś i wiele jego reakcji potrafisz przewidzieć. Mimo to, postanowiłaś rozpocząć rozmowę dokładnie znając jej skutek. Zrobiłaś to po to , aby potwierdzić twoje przekonanie, że mąż jest niewdzięcznym draniem, a ty bezbronną ofiarą. Dostałaś to co chciałaś, czyli frustrację (typowe oczekiwanie ofiar) oraz współczucie... tak więc wszystko co potrzebne do potwierdzenia powyższego przekonania.
Jakkolwiek to brzmi - mąż czy nie mąż, nieważne... nikt nie jest odpowiedzialny za twój stres i twoje nerwy, nikt oprócz ciebie... ponieważ jesteś dorosła. i każdy ma prawo do zwykłego odcięcia się od cudzych problemówDo przemyślenia.. jeśli oczywiście chcesz
Nikogo tu nie obwiniałam o swój stres czy nerwy. Chciałam porozmawiać z mężem opowiedzieć o swoim problemie. A zostałam posądzona, że chciałam pokazać jakim mąż jest niewdzięcznym draniem a ja bezbronną ofiarą.
Nawet mi to przez myśl nie przeszło.
94 2017-03-25 18:08:43 Ostatnio edytowany przez adiafora (2017-03-25 18:26:28)
lilka, nie wiem, czy Twój mąż Cię kocha, ale ewidentnie Cię nie szanuje. To, że od czasu do czasu zrobi coś, co w przypadku normalnych facetów uchodzi za rzecz oczywistą, nie usprawiedliwia go. Nie chciałabym żyć z takim typem, który tylko od święta potrafi być dla mnie ciepły, życzliwy i ma ludzkie odruchy. Bo Twój mąż jak chce, to potrafi. Pytanie tylko, dlaczego codziennie nie chce być czułym, troskliwym i kochającym mężem? Z Twojego wątku wynika, że on nie przeszedł jakiejś metamorfozy, tylko od początku był chamowatym egoistą. Jak ma kaprys czy dobry dzień to jest ludzki pan. Nie wiem, być może ja mam wygórowaną poprzeczkę co do zwiazku, albo ktoś powie, że jestem rozpieszczoną księżniczką, ale nie wyobrażam sobie takiego faceta u boku. Wolałabym być sama do końca życia. W związku ludzie mają czuć, że są dla siebie wyjątkowi a nie jak piąte koło u wozu. Jak nie to arrivederci.
Nie wiem,lilka, jak ludzka Ty jesteś dla męża, znamy tylko Twoją relację tego małżeństwa a czasem życie pokazuje, że druga strona widzi to zupełnie inaczej i też ma dużo do zarzucenia partnerowi. Jednak opierając się tylko na tym, co napisałaś i przyjmując to za prawdę, złożę Ci tylko moje szczere kondolencje, że żyjesz z takim dupkiem.
Lilka, Mamamamusia pokazała Ci tylko jak działają pewne mechanizmy, nie zarzuciła Ci chyba premedytacji, nie zauważyłam przynajmniej. Często nieświadomie zachowujemy się i działamy w sposób, który wywoła określone reakcje, ktorych tak naprawdę nie chcemy (bo nikt nie chce dla siebie źle), ale dzięki którym potem możemy pomyśleć/powiedzieć - znowu to samo/a nie mówilam/ miałam rację/itp. czyli ktore utwierdzają nas w tym, że my jesteśmy ci dobrzy a inni ci źli, bo zareagowali w ten sposób. To tak w wielkim skrócie.
95 2017-03-25 22:11:03 Ostatnio edytowany przez MamaMamusia (2017-03-25 22:29:44)
Lilka, Mamamamusia pokazała Ci tylko jak działają pewne mechanizmy, nie zarzuciła Ci chyba premedytacji, nie zauważyłam przynajmniej. Często nieświadomie zachowujemy się i działamy w sposób, który wywoła określone reakcje, ktorych tak naprawdę nie chcemy (bo nikt nie chce dla siebie źle), ale dzięki którym potem możemy pomyśleć/powiedzieć - znowu to samo/a nie mówilam/ miałam rację/itp. czyli ktore utwierdzają nas w tym, że my jesteśmy ci dobrzy a inni ci źli, bo zareagowali w ten sposób. To tak w wielkim skrócie.
Dzięki ci doba kobieto ! Tak! chodzi mi o pewne nieuświadomione mechanizmy, z naciskiem na NIEUSWAIDOMIONE ... Pisałam o tym i pisałam, i pisałam..... ale może twój głos wybrzmi inaczej, gdyz ja jako zły policjant , raczej juz nie zosatane usłyszana i zinterpretoawana inaczej niz przez pryzmat nieuzasadnionej złości.
Co do niezależności w związku... Każdy ma , to co sam lubi i wybiera. Ja uwielbiam swoją samodzielność. Serio! o wiele bardziej cenie ja niż adorację i zabieganie, o które tutaj sie rzecz rozbija. ani ja nie jestem męża gosposia, ani on moim szoferem i tak jest ok.
Mąż ma taka pracę, że musi mieć samochód. Ja pracuję w domu, ale auta potrzebuję do sytuacji w stylu sklep, lekarz koleżanka, dlatego mam swoje. Jak jedziemy do znajomych na urodziny, to prowadzę ja, bo jestem abstynentka, więc co mi szkodzi? To jest dla mnie normalne i nie poświecam się. Jak sie popsuje jego auto , to jeździ metrem, nie zabiera mi mojego, a jak moje to chodzę na piechotę, albo korzystam z autobusu. Ja nie lubie jego auta, on nie znosi mojego. Nigdy nie ma problemu w podwożeniem, bo co to w ogóle jest za problem w dzisiejszych czasach???
w tygodniu głównie gotuję ja. Lubię gotować, często eksperymentuję. ale jak mi sie nie chcę , albo jestem zmęczona, to zamawiamy coś na wynos i nikt nie robi z tego żadnego halo. W weekendy gotuje mąż, bo tez lubi.
Pierze ten , kto akurat przechodząc koło kosza na pranie zauważa, ze jest pełny. Segregujemy ze względu na kolory, a nie na to czyje to są skarpetki, a czyje majtki.
Jak któreś jest chore, to wiadomo, że drugie rzuca wszystko i przejmuje obowiązki tego powalonego, bo rodzina jest jak firma, musi działać, dzieci mają mieć jedzenie , towarzystwo , spokojny sen i poczucie bezpieczeństwa . Zawsze
Mój mąż nie zna się na kwiatach, bieliźnie i perfumach. Mam go za to skreślić? Wie co lubię, ale nie jes tw stanie tego przenieść na konstruktywny zakup. No nie jest i koniec. Mogłabym szukać dziury w całym i rozmyślać , czy on mnie kocha, czy może jednak ma juz kgoś na boku, ale po co? co mi to da ?
Mąż jest mi potrzebny do wspólnego wychowywania dzieci, do biznesów (czasem), do prowadzenia domu, do seksu, do ciekawej rozmowy, do filmu w sobotę wieczór. (oj, dziś jest sobota wieczór, a jego nie ma...wyjechał, bo czasem wyjeżdża ... musi, taką ma pracę... nie płaczę, nie drżę ze strachu, że własnie mnie zdradza). Lubie siebie, adoruje siebie, szanuje siebie... sama! dlatego takie rzeczy jak kwiatki i jakieś tam duperele w stylu- on ma sie domyślić, wkładam do szuflady z napisem "pierdoły bez znaczenia".
Oboje mamy silne i niełatwe charaktery , a to małżeństwo trwa , bo z biegiem lat nauczyliśmy sie odpuszczać głupoty i skupiać się na tym co łączy, a nie dzieli. Oboje działamy z pozycji siły i wpływu, dlatego gdyby mąż obraził mnie przy ludziach , pożałowałby tego już w następnej minucie. Ja długo pracowałam nad sobą, on pewność siebie i wysokie poczucie wartości wyniósł z domu, bo w takim duchu był wychowywany. Oboje dalibyśmy sobie rady w pojedynkę, ale jesteśmy ze sobą, bo tego chcemy. To jest nasz wybór, a nie żadna konieczność w stylu - zginiesz beze mnie. Tego właśnie brakuje w małżeństwie Autorki - niezależności, oddechu, wolności, samodzielności emocjonalnej, jej siły i wpływu
Nie bardzo rozumiem autorki tego wątku. Dawanie się w ten sposób nie prowadzi do niczego dobrego. Nie wiem jak można wytrwać w takim związku wiele lat. W moim "idealnym małżeństwie" wszystko zakończyło się problemem alkoholowym i długim odwykiem. Chciałabym być mądrzejsza wcześniej. Ja rozumiem, że trzeba walczyć o miłość, ale jeśli druga osoba nad sobą nie pracuje, to mija się to z celem.
Przemyślałam sobie, to wszystko kolejny raz. Wiem, że to nie ma sensu. Chciałam na siłę utrzymać to co od samego początku skazane było na porażkę. Nie chcę już walczyć o ten związek.
Mąż po raz kolejny pokazał ile dla niego znaczę. Miałam ostatnio sporo przejść. Teraz chyba to odchorowałam. Dzisiejszej nocy, bardzo źle się czułam, dostałam jakiejś palpitacij serca,puls wysoki nie mogłam oddychać, mimo, że w mieszkaniu było ciepło miałam straszne dreszcze, ręce i nogi trzęsły mi się jak przy ataku padaczki. Ucisk w klatce piersiowej a najgorszy ten brak powietrza i bezdech przy zasypianiu . Znalazłam się na pogotowiu miałam zrobione ekg, które wykazało tylko niewielkie odchylenia od normy. Była wtedy już dwie godziny po wzięciu tabletki na serce. KOSZMAR. A mieliśmy dziś jechać do teści. Nie byłam jednak w stanie jechać 100 km. Mąż był zły na mnie, nie odzywał się do mnie. Żeby złagodzić sytuację, zaproponowała aby pojechał sam z córką, bez jednego słowa spakował się i pojechali. Spędziłam ten dzień sama ze starszą córką, i naprawdę cieszyłam się, że nie muszę patrzeć na jego nie zadowoloną minę, gdyby został i tak by się do mnie nie odzywał.
Troszeczkę było mi smutno, że w święto zostawił mnie samą i nawet raz nie zapytał się jak się czuję.
Teraz już wiem nie ma już nas.
Przeleżałam cały dzień, nie czuję się najlepiej. Jutro pójdę do lekarza rodzinnego, muszę porobić badania, zająć się sobą.
Mam pewne plany i będę się ich trzymać.
Obym dała radę.
98 2017-04-19 14:45:22 Ostatnio edytowany przez andzia77.1@tlen.pl (2017-04-19 15:28:55)
hej czytając twoją historie widzę moje popaprane życie wiem co czujesz ja nie mogę odejść od 12 lat tylko ja mam wciąż mówione[ to ty jesteś konfliktowa i szukasz problemów ]słowa głupia baba zła kobieta nic niewarta -tak mówi osoba która jest moim mężem ja wybaczam i .............. jestem głupia zazdroszczę tym które potrafią powiedzieć dość czasami myślę że potrafię ale jak widać jestem tchórzem