8 grudnia 2015 dostałam udaru mózgu, równo 4 miesiące po zawarciu małżeństwa w Polsce z człowiekiem z kt. wiele lat tworzyłam związek partnerski, mamy 7 letnią córkę. 2 tygodnie spędziłam w szpitalu, w których maż dbał o mnie, mówił o miłości itd. Kiedy wróciłam do domu wyzywał mnie , odmawiał pomocy, zamiast być wsparciem, był powodem moich nerwów.
Musiałam od nowa nauczyć się mówić, chodzić, ruszać ręką itd. Miałam terapeutów i oprócz tego ćwiczyłam sama, ale w związku z efektami udaru musiałam prosić o pomoc innych. Córka wyjechała na 3 tygodnie do Polski z moja mamą, bo nie byłam w stanie się nią zająć, mąż nie podjął się tego, wolał odesłać ją z babcią. W czasie nieobecności dziecka dzień po dniu trenowałam, uczyłam się chodzić , by w końcu umieć dojść do jej szkoły, ażeby ją odprowadzać. W miedzyczsie kazdego dnia patrzyłam na nią za pomoca komunikatora skype, bo nie potrafiłam zbyt wiele mówić, oddychać jednocześnie. W końcu podjęłam decyzję, iż jestem gotowa by córka wróciła, czekałam na ten dzień z utęsknieniem. mąż obiecał, że razem z nim i jego kolegą pojadę na lotnisko, zeby zrobić córce niespodziankę. Jednak tak się nie stało, bo mąż od progu zaczął mnie wyzywać i zabronił jazdy mówiąc że jestem debilką, wariatką itp. i mam zakaz jazdy z nim i jego kolegą. Te kolejne wyzwiska były efektem tego, iż miałam do niego pretensje, bo obiecał że sprżątnie dom na przyjazd dziecka, jej pokój, a tego nie zrobił, ja w moim stanie nie mogłam tego zrobić. Zamówiłam więc taksówkę, ale po kryjomu mąż odmówił i ją, o czym dowiedziałam się dopiero po ok. 1,5 godz. Nie mając już innego wyjścia niż czekać w domu na córkę i mamę. Po ich powrocie kłocilismy się, nie mogłam mu trego wybac\zyć, że odebrał mi ta chwilę, na którą czekałam robiąc postępy właśnie dla dziecka. On poszedł do sąsiadów pić alkohol, wrócił nad ranem, pijany.
Następnego dnia psikał sprayami obraz i suszył w go domu, to istotne, gdyż to właśnie te farby lekarz podał za przyczynę mojego udaru mózgu. Nie był to pierwszy raz po udarze, mąż wiedział o tym wcześniej i zabraniałam tego. W momencie śmierdzącego farbami mieszkania byłam ja, moja mama i córka. Mąż nie chciał przestać, powiedział że zmyślamy owy "smród" , mama doradziła mi, żeby zadzwonić na policję, tak też zrobiłam.
Po interwencji policji mąż wyszedł do sąsiadów ( z którymi często spożywał alkohol i miękkie narkotyki), nie wrócił na noc, wziął kredyt ( mamy osobne konta) i pomieszkiwał tam sobie do całkowitej wyprowadzki.
rzecz, o której pisałam powyżej miała miejsce 7 tygodni po moim udarze.
Przez 3 kolejne tygodnie mąż wielokrotnie mi mówił, że to koniec, odchodzi, pakował się powoli. Faktem jest, ze po prostu nie moglam na niego patrzeć , do dziś nie mogę i kazałam mu się wyprowadzić w tych nerwach. Namawiałam go wielokrotnie na terapię dla par po udarze, do zrozumienia przez co przechodzę, na czym polega moja choroba, jakie są skutki itd. Jednak mąż nie chciał ani terapii ani zrozumieć mojego udaru, twierdząc, że jego kolega ma wujka kt ma udar, czytał też w internecie, więc wie...
10 tygodni po udarze mąż wyprowadził się z domu całkowicie. Od tego czasu bierze dziecko w odwiedizny raz w tygodniu w swoim miejscu zamieszkania.
To w skrócie.
Nie umiem sobie z tym poradzić. oczywiście chce się rozwieść, mam wielki żal i ból, nie rozumiem jak można tak zostawić człowieka. Mąż obwinia m nie za to, twierdzi, że moim zachowaniem po udarze zmusiłam go do tej decyzji, nie chce mieć ze mną nic wspólnego, nie kocha itd.