Różnica, na którą niektórzy zwracają uwagę nie tkwi w samej LeisurePainter, ani w odrealnieniu czy czym tam jeszcze, a w zwykłym szacunku, który pomimo rozpadu związku, nie uległ wraz z nim korozji i to zarówno ze strony autorki, jak i jej partnera. Zazwyczaj rozstania wiążą się jednak z utratą tego szacunku.
Ze strony odchodzącej, bądź zdradzającej utrata ta wiąże się z usprawiedliwieniem swoich czynów, ze znalezieniem winy w osobie od której odchodzi niezależnie od tego czy wina istniała, bądź nie, z manipulacją tuż przed i po rozstaniu. Mechanizm ten pozwala zachować odchodzącemu dobre zdanie o sobie i przeświadczenie o słuszności swoich wszelkich działań, bo w końcu osoba od której odchodzi była tak i siaka, robiła to i to. Wszystko to czy realne, czy nie, w sposób nieunikniony powoduje, że traci się szacunek do osoby od której się odchodzi. Jest to ofiara złożona na ołtarzu dobrej samooceny.
Ze strony osoby od której się odchodzi, a zwłaszcza w przypadku zdrady, o utratę szacunku jeszcze łatwiej, bo pomagają w tym wszelkie działania podjęte przez osobę odchodzącą plus urażona miłość własna.
Wszelkie te mechanizmy obronne nie są uruchamiane w przypadku osób, które w szczery i trzeźwy sposób potrafią ocenić swoje działania; które nie szukają winnych wszędzie wokół, po to by za wszelką cenę ratować idealny obraz siebie; które potrafią znaleźć winę również w sobie, ale to „znalezisko” staje się podstawą dla przemyśleń i poprawy, a nie samobiczowania; które potrafią rozmawiać i negocjować (a nie jest to łatwa sztuka); które dzięki tym wszystkim cechom nie zatracają szacunku do partnera i przez wykrzywianie rzeczywistości nie mają potrzeby budowania szacunku do samego siebie. Łatwiej jest niszczyć, niż zbudować i na tym zasadza się rzadkość takich postaw. W dodatku nawet jeżeli jedna z osób będąca w związku posiada te umiejętności i cechy, a druga nie, to jej budowanie jest na nic. Potrzeba dwojga dojrzałych i szczerych (zwłaszcza w odniesieniu do siebie) ludzi.
To tak na marginesie 