Ja się nie irytuje.
Ok - to powiesz nam dlaczego z nim jesteś ?
Szukasz darmowej porady, wsparcia ? Nie zwlekaj zarejestruj się !!!
Forum Kobiet » TRUDNA MIŁOŚĆ, ZAZDROŚĆ, NAŁOGI » oboje psychiczni w toksycznej relacji
Strony Poprzednia 1 2
Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź
Ja się nie irytuje.
Ok - to powiesz nam dlaczego z nim jesteś ?
Co do terapii, to tłumaczysz się tak pod górkę, że aż powala. Nie wciskaj mi tu kitów, że JEDYNĄ terapią na NFZ była 30 dniowa. Jest mnóstwo możliwości i wielu ludzi uczęszcza standardowo godzinę na tydzień, za darmo. Są też liczne prywatne kliniki, które oferują terapię w internecie, przez skypa, za bardzo przyzwoitą cenę.
Masz namiary na terapię przez skype? Pierwszy raz o czymś takim słyszę. Kitu nie wciskam, powtarzam to, co zaproponowała mi lekarka (to nie była 30 dniowa, lecz terpia 3 miesięczna, w centrum leczenia nerwic). Widocznie do złej lekarki trafiłam. To, co mi powiedziała, uznałam za pewnik, ale w takim razie będę szukać na własną rękę.
Ja się nie irytuje.
Ok - to powiesz nam dlaczego z nim jesteś ?
Uprzedzając podstawowe pytanie - nie wiem, czy go kocham. A pięć powodów to:
1) wspomnienia wspólnych, cudownie spędzonych chwil
2) wspólne zainteresowania (filmy, spływy kajakowe)
3) dobrze się dogadywaliśmy - ja się sporo nauczyłam od niego, a on ode mnie
4) podobne poczucie humoru,
5) wspólne marzenia
Obecnie większość leży w gruzach. On mi skacze do oczu, a ja jemu. Czyli dziecinada.
ZywiecZdroj napisał/a:Ja się nie irytuje.
Ok - to powiesz nam dlaczego z nim jesteś ?
Uprzedzając podstawowe pytanie - nie wiem, czy go kocham. A pięć powodów to:
1) wspomnienia wspólnych, cudownie spędzonych chwil
2) wspólne zainteresowania (filmy, spływy kajakowe)
3) dobrze się dogadywaliśmy - ja się sporo nauczyłam od niego, a on ode mnie
4) podobne poczucie humoru,
5) wspólne marzeniaObecnie większość leży w gruzach. On mi skacze do oczu, a ja jemu. Czyli dziecinada.
Ok , dziękuje.
Mam nadzieje, i życzę Ci tego że zdobędziesz się na odwagę żeby zmienić swoje życie.
emily572 napisał/a:ZywiecZdroj napisał/a:Ja się nie irytuje.
Ok - to powiesz nam dlaczego z nim jesteś ?
Uprzedzając podstawowe pytanie - nie wiem, czy go kocham. A pięć powodów to:
1) wspomnienia wspólnych, cudownie spędzonych chwil
2) wspólne zainteresowania (filmy, spływy kajakowe)
3) dobrze się dogadywaliśmy - ja się sporo nauczyłam od niego, a on ode mnie
4) podobne poczucie humoru,
5) wspólne marzeniaObecnie większość leży w gruzach. On mi skacze do oczu, a ja jemu. Czyli dziecinada.
Ok , dziękuje.
Mam nadzieje, i życzę Ci tego że zdobędziesz się na odwagę żeby zmienić swoje życie.
To ja dziękuję, mimo że wcześniej może nie byłam dla ciebie zbyt miła.
Czekam, aż Beyondblackie napisze coś więcej odnośnie tych różnych form terapii.
Kobieto, piszesz tak jakbyś internetu nie miała. Wpisz sobie w gugla terapia/ terapeuta przez skype i dostaniesz setki stron różnych ludzi, którzy mogą Ci pomóc, bez Twojego nawet ruszania się z fotela.
Co do tego, że założenie firmy rozpie*doliło Ci małżeństwo, to weź się nie ośmieszaj. Fakt, że i Twój mąż i Ty jesteście głęboko zaburzeni jest tym co rozwala Ci małżeństwo. To, że zamiast jako młoda dziewczyna iść i się leczyć na terapii po przejściach z domu, wyszłaś za mąż za narcystycznego bęcwała. To, że tkwisz w tym toksycznym związku i jeszcze rzeczonego fraglesa bronisz, jest tym co rozpie*dala Ci życie. Jakbyście firmy nie mieli, to też byście się żarli.
To, że zamiast jako młoda dziewczyna iść i się leczyć na terapii po przejściach z domu, wyszłaś za mąż za narcystycznego bęcwała.
Teraz ty się ośmieszasz. Nie masz pojęcia, w jakich warunkach przyszło mi żyć za młodu. Rodzice leczyli chorą siostrę i jej poświęcali 90% swojej uwagi. Ja nie miałam takiej samoświadomości, żeby stwierdzić "ok, pochodzę z rodziny dysfunkcyjnej, idę na psychoterapię". Nie zdawałam sobie sprawy z powagi problemu. Nie przewidziałam też, że razem z fajnym chłopakiem wzajemnie pogrążymy się w toksycznym związku. Jakbym wiedziała, jak będzie wyglądał nasz związek po paru latach, zrezygnowałabym na starcie i rzeczywiście poszłabym na terapię.
Już lepiej, jakbyś nic nie pisała, zamiast wypisywać coś takiego.
Możesz teraz śmiało stwierdzić, że się obraziłam / uraziłam usłyszawszy gorzką prawdę.
Beyondblackie napisał/a:To, że zamiast jako młoda dziewczyna iść i się leczyć na terapii po przejściach z domu, wyszłaś za mąż za narcystycznego bęcwała.
Teraz ty się ośmieszasz. Nie masz pojęcia, w jakich warunkach przyszło mi żyć za młodu. Rodzice leczyli chorą siostrę i jej poświęcali 90% swojej uwagi. Ja nie miałam takiej samoświadomości, żeby stwierdzić "ok, pochodzę z rodziny dysfunkcyjnej, idę na psychoterapię". Nie zdawałam sobie sprawy z powagi problemu. Nie przewidziałam też, że razem z fajnym chłopakiem wzajemnie pogrążymy się w toksycznym związku. Jakbym wiedziała, jak będzie wyglądał nasz związek po paru latach, zrezygnowałabym na starcie i rzeczywiście poszłabym na terapię.
Już lepiej, jakbyś nic nie pisała, zamiast wypisywać coś takiego.
Możesz teraz śmiało stwierdzić, że się obraziłam / uraziłam usłyszawszy gorzką prawdę.
No ale 1,5 roku temu zostałaś uświadomiona, i dalej nic z tym nie zrobiłaś i nie zrobisz.
Napisałam Ci maila Emili.
ZywiecZdroj napisał/a:Ja się nie irytuje.
Ok - to powiesz nam dlaczego z nim jesteś ?
Uprzedzając podstawowe pytanie - nie wiem, czy go kocham. A pięć powodów to:
1) wspomnienia wspólnych, cudownie spędzonych chwil
2) wspólne zainteresowania (filmy, spływy kajakowe)
3) dobrze się dogadywaliśmy - ja się sporo nauczyłam od niego, a on ode mnie
4) podobne poczucie humoru,
5) wspólne marzeniaObecnie większość leży w gruzach. On mi skacze do oczu, a ja jemu. Czyli dziecinada.
Kochana, nie trzymaj się wspomnien... to było i już niestety nie wróci. One zostaną na zawsze w twoim sercu ale warto zawalczyc o siebie, by móc zacząć tworzyć kolejne piękne chwile zamiast żyć przeszłością.
Co do odejscia... generalnie wszystkie punkty jakie wynieniłaś były w moim związku i to nadal aktualne, nadal była również namiętność.. Ale zdałam sobie sprawę, że muszę odejść, bo nic się nie zmienia, tylko ja popadałam w większą nerwicę. Nie bylam gotowa odejść, na to często można nie być nigdy gotowym, bo są wspomnienia, marzenia... czasami jednak trzeba posłuchać rozumu i nie tracić więcej czasu i nerwów.
Mnie tam wisi czy sie na mnie obrazasz czy nie. Mowie co widze. Bez dalszych info jestem w stanie opisac Twoja rodzine I mechanizmy ktore doprowadzily do tego okropnego malzenstwa. Nie dlatego ze taki ze mnie spec ale dlatego ze Twoja historia jest ksiazkowa. Teraz pisze z fona wiec ciezko mi napisac elaborat ale jak wieczorem wroce do domu to wszystko wyjasnie.
EDIT
Sprawa jest dosyć prosta. Pochodzisz z rodziny, w której całą uwagę poświęcano Twojej siostrze (z wiadomego powodu). Ponieważ jednak dziecko nie potrafi tego tak racjonalnie ogarnąć, to wkradła się myśl, że rodzice Cię nie kochają, a przynajmniej nie tak jak siostrę. Zauważyłaś, że jak pomagasz w domu, nie sprawiasz kłopotów, niejako się usuwasz w cień, to wreszcie ktoś w rodzinie Cię chwali. Czyli, że na miłość trzeba zasłużyć.
Nie jest więc dziwnym, że od razu uległaś czarowi narcyza- Twojego męża. Na początku podniósł od razu Twoje poczucie wartości, bo sprawiał, że czułaś się jedyna, wyjątkowa, kochana i akceptowana. Mieliście tyle wspólnych zainteresowań! Tyle wspólnych przeżyć! Po jakimś czasie zaczął robić delikatne sugestie co do tego co mu się w Tobie podoba, a co nie. Miały one formę zawoalowaną: "ta kobieta X jest taka kłótliwa, ale Ty taka nie jesteś", "chcę mieć fajny poziom życia" (oczywiście bez żadnego planu jak do tego dojść). Potem zrobiło się oczywistym, że niektóre rzeczy w Tobie go denerwują i reaguje na nie fochem, albo częstym wycofaniem się i ciszą. Nic w kłótni nie było jego winą, wina zawsze leżała po Twojej stronie. Kiedy wreszcie zaczął się na Ciebie wydzierać i Cię znieważać, to zwalał to też na Ciebie: popatrz co PRZEZ CIEBIE zrobiłem. Oczywiście wszystko to było przeplatane dobrymi okresami, kiedy było jak w bajce, ale te okresy zaczęły być coraz krótsze. A Ty ciągle się starałaś o jego miłość i aprobatę. Że jak jeszcze zrobisz dla niego to czy inne, to on się zmieni i wszystko będzie super. Bo on taki biedny, bo to w sumie dobry człowiek, bo tak nam wspaniale kiedyś było...
W tym czasie on Cię wycyckał z kasy, z czasu, z poczucia wartości, z szacunku do siebie, wmówił, że nikt inny Cię nie zechce. I będzie cyckał tak długo aż nic nie zostanie. I wtedy sam Cię rzuci jak znajdzie lepszą gałąź do eksploatacji.
Mnie tam wisi czy sie na mnie obrazasz czy nie. Mowie co widze. Bez dalszych info jestem w stanie opisac Twoja rodzine I mechanizmy ktore doprowadzily do tego okropnego malzenstwa. Nie dlatego ze taki ze mnie spec ale dlatego ze Twoja historia jest ksiazkowa. Teraz pisze z fona wiec ciezko mi napisac elaborat ale jak wieczorem wroce do domu to wszystko wyjasnie.
EDIT
Sprawa jest dosyć prosta. Pochodzisz z rodziny, w której całą uwagę poświęcano Twojej siostrze (z wiadomego powodu). Ponieważ jednak dziecko nie potrafi tego tak racjonalnie ogarnąć, to wkradła się myśl, że rodzice Cię nie kochają, a przynajmniej nie tak jak siostrę. Zauważyłaś, że jak pomagasz w domu, nie sprawiasz kłopotów, niejako się usuwasz w cień, to wreszcie ktoś w rodzinie Cię chwali. Czyli, że na miłość trzeba zasłużyć.Nie jest więc dziwnym, że od razu uległaś czarowi narcyza- Twojego męża. Na początku podniósł od razu Twoje poczucie wartości, bo sprawiał, że czułaś się jedyna, wyjątkowa, kochana i akceptowana. Mieliście tyle wspólnych zainteresowań! Tyle wspólnych przeżyć! Po jakimś czasie zaczął robić delikatne sugestie co do tego co mu się w Tobie podoba, a co nie. Miały one formę zawoalowaną: "ta kobieta X jest taka kłótliwa, ale Ty taka nie jesteś", "chcę mieć fajny poziom życia" (oczywiście bez żadnego planu jak do tego dojść). Potem zrobiło się oczywistym, że niektóre rzeczy w Tobie go denerwują i reaguje na nie fochem, albo częstym wycofaniem się i ciszą. Nic w kłótni nie było jego winą, wina zawsze leżała po Twojej stronie. Kiedy wreszcie zaczął się na Ciebie wydzierać i Cię znieważać, to zwalał to też na Ciebie: popatrz co PRZEZ CIEBIE zrobiłem. Oczywiście wszystko to było przeplatane dobrymi okresami, kiedy było jak w bajce, ale te okresy zaczęły być coraz krótsze. A Ty ciągle się starałaś o jego miłość i aprobatę. Że jak jeszcze zrobisz dla niego to czy inne, to on się zmieni i wszystko będzie super. Bo on taki biedny, bo to w sumie dobry człowiek, bo tak nam wspaniale kiedyś było...
W tym czasie on Cię wycyckał z kasy, z czasu, z poczucia wartości, z szacunku do siebie, wmówił, że nikt inny Cię nie zechce. I będzie cyckał tak długo aż nic nie zostanie. I wtedy sam Cię rzuci jak znajdzie lepszą gałąź do eksploatacji.
Dzięki za rzeczowy post. Większość się zgadza, ale nie wszystko. Tak czy siak, po zebraniu wszystkich postów "do kupy" czuję, że słońce świecie nade mną trochę jaśniej i widzę cień nadziei.
No dobrze, ale co z tą wiedzą chcesz zrobić? Bo samo stwierdzenie, że jesteś w toksycznym związku to nie jest rozwiązanie sytuacji. To jest tylko początek do leczenia.
Bez uporządkowania w sobie schematów, impulsów, guzików psychologicznych NIE MA szansy na wyjście z tego. Co najwyżej uciekniesz i szybko wpadniesz w szpony następnego toksyka.
Jesteś współuzależniona. Też byłam i - co mi zajęło trochę czasu - uświadomiłam sobie, że mam ciągle do tego tendencje. Efekt? Załamanie nerwowe i dług na 100 KPLN (kredyty wzięte na pomoc partnerowi). On wpadł w depresję, był bezradny, w spirali kłopotów. Też nie poszłam na terapię, spłaciłam wszystko za niego, kilka lat przed czasem. Ratowałam mu tyłek z największych opresji za każdym razem, dbałam o dobrą opinię w środowisku. Chciałam, by miał dobrą kartę na przyszłość. Ale to tak jak z alkoholikiem, dopóki w tym tkwisz, umacniasz i scalasz układ, zapewniasz jego równowagę. Co mogę doradzić z własnego doświadczenia? Nie musisz go opuszczać, niekoniecznie teraz, na to przyjdzie czas. Ale wyprowadź się natychmiast. Wynajmij pokój lub niech to on wynajmie. Wyniszczacie się wzajemnie, temu nie będzie końca, bo jesteś jak żona alkokolika. Koniecznie przestańcie razem mieszkać NATYCHMIAST. Będzie Ci trudno, będzie Cię zabijać poczucie winy, ale słuchaj dalej. Jak zagasisz największe pożary, a on się wyniesie (lub Ty, naprawdę pokój wystarczy), pomagaj mu. ALE tylko w swoim zakresie i ani kroku dalej. ZDALNIE. NA ODLEGŁOŚĆ. Wybierz zdjęcia, wyślij, potwierdź smsem. Nigdy nie rób jego działki, pod żadnym pozorem. Nowa sytuacja po pewnym czasie go otrzeźwi i jest duża szansa, że przywróci mu zdrowie. Tobie również. Trzymaj dyskretnie rękę na pulsie, ale z oddali, przetrwaj to. Potem przepisz na niego firmę, ale nie odmawiaj nigdy zdalnej pomocy nad SWOJĄ działką. Metoda małych kroków. Powoli przestań żyć jego życiem, zajmij się własnym, bo widocznie sama przed nim uciekasz. Efekt tych kilku początkowych kroków może Cię zszokować, bo za pewien czas Twój facet może odzyskać jaja, a za jeszcze dłuższy wyjść z depresji i rozkręcać dalej biznes. Ale do tego musisz się wykazać konsekwencją. Własny kąt, jak najszybciej. Działaj dziewczyno, bo się pozabijacie. Ty oszalejesz, a on nigdy nie wyjdzie z depresji. A potem znowu małe kroki i dalej, dalej, dalej... To nie znaczy, że przestałaś go kochać, albo wspierać, Ty ratujesz Was obydwoje. Zrób to, dopiero potem zdecydujesz, czy odejść trwale. Nie pilnujesz swoich granic, nie wiesz co jest dobre, a co złe. Osobny kąt i wsparcie jednej, zaufanej i dyskretnej osoby wystarczy by ruszyć do przodu. Odwagi!
Motomegi - Autorka od 2 lat praktycznie dostawała rady co zrobić.
Prawda jest okrutna - ona z nim zostanie na zawsze.
W chwilach największego kryzysu po prostu się wygaduje na forum, i za prawdę się obraża.
Gdyby chciała już 2 lata temu by z bagna wyszła , ale po co ?!
Lepiej zmarnować życie
Motomegi - Autorka od 2 lat praktycznie dostawała rady co zrobić.
Prawda jest okrutna - ona z nim zostanie na zawsze.W chwilach największego kryzysu po prostu się wygaduje na forum, i za prawdę się obraża.
Gdyby chciała już 2 lata temu by z bagna wyszła , ale po co ?!
Lepiej zmarnować życie
Daruj sobie prowokoację i swoje prognozy.
Trafiłam tu przypadkiem, myślałam, że wątek umarł.
Motomegi - dzięki za wypowiedź. Wydaje mi się, że z moją sprawą coś ruszyło do przodu
Ale CO zrobiłaś?
Strony Poprzednia 1 2
Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź
Forum Kobiet » TRUDNA MIŁOŚĆ, ZAZDROŚĆ, NAŁOGI » oboje psychiczni w toksycznej relacji
Mapa strony - Archiwum | Regulamin | Polityka Prywatności
© www.netkobiety.pl 2007-2024