Iceni, adiaphora, podobają mi się Wasze różne bieguny w omawianej sprawie. Dzięki nim mamy spojrzenie z obu stron, czyli osoby, która podjęła życiowe wyzwanie i sobie z nim poradziła, oraz osoby, która patrzy z boku i ma obawy, czy ktoś sobie poradzi. Mało tego! Adiaphora prezentuje wdowi przykład, podpowiada, że czasem nie ma się wyboru.
Przyznam się, że temat mnie bardzo nurtuje. Wspomniana koleżanka zawsze była zamknięta w sobie i w zasadzie nikt nie wiedział, co czuje, co myśli, jak jej się życie układa. Obecnie pracuje pod mniejszą presją i w personalnie mniejszej grupie (przeniesienie), w której jej umiejętności zawodowe zaczęły być doceniane. Ponadto w jej życiu osobistym pojawiła się szansa na kolejny związek. (Na chwilę obecną jest w sprawach sercowych ostrożna.) Zaczęła mówić o przeszłości. Konfrontować plotki i opinie z jej własną rzeczywistością.
Gdy opowiada, czasami łapię się na myśli: "Bogowie! Jak musiało być ci trudno, kiedy przykładny mąż upokarzał cię zdradą, a otoczenie podcinało skrzydła szacunku do samej siebie.".
Wspomnę jeszcze, że środowisko, które wpajało znajomej, że sobie nie poradzi bez maminej renty, wyrażało krzywdzące osądy. Nie tylko radziła sobie, ale też sporo dokładała do chorej matki.
I teraz to, o czym wspomina Adiaphora.
Ludzie, patrząc na związek z zewnątrz widzą braki i mankamenty ogólne. Ale, nie widzą tego, co kobieta zyskuje odchodząc. Tu oprę się na słowach Iceni, która zna problem od podszewki i poświęciła coś za coś.
Czyli tak.
Stojąc przy facecie kobieta ma lepsze zaplecze finansowe i organizację spraw technicznych, na których się nie zna. Taki stan rzeczy widzi otoczenie.
Jeżeli odchodzi od mężczyzny, to traci bytowe zabezpieczenie, przynajmniej częściowo i musi prosić sąsiada o pomoc.
Krótko pisząc dostaje po tyłku trzy razy.
Trzy bo:
- świadomie rezygnuje z pewnego poziomu życia;
- otoczenie ją dołuje, że nie poradzi sobie bez męskiej ręki;
- musi radzić sobie sama i w imię "świętego spokoju" w zamian za komfort życia, biednie, bo biednie, ale sobie radzi.
I tu moje rozterki.
Czy otoczenie w swoich obiektywnych spostrzeżeniach dostrzega dobro kobiety?
Kolejne pytanie, które się nasuwa.:
Czy kobiety tak bardzo dbają o poziom życia, że należy ich decyzje o rozstaniach opierać o byt materialny? Kolonie dzieci? Zabezpieczenie mieszkaniowe? Chleb na stole i krakowską w lodówce?
A może babki wcale nie potrzebują dostatniego życia?