Witam.
Jakiś czas temu na wycieczce dla maturzystów spotkałem dziewczynę. Opiszę pokrótce nasze relacje i przejdę do problemu w tytule.
Generalnie znamy się już od dawna, ale polegało to głównie na "cześć - cześć" i tyle. Na wycieczce jednak znała praktycznie tylko mnie, więc spędzała ze mną i z moimi przyjaciółmi większość czasu.
Poznałem ją bardzo dobrze, spodobał mi się jej charakter, poczucie humoru. Nie znałem jej wcześniej od tej strony.
TERAZ BARDZO WAŻNA SPRAWA, KTÓRA POWINNA POMÓC ODPOWIEDZIEĆ NA TYTUŁ TEMATU: pod koniec wycieczki i już w szkole zacząłem zauważać, że gdy spędzam z nią czas, to ona poświęca mi najwięcej uwagi z całego towarzystwa. Często i długo się na mnie patrzy, uśmiecha się do mnie, zaczepia, wreszcie - delikatnie i subtelnie (że niby przypadkiem :)) się o mnie ociera podczas rozmowy np. na korytarzu. Mało tego, gdy są z nami również nasi wspólni znajomi, jej dobry, stary kolega i jakiś jeszcze (z którym rzadko w ogóle rozmawia) to ona podczas rozmowy specjalnie (w wyniku jakiejś NAPRAWDĘ błahostki) przytula się jedną ręką do niego (tak że nadal jest frontem do mnie), próbując oczywiście wzbudzić moją zazdrość, bo uwierzcie mi na słowo, że NIGDY nie widziałem, by zachowywała się w ten sposób w towarzystwie. Wiem, są to bardzo dziecinne spostrzeżenia, ale nie mogą być przecież przypadkiem.
Zaczęli w końcu wchodzić na tematy randek, np. ja powiedziałem: " koło twojego domu jest ładne jezioro prawda?" ona: "Tak, będziesz przyjeżdżać prawda?". Nie miałem nigdy dziewczyny, ale te wszystkie sygnały odebrałby nawet ślepy człowiek. Zrozumiałem więc, że nie mogę dłużej zwlekać, codziennie prowadząc rozmowy na każdej przerwie, z których codziennie nie wynika nic konkretnego. Postanowiłem zaprosić ją na randkę. Od początku naszej znajomości wcale nie pisałem do niej żadnych wiadomości, i postanowiłem sobie, że zaproszę ją również bez pisania wiadomości.
Spotkałem ją, zacząłem rozmawiać, naprowadzać, pytać kiedy chodzi na treningi swojej siatkówki, czym, na którą, czy musi tam jeździć, i wreszcie zaproponowałem żebyśmy w wolnym terminie poszli do cukierni, którą tak lubi, w której już raz z nią i jej koleżanką całkiem spontanicznie byłem (spotkałem je w naszym mieście).
Zapewne po tytule tematu domyślacie się, że odmówiła. Otóż nie do końca - speszyła się bardzo i odeszła bez odpowiedzi (to był właściwie koniec przerwy, powiedziała tylko, że musi iść po kurtkę [miała wf] i uciekła) była wręcz w szoku można powiedzieć.
Tego i następnego dnia nie rozmawialiśmy wcale (nigdy tak wcześniej nie było) i unikaliśmy siebie nawzajem, nie wiedziałem co robić. Dwa dni temu (piątek) to stało się silniejsze ode mnie i po prostu podszedłem, do niej gdy była z koleżankami i zaczęliśmy rozmawiać jak gdyby nigdy nic, przyjaciółki widocznie znudziły się moim towarzystwem i po pewnym czasie odeszły, a ona została, rozmawiała całą przerwę, uśmiechała się i patrzyła prosto w oczy jakby się kompletnie nic nie stało. Nie muszę mówić, że nie zebrałem się dotychczas na odwagę by zapytać jej czemu wtedy odeszła bez odpowiedzi.
To dodałem żebyście nie pomyśleli, że sobie może kogoś znalazła i dlatego nie poszła ze mną na randkę, albo że jej stosunek co do mnie się zmienił, bo się nie zmienił, co do tego jestem pewny.
Jeszcze raz podkreślę, że nigdy nie byłem w związku, notabene ona również. Wobec tego proszę o radę, co zrobić? Zaprosić ją jeszcze raz? Może napisać do niej, bo być może będzie się czuła pewniej? A może zapytać jej wprost, czemu wtedy odeszła bez odpowiedzi, czy powiedziałem coś nie tak itd.?