Z góry przepraszam, historia będzie długa, a przypadek beznadziejny, ale nie radzę sobie. Mam nadzieje, że ktoś dotrze do końca. Szaleję z bólu, żalu i cierpienia i nie mam nawet komu się wyżalić.. Moje przyjaciółki nie chcą mnie już słuchać, nie potrafią mi pomóc. Jesteśmy dorosłymi ludźmi (ja 26 on 29 lat), choć historia może się wydawać jak rodem z podstawówki..
Zacznę od początku.. z G. poznaliśmy się rok temu przez wspólnych znajomych..5 miesięcy wcześniej zostawił mnie facet dla innej, po 4letnim poważnym związku.. przyznam, że byłam wtedy zraniona, niegotowa emocjonalnie na nowy związek i nadal tkwiłam myślami i sercem w przeszłości.. dlatego na początku broniłam się przez tą znajomością, ale G. nie odpuszczał, bardzo się starał, pisał do mnie codziennie, nawet jak nie odpisywałam.. aż w końcu uległam, na początku nasza znajomość była tylko facebookowa, ale bardzo zbliżyliśmy się do siebie, potem zaczęliśmy się spotykać, aż w końcu zostaliśmy parą.. niestety rozstanie z poprzednim facetem sprawiło, że podświadomie nie chciałam się angażować w nowy związek, bałam się odrzucenia, kolejnego zranienia.. wiec podchodziłam do tej relacji z dystansem mimo, że G. bardzo się starał, był cudowny, czuły, opiekuńczy, kochany, robił dla mnie wszystko i widać było, że jest zaangażowany i jestem dla niego najważniejsza.. tak się złożyło, że po jakiś 3 miesiącach bycia razem miałam w mieszkaniu remont łazienki i postanowiliśmy z G. że na czas remontu zamieszkam u niego.. po jakimś miesiącu wspólnego mieszkania ze sobą, kiedy wydawało mi się, że wszystko układa nam się bardzo dobrze, nagle G. zaczął mi sugerować, że jednak nie pasujemy do siebie.. zarzucił mi, że nie angażuję się w tą znajomość, tak jak on by chciał, że nie czuje się u niego jak u siebie, tylko jakbym była u niego gościem, że nie doceniam tego co dla mnie robi, że on dużo daje od siebie, ale też dużo oczekuje, itd... przyznam szczerze, że zaskoczyła mnie ta rozmowa, bo jego wcześniejsze zachowanie nie wskazywało na to, żeby między nami było coś nie tak a ja pokazywałam mu, że coraz bardziej angażuje się w nasz związek, choć faktycznie miał rację, nadal podchodziłam do tej relacji z lekkim dystansem i nie byłam zaangażowana tak na 100%, potrzebowałam po prostu więcej czasu, choć zapewniałam go że zależy mi na nim.. i co wtedy zrobił G.? zostawił mnie.. kompletnie wybiło mnie to z równowagi, nie spodziewałam się takiej decyzji.. zamiast walczyć, spróbować coś zmienić, zamknęłam się w skorupce, zraniona, z myślą, że jestem beznadziejna i kolejny facet mnie nie chce .. przez następny miesiąc nie spotykaliśmy się, mimo, że pisaliśmy ze sobą codziennie.. po tym czasie zaproponował mi, żebyśmy spróbowali jeszcze raz.. powoli.. bez mieszkania ze sobą, żebyśmy wrócili do etapu spotykania się i zobaczyli co z tego wyjdzie.. zgodziłam się, bo mi na nim zależało.. w między czasie pojechaliśmy na weekend z jego znajomymi w góry.. i znowu sytuacja powtórzyła się.. w moim odczuciu było wszystko w porządku, było miło, nie kłóciliśmy się, super spędziłam czas, ale jak wróciliśmy powiedział, że musimy porozmawiać.. gadaliśmy przez telefon i powiedział, że ten wyjazd znowu pokazał mu, że jednak nie pasujemy do siebie, znów zarzucił mi brak zaangażowania w związek i w to co się działo na wyjeździe, powiedziałam mu, że staram się, , a on mi na to, że efektów nie widać, że na razie nie przejdziemy na „wyższy etap znajomości” i nie jest w stanie zagwarantować mi, że kiedykolwiek przejdziemy.. kolejny zimny prysznic.. wtedy nie wytrzymałam i poniosły mnie emocje.. powiedziałam mu w złości, że w takim razie to nie ma sensu i niech się zastanowi czy nie lepiej całkowicie zerwać tej znajomości.. i co wtedy zrobił? Popłakał się do słuchawki i zarzucił mi że wole przekreślić to wszystko co było między nami niż spróbować się zmienić.. następnego dnia G. przyjechał do mnie z kwiatami i z wielkimi przeprosinami.. przez pewien czas było między nami dobrze.. Potem tak się złożyło, że miał remont w swoim biurze i przez tydzień nie mogłam się doprosić, żeby umówił się ze mną na spotkanie.. gdy nadszedł piątek myślałam, że w końcu spędzimy go razem..ale okazało się, że idzie na urodziny znajomego, nawet nie zaproponował żebym poszła z nim, ale trudno, nic się nie odezwałam… Rozmawialiśmy tego wieczora przez facebooka i nagle dostałam od niego wiadomość „nie mam dziewczyny, będę wcześniej u mamy to tam się ogarniemy” okazało się, że znajomi zaprosili go w sobotę na grila i pytali się czy będzie z dziewczyną (bo słyszeli od kogoś, że ma nową dziewczynę) a on im rzucił takim tekstem.. poczułam się wtedy strasznie, jakbym nic dla niego nie znaczyła.. oczywiście bardzo głupio mu się zrobiło i przepraszał mnie za to, próbował się tłumaczyć, ale w połączeniu z tym wszystkim co się ostatnio między nami działo strasznie mnie to wtedy zabolało.. chciał przyjechać i mnie przeprosić, ale powiedziałam, że na razie nie chce się z nim widzieć.. i doprowadziło to do kolejnej przerwy między nami.. doszłam wtedy do wniosku, że jak mu na mnie zależy to powinien się teraz postarać i mi to pokazać , a jak nie to czas w końcu skończyć tę znajomość.. bo ileż można żyć w takiej niepewności.. potem nasza relacja wyglądała tak, że przez najbliższe dwa miesiące znów pisaliśmy do siebie codziennie, od rana do wieczora, zachowywaliśmy się właściwie jak para, dzieliliśmy się wszystkim co się dzieje w naszym życiu, wspieraliśmy się, wysyłaliśmy zdjęcia, pisaliśmy sobie miłe rzeczy, buziaki, komplementy itd., myślałam, że wszystko jest na dobrej drodze, mimo, że się nie widywaliśmy jeszcze bardziej się do siebie zbliżyliśmy, tak przynajmniej myślałam.. nie kłóciliśmy się, świetnie się dogadywaliśmy, ale byłam zbyt uparta, żeby sama wyjść z inicjatywą spotkania, on też nie proponował mimo, że sugerował mi że tęskni za mną i widać było w tych rozmowach, że bardzo mu na mnie zależy.. doszłam do wniosku, że skoro przez cały związek to on miał wątpliwości, to ponowna próba bycia ze sobą powinna wyjść od niego, stwierdziłam, że dam mu tyle czasu ile będzie potrzebował na podjęcie tej decyzji ale nie będę mu tego narzucała.. aż nagle pewnego dnia ni z gruszki ni z pietruszki powiedział mi, że chciałby przejść na relację czysto koleżeńską… i znów kompletnie wybiło mnie to z równowagi.. po tym jak się zachowywał raczej spodziewałam się słów kocham cię ucieknijmy, a nie takiego czegoś.. znowu zimny prysznic.. spytałam się czemu nagle podjął taką decyzję, przecież wszystko było między nami ok., powiedział, że zaczęło go już męczyć to co jest między nami i sam przyznał, że tak naprawdę zachowujemy się jak para, ale do niczego to nie zmierza, bo wie jaką mieliśmy historię i znów będzie to samo.. że długo się nad tym zastanawiał, żebym nie utrudniała i uszanowała jego decyzję.. na początku starałam się z tym pogodzić.. ale jak przestał do mnie pisać to poczułam ogromną pustkę, uświadomiłam sobie jak bardzo mi na nim zależy, jak dużo wnosił do mojego życia.. obudziłam się nagle i zaczęłam mieć do siebie ogromne pretensje, że przez ten czas zamiast wziąć sprawę w swoje ręce, spotkać się, pogadać, czekałam biernie na jego inicjatywę.. stwierdziłam, że muszę o niego zawalczyć.. zaproponowałam spotkanie, zgodził się.. Pojechałam do niego, powiedziałam mu, że nie chce go tracić, że bardzo mi na nim zależy.. spytał się czego tak naprawdę od niego oczekuje.. gdy powiedziałam mu, że chciałabym z nim być zarzucił mi, że pisał mi że tęskni za mną, a ja nie reagowałam i że tak naprawdę on myślał, że to ja go nie chce.. podziękował mi, że przyjechałam, przytulił mnie i powiedział, że też mu na mnie zależy, ale nie potrafimy tworzyć związku, że tworzymy związek dysfunkcyjny i minęło pół rok a my znów jesteśmy w tym samym miejscu i żebym o nim zapomniała, bo tak będzie dla nas lepiej. Znów nie dałam za wygraną. Myślałam, że może zrobił to wszystko po to, żebym o niego zawalczyła, że może tego właśnie potrzebował, w końcu przecież zarzucał mi brak zaangażowania... po krótkim czasie zaproponowałam mu kolejne, niezobowiązujące spotkanie.. na co on mi powiedział, że to nie jest dobry pomysł, bo chce od niego czegoś czego on nie może mi dać, że tyle razy już próbowaliśmy i jest pewny, że nie możemy być już razem.. powiedział, że jak pisaliśmy ze sobą to nie dlatego, że chciał coś naprawić tylko pisał bo było miło, ale zobaczył, że za bardzo zaczynam się angażować, wiec stwierdził, że musi to przerwać dla mojego dobra. Zabolało mnie to i nie odzywałam się do niego przez jakiś czas.. Potem znów do niego napisałam.. Napisałam mu, że zrozumiałam, że jak jeszcze byliśmy parą to nie dawałam od siebie tyle ile powinnam, przeprosiłam go za to i powiedziałam, że faktycznie za mało pokazywałam mu jak bardzo mi na nim zależy, że powinnam bardziej się starać i walczyć o ten związek. Powiedział mi, że docenia to co napisałam, że cieszy się, że w końcu zrozumiałam o co mu chodziło, ale czasu nie da się cofnąć, jego decyzja się w najbliższym czasie się nie zmieni, że szkoda, że obudziłam się dopiero po trzech miesiącach od rozstania, kiedy on wszystko co było między nami zostawił już dawno za sobą. Powiedział żebyśmy odpoczęli od siebie na jakiś czas, że on potrzebuje chwili oddechu. Spytałam się czy w takim razie mam już do niego nie pisać, powiedział, że nie zabrania mi, ale tak będzie dla mnie lepiej, żebym sobie to wszystko poukładała. Po tygodniu sam napisał, spytał czy wszystko w porządku, rozmawialiśmy normalnie. Nie poruszam już tematu „nas”, po kilku desperackich próbach, stwierdziłam, że nie będę się już narzucała, bo może go to jeszcze bardziej zniechęcić do mnie, widać, że teraz jest konsekwentny w swojej decyzji, a próby przekonania go do siebie, przynoszą odwrotny skutek. Od sierpnia nasza relacja wygląda tak, że raz, dwa razy w tygodniu pisze i pyta czy wszystko u mnie ok, ale jest oschły. Jak ja do niego napisze to odpisuje mi dwa zdania, a potem mówi, że musi już iść. Czasem kończy rozmowę bez pożegnania. Aktualnie od dwóch tygodni nie odzywamy się do siebie… Wiem, że jest mu źle, bo ciągle na facebooka wstawia jakieś depresyjne piosenki. Nie ma nikogo, ale dla mnie jest oschły, nie daje mi żadnej nadziei, a teraz całkowicie przestał się odzywać…!
I teraz moje pytanie do was co robić, jak z nim rozmawiać? Czy są jeszcze jakieś chociaż minimalne szanse, że się zejdziemy? Nie mogę się powstrzymać, żeby nie napisać mu jak bardzo tęsknie i jak bardzo mi go brakuje. ale nie wiem czy powinnam.. Może dać mu teraz spokój na jakiś czas? Nie pisać do niego wcale, utrzymywać z nim relacje koleżeńskie, licząc że kiedyś zmieni zdanie czy podjąć kolejną desperacką próbę odzyskania go?
Wiem, że jestem głupia, bo ta znajomość była krótka, burzliwa i od początku się nam nie układało, ale jestem w stanie zrobić teraz wszystko, żeby dał mi jeszcze jedną, ostatnią szanse, a ja postaram się ją wykorzystać najlepiej.. dużo przemyślałam, dużo zrozumiałam i dużo rzeczy zrobiłabym teraz inaczej.. myślę, że dopiero teraz jestem tak naprawdę gotowa na ten związek.. Nie wiem dlaczego, ale jeszcze nigdy tak nie przeżywałam zawodu miłosnego, jeszcze nigdy mi na nikim tak nie zależało jak na nim… mam poczucie, że nigdy sobie nie wybaczę, że go straciłam i nigdy o nim nie zapomnę.. To cudowny, dobry, pomocny, uczuciowy, zabawny, ambitny, zaradny, inteligentny facet.. Naprawdę uważam, że świetnie się dogadujemy.. ale zepsułam wszystko powinnam od początku więcej włożyć w ten związek i nie poddawać się tak łatwo.. Minęły już 3 miesiące od momenty kiedy powiedział mi, żebyśmy przeszli na relację koleżeńską, a ja płacze codziennie po kilka godzin, męczą mnie obsesyjne myśli o nim.. nie opuszczają mnie nawet na chwilę.. tak bardzo za nim tęsknie, tak bardzo mi go brakuje.. sprawdzam co chwile jego facebooka, jak jakaś wariatka, przeglądam cały dzień jego zdjęcia i się zadręczam.. schudłam już 5 kilo i przy mojej aktualnej wadze (43kilo) wyglądam teraz jak anorektyczka, aż nieznajomi ludzie w pracy mnie zaczepiają i komentują to jaka jestem chuda.. myślałam, że czas uleczy rany, ale z czasem jest coraz gorzej i nie przechodzi nawet na chwilę. Po prostu oszalałam na jego punkcie.. tak jak wspominałam na początku, wcześniej zostawił mnie facet, po 4 latach związku, 3,5 roku wspólnego mieszkania ze sobą, gdzie planowaliśmy ślub, wspólne dzieci, zakup mieszkania itd. i choć bolało, byłam zraniona, ciężko było mi się z tym pogodzić, to dawałam sobie radę, żyłam normalnie, a przepłakane noce w tym czasie mogę policzyć na palcach jednej ręki, tak teraz nie wiem czemu straciłam całkowicie rozum, cierpię niesamowicie i nie mogę się pogodzić z jego strata..