Witam
Przez większość czasu to naprawdę dobry ZWIĄZEK, ale z tego co czytałam tu to wampir emocjonalny jest z mojego męża. Jest bardzo zazdrosny, chce szczerości i udanego związku ale nie mogę mu powiedzieć np ze spotkałam jakiegoś kolegę na ulicy bo zakończyłoby się to straszna awantura... bardzo często się obraża i za wszystko wini mnie zawsze odwraca kota ogonem. Powie co ma powiedzieć i się obraża, ja nie mam prawa głosu, nie mogę powiedzieć co mnie boli bo będzie awantura, tylko milczeć. On może wyrzucić wszystko z siebie , powiedzieć że to wszystko przeze mnie i że to ja jestem tą zla-nigdy On! Co by się nie działo zawsze to moja wina! Nawet gdy nic się nie dzieje a spowodowane to jest jego humorem- doczepi się np. O moje złe spojrzenie. Teraz nie oddzywamy się od 2dni więc dzisiaj na złość mi upija się sam w domu przy mnie i dzieciach. Normalnie rzadko pije i tylko okazyjnie. Kiedyś płakałam i się bardzo przejmowalam-teraz już nie , wiem że to on jest tym złym. Potrafi sprawić wiele przykrości i zadać bólu i nie obchodzi go co ja czuję! Jestem już tym wszystkim bardzo zmęczona i chciałabym już się rozstać, zacząć normalnie żyć. Problem w tym że mieszkamy u mnie w domu. Cała góra została wykończona za jego pieniądze i on ciągle się tego trzyma. Kiedy go poproszę żeby się wyprowadził to mówi żebym to ja się wyprowadziła albo oddała mu wszystkie pieniądze a ja tych pieniędzy nie mam. Ten tekst z kasą to specjalnie bo wie że wtedy zmiekne bo ich nie mam i wtedy że szuka jestem bo chce go zostawić z niczym. Ja chciałabym rozstać się kulturalnie bez walki.za dwa dni będzie znowu kochającym cudownym mężem a za dwa następne będzie mówił jaka wredna i głupia jestem pomimo że to ja mam dobrą pracę A on jest budowlancem (nie mam nic do ludzi pracujących fizycznie określamy tylko jego cwaniactwo)
On po prostu Tobą manipuluje. Pamiętaj że to Ty masz być szczęśliwa a nie uszczęśliwiać tylko jego. Miłość to dawanie i branie po równo. Skup się na swoim szczęściu i ułóż sobie życie bez ciągłego stresu. Trzymam kciuki że dasz radę
1. Terapia małżeńska.
2. Rozwód.
Dużo kobiet w małżeństwie nie chce nawet myśleć o rozwodzie, bo dzieci.. bo coś tam innego.
Ale toksyczny związek nie jest dobrym środowiskiem dla dzieci.
Zgadzam się z Tobą i jestem naprawdę świadoma jego cwaniactwa bo to dokładnie tak jest . Nie mówiąc o tym że wyjść z nim do żadnego klubu nie można, choć baaardzo lubię bo jak się opile to znowu mu odbije i będzie strasznie. Więc nie wychodzimy a sama oczywiście nie mogę. Gdybyśmy mieszkali w jakimś mieszkaniu myślę że spakowalabym rzeczy swoje i dzieci i zamknęła za sobą drzwi. Ale mieszkamy w mija domu a On nie chce wyjsc
To go spakuj i walizki za drzwi.
Nie wyjdzie ot tak szczerze byłabym się tak zrobić nawet bo Cholewa wie co by zrobil
To zaproś kogoś do siebie na ten czas. Żebyś nie była sama. Przy świadkach chyba mocnej szopki nie odwali?
8 2016-10-08 22:40:03 Ostatnio edytowany przez patrycjakluzniak (2016-10-08 22:47:16)
Tu terapia nie pomoże on jest jak psychoanalizy w tych swoich tekstach. Myślę że tacy ludzie się nie zmieniają. Np w piątek pomimo że byliśmy pkkloceni po wyjechAniu z korku po pracy zadzwoniłam że dopiero wyjeżdżam bo stałam w korku ponieważ był wypadek. A on powiedział że kłamie i żebym z niego głupiego nie robiła.... przyjeżdżam do domu i pokazuje mu zdjęcia ze strony gdzie opisują korki a ten z ryjem że gówno prawda bo sprawdzał w internecie i droga przejezdna! Naprawdę sprawdzał bo sprawdziłam historie! Dodam że przez kilka miesięcy było suuuper a od półtora miesiąca non stop się czepia ,obraża i ubliza mi. Małżeństwem jesteśmy od 7 lat ale dopiero teraz dojrzalam
Wiesz na dole mieszka mój tata po trzeźwemu być może nic nie zrobi ale jakby przyszedł pijany to nawet okna może wybija i na nic nie związać. Jak takiego człowieka przekonać żeby odszedł?
Na forum nikt chyba nie da Ci złotego rozwiązania.
Ty znasz go najlepiej.
Może był ktoś w takiej sytuacji i wie jak z kimś takim postepowac
Ale to i tak będą ogólne porady. Nie wiem jak bardzo będziesz mogła z nich skorzystać.
Warto się zastanowić najpierw co chcesz zrobić. Ratować związek czy go zakończyć.
Jeśli ratować - masz ciężki orzech do zgryzienia.
Jeśli wybierasz rozstanie - żadna metoda nie będzie idealna. Nie dla niego. Konsekwencje i tak będą.
Witam ,chciałabym żebyście mi doradziły czy dobrze zrobiłam kończąc tą znajomość. Otóż z Tomkiem spotykałam się pół roku. Był ode mnie starszy o 12 lat, nie do końca w moim typie ale po czasie udało mu się siebie jakoś do mnie przekonać. Z początku naszej znajomości chcąc być szczera z Tomkiem mówilam mu , że spotykam się jeszcze z kimś... w momencie kiedy doszło do zbliżenia między nami i zaczęło robić się poważnie zakończyłam poprzednie relacje i skupiłam się tylko na nim...Po drugiej spędzonej nocy zostawił mi nawet klucze i poszedł do pracy...co było dla mnie dowodem na to, że traktuje naszą relacje poważnie. Po jakimś czasie zaczelismy się do siebie zbliżać i opowiadać o swojej przeszłośći. Wiedziałam, że jest to raczej typ lubiący imprezy i kobiety . W końcu miał 40lat i był kawalerem bez dzieci... Martwił mnie jednak jego stosunek do pieniędzy , które były dla niego w życiu najważniejsze. Postanowiłam dać szansę tej relacji, ja sama zmagałam się z cięzką przeszłością , byłam molestowana i miałam kilka nieprzyjemnych sytuacji z mężczyznami w przeszłośći. O wszystkim powiedziałam Tomaszowi chcąc abyśmy jak najwięcej o sobie wiedzieli. Zaczęliśmy zagłebiać się w swoje byłe związki , on opowiadał mi o swoich partnerkach a ja o mężczyznach ,chyba przekroczyliśmy pewną granicę. Później już mówiliśmy wsyzstko ja np o tym kto do mnie pisze , kto mnie podrywa (może niepotrzebnie) ale nie chciałam go w niczym oszukiwać. Pewnego razu dostałam zaproszenie od kolegi na urodziny na które Tomek miał nie iśc ze względu na prace. Poźniej wraz ze znajomymi mieliśmy udać sie do klubu. Tomek po skończonej pracy pojawił się wraz z kolegami w lokalu i oznajmił , że ide z nim i zmieniamy miejsce. Byłam trochę zła bo w końcu pokrzyżował moje plany , ale stwierdziłam, że pójdę z nim (chodź nasze wcześniejsze balety nie kończyły się najlepiej) Wychodząc z lokalu jeden ze znajomych złapał mnie za rękę i zapytał gdzie idę wtedy Tomek zrobił awanturę , zaczał sie wydzierać do mojego kolegi i prawie doszło do rękoczynów, w tym momencie oddałam mu jego klucze wkurzona i wrócilam do znajomych.. po czym dostałam smsa, że zachowałam się jak wywłoka i że pozabija wszytstkich moich adoratorów . Zaczęłam pytać co z moimi rzeczami bo musze je odebrać bo zostawiłam klucze z tobą u niego i nie mam jak dostać się do domu , po czym stwierdził ,że mogę je sobie zabrać za 2 dni.. Rano po imprezie poszłam do niego bo nie miałam jak się dostać do domu i skończyło się na seksie ...czego rano żałowałam bo wciąż miałam jego smsy i słowa w głowie.. Wybaczyłam . Przeprosił, jak się później okazało grzebał też w mojej torbie z rzeczami.. miał ją zamiar wyrzucić przez okno.. Nasza znajomość zaczynała robić się toksyczna, nie ufalismy sobie , byliśmy zaborczy i zazdrośni tłumacząc sobie, że się tak mocno kochamy...zaczęłam podświadomie uciekac...wychodzić ze znajomymi, kolegami , bo nie czułam sie doceniana. Kiedyś po kłotni wywołanej przez niego pojechalam się spotkać z kolegą który zrobił mi masaż.. do niczego nie doszło oczywiscie. O wszystkim powiedziłam Tomkowi. Potem przy każdej kłotni mówił mi żebym szła się "łahać ze swoimi kolegami na miasto" itd, wybuchał często po czym przepraszał chodź uwazał , że to moja wina i ja do tego doprowadziłam..skończylam studia a on sądził, że powinnam iśc do pracy kleić tipsy, albo że jak wyjadę za granicę to i tak szybko do niego wrócę.. że bez niego się stoczę,że lepiej żebym go nie zostawiała bo on i tak szybko sobie kogoś znajdzie. Raz zrobiłam mu awanturę ,że wyszedł gdzieś z kolezankami. Czułam zazdrośc i wsciekłośc, nie potrafilam mu zaufać przez to co mi kiedyś opowiadał o swoich kobietach, że były piękne itd, że on nie ma żadnego problemu w poznawaniu kogoś nowego.
Zaczęłam chodzić na psychoterapie stąd wykorzystywał moją słabą psychikę w tym czasie... zaczęłam być zmęczona psychicznie każdą kłotnią ,zastanawialam się co zrobić zeby naprawić naszą znajomośc , probowałam rozmawiać . Któregos wieczoru siedziałam w domu i myslalam co dalej a on sobie wyszedł do klubu bez poinformowania mnie o tym chodź wiele razy prosiłam żeby mi mowił, jak dla mnie okazał brak szaczunku dla moich uczuć. Nie byłam też świeta wiem o tym, czasami doprowadził mnie do takiego stanu że nawet dostał ode mnie w twarz...za ostre słowa które mi powiedział...Po kolejnej kłótni o błahą sprawę w której znowu zaczął krzyczeć bez powodu stwierdziłam , że muszę być sama , że meczy mnie to wszystko i nasza znajomośc mnie nie uskrzydla tylko dołuje... napisałam mu o tym , on raczej nie potraktował mojej decyzji poważnie i zaczął pisać jakby nigdy nic. Kiedy po 3dniach wciąż byłam nieugięta napisał ,że on chce ze mną być ale nie będzie się też za mną uganiał i że dziekuje za wszystko i za piękne chwile i jak coś moge zawsze na niego liczyć. Ja postanowiłam już na dobre zakończyć tą relacje , oddałam mu klucze ale jeszcze wtedy przytulaliśmy się i całowaliśmy i chciał żebym przyjechała wieczorem, jednak stwierdziłam, że to zły pomysł... Nie odzywałam się w ogóle a on pisał co pare dni, pytał się jak sobie radzę i że tęskni, ale byłam nieugieta. Minął miesiąc wiem że od jakiegoś czasu się z kimś spotyka i nie rozumiem dlaczego więc pisze że bardzo mnie kocha i że na pewno jakiś czas bedzie i że pomimo że nie jesteśmy razem to ma mnie w sercu... w konću zdenerwowałam się i napisałam żeby może lepiej się zajął nową relacją.. bo jak można kogoś kochać i mieć juz kogoś nowego nie rozumiem? W końcu wiedziałam , że taki z niego typ człowieka.. ale ja bym tak nie potrafila .Czy uważacie , że dobrze zrobiłam że zakończyłam tą znajomość? On sądzi że miłość wszystko zwycięzy i widocznie go nie kochałam , ale czy można dawać się poniżac pomimo miłości? Czy o związek nie należy dbać , pięlegnować go? Liczyć się z czyimiś uczuciami? Wspierać kogos... Tyle razy go prosiłam bo nie czułam tego od niego... nie interesował się zabardzo co z moją uczelnią, pracą , jak się czuję psychicznie... przecież zwierzałam mu sie ile przeszłam... że nie jest mi się łatwo otworzyc...Sama nie wiem czy mogę nazwać tą relacją toksyczną?Nie mówię ze zawsze był najgorszy ... widziałam że jest za mną , że potrafił rzucić wszytko zęby spedzić ze mna dzien. Kochał mnie to na pewno .Chyba sam nie może uwierzyć , że jednak go zostawiłam bo zawsze wracalam...Boję się , że sama też nie potrafie stworzyć normalnego związku i przez moje zachowania prowokowałam go do tego wszystkiego... jestem cięzką osobą i w sumie rzadko bywałam w związkach zawsze przed tym uciekałam ,chyba bałam się odpowiedzialności. A moze przy kims innym bede potrafiła byc całą sobą??