Witajcie,
Może zacznę od tego, że mam 24 lata. Nigdy nie byłam w zdrowym, poważnym związku, nigdy nie miałam też przyjaciółki od serca, która o każdej porze dnia i nocy przybiegłaby gdyby coś się stało i nigdy nie miałam swojego miejsca na ziemi.
Nie jestem przywiązana do miejsc. Rodzice mieli taki charakter pracy, że przez wiele lat często się przeprowadzaliśmy. Nie mam im za złe tego, że nigdzie nie zagrzałam miejsca, bo dzięki temu poznałam wielu ludzi, z którymi mam wciąż kontakt i potrafię się przystosować do wielu miejsc i sytuacji.
Problem jednak jest taki, że brakuje mi kogoś, kto byłby ciągle przy mnie. Nie mam tej wypracowanej latami przyjaźni, która zaczęła się na podwórku, przeszła przez wspólną klasę i może nawet te same studia. Zawsze byłam zdana sama na siebie. Dzięki temu jestem samodzielna i niezależna, ale... osamotniona. O ile w trakcie dnia nie jest źle, bo pracuję w środowisku, gdzie ciągle coś się dzieje, tak wieczory mam głównie dla siebie i wtedy nachodzą mnie myśli, refleksje. Zostaję z nimi sama i ze świadomością, że gdyby coś naprawdę się wydarzyło, to mam tylko rodzinę, z którą już i tak nie mieszkam, bo wyjechałam na studia, nowi przyjaciele są, ale mają swoje życie. Mimo wieku nigdy nie miałam chłopaka. Nie interesowały mnie też nigdy romanse w sensie czysto fizycznego wyżycia się. Jakieś zauroczenia, czy przelotne serie spotkań owszem, ale nic poza tym. Najpierw ja nie chciałam nikogo, później zakochałam się w przyjacielu, którego poznałam w podróży i niedaleko którego teraz mieszkam. Mieliśmy się przez jakiś czas ku sobie, myślałam, że będziemy razem, zaczynałam być szczęśliwa, ale nagle mnie odrzucił ze względu na charakter mojej pracy (pracuję z wieloma ludźmi, a on jest zazdrosny). Przyjaźń niby pozostała, ale to już nie to. Tym bardziej czuję się jak ostatnie zero. Podobno jestem ładna, ciepła, inteligentna i charyzmatyczna, ale co z tego? Nie lubię całonocnych imprez, preferuję spędzanie czasu w domu, na spacerach lub w bardziej kulturalnych miejscach. Nie piję raczej alkoholu, nie palę, uciekam ogólnie od używek i lubię czytać książki - ogólnie nuda. Niby normalna dziewczyna, a jednak nie. Ostatnio czuję się coraz gorzej, potrafię całymi dniami leżeć i patrzeć w sufit. Kiedyś byłam u psychologa, ale niewiele to dało, bo nie działają na mnie żadne ćwiczenia - podobno mam na to za bardzo analityczny umysł i wszystko za bardzo rozbijam na czynniki pierwsze by poddać się jakiemuś systemowi. Najgorsze jest to, że brakuje mi ludzi. Jedni czerpią energię ze słońca, inni z muzyki, a ja z bliskości drugiego człowieka, której nie mogę doświadczyć. Mam ogromny strach przed tym, że zostanę przez każdego zdradzona, wystawiona i pozostawiona znowu sama sobie jak to już bywało. Porada "idź do baru albo na imprezę" nic mi nie da, bo to nie mój świat.
Jeśli jest ktoś, kto lubi sobie choćby pomailować, to zapraszam. Jestem stale online
Być może w swoim środowisku jesteś postrzegana jako silna, niezależna, a przez to niedostępna osobowość. Spróbuj to zmienić. Nie wstydź się swoich słabości, przynajmniej wobec zaufanych osób. Poproś czasem o pomoc, o rozmowę. Na pewno nie jesteś nudna, ale być może zbyt skryta. Pokaż innym jaka jesteś, opowiedz o tym co czytałaś, gdzie byłaś.
Silna i niezależna owszem, ale nie niedostępna Jestem bardzo otwarta, ludzie ze wszystkim do mnie przychodzą, nie ma dla mnie tematów tabu i nie jestem przy tym pretensjonalna. Rozmawiam z bliskimi, niby sobie pomagamy, ale w końcu każdy odchodzi do znajomych poznanych w dzieciństwie. Właściwie każdy ma kogoś, kogo zna "od zawsze" i ten ktoś zawsze będzie na pierwszym miejscu, a ja spadam na dalszy plan. I nie ukrywam, że czuję się przez to trochę zaniedbana. Chyba szukam kogoś w podobnej sytuacji jak ja, który jest w stanie to zrozumieć.
Witaj.Powinnaś znaleźć kogoś o podobnych zainteresowaniach.Najlepiej tak jak ty domatora wtedy się dogadacie.
Hmm... Chyba nie jestem domatorką. To znaczy... lubię siedzieć w domu, bo jak pomyślę o wyjściu na imprezę to mi się wszystkiego odechciewa, ale w sumie ciągle mnie gdzieś nosi, poza ostatnim czasem kiedy nie chce mi się nawet otwierać oczu, bo i tak nic fajnego mnie nie czeka. Zastanawiam się czy jest ktoś, kto tak jak ja potrafi być w wiecznej podróży i na kogo jednocześnie można liczyć w każdej sytuacji tak jak na mnie
Ja rozumiem Twój problem. Można powiedzieć, że miałem przez jakiś czas podobne odczucia.
A jak lubisz spędzać wolny czas? Jakieś zainteresowania lub pasja? Coś co nada życiu sens i nie będzie się patrzeć w sufit. :-)
Może robisz wrażenie silnej osobowości która doskonale sobie radzi w życiu i nie potrzebuje kogoś obok siebie. Czy nie jest tak że innym pomagasz a własne problemy dusisz w sobie? A czy jesteś kobieca? Czy dbasz o urodę?
Witajcie,
Może zacznę od tego, że mam 24 lata. Nigdy nie byłam w zdrowym, poważnym związku, nigdy nie miałam też przyjaciółki od serca, która o każdej porze dnia i nocy przybiegłaby gdyby coś się stało i nigdy nie miałam swojego miejsca na ziemi.
Nie jestem przywiązana do miejsc. Rodzice mieli taki charakter pracy, że przez wiele lat często się przeprowadzaliśmy. Nie mam im za złe tego, że nigdzie nie zagrzałam miejsca, bo dzięki temu poznałam wielu ludzi, z którymi mam wciąż kontakt i potrafię się przystosować do wielu miejsc i sytuacji.
Problem jednak jest taki, że brakuje mi kogoś, kto byłby ciągle przy mnie. Nie mam tej wypracowanej latami przyjaźni, która zaczęła się na podwórku, przeszła przez wspólną klasę i może nawet te same studia. Zawsze byłam zdana sama na siebie. Dzięki temu jestem samodzielna i niezależna, ale... osamotniona. O ile w trakcie dnia nie jest źle, bo pracuję w środowisku, gdzie ciągle coś się dzieje, tak wieczory mam głównie dla siebie i wtedy nachodzą mnie myśli, refleksje. Zostaję z nimi sama i ze świadomością, że gdyby coś naprawdę się wydarzyło, to mam tylko rodzinę, z którą już i tak nie mieszkam, bo wyjechałam na studia, nowi przyjaciele są, ale mają swoje życie. Mimo wieku nigdy nie miałam chłopaka. Nie interesowały mnie też nigdy romanse w sensie czysto fizycznego wyżycia się. Jakieś zauroczenia, czy przelotne serie spotkań owszem, ale nic poza tym. Najpierw ja nie chciałam nikogo, później zakochałam się w przyjacielu, którego poznałam w podróży i niedaleko którego teraz mieszkam. Mieliśmy się przez jakiś czas ku sobie, myślałam, że będziemy razem, zaczynałam być szczęśliwa, ale nagle mnie odrzucił ze względu na charakter mojej pracy (pracuję z wieloma ludźmi, a on jest zazdrosny). Przyjaźń niby pozostała, ale to już nie to. Tym bardziej czuję się jak ostatnie zero. Podobno jestem ładna, ciepła, inteligentna i charyzmatyczna, ale co z tego? Nie lubię całonocnych imprez, preferuję spędzanie czasu w domu, na spacerach lub w bardziej kulturalnych miejscach. Nie piję raczej alkoholu, nie palę, uciekam ogólnie od używek i lubię czytać książki - ogólnie nuda. Niby normalna dziewczyna, a jednak nie. Ostatnio czuję się coraz gorzej, potrafię całymi dniami leżeć i patrzeć w sufit. Kiedyś byłam u psychologa, ale niewiele to dało, bo nie działają na mnie żadne ćwiczenia - podobno mam na to za bardzo analityczny umysł i wszystko za bardzo rozbijam na czynniki pierwsze by poddać się jakiemuś systemowi. Najgorsze jest to, że brakuje mi ludzi. Jedni czerpią energię ze słońca, inni z muzyki, a ja z bliskości drugiego człowieka, której nie mogę doświadczyć. Mam ogromny strach przed tym, że zostanę przez każdego zdradzona, wystawiona i pozostawiona znowu sama sobie jak to już bywało. Porada "idź do baru albo na imprezę" nic mi nie da, bo to nie mój świat.
Jeśli jest ktoś, kto lubi sobie choćby pomailować, to zapraszam. Jestem stale online
Tak naprawdę nawet jakbyś mieszkała w jednym miejscu całe dzieciństwo, nie dałoby to Ci gwarancji wieloletniej przyjaźni, ja jedyne wieloletnie przyjaźnie jakie pielęgnuje to te z liceum. Nie musisz się przeprowadzać, żeby nie mieć znajomych, ja za pracą przeprowadzałem się już kilka razy i to dopiero wtedy jest problem, jak zdobyć znajomych, wszyscy się znają już od wielu lat i nie chcą się z tobą zaprzyjaźnić, szczególnie w pracy, chociaż w poprzedniej udało mi się zdobyć sympatię współpracowników i współpracowniczek i nawet parę razy z nimi wychodziłem. Im mniejsze miasto tym bardziej to czuć.
Ja również mam analityczny umysł i podobne do Ciebie problemy, wszyscy mówią, że za bardzo analizuję, planuję i przewiduję. Na kursie językowym dostałem ksywkę "Pan perfekcyjny", może ty masz podobną przyczynę, ludzie boją się takich ludzi. Niezależność jest wspaniała, ale czasem brakuję z kim dzielić się swoimi troskami i problemami.
Z chęcią z Tobą popiszę, jeśli masz ochotę.
Może robisz wrażenie silnej osobowości która doskonale sobie radzi w życiu i nie potrzebuje kogoś obok siebie. Czy nie jest tak że innym pomagasz a własne problemy dusisz w sobie? A czy jesteś kobieca? Czy dbasz o urodę?
Lubię pomagać, nie lubię się narzucać ze swoimi problemami, ale jeśli ktoś pyta to się nie zamykam.
Czy jestem kobieca... Chyba tak. To znaczy, dbam o siebie, jestem tzw. pin up girl, ale też nie ubieram się wyzywająco - po prostu subtelnie, elegancko, kobieco, dbam o wygląd, ale i nie przeginam. Jestem zdecydowaną zwolenniczką noszenia sukienek i spódnic przez kobiety, a spodnie i adidasy tylko na dalekie wycieczki lub do sportu. Nie przeklinam, chyba że naprawdę mocno się zdenerwuję, nawet nie piję zbytnio i nie palę wcale. Słyszę częste komplementy, ale na komplementach się kończy. Jakoś nigdy nikt nie odważył się zostać na dłużej (poza jednym, który uznał, że jednak mnie nie chce gdy już mnie od siebie uzależnił), a naprawdę nie odpycham, z każdym lubię porozmawiać - o ile jest to rozmowa na poziomie (nie, nie jestem sztywna). Fakt faktem, nie lubię rozmawiać z ludźmi, którzy mają już za sobą kilka drinków czy piw, bo jednak nie czuję się przy nich komfortowo. Sama generalnie ograniczam się do jednego drinka, z uprzejmości, bo do alkoholu mnie nie ciągnie. Chyba nie wpisuję się w obecne wymagania.
10 2016-10-08 20:06:15 Ostatnio edytowany przez AloneWolf90 (2016-10-08 20:18:12)
takiwiatr napisał/a:Może robisz wrażenie silnej osobowości która doskonale sobie radzi w życiu i nie potrzebuje kogoś obok siebie. Czy nie jest tak że innym pomagasz a własne problemy dusisz w sobie? A czy jesteś kobieca? Czy dbasz o urodę?
Lubię pomagać, nie lubię się narzucać ze swoimi problemami, ale jeśli ktoś pyta to się nie zamykam.
Czy jestem kobieca... Chyba tak. To znaczy, dbam o siebie, jestem tzw. pin up girl, ale też nie ubieram się wyzywająco - po prostu subtelnie, elegancko, kobieco, dbam o wygląd, ale i nie przeginam. Jestem zdecydowaną zwolenniczką noszenia sukienek i spódnic przez kobiety, a spodnie i adidasy tylko na dalekie wycieczki lub do sportu. Nie przeklinam, chyba że naprawdę mocno się zdenerwuję, nawet nie piję zbytnio i nie palę wcale. Słyszę częste komplementy, ale na komplementach się kończy. Jakoś nigdy nikt nie odważył się zostać na dłużej (poza jednym, który uznał, że jednak mnie nie chce gdy już mnie od siebie uzależnił), a naprawdę nie odpycham, z każdym lubię porozmawiać - o ile jest to rozmowa na poziomie (nie, nie jestem sztywna). Fakt faktem, nie lubię rozmawiać z ludźmi, którzy mają już za sobą kilka drinków czy piw, bo jednak nie czuję się przy nich komfortowo. Sama generalnie ograniczam się do jednego drinka, z uprzejmości, bo do alkoholu mnie nie ciągnie. Chyba nie wpisuję się w obecne wymagania.
Wszystko to brzmi jak reklama. Twój opis sprawia, że prezentujesz się jak ideał kobiety dla wielu mężczyzn. Jest tak cudowny i piękny, że ciągle się zastanawiam gdzie jest haczyk.
Czy sprawiasz wrażenie osoby idealnej, bo z twojego opisu wynika, że to może być paradoksalnie jedyna przyczyna twoich niepowodzeń.
ama111 napisał/a:takiwiatr napisał/a:Może robisz wrażenie silnej osobowości która doskonale sobie radzi w życiu i nie potrzebuje kogoś obok siebie. Czy nie jest tak że innym pomagasz a własne problemy dusisz w sobie? A czy jesteś kobieca? Czy dbasz o urodę?
Lubię pomagać, nie lubię się narzucać ze swoimi problemami, ale jeśli ktoś pyta to się nie zamykam.
Czy jestem kobieca... Chyba tak. To znaczy, dbam o siebie, jestem tzw. pin up girl, ale też nie ubieram się wyzywająco - po prostu subtelnie, elegancko, kobieco, dbam o wygląd, ale i nie przeginam. Jestem zdecydowaną zwolenniczką noszenia sukienek i spódnic przez kobiety, a spodnie i adidasy tylko na dalekie wycieczki lub do sportu. Nie przeklinam, chyba że naprawdę mocno się zdenerwuję, nawet nie piję zbytnio i nie palę wcale. Słyszę częste komplementy, ale na komplementach się kończy. Jakoś nigdy nikt nie odważył się zostać na dłużej (poza jednym, który uznał, że jednak mnie nie chce gdy już mnie od siebie uzależnił), a naprawdę nie odpycham, z każdym lubię porozmawiać - o ile jest to rozmowa na poziomie (nie, nie jestem sztywna). Fakt faktem, nie lubię rozmawiać z ludźmi, którzy mają już za sobą kilka drinków czy piw, bo jednak nie czuję się przy nich komfortowo. Sama generalnie ograniczam się do jednego drinka, z uprzejmości, bo do alkoholu mnie nie ciągnie. Chyba nie wpisuję się w obecne wymagania.Wszystko to brzmi jak reklama. Twój opis sprawia, że prezentujesz się jak ideał kobiety dla wielu mężczyzn. Jest tak cudowny i piękny, że ciągle się zastanawiam gdzie jest haczyk.
Reklama? Och nie! Nie jestem zdesperowana i nie szukam na siłę partnera, bo wiem, że na tak zwanego "chama" nic się nie udaje. Ja po prostu taka jestem. Haczyki, są: jestem alergiczką i nie wszystko można ze mną na spółkę zjeść, jestem nadwrażliwa, potrzebuję uwagi, potrzebuję się kimś opiekować i wszystko bardzo przeżywam. Poza tym jestem chyba zbyt ambitna, chciałabym zrobić przynajmniej doktorat i habilitację, niektórym to przeszkadza.
W sumie jestem tu, żeby znaleźć jakąś osobę - kobietę czy mężczyznę - na którą będę mogła liczyć, będę mogła porozmawiać, wyjść do teatru, posłuchać jazzu, którą będę mogła z wzajemnością wysłuchać. Z jednej strony bardzo boję się zawodów, ale z drugiej wierzę w dobro drugiego człowieka i że wszystko może być piękne. Tylko teraz nie mam na to wszystko jakoś siły... I szukam takiej linki ratunkowej, która pociągnie mnie za sobą na powierzchnię z odmętów oceanu.
12 2016-10-08 20:47:42 Ostatnio edytowany przez AloneWolf90 (2016-10-08 20:57:23)
AloneWolf90 napisał/a:ama111 napisał/a:Lubię pomagać, nie lubię się narzucać ze swoimi problemami, ale jeśli ktoś pyta to się nie zamykam.
Czy jestem kobieca... Chyba tak. To znaczy, dbam o siebie, jestem tzw. pin up girl, ale też nie ubieram się wyzywająco - po prostu subtelnie, elegancko, kobieco, dbam o wygląd, ale i nie przeginam. Jestem zdecydowaną zwolenniczką noszenia sukienek i spódnic przez kobiety, a spodnie i adidasy tylko na dalekie wycieczki lub do sportu. Nie przeklinam, chyba że naprawdę mocno się zdenerwuję, nawet nie piję zbytnio i nie palę wcale. Słyszę częste komplementy, ale na komplementach się kończy. Jakoś nigdy nikt nie odważył się zostać na dłużej (poza jednym, który uznał, że jednak mnie nie chce gdy już mnie od siebie uzależnił), a naprawdę nie odpycham, z każdym lubię porozmawiać - o ile jest to rozmowa na poziomie (nie, nie jestem sztywna). Fakt faktem, nie lubię rozmawiać z ludźmi, którzy mają już za sobą kilka drinków czy piw, bo jednak nie czuję się przy nich komfortowo. Sama generalnie ograniczam się do jednego drinka, z uprzejmości, bo do alkoholu mnie nie ciągnie. Chyba nie wpisuję się w obecne wymagania.Wszystko to brzmi jak reklama. Twój opis sprawia, że prezentujesz się jak ideał kobiety dla wielu mężczyzn. Jest tak cudowny i piękny, że ciągle się zastanawiam gdzie jest haczyk.
Reklama? Och nie!
Nie jestem zdesperowana i nie szukam na siłę partnera, bo wiem, że na tak zwanego "chama" nic się nie udaje. Ja po prostu taka jestem. Haczyki, są: jestem alergiczką i nie wszystko można ze mną na spółkę zjeść, jestem nadwrażliwa, potrzebuję uwagi, potrzebuję się kimś opiekować i wszystko bardzo przeżywam. Poza tym jestem chyba zbyt ambitna, chciałabym zrobić przynajmniej doktorat i habilitację, niektórym to przeszkadza.
W sumie jestem tu, żeby znaleźć jakąś osobę - kobietę czy mężczyznę - na którą będę mogła liczyć, będę mogła porozmawiać, wyjść do teatru, posłuchać jazzu, którą będę mogła z wzajemnością wysłuchać. Z jednej strony bardzo boję się zawodów, ale z drugiej wierzę w dobro drugiego człowieka i że wszystko może być piękne. Tylko teraz nie mam na to wszystko jakoś siły... I szukam takiej linki ratunkowej, która pociągnie mnie za sobą na powierzchnię z odmętów oceanu.
To był czysty sarkazm, po prostu zdarzyło mi się raz, że kobieta nie chciała uwierzyć w to co mówię i jaki jestem i zakończyła ze mną znajomość, bo "jestem kłamcą"... Stąd mój sarkazm Też mam alergię w tym pokarmową i na pyłki drzew i traw, a lista produktów, których nie mogę jeść rośnie.
Również jestem typem nadwrażliwca (inni to nazywają pogardliwe dumą ), koledzy w podstawówce i gimnazjum w większości wykorzystywali to przeciwko mnie, stąd pewnie nie utrzymuję z nimi kontaktów. Choć potem się dogadaliśmy, nigdy nie zapominam osób, które wyrządziły mi jakąkolwiek krzywdę. Pewnie przez to nie potrafiłem przez całe swoje życie stworzyć ani jednego związku
Gdzieś w mojej podświadomości dalej tkwi ten lęk przed byciem ofiarą i wykorzystaniem mojego zaufania. Stąd nawet wobec rodziny mam szczerość jak TARS w Interstellarze do ludzi 90%.
A więc jednak jest haczyk. To Jazz. Szczerze mówiąc nie przepadam za nim tak jak rockiem i metalem. Preferuję spokojniejszą muzykę Pop, indie pop, filmową i klasyczną.
A jakich zawodów się boisz, chodzi Ci o to, co niektórzy nazywają castingiem, czyli poszukiwanie partnera?
ama111 napisał/a:AloneWolf90 napisał/a:Wszystko to brzmi jak reklama. Twój opis sprawia, że prezentujesz się jak ideał kobiety dla wielu mężczyzn. Jest tak cudowny i piękny, że ciągle się zastanawiam gdzie jest haczyk.
Reklama? Och nie!
Nie jestem zdesperowana i nie szukam na siłę partnera, bo wiem, że na tak zwanego "chama" nic się nie udaje. Ja po prostu taka jestem. Haczyki, są: jestem alergiczką i nie wszystko można ze mną na spółkę zjeść, jestem nadwrażliwa, potrzebuję uwagi, potrzebuję się kimś opiekować i wszystko bardzo przeżywam. Poza tym jestem chyba zbyt ambitna, chciałabym zrobić przynajmniej doktorat i habilitację, niektórym to przeszkadza.
W sumie jestem tu, żeby znaleźć jakąś osobę - kobietę czy mężczyznę - na którą będę mogła liczyć, będę mogła porozmawiać, wyjść do teatru, posłuchać jazzu, którą będę mogła z wzajemnością wysłuchać. Z jednej strony bardzo boję się zawodów, ale z drugiej wierzę w dobro drugiego człowieka i że wszystko może być piękne. Tylko teraz nie mam na to wszystko jakoś siły... I szukam takiej linki ratunkowej, która pociągnie mnie za sobą na powierzchnię z odmętów oceanu.
To był czysty sarkazm, po prostu zdarzyło mi się raz, że kobieta nie chciała uwierzyć w to co mówię i jaki jestem i zakończyła ze mną znajomość, bo "jestem kłamcą"... Stąd mój sarkazm
Też mam alergię w tym pokarmową i na pyłki drzew i traw, a lista produktów, których nie mogę jeść rośnie.
![]()
Również jestem typem nadwrażliwca (inni to nazywają pogardliwe dumą
), koledzy w podstawówce i gimnazjum w większości wykorzystywali to przeciwko mnie, stąd pewnie nie utrzymuję z nimi kontaktów. Choć potem się dogadaliśmy, nigdy nie zapominam osób, które wyrządziły mi jakąkolwiek krzywdę. Pewnie przez to nie potrafiłem przez całe swoje życie stworzyć ani jednego związku
Gdzieś w mojej podświadomości dalej tkwi ten lęk przed byciem ofiarą i wykorzystaniem mojego zaufania. Stąd nawet wobec rodziny mam szczerość jak TARS w Interstellarze do ludzi 90%.
A więc jednak jest haczyk. To Jazz.
Szczerze mówiąc nie przepadam za nim tak jak rockiem i metalem. Preferuję spokojniejszą muzykę Pop, indie pop, filmową i klasyczną.
A jakich zawodów się boisz, chodzi Ci o to, co niektórzy nazywają castingiem, czyli poszukiwanie partnera?
Mam na myśli zawód w sensie rozczarowanie Że jak komuś zaufam, to mnie ono spotka. A raczej nie zapominam wyrządzonych mi krzywd.
Ludzie nadwrażliwi niestety wszystko mocno przeżywają, to przykre, a powinno być piękne bo wrażliwość pomaga odnaleźć piękno świata.
Jazz wydaje mi się być czymś kompletnie innym od wszystkiego. Może nie każdy podgatunek jazzu kocham, ale wychowałam się na Disneyu, Warner Bros - a tam przecież jazz czy swing dominowały. Gershwin jest dla mnie chwilami wybawieniem. Niemniej, muzyka klasyczna i filmowa są z kolei ukojeniem nadszarpanych nerwów.
AloneWolf90 napisał/a:ama111 napisał/a:Reklama? Och nie!
Nie jestem zdesperowana i nie szukam na siłę partnera, bo wiem, że na tak zwanego "chama" nic się nie udaje. Ja po prostu taka jestem. Haczyki, są: jestem alergiczką i nie wszystko można ze mną na spółkę zjeść, jestem nadwrażliwa, potrzebuję uwagi, potrzebuję się kimś opiekować i wszystko bardzo przeżywam. Poza tym jestem chyba zbyt ambitna, chciałabym zrobić przynajmniej doktorat i habilitację, niektórym to przeszkadza.
W sumie jestem tu, żeby znaleźć jakąś osobę - kobietę czy mężczyznę - na którą będę mogła liczyć, będę mogła porozmawiać, wyjść do teatru, posłuchać jazzu, którą będę mogła z wzajemnością wysłuchać. Z jednej strony bardzo boję się zawodów, ale z drugiej wierzę w dobro drugiego człowieka i że wszystko może być piękne. Tylko teraz nie mam na to wszystko jakoś siły... I szukam takiej linki ratunkowej, która pociągnie mnie za sobą na powierzchnię z odmętów oceanu.
To był czysty sarkazm, po prostu zdarzyło mi się raz, że kobieta nie chciała uwierzyć w to co mówię i jaki jestem i zakończyła ze mną znajomość, bo "jestem kłamcą"... Stąd mój sarkazm
Też mam alergię w tym pokarmową i na pyłki drzew i traw, a lista produktów, których nie mogę jeść rośnie.
![]()
Również jestem typem nadwrażliwca (inni to nazywają pogardliwe dumą
), koledzy w podstawówce i gimnazjum w większości wykorzystywali to przeciwko mnie, stąd pewnie nie utrzymuję z nimi kontaktów. Choć potem się dogadaliśmy, nigdy nie zapominam osób, które wyrządziły mi jakąkolwiek krzywdę. Pewnie przez to nie potrafiłem przez całe swoje życie stworzyć ani jednego związku
Gdzieś w mojej podświadomości dalej tkwi ten lęk przed byciem ofiarą i wykorzystaniem mojego zaufania. Stąd nawet wobec rodziny mam szczerość jak TARS w Interstellarze do ludzi 90%.
A więc jednak jest haczyk. To Jazz.
Szczerze mówiąc nie przepadam za nim tak jak rockiem i metalem. Preferuję spokojniejszą muzykę Pop, indie pop, filmową i klasyczną.
A jakich zawodów się boisz, chodzi Ci o to, co niektórzy nazywają castingiem, czyli poszukiwanie partnera?
Mam na myśli zawód w sensie rozczarowanie
Że jak komuś zaufam, to mnie ono spotka. A raczej nie zapominam wyrządzonych mi krzywd.
Ludzie nadwrażliwi niestety wszystko mocno przeżywają, to przykre, a powinno być piękne bo wrażliwość pomaga odnaleźć piękno świata.
Jazz wydaje mi się być czymś kompletnie innym od wszystkiego. Może nie każdy podgatunek jazzu kocham, ale wychowałam się na Disneyu, Warner Bros - a tam przecież jazz czy swing dominowały. Gershwin jest dla mnie chwilami wybawieniem. Niemniej, muzyka klasyczna i filmowa są z kolei ukojeniem nadszarpanych nerwów.
Wpisałem sobie Gerschwin-Rhapsody in Blue w youtube i nie nazwałbym tego nigdy Jazzem raczej filmową (może dlatego, że jest tam mało trąbki), mnie jazz kojarzy się z inną muzyką taką z Nowego Orleanu jak np. Armstronga i tamta strasznie mi się nie podoba (w liceum chodziliśmy ze szkoły do filharmonii na różne koncerty i raz był Jazz). W tej samej chwili co wyciszyłem mecz Lewandowski strzelił gola.
Przypomniał mi się napis z sali do muzyki w gimnazjum "Muzyka uspokaja umysł ułatwia wzlot myśli, a gdy trzeba pobudza do walki" i to wszystko pasuję mi pod filmową, bez takiej muzyki filmy by nie istniały, a horror nie był horrorem.
ama111 napisał/a:AloneWolf90 napisał/a:To był czysty sarkazm, po prostu zdarzyło mi się raz, że kobieta nie chciała uwierzyć w to co mówię i jaki jestem i zakończyła ze mną znajomość, bo "jestem kłamcą"... Stąd mój sarkazm
Też mam alergię w tym pokarmową i na pyłki drzew i traw, a lista produktów, których nie mogę jeść rośnie.
![]()
Również jestem typem nadwrażliwca (inni to nazywają pogardliwe dumą
), koledzy w podstawówce i gimnazjum w większości wykorzystywali to przeciwko mnie, stąd pewnie nie utrzymuję z nimi kontaktów. Choć potem się dogadaliśmy, nigdy nie zapominam osób, które wyrządziły mi jakąkolwiek krzywdę. Pewnie przez to nie potrafiłem przez całe swoje życie stworzyć ani jednego związku
Gdzieś w mojej podświadomości dalej tkwi ten lęk przed byciem ofiarą i wykorzystaniem mojego zaufania. Stąd nawet wobec rodziny mam szczerość jak TARS w Interstellarze do ludzi 90%.
A więc jednak jest haczyk. To Jazz.
Szczerze mówiąc nie przepadam za nim tak jak rockiem i metalem. Preferuję spokojniejszą muzykę Pop, indie pop, filmową i klasyczną.
A jakich zawodów się boisz, chodzi Ci o to, co niektórzy nazywają castingiem, czyli poszukiwanie partnera?
Mam na myśli zawód w sensie rozczarowanie
Że jak komuś zaufam, to mnie ono spotka. A raczej nie zapominam wyrządzonych mi krzywd.
Ludzie nadwrażliwi niestety wszystko mocno przeżywają, to przykre, a powinno być piękne bo wrażliwość pomaga odnaleźć piękno świata.
Jazz wydaje mi się być czymś kompletnie innym od wszystkiego. Może nie każdy podgatunek jazzu kocham, ale wychowałam się na Disneyu, Warner Bros - a tam przecież jazz czy swing dominowały. Gershwin jest dla mnie chwilami wybawieniem. Niemniej, muzyka klasyczna i filmowa są z kolei ukojeniem nadszarpanych nerwów.Wpisałem sobie Gerschwin-Rhapsody in Blue w youtube i nie nazwałbym tego nigdy Jazzem raczej filmową
(może dlatego, że jest tam mało trąbki), mnie jazz kojarzy się z inną muzyką taką z Nowego Orleanu jak np. Armstronga i tamta strasznie mi się nie podoba (w liceum chodziliśmy ze szkoły do filharmonii na różne koncerty i raz był Jazz). W tej samej chwili co wyciszyłem mecz Lewandowski strzelił gola.
Przypomniał mi się napis z sali do muzyki w gimnazjum "Muzyka uspokaja umysł ułatwia wzlot myśli, a gdy trzeba pobudza do walki" i to wszystko pasuję mi pod filmową, bez takiej muzyki filmy by nie istniały, a horror nie był horrorem.
Och, Armstrong też jest mi bliski Podobnie jak Miles Davis czy Tony Benett. Rhapsody in Blue często występuje w filmach, to prawda. Ale Jazz to nie jest wyłącznie trąbka
Myślę, że każda muzyka potrafi pobudzić do walki. W zależności od charakteru, do jakiego ona właśnie dociera. Choć fakt, film bez ścieżki dźwiękowej byłby trochę niepełny.
Nie oceniam raczej ludzi po gatunku muzyki jakiej słuchają, bo spotkałam wrażliwych słuchających wyłącznie hip-hopu, a na jednym z meczów ekstraklasy, na stadionie, wzruszyłam się przyśpiewkami, jakie kibice z czułością kierowali do swojej ukochanej drużyny. Bo muzyka, piosenki, czy nawet przyśpiewki. To wszystko tak pięknie spaja ludzi.
AloneWolf90 napisał/a:ama111 napisał/a:Mam na myśli zawód w sensie rozczarowanie
Że jak komuś zaufam, to mnie ono spotka. A raczej nie zapominam wyrządzonych mi krzywd.
Ludzie nadwrażliwi niestety wszystko mocno przeżywają, to przykre, a powinno być piękne bo wrażliwość pomaga odnaleźć piękno świata.
Jazz wydaje mi się być czymś kompletnie innym od wszystkiego. Może nie każdy podgatunek jazzu kocham, ale wychowałam się na Disneyu, Warner Bros - a tam przecież jazz czy swing dominowały. Gershwin jest dla mnie chwilami wybawieniem. Niemniej, muzyka klasyczna i filmowa są z kolei ukojeniem nadszarpanych nerwów.Wpisałem sobie Gerschwin-Rhapsody in Blue w youtube i nie nazwałbym tego nigdy Jazzem raczej filmową
(może dlatego, że jest tam mało trąbki), mnie jazz kojarzy się z inną muzyką taką z Nowego Orleanu jak np. Armstronga i tamta strasznie mi się nie podoba (w liceum chodziliśmy ze szkoły do filharmonii na różne koncerty i raz był Jazz). W tej samej chwili co wyciszyłem mecz Lewandowski strzelił gola.
Przypomniał mi się napis z sali do muzyki w gimnazjum "Muzyka uspokaja umysł ułatwia wzlot myśli, a gdy trzeba pobudza do walki" i to wszystko pasuję mi pod filmową, bez takiej muzyki filmy by nie istniały, a horror nie był horrorem.
Och, Armstrong też jest mi bliski
Podobnie jak Miles Davis czy Tony Benett. Rhapsody in Blue często występuje w filmach, to prawda. Ale Jazz to nie jest wyłącznie trąbka
Myślę, że każda muzyka potrafi pobudzić do walki. W zależności od charakteru, do jakiego ona właśnie dociera. Choć fakt, film bez ścieżki dźwiękowej byłby trochę niepełny.
Nie oceniam raczej ludzi po gatunku muzyki jakiej słuchają, bo spotkałam wrażliwych słuchających wyłącznie hip-hopu, a na jednym z meczów ekstraklasy, na stadionie, wzruszyłam się przyśpiewkami, jakie kibice z czułością kierowali do swojej ukochanej drużyny. Bo muzyka, piosenki, czy nawet przyśpiewki. To wszystko tak pięknie spaja ludzi.
Ale na mecz chyba nie poszłaś w sukience czy jednak nie? A zimą nie jest Ci zimno i nie chorujesz? Ja na meczu nie byłem 20 lat, wtedy był ostatni sezon, gdy drużyna z mojego rodzinnego miasta grała w najwyższej lidze w Polsce, wtedy to nie było jeszcze ekstraklasy i grał Magiera, Krzynówek. Ale ta przyśpiewka to nie ta co dziewczynka śpiewa: "a Legia, Legia kurczak".
Na okoliczność meczu specjalnie kupiłam spodnie Bo uznałam, że to jednak takie miejsce, gdzie sukienka nie byłaby dobrym rozwiązaniem. W spodniach jest mi zimno, w sukienkach i pończochach nie. Poza tym zimno najbardziej wlatuje mi od karku i krzyża, a one są osłonięte.
Znowu, nie mam nic do sportu, piłki nożnej. Lubię oglądać Mistrzostwa Świata, mecze Wisły Kraków, Ligę Europejską. I wcale nie kłóci mi się to ze światem pin up ani nie sprawia, że staję się mniej wrażliwa. A wydaje mi się, że niektórzy postrzegają fakt, że oglądam mecze za wielki minus. No i tu z koleżankami sobie nie porozmawiam, bo one do sportu to raczej nie. No chyba, że to siatkówka, do której mam uraz po szkole.
Usłyszałam niedawno, że kobiety, które grają w gry i oglądają sport są nieatrakcyjne. Dlaczego?
18 2016-10-08 22:17:47 Ostatnio edytowany przez AloneWolf90 (2016-10-08 22:39:17)
Na okoliczność meczu specjalnie kupiłam spodnie
Bo uznałam, że to jednak takie miejsce, gdzie sukienka nie byłaby dobrym rozwiązaniem. W spodniach jest mi zimno, w sukienkach i pończochach nie. Poza tym zimno najbardziej wlatuje mi od karku i krzyża, a one są osłonięte.
Znowu, nie mam nic do sportu, piłki nożnej. Lubię oglądać Mistrzostwa Świata, mecze Wisły Kraków, Ligę Europejską. I wcale nie kłóci mi się to ze światem pin up ani nie sprawia, że staję się mniej wrażliwa. A wydaje mi się, że niektórzy postrzegają fakt, że oglądam mecze za wielki minus. No i tu z koleżankami sobie nie porozmawiam, bo one do sportu to raczej nie. No chyba, że to siatkówka, do której mam uraz po szkole.
Usłyszałam niedawno, że kobiety, które grają w gry i oglądają sport są nieatrakcyjne. Dlaczego?
Tak mi się wydawało, że na mecz to raczej w spodniach, bo by wszyscy na Ciebie dziwnie patrzyli. A z tą zimą słyszałem odmienne opinie innych kobiet, że to właśnie w spodniach jest im cieplej. Ja siatkówki też nienawidzę, zawsze bolały mnie po niej ręce i dodatkowo palce wybite, to nie sport dla mnie, jest taki nudny, statyczny i nigdy mi w nią nie szło.
A gry to chodzi Ci o gry komputerowe? Ja uwielbiam gry komputerowe zwłaszcza RPG i FPS, nie wiem dlaczego to miałoby zmniejszać atrakcyjność kobiet, no chyba, że ktoś nie gra w gry. Gry to takie lepsze filmy (interaktywne, można samemu kształtować bohaterów i zakończenie). Dla wielu ludzi gry to zło, np. na portalach randkowych u kobiet widziałem opis, że gracze odpadają . Dla mnie to plus (sam uwielbiam grać w gry komputerowe), sport to samo, moja mama jak były mistrzostwa to była najbardziej zainteresowana oglądaniem meczy.
Edit. Właśnie wygraliśmy z Danią!
Zasadnicze pytanie.Skąd jesteś wogóle ? I od razu dobra rada.Nie sluchaj tych co tylko pięknie mówią....oni przeważnie mało robią. Jestem facetem i coś o tym wiem.
Zasadnicze pytanie.Skąd jesteś wogóle ? I od razu dobra rada.Nie sluchaj tych co tylko pięknie mówią....oni przeważnie mało robią. Jestem facetem i coś o tym wiem.
To do Mnie?
Jeśli jest ktoś, kto lubi sobie choćby pomailować, to zapraszam. Jestem stale online
Tutaj wlasnie jest problem, ze stale jestes online. Single - wyjdzcie z domu !!!!
Zasadnicze pytanie.Skąd jesteś wogóle ? I od razu dobra rada.Nie sluchaj tych co tylko pięknie mówią....oni przeważnie mało robią. Jestem facetem i coś o tym wiem.
Jestem z miasta królów polskich. Och... wiem, że ludzie potrafią być fałszywi. Czym innym jesteśmy jeśli nie kreatorami? Nie ma ludzi w stu procentach autentycznych, a jeśli ktoś tak o sobie sądzi, to oszukuje samego siebie. Piękne słowa są piękne i miłe dla ucha, ale im milsze tym mniej prawdziwe. Chyba, że pozwolimy sobie na ucieczkę w świat fantazji, ale taki system w życiu codziennym nie ma zastosowania. Niemniej, lubię gdy ludzie są dla siebie uprzejmi. Nie wiedzieć czemu, zawsze kochałam postacie do bólu cyniczne. Dlatego kocham analizować ludzi system myślowy. Im lepiej kogoś można rozpracować, tym większa satysfakcja
ama111 napisał/a:Jeśli jest ktoś, kto lubi sobie choćby pomailować, to zapraszam. Jestem stale online
Tutaj wlasnie jest problem, ze stale jestes online. Single - wyjdzcie z domu !!!!
Online nie znaczy w domu Mój smartfon ma stałe połączenie z Internetem tak długo jak długo znajduję się w granicach kraju. A że podzielnością uwagi mogę się pochwalić, znajomi nigdy nie narzekali na zbyt późne odpowiedzi na wiadomości chyba, że jestem na ważnym spotkaniu. I myślę, że bycie stale online coraz częściej odnosi się do bycia w ruchu, a jednak na wyciągnięcie ręki. I za to kocham nowe technologie. Bycie zawsze w centrum wydarzeń. A gdy przyjdzie ochota na relaks, wystarczy najechać na wyłącznik. Ale od dawna nie miałam potrzeby wylogowania się.
24 2016-10-09 22:55:29 Ostatnio edytowany przez AloneWolf90 (2016-10-09 23:16:08)
celinienne napisał/a:ama111 napisał/a:Jeśli jest ktoś, kto lubi sobie choćby pomailować, to zapraszam. Jestem stale online
Tutaj wlasnie jest problem, ze stale jestes online. Single - wyjdzcie z domu !!!!
Online nie znaczy w domu
Mój smartfon ma stałe połączenie z Internetem tak długo jak długo znajduję się w granicach kraju. A że podzielnością uwagi mogę się pochwalić, znajomi nigdy nie narzekali na zbyt późne odpowiedzi na wiadomości chyba, że jestem na ważnym spotkaniu. I myślę, że bycie stale online coraz częściej odnosi się do bycia w ruchu, a jednak na wyciągnięcie ręki. I za to kocham nowe technologie. Bycie zawsze w centrum wydarzeń. A gdy przyjdzie ochota na relaks, wystarczy najechać na wyłącznik. Ale od dawna nie miałam potrzeby wylogowania się.
Zajrzyj na pocztę wysłałem Ci wiadomość przez forum.
ama111 napisał/a:Jeśli jest ktoś, kto lubi sobie choćby pomailować, to zapraszam. Jestem stale online
Tutaj wlasnie jest problem, ze stale jestes online. Single - wyjdzcie z domu !!!!
Wychodziłem 100 razy ze znajomymi i poza dziewczynami kumpli, tylko 1 raz poznałem 2 kobiety i to na urodzinach u kumpla, praktycznie zawsze wszyscy przychodzili w grupie, i tylko przebywali we własnym gronie, na kursie językowym poznałem 1 słownie jedną kobietę mniej więcej w moim w wieku przez rok chodzenia na zajęcia! Zrezygnowała po 3 miesiącach... Rzeczywiście warto wychodzić z domu... Jedyny sposób na poznanie kogoś to przez znajomych, w innym wypadku masz szansę 1/100, czyli taką samą szansę mam spotkać kogoś w innym miejscu jak sklep, droga, praca, stacja benzynowa, itd. Także słowa wyjdź z domu są bez sensu, każdy singiel musi przynajmniej zrobić zakupy, iść do fryzjera, zatankować auto, więc każdy wychodzi z domu. Żeby wyjście z domu miało sens, trzeba iść do miejsc, w których ludzie się poznają i chcą kogoś poznać, po 25 roku życia wszyscy mają już swoje grono znajomych i średnio mają ochotę je niestety powiększać. Powiedzieć do singla "wyjdź z domu" to prawie jak wesprzeć człowieka z depresją słowami "weź się w garść". Na pewno pomogą... Liczą się tylko konkrety, typu zapisz się do fanklubu czegoś tam, jedź na zlot i poznaj nowych ludzi- to jest rada, a nie" wyjdź z domu".
Być może to moja wina, bo nie zawiązuję łatwo przyjaźni, najpierw sprawdzam czy ludzie są godni zaufania i średnio zajmuję mi to około 1 miesiąca w zupełnie nowej grupie ludzi.
Single - wyjdzcie z domu !!!!
Wyszedłem. Stoję przed blokiem. Co dalej ?
celinienne napisał/a:Single - wyjdzcie z domu !!!!
Wyszedłem. Stoję przed blokiem. Co dalej ?
Ja dzisiaj czekałem na kuzyna i jego żonę, stałem 1 h na dworze i nikogo nie poznałem
Ja dzisiaj czekałem na kuzyna i jego żonę, stałem 1 h na dworze i nikogo nie poznałem
A umyłeś się ? Zadbałeś o swój wygląd ? Bo to tez jest zalecane. I już niemal gwarantuje, że kogoś poznasz.
Pewnie czymś odstraszałeś, bo na ulicy jest mnóstwo chętnych pięknych kobiet palących się by kogoś poznać; tylko faceci je odstraszają albo nie wychodzą z domu.
AloneWolf90 napisał/a:Ja dzisiaj czekałem na kuzyna i jego żonę, stałem 1 h na dworze i nikogo nie poznałem
A umyłeś się ? Zadbałeś o swój wygląd ? Bo to tez jest zalecane. I już niemal gwarantuje, że kogoś poznasz.
Pewnie czymś odstraszałeś, bo na ulicy jest mnóstwo chętnych pięknych kobiet palących się by kogoś poznać; tylko faceci je odstraszają albo nie wychodzą z domu.
Dzisiaj nie musiałem, bo padał deszcz Poza tym chyba nie odstraszałem ludzi, bo straż miejska, przejechała koło mnie dwa razy popatrzyli i pojechali dalej, więc musiałem wyglądać zbyt normalnie by mnie zgarnąć
Następnym razem stanę na środku drogi, wtedy na pewno ktoś mnie zaczepi
Witajcie,
Może zacznę od tego, że mam 24 lata. Nigdy nie byłam w zdrowym, poważnym związku, nigdy nie miałam też przyjaciółki od serca, która o każdej porze dnia i nocy przybiegłaby gdyby coś się stało i nigdy nie miałam swojego miejsca na ziemi.
Nie jestem przywiązana do miejsc. Rodzice mieli taki charakter pracy, że przez wiele lat często się przeprowadzaliśmy. Nie mam im za złe tego, że nigdzie nie zagrzałam miejsca, bo dzięki temu poznałam wielu ludzi, z którymi mam wciąż kontakt i potrafię się przystosować do wielu miejsc i sytuacji.
Problem jednak jest taki, że brakuje mi kogoś, kto byłby ciągle przy mnie. Nie mam tej wypracowanej latami przyjaźni, która zaczęła się na podwórku, przeszła przez wspólną klasę i może nawet te same studia. Zawsze byłam zdana sama na siebie. Dzięki temu jestem samodzielna i niezależna, ale... osamotniona. O ile w trakcie dnia nie jest źle, bo pracuję w środowisku, gdzie ciągle coś się dzieje, tak wieczory mam głównie dla siebie i wtedy nachodzą mnie myśli, refleksje. Zostaję z nimi sama i ze świadomością, że gdyby coś naprawdę się wydarzyło, to mam tylko rodzinę, z którą już i tak nie mieszkam, bo wyjechałam na studia, nowi przyjaciele są, ale mają swoje życie. Mimo wieku nigdy nie miałam chłopaka. Nie interesowały mnie też nigdy romanse w sensie czysto fizycznego wyżycia się. Jakieś zauroczenia, czy przelotne serie spotkań owszem, ale nic poza tym. Najpierw ja nie chciałam nikogo, później zakochałam się w przyjacielu, którego poznałam w podróży i niedaleko którego teraz mieszkam. Mieliśmy się przez jakiś czas ku sobie, myślałam, że będziemy razem, zaczynałam być szczęśliwa, ale nagle mnie odrzucił ze względu na charakter mojej pracy (pracuję z wieloma ludźmi, a on jest zazdrosny). Przyjaźń niby pozostała, ale to już nie to. Tym bardziej czuję się jak ostatnie zero. Podobno jestem ładna, ciepła, inteligentna i charyzmatyczna, ale co z tego? Nie lubię całonocnych imprez, preferuję spędzanie czasu w domu, na spacerach lub w bardziej kulturalnych miejscach. Nie piję raczej alkoholu, nie palę, uciekam ogólnie od używek i lubię czytać książki - ogólnie nuda. Niby normalna dziewczyna, a jednak nie. Ostatnio czuję się coraz gorzej, potrafię całymi dniami leżeć i patrzeć w sufit. Kiedyś byłam u psychologa, ale niewiele to dało, bo nie działają na mnie żadne ćwiczenia - podobno mam na to za bardzo analityczny umysł i wszystko za bardzo rozbijam na czynniki pierwsze by poddać się jakiemuś systemowi. Najgorsze jest to, że brakuje mi ludzi. Jedni czerpią energię ze słońca, inni z muzyki, a ja z bliskości drugiego człowieka, której nie mogę doświadczyć. Mam ogromny strach przed tym, że zostanę przez każdego zdradzona, wystawiona i pozostawiona znowu sama sobie jak to już bywało. Porada "idź do baru albo na imprezę" nic mi nie da, bo to nie mój świat.
Jeśli jest ktoś, kto lubi sobie choćby pomailować, to zapraszam. Jestem stale online
Wysłałam Ci maila, nie wiem czy doszedł
Być może w swoim środowisku jesteś postrzegana jako silna, niezależna, a przez to niedostępna osobowość. Spróbuj to zmienić. Nie wstydź się swoich słabości, przynajmniej wobec zaufanych osób. Poproś czasem o pomoc, o rozmowę. Na pewno nie jesteś nudna, ale być może zbyt skryta. Pokaż innym jaka jesteś, opowiedz o tym co czytałaś, gdzie byłaś.
Dziewcyzno nie słuchaj tych bluźnierstw. Nie można udawać kogoś kim się nie jest. jesteś trochę podobna do mnie do samotności można się przyzwyczaić.