Drodzy Forumowicze, witam Was serdecznie. Może niektórzy pamiętają mnie z nie tak dawnej historii z panem, który nie chciał się podzielić swoją ostatnią torebką herbaty premium, bo mu było szkoda. ;-). Dziś dla odmiany historia z facetem zupełnie innego pokroju. Nie będzie w niej slipów od Calvina Kleina ani męskiego ego rozdmuchanego do granic absurdu. Bohaterem tej historii jest Paweł. Bardzo skromny człowiek, o sporej empatii, który darzy mnie uczuciem od ponad dekady. Ostatnio zintensyfikował zainteresowanie mną, ponieważ od roku jestem wolna. Ale do rzeczy.
Pawła poznałam jakieś 2 lata po swoim ślubie, w szkole językowej. Oczywiście żadnych uczuć do niego, z racji swojego dopiero co zawartego związku małżeńskiego, nie miałam. Paweł często mnie zagadywał, ale tak po koleżeńsku. Było to na tyle subtelne, że nawet mi nie przyszło do głowy, że za tym kryje się coś więcej. Polubiliśmy się, tak jak i z resztą tamtych znajomych. Natomiast kontaktu nigdy nie zerwaliśmy. Paweł po tym kursie rozwijał się dalej. Skończył drugie studia, doktorat, został wziętym nauczycielem angielskiego, a ja otworzyłam firmę w tej branży. Co jakiś czas mieliśmy kontakt. Niezbyt częsty ale ciągły i regularny. Pytał o moje życie zawodowe i osobiste. Sam miał swoje perypetie, z których się zwierzał. Nieudane małżeństwo z dziewczyną, która miała skłonność do agresji i inne zaburzenia. Skończyło się rozwodem, po którym on odżył i w pełni poświęcił się wychowaniu synka. Wprawdzie mały mieszka z mamą, ale Paweł niesamowicie dba o te relacje i syn jest na pewno jego oczkiem w głowie.
Rok temu Paweł zaprosił mnie bym go odwiedziła. Dzieli nas 70 km. Był to czas gdy byłam sama. Paweł zwierzył się, że zawsze mu się podobałam, że był wtedy, lata temu we mnie zakochany. Zaskoczył mnie tym wyznaniem. Ponieważ byłam w tym czasie sama, przez chwilę mignęła mi taka wizja, że moglibyśmy być razem. Zaczęłam patrzeć na niego jak na faceta, nie na przyjaciela. Odpowiadać sobie na pytanie czy oceniam go jako atrakcyjnego. Odpowiedź brzmiała: TAK. Jednak rozmawiając, jakoś tak doszliśmy do konkluzji, że zostawiamy tę przyjaźń między nami, bo jest cenna i nie chcemy ryzykować jej utraty. Paweł związał się z jakąś dziewczyną, ja z panem od herbaty premium i metek. ;-). Dziś znowu jesteśmy w punkcie wyjścia. Temat bycia razem powrócił. Mam jednak kilka wątpliwości. Oto one:
Paweł ma bardzo kobiecy "rys" osobowości. Jest wrażliwy, empatyczny, troskliwy. To świetnie. To dlatego łatwo było się z nim przyjaźnić, rozmawiać. Ale zauważam w nim słabą decyzyjność i chyba brak odwagi. Rozmawialiśmy ogólnie o swojej sytuacji życiowej. On kocha swoją pracę i trzyma się jej, jak bezpiecznej opcji, nie jest łatwo znaleźć stabilną pracę nauczyciela w szkole publicznej. Rodzi to pytanie jak mielibyśmy faktycznie być razem? Zarabiam więcej w swojej firmie niż on tam w szkole...On mógłby tę firmę prowadzić ze mną, ale mam wrażenie, że nie będzie chciał czy potrafił zrezygnować z opcji bezpiecznej jaką jest praca tam. Druga kwestia to synek. Paweł chce być blisko niego. Rozumiem to. Zabiera go do siebie dwa razy w tygodniu, potem odwozi do szkoły. Ale przecież pomimo odległości mógłby go zabierać na weekendy, gdyby Paweł mieszkał tu bliżej mnie. Chyba wyszłoby na to samo. Nie chcę Pawłowi organizować życia, są to sprawy, które powinien po męsku rozegrać sam. Na razie widzę tylko to, że on dostrzega same komplikacje. Nie rozmawialiśmy tak wprost o tej zmianie w kontekście naszego ewentualnego związku, ale tak wstępnie sąduję temat i to są te rzeczy, które dostrzegam, i które mnie niepokoją.
Trzecia kwestia - nie wiem, jak czułabym się w zmianie konwencji z przyjacielskiej na damsko - męską. Czy próba zmiany tej konwencji to nie jest jak przekroczenie Rubikonu? Obawiam się, że w razie gdyby nam nie wyszło, już nigdy nie byłoby tak samo. Cenię tę przyjaźń. Facet mi się podoba fizycznie. Nie wiem, co robić. Dać temu szansę? Ale co z życiem, z codziennością? Gdybym miała go przekonywać do zmiany życiowej, to bez sensu. Chodzę od dawna na psychoterapię i widzę, że wybierałam sobie facetów, którymi mogłam sterować, narzekając jednocześnie, że nie są dostatecznym wsparciem. Nie chcę już tego robić, bo to pochłania mnóstwo energii. Problem jest taki, że faceci silni zazwyczaj nie są empatyczni i dobrzy z charakteru, a z tymi dobrymi, miękkimi, też jest ciężko, od strony praktycznej życia. Nie chcę aby życie i cała decyzyjność spadała na mnie. Brałam to na siebie w swoim życiu, ale już tego nie chcę. Z Pawłem łączy mnie więź, historia, zaufanie, ale obawiam się, że nie jest dostatecznie silny. Proszę o jakieś komentarze...Może ujrzę tę sytuację z innej perspektywy. Dziękuję za poświęcony mi czas.