Znam go od roku. Bliższa koleżeńska znajomość od miesiąca.
Spotkaliśmy się przy pewnym projekcie zawodowym.
Widziałam od razu, że mu wpadłam w oko. Byłam miła, on do mnie też.
Widziałam, że mnie obserwuje, miał takie szczeniackie reakcje kiedy ktoś się komuś podoba.
Strasznie na niego działałam.
Nie mówię tego chwaląc się, ale miałam wrażenie,że coś idzie w dobrym kierunku, ALE za szybko.
Jestem ostrożna po pewnych swoich poprzednich podbojach i wiem, że potrafię sobie wkręcać i później płakać.
Tak więc, piszemy długo, spotykaliśmy się czasem tak po prostu na stopie zawodowej- im częściej tym bardziej widzę,
że mu się podobałam.
Tydzień temu zaprasza mnie na grilla w ten poprzedni weekend.
Przychodzę. Nie może oderwać ode mnie wzroku- jestem normalna, ładnie wyglądam. Jednak źle się czuję. Mam od wielu miesięcy bolący strasznie okres.
Ale przyszłam. Dużo alkoholu też nie mogę pić, bawić się też nie mogę, bo mnie boli mimo ibupromów.
Mówię, że źle się czuję, bo dzień wcześniej ktoś wywalił mnie z imprezy blabla. Jakaś koleżanka nie życzyła mnie sobie
na imprezie - kiedyś wystąpiła kłótnia o projekt na uczelni..
On pociesza na grillu, jest miły, opiekuje się.
Wszystko spoko. Do pewnego momentu.
Jestem zmęczona to miejsce z grillem w centrum miasta ale w dzielnicy dość niebezpiecznej dla mnie przynajmniej.
Mówię mu, że chcę iść chyba będę się zbierać bo jestem zmęczona poza tym musiałabym wziąć taxę. On mówi, że mam definitywnie
zostać, że zaraz idziemy na miasto i stamtąd mam wziąć rower miejski i sobie pojadę.
Miałam wrażenie, że zmusza mnie do czegoś czego nie chcę. Bo po pijaku wyszło, że mu zależy na mnie i chciał mnie zatrzymać jak najdłużej.
No ale nic- nie ważne. Zgodziłam się, po 3 minutach grill sprzątnięty on przychodzi opiekuje się mną znowu, wypytuje jest miły. Okej.
Idziemy na miasto. On z kumplami co chwila w bramę z wódą. Pyta się mnie czy chcę- ja nie chcę.
Mówi okej ale widać że go to wkurza.
Ja idę pierwsza oni za mną co chwila w bramę i co?
Przy pewnej restauracji gdzie mieliśmy wejść ich nie ma - ja na nich czekam oni nie przychodzą- biorę rower jadę do domu.
Piszę mu sms, żę znikneli mi, że nie pożegnałam się itp.
On do mnie za chwilę dzwoni z pretensjami. Mówi, że bardzo to było słabe z mojej strony, że pojechałam. Że powinnam wrócić.
Że to była grupowa wycieczka.
Że powinnam była wejść i trochę później po ten rower iść, Że za szybko go wzięłam.
Pożegnał się szybko i skończył rozmawiać.
Wczoraj do niego napisałam ok 19 a propos naszej rozmowy na grillu. Do tej pory nie odczytał mimo, że jest na facebook wiele razy. Ma aktywność.
Czy ja coś źle zrobiłam? Obiektywnie rzeczy ujmując chyba nie?
Ale czy mogłoby być tak, że ja olałam go bardzo i jego znajomych?
Czy mogłoby być tak, że ja mu pokrzyżowałam plan jaki on miał i teraz nie będzie się do mnie odzywać?
Nie chcę sobie wkręcać.Chciałam poprowadzić tą znajomość dość wolno nie jak poprzednią, że się za szybko na kogoś rzuciłam. A tu widzę, że albo
on ma ból du***py albo on chciał szybko a ja się wycofałam.
Co mam robić? Czekać?
Wiem, że sytuacja śmieszna i to bardzo- obydwoje mamy 27 lat i bardzo dawno nie spotkałam się z tym aby kogoś aż tak bardzo ubodło to, że uciekłam z imprezy sama . A także dziwiły mnie jego pretensje...Czy tak zachowuje się facet, który dostał od dziewczyny kosza? Czy ja go olałam?
Co o tym sądzicie?