Witajcie. Około 6 miesięcy temu zakończył się mój prawie 3letni związek, a raczej, zostałam niespodziewanie rzucona przez ów chłopaka.
Było (i poniekąd dalej jest) bardzo ciężko.
Po 3 miesiącach od rozstania spotkaliśmy się na imprezie, nie mieliśmy kontaktu, ale pod koniec pękł, podszedł do mnie, przegadaliśmy całą noc, płakał, komplementował.
Przyznam, że urodziła się we mnie nadzieja po tej sytuacji. Wtedy zrobiłam straszną głupotę, czyli pisałam do niego co jakiś czas, bo nie widziałam z jego strony większego zainteresowania - mieliśmy się jeszcze spotkać.
Rozmowy (przez internet) były neutralne, bez żadnych czułości. Wszystko przekreślił dzień, w którym na messengerze (!!!) podjęłam temat powrotu. Nie potrzebuję komentarza w tej kwestii, do dzisiaj pluję sobie w twarz. Odpisał, że już nie jest moim chłopakiem, że to, co robię, nie musi mu się podobać, 'live and let live'. Życzył mi miłej imprezy (bo akurat byłam w trakcie jazdy na nią) i wtedy pękłam - wypisywałam cały wieczór. (...) Na nic nie odpisał, następnego dnia napisałam tylko, że mam moralniaka przez to wypisywanie i czy moglibyśmy się zwyczajnie spotkać, bez żadnych podtekstów (wiadomo, zaprzeczenie same w sobie, eh).
Nie odpisał nic a nic. Zero kontaktu od tamtej pory. Pisał tylko 2 razy do mojej siostry, żeby zabrała moje rzeczy, podobno zaczął się remont w mieszkaniu, w którym cały czas przebywaliśmy (na tamtym spotkaniu powiedział, że w ogóle tam nie bywa, bo to takie 'nasze miejsce' i mu z tym ciężko.)
Dodam też, że nasi, jak się okazało później, bardziej jego znajomi, zerwali ze mną kontakt. Jak gdyby nigdy nic - nie spodziewałam się tego. Z jednym z nich szczególnie mnie to dotknęło, bo po rozstaniu bardzo dużo rozmawialiśmy, pisaliśmy, teoretycznie mnie wspierał. Pewnego dnia po prostu nie odpisał, potem nie odpisał na życzenia urodzinowe, a potem na wiadomość, że mam wrażenie, że ma coś do mnie, i nie wiem, o co chodzi. Nie odpisał.
Najgorsze w tym wszystkim jest to, że nie rozumiem, czemu to się potoczyło tak, a nie inaczej. Mam wrażenie, że podświadomie uważam ich 'za lepszych' i dlatego tak boli mnie to odrzucenie. Z tymże jest to irracjonalne, bo w czym są ode mnie lepsi i co to w ogóle znaczy?
Typowe studenckie towarzystwo, pijące duże ilości alkoholu, palące duże ilości papierosów, ale jednocześnie z bogatych rodzin, ukulturalnionych. Ja nie jestem z bogatej rodziny, aktualnie nie studiuję (teraz uczę się do trzech matur, żeby studiować w przyszłym roku konkretny kierunek, nie traktuję studiów jako 'określnika' człowieka, nie patrzę na nie też pod kątem zawodu, tylko zwyczajnie mam potrzebę kształcenie siebie jako takiej. Czy ma większe znaczenie to, że rozpocznę je w wieku 23 lat? Dziwne jest to dla mnie podejście.) mam mało stresującą i przyjemną pracę, którą lubię, bo chcę się skupiać przede wszystkim na nauce, więc dodatkowy stres nie jest mi potrzebny, zaczęłam trenować sztuki walki i powoli staje się to moją pasją. Krążą mi też w głowie myśli o mojej przyszłej działalności, coraz bardziej wszystko w tym temacie jest spójne. W dużym skrócie tyle się we mnie zmieniło, jeżeli chodzi o obiektywne spojrzenie na osobę w przeciągu tych 6 miesięcy.
Niestety muszę to napisać, ale dalej uważam, że KIEDYŚ (za parę lat) nasze drogi znowu się skrzyżują. Nie potrafię sobie nawet wyobrazić związku z kimkolwiek innym. Cały czas nie opuszczają mnie myśli, że on uważa mnie za kogoś, kim nie jestem, że nie jest jeszcze świadomy, że jest niedojrzały i jeszcze nie rozumie.
Za około 3 tygodnie odbywa się wydarzenie, na którym będę i ja, i on. Boję się swojej reakcji, kiedy go przypadkiem zobaczę. Dodam, że unikam jak ognia patrzenia na jakiekolwiek zdjęcia, profile, etc, bo od razu włącza się stres, smutek, płacz, cały dzień jest przegrany praktycznie.
Wyszło z tego wszystkiego takie masło maślane, przepraszam, ale musiałam to wyrzucić.
Strasznie boli mnie też fakt, że prawdopodobnie mam opinię 'psychicznej byłej'. To wypisywanie było spowodowane tym, że nie mogłam w to wszystko uwierzyć, nie panowałam wtedy nad sobą, a on był dla mnie cholernie ważny. Dodam jeszcze, że ostatnia jakakolwiek informacja od niego apropo mnie jest taka: ''To jest definitywny koniec, nie chce absolutnie nic więcej, ale bardzo mnie lubi i martwi się o mnie''. Tak mówił mojej koleżance na jednym wydarzeniu, na którym mnie nie było. Dodam, że ów koleżanka bo rozmowie z nim przestała się ze mną kontaktować. (?)
W skrócie - nie umiem do końca zapomnieć o życiu z tamtymi osobami (jest to też część towarzystwa, w którym się obracam, więc mimowolnie czasami będziemy się spotykać na różnych wydarzeniach i to utrudnia sprawę) i uważam, że kiedyś to wszystko wróci, nie pojmuję, czemu mnie tak kompletnie odrzucili, bo byliśmy świetną paczką, cholernie za nim tęsknię. Przez te przekonania nie mogę iść tak naprawdę do przodu, jeżeli chodzi o jakiekolwiek relacje. Najgorsze jest to, że chyba po prostu nie chcę, nie chcę tego zostawić. Nie wiem, co robić.
Trzymajcie się, miłego dnia/wieczoru!