Mam 22 lata i praktycznie żadnego doświadczenia z kobietami. Blisko rok temu poznałem dziewczynę A przez naszą wspólną znajomą. Później uskutecznialiśmy naszą znajomość przez Internet. Studiujemy w tym samym mieście, więc później nie było problemu by gdzieś razem wyjść. Zaprosiła mnie na wspólne wyjście na otrzęsiny jej wydziału. Bardzo mi się wtedy spodobała, ale jako że dziewczyny były dla mnie dość trudnym tematem nigdy jej tego nie wyartykułowałem.
Czas mijał, wychodziliśmy razem do kina, parku, lodowisko, knajpy, restauracji, albo spotykaliśmy się u niej i gadaliśmy. Zawsze mieliśmy o czym.
Zaraziła mnie ona swoimi pasjami, zainteresowaniami, jednak nasza relacja w zasadzie pozostawała w pewnym sensie ciągle przyjacielska. Ona nie wykonała żadnego ruchu w kierunku rozwinięcia tej sytuacji, ja także czekałem, bałem się zburzyć to co było w danej chwili między nami. Owszem potrafiliśmy się włóczyć późnymi wieczorami razem po mieście, nawet spotkana przez nasza starsza pani powiedziała o nas 'od razu widać, że udana z was para'. Uśmiechnęliśmy się tylko i poszliśmy dalej.
Rozmawialiśmy mnóstwo ale w zasadzie nigdy o nas w sensie tego co tworzymy. Opowiadaliśmy o sobie, o studiach, o znajomych, toczyliśmy dyskusje na najróżniejsze tematy.
Do kwietnia, maja nic się nie zmieniało w tej relacji. Ciągłe tkwiło to w martwym punkcie raczej czysto 'intelektualnego' związku.
Nie spotykałem się zbyt często z nią u mnie, bo mieszkałem w akademiku, więc miałem współlokatora za którym nie przepadałem.
W pokoju nauki poznałem dziewczynę B. Zwróciła już wcześniej na mnie uwagę swoją urodą, gdyż widziałem ją już wcześniej na swoim wydziale. Miała problemy z pewnymi rzeczami i jej pomogłem. Później nasze rozmowy zeszły na ogólniejsze tematy. Parę razy pokazałem jej moje ulubione miejsca, gdzie lubię coś zjeść, przebywać. Ona a to zdradziła mi, że ma co raz większe problemy ze swoim facetem i opowiadała mi swoją relację.
Generalnie potoczyło się to tak, że sytuacja z panią A tkwiła ciągle w jednym miejscu, a z panią B bardzo intensywnie się rozwijała. Skończyło się tak, że B rzuciła swojego faceta i poszliśmy za jej sprawą dalej niż ja w relacji ja z A kiedykolwiek.
Nie opowiadałem A o B, a B wie o A, że to moja przyjaciółka.
Radziłem się wcześniej mojego przyjaciela co powinienem robić w sytuacji kiedy podobają mi się dwie kobiety. No i on poradził, że skoro z A nic więcej się nie dzieje, to powinienem dać szansę na to jak potoczy się relacja z B. I potoczyło się bardzo szybko. Tylko problem w tym, że nadal podoba mi się A.
Wiem, że A nie spotyka się z żadnym facetem i czuję się trochę jakbym ją oszukiwał, choć nigdy nie rozmawialiśmy przecież w 'ten' sposób o nas.
Dlaczego to piszę? Chciałem zapytać czy jestem w takim wypadku fair, czy komuś wyrządzam krzywdę?