Bardzo długa historia toksycznego związku. - Netkobiety.pl

Dołącz do Forum Kobiet Netkobiety.pl! To miejsce zostało stworzone dla pełnoletnich, aktywnych i wyjątkowych kobiet, właśnie takich jak Ty! Otrzymasz tutaj wsparcie oraz porady użytkowniczek forum! Zobacz jak wiele nas łączy ...

Szukasz darmowej porady, wsparcia ? Nie zwlekaj zarejestruj się !!!


Forum Kobiet » TRUDNA MIŁOŚĆ, ZAZDROŚĆ, NAŁOGI » Bardzo długa historia toksycznego związku.

Strony 1

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Posty [ 15 ]

1

Temat: Bardzo długa historia toksycznego związku.

Mam 25 lat. Trzy lata temu podczas wakacji w USA poznałam 3 lata starszego ode mnie mężczyznę. Był niezbyt przystojny. Od razu powiedział, że ma dwójkę dzieci - rocznego synka i 3-letnią córeczkę ale matka dzieci odeszła od niego zaraz po urodzeniu drugiego dziecka. Nigdy się nie dogadywali. Zaprzyjaźniliśmy się.

Po powrocie do Polski utrzymywaliśmy kontakt na odległość. Rozmawialiśmy na facebooku. Nigdy nie dawałam mu żadnych zachęcających sygnałów, ponieważ nie planowałam przeprowadzki za ocean. Ponadto bardzo nie chciałam angażować się w żadne relacje z ojcem dzieci. To może spowodować wiele komplikacji.

Czas płynął. Ja zajmowałam się głównie uczelnią. Zawsze byłam bardzo ambitna, chciałam robić coś konkretnego w życiu. Planowałam swoją przyszłość i chciałam się do niej jak najlepiej przygotować. Niestety, miałam też bardzo przykre doświadczenia. 4 lata temu mój brat popełnił samobójstwo. To miało ogromny wpływ na moje życie. Wtedy przestało mi zależeć na czymkolwiek, ale po jakimś czasie zagryzłam zęby i postanowiłam się nie poddawać i studiować dalej. Od tej pory mierzę się jednak z poważną depresją, były momenty, kiedy wstanie rano z łóżka było dla mnie ogromnym wyczynem. Jednak walczyłam i walczę dalej. Bo warto.

Wracając jednak do mężczyzny poznanego na wakacjach. Rozmawiało nam się świetnie. Okazało się, że wie bardzo dużo o świecie, co niezwykle mi imponowało. Wydawał się taki normalny. Wiecie, co mam na myśli. O wszystkim mogliśmy porozmawiać, śmialiśmy się razem do łez. Czasem pojawiały się z jego strony sugestie, że on chciałby rozwinąć naszą znajomość w coś więcej, ale ja nie reagowałam. Bardzo tego nie chciałam. On powtarzał mi, że jestem jego najlepszą przyjaciółką, że stracił wiele znajomych kiedy został ojcem, ponieważ nie mógł się z nimi widywać. Było mi go szkoda. Podziwiałam go za to, jak bardzo poświęcał się dla dzieci i ile dla nich robił.

Około rok temu powiedział mi, że ma dosyć USA i planuje przeprowadzić się z dziećmi do Europy. Spytałam, czy może to zrobić ze względu na matkę dzieci. Powiedział, że nie ma problemu. Dużo o tym rozmawialiśmy. Cieszył się, że będzie blisko mnie i będziemy mogli się spotkać. Nie bardzo wiedziałam, co planował tu robić. Jego przeszłość była dla mnie dość mglista - nie miałam zbyt dużo informacji o tym, jak się uczył. Nie wiedziałam dokładnie, gdzie pracował. To, co obijało mi się o uszy to to, że pracował jako barman w klubie a później awansował do stanowiska menedżera. Później zrezygnował z pracy i zatrudnił się w salonie samochodowym. Z tej pracy też zrezygnował i chciał podjąć pracę w Europie. Nie wypytywałam go o to.

W tym czasie zaczął mi okazywać coraz większe zainteresowanie. Ja byłam pod jego coraz silniejszym urokiem. Widziałam w nim odpowiedzialnego bohatera, który tak dobrze walczy z przeciwnościami losu. Miałam pewne wątpliwości, kilka rzeczy mi nie pasowało, ale to zignorowałam. Wyznał mi, że od pierwszego momentu, kiedy mnie zobaczył, był mną bardzo zainteresowany i ciągle o mnie myślał. Zaczęłam mieć motylki w brzuchu podczas naszych rozmów. Zostaliśmy parą.

Wciąż dzieliła nas jednak ogromna odległość. Dużo rozmawialiśmy o potrzebie spotkania. Po miesiącu poruszyłam temat przeprowadzki do Europy. Okazało się, że on tylko tak sobie o tym mówił. Dziwił się, że wzięłam to na poważnie. Przecież on nie może opuścić USA. Ja powiedziałam, że nie mogę wyprowadzić się tak daleko od domu. On mi napisał, że modli się, żebyśmy znaleźli rozwiązanie, bo nie może mnie stracić. Rozmawiałam wtedy o tym z mamą - od razi doradziła mi zerwanie znajomości. Zdenerwowało ją to. Powiedziała, że nie rzuca się takimi zapewnieniami o przeprowadzce. Zgodziłam się z nią, ale nie byłam w stanie nic zrobić. Kontynuowałam znajomość. Dowiedziałam się więcej o jego życiu. Niestety część z tych informacji była dla mnie przykra. Nie ukończył liceum, maturę napisał eksternistycznie. Nie miał szans na pracę, zatrudnił się w biurze nieruchomości u mamy. Tam poznał właściciela sieci klubów ze striptizem. I to tam pracował przez wiele lat, aż urodziły się dzieci i nie chciał, żeby musiały wstydzić się jego pracy. To był główny powód, dla którego odszedł. Wiadomość o tej pracy była dla mnie bardzo przykra, ale miałam świadomość, że to przeszłość. Teraz on chciał się rozwijać i powiedział, że nigdy nie będzie znowu tak pracował. Kolejny raz przymknęłam oko na swoje wątpliwości.

Nadchodził marzec. Mój znienawidzony miesiąc - to wtedy właśnie straciłam brata. Pomyślałam, że cudownie byłoby wyjechać. On bardzo mnie namawiał, żebym pojechała do niego. W końcu uległam. Będę miała odmianę. Postanowiłam wyjechać na cały miesiąc. Okazało się, że on mieszka z matką i z siostrą, bo stracił swoje mieszkanie, a bezrobotny jest od kwietnia 2014. Ale potrafił to wszystko przedstawić w cudownych barwach - z matką mieszka również dla dobra dzieci. Brak pracy potwornie go boli ale on chce się rozwijać, nie chce byle jakiej pracy. Zaraz pracę znajdzie. Od razu po marcu, bo chce, żebyśmy miesiąc spędzili razem.

Podczas tego miesiąca naprawdę bardzo się starał. Pokazywał się z jak najlepszej strony. Pierwszy tydzień spędziliśmy w hotelu, resztę czasu w jego domu. Dzieci mnie pokochały, podobnie jego mama. Ja jednak zauważyłam dużo wad. Dzieci nie spały same - dziewczynka spała z babcią a chłopczyk z nim. To mnie zaskoczyło. Ponadto, w domu było cały czas potwornie głośno. Trudno było mi się w tym odnaleźć, ale było mi jednocześnie bardzo miło. Dzieci spały razem z babcią, żebyśmy my mieli trochę prywatności. Poznałam więcej osób z jego rodziny, wszyscy byli tacy serdeczni i otwarci. Czułam się tam bardzo dobrze. Kiedy wracałam, oboje potwornie płakaliśmy. Błagał mnie o obietnicę, że wrócę, jak tylko będę mogła. Obiecałam mu to. Musiałam tylko wrócić, napisać pracę magisterską, obronić się i jestem wolna. On w tym czasie miał znaleźć pracę.

Pracy oczywiście nie znalazł i miał na to tysiące powodów. Najważniejsze było to, że należałoby znaleźć opiekunkę do synka, a byłoby to potwornie drogie. Córka chodziła do zerówki. Postanowił, że on poczeka, aż wrócę. Dwa tygodnie ze mną posiedzi i pójdzie do pracy. Ja byłam tak omamiona, że w to uwierzyłam. Zaczął pokazywać drugą twarz. Na początku marca zmienił zdjęcie profilowe na nasze wspólne, mnie prosił o to samo. Po miesiącu uległam i również zmieniłam. Powiedział, że to jego ulubione zdjęcie i nigdy go nie zmieni. Był potwornie zazdrosny o mojego kolegę ze studiów i zażądał ode mnie zerwania kontaktu z nim. Zrobiłam to. Płakał i szlochał, że stracił potwornie dużo osób w życiu i nie może stracić również mnie, bo to by go zabiło. Ja daję mu tyle szczęścia.

Zaczęły pojawiać się kłótnie. On był sfrustrowany sobą, często zły na cały świat. Raz zdenerwował się na mnie i ze mna zerwał, po dwóch godzinach rozpaczał i twierdził, że wcale tak naprawdę ze mną nie zerwał. Ja to bardzo mocno przeżywałam, zależało mi na nim. W czerwcu powiedział, że on musi koniecznie znaleźć pracę. Zaczął się użalać, że jest do niczego i wszystkim byłoby lepiej bez niego. Mówił, że popełni samobójstwo, a potem przestawał się odzywać. Ja byłam przerażona. Przeszłam przez to, to jest mój największy lęk i on o tym wiedział. A mimo to wypisywał mi takie rzeczy. Po którejś kłótni zmieniłam swoje zdjęcie profilowe, powiedział, że to oznacza zerwanie i że życzy mi miłego życia. Musiałam go przepraszać i namawiać do powrotu. Zgodziłam się przyjechać od razu po obronie pracy magisterskiej. Miałam poważne wątpliwości, ale on roztaczał przede mną cudowne wizje tego, co będziemy robić i jak lepiej on się poczuje. 4 dni po obronie byłam już w samolocie tam.

Pierwszego dnia kiedy znów weszłam do tego brudnego domu szlochałam pół godziny w łazience. Potwornie żałowałam przyjazdu. Potrzebowałam odpocząć po stresie a siedziałam w tym krzyku tam. Nie miałam pieniędzy na start, byłam zdana głównie na nich. Nie miałam własnego samochodu, do każdego sklepu było daleko. Nie miałam skrawka przestrzeni dla siebie. On się zmienił i pokazał swoje prawdziwe oblicze. Ile można udawać, prawda? Całymi dniami siedział w fotelu oglądając telewizję. Wstawał koło 13:00. Jego mama przed wyjściem do pracy dawała dzieciom jeść. Później, gdy dzieci prosiły o jedzenie jego to kazał im dać mu spokój. Wstawał dopiero, gdy sam zgłodniał. Przestał dbać o higienę, często nie mył zębów, co mnie obrzydzało. Chodził niezadowolony. Potrafił 3 dni prawie się do mnie nie odzywać. Zobaczyłam, jak naprawdę traktuje dzieci. Często na nie wrzeszczał, nie dbał o nie. Zajmowała się nimi jego mama. On cały dzień siedział w sypialni w fotelu. Dzieci zajmowały salon i się tam nudziły. Miały telewizor nastawiony potwornie głośno, one krzyczały. W ich pokoju był tak potworny bałagan, że nie dało się tam wejść. Zauważyłam, że wszystkie ich zabawki (a miały ich pełno) były zniszczone. Dziewczynka potwornie kłamała i próbowała manipulować wszystkimi. Chłopczyk też próbował manipulować. Ja byłam zdana na siedzenie w jednym pokoju z moim partnerem. Cały czas. Nie miałam, gdzie siedzieć, więc siedziałam na łóżku. I tak jedynym moim zajęciem były rzeczy na moim telefonie. Czasem mogłam pooglądać coś w telewizji. Jego mama po powrocie z pracy musiała sama robić obiad i karmić dzieci a także siedzieć z nimi i oglądać ich programy w telewizji. Słuchała wrzasków i kłótni, próbowała je uspokajać. Czasem wołała ich ojca z pokoju, ale on bardzo niechętnie tam szedł. Szybko wracał do swojej jaskini.

Zaczęły się między nami kłótnie. Ja czułam się tam coraz gorzej, on miał o to do mnie potworne pretensje. Brakowało mi jedzenia. Nie mogłam o normalnej porze pójść spać, bo on chciał pooglądać film. Raz ze łzami spytałam go, po co ja mu tam jestem. Sytuacja się pogarszała. Kilka razy pakowałam walizkę, ale on mnie przepraszał i obiecywał poprawę. Ja starałam się mimo wszystko zrobić tam coś dobrego. Wysprzątałam kilka pokoi. Wymyłam łazienkę. Jego zmobilizowałam do posprzątania z dziećmi pokoju. Odzyskały szafę a ja wyprałam ich walające się po podłodze ubrania i wszystkie tam ułożyłam. Od tej pory to ja dbałam o ich ubranka. Poradziłam sobie ze strasznym bałaganem. Uczyłam dzieci odkładać rzeczy na miejsce. Przestały rzucać ubrania gdzie popadnie. Pilnowałam porządku w salonie, chociaż kosztowało mnie to wiele. Nie mogłam po prostu znieść myśli, że mama wraca z pracy do bałaganu. Bardzo chciałam jej pomóc.

Czułam się bardzo samotna. Czułam, że moje potrzeby nie są w ogóle ważne. Kłótnie mnie wyniszczały. On zaczął podczas kłótni głośno trzaskać drzwami i walić pięścią w przedmioty. Bałam się. Stosował przemoc fizyczną wobec dzieci. Kopnął przy mnie również psa. Potrafił również kopnąć własną matkę, gdy ta zmywała naczynia. To mnie szokowało. Gdy byłam w kuchni, zachodził mnie po cichu od tyłu i z całej siły klepał mnie w pupę. Potwornie boleśnie, prosiłam go, żeby przestał, ale on się śmiał. Czułam się odarta z godności. Nikt nigdy mnie tak nie traktował. Nie miałam dokąd uciec ani gdzie się schował. Starałam się robić wszystko, byleby tylko uniknąć kłótni ale było to często niemożliwe. Podczas jednej kłótni to on miał do mnie pretensję, że chodzę smutna i powiedział, żebym wyjechała w takim razie. Bilet powrotny miałam kupiony na koniec listopada ale praktycznie od początku mojego pobytu tam chciałam zmienić rezerwację na znacznie wcześniejszą. Czekałam jednak. Chciałam jak najwięcej zobaczyć, żeby już nigdy nie korciło mnie, żeby tam wrócić. Żebym była odporna na jego ckliwe słowa.

W końcu odważyłam się poruszyć temat jego pracy. Nawarczał na mnie. Ale ja postanowiłam spytać o to znowu. Powiedział, że może czegoś zacznie szukać w przeciągu kilku tygodni. Zostawiłam to. Po dwóch tygodniach wróciłam do tematu. Powiedział mi, że on próbował dzwonić do różnych miejsc, ale nikt nie oddzwonił. Nigdzie nie może znaleźć żadnej pracy. Schował się w garderobie i napisał do mnie, że zaraz poderżnie sobie gardło. Musiałam długo go uspokajać. W końcu wpadł na pomysł, że mógłby wrócić do pracy w klubie. Rozmawiał ze swoim dawnym szefem i ten mógłby dać mu stanowisko menedżera w nowym klubie, który ma zamiar otworzyć. Dla mnie to był cios. Ale faktycznie nie było innego wyjścia, więc chciałam przymknąć na to oko. Powiedział, że zdobędzie tam trochę doświadczenia i zmieni pracę. Zostanie menedżerem jakiejś restauracji czy baru. Ja jednak postanowiłam przyglądać się temu z dystansu. Nie mogłam znieść więcej kłótni, więcej tego hałasu. Nie mogłam znieść tej bezczynności oraz zależności od niego. Zawsze potrafiłam sama zająć się sobą. Chciałam za wszelką cenę stamtąd uciec, czekałam tylko na pretekst. I nie musiałam długo czekać. Znowu nadeszła kłótnia, po raz trzeci kazał mi stamtąd wyjeżdżać, skoro tak mi tam źle. Spytałam, czy mówi to na serio. On powiedział, że tak i wyszedł z pokoju. Szybko zmieniłam rezerwację, zanim się rozmyślę. Wiedziała, że następnego dnia bym tego nie zrobiła. Kłótnia odbyła się w poniedziałek dwa tygodnie temu. Bilet zmieniłam na sobotę w tamtym tygodniu. Byłam szczęśliwa.

Oczywiście on po kilku godzinach się opamiętał i mnie przeprosił. Następnego dnia był bardzo czuły i opiekuńczy. Powiedziałam mu, że faktycznie wyjadę. On się popłakał. Powiedziałam mu, że oboje musimy nad sobą popracować. Ja chcę iść w Polsce do pracy i zarobić trochę pieniędzy na start, muszę zmienić wizę, na taką, która umożliwi mi pracę. Muszę mieć możliwość wynajęcia własnego samochodu. Muszę mieć również swoje meble. Muszę również coś robić, nie mogę tak dalej żyć. On w tym czasie ma iść do pracy i ją zmienić. Wtedy ja mogę wrócić. Jego mama dodała nawet, że to on ma mi zapłacić za bilet. Wyjeżdżałam pokojowo. Rozkwitłam przez te ostatnie dni. Świadomość, że niedługo się uwolnię, była dla mnie cudowna. On rozpaczał. Błagał mnie o obietnice, że z nim nie zerwę, że wrócę, że nie poznam nikogo w pracy. Obiecałam mu wszystko i naprawdę chciałam dotrzymać słowa. Z natury jestem bardzo lojalna. Miałam nadzieję, że on pójdzie do pracy. Dzięki mnie zaczął również brać lek przeciwdepresyjny, zdecydował się także na wizytę u psychiatry. Jego mama obiecała mi, że dopilnuje, żeby tam poszedł i dostał dobry lek. Ale to może potrwać nawet pół roku zanim znajdą dobry lek. Podczas szczerej rozmowy powiedziała mi, że ja muszę zacząć myśleć o sobie. Nie zawieszać swojego życia na kołku. Zostawić to i zająć się sobą. Powiedziała, że pęka jej serce na myśl, że wyjadę, ale tak trzeba. I wtedy, za długi czas, może oboje będziemy w tym samym punkcie w życiu i będziemy mogli znów być razem. Bardzo dobra rada. Ja jednak nie miałam zamiaru zrywać.

On na lotnisku pytał mnie, czy z nim zerwę. Zapewniłam go, że nie. Wróciłam do Polski w niedzielę tydzień temu. Od razu poczułam przypływ energii. Pojechałam z mamą na zakupy do Ikei, udekorowałam swoją sypialnię. Zdjęcia wysłałam jemu. Chciałam, żeby się ze mną cieszył. On jednak nie był zbyt zadowolony. Rozmawiał ze mną niewiele. Sam z siebie powiedział mi, że nic się absolutnie nie zmieniło. On po prostu oczyszcza głowę. Mówił, że modli się, żeby mnie nigdy nie stracił, że zrobi wszystko, żebyśmy pozostali razem. Ja w to wszystko wierzyłam i byłam pełna dobrej woli. Napisał mi, że nie okazuje mi tego, jak powinien, ale jestem najbardziej niesamowitą osobą, jaką spotkał w życiu i jest tak bardzo dumny, że jestem jego dziewczyną. Byłam szczęśliwa. Pojechałam na uczelnię i odebrałam dyplom. Zachwycona wysłałam mu zdjęcie, ale znowu reakcja była znikoma. To było dziwne. We czwartek nagle ze mną zerwał. Życzył mi miłego życia. Podziękował za wspomnienia. Powiedział, że kiedyś kogoś bardzo uszczęśliwię, że będę miała cudowne życie. On widzi, że życie z nim to nie jest to, czego ja chcę. Tym razem nie weszłam z nim w dyskusję. Byłam zszokowana i zraniona, ale zostawiłam to dla siebie. Koniec moich zapewnień. Ja nie mogę spędzić życia zapewniając go ciągle. On jest dorosły. Musi odpowiadać za swoje czyny. Napisałam do niego ładną wiadomość, że dziękuję za całą życzliwość, którą od nich dostałam, że bycie częścią ich rodziny było cudowne. I, że mam nadzieję, że znajdzie szczęście i spokój. On chciał kontynuować rozmowę, ja nie miałam ochoty. To zaczął zadawać mi pytania odnoście mojej wiadomości, pytał, co miałam na myśli. Odpowiadałam mu w kilku słowach. Koniec. Po kilku godzinach wiadomośc od niego z pytaniem, czy będziemy się przyjaźnić, czy będę udawać, że on nie istnieje. Powiedziałam, że chcę się przyjaźnić i rozmawiać. On powiedział, że nie chce mnie tracić ze swojego życia. Powiedział, że nigdy nie przestanie mnie kochać. Wcześniej wspominał, że najprawdopodobniej nigdy z nikim się nie zwiąże. Powiedział, że oboje musimy zająć się sobą i zobaczymy, co przyniesie przyszłość, sugerując raczej, że do siebie wrócimy. Ja nie byłam tak wylewna, co go dotknęło. Poszłam spać, pożegnałam się, on też mi życzył słodkich snów i od tej pory cisza. Ja się nie odzywam, on się nie odzywa. Ja, o dziwo, przepłakałam za nim kilka dni. Jest mi z tym ciężko, chociaż czuję się coraz lepiej. Nie widzę jednak możliwości powrotu. Nie po tym wszystkim. Tego jest dla mnie za dużo.

Powiedzcie mi, co sądzicie o tej relacji. Dajcie mi siłę, żebym nie myślała o powrocie do niego. Tęsknię za osobą, którą myślałam, że on jest.

Zobacz podobne tematy :

2

Odp: Bardzo długa historia toksycznego związku.

Postąpiła bardzo mądrze zrywając z tym człowiekiem. To zwykły brudas, len i przemocowy. Facet ten zaznał półświatka( pracował z prostytutkami, to demoralizuje, takie srodowisko- daj spokój) i nauczył sie żyć na plecach swojej starej i schorowanej matki. Ostatnio na którymś tam kanale leci " Ballada o Januszku" czytając to co napisalas miałam wrażenie że opisujesz Januszka.
Nie wracaj do tego zloba i zerwij z nim jakikolwiek kontakt.

3

Odp: Bardzo długa historia toksycznego związku.

Bravo za to ,że mimo uczuć jakim go darzysz czy darzyłaś potrafisz trzeźwym okiem ocenić tą relację. Jeżeli Ci przyjdzie do głowy do niego wrócić to przeczytaj swój post do momentu Twojego wyjazdu z jego domu. Przypomnij sobie jak wyglądało Twoje życie i życie jego dzieci jak z nim byłaś w związku to jest wystarczająca motywacja ,żeby nigdy nie myśleć o powrocie.

4

Odp: Bardzo długa historia toksycznego związku.

Co jest z Tobą nie tak, że ciągnie Cię do tego typu faceta?!
Dziewczyno!!

Nie widzisz, że to cham, brudas, nieudacznik, kretyn pasożytujący na starej matce?
Naprawdę chciałabyś żyć z kimś takim?

Nie wracaj do niego, nie rozmawiaj, kontakt utnij, wstyd się w ogóle przyznawać do kogoś takiego...

5 Ostatnio edytowany przez sugar (2016-09-12 19:56:44)

Odp: Bardzo długa historia toksycznego związku.

Mądrze postąpiłaś. Ten facet potrzebuje niańki dla dzieci, praczki, sprzątaczki, kucharki, kochanki i kogoś na kim będzie się mógł wyżywać psychicznie. Na szczęście dzieli Was wiele kilometrów. Jest szansa, ze nie wpadniesz w to bagno.

6 Ostatnio edytowany przez feniks35 (2016-09-12 20:00:36)

Odp: Bardzo długa historia toksycznego związku.
indris napisał/a:

Mam 25 lat. Trzy lata temu podczas wakacji w USA poznałam 3 lata starszego ode mnie mężczyznę. Był niezbyt przystojny. Od razu powiedział, że ma dwójkę dzieci - rocznego synka i 3-letnią córeczkę ale matka dzieci odeszła od niego zaraz po urodzeniu drugiego dziecka. Nigdy się nie dogadywali. Zaprzyjaźniliśmy się.

Po powrocie do Polski utrzymywaliśmy kontakt na odległość. Rozmawialiśmy na facebooku. Nigdy nie dawałam mu żadnych zachęcających sygnałów, ponieważ nie planowałam przeprowadzki za ocean. Ponadto bardzo nie chciałam angażować się w żadne relacje z ojcem dzieci. To może spowodować wiele komplikacji.

Czas płynął. Ja zajmowałam się głównie uczelnią. Zawsze byłam bardzo ambitna, chciałam robić coś konkretnego w życiu. Planowałam swoją przyszłość i chciałam się do niej jak najlepiej przygotować. Niestety, miałam też bardzo przykre doświadczenia. 4 lata temu mój brat popełnił samobójstwo. To miało ogromny wpływ na moje życie. Wtedy przestało mi zależeć na czymkolwiek, ale po jakimś czasie zagryzłam zęby i postanowiłam się nie poddawać i studiować dalej. Od tej pory mierzę się jednak z poważną depresją, były momenty, kiedy wstanie rano z łóżka było dla mnie ogromnym wyczynem. Jednak walczyłam i walczę dalej. Bo warto.

Wracając jednak do mężczyzny poznanego na wakacjach. Rozmawiało nam się świetnie. Okazało się, że wie bardzo dużo o świecie, co niezwykle mi imponowało. Wydawał się taki normalny. Wiecie, co mam na myśli. O wszystkim mogliśmy porozmawiać, śmialiśmy się razem do łez. Czasem pojawiały się z jego strony sugestie, że on chciałby rozwinąć naszą znajomość w coś więcej, ale ja nie reagowałam. Bardzo tego nie chciałam. On powtarzał mi, że jestem jego najlepszą przyjaciółką, że stracił wiele znajomych kiedy został ojcem, ponieważ nie mógł się z nimi widywać. Było mi go szkoda. Podziwiałam go za to, jak bardzo poświęcał się dla dzieci i ile dla nich robił.

Około rok temu powiedział mi, że ma dosyć USA i planuje przeprowadzić się z dziećmi do Europy. Spytałam, czy może to zrobić ze względu na matkę dzieci. Powiedział, że nie ma problemu. Dużo o tym rozmawialiśmy. Cieszył się, że będzie blisko mnie i będziemy mogli się spotkać. Nie bardzo wiedziałam, co planował tu robić. Jego przeszłość była dla mnie dość mglista - nie miałam zbyt dużo informacji o tym, jak się uczył. Nie wiedziałam dokładnie, gdzie pracował. To, co obijało mi się o uszy to to, że pracował jako barman w klubie a później awansował do stanowiska menedżera. Później zrezygnował z pracy i zatrudnił się w salonie samochodowym. Z tej pracy też zrezygnował i chciał podjąć pracę w Europie. Nie wypytywałam go o to.

W tym czasie zaczął mi okazywać coraz większe zainteresowanie. Ja byłam pod jego coraz silniejszym urokiem. Widziałam w nim odpowiedzialnego bohatera, który tak dobrze walczy z przeciwnościami losu. Miałam pewne wątpliwości, kilka rzeczy mi nie pasowało, ale to zignorowałam. Wyznał mi, że od pierwszego momentu, kiedy mnie zobaczył, był mną bardzo zainteresowany i ciągle o mnie myślał. Zaczęłam mieć motylki w brzuchu podczas naszych rozmów. Zostaliśmy parą.

Wciąż dzieliła nas jednak ogromna odległość. Dużo rozmawialiśmy o potrzebie spotkania. Po miesiącu poruszyłam temat przeprowadzki do Europy. Okazało się, że on tylko tak sobie o tym mówił. Dziwił się, że wzięłam to na poważnie. Przecież on nie może opuścić USA. Ja powiedziałam, że nie mogę wyprowadzić się tak daleko od domu. On mi napisał, że modli się, żebyśmy znaleźli rozwiązanie, bo nie może mnie stracić. Rozmawiałam wtedy o tym z mamą - od razi doradziła mi zerwanie znajomości. Zdenerwowało ją to. Powiedziała, że nie rzuca się takimi zapewnieniami o przeprowadzce. Zgodziłam się z nią, ale nie byłam w stanie nic zrobić. Kontynuowałam znajomość. Dowiedziałam się więcej o jego życiu. Niestety część z tych informacji była dla mnie przykra. Nie ukończył liceum, maturę napisał eksternistycznie. Nie miał szans na pracę, zatrudnił się w biurze nieruchomości u mamy. Tam poznał właściciela sieci klubów ze striptizem. I to tam pracował przez wiele lat, aż urodziły się dzieci i nie chciał, żeby musiały wstydzić się jego pracy. To był główny powód, dla którego odszedł. Wiadomość o tej pracy była dla mnie bardzo przykra, ale miałam świadomość, że to przeszłość. Teraz on chciał się rozwijać i powiedział, że nigdy nie będzie znowu tak pracował. Kolejny raz przymknęłam oko na swoje wątpliwości.

Nadchodził marzec. Mój znienawidzony miesiąc - to wtedy właśnie straciłam brata. Pomyślałam, że cudownie byłoby wyjechać. On bardzo mnie namawiał, żebym pojechała do niego. W końcu uległam. Będę miała odmianę. Postanowiłam wyjechać na cały miesiąc. Okazało się, że on mieszka z matką i z siostrą, bo stracił swoje mieszkanie, a bezrobotny jest od kwietnia 2014. Ale potrafił to wszystko przedstawić w cudownych barwach - z matką mieszka również dla dobra dzieci. Brak pracy potwornie go boli ale on chce się rozwijać, nie chce byle jakiej pracy. Zaraz pracę znajdzie. Od razu po marcu, bo chce, żebyśmy miesiąc spędzili razem.

Podczas tego miesiąca naprawdę bardzo się starał. Pokazywał się z jak najlepszej strony. Pierwszy tydzień spędziliśmy w hotelu, resztę czasu w jego domu. Dzieci mnie pokochały, podobnie jego mama. Ja jednak zauważyłam dużo wad. Dzieci nie spały same - dziewczynka spała z babcią a chłopczyk z nim. To mnie zaskoczyło. Ponadto, w domu było cały czas potwornie głośno. Trudno było mi się w tym odnaleźć, ale było mi jednocześnie bardzo miło. Dzieci spały razem z babcią, żebyśmy my mieli trochę prywatności. Poznałam więcej osób z jego rodziny, wszyscy byli tacy serdeczni i otwarci. Czułam się tam bardzo dobrze. Kiedy wracałam, oboje potwornie płakaliśmy. Błagał mnie o obietnicę, że wrócę, jak tylko będę mogła. Obiecałam mu to. Musiałam tylko wrócić, napisać pracę magisterską, obronić się i jestem wolna. On w tym czasie miał znaleźć pracę.

Pracy oczywiście nie znalazł i miał na to tysiące powodów. Najważniejsze było to, że należałoby znaleźć opiekunkę do synka, a byłoby to potwornie drogie. Córka chodziła do zerówki. Postanowił, że on poczeka, aż wrócę. Dwa tygodnie ze mną posiedzi i pójdzie do pracy. Ja byłam tak omamiona, że w to uwierzyłam. Zaczął pokazywać drugą twarz. Na początku marca zmienił zdjęcie profilowe na nasze wspólne, mnie prosił o to samo. Po miesiącu uległam i również zmieniłam. Powiedział, że to jego ulubione zdjęcie i nigdy go nie zmieni. Był potwornie zazdrosny o mojego kolegę ze studiów i zażądał ode mnie zerwania kontaktu z nim. Zrobiłam to. Płakał i szlochał, że stracił potwornie dużo osób w życiu i nie może stracić również mnie, bo to by go zabiło. Ja daję mu tyle szczęścia.

Zaczęły pojawiać się kłótnie. On był sfrustrowany sobą, często zły na cały świat. Raz zdenerwował się na mnie i ze mna zerwał, po dwóch godzinach rozpaczał i twierdził, że wcale tak naprawdę ze mną nie zerwał. Ja to bardzo mocno przeżywałam, zależało mi na nim. W czerwcu powiedział, że on musi koniecznie znaleźć pracę. Zaczął się użalać, że jest do niczego i wszystkim byłoby lepiej bez niego. Mówił, że popełni samobójstwo, a potem przestawał się odzywać. Ja byłam przerażona. Przeszłam przez to, to jest mój największy lęk i on o tym wiedział. A mimo to wypisywał mi takie rzeczy. Po którejś kłótni zmieniłam swoje zdjęcie profilowe, powiedział, że to oznacza zerwanie i że życzy mi miłego życia. Musiałam go przepraszać i namawiać do powrotu. Zgodziłam się przyjechać od razu po obronie pracy magisterskiej. Miałam poważne wątpliwości, ale on roztaczał przede mną cudowne wizje tego, co będziemy robić i jak lepiej on się poczuje. 4 dni po obronie byłam już w samolocie tam.

Pierwszego dnia kiedy znów weszłam do tego brudnego domu szlochałam pół godziny w łazience. Potwornie żałowałam przyjazdu. Potrzebowałam odpocząć po stresie a siedziałam w tym krzyku tam. Nie miałam pieniędzy na start, byłam zdana głównie na nich. Nie miałam własnego samochodu, do każdego sklepu było daleko. Nie miałam skrawka przestrzeni dla siebie. On się zmienił i pokazał swoje prawdziwe oblicze. Ile można udawać, prawda? Całymi dniami siedział w fotelu oglądając telewizję. Wstawał koło 13:00. Jego mama przed wyjściem do pracy dawała dzieciom jeść. Później, gdy dzieci prosiły o jedzenie jego to kazał im dać mu spokój. Wstawał dopiero, gdy sam zgłodniał. Przestał dbać o higienę, często nie mył zębów, co mnie obrzydzało. Chodził niezadowolony. Potrafił 3 dni prawie się do mnie nie odzywać. Zobaczyłam, jak naprawdę traktuje dzieci. Często na nie wrzeszczał, nie dbał o nie. Zajmowała się nimi jego mama. On cały dzień siedział w sypialni w fotelu. Dzieci zajmowały salon i się tam nudziły. Miały telewizor nastawiony potwornie głośno, one krzyczały. W ich pokoju był tak potworny bałagan, że nie dało się tam wejść. Zauważyłam, że wszystkie ich zabawki (a miały ich pełno) były zniszczone. Dziewczynka potwornie kłamała i próbowała manipulować wszystkimi. Chłopczyk też próbował manipulować. Ja byłam zdana na siedzenie w jednym pokoju z moim partnerem. Cały czas. Nie miałam, gdzie siedzieć, więc siedziałam na łóżku. I tak jedynym moim zajęciem były rzeczy na moim telefonie. Czasem mogłam pooglądać coś w telewizji. Jego mama po powrocie z pracy musiała sama robić obiad i karmić dzieci a także siedzieć z nimi i oglądać ich programy w telewizji. Słuchała wrzasków i kłótni, próbowała je uspokajać. Czasem wołała ich ojca z pokoju, ale on bardzo niechętnie tam szedł. Szybko wracał do swojej jaskini.

Zaczęły się między nami kłótnie. Ja czułam się tam coraz gorzej, on miał o to do mnie potworne pretensje. Brakowało mi jedzenia. Nie mogłam o normalnej porze pójść spać, bo on chciał pooglądać film. Raz ze łzami spytałam go, po co ja mu tam jestem. Sytuacja się pogarszała. Kilka razy pakowałam walizkę, ale on mnie przepraszał i obiecywał poprawę. Ja starałam się mimo wszystko zrobić tam coś dobrego. Wysprzątałam kilka pokoi. Wymyłam łazienkę. Jego zmobilizowałam do posprzątania z dziećmi pokoju. Odzyskały szafę a ja wyprałam ich walające się po podłodze ubrania i wszystkie tam ułożyłam. Od tej pory to ja dbałam o ich ubranka. Poradziłam sobie ze strasznym bałaganem. Uczyłam dzieci odkładać rzeczy na miejsce. Przestały rzucać ubrania gdzie popadnie. Pilnowałam porządku w salonie, chociaż kosztowało mnie to wiele. Nie mogłam po prostu znieść myśli, że mama wraca z pracy do bałaganu. Bardzo chciałam jej pomóc.

Czułam się bardzo samotna. Czułam, że moje potrzeby nie są w ogóle ważne. Kłótnie mnie wyniszczały. On zaczął podczas kłótni głośno trzaskać drzwami i walić pięścią w przedmioty. Bałam się. Stosował przemoc fizyczną wobec dzieci. Kopnął przy mnie również psa. Potrafił również kopnąć własną matkę, gdy ta zmywała naczynia. To mnie szokowało. Gdy byłam w kuchni, zachodził mnie po cichu od tyłu i z całej siły klepał mnie w pupę. Potwornie boleśnie, prosiłam go, żeby przestał, ale on się śmiał. Czułam się odarta z godności. Nikt nigdy mnie tak nie traktował. Nie miałam dokąd uciec ani gdzie się schował. Starałam się robić wszystko, byleby tylko uniknąć kłótni ale było to często niemożliwe. Podczas jednej kłótni to on miał do mnie pretensję, że chodzę smutna i powiedział, żebym wyjechała w takim razie. Bilet powrotny miałam kupiony na koniec listopada ale praktycznie od początku mojego pobytu tam chciałam zmienić rezerwację na znacznie wcześniejszą. Czekałam jednak. Chciałam jak najwięcej zobaczyć, żeby już nigdy nie korciło mnie, żeby tam wrócić. Żebym była odporna na jego ckliwe słowa.

W końcu odważyłam się poruszyć temat jego pracy. Nawarczał na mnie. Ale ja postanowiłam spytać o to znowu. Powiedział, że może czegoś zacznie szukać w przeciągu kilku tygodni. Zostawiłam to. Po dwóch tygodniach wróciłam do tematu. Powiedział mi, że on próbował dzwonić do różnych miejsc, ale nikt nie oddzwonił. Nigdzie nie może znaleźć żadnej pracy. Schował się w garderobie i napisał do mnie, że zaraz poderżnie sobie gardło. Musiałam długo go uspokajać. W końcu wpadł na pomysł, że mógłby wrócić do pracy w klubie. Rozmawiał ze swoim dawnym szefem i ten mógłby dać mu stanowisko menedżera w nowym klubie, który ma zamiar otworzyć. Dla mnie to był cios. Ale faktycznie nie było innego wyjścia, więc chciałam przymknąć na to oko. Powiedział, że zdobędzie tam trochę doświadczenia i zmieni pracę. Zostanie menedżerem jakiejś restauracji czy baru. Ja jednak postanowiłam przyglądać się temu z dystansu. Nie mogłam znieść więcej kłótni, więcej tego hałasu. Nie mogłam znieść tej bezczynności oraz zależności od niego. Zawsze potrafiłam sama zająć się sobą. Chciałam za wszelką cenę stamtąd uciec, czekałam tylko na pretekst. I nie musiałam długo czekać. Znowu nadeszła kłótnia, po raz trzeci kazał mi stamtąd wyjeżdżać, skoro tak mi tam źle. Spytałam, czy mówi to na serio. On powiedział, że tak i wyszedł z pokoju. Szybko zmieniłam rezerwację, zanim się rozmyślę. Wiedziała, że następnego dnia bym tego nie zrobiła. Kłótnia odbyła się w poniedziałek dwa tygodnie temu. Bilet zmieniłam na sobotę w tamtym tygodniu. Byłam szczęśliwa.

Oczywiście on po kilku godzinach się opamiętał i mnie przeprosił. Następnego dnia był bardzo czuły i opiekuńczy. Powiedziałam mu, że faktycznie wyjadę. On się popłakał. Powiedziałam mu, że oboje musimy nad sobą popracować. Ja chcę iść w Polsce do pracy i zarobić trochę pieniędzy na start, muszę zmienić wizę, na taką, która umożliwi mi pracę. Muszę mieć możliwość wynajęcia własnego samochodu. Muszę mieć również swoje meble. Muszę również coś robić, nie mogę tak dalej żyć. On w tym czasie ma iść do pracy i ją zmienić. Wtedy ja mogę wrócić. Jego mama dodała nawet, że to on ma mi zapłacić za bilet. Wyjeżdżałam pokojowo. Rozkwitłam przez te ostatnie dni. Świadomość, że niedługo się uwolnię, była dla mnie cudowna. On rozpaczał. Błagał mnie o obietnice, że z nim nie zerwę, że wrócę, że nie poznam nikogo w pracy. Obiecałam mu wszystko i naprawdę chciałam dotrzymać słowa. Z natury jestem bardzo lojalna. Miałam nadzieję, że on pójdzie do pracy. Dzięki mnie zaczął również brać lek przeciwdepresyjny, zdecydował się także na wizytę u psychiatry. Jego mama obiecała mi, że dopilnuje, żeby tam poszedł i dostał dobry lek. Ale to może potrwać nawet pół roku zanim znajdą dobry lek. Podczas szczerej rozmowy powiedziała mi, że ja muszę zacząć myśleć o sobie. Nie zawieszać swojego życia na kołku. Zostawić to i zająć się sobą. Powiedziała, że pęka jej serce na myśl, że wyjadę, ale tak trzeba. I wtedy, za długi czas, może oboje będziemy w tym samym punkcie w życiu i będziemy mogli znów być razem. Bardzo dobra rada. Ja jednak nie miałam zamiaru zrywać.

On na lotnisku pytał mnie, czy z nim zerwę. Zapewniłam go, że nie. Wróciłam do Polski w niedzielę tydzień temu. Od razu poczułam przypływ energii. Pojechałam z mamą na zakupy do Ikei, udekorowałam swoją sypialnię. Zdjęcia wysłałam jemu. Chciałam, żeby się ze mną cieszył. On jednak nie był zbyt zadowolony. Rozmawiał ze mną niewiele. Sam z siebie powiedział mi, że nic się absolutnie nie zmieniło. On po prostu oczyszcza głowę. Mówił, że modli się, żeby mnie nigdy nie stracił, że zrobi wszystko, żebyśmy pozostali razem. Ja w to wszystko wierzyłam i byłam pełna dobrej woli. Napisał mi, że nie okazuje mi tego, jak powinien, ale jestem najbardziej niesamowitą osobą, jaką spotkał w życiu i jest tak bardzo dumny, że jestem jego dziewczyną. Byłam szczęśliwa. Pojechałam na uczelnię i odebrałam dyplom. Zachwycona wysłałam mu zdjęcie, ale znowu reakcja była znikoma. To było dziwne. We czwartek nagle ze mną zerwał. Życzył mi miłego życia. Podziękował za wspomnienia. Powiedział, że kiedyś kogoś bardzo uszczęśliwię, że będę miała cudowne życie. On widzi, że życie z nim to nie jest to, czego ja chcę. Tym razem nie weszłam z nim w dyskusję. Byłam zszokowana i zraniona, ale zostawiłam to dla siebie. Koniec moich zapewnień. Ja nie mogę spędzić życia zapewniając go ciągle. On jest dorosły. Musi odpowiadać za swoje czyny. Napisałam do niego ładną wiadomość, że dziękuję za całą życzliwość, którą od nich dostałam, że bycie częścią ich rodziny było cudowne. I, że mam nadzieję, że znajdzie szczęście i spokój. On chciał kontynuować rozmowę, ja nie miałam ochoty. To zaczął zadawać mi pytania odnoście mojej wiadomości, pytał, co miałam na myśli. Odpowiadałam mu w kilku słowach. Koniec. Po kilku godzinach wiadomośc od niego z pytaniem, czy będziemy się przyjaźnić, czy będę udawać, że on nie istnieje. Powiedziałam, że chcę się przyjaźnić i rozmawiać. On powiedział, że nie chce mnie tracić ze swojego życia. Powiedział, że nigdy nie przestanie mnie kochać. Wcześniej wspominał, że najprawdopodobniej nigdy z nikim się nie zwiąże. Powiedział, że oboje musimy zająć się sobą i zobaczymy, co przyniesie przyszłość, sugerując raczej, że do siebie wrócimy. Ja nie byłam tak wylewna, co go dotknęło. Poszłam spać, pożegnałam się, on też mi życzył słodkich snów i od tej pory cisza. Ja się nie odzywam, on się nie odzywa. Ja, o dziwo, przepłakałam za nim kilka dni. Jest mi z tym ciężko, chociaż czuję się coraz lepiej. Nie widzę jednak możliwości powrotu. Nie po tym wszystkim. Tego jest dla mnie za dużo.

Powiedzcie mi, co sądzicie o tej relacji. Dajcie mi siłę, żebym nie myślała o powrocie do niego. Tęsknię za osobą, którą myślałam, że on jest.

Przeczytaj sobie swoje ostatnie zdanie 10000 razy i zrozum ze tu tkwi sedno. Zauroczylas sie w kimś kto nie istnieje, w swoim wyobrażeniu. Dla mnie to jest jakiś matrix bo równie dobrze ja bym sie mogła zakochać w jakimś przypadkowym facecie na ulicy fantazjując ze jest na pewno inteligentny, dobry i troskliwy mimo ze szedłby w jakiś podartych łachach, pijany w sztok i szarpiąc towarzyszące mu dziecko. Tak mniej więcej wyglada Twoja "logika" tego zakochania.
Zastanów sie co w Tobie takiego jest, jakie straszne kompleksy, poczucie małej wartości ze Ty młoda, wykształcona kobieta po studiach chcesz wogole brać pod uwage związek z takim oblechem, nygusem i przemocowcem. Jesli on nie szanuje własnych dzieci i matki,ktora mimo ze powinna go kopnąć w doope to wychowuje mu dzieci, utrzymuje go i znosi nawet kopanie to jak myślisz Ciebie bedzie szanować? Bo ja obstawiam ze byłoby tylko kwestia czasu doczekanie się jak zdzieli Cie przez łeb z pieści. Pomijam juz kwestie bliskości bo nie wyobrażam sobie seksu z kimś kto mnie od początku nie pociągał a teraz na dodatek wiem ze sie nie myje! No obrzydzenie bierze na sama myśl. Mogłabyś z nim współżyć, odczuwać pożądanie?
On zapewne ma problemy psychiczne....ale Ty dla mnie tez masz jakies deficyty skoro sie w takie cos wplątujesz. Czy nie jest aby tak ze przez samobójcza smierć brata próbujesz teraz na sile ratować tego przegrywa życiowego przed podobnym losem? Nie jestes temu człowiekowi nic winna zrozum i wybij sobie z głowy jakas  przyjaźń czy dalsze pisanie z nim. Pokasuj poblokuj wszelkie źrodła kontaktu. Juz Ci raz zrobił wodę z mózgu, mało Ci? Chcesz znowu byc manipulowana poprzez jego słowa ze on tak kochał a Ty nie i ze on sie zabije jesli mu nie wybaczysz. Nie widzisz ze ten facet to toksyK? Sam sie tapla przy samym dnie i bardzo chciałby Cie na to dno pociągnąć za sobą. Dlatego nie cieszą go Twoje osiągnięcia i dyplomy, one go wrecz wkurw... bo wie ze Ciebie stać na więcej niż pranie mu brudnych gaci gdy on bedzie siedział zaniedbany i śmierdzący przed tv. Stad te jego zwroty nastrojów, raz czuje ze za wysokie progi na jego nogi i mówi ok koniec tematu a raz ma nadzieje ze jednak uda mu sie Ciebie sciągnąć do swojego poziomu dna i dlatego próbuje cos tam reanimować.
Wez kobieto otrzeźwiej i skończ definitywnie ten koszmar. No i raz jeszcze przeczytaj swoje ostatnie zdanie. Tego człowieka którego Ci tak brakuje nie ma, tesknisz za fikcja. Małym dziewczynkom takie cos jeszcze przystoi ale nie dorosłej kobiecie. Gdyby to była jeszcze nieszkodliwa fikcja to pół biedy ale Ty jestes na najlepszej drodze by sobie przez ta fikcje spieprzyc życie. Przerażajace. Gdybym była Twoja matka to bym Cie za uszy do jakiegoś terapeuty zaciągnęła zeby Ci pomógł sie ocknąć.
Edit: nie odbierz mojego posta jako ataku na Ciebie czy hejtu. Mnie poprostu trzęsie jak widzę ze wrażliwe wartościowe osoby idą jak ćmy do ognia do takich typów, tymbardziej jak  młoda dziewczyna idzie w ręce takiego faceta i mimo ze czuje każda tkanka ze to jest najgorszy z możliwych wyborów to idzie. Ty jestes w tej szczęśliwej sytuacji ze wróciłaś do domu. Dzieki Bogu. Ale jak przyjdzie Ci do głowy wracać do tego typa to bedzie dramat sad

7

Odp: Bardzo długa historia toksycznego związku.

Droga Autorko!
jestes silna, madra i samodzielna kobieta. Nie pozwol, by te cechy twojego silnego charakkteru ktos podeptal buciorami.
Nawet jesli jestes zakochana: wyrzuc to uczucie z siebie, bo zginiesz. Zerwij z nim wszelki kontakt. Pozmieniaj hasla, telefony, wszystko. To jest chory psychicznie i zly czlowiek. To fatalna kombinacja! On cie zniszczy. NIGDY tam nie jedz.Zerwij wszlki kontakt. To nie ma sensu.

8

Odp: Bardzo długa historia toksycznego związku.

Przecież to jest jakiś socjopata, nierób i brudas...chciałabyś spędzić życie z kimś takim?? Przecież sama piszesz że on Ci się nawet nie podobał...
Aż miałam dreszcze jak to czytałam!! Dziewczyno jesteś młoda, zaradna, wykształcona i stać Cię na kogoś normalnego i zdrowego psychicznie.
Nie musisz być sprzątaczką i niańką tej jego 'patologii' w USA i to za free...Wiej i nie oglądaj się za siebie!!

9 Ostatnio edytowany przez Tula (2016-09-12 22:54:20)

Odp: Bardzo długa historia toksycznego związku.

Indrys, mam teraz chwilkę, więc przeczytałam wszystko dokładniej.
Najbardziej intereoswalo mnie jak ty rokujesz, ale widzę, że mądra z ciebie osoba i raczej nie grozi ci obdurnienie do reszty. Już wyjeżdżając z tej patologii przejawiałas cechy osoby rozsądnej i mądrej.
Wiesz jak ja widzę tego faceta?
Pierwsza rzecz to zwykle chamidlo które nawet własnej matki nie uszanuje. Ta kobieta nie daje sobie z nim rady bo on leje ja i pomiata nią nawet w twojej obecności i w obecności jej wnuków. Nic dziwnego że dzieci wychowujące sie w tej patologii damr zdradzają już zachowania patologiczne. To chora rodzina. Matka tych dzieci uciekła bo albo sama była porządnie rabnieta w łeb albo,  dlatego że nie potrafiła funkcjonować w tym brudzie i w hałasie. Facet nie myje sie wyleguje sie w wyrze do 13- tej i czeka aż Służba poda mi wszystko pod nos. Dzieci chowają sie w tym domu jak dzikie zwierzątka i uczą sie walki o przetrwanie.
Nie wiem w jak domu tu sie wychowałas, ale wydaje mi sie że w normalnym bo gdyby bylo inaczej to znalazlszy sie tam od razu czulabys sie dobrze.
Ten człowiek jest nikim i dlatego w taki sposób reaguje na twoje sukcesy. To nie jest twój przyjaciel.
To szkodnik w twoim życiu.
Pozbądź sie go raz na zawsze. Niczego mi nie wyjaśniaj, nie tłumacz, bo wdając sie z nim w rozmowy możesz dać mu sie otumanic. Jeszcze jesteś za słaba na to by dać sobie radę z bełkotem tego chama.
Zerwij kontakt z tym człowiekiem

10

Odp: Bardzo długa historia toksycznego związku.

Witaj Indris! Twoja historia przypomina mi troche moja. Mam dla Ciebie rade, która nie bedzie odbiegala od rad innych uzytkownikow. Wiem, ze bedzie Ci trudno ale zasada zero kontaktu jest tym czego potrzebujesz! Masz szczescie ze nie mieszkasz blizej... bedzie latwiej zapomniec a i manipulacja Twojego partnera bedzie mniej skuteczna na odleglosc. Zastanow sie, dlaczego chcesz z nim byc, jakie wsparcie otrzymasz od niego. Czy aby nie kierujesz sie bardziej litoscia niz miloscia? Pozdrawiam

11

Odp: Bardzo długa historia toksycznego związku.

Tak bardzo jestem Wam wszystkim wdzięczna, że poświęciłyście swój czas na przeczytanie mojej historii i napisanie mi kilku słów! Nie macie pojęcia, jak bardzo mi pomogłyście. Po tym, jak bardzo on mnie tłamsił, faktycznie czułam się o wiele gorzej. Ale teraz wracam do poprzedniego stanu. Bardzo Wam dziękuję! Szczególnie, że wstydziłabym się o tym komukolwiek opowiedzieć. Co też jest bardzo znamienne...
feniks35 Absolutnie tak tego nie odebrałam. Bardzo dziękuję za te stanowcze słowa. To jedyny słuszny pogląd tej sytuacji.

Odpowiadając na Wasze pytania - mój dom wyglądał zupełnie inaczej. Rodzice nie pozwalali mnie i mojemu bratu na spędzanie godzin przed telewizorem. W domu była cisza i spokój. Nam oczywiście nieraz odbijała palma - jak to dzieciom - ale na ogół grzecznie się bawiliśmy. Mieliśmy dużo zasad, których musieliśmy się trzymać. Mama bardzo dbała o nasze zdrowe odżywianie. Nie dawała nam słodyczy ani przekąsek. Wieczorem ja i mój brat byliśmy wyciszeni i bez problemu szliśmy spać o normalnej porze a rodzice mieli czas dla siebie. Moi rodzice włożyli bardzo dużo pracy w wychowanie mnie i brata.

Tam dzieci są puszczone zupełnie samopas. Dziewczynka grzebie w rzeczach babci i je niszczy. Rozbija butelki z lakierem do paznokci. Wyciąga z szuflady plastikowe przepustki i marze po nich markerem. Zabiera biżuterię siostry tego trutnia i chowa ją u siebie, mimo, że ma absolutny zakaz nawet wchodzenia do jej pokoju. Ale to nadal nie wszystko... Mogłabym godzinami opowiadać, jak bardzo wszystko tam jest postawione na głowie. Rano babcia zostawia dzieciom śniadanie oraz picie i wychodzi do pracy. Dzieci wstają ok. godziny 9-tej i jedzą. Później ten bawół jest zbyt leniwy żeby im coś dać, nawet pić. Ja to robiłam, bo było mi ich szkoda. Dzieci mają nieograniczony dostęp do chipsów i niezdrowych przekąsek, bo tak jest zwyczajnie najłatwiej. Potem nie chcą jeść obiadu, bo nic im nie smakuje. Truteń najwięcej, co może zrobić, to nasypać im płatków do miseczki i zalać to mlekiem.
Dzieci są kąpane raz na tydzień, zdarza się, że nawet rzadziej. Żadne z nich nie posiada piżamki. Idą spać tak jak stoją, a ten pajac nawet ich nie idzie pocałować na dobranoc. Użera się z nimi babcia. Każdego wieczora jest ciemna rozpacz kiedy nadchodzi pora spania. Dzieci koniecznie muszą iść do łóżka z telefonem babci, aby oglądać filmiki na youtube. Kłócą się przy tym, czyja kolej na wybór. Babcia musi iść do nich i ich uspokajać. A sama codziennie wychodzi z domu przed 8:00 i wraca najczęściej po 20:00 obładowana zakupami. Musi jeszcze coś ugotować, nasłuchać się wrzasków i dopiero późnym wieczorem ma dwie godzinki dla siebie. Ta biedna kobieta jest zupełnie zadeptana przez te dzieci. Ustępuje im we wszystkim dla świętego spokoju, a one chętnie to wykorzystują. Ona nie może nawet spokojnie iść do łazienki. Kiedy się tam zamyka to zaraz zaczyna się walenie w drzwi i popędzanie jej. Ja bym dawno zwariowała na jej miejscu. Ona jednak bierze to na siebie. I myślę, że wiem, z czego to wynika. Jej były mąż, a ojciec trutnia, był potwornie agresywny i porywczy. Wiele lat tłukł syna na kwaśne jabłko a ona nie była w stanie od niego odejść. Miała problem z zajściem w drugą ciążę, ale gdy tylko urodziła córeczkę (truteń miał wtedy 9 lat), odeszła od męża psychopaty. Do dzisiaj czuje się jednak winna, że na to pozwoliła. Stąd bierze na siebie porażki życiowe syna.

On wielokrotnie mi powtarzał, jak źle się czuje widząc jego matkę pracującą tak ciężko, a ja oczywiście wierzyłam w jego słowa. Prawda jest jednak taka, że gdyby autentycznie mu to przeszkadzało, to by coś z tym zrobił już dawno. A z pewnością zająłby się dziećmi. Jest to tylko czcze gadanie, z którego nic nie wynika. Nie powinnam była tego słuchać, a patrzeć realnie i oceniać jego czyny. Przejrzałam już jednak na oczy.

Dodam jeszcze (jakby mało było...), że ma on niezapłacone mandaty za przekroczenie prędkości, które ciążą na nim od lat. Rosną też od nich odsetki. Jedynym rozwiązaniem byłoby albo spłacenie ich albo odsiadka w więzieniu. W lutym, gdy gdzieś jechał, nie zatrzymał się całkowicie na znaku stop i zatrzymała go policja. Spędził noc w areszcie. Cudem go wypuścili. Teraz jeżeli za cokolwiek go złapią, to od razu trafi do więzienia na 3 tygodnie. Urocza perspektywa, prawda? Miałam jego numer prawa jazdy, poszukałam w google i znalazłam stronę policji w jego stanie. Dzięki temu mogłam sprawdzić jego przewinienia oraz ile pieniędzy jest im dłużny. Chciałam sprawdzić, czy powiedział mi prawdę. W tym wypadku, o dziwo, tak. Kara wynosi kilka tysięcy dolarów.

To jest koszmar. Jakiś sen pijanego idioty. Jakie to szczęście, że to zostało ucięte nożem. Szybko o tym zapomnę. Wiecie, jak to jest - z początku człowiek tęskni, bo pamięta również dobre chwile. Ale to nie ma znaczenia. Koniec. To jest niebezpieczny, sadystyczny, egoistyczny, leniwy, obleśny pierdół i całe swoje życie przesiedzi w fotelu pod kocykiem (autentycznie tak spędza czas, bo klimatyzację mają w domu ustawioną na bardzo niską temperaturę i aż marzną).

Jakbym za nim zatęskniła to przypomnę sobie również sytuację, jak jego syn podbiegł do niego i go uderzył, na co on mu oddał na tyle mocno, że dzieciak upadł na ziemię i wybuchnął płaczem. Na co troskliwy tatuś kazał mu, cytuję, zamknąć jego pier... mordę zanim da mu prawdziwy powód do płaczu. Wysłał go za karę do łóżka babci. Ja wtedy nie wytrzymałam i sama mu ostrym tonem powiedziałam, że jest nienormalny, bo poprzedniego dnia śmiał się, jak dziecko go biło. I teraz robi mu wodę z mózgu. On powiedział, że jak jego syn nie chce obrywać, to nie powinien go bić. Ale to on zaczął stosować przemoc wobec dzieci i to on często śmieje się, gdy go biją.

Albo inna sytuacja, gdy poszliśmy na publiczny odkryty basen. On spędzał czas z córeczką i chciał ją uczyć pływać, po czym ona bez powodu z całej siły ugryzła go w nos. To nie jest normalne zachowanie. Sam tego chciał. Bez powodu czasem pstryka dzieciom palcami w twarz. Albo jak bawią się piłką to rzuca im piłkę w twarz i się śmieje. To jest psychopata.

Próbował też kontrolować to, z kim rozmawiam. Raz siedziałam i pisałam na facebooku wiadomości z mamą. Odłożyłam na chwilę telefon obok siebie. Przyszła wiadomość, on to usłyszał. Spytał mnie, z kim rozmawiam. Powiedział, że lepiej, aby to nie był żaden mężczyzna. Ja tylko się uśmiechnęłam, chciałam sprawdzić, co zrobi. To on wziął mój telefon i sprawdził. Zobaczył, że to moja mama. Odłożył mój telefon i powiedział "no, całe szczęście".

Tych historii jest pełno. Napisałam tylko te, które najszybciej przyszły mi do głowy. Jakie ja miałam szczęście, że on nie wyrządził mi krzywdy i dałam radę bezpiecznie dotrzeć do domu. Całe szczęście, że mieszka 10 000 km ode mnie. Jestem bezpieczna.

Jeszcze raz Wam bardzo serdecznie dziękuję za odpowiedzi!

12

Odp: Bardzo długa historia toksycznego związku.

Jesteś bardzo dokładna i skrupulatna- wykonczylsbys sie dziewczyno w tym badziewiu.
No ale co dalej? Na razie on milczy bo czuję sie wielce obrażony ale wiadomo przecież że za jakiś znowu sie odezwie może nawet będzie prawil ci jak to niemalże w szpitalu sie nie znalazł przez  ciebie- to oczywiste.
I co wtedy zrobisz? Będziesz wdawala sie z nim w dyskusje?
Jaka decyzję podjęła decyzję ?

13

Odp: Bardzo długa historia toksycznego związku.

Nie będę wdawać się w żadne dyskusje. Mam teraz siłę, żeby odeprzeć od siebie wszystko. Napisał do mnie zdziwiony, że ja się nie odzywam. Odpisałam mu niby normalnie ale bardzo chłodno. Zdenerwowała mnie jego idiotyczna wiadomość. Wyrzucę go z listy kontaktów bo nie chcę utrzymywać z nim kontaktu. Ten człowiek to absolutne zero.

14 Ostatnio edytowany przez Tula (2016-09-16 09:56:57)

Odp: Bardzo długa historia toksycznego związku.

I tak trzymaj.
Dobrze, że opisalas swoją historię, bo może chociaż jedna z kobiet, które ja przeczytaly czegoś tam sie nauczy?
Było więc warto.
O ciebie jestem spokojna, bo ty faktycznie masz odpowiednie zdanie na temat tego czuba, a tu napisalas jakbys chciała jeszcze raz wyrzucić z siebie to dziadostwo i jeszcze raz utwierdzić sie w przekonaniu, że masz rację. Ja ciebie doskonale rozumiem.
Życzę ci wszystkiego, co najlepsze i mam nadzieję, że od tej pory będziesz bardziej wybredna w wyborze facetów dla siebie. Trzymaj sie.

15

Odp: Bardzo długa historia toksycznego związku.

Dziękuję Ci ślicznie za Twoje słowa. Dałaś mi dużo siły. Już więcej nie dam się tak traktować. Tę znajomość powinnam była zakończyć dużo wcześniej, miałam przesłanki, że ten człowiek jest nieodpowiedni. A ja w to brnęłam, zupełnie wbrew logice. Całe szczęście, że to już za mną!

Posty [ 15 ]

Strony 1

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Forum Kobiet » TRUDNA MIŁOŚĆ, ZAZDROŚĆ, NAŁOGI » Bardzo długa historia toksycznego związku.

Zobacz popularne tematy :

Mapa strony - Archiwum | Regulamin | Polityka Prywatności



© www.netkobiety.pl 2007-2024