Mam 25 lat. Trzy lata temu podczas wakacji w USA poznałam 3 lata starszego ode mnie mężczyznę. Był niezbyt przystojny. Od razu powiedział, że ma dwójkę dzieci - rocznego synka i 3-letnią córeczkę ale matka dzieci odeszła od niego zaraz po urodzeniu drugiego dziecka. Nigdy się nie dogadywali. Zaprzyjaźniliśmy się.
Po powrocie do Polski utrzymywaliśmy kontakt na odległość. Rozmawialiśmy na facebooku. Nigdy nie dawałam mu żadnych zachęcających sygnałów, ponieważ nie planowałam przeprowadzki za ocean. Ponadto bardzo nie chciałam angażować się w żadne relacje z ojcem dzieci. To może spowodować wiele komplikacji.
Czas płynął. Ja zajmowałam się głównie uczelnią. Zawsze byłam bardzo ambitna, chciałam robić coś konkretnego w życiu. Planowałam swoją przyszłość i chciałam się do niej jak najlepiej przygotować. Niestety, miałam też bardzo przykre doświadczenia. 4 lata temu mój brat popełnił samobójstwo. To miało ogromny wpływ na moje życie. Wtedy przestało mi zależeć na czymkolwiek, ale po jakimś czasie zagryzłam zęby i postanowiłam się nie poddawać i studiować dalej. Od tej pory mierzę się jednak z poważną depresją, były momenty, kiedy wstanie rano z łóżka było dla mnie ogromnym wyczynem. Jednak walczyłam i walczę dalej. Bo warto.
Wracając jednak do mężczyzny poznanego na wakacjach. Rozmawiało nam się świetnie. Okazało się, że wie bardzo dużo o świecie, co niezwykle mi imponowało. Wydawał się taki normalny. Wiecie, co mam na myśli. O wszystkim mogliśmy porozmawiać, śmialiśmy się razem do łez. Czasem pojawiały się z jego strony sugestie, że on chciałby rozwinąć naszą znajomość w coś więcej, ale ja nie reagowałam. Bardzo tego nie chciałam. On powtarzał mi, że jestem jego najlepszą przyjaciółką, że stracił wiele znajomych kiedy został ojcem, ponieważ nie mógł się z nimi widywać. Było mi go szkoda. Podziwiałam go za to, jak bardzo poświęcał się dla dzieci i ile dla nich robił.
Około rok temu powiedział mi, że ma dosyć USA i planuje przeprowadzić się z dziećmi do Europy. Spytałam, czy może to zrobić ze względu na matkę dzieci. Powiedział, że nie ma problemu. Dużo o tym rozmawialiśmy. Cieszył się, że będzie blisko mnie i będziemy mogli się spotkać. Nie bardzo wiedziałam, co planował tu robić. Jego przeszłość była dla mnie dość mglista - nie miałam zbyt dużo informacji o tym, jak się uczył. Nie wiedziałam dokładnie, gdzie pracował. To, co obijało mi się o uszy to to, że pracował jako barman w klubie a później awansował do stanowiska menedżera. Później zrezygnował z pracy i zatrudnił się w salonie samochodowym. Z tej pracy też zrezygnował i chciał podjąć pracę w Europie. Nie wypytywałam go o to.
W tym czasie zaczął mi okazywać coraz większe zainteresowanie. Ja byłam pod jego coraz silniejszym urokiem. Widziałam w nim odpowiedzialnego bohatera, który tak dobrze walczy z przeciwnościami losu. Miałam pewne wątpliwości, kilka rzeczy mi nie pasowało, ale to zignorowałam. Wyznał mi, że od pierwszego momentu, kiedy mnie zobaczył, był mną bardzo zainteresowany i ciągle o mnie myślał. Zaczęłam mieć motylki w brzuchu podczas naszych rozmów. Zostaliśmy parą.
Wciąż dzieliła nas jednak ogromna odległość. Dużo rozmawialiśmy o potrzebie spotkania. Po miesiącu poruszyłam temat przeprowadzki do Europy. Okazało się, że on tylko tak sobie o tym mówił. Dziwił się, że wzięłam to na poważnie. Przecież on nie może opuścić USA. Ja powiedziałam, że nie mogę wyprowadzić się tak daleko od domu. On mi napisał, że modli się, żebyśmy znaleźli rozwiązanie, bo nie może mnie stracić. Rozmawiałam wtedy o tym z mamą - od razi doradziła mi zerwanie znajomości. Zdenerwowało ją to. Powiedziała, że nie rzuca się takimi zapewnieniami o przeprowadzce. Zgodziłam się z nią, ale nie byłam w stanie nic zrobić. Kontynuowałam znajomość. Dowiedziałam się więcej o jego życiu. Niestety część z tych informacji była dla mnie przykra. Nie ukończył liceum, maturę napisał eksternistycznie. Nie miał szans na pracę, zatrudnił się w biurze nieruchomości u mamy. Tam poznał właściciela sieci klubów ze striptizem. I to tam pracował przez wiele lat, aż urodziły się dzieci i nie chciał, żeby musiały wstydzić się jego pracy. To był główny powód, dla którego odszedł. Wiadomość o tej pracy była dla mnie bardzo przykra, ale miałam świadomość, że to przeszłość. Teraz on chciał się rozwijać i powiedział, że nigdy nie będzie znowu tak pracował. Kolejny raz przymknęłam oko na swoje wątpliwości.
Nadchodził marzec. Mój znienawidzony miesiąc - to wtedy właśnie straciłam brata. Pomyślałam, że cudownie byłoby wyjechać. On bardzo mnie namawiał, żebym pojechała do niego. W końcu uległam. Będę miała odmianę. Postanowiłam wyjechać na cały miesiąc. Okazało się, że on mieszka z matką i z siostrą, bo stracił swoje mieszkanie, a bezrobotny jest od kwietnia 2014. Ale potrafił to wszystko przedstawić w cudownych barwach - z matką mieszka również dla dobra dzieci. Brak pracy potwornie go boli ale on chce się rozwijać, nie chce byle jakiej pracy. Zaraz pracę znajdzie. Od razu po marcu, bo chce, żebyśmy miesiąc spędzili razem.
Podczas tego miesiąca naprawdę bardzo się starał. Pokazywał się z jak najlepszej strony. Pierwszy tydzień spędziliśmy w hotelu, resztę czasu w jego domu. Dzieci mnie pokochały, podobnie jego mama. Ja jednak zauważyłam dużo wad. Dzieci nie spały same - dziewczynka spała z babcią a chłopczyk z nim. To mnie zaskoczyło. Ponadto, w domu było cały czas potwornie głośno. Trudno było mi się w tym odnaleźć, ale było mi jednocześnie bardzo miło. Dzieci spały razem z babcią, żebyśmy my mieli trochę prywatności. Poznałam więcej osób z jego rodziny, wszyscy byli tacy serdeczni i otwarci. Czułam się tam bardzo dobrze. Kiedy wracałam, oboje potwornie płakaliśmy. Błagał mnie o obietnicę, że wrócę, jak tylko będę mogła. Obiecałam mu to. Musiałam tylko wrócić, napisać pracę magisterską, obronić się i jestem wolna. On w tym czasie miał znaleźć pracę.
Pracy oczywiście nie znalazł i miał na to tysiące powodów. Najważniejsze było to, że należałoby znaleźć opiekunkę do synka, a byłoby to potwornie drogie. Córka chodziła do zerówki. Postanowił, że on poczeka, aż wrócę. Dwa tygodnie ze mną posiedzi i pójdzie do pracy. Ja byłam tak omamiona, że w to uwierzyłam. Zaczął pokazywać drugą twarz. Na początku marca zmienił zdjęcie profilowe na nasze wspólne, mnie prosił o to samo. Po miesiącu uległam i również zmieniłam. Powiedział, że to jego ulubione zdjęcie i nigdy go nie zmieni. Był potwornie zazdrosny o mojego kolegę ze studiów i zażądał ode mnie zerwania kontaktu z nim. Zrobiłam to. Płakał i szlochał, że stracił potwornie dużo osób w życiu i nie może stracić również mnie, bo to by go zabiło. Ja daję mu tyle szczęścia.
Zaczęły pojawiać się kłótnie. On był sfrustrowany sobą, często zły na cały świat. Raz zdenerwował się na mnie i ze mna zerwał, po dwóch godzinach rozpaczał i twierdził, że wcale tak naprawdę ze mną nie zerwał. Ja to bardzo mocno przeżywałam, zależało mi na nim. W czerwcu powiedział, że on musi koniecznie znaleźć pracę. Zaczął się użalać, że jest do niczego i wszystkim byłoby lepiej bez niego. Mówił, że popełni samobójstwo, a potem przestawał się odzywać. Ja byłam przerażona. Przeszłam przez to, to jest mój największy lęk i on o tym wiedział. A mimo to wypisywał mi takie rzeczy. Po którejś kłótni zmieniłam swoje zdjęcie profilowe, powiedział, że to oznacza zerwanie i że życzy mi miłego życia. Musiałam go przepraszać i namawiać do powrotu. Zgodziłam się przyjechać od razu po obronie pracy magisterskiej. Miałam poważne wątpliwości, ale on roztaczał przede mną cudowne wizje tego, co będziemy robić i jak lepiej on się poczuje. 4 dni po obronie byłam już w samolocie tam.
Pierwszego dnia kiedy znów weszłam do tego brudnego domu szlochałam pół godziny w łazience. Potwornie żałowałam przyjazdu. Potrzebowałam odpocząć po stresie a siedziałam w tym krzyku tam. Nie miałam pieniędzy na start, byłam zdana głównie na nich. Nie miałam własnego samochodu, do każdego sklepu było daleko. Nie miałam skrawka przestrzeni dla siebie. On się zmienił i pokazał swoje prawdziwe oblicze. Ile można udawać, prawda? Całymi dniami siedział w fotelu oglądając telewizję. Wstawał koło 13:00. Jego mama przed wyjściem do pracy dawała dzieciom jeść. Później, gdy dzieci prosiły o jedzenie jego to kazał im dać mu spokój. Wstawał dopiero, gdy sam zgłodniał. Przestał dbać o higienę, często nie mył zębów, co mnie obrzydzało. Chodził niezadowolony. Potrafił 3 dni prawie się do mnie nie odzywać. Zobaczyłam, jak naprawdę traktuje dzieci. Często na nie wrzeszczał, nie dbał o nie. Zajmowała się nimi jego mama. On cały dzień siedział w sypialni w fotelu. Dzieci zajmowały salon i się tam nudziły. Miały telewizor nastawiony potwornie głośno, one krzyczały. W ich pokoju był tak potworny bałagan, że nie dało się tam wejść. Zauważyłam, że wszystkie ich zabawki (a miały ich pełno) były zniszczone. Dziewczynka potwornie kłamała i próbowała manipulować wszystkimi. Chłopczyk też próbował manipulować. Ja byłam zdana na siedzenie w jednym pokoju z moim partnerem. Cały czas. Nie miałam, gdzie siedzieć, więc siedziałam na łóżku. I tak jedynym moim zajęciem były rzeczy na moim telefonie. Czasem mogłam pooglądać coś w telewizji. Jego mama po powrocie z pracy musiała sama robić obiad i karmić dzieci a także siedzieć z nimi i oglądać ich programy w telewizji. Słuchała wrzasków i kłótni, próbowała je uspokajać. Czasem wołała ich ojca z pokoju, ale on bardzo niechętnie tam szedł. Szybko wracał do swojej jaskini.
Zaczęły się między nami kłótnie. Ja czułam się tam coraz gorzej, on miał o to do mnie potworne pretensje. Brakowało mi jedzenia. Nie mogłam o normalnej porze pójść spać, bo on chciał pooglądać film. Raz ze łzami spytałam go, po co ja mu tam jestem. Sytuacja się pogarszała. Kilka razy pakowałam walizkę, ale on mnie przepraszał i obiecywał poprawę. Ja starałam się mimo wszystko zrobić tam coś dobrego. Wysprzątałam kilka pokoi. Wymyłam łazienkę. Jego zmobilizowałam do posprzątania z dziećmi pokoju. Odzyskały szafę a ja wyprałam ich walające się po podłodze ubrania i wszystkie tam ułożyłam. Od tej pory to ja dbałam o ich ubranka. Poradziłam sobie ze strasznym bałaganem. Uczyłam dzieci odkładać rzeczy na miejsce. Przestały rzucać ubrania gdzie popadnie. Pilnowałam porządku w salonie, chociaż kosztowało mnie to wiele. Nie mogłam po prostu znieść myśli, że mama wraca z pracy do bałaganu. Bardzo chciałam jej pomóc.
Czułam się bardzo samotna. Czułam, że moje potrzeby nie są w ogóle ważne. Kłótnie mnie wyniszczały. On zaczął podczas kłótni głośno trzaskać drzwami i walić pięścią w przedmioty. Bałam się. Stosował przemoc fizyczną wobec dzieci. Kopnął przy mnie również psa. Potrafił również kopnąć własną matkę, gdy ta zmywała naczynia. To mnie szokowało. Gdy byłam w kuchni, zachodził mnie po cichu od tyłu i z całej siły klepał mnie w pupę. Potwornie boleśnie, prosiłam go, żeby przestał, ale on się śmiał. Czułam się odarta z godności. Nikt nigdy mnie tak nie traktował. Nie miałam dokąd uciec ani gdzie się schował. Starałam się robić wszystko, byleby tylko uniknąć kłótni ale było to często niemożliwe. Podczas jednej kłótni to on miał do mnie pretensję, że chodzę smutna i powiedział, żebym wyjechała w takim razie. Bilet powrotny miałam kupiony na koniec listopada ale praktycznie od początku mojego pobytu tam chciałam zmienić rezerwację na znacznie wcześniejszą. Czekałam jednak. Chciałam jak najwięcej zobaczyć, żeby już nigdy nie korciło mnie, żeby tam wrócić. Żebym była odporna na jego ckliwe słowa.
W końcu odważyłam się poruszyć temat jego pracy. Nawarczał na mnie. Ale ja postanowiłam spytać o to znowu. Powiedział, że może czegoś zacznie szukać w przeciągu kilku tygodni. Zostawiłam to. Po dwóch tygodniach wróciłam do tematu. Powiedział mi, że on próbował dzwonić do różnych miejsc, ale nikt nie oddzwonił. Nigdzie nie może znaleźć żadnej pracy. Schował się w garderobie i napisał do mnie, że zaraz poderżnie sobie gardło. Musiałam długo go uspokajać. W końcu wpadł na pomysł, że mógłby wrócić do pracy w klubie. Rozmawiał ze swoim dawnym szefem i ten mógłby dać mu stanowisko menedżera w nowym klubie, który ma zamiar otworzyć. Dla mnie to był cios. Ale faktycznie nie było innego wyjścia, więc chciałam przymknąć na to oko. Powiedział, że zdobędzie tam trochę doświadczenia i zmieni pracę. Zostanie menedżerem jakiejś restauracji czy baru. Ja jednak postanowiłam przyglądać się temu z dystansu. Nie mogłam znieść więcej kłótni, więcej tego hałasu. Nie mogłam znieść tej bezczynności oraz zależności od niego. Zawsze potrafiłam sama zająć się sobą. Chciałam za wszelką cenę stamtąd uciec, czekałam tylko na pretekst. I nie musiałam długo czekać. Znowu nadeszła kłótnia, po raz trzeci kazał mi stamtąd wyjeżdżać, skoro tak mi tam źle. Spytałam, czy mówi to na serio. On powiedział, że tak i wyszedł z pokoju. Szybko zmieniłam rezerwację, zanim się rozmyślę. Wiedziała, że następnego dnia bym tego nie zrobiła. Kłótnia odbyła się w poniedziałek dwa tygodnie temu. Bilet zmieniłam na sobotę w tamtym tygodniu. Byłam szczęśliwa.
Oczywiście on po kilku godzinach się opamiętał i mnie przeprosił. Następnego dnia był bardzo czuły i opiekuńczy. Powiedziałam mu, że faktycznie wyjadę. On się popłakał. Powiedziałam mu, że oboje musimy nad sobą popracować. Ja chcę iść w Polsce do pracy i zarobić trochę pieniędzy na start, muszę zmienić wizę, na taką, która umożliwi mi pracę. Muszę mieć możliwość wynajęcia własnego samochodu. Muszę mieć również swoje meble. Muszę również coś robić, nie mogę tak dalej żyć. On w tym czasie ma iść do pracy i ją zmienić. Wtedy ja mogę wrócić. Jego mama dodała nawet, że to on ma mi zapłacić za bilet. Wyjeżdżałam pokojowo. Rozkwitłam przez te ostatnie dni. Świadomość, że niedługo się uwolnię, była dla mnie cudowna. On rozpaczał. Błagał mnie o obietnice, że z nim nie zerwę, że wrócę, że nie poznam nikogo w pracy. Obiecałam mu wszystko i naprawdę chciałam dotrzymać słowa. Z natury jestem bardzo lojalna. Miałam nadzieję, że on pójdzie do pracy. Dzięki mnie zaczął również brać lek przeciwdepresyjny, zdecydował się także na wizytę u psychiatry. Jego mama obiecała mi, że dopilnuje, żeby tam poszedł i dostał dobry lek. Ale to może potrwać nawet pół roku zanim znajdą dobry lek. Podczas szczerej rozmowy powiedziała mi, że ja muszę zacząć myśleć o sobie. Nie zawieszać swojego życia na kołku. Zostawić to i zająć się sobą. Powiedziała, że pęka jej serce na myśl, że wyjadę, ale tak trzeba. I wtedy, za długi czas, może oboje będziemy w tym samym punkcie w życiu i będziemy mogli znów być razem. Bardzo dobra rada. Ja jednak nie miałam zamiaru zrywać.
On na lotnisku pytał mnie, czy z nim zerwę. Zapewniłam go, że nie. Wróciłam do Polski w niedzielę tydzień temu. Od razu poczułam przypływ energii. Pojechałam z mamą na zakupy do Ikei, udekorowałam swoją sypialnię. Zdjęcia wysłałam jemu. Chciałam, żeby się ze mną cieszył. On jednak nie był zbyt zadowolony. Rozmawiał ze mną niewiele. Sam z siebie powiedział mi, że nic się absolutnie nie zmieniło. On po prostu oczyszcza głowę. Mówił, że modli się, żeby mnie nigdy nie stracił, że zrobi wszystko, żebyśmy pozostali razem. Ja w to wszystko wierzyłam i byłam pełna dobrej woli. Napisał mi, że nie okazuje mi tego, jak powinien, ale jestem najbardziej niesamowitą osobą, jaką spotkał w życiu i jest tak bardzo dumny, że jestem jego dziewczyną. Byłam szczęśliwa. Pojechałam na uczelnię i odebrałam dyplom. Zachwycona wysłałam mu zdjęcie, ale znowu reakcja była znikoma. To było dziwne. We czwartek nagle ze mną zerwał. Życzył mi miłego życia. Podziękował za wspomnienia. Powiedział, że kiedyś kogoś bardzo uszczęśliwię, że będę miała cudowne życie. On widzi, że życie z nim to nie jest to, czego ja chcę. Tym razem nie weszłam z nim w dyskusję. Byłam zszokowana i zraniona, ale zostawiłam to dla siebie. Koniec moich zapewnień. Ja nie mogę spędzić życia zapewniając go ciągle. On jest dorosły. Musi odpowiadać za swoje czyny. Napisałam do niego ładną wiadomość, że dziękuję za całą życzliwość, którą od nich dostałam, że bycie częścią ich rodziny było cudowne. I, że mam nadzieję, że znajdzie szczęście i spokój. On chciał kontynuować rozmowę, ja nie miałam ochoty. To zaczął zadawać mi pytania odnoście mojej wiadomości, pytał, co miałam na myśli. Odpowiadałam mu w kilku słowach. Koniec. Po kilku godzinach wiadomośc od niego z pytaniem, czy będziemy się przyjaźnić, czy będę udawać, że on nie istnieje. Powiedziałam, że chcę się przyjaźnić i rozmawiać. On powiedział, że nie chce mnie tracić ze swojego życia. Powiedział, że nigdy nie przestanie mnie kochać. Wcześniej wspominał, że najprawdopodobniej nigdy z nikim się nie zwiąże. Powiedział, że oboje musimy zająć się sobą i zobaczymy, co przyniesie przyszłość, sugerując raczej, że do siebie wrócimy. Ja nie byłam tak wylewna, co go dotknęło. Poszłam spać, pożegnałam się, on też mi życzył słodkich snów i od tej pory cisza. Ja się nie odzywam, on się nie odzywa. Ja, o dziwo, przepłakałam za nim kilka dni. Jest mi z tym ciężko, chociaż czuję się coraz lepiej. Nie widzę jednak możliwości powrotu. Nie po tym wszystkim. Tego jest dla mnie za dużo.
Powiedzcie mi, co sądzicie o tej relacji. Dajcie mi siłę, żebym nie myślała o powrocie do niego. Tęsknię za osobą, którą myślałam, że on jest.