Mam na imię Amelia, mam 20 lat i czasem myślę, że o 20 za dużo. Jeżeli macie chwilę czasu, to proszę, przeczytajcie moją historię. Może któraś z Was była w podobnej sytuacji, może ktoś powie mi co mam zrobić?
Na pozór od innych dziewczyn w swoim wieku różnię się tylko tym, że mam 30 kg nadwagę. Prawda jest jednak taka, że różnie się wszystkim.
Wychowywałam się w bardzo katolickiej rodzinie, która Boga i przykazania zawsze stawiała na pierwszym miejscu. Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie to, że moi rodzice są obsesyjnie religijni. Gdy byłam młodsza wielokrotnie byłam przez nich bita. Rodzice uważali, że w inny sposób nie nauczą mnie szacunku do siebie. Nie chcę już tutaj opisywać tych wszystkich awantur, podczas których bito mnie, czym popadnie a moje zabawki były wyrzucane ,,za karę? przez okno. Za każdym razem musiałam później przepraszać rodziców za swoje zachowanie i całować ich po rękach. Straszono mnie, że gdy tego nie zrobię ,,Bozia zabierze mamę i tatę do siebie?. Nie chciałam tego, więc obsesyjnie chciałam być we wszystkim perfekcyjna. Niestety, nie udawało mi się. Ciągle byłam od kogoś brzydsza, grubsza, głupsza? I mówiono mi o tym prosto w twarz.
Kiedy miałam 4 lata wyjechałam z tatą nad morze. Przeżyłam tam najgorszy koszmar mojego dzieciństwa: molestowanie seksualne przez jednego z gości ośrodka. Wtedy z nieufnej dziewczynki przerodziłam się w zupełnie zamknięte w sobie dziecko.
W przedszkolu i podstawówce nie umiałam nawiązać poprawnego kontaktu z rówieśnikami. Byłam dla nich ,,dziwna?, biedna i nosiłam używane ubrania, które wielokrotnie wyśmiewano. No i przede wszystkim byłam gruba. Później okazało się, że to przez niedoczynność tarczycy ale dla moich rówieśników nie miało to najmniejszego znaczenia. Po prostu do nich nie pasowałam.
Zaczęłam się wtedy odchudzać. Efekt był taki, że stanęłam na granicy anoreksji. Wypadły mi włosy i przestałam rosnąć. Ale w końcu jedna koleżanka zaprosiła mnie na swoje urodziny?
Później przez 3 lata było różnie. Raz lepiej, raz gorzej. W moim domu rodziców ciągle odwiedzali różni księża, którzy byli wtajemniczani we wszystkie sprawy rodzinne. Wiedzieli o wszystkim, nawet o tym, że dostałam pierwszą miesiączkę? Czułam, że nie mam swojego życia, ale jakoś dni mijały.
Przełom nastąpił, kiedy umarła moja siostra. Moja maleńka, długo wyczekiwana siostrzyczka, której nie dane było się nawet narodzić? Załamałam się zupełnie. Zaczęłam garściami łykać tabletki nasenne, przeciwbólowe, uspokajające? Kiedy wydawało się, że jakoś się pozbieram odeszła moja druga siostra. Jej też nie dane mi było poznać?
Rodzina się rozsypała. Zaczęliśmy żyć obok siebie i tak zostało do dziś. Na szczęście koleżanka zabrała mnie wtedy na oazę z osobami niepełnosprawnymi. Poznałam tam wielu cudownych ludzi, którzy po prostu zaakceptowali mnie taką, jaką byłam. I tak w tym roku spędziłam z nimi wakacje już po raz 5.
Wydawałoby się, że mój koszmar powinien się skończyć.
Trzy lata temu zostałam zgwałcona? Praktycznie umarłam. Od tamtej pory żyję jak w letargu. Zjadam tony tabletek. Nie wiem, jakim cudem udało mi się zdać maturę, dostać się na studia i zaliczyć pierwszy rok. Poznałam też cudownego chłopaka, z którym jestem od 10 miesięcy.
Od pół roku leczę się u psychiatry na nerwicę natręctw i ciężką depresję. Do leczenia zostałam niejako zmuszona przez mojego chłopaka, który nie mógł już znieść mojego płaczu i wymiotów przed każdym wyjściem z domu, samookaleczenia się i myśli samobójczych.
Leczenie praktycznie nie przynosi żadnych rezultatów. Nie potrafię pozbyć się swoich lęków i koszmarów. Mam wrażenie, że z każdym dniem jest ze mną coraz gorzej.
Może któraś z Was była w podobnej sytuacji, mogłaby powiedzieć mi, co mam robić?? Nie wiem, czy to co napisałam ma jakiś sens. Ja już chyba nawet prosić o pomoc nie potrafię?