Tę wiadomość napisałam też na innym forum. Tam nikt nie odpisał więc postanowiłam spróbować tutaj.
Boże, weszłam na to forum i się tak zastanawiam "co ja tutaj robię?". Nie wiem czy jest sens w zwierzaniu się komuś obcemu, ale skoro nie umiem się zwierzyć komuś bliskiemu, bo czuję, że większość moich bliskich by mnie nie zrozumiała, to pozostała mi jedynie ta droga. Od razu napiszę, że nie oczekuję jakieś rady i zrozumienia, a jedynie chyba rozmowy. Z pewnością nie mam tak, że jestem osobą, której trzeba potakiwać, i z którą trzeba się zgadzać.
Mam za sobą łącznie cztery związki. Pierwszy to była typowa dziecinada w wersji "ustawmy się z sobą", była też wersja "kilkutygodniowa" i dwa z kilkuletnim stażem (te co miały być na poważnie i na całe życie). Kiedy odchodziłam od ostatniego z wymienionych partnerów poczułam się tak jakbym nie żałowała, jakby nie było mi żal, jakby mnie wyprało z uczuć. Zanim podjęłam decyzję o odejściu, to już wtedy kogoś poznałam, ale nie było tam zdrady (nie doszukujcie się takich rzeczy, uważam, że najpierw trzeba coś zakończyć nim zacznie się coś nowego). Tak czy inaczej w końcu stałam się singielką, bez większego rozpaczania, jedzenia lodów na potęgę itd. Wdałam się w romans, sądziłam wtedy, że bez przyszłości i nawet nie chciałam z tym mężczyzną budować przyszłości. Nie czułam potrzeby ponownego wiązania się z kimś, jeszcze w tak krótkim czasie po nieudanym zakończonym związku. Ja wiem, że pewnie dla wielu z was spanie z kimś z kim się nie było wyda się czymś mocno niemoralnym, brudnym i nieporządnym.
Spotykaliśmy się różnie, raz częściej, raz rzadziej. Zależy jak mieliśmy czas. Czasami ja wpadałam do niego, czasami on przyjeżdżał do mnie. Nie tłumaczyliśmy się sobie, rozmawialiśmy normalnie, można nawet to nazwać przyjaźnią w połączeniu ze wspólnymi wyjściami i seksem. Zazwyczaj chodziliśmy razem nocami - kino, knajpa, bar całodobowy, gdy nikomu z nas nie chciało się gotować. Nawet nie zauważyłam kiedy to się rozwinęło na taką skalę, że zaczęliśmy żyć jakbyśmy z sobą byli, to przyszło samoistnie, ale to on podjął decyzję. On jako pierwszy powiedział, że takie dłuższe bujanie się bez uczuć nie ma sensu i że mu autentycznie zależy, choć myślał, że nigdy nie pokocha takiej gówniary. No i właśnie, tu jest problem. Gdy byliśmy z sobą tak luźno, to wiek nie stanowił dla mnie żadnego problemu, bo nie myślałam o przyszłości, o tym co będzie dalej, jak będzie, bo nie mieliśmy wspólnej przyszłości, tak? Było prostu, rozumiecie?
A dziś się zastanawiam czy postępuję właściwie, czy to ma sens. Nawet nie wiem czy go kocham, nie wiem czy umiem kochać. Wiem, że go lubię, ale... nigdy nie byłam osobą, która się szybko zakochuje i patrzy na świat przez różowe okulary i od razu widzi w czymś wielkie LOVE.
Jeszcze wszyscy mnie w dodatku przestrzegali. Moja matka to już szczególnie, ale ona akurat jest osobą, która nie jest obiektywna, bo uwielbiała mojego byłego, ale to tylko dlatego, że z nim miałam szanse na normalne, stabilne życie, jej zdaniem, bo tak naprawdę nie wie co było powodem naszego rozstania. Adam jej powiedział jedynie "pani córka miała kaprys", gdy zabierał swoje rzeczy, pod moją nieobecność, bo akurat wypadła mi wtedy popołudniowa zmiana w pracy. Ona chyba ciągle żyje nadzieją, że to z tamtym będę, choć jak dla mnie nie ma takiej opcji i sobie nawet nie wyobrażam, że moglibyśmy do siebie wrócić.
Jednak ciągle stoję na tym, że ja nie wiem co robić dalej. Z jednej strony chcę ułożyć sobie życie, myślę o macierzyństwie, jestem gotowa na dziecko, ale nie jestem gotowa na małżeństwo, nie jestem pewna, że to co między nami przetrwa lata, bo już byłam w związkach co trwały lata i się rozpadły. Nie jestem pewna, czy umiem zaufać jakiemuś mężczyźnie, czy akurat jemu, zwłaszcza, że bywały u nas spięcia (może nie jakieś ostre, ale jednak). Najgorsze, że czuję, że problem tkwi we mnie, a nie w nim...
Czasami jest tak, ze miłość przychodzi później. Jeśli jest Wam ze sobą dobrze to wiek też nie gra roli. Przecież możesz być z nim tak zwyczajnie, bez jakichś deklaracji wielkich. Nie musisz się spieszyć. Jeśli czujesz, ze to coś dobrego to pozól, zeby się rozwijało swoim tempem ale jeśli nic do niego nie czujesz to może nie warto. Będę szczera...zastanawiasz się czy postępujesz własciwie...moim zdaniem nie ma w tym nic niewłasciwego. Ja tam jestem zdania że właściwe jest wszystko co nie krzywdzi innych. Duza jest ta róznica wieku między Wami?
Niecałe 13 lat. Tylko problemem jest to że zaczęłam zauważać iż to on chciałby jakiś deklaracji. A ja chyba nie umiem się w pełni zaangażować.
Niecałe 13 lat. Tylko problemem jest to że zaczęłam zauważać iż to on chciałby jakiś deklaracji. A ja chyba nie umiem się w pełni zaangażować.
Nie umiesz czy nie chcesz? Moze do tej pory nie trafiłas na odpowiedniego mężczyznę. Nic na siłę. A ile masz lat?
13 lat różnicy, to dużo, owszem, ale ja jestem zdania, że jeśli ludzie naprawdę się kochają, to może ich spokojnie dzielić nawet 20lat (chociaż ja osobiście nie chyba nie umiałabym żyć z kimś o tyle starszym). Problem niestety może być taki, że różnica wieku będzie wpływać na relacje. Z Twojego nicku wnioskuję, że masz 23 lata, to znaczy, że on jest już zdrowo po 30-stce. Jesteś bardzo młodą dziewczyną, masz zapewne swoje plany, jak np. wspomniane macierzyństwo, może jakieś podróże, cokolwiek. On jest już dojrzałym mężczyzną, który chciałby ułożyć swoje życie - stąd jego inicjatywa, żebyście byli razem i że mu zależy. Pytanie, czy Ty również chcesz ustabilizować życie? Z nim? Niestety nie wiemy co siedzi w Twojej głowie, co tak naprawdę do niego czujesz, ale skoro sama nie wiesz czy go kochasz, czy chcesz tego, czy jesteś w pełni gotowa na taki związek, to może lepiej DLA NIEGO żebyście odpuścili. Nie wiem... w pewnym sensie chyba troszkę ranisz go. No bo facet się określił, najwyraźniej chciałby spróbować na serio, a nie bawić się w romans, ale Ty sama nie wiesz co zrobić... Kurde, trudna sprawa... Nie wiem co zrobiłabym na Twoim miejscu. Pomyśl o przyszłości. Jak to będzie dalej wyglądać?
A czy Ty powiedziałaś mu, że nie jesteś pewna? Co on na to?
6 2016-08-30 09:15:16 Ostatnio edytowany przez Kolorowa1993 (2016-08-30 09:25:49)
Ja myślę, że problem tkwi w tym, że ja nie wierzę w miłość. Autentycznie chyba nie umiem kochać. Nie powiem że jest mi z nim źle, bo jest dobrze, jestem szczęśliwa, lubię z nim przebywać, potrafiłam dogadać się z jego córką (ponoć to udaje się nielicznym), nie przeszkadzało mi gdy u mnie pomieszkiwał (gotował). Generalnie mu nie odmówiłam, oficjalnie uważani jesteśmy za parę, tylko mnie przeraża, że to poszło tak szybko i bez jakby mojego wkładu w to. No i nie ma się też co oszukiwać, ze ja nie jestem typem żony (niepunktualna, niesłowna, nieobowiązkowa, nieodpowiedzialna, i dużo by jeszcze wymieniać).
Mam 23 lata, on będzie miał 36.
Ja myślę, że problem tkwi w tym, że ja nie wierzę w miłość. Autentycznie chyba nie umiem kochać. Nie powiem że jest mi z nim źle, bo jest dobrze, jestem szczęśliwa
No to chyba znasz już rozwiązanie swojego problemu.
Ja myślę, że problem tkwi w tym, że ja nie wierzę w miłość. Autentycznie chyba nie umiem kochać. Nie powiem że jest mi z nim źle, bo jest dobrze, jestem szczęśliwa, lubię z nim przebywać, potrafiłam dogadać się z jego córką (ponoć to udaje się nielicznym), nie przeszkadzało mi gdy u mnie pomieszkiwał (gotował). Generalnie mu nie odmówiłam, oficjalnie uważani jesteśmy za parę, tylko mnie przeraża, że to poszło tak szybko i bez jakby mojego wkładu w to. No i nie ma się też co oszukiwać, ze ja nie jestem typem żony (niepunktualna, niesłowna, nieobowiązkowa, nieodpowiedzialna, i dużo by jeszcze wymieniać).
Mam 23 lata, on będzie miał 36.
Wydaje mi się, że nie trafiłaś jeszcze na takiego mężczyznę, który przewróciłby Twój świat do góry nogami:) Nie rób niczego na siłę. Wsłuchaj się w siebie. Daj sobie czas i przede wszystkim porozmawiajcie. Powiedz mu szczerze o swoich uczuciach. Powiedz, ze nie jesteś gotowa. Moze potrzebujecie więcej czasu, moze wcale do siebie nie pasujecie. Trzeba rozmawiać ze soba o wszystkim. Ten mężczyzna ma 36 lat, ma dziecko i wydaje się być nastawiony na trwały związek natomiast Ty masz prawo nie być gotowa na to wszystko. Jesli czujesz coś do niego ale nie chcesz ze się tak wyrazę isć o krok dalej to zwyczajnie porozmawiajcie o tym. Naprawdę o wszystkim można ze sobą porozmawiać. Będzie dobrze zobaczysz tylko bądz szczera ze sobą i z nim. Powodzenia:)
Sugar, napisałaś, że wydaje ci się, że nie trafiłam jeszcze na odpowiedniego mężczyznę. Ktoś inny mi kiedyś powiedział, że miłość to 100% zaufania, 100% pewności, a tego nie ma się nigdy. Przynajmniej ja nie umiem w pełni komuś zaufać, bo nie sądzę bym mogła być kogoś pewna. Ludzie rozstają się po kilkunastu latach małżeństwa, niejednemu mężczyźnie, który był wręcz idealny nagle coś odbija i odchodzi do innej. Jak więc być kogoś pewnym?
Rozmawiałam z nim o tym. Mówiłam nieraz, że nie lubię deklaracji, bo z reguły są gówno warte i wtedy uznałam, że niech sobie wszystko idzie swoim torem, bez jakiś naszych szczególnych starań, sztucznego zabiegania o tę drugą osobę itd. I faktycznie tak to sobie szło. Sądziłam, że i jemu i mnie się odwidzi, gdy na chwilę razem zamieszkamy (do niego na tydzień wprowadzili się brat z dziewczyną, a u mnie akurat on malował i kładł płytki, tak więc nie było sensu, by co chwilę wracał do siebie). To pomieszkiwanie razem wyszło zupełnie nieplanowane i szczerze miałam nadzieje, że w ten tydzień się o coś pożremy i zaraz uznamy, że to jest nie to, ale o dziwo, to w żaden sposób sobie nie zawadzaliśmy, a nawet nawzajem wychodziliśmy sobie naprzeciw i się w pewien sposób uzupełnialiśmy.
Ja nigdy nie chciałam udawać, robić czegoś dla faceta, sztucznie się starać, czy pokazywać z jak najlepszej strony, bo uważałam to za bezsens. Bo co po takim czymś jak potem zderzyłby się z taką ścianą prawdy, a ona byłaby kontra tamte pozory? Nie mam tylko pewności, czy on podchodzi do tego tak samo. Bo to, że tak mówi i że według siebie niby niczego nie udaje, nie daje mi gwarancji, że za miesiąc czy dwa, gdy już będziemy z sobą tak bardzo mocno na poważnie (załóżmy, że tak by było) nie stałby się nagle diametralnie kimś innym.
Z drugiej strony nie wiem po co mu określanie się i deklaracje kiedy mnie jest to zupełnie niepotrzebne. Nie jestem typem kobiety, która lubi słuchać takich banałów jak "kocham cię", czy która podjarana się czuje idąc z facetem po mieście za rączkę. Nie jestem typem romantyczki czy osoby, która zadowala się pustymi słowami. On też żył bez potrzeby takich deklaracji tyle lat, bo jednak kupę czasu był sam, z nikim sobie życia nie ułożył i nagle wyskakuje mi ze słowami, na które ja nie umiem odpowiadać. To mnie jest głupio, gdy na "zależy mi, wiesz o tym?" odpowiadam "ehe, ehe, chcesz może herbaty?".
Nigdy nie ma 100% pewności, ze coś sie w związku nie popsuje. Takiej pewnosci nie da Ci nikt. Nie mozna mieć wszystkiego. Nie jestem ekspertem od miłości ale wydaje mi się, ze skoro sama nie wiesz co z tym zrobić to moze warto zwrócić facetowi wolność. Niech sobie chłopak znajdzie kogoś kto będzie potrafił go pokochać, kogoś kto powie, ze mu na nim zależy.
Sugar. Ja mu niczego nie obiecuję i jestem z nim szczera. W pewnym sensie dałam mu wybór i mógł wybrać wolność. Z resztą ja go w żaden sposób nie trzymam i nie więżę, nie ograniczam. Nie mówię mu "nie idź tu i tu" albo "dziś koniecznie do mnie przyjedź". Nawet dziś mu powiedziałam, że może nigdy ode mnie nie usłyszeć, że go kocham, bo nie chcę mówić czegoś czego nie jestem pewna. Odpowiedział, że "kocham" to nie słowa, a czyny i wystarczy, że on będzie pewny, ja nie muszę, i że jego pewności i miłości starczy za dwoje.
Sugar. Ja mu niczego nie obiecuję i jestem z nim szczera. W pewnym sensie dałam mu wybór i mógł wybrać wolność. Z resztą ja go w żaden sposób nie trzymam i nie więżę, nie ograniczam. Nie mówię mu "nie idź tu i tu" albo "dziś koniecznie do mnie przyjedź". Nawet dziś mu powiedziałam, że może nigdy ode mnie nie usłyszeć, że go kocham, bo nie chcę mówić czegoś czego nie jestem pewna. Odpowiedział, że "kocham" to nie słowa, a czyny i wystarczy, że on będzie pewny, ja nie muszę, i że jego pewności i miłości starczy za dwoje.
Sama piszesz, że nie jesteś pewna więc wniosek nasuwa się sam No cóż mogę jedynie życzyć Wam wszystkiego dobrego.
Sugar. Dziękuję za odpowiedzi. Za życzenia nie dziękuję, by nie zapeszyć. Póki co stoję na tym, że jestem z nim szczera i co ma być to będzie. Może przy okazji, dzięki temu, że zamieściłam tutaj ten post, się nawet trochę zadomowię na tym forum. Pozdrawiam.
Sugar. Dziękuję za odpowiedzi. Za życzenia nie dziękuję, by nie zapeszyć. Póki co stoję na tym, że jestem z nim szczera i co ma być to będzie. Może przy okazji, dzięki temu, że zamieściłam tutaj ten post, się nawet trochę zadomowię na tym forum. Pozdrawiam.
Nie ma za co. Tak jest co ma być to będzie. A na forum są naprawdę fajni ludzie. Wiele się mozna dowiedzieć. Pozdrawiam
Tę wiadomość napisałam też na innym forum. Tam nikt nie odpisał więc postanowiłam spróbować tutaj.
Boże, weszłam na to forum i się tak zastanawiam "co ja tutaj robię?". Nie wiem czy jest sens w zwierzaniu się komuś obcemu, ale skoro nie umiem się zwierzyć komuś bliskiemu, bo czuję, że większość moich bliskich by mnie nie zrozumiała, to pozostała mi jedynie ta droga. Od razu napiszę, że nie oczekuję jakieś rady i zrozumienia, a jedynie chyba rozmowy. Z pewnością nie mam tak, że jestem osobą, której trzeba potakiwać, i z którą trzeba się zgadzać.
Mam za sobą łącznie cztery związki. Pierwszy to była typowa dziecinada w wersji "ustawmy się z sobą", była też wersja "kilkutygodniowa" i dwa z kilkuletnim stażem (te co miały być na poważnie i na całe życie). Kiedy odchodziłam od ostatniego z wymienionych partnerów poczułam się tak jakbym nie żałowała, jakby nie było mi żal, jakby mnie wyprało z uczuć. Zanim podjęłam decyzję o odejściu, to już wtedy kogoś poznałam, ale nie było tam zdrady (nie doszukujcie się takich rzeczy, uważam, że najpierw trzeba coś zakończyć nim zacznie się coś nowego). Tak czy inaczej w końcu stałam się singielką, bez większego rozpaczania, jedzenia lodów na potęgę itd. Wdałam się w romans, sądziłam wtedy, że bez przyszłości i nawet nie chciałam z tym mężczyzną budować przyszłości. Nie czułam potrzeby ponownego wiązania się z kimś, jeszcze w tak krótkim czasie po nieudanym zakończonym związku. Ja wiem, że pewnie dla wielu z was spanie z kimś z kim się nie było wyda się czymś mocno niemoralnym, brudnym i nieporządnym.
Spotykaliśmy się różnie, raz częściej, raz rzadziej. Zależy jak mieliśmy czas. Czasami ja wpadałam do niego, czasami on przyjeżdżał do mnie. Nie tłumaczyliśmy się sobie, rozmawialiśmy normalnie, można nawet to nazwać przyjaźnią w połączeniu ze wspólnymi wyjściami i seksem. Zazwyczaj chodziliśmy razem nocami - kino, knajpa, bar całodobowy, gdy nikomu z nas nie chciało się gotować. Nawet nie zauważyłam kiedy to się rozwinęło na taką skalę, że zaczęliśmy żyć jakbyśmy z sobą byli, to przyszło samoistnie, ale to on podjął decyzję. On jako pierwszy powiedział, że takie dłuższe bujanie się bez uczuć nie ma sensu i że mu autentycznie zależy, choć myślał, że nigdy nie pokocha takiej gówniary. No i właśnie, tu jest problem. Gdy byliśmy z sobą tak luźno, to wiek nie stanowił dla mnie żadnego problemu, bo nie myślałam o przyszłości, o tym co będzie dalej, jak będzie, bo nie mieliśmy wspólnej przyszłości, tak? Było prostu, rozumiecie?
A dziś się zastanawiam czy postępuję właściwie, czy to ma sens. Nawet nie wiem czy go kocham, nie wiem czy umiem kochać. Wiem, że go lubię, ale... nigdy nie byłam osobą, która się szybko zakochuje i patrzy na świat przez różowe okulary i od razu widzi w czymś wielkie LOVE.
Jeszcze wszyscy mnie w dodatku przestrzegali. Moja matka to już szczególnie, ale ona akurat jest osobą, która nie jest obiektywna, bo uwielbiała mojego byłego, ale to tylko dlatego, że z nim miałam szanse na normalne, stabilne życie, jej zdaniem, bo tak naprawdę nie wie co było powodem naszego rozstania. Adam jej powiedział jedynie "pani córka miała kaprys", gdy zabierał swoje rzeczy, pod moją nieobecność, bo akurat wypadła mi wtedy popołudniowa zmiana w pracy. Ona chyba ciągle żyje nadzieją, że to z tamtym będę, choć jak dla mnie nie ma takiej opcji i sobie nawet nie wyobrażam, że moglibyśmy do siebie wrócić.
Jednak ciągle stoję na tym, że ja nie wiem co robić dalej. Z jednej strony chcę ułożyć sobie życie, myślę o macierzyństwie, jestem gotowa na dziecko, ale nie jestem gotowa na małżeństwo, nie jestem pewna, że to co między nami przetrwa lata, bo już byłam w związkach co trwały lata i się rozpadły. Nie jestem pewna, czy umiem zaufać jakiemuś mężczyźnie, czy akurat jemu, zwłaszcza, że bywały u nas spięcia (może nie jakieś ostre, ale jednak). Najgorsze, że czuję, że problem tkwi we mnie, a nie w nim...
Kolorowa, czy Ty na pewno masz 23 lata? Bo z tego postu to strasznie zmęczona życiem osoba się wyłania...
Ja też uważam, że po prostu jeszcze nie nadszedł Twój moment. Stąd Twoje wątpliwości. Ten facet po prostu stał się plastrem a teraz jest wygodnym elementem Twojego życia. Trochę może nieświadomie, ale stał się elementem Twojego procesu leczniczego po poprzednim rozstaiu. Taka przynajmniej byłaby moja teza. A teraz, jak już Ty się wewnętrznie podleczyłaś, przyszły wątpliwości.
W Twoim wieku trochę za wcześnie na zdroworozsądkowe myślenie "zostanę z facetem, bo on mnie kocha". Co więcej, biorąc pod uwagę, z jakim entuzjazmem (żadnym) piszesz o facecie, który Cię kocha, to jemu też robisz krzywdę, bo dajesz mu złudzenie stabilizacji/uczucia.
Wyobraź sobie, ze go nie ma przy Tobie. Rozpacz? Smutek? Czy tylko dyskomfort? Połączony z lekkim zaciekawieniem, co byś robiła, gdybyście się nie spotykali, tak jak się spotykacie. Jeśli bardziej to drugie, to cóż... Też o czymś to świadczy...
Ja akurat nie wierzę do końca w Miłość przez duże M, a przynajmniej w to, że jest ona dana wszystkim. Ale znam pary, które mają dla siebie takie uczucia i tak głębokie przekonanie, że chcą być razem, że można pomyśleć, że to może być właśnie taka miłość I na pewno łączy je przekonanie, że mimo tego, co może przynieść przyszłość, to warto ryzykować - zaufać i budować coś razem. I chyba na Twoim miejscu i biorąc pod uwagę Twój wiek wolałabym sobie dać szansę znalezienia czegoś takiego, niż tkwić - w sumie bez żadnego uzasadnienia - w końcu ani dobry chłopak do małżeństwa ani utrzymanie nie jest Ci potrzebne - w układzie, który aż trzeba obgadywać z obcymi ludźmi.
16 2016-08-31 09:04:48 Ostatnio edytowany przez robingirl (2016-08-31 09:05:29)
Sugar. Ja mu niczego nie obiecuję i jestem z nim szczera. W pewnym sensie dałam mu wybór i mógł wybrać wolność. Z resztą ja go w żaden sposób nie trzymam i nie więżę, nie ograniczam. Nie mówię mu "nie idź tu i tu" albo "dziś koniecznie do mnie przyjedź". Nawet dziś mu powiedziałam, że może nigdy ode mnie nie usłyszeć, że go kocham, bo nie chcę mówić czegoś czego nie jestem pewna. Odpowiedział, że "kocham" to nie słowa, a czyny i wystarczy, że on będzie pewny, ja nie muszę, i że jego pewności i miłości starczy za dwoje.
Kochanie za dwoje to bardzo fajnie brzmi w książkach, ale taka deklaracja w realnym życiu tak jak dla mnie nieco dziwna...
Wiec tak z ciekawości - jaka była jego sytuacja osobista jak się rozstaliście? mnie tu pachnie porzuceniem przez poprzednią... Ale może się mylę...
Tak, mam 23 lata.
B nie jest zaleczeniem na A. Po rozstani z A nie czułam nic, to była moja decyzja i obeszło się bez rozpaczy. Jak patrzę na ten związek z perspektywy dzisiaj, to z obecnym partnerem łączy mnie więcej i jest mi z nim lepiej.
Obecny partner nie był ani porzucony, ani po rozstaniu. Jest wdowcem.
I to nie jest też tkwienie w czymś bez powodu i bez sensu. Lubię go, lubię z nim spędzać czas, lubię się z nim kochać, cieszę się na nasze spotkania, ale boję się w cokolwiek zasngażować i nie lubię składać deklaracji.
Przepraszam za błędy, piszę z tel.
A to że pytam obcych ludzi, czy chcę z nimi rozmawiać, by przekonać się czy może ktoś miał podobnie, to chyba nic złego. Od tego w końcu jest ten dział tego forum.
Z całym szacunkiem dla Ciebie, nie odbieraj tego jako przytyk - dziwię się jemu, że tkwi w tej relacji.
Nie możesz mu na dobrą sprawę niczego zaoferować, ot, trochę rozrywki, przytulasa, seks. Żadnych innych emocji, żadnej stałości.
To dziwne, że facetowi w tym wieku coś takiego odpowiada. Chyba, że nie doszedł jeszcze do siebie po śmierci żony.
Twoje zachowanie mnie o wiele mniej dziwi. Jesteś młodziutka laseczka, masz święte prawo do poznawania facetów i życia, bez wiązania się na stałe i zobowiązań wszelakich.
Tego faceta po prostu nie kochasz, nie wiążesz z nim przyszłości, to taki ''przystanek'' dla Ciebie, co zrozumiesz, jak poznasz kogoś, kto wywróci Twój świat do góry nogami.
Oczywiście, jeśli się bardzo martwisz, to możesz odwiedzić psychologa, ale nie sądzę, by problem leżał w Tobie.
Raczej doszedł do siebie po śmierci żony, bo to było ponad 10 lat temu. Jemu odpowiadał układ spotkań co jakiś czas i nagle... To nie było też na zasadzie jedynie pieprzenia się. Ja bym to bardziej określiła mianem przyjaźni. A zakochać się chyba nie chcę, bo ja patrzę na tych zakochanych z boku, to ja bym nie chciał, by ktoś bez powodu robił mi sieczkę z mózgu. Ja nawet dziś się zaczęłam zastanawiać co by było gdyby był albo młodszy, albo bezdzietny, albo, albo i dużo albo i myślę, że byłoby prościej, a tu jednak oboje mamy za sobą stratę kogoś bliskiego, oboje mieliśmy już poukładane życie singlów, że tak to nazwę i oboje byliśmy dla siebie odskocznią od tej codzienności i w moim mniemaniu to nagle mu odbiło i zachciało mu się zrobić z odskoczni codzienność, a ja wyobrażam już sobie do czego to może zmierzać dalej i nie wyobrażam sobie by się komuś spowiadać gdzie idę i z kim i po co. To że jest opiekuńczy i troskliwy jest super, ale w chwili, gdy ja chcę po to sięgnąć, a nie w chwili gdy jest mi to takie narzucane. Moja matka to skwitowała "masz za dobrze, nie starasz się, a facet wokół ciebie skacze i jeszcze na to zrzędzisz, nic tylko masz za dużo w dupie". A to nie jest tylko tak, bo ja mam też w głowie to, że np bym się postarała zaangażować, to wyszedłby w końcu temat np dziecka i już widzę na to reakcje choćby jego córki Ja po prostu też nie chcę wywracać jego i jej życia do góry nogami, stąd też nie wiem czy to, że brnę w to dalej nie jest trochę egoistyczne, czy jest właściwe. Mój tel sie buntuje i nie chce na forum odpisywać. Tak czy onaczej idę spać, bo jestem po jakiś 20 godz pracy, bo kolega mnie i koleżankę wystawił i starałysmy sie go kryć przed szefową jak się w pracy nie pojawił, z nadzieją ze sie kedynie spóźni. Pozdrawiam.
Cyngli - Bo wczoraj zapomniałam napisać. Ja oczywiście nie odbieram twoich słów jako przytyk. Napisałaś co myślisz i miałaś do tego prawo. Ja cenię szczerość u ludzi. Więc nie martw się, że mnie w jakiś sposób obraziłaś czy coś takiego
Cyngli - Bo wczoraj zapomniałam napisać. Ja oczywiście nie odbieram twoich słów jako przytyk. Napisałaś co myślisz i miałaś do tego prawo. Ja cenię szczerość u ludzi. Więc nie martw się, że mnie w jakiś sposób obraziłaś czy coś takiego
Cieszę się bardzo, bo obrażenie Ciebie absolutnie nie było moim zamiarem.