Witajcie.
Chciałem komuś się wygadać, bo normalnie w życiu chyba nie mam komu.
Moja żona jest pierwszą i jedyną kobietą z jakąkolwiek kiedy byłem. Nigdy wcześniej z żadną nie byłem, nie całowałem się, nie spotykałem, nie miałem żadnych kontaktów seksualnych. Ona przede mną miała. Dość młodo się pobraliśmy, tuż po studiach, i obecnie jesteśmy ponad 8 lat po ślubie.
Wkradła się chyba rutyna i znudzenie. Coraz częściej działamy sobie na nerwy, ona nie chce o tym rozmawiać, potrafi się zamknąć w łazience i tam płakać przez 2h, miewamy ciche dni. Ogólnie nie wiem jak do niej dotrzeć. Pracujemy i wracamy do domu ok 18-19. Starcza czasu i sił jedynie na kolację, mycie, książkę. I od rana ten sam dzień. W weekend sprzątamy całotygodniowy bajzel. I tak tydzień w tydzień.
Męczą mnie jej ciągłe wahania nastrojów, humory.
Jakieś niecałe 4 mies. po zjedzeniu szybkiego obiadu na mieście na parkingu poprosiła mnie pewna dziewczyna o podwiezienie i podrzucenie pewnej nieporęcznej rzeczy do mieszkania. Podczas jazdy okazało się, że posprzeczała się ze swoim facetem. Dziewczyna bardzo żywa, otwarta. Wniosłem jej rzeczy z mojego samochodu, a ona w podziękowaniu zaprosiła na obiad i deser. Tematy do rozmów nam się nie kończyły. Opowiedziała o sobie, ja również, także to, że mam żonę i że też jak u niej nie jest za ciekawie.
Mimo, że z charakteru jest kompletnie inna, to okazało się, że mamy podobne upodobania. Zdziwiło mnie, to, bo ona ma 19 lat, a ja o 14 więcej.
Jeszcze tego samego dnia napisała do mnie na facebooku. Odnalazła mnie po imieniu, nazwie firmy i pewnie innych rzeczach, bo nie znała nazwiska.
Od tego czasu nasz kontakt stał się bardzo intensywny. Opowiadaliśmy sobie o wszystkim, zaczęły się bardziej intymne rozmowy, także telefoniczne. W końcu także spotkania.
Doszło też do czegoś więcej, mimo, że na początku umawialiśmy się, że nie pójdziemy do łóżka.
Czułem i czuję się z tym okropnie, jak na kacu. Stałem się jeszcze bardziej nerwowy, dodatkowo żona mnie jeszcze bardziej irytowała kiedy ma znowu żal o jakieś duperele. Powtarzam jej by się przestała tak ciągle czepiać, przejmować, by się uśmiechała, a ona ciągle, że nie ma czasu, że zmęczona itp.
Spotkania z nowo poznaną dziewczyną były dla mnie taką odskocznią, odprężeniem, kiedy mogłem odpocząć zresetować się, ale po później się to zmieniło. Bo co np. jeśli to się wyda? W sumie tak naprawdę nie wiem czego ona ode mnie oczekuje, choć mówi, że tylko bliskości od czasu do czasu. I że to co jest jej wystarcza. Tylko, że teraz co drugi wieczór pisuje do mnie, by chciała, żebym zasypiał przy niej.
Odpisuję, że mówiłem, że to nigdy nie będzie możliwe. Podobno rozumie i tak tylko pisze, że po prostu by chciała... Rozmowy zaczęły dotyczyć także tych samych rzeczy, stały się dla mnie nudne, seks na początku tak ekscytujący już też nie daje tyle co wcześniej.
Nie chcę się rozstawać z żoną. Liczę na to, że między nami się poprawi, że będzie jak dawniej, tylko ona gdzieś się zagubiła, ja trochę też, jak widać. Nasz związek mimo, że niedoskonały jest dojrzały(?), nie wiem czy to dobre określenie. Jest pełniejszy, w sumie bardziej satysfakcjonujący niż tamta dziewczyna, która jest miła, pełna energii, ale po wyczerpaniu pewnego zasobu tematów wieje nudą.
Etap fascynacji(?) minął. Nie wiem jak to zakończyć. Spotkać się i powiedzieć, że było fajnie, ale nie mam ochoty już kontakty z nią? Pojęcia nie mam jak to się robi, bo to moja druga kobieta w życiu.
Wiem, że to była pomyłka, ale w sumie dzięki niej chyba zrozumiałem, że moja żona to ta właściwa kobieta, której nie chcę stracić.