Cześć
Jestem studentką, teraz będę zaczynała ostatni rok studiów magisterskich dziennych.
Udało mi się załapać na pracę w księgowości, przez to prawie zawaliłam 2 semestr studiów, bo nie chodziłam na zajęcia tylko właśnie do pracy.
Na początku było super, pełno roboty, pełno nowych rzeczy a teraz...
Nie mam nic do roboty, ciągle sprawdzam jakieś pierdoły i sama wymyślam sobie zadania, które już mi się kończą ;/
Najgorsze jest to, że jest taka dziewczyna w pracy które zabrała mi wszystkie obowiązki które miałam.. robi pełno błędów a ja tylko poprawiam i jej tłumacze jak co robić (mimo że ona pracuje od 3 lat o.O) eh..
Jestem na umowie zlecenie, przełożona chce bym była codziennie w pracy ale jak nie mam nic do roboty! Już 3 razy prosiłam o nowe zadania ale bez reakcji.. prócz obietnicy że pomyśli.
Jak się zacznie kolejny semestr to będę musiała wychodzić wcześniej z pracy albo nie przychodzić (bo mam taką możliwość i to jest duży plus). Tylko mówiąc szczerze nie mam już ochoty! Siedzę, nudzę się i irytuję.. już ciekawiej było wykładać towar w hipermarkecie
A pieniądze też na niskim poziomie, nikt podwyżki mi nie da (już 1 dostałam) i za prace dorywcze czasem dostawałam więcej.. mniej ode mnie dostaje jedynie sprzątaczka
Nie wiem czy zrezygnować, skupić się ten 1 rok na studiach (plus na kursie, na który się zapisałam) i pracować dorywczo, czy zostać w tej pracy, niby w zawodzie, licząc na to że się poprawi.
Jak myślicie?