Mam 26 lat. Nie układa mi się w związkach. Poznaję nowych mężczyzn, ale żaden do mnie nie 'zarywa' kolokwialnie mówiąc. Studiuję na Politechnice. Rok temu postanowiłam zmienić zawód i od zeszłego roku w 80% jestem wolontariuszem przy pewnych projektach. Mój zawód stricte politechniczny chyba mnie nie interesuje. Wiąże się z siedzeniem ciągle przy komputerze ( ok jak wszędzie, wiem), na początku mała płaca, zwykle biura 3-4 osobowe, z czego 2 osoby to praktykanci a 2 starsi właściciele.
Myślice, że jest ok. Że tak powinno być.
Mam wrażenie, że nie.
Mam kolegów po informatyce, telekomunikacji, elektrotechnice. Okazuje się, że oni działają w młodych zespołach. Ja nigdy nie pracowałam w młodym zespole w swoim zawodzie. Wiem, że nie powinnam zwracać na to takiej uwagi, bo pieniądz jest najważniejszy, ale jednak. Kiedy jest przemiał ludzi w podobnym wieku można nawet kogoś spotkać. A zwykle po politechnice nie pracuje się równo 8h. Moi znajomi i ja wcześniej na praktykach pracowałam po 8-12h.
Ale może do rzeczy. O co mi chodzi.
Rok temu postanowiłam zacząć wolontariaty przy projektach artystycznych. Czasem za to mi płacą czasem nie. Zawsze myślę sobie, że jesli nie uda mi się, mam tą odskocznię w postaci pracy w zawodzie, ale im więcej projektów robię i one są bardziej profesjonalne tym bardziej zniechęca mnie myśl o powrocie do biura...
Nie wiem jak to określić, ale wszędzie gdzie się zgłaszam mam zamiar kogoś poznać.
1.5 roku temu ktoś z grupy znajomych zwrócił na mnie uwagę. Ponad rok temu- 13 miesięcy temu byliśmy ze sobą, później i tak ze mną zerwał. I co? Od tej pory nic. Nie wiem dlaczego. Nie wiem co jest nie tak.
Nawet przychodzę na te projekty pracować, integrować się z ludźmi. Zwykle nikt później do mnie nie pisze. Do moich koleżanek owszem, piszą nowopoznani mężczyźni. A do mnie nikt.
Nie wiem co jest ze mną nie tak. Podobno brzydka nie jestem, mam rozmaiar 36-38. 170 cm wzrostu. Ubieram się normalnie- zwykle na te projekty sportowo, nie maluję się wyzywająco bo wiem, że ciągle jestem w ruchu...
Moi znajomi z politechniki albo siedzą w biurach i pracują, albo mają praktyki. Uważają mnie za nieogara życiowego. Osobę, która poświęca się pasji a nie ma z tego takiego zysku jaki miałaby po pracy w biurze.
Ciągle zastanawiam się nad zmianą. Aby wrócić do biura. Ale boję się, że kiedy wrócę moje marzenia o tych projektach miną.
Poza tym zwykle w tych projektach udział biorą sami studenci szkół artystycznych. Koordynatorami i osobami współpracującymi są inni młodzi ludzie, ale już niestudiujący, posiadający firmy, jakieś inne życie. Ja nadal studiuję. Kończę za rok studia w wieku 27 lat. I dwoję się i troję aby ogarnąć swoje życie. Już pogodziłam się z tym, że na uczelni nie znajdę chłopaka- nie mówię o mężu. Ale chłopaka nawet na chodzenie kilkumiesięczne.
Boję się, że zostanę sama. Że studiując tak długo i mając tyle na głowie bo chcę się rozwijać nie widzę pewnych rzeczy, nie zarabiam dużej ilości pieniędzy. Codziennie budzę się z gulą w gardle. Że powinnam coś zmienić. Że najpierw powinnam skończyć studia, w czerwcu. A później samo przyjdzie- nikt o mnie nie zapomni. Wszystko ma swój czas.
Wiem, że mam 26 lat, moi znajomi już dawno pokończyli studia i zarabiają pieniądze. Slyszę czasem jakieś komentarze. ALe ja nadal studiuję. Nie mogę też wszystkiego poświęcać pracy. Nie studiuję zarządzania a kierunek techniczno projektowy. Dość trudny= plus praca i te dodatkowe wolontariaty. Ja się wykańczam. A nie mam z tego dużo ( pieniędzy).
Co robić? Co mi radzicie?