Witajcie,
Nie wyszło nam, jak wielu osobom. Swego czasu było idealnie, byłem spełnionym mężczyzną, a ona szczęśliwą kobietą. Pojawiły się problemy, i jak się okazało - te nie do przejścia. Zmieniliśmy się przez ten czas ze względu na młody wiek i nasze drogi się rozeszły. Bardzo to przeżyłem, mija 4 miesiąc od rozstania. Brakuje mi kobiety, zwłaszcza że wiem, iż stanąłem na wysokości zadania pod wieloma względami i mógłbym komuś dać wiele radości (przy okazji sobie). Przez ten dramatyczny czas "błądziłem". Szukałem plastra jak wielu mężczyzn, z sukcesami, ale za każdym razem to nie było to. Wyżyłem się też na imprezach, to co przeżywałem po alkoholu i wielu środkach pozostanie moją tajemniczą nauczką. Czas kryzysowy minął, żyję bez niej jak dawniej, czerpię z życia, rozwijam się z pasją. Wróciłem na właściwe tory, po prostu. Świadomie przechodzę do organizacji kolejnych lat i zgodnie z zasadą maksymalnej efektywności która towarzyszy mi od dobrych paru lat... Chcę dać z siebie wszystko w pewnych zakresach. Z pełną odpowiedzialnością liczę się z tym, że pakując się w to co planuję mogę pozostać sam przez co najmniej trzy lata. Piszę o tym bo zwyczajnie poszukuję wsparcia osób których nie znam, a w szczególności kobiet.
Chciałem tego ja i los nieco mi w tym dopomógł. Krótka historia. Gruby, zakompleksiony, introwertyczny nastolatek przeistacza się w ciągu kilku lat w zawodowego sportowca. Poznaje dziewczynę, zakochuje się i jako typ samotnika oddaje jej całe swoje uczucie jednocześnie wciąż trenując i studiując. Cały okres życia razem to ona, sport i nauka, okresowo praca. Tak lata spędzone na poświęceniu i rozwoju zbudowały ze mnie nieatrakcyjnego fizycznie (skrajnie wychudzonego - dyscyplina tego wymaga), nieatrakcyjnego społecznie (imprezy, spotkania ze znajomymi, itp. - nie bawią mnie, mimo wielkiej pewności siebie nie odnajduję się wśród ludzi), atrakcyjnego w kwestii osiągnięć/dążenia do celu/odpowiedzialności/wykształcenia mężczyznę. Miejsce w którym obecnie się znajduje jest silnie skorelowane z powodem rozstania. To potężna harówa. Studiuję bodaj najcięższy obecnie kierunek w Polsce, pracuję jednocześnie w korporacji, b. przykładam się do treningów i żywienia, codziennie czytam mnóstwo badań. Wszystko to kreuje niesamowitą pewność siebie, bo oparte jest o ciężką pracę i wyrzeczenia. Świadoma rezygnacja z życia społecznego, relacje z ludźmi ograniczone do skąpego kontaktu z najbliższą rodziną i jednym przyjacielem. Nie czuję potrzeby zmiany, na pytania ludzi czy nie szkoda mi na to życia szczerze odpowiadam, że szkoda byłoby mi na zabawę i wyjazdy kiedy jest tyle do osiągnięcia i do zdobycia tylu cennych informacji każdego dnia. Funkcjonuję zdecydowanie inaczej niż większość społeczeństwa stąd nie odnajduję się w nim. Nie raz otrzymuję zaproszenia na imprezy u znajomych, to naprawdę świetni ludzie. Niestety - jakbym się nie starał/albo totalnie wyłączył rozsądek - nie potrafię się wyluzować, moje myśli zawsze utkną na czymś "poważnym" i tylko uśmiecham się do nich, w efekcie znudzony kończę uczestnictwo po kilku godzinach. I nie jest tak że to zaburzenia w poczuciu własnej wartości. Mam 22 lata i przez cały wcześniejszy okres żyłem inaczej niż ogół, nie chcę tego zmieniać, uważam to za uwstecznianie się. Z pewnością nie poświęcę celów, marzeń i wysiłku który już w życiu włożyłem by teraz to zaniedbać. A nie oszukujmy się - bez alko i in. ciężko o integrację, co tylko utrudnia sprawę. Moi koledzy i koleżanki wiodą świetne studenckie życie - podjęli mało wymagające kierunki, pracują w ciekawych miejscach, i kilka razy w tygodniu mogą się zabawić. Jednak mnie to totalnie nie pociąga i na tym poprzestanę. Do sedna.
Korzystając z wiedzy nt. sportu jestem w stanie w przeciągu około 2-3 lat zbudować sylwetkę tego pokroju: maxximum-portal. com/forum/richedit/upload/MP2k9c9b303a129.jpg. Do tego praca w b. prestiżowej korporacji, niecodzienne wykształcenie z perspektywą "dr" przed imieniem i nazwiskiem. To jeśli chodzi o powierzchowność, a bądźmy szczerzy - ta w dzisiejszych czasach jest niemniej ważna, a w moim przypadku wymagać będzie wielkiego trudu. Nie bierzcie tego za chwalenie/wywyższanie się, zwyczajnie mam plan to wszystko osiągnąć i wiem że jestem w stanie to zrobić. Jeśli chodzi o cechy w osobowości to uważam się za dojrzałego emocjonalnie, satysfakcjonującego dla kobiety w łóżku faceta. Moim potrzebom eks często nie była w stanie sprostać (poziom T często szybował - sport). Jest pewne ale, które dręczy mnie od dłuższego czasu. Jestem poważnym, ułożonym, zorganizowanym, kulturalnym człowiekiem. Typem samotnika, który jak już wspomniałem szczerze rzyga z nudów na imprezach i nie potrafi śmiać się z głupot/rozmawiać o pierdołach. Często mówią mi że się mnie boją (wyraz twarzy, postawa). Żyjąc w dużym mieście i obcując z ludźmi widzę, że cechy które wyniosłem z domu i które pielęgnuję są dla ludzi nudne/przestarzałe. Wiem że nie będę już typem imprezowicza, bo to w wypracowanym przeze mnie systemie wartości oznaczałoby porażkę, nie chcę tego zmieniać. Chciałbym mimo tego dostarczyć na co dzień swojej przyszłej partnerce również nieco emocji, tyle że pod postacią wyjazdów, jazdy na motocyklu, sportów ekstremalnych, spontanicznymi zbliżeniami.
Czy znacie w swoim bliskim środowisku przypadki takich mężczyzn? Jak wyglądają związki z nimi, czy kobiety są zadowolone? Czy męska fizyczność i prezencja (ubiór, zadbane dłonie, włosy, dostojność, itp.) są tak istotne dla kobiet jak dla nas, mężczyzn? Nie oszukujmy się, każdy chce dla siebie jak najlepszego/jak najlepszej. Ja jestem młody, nie wiem wszystkiego (zwłaszcza że niezbyt mnie kwestie damsko-męskiego postrzegania interesowały, do czasu), dlatego moje pytania mogą być infantylne, ale chciałbym się umocnić w swoich postanowieniach i być bardziej pewnym słuszności obranej drogi...
Jak wypada pojedynek: atrakcyjny, poważny samotnik-intelektualista VS wyluzowany imprezowicz-ekspresjonista w Waszych oczach? Zapraszam Panie do dyskusji, chcę być świetnym facetem, dla kogoś, kiedyś .