Witam,
Piszę ten wątek, by się wygadać.
Zacznę od tego że, od zawsze byłam sama. Gdy byłam mała,moja matka wywiozła mnie na drugi koniec Polski,odcinając mnie od rodziny z jej strony, która nie chce utrzymywać żadnych kontaktów, chyba że, potrzebują porady prawnej. Wtedy znajdują do mnie numer, i pomimo moich prób kontaktu wyłuszczają problem.Po załatwieniu ww. problemu następuje cisza i tak do następnego razu. Na moje próby kontaktu odpowiadają milczeniem.
Rodzina ojca nigdy mnie nie uznała.Ojca widziałam dwa razy, na rozprawie o odebranie mu praw rodzicielskich,oraz pogrzebie babci. Na obu spotkaniach traktował mnie jak powietrze, kiedy próbowałam porozmawiać udawał że nie słyszy i odchodził. Po latach porzuciłam nadzieje że, kiedyś przyjdzie, wyśle kartkę na urodziny.Dotarło do mnie że, go nie obchodzę i to się nie zmieni.
Matka z kolei, nienawidziła mnie od zawsze. Wychowała mnie sama, finansowo niczego mi nie brakowało. Robiła mi dzień w dzień awantury o wszystko krzycząc jak bardzo żałuje że się urodziłam, jak bardzo podobna do ojca jestem.Niejednokrotnie pytała kiedy wyświadczę światu przysługę i skończę ze sobą, w końcu nikt mnie nie kocha, nie jestem nikomu potrzebna a najlepiej by było gdybym nie żyła.Ciągle mi wmawiała że, ludzie na ulicy mijając mnie śmieją się zemnie, bo jestem taka brzydka, gruba i bezwartościowa. Często ubolewała nad tym że, mogła mnie usunąć ale tego nie zrobiła-bo co by ludzie powiedzieli? Nauczyłam się przy niej nie okazywać żadnych emocji, ani uczuć. Kiedy byłam chora stawała pod drzwiami mego pokoju i pytała czy już ma się cieszyć bo umieram. Od obcych ludzi pożyczałam pieniądze na leki, a gdy mogłam odpracowywałam to. Lata terapii pomogły mi zrozumieć że, to nie moja wina, i nie jest tak że, jestem taka jaką ona mnie widzi. Od tego czasu mieszkam sama, sama też spędzam święta. W gorszych chwilach zastanawiam się czemu nie mogę mieć chociaż matki która, by mnie po prostu kochała.
Mam znajomych jednak to znajomości bardzo powierzchowne. Znajomi mają już swoje rodziny, partnerów, więc w pełni rozumiem że, mają mało czasu a gdy czas się znajdzie chcą go spędzić z najbliższymi.
Temat mężczyzn zupełnie dla mnie nie istnieje. Niestety nie ułożyłam sobie życia w tej materii. Nikt się nigdy mną nie interesował, a gdy ja wychodziłam z inicjatywą- otrzymywałam uprzejmą odmowę. Próbowałam portali randkowych-fiasko.Pisali Panowie liczący wprost na niezobowiązujący seks. Zapisałam się na kilka kursów, zaczęłam uczęszczać na siłownie i zajęcia z kickboxingu- poza ujędrnieniem sylwetki i znaczną poprawą kondycji nie udało mi się z nikim złapać lepszego kontaktu. Zmiana stylu na miej profesjonalny, a bardziej dostępny nie przyniósł także rezultatu.Szkoda, fajnie byłoby się pewnie poczuć kochaną. Próbowałam, nie udało się-trudno. Myślę że pogodziłam się z tym stanem rzeczy i nie oczekuje niczego.
Mam pracę w której się realizuje, pasję i wolontariat.Wolny czas stale sobie zapewniam, jednak przychodzą takie chwilę w których brakuje mi po prostu przynależności do rodziny. Spędzanie samotnie świąt nie jest już tak straszne jak kiedyś, ot traktuje je jak kolejna kolacja tylko że przy choince.Mimo tego że, staram się być dobrym człowiekiem, wspieram fundacje i szlachetne paczki,chętnie biorę udział w akcjach w których mogę pomóc dzieciom, nie czuje się szczęśliwa. Strasznie żałuje że, poważnie chorują ludzie którzy mają rodziny, dla których ich odejście będzie niepowetowaną stratą, a nie np. ja- po której obiektywnie nikt nie zapłaczę i dla nikogo nie będzie to stratą. Nie czuje aby miało mnie coś jeszcze dobrego spotkać w życiu, bo niby co? Wszystko co mogę kupić za pieniądze, nie daję tak naprawdę szczęścia.
Chciałam się wygadać, dziękuje.