Długo zastanawiałam się czy w ogóle opisać moją sytuację. Otóż, jesteśmy z mężem po ślubie ponad 7 lat. Zastanawiam się nad odejściem od niego. Napiszę też, że nie miałam i nie mam u swego boku żadnego bliskiego kolegi/ kochanka. Chyba w sumie "zawsze" w mniejszym lub większym stopniu umieliśmy się dogadać, ale teraz jest coraz gorzej. Żyjemy ze sobą jak 60latkowie. Po pracy mój mąż łapie za pilot od Tv, zje obiad, pogada ze mną. Ale tematem tabu są te drażliwe i wymagające poświęcenia. Chętnie omija problemy. Coraz częściej kłócimy się: o jego komentarze, których potem się wypiera. Ma żal, że musi ze mną gdzieś wyjść. Obiecuje, że zrobi daną rzecz, a potem zwleka z tym tydzień, miesiąc i dłużej... Mam dość tego, że większość rzeczy jest na mojej głowie. On lubi robić i mówić tylko co jemu pasuje. W tym związku nie ma spontaniczności, miłych drobnych gestów, a marazm. Zdarza się, że nie mówi mi prawdy, okłamuje mnie. Nie mam do niego zaufania. Zawiódł mnie w kilku sprawach dotyczących naszego wspólnego życia. Nie umiem o tym zapomnieć. Chciałabym, a jednak- nie mogę. Bo, gdy jest już wszystko dobrze. Nagle okazuje się, ze tak faktycznie nie jest. Jego ukrywanie spraw z pracą, studiami, podnoszeniem kwalifikacji z którymi ciągle zwleka. Nie jestem natarczywa, chcę tylko prawdy, jednak sama nie wiem czy faktycznie ją uzyskam. Mam obawy. Nie chcę wymuszać, ale ileż można na coś czekać. Rozmowy z nim kończą się na niespełnionych obietnicach. Podczas wspólnych rozmów denerwuje się. Nie są mu na rękę takie rozmowy. Woli, żyć bezstresowo. Tak, abym nie naciskała. Przecież to moja wina, że ja czegoś od niego oczekuje, czepiam się. A mnie tak naprawdę nie oto chodzi. Ostatnio nawet odpuściłam, nie chciałam stać nad nim, wypytywać, być ciekawska. Postanowiłam przyglądać się temu wszystkiemu z daleka. I co się stało...? Kolejne rozczarowanie. Miał do wykonania jakąś pracę dodatkową, nie zrobił tego. Wolał po pracy pójść na mecz, spotkać się z kolegami wędkarzami. Cały tydzień minął, a on nic. Ma na wszystko czas. Gdy jesteśmy razem chcę od niego konkretnej odpowiedzi jaka jest, nie zwlekania i czekania jak będzie. On chce mówić o sobie w samych superlatywach. Lubi przy kimś coś dopowiedzieć, ubarwić. Rzadko mówi o swoich problemach. Męczy mnie zastanawianie się czy po raz kolejny mówi prawdę czy nie. Nie wiem, czy chce dalej to wszystko ciągnąć. Może zabrzmi to jak okropnie, ale czasem dziękuję, temu z góry, że nie mamy dziecka. Mam nawet myśli, że los tak chciał. Może to małżeństwo nie jest dla naszej dwójki. Tylko praca, dom, zakupy do domu. My nawet nie wyjeżdżamy na wycieczki. Tak chciałabym, być raz na jakiś czas miło zaskoczona czymś, niespodzianką. Nie chodzi mi tu o materiale sprawy: biżuterię, prezenty. Chcę, aby sam z siebie wynajął jakiś domek, gdzieś na 3 dni. Byśmy mogli, być sami dla siebie. Pomyślał co moglibyśmy zrobić razem. Często jest tak, że gdy ja nie mogę- sprawy zawodowe. Czasami odzywa się i chce nagle wyjść na spacer, wiedząc ze mam coś pilnego do zrobienia i jest to nierealne. Na basen nie pójdzie, bo nie chce. W okresie letnim nad wodę nie pojedzie bo wraca z pracy po 15. Jak większość z nas. Czegoś tak sam od siebie niestety nie zrobi. Trzeba mu pokazać jak małemu dziecku, że żarówki w kuchni palone od miesiąca i warto byłoby je wymienić. Już nie mam siły, walczyć o to wszystko. Nie chcę mieć dziecka w domu, a partnera. Już nie wierzę, że coś się zmieni, jeśli do tej pory jest tak samo. I jak dalej rozwiązać tę sprawę, sama nie wiem?
Postaw mu sprawę jasno ,że jak Ci nie pokarze ,że mu na Tobie zależy i że jesteś trochę dla niego ważna to wniesiesz sprawę o rozwód. Nie masz z nim dziecka więc nie musisz się zmuszać do bycia z nim i do ratowania czegokolwiek. Jeżeli szczerze nie powiesz co od niego oczekujesz i on się nie zmieni wasz związek nie ma sensu.
Postaw mu sprawę jasno ,że jak Ci nie pokarze ,że mu na Tobie zależy i że jesteś trochę dla niego ważna to wniesiesz sprawę o rozwód.
Raczej takie ultimatum nie ma sensu. Nawet jeśli po czymś takim wysili się nieco, to nie zmieni niczego. Z opisu wynika, że Jutromożeniebyć nie tylko nie żywi już gorętszych uczuć do męża, ale też zwykłego szacunku wobec jego samego, jego postawy życiowej i wyborów, czy raczej ich braku. Z takiego dołka trudno wyjść, czy wręcz jest to niemożliwe. Zmiana, jeśliby nastąpiła, wynikałaby z groźby. W szczerość zmiany wynikającej z takich pobudek wątpię. Jutromożeniebyć też nie najlepiej będzie w roli trzymającej stale bicz. Gdzie tu poczucie bezpieczeństwa, więzi? On z kolei będzie miał za złe wymuszanie w ten sposób zmian, nawet jeśli miałyby pomóc w wyjściu z marazmu. W marazmie jak widać czuje się całkiem nieźle...
anicorek87 napisał/a:Postaw mu sprawę jasno ,że jak Ci nie pokarze ,że mu na Tobie zależy i że jesteś trochę dla niego ważna to wniesiesz sprawę o rozwód.
Raczej takie ultimatum nie ma sensu. Nawet jeśli po czymś takim wysili się nieco, to nie zmieni niczego. Z opisu wynika, że Jutromożeniebyć nie tylko nie żywi już gorętszych uczuć do męża, ale też zwykłego szacunku wobec jego samego, jego postawy życiowej i wyborów, czy raczej ich braku. Z takiego dołka trudno wyjść, czy wręcz jest to niemożliwe. Zmiana, jeśliby nastąpiła, wynikałaby z groźby. W szczerość zmiany wynikającej z takich pobudek wątpię. Jutromożeniebyć też nie najlepiej będzie w roli trzymającej stale bicz. Gdzie tu poczucie bezpieczeństwa, więzi? On z kolei będzie miał za złe wymuszanie w ten sposób zmian, nawet jeśli miałyby pomóc w wyjściu z marazmu. W marazmie jak widać czuje się całkiem nieźle...
To co ma zrobić? od razu go zostawić bez żadnej rozmowy ani ultimatum?Ja myślę ,że bez potrząśnięcia nim to się nie obejdzie ,żeby coś ratować. Jeżeli on nie chce OK nic na siłę zostawić go ale on może potrzebuje kopa w cztery litery ,żeby się obudzić
5 2016-08-08 17:49:27 Ostatnio edytowany przez Klio (2016-08-08 17:49:42)
To jest on. To jest jego styl życia. Taki był, taki jest i będzie. Takiego wybrała, bo być może myślała, że ludzi da się lepić jak glinę, albo przymykała oczy. Teraz on ma się zmieniać, bo przestała odwracać wzrok? Ja rozumiem, że życie jakie prowadzą do najprzyjemniejszych nie należy. Sama takiego bym nie chciała, ale też sama takiego mężczyzny bym nie wybrała, by potem płakać nad swoim losem, albo obmyślać co by tu zrobić, żeby stał się innym człowiekiem. Takich cudów nie ma.
Niech wreszcie będzie uczciwa sama ze sobą i przy okazji z nim i przyzna się do błędu. Błędem było wejście w związek z osobą, która jej nie pasuje. I tyle. Niech rozmawia, niech wyjaśnia, ale ultimatum niech zachowa dla siebie, bo pożytku ani jej, ani jemu, ani temu "związkowi" nie przyniesie.
jutromożeniebyć
Sz. Pani dyrektor, tego krnąbrnego pracownika należy wylać! I zatrudnić innego, tylko przy spadku bezrobocia pewnie nie będzie wielu chętnych na posadę popychadła pani dyrektor za psie pieniądze i bez ubezpieczenia...
Jak tak to czytam, to właściwie się zastanawiam, jak to się stało, że wzięliście ślub. Bo "jakoś tam się dogadać" to mogą nawet koledzy w zespole w pracy.
brzmi okropnie. A jak bylo kiedys? Bo mam wrazenie, ze wy od poczatku nie z tej bajki byliscie. Kochasz go jeszcze? Czy w ogole kochalas go? Pytanie niby bez sensu, ale pozornie, bo niestety, ludzie lacza sie w pary z roznych powodow, niekoniecznie z milosci, choc czasem tak im sie wydaje. A potem, gdy dochodzi do nich brutalna rzeczywistosc, czuja sie nieszczesliwi. Ze marnuja czas i najlepsze lata na cos, co im nie przynosi satysfakcji. Tesknisz za innym zyciem, za innym jutrem, za inna przyszloscia. Tylko, ze przyszlosc zaczyna sie dzis, nie jutro. Jesli rozwazasz mysl o rozstaniu to jest to wyrazny sygnal, ze zyjecie razem, ale obok siebie, niczym wspollokatorzy, niewiele was laczy poza codziennymi sprawami. Nie rozmawiacie ze soba, nie lacza was zadne emocje, nie ma czulosci miedzy wami, zadnej plaszczyzny duchowej. Nie wiem, jak z seksem, ale w tym przypadku podejrzewam, tez jest do kitu, jak z reszta. Toczy sie a raczej telepie, to wasze wspolne zycie, sila rozpedu. Ty juz masz dosc i chcesz z niego wysiasc, zanim bedzie stacja koncowa.
Jestem zawsze za ratowaniem zwiazkow, ale w sytuacji, gdy jest co ratowac i o co walczyc, gdy ludzie sie kochaja, tylko sie pogubili troche ze soba...Gdy wiecej ich laczy, niz dzieli, i gdy wykazuja wole do naprawy relacji. Nie mam wgladu w wasze zycie, mysli i emocje. Ty najlepiej wiesz, ile was laczy. Jesli czujesz, ze to nie ma sensu, to sie wypisz z tego ukladu. Zeby jutro bylo. Bylo lepsze :-)
Na pewno sie boisz zmian. Wielu powstrzymuje obawa przed zmiana. Wola zyc w psychicznym dyskomforcie, ale z poczuciem iluzorycznego bezpieczenstwa w swoim znajomym i przewidywalnym swiatku...Dlatego odwaga jest jedną z najwazniejszych cech charakteru, bo dzieki niej plyniemy przez zycie sami wyznaczajac kierunek, zamiast dryfowac uj wie gdzie...
Kiedy się poznaliśmy był zwyczajnym chłopakiem. Lubiliśmy ze sobą rozmawiać. Mieliśmy podobne podejście do wielu spraw, poglądy. Był miły, szarmancki, elokwentny. Zawsze lubiany. Zabawny i towarzyski. Zakochałam się, on we mnie też. Na początku związku i w okresie narzeczeństwa, starał się. Umiał rozbawić, powiedzieć dobre słowo, przytulić. Lubiłam, gdy mi pomagał w codziennych sprawach. Mogłam na niego liczyć. Bolała głowa, noga zawsze miał czas by skoczyć do apteki. Nigdy nie marzyłam o idealnym facecie, życiu bo takiego nie ma. Takie też nie jest mi do niczego potrzebne. Chodzi mi o to, że mój M. czasami w swoich wypowiedziach mija się z rzeczywistością. Często nie chce konfrontować się z tym, jaka ona jest naprawdę. Czasem wydaje mi się, że kłamie by uzyskać rozmaite korzyści. Czy to przez zwrócenie na siebie uwagi czy uniknięcie odpowiedzialności za coś. Gdy zwrócę mu uwagę na nieścisłości w tym co mówi mi czy innym, wykręca się i tłumaczy w sposób niespójny. Jego zachowanie również przekłada się na nasze życie seksualne, które jest, albo go nie ma. Teraz każdy zastanawia się, dlaczego dziewczyno obudziłaś się dopiero teraz... Nie widziałaś, nic. Podczas narzeczeństwa, nic na to nie wskazywało. Może dobrze się maskował. Nie wiem. Przez innych postrzegany jako ułożony, fajny facet. Taki kumpel z podwórka. Szarmancki dla starszych kobiet. Lubi rzucić dobrym słowem, zagadać. Mieliśmy poważny kryzys 3 lata temu. Wyszły na jaw jego małe kłamstewka. Był płacz, łzy, chęć poprawy. Obiecywał, że się poprawi. Postara nie ubarwiać. Mówić mi o problemach. Pomagać i uczestniczyć w życiu codziennym. Tylko, że ja sama już nie wiem. Mam mętlik w głowie. Przez pewien czas było dobrze, była rzeczywista chęć poprawy. Kilka spraw została zamknięta z moją pomocą. Byłam jak na straży, zawsze w gotowości. Tylko teraz nie wiem, czy chcę by było tak zawsze. Ja po raz kolejny będę sprawdzać czy mówi prawdę. Gdy usłyszę, że znów coś przekręcił, będę dochodziła prawdy. Tylko czy ją uzyskam. Stąd wątpliwości, czy słuszne... ?Obawiam się, że tak.
10 2016-08-11 10:13:57 Ostatnio edytowany przez adiafora (2016-08-11 10:16:01)
Twoj maz popadl w jakis marazm. Malzenstwa przechodza rozne kryzysy. To normalne. Ale on nie bardzo wykazuje wole do poprawienia tego nieciekawego stanu rzeczy. Zachowuje sie, jakby chcial juz tylko swietego spokoju. Troche za wczesnie na to, po 7 latach malzenstwa. Gdy brak szczerej rozmowy, to niewiele mozna zdzialac.
Moze on juz Cie nie kocha, stad ma wywalone na wszystko? Gdy nie zalezy nam na kims, to nie mamy ochoty sie starac. Czasem wykazujemy jakas wole wspolpracy, ale bardziej po to, aby uspic czujnosc malzonka i odzyskac swiety spokoj. Ile ludzi tak zyje? Razem a osobno. Nie rozstaja sie, bo po co? Za dobrze im nie jest ze soba, ale az tak zle tez nie, zeby sie rozstawac...I tak to ich zycie sie toczy, beznamietnie...