Moja sytuacja jest dosyć skomplikowana. Nie potępiajcie mnie. Nawet, jeżeli wszystkie moje problemy powstały z mojej winy, to tylko ja ponoszę tego konsekwencje. Moje lata szkolne (gimnazjum i liceum) nie były szczęśliwe, zarówno pod względem naukowym, jak i towarzyskim. Towarzystwa prawie nie miałam. Z przedmiotów, których nienawidziłam, miałam bardzo słabe oceny, z przedmiotów, które uwielbiałam, miałam bardzo wysokie. Chodziłam do klasy biologiczno-chemicznej. Miałam plan na początku liceum. Początek liceum to był jeden z najszczęśliwszych okresów w moim żałosnym życiu. Cieszyłam się, że dostałam się do elitarnej klasy-takiej, do której było się najtrudniej dostać. Skakałam z radości we wrześniu. Chciałam zdawać maturę rozszerzoną z biologii i z chemii, dostać się na studia biologiczne i napisać pracę licencjacką z paleontologii, zostać paleontologiem-to było moje marzenie jeszcze z dzieciństwa. Myślałam, że nauka na biochemie będzie wspaniałą przygodę, a lekcje biologii i chemii będą fascynujące. Wcale tak nie było! Biologia okazała się trudną, żmudną nauką, a chemia to była sama matematyka, nie robiliśmy prawie żadnych eksperymentów, tylko kreda i tablica. Chemia okazała się być masakrycznie trudnym przedmiotem dla mnie. Fizyka to był horror. Efekt-na początku drugiej klasy liceum załamałam się psychicznie, zachorowałam na depresję, która ciągnie się za mną do dziś. Dziękuję ci, liceum! Nienawidziłam tej biologii i chemii. Miałam dopuszczający z fizyki i chemii na koniec liceum (wstydzę się tego, nie mogę tego komukolwiek pokazywać, bo co sobie ludzie o mnie pomyślą?!), a celujący z historii. Nie zdawałam biologii i chemii na maturze, bo wystraszyłam się, gdy osoba po biologii powiedziała mi, że tam jest matematyka (co ona robi na studiach biologicznych?!). Zdawałam historię na poziomie podstawowym. Postanowiłam pójść na studia historyczne. Dostałam się, było tam bardzo niewiele chętnych. Myślałam, że tam się odnajdę, że spełnią się moje marzenia-zarówno naukowo, jak i towarzysko. Wiedziałam, że jest to kierunek dla słabszych uczniów, dla nieudaczników. Cieszyłam się, że się tam dostałam. I wtedy zaczął się koszmar. Studia wyglądały tak, jak nie powinny dla mnie wyglądać. Wykładowcy byli nieuprzejmi i nie lubili swojej pracy. Ogrom materiału był porażający. Bolały mnie serce głowa i żołądek. Przestraszyłam się, nie mogłam spać po nocach i.....zaczęłam uciekać zajęć. Wiem, to było najgłupsze wyjście, ale w tamtym stanie myślałam, że to jedyne, co mogę zrobić. W końcu tych nieobecności było tyle, że mogłam tylko pomarzyć o zaliczeniu I semestru. Wylądowałam w szpitalu. Leżałam w szpitalu bardzo długo. Wzięłam urlop zdrowotny na uczelni, myślałam, że się pozbieram i zacznę od nowa kolejny rok. Nadzieja matką głupich! Choroba, szpitale depresja-to mnie dopadło w wieku 19, 20 lat, zamiast się zajmować studiami, randkami, nauką, pracą. Zaczęłam od początku studia w następnym roku. Szło mi bardzo dobrze, miałam prawie same 4 i 5, z jednego egzaminu (miałam 2 egzaminy w pierwszym semestrze) miałam 5 u dziekana wydziału! I wtedy pojawiły się schody-z przedmiotu, który dopuszczał do egzaminu, ćwiczeń, wykładowczyni nie chciała mi dać zaliczenia. Załamałam się. Kolokwium poprawiałam 5 razy. Z tego powodu przepadł mi I termin egzaminu (pisemny), został tylko drugi-ustny. Wykładowczyni wpisała mi w końcu do indeksu 3- i stwierdziła, że ja na to nie zasługuję, bo tego nie umiem. Gdy wyszłam z pokoju, rozpłakałam się. Z egzaminu dostałam 2. Profesor powiedział mi, że ponieważ przepadł mi I termin, to mogę napisać podanie do prodziekana o przedłużenie sesji, a on da mi kolejny termin. Pomyślałam sobie, że i tak tego nie zaliczę i powiedziałam mu:-Nie, proszę mi wpisać 2. Wpisał mi. Po prostu nie wierzyłam, że mogę ten egzamin zdać. I oto teraz jestem. Bez studiów. Moi znajomi są inżynierami, licencjatami, a ja jestem nikim. Czy walczyć dalej? Iść na inne studia? Przecież nigdzie pracy nie znajdę, z samym liceum. Co myślicei o mojej historii? Jak myślicie, co mnie zgubiło?
Ogólnie na studiach nie liczy się jakość liczą się kombinacje i średnia.
Chyba że masz naprawdę dużo czasu i widzisz w tym wspaniała metodę realizacji.
Mój znajomy jak oddawał sprawozdania to zmieniał tylko nazwisko autora.
To było tak chamskie ze aż nie do uwierzenia.
Ale w sumie były to sprawozdania z tak starych i daremnych rzeczy że mu się nie dziwie.
Nikt nie lubi studiować rzeczy tak starych że zupełnie nieprzydatnych.
Myślę ze za poważnie to wszystko traktujesz.
Od wykładowców , przez egzaminy czy same studia.
Zajmij się życiem a w wolnym czasie studiami.
Nie uzależniaj tez swojego poczucia wartości od jednej rzeczy.
Poczucie wartości staraj się zbudować na czymś stabilnym.
Ale tez nie pokładaj w tym całej nadziei.