Witam, chciałam się z Wami podzielić trochę moimi doświadczeniami z ''początków wkraczania w dorosłe życie'' , bo mam dopiero 20 lat , ale i z chęcią posłuchać waszych doświadczeń,rad i ogólnej dyskusji w temacie.
Otóż od roku mieszkam z moim obecnym narzeczonym(wkrótce mężem) i jego rodzicami.Przeprowadzka nastąpiła niespodziewanie i spontanicznie,gdyż siostra mojego M. zaoferowała mi pracę w ich mieście czyli oddalonym od mojego o ok. 45km i tak już zostałam mimo,że współpraca zakończyła się po pół roku - ale to jeszcze inna historia.
Z M. kochamy się bardzo mocno,choć jak na 2 lata znajomości mieszkanie po roku razem też nie obyło się bez wzlotów i upadków zwłaszcza na początku wspólnego zamieszkania.
Mieszkamy wszyscy w DOMU RODZINNYM dwupiętrowym z czego góra należy rzekomo ''do nas''.Niby wszystko należy już od 5 lat do M. jednakże nijak ma się to do rzeczywistości,bo w domu panują jakby inne zasady.
Postaram się teraz choć mniej więcej przedstawić sytuację w domu i jak ja się z tym wszystkim mam. Otóż matka M. to taki typ kobiety,która jest nieomylna, niezastąpiona,wśccibska,nadgorliwa i to chyba powinno mówić samo za siebie.
Oczywiście ja przy niej jestem zaledwie pionkiem.Moja aktywność w domu tzn. na dole a głównie w kuchni z moim doświadczeniem ogranicza się do wykonywania poleceń albo ewentualnie sprzątania.
Ojciec to typ gościa, który jest okropnym konserwatystą, szukającym nieustannych pożywek i sensacji, a także ich prowokantem..lubi wymyślać,obrażać się,głupio podgadywać i spiskować.
Do tego dołączmy pozostałą trójkę starszego rodzeństwa ustatkowaną już,mieszkającą w osobnych domach z rodzinami,aczkolwiek często wizytującą i dzwoniącą.
Rodzice już na emeryturze pomagają M. we wspólnym przedsiębiorstwie, z kolei on jest jakby ich utrzymnkiem - rodzice nie wykładają ze swoich rent ani grosza.Brak możliwości wyprowadzenia się na swoje właśnie ze względu na pracę która jest tuż przy domu i obecnie trudną sytuację finansową.
Jestem zmęczona i sfrustrowana sytuacją w domu i gdybym tylko wiedziała, że tak to bedzie wyglądać nigdy by się to wszystko tak nie potoczyło.Tymczasem za 3 msc ślub a w drodze mały dzidziuś,a my co ? nic.
Nie mam ani własnej swobody...prywatności..niezależności...możliwości tworzenia czegoś od nowa...możliwości nauki i rozwijania się w domu.Kuchnia nelży do teściowej, nie chcę się tam za mocno wychylać bo to jej królewstwo,a ograniczam się tylko do pomocy i wykonywania poleceń.nawet do głupiego ogródka nie mam wstępu..a miejsca na drugi nie ma..Z resztą zaraz zaczęłoby się to robisz nie tak..to zrób inaczej i narzucanie wszystkiego po swojemu.
Wracając do gory która niby jest nasza,ale nie jest ,bo matka lubi sobie tam wchodzić zwłaszcza pod naszą nieobecność kontrolować czasem dla swojej wiadomości a czasem z komentarzem.Np. potrafi sprawdzić sobie odczytaną korespodencje mimo że jest ona w kopercie odłożona u nas u góry na stole bądź zwrócić uwagę przy wizycie mojej mamy,że pwinnam zająć się bałaganem w mojej szafie, choc nie mam pojęcia skąd o nim w ogóle wie..byc moze tez tam zagladala.U góry w jednym pomieszczeniu jest komputer z którego też często przychodzi i korzysta tak więc zero swobody i prywatnosci...czasem nawet nie spostrzeglam kiedy przestalismy byc tam sami.
Od paru miesięcy jestem w domu ze względu na ciążę więc i więcej jestem w stanie zaobserwować.Męczące stały się też nieustanne wizyty członków rodziny.Nie wiem czy tylko ja tak na to reaguje czy część z Was też czułaby się przytłoczona,ale wizyty w tym domu nie mają końca.Ciągle coś, ciągle ktoś..A to dzieci jednego z rodzeństwa przyjechaly na wakacje,a to drugie dołączyły..a to jedni wyjechali, drudzy wpadną..a to w weekend jedna z rodzin wpada,a to wszyscy na raz...a to ciotka z wujkiem..a to babcia,a to kuzynostwo..już nie pamiętam kiedy ostatnio byliśmy sami.Wiadomo wtedy żadne reguły góra-dół nie obowiązują,a juz nie mowiąc o tym czy mamy inne plany czy w ogole ochote na towrystwo.Zwłaszcza dzieciaki i młodzież mają to gdzieś..często tez sypiają w pokojach u nas.A o wsyztskich trzeba zadbać,po nich wszystkich sprzatac..jak wszyscy siedzą na zewnątrz to i my musimy w końcu siostra przyjechała a wy tak osobno? Mimo,że sami nie mamy za wiele czasu dla siebie.
Pewnie duży wpływ na to wszystko ma też sam fakt,że jesteśmy ze wzzględu na mieszkanie tutaj w centrum uwagi.Oczywiście wszyscy obserwują,wsyscy gadają , wszyscy wsszystko wiedzą.Najgorze zaczęło się od zbyt bliskiej relacji z siostrą M. która załatwiła tą pracę i była łącznikiem ja-dom rodzinny-ona-rodzice.Stąd wiem jak to wszystko funkcjonuje czyli rodzice jadą np. do nich na wizytę i wszystko opowiadają..A oni się dziś pokłócili=związek bez przyszlości, albo roleta była przez cały dzień u góry zsłonięta(praaawie jak w piwnicy!), a drzwi w komórce nnie były zwsze zamykane(a mama tego taaak nie lubi!),okna na czas ie umyte..
Niestety relacja z ''siostry przyjaciółki mojej i naszego związku'' po zakończeniu współpracy szybko zamieniła się w ''siostrę dobra rada'' nieprzyjaciółkę naszego i związku która nawymyślała przeróżnych nieprawd na mój temat próbując odradzić mnie mojemu M. Na szczęście M. ma swój rozum i nawet przez chwilę nie dał się na to nabrać.
Całkiem łatwo bylo doczepić się tak słabego ogniwa jak ja,który dopiero wszystkiego się uczył . I gadane jest tak po dziś dzień...i z pełną tego świadomością i mimo,że staram się eliminować jak największą ilość rzeczy których ewentualnie mogliby się doczepić i mieć temat do rozmów to i tak nie jest mi z tym łatwo.Przez to wszystko odbieram wszystkich raczej jak nieprzyjacioł mimo,że tego nie okazuję.
Po ślubie kiedy sytuacja finansowa zapowiada się wyglądać o wiele lepiej planujemy się 'odgrodzić'.Na razie nnikt jeszcze o tym nie wie a ja juz mam jednocześnie ogromne nadzieje,ale i obawy. Planujemy wstawić drzwi na dole dzielące jakby miezkanie na dole i u góry pozostawiając na dole tylko korytarz do wspólnego użytku i jeszcze jedne przy samej górze. Zrobić oddzielną kuchnię i łazienkę ,pokój dla dzidziusia.Ale boję się,że to odgrodzenie będzie za dużym ruchem dla rodziców i źle to odbiorą...albo co gorsza ta 'nasza przestrzeń' nadal bedzie naruszana i nie szanowana...a może mieć tą przestrzeń a decydować kiedy pozwolimy ją przekraczać np. zapraszając do nas na obiad...
Może sytuacja komuś wydawać się nie najgorsza..ale na codzień wiele sytuacji jest uciążliwych lub przykrych dla mnie.Np. przy wczoraszym 'zjezdzie rozinnym' tacie chwalącego cudowną gospodynię,którą jest mama wymsknęło się,że jak jej już tu nie będzie to będzie koniec świata...i skończy się jak u jednych z sąsiadów.Czyli młodych konkubinatów którzy niczym się nie zajmują i wsystko stanęło u nich w miejscu jednocześnie obrażając raczej własnie mnie i to na forum rodzinnym.Oczywiście M. zareagował,nie wszyscy chyba nawet słyszeli a ojcu zrobiło się głupio..a mi nie powiem przykro,bo nawet jak matki nie było starałam się ją zastąpić jak tylko potrafiłam..a sama na razie nie mam możliwości wykazania się.Proszę podzielcie się pdobnymi doświadczeniami...piszcie rady i opinie - wsyzstkie chętnie przyjmę.
Pozdrawiam