Cześć wszystkim. Jestem ze swoim chłopakiem 3 lata. Mam 24, a on 27 lat. Mieszkamy od siebie godzinę samochodem i od jakiegoś czasu zaczęliśmy planować wspólne mieszkanie. Teraz sytuacja ustabilizowała się i możemy sobie na to pozwolić. Nie chcieliśmy już dłużej prowadzić związku na odległość. Na wstępie chcę zaznaczyć, że nie chcę kwestionować uczucia mojego chłopaka do mnie, jednak jego zachowanie jest dla mnie... lekko niezrozumiałe. Może pomożecie mi to rozjaśnić
Mój facet rok temu stwierdził, że pora na wyprowadzkę z domu rodzinnego. Powiedział, że jest na tyle dorosły i nie chce się kisić z rodzicami do 30stki. Przez całe liceum i studia mieszkał z rodzicami = nie miał okazji zaznać samodzielności, jak się domyślacie. Dorzucanie się do czynszu i zakupów było/jest opłacalne w jego przypadku. Zwlekaliśmy ze wspólnym zamieszkaniem, gdyż nasza sytuacja finansowa była dość nieciekawa. Moja poprawiła się znacznie szybciej, ale nie naciskałam chłopaka i w międzyczasie wynajęłam kawalerkę w swoim mieście. Od tamtej pory spotykamy się najczęściej u mnie, a nie u niego, ze względu na rodziców i brak prywatności.
Na szczęście mój chłopak zmienił pracę na lepszą i wspólne wynajęcie mieszkania miało już nie być problemem. Mogę pracować zdalnie, więc opuszczenie miasta to nie zmartwienie. Bardziej martwi mnie jego podejście - kocha mnie, okazuje mi to + na deser... No właśnie - ostatnio odpalił, że nie chce ,,wegetacji'' w kontekście komfortu życia.
Do tej pory zawsze coś zaoszczędził, zawsze można było wywalić pieniądze na głupoty. A Mama zawsze zrobiła obiad, pranie itp, skoro jest w domu.
Pomimo, że go kocham, zaczynam się zastanawiać, czy faktycznie chcę takiego życia... - Razem, ale osobno.